Krym 2011

Krym 2011
Danuta Wojciechowska

Termin: 18.07.2011 – 31.07.2011
Trasa: Lwów-Chmielnicki-Symferopol-Eupatoria-Bakczysaraj-Sewastopol-Bałakława-Jałta-Ałuszta- Gurzuf-Massandra-Liwadia-Jaskółcze Gniazdo (Łastoczkino Gniezdo)-Ałupka-Aj-Petri-Sudak-Nowy Świat-Teodozja (Feodosia)-Stary Krym- Kercz- Kurortnoje-Symferopol-Zaporoże-Lwów.
Pogoda:
Cały czas świeciło słońce, czasami nawet było za bardzo upalnie, bo ok. 30oC , a temp. wody ok. 24oC.
Noclegi:
Na Krymie nie ma problemu z noclegami , gdyż na dworcach stoją panie z tabliczkami –żylio ( kwatery), tzw. babuszki. Kwestia tylko ceny i oczekiwanych warunków. Min. za 1 os. to 40 hrywien. Niektóre biorą bezpośrednio do siebie na kwaterę , a większość to pośrednicy. W Ałuszcie , niedaleko pętli tramwajowej stoi samochód z licznymi ofertami zakwaterowań.
Waluta:
1 hrywna – 0,37gr
Większość hrywien kupiłam w Polsce w kantorze, tuż przed granicą polsko – ukraińską, resztę zakupiłam za dolary w kantorach na Krymie. Korzystny kurs był w Teodozji , na dworcu kolejowym.
Na cały pobyt, włącznie z podróżą pociągiem z Polski i z powrotem, wydałam 800 zł.
Przejazd po kraju:
Podróżuje się tu marszrutkami i autobusami, których jest bardzo dużo , tańsze jednak są trolejbusy i elektryczka , czyli pociąg podmiejski. Trolejbusy i autobusy międzymiastowe zabierają tylko tyle osób ,ile jest miejsc. Jeśli wezmą więcej, to na widok radiowozu kierowca rzuca hasło – w dół – i wówczas wszyscy stojący przykucają do poziomu siedzących , a po oddaleniu się milicji , znów wstają. Gdy kierowca nie chce zabrać na dworcu, gdyż boi się kontrolera, należy z nim uzgodnić , żeby zatrzymał się za rogiem lub trochę dalej i tam czekać na nadjeżdżający pojazd, a kierowca zatrzyma się , gdyż pieniądze idą do jego kieszeni.
Na Krym pojechałam głównie po to , aby go zwiedzić. Nie miałam zbyt wiele czasu na wypoczynek i przesiadywanie w restauracjach. Na pełny relaks i kąpiele w morzu przeznaczyłam ostatnie dni pobytu. Zwiedzałam jednak w biegu. Tu naprawdę jest co robić i trzeba dużo czasu, aby nasycić się krajobrazami nadmorskich kurortów, zatoczek , malowniczych formacji skalnych, urwisk i licznych zabytków, twierdz , pałaców carskiej Rosji, itd., a przy tym popływać w ciepłym morzu , zażyć kąpieli błotnych i popróbować przysmaków regionalnej kuchni oraz skorzystać z uroków życia nocnego. Przejechałam wzdłuż całej riwiery krymskiej, zaczynając od zachodniej części a docierając do Morza Azowskiego . Muszę przyznać , że Krym mnie zachwycił . Jest tu wiele zakątków, do których warto dotrzeć . Nie udało mi się zobaczyć wszystkiego w czasie tak krótkiego wyjazdu. Nie dotarłam do Wielkiego Kanionu –wąwozu utworzonego przez rzekę Kokozkę , zabrakło mi czasu na okolice Przełęczy Angarskiej z jaskinią Marmurową, położoną na szczycie góry Czatyrdah , jak również wędrówkę w góry z okolic Bachczysaraju, itd. Na Krym planowałam wybrać się od dawna. Ostatecznie zdecydowałam się z dnia na dzień, bez specjalnego przygotowania , nie mając biletu na pociąg i na dodatek w szczycie sezonu. Spakowałam kilka najważniejszych rzeczy i w południe wyjechałam pociągiem z Krakowa do Przemyśla (39zł). W kantorze wymieniłam złotówki na hrywny (1hr -0,37gr.). Tam od razu przesiadłam się na minibus , jadący do Medyki (2 zł). W Medyce długim chodnikiem doszłam do kontroli celnej(dla Polaków było oddzielne wejście) i po kontroli paszportu, bez komplikacji znalazłam się szybko po stronie ukraińskiej w Szeginie. Bramka dla Ukraińców – mrówek , przewożących wózkami mięso ze strony polskiej i alkohol do Polski, była zatłoczona i wszyscy w ścisku czekali w oddzielnej kolejce. Podeszłam na przystanek autobusów odjeżdżających do Lwowa. Autobus odjeżdżał akurat o godz. 20: 10 . Za 21 hr. , po 2 godz. dojechałam na dworzec kolejowy w Lwowie. Było już po 22godz. ,ciemno, ale bardzo ciepło. Ustawiłam się w jednej z wielu długich kolejek po bilet na Krym. Na wszelki wypadek zajęłam miejsce w 2 kolejkach, gdyby w pierwszym okienku powiedziano mi , że miejsc nie ma . Chciałam jechać jeszcze tej nocy do Symferopola. Rzeczywiście , biletów na standardowe połączenia , czyli z przesiadką w Odessie nie było, ale kasjerka zaproponowała mi połączenie z Lwowa o godz.1:48 w nocy do Chmielnicki( 5: 58), a z Chmielnicki o 14: 44 do Symferopola, do którego miałam dotrzeć na 10 rano wagonem plackartnym (otwarty wagonem z kuszetkami) za 220hr. Pościel była wliczona w cenę. Taka opcja jak najbardziej mi odpowiadała. W sklepie przy dworcu kupiłam kwas chlebowy (0,5l -5hr, 1litr -9hr.). Noc przespałam , rano skorzystałam z kipiatoku – gorącej wody z samowaru w pociągu.
Dzień 1
Bagaż zostawiłam na dworcu w kamerze chranienia -7,5 hr za dobę( trzeba sprawdzać, o której godzinie jest przerwa, aby nie trafić na nią , gdyż wtedy nie można odebrać bagażu ). Czas do południa wykorzystałam na chodzenie po Chmielnicki i po dużym bazarze , znajdującym się na obrzeżach, na który tłumnie jeżdżą Lwowianie , aby taniej kupić odzież. Do bazaru z odzieżą dojechałam z dworca trolejbusem nr 14-1hr. (bilet na marszrutkę-2hr.).
Dzień 2
Do Symferopola przyjechałam o 10:20 rano.W pociągu chociaż było gorąco i nie otwierały się okna, czas mijał przyjemnie na pogawędkach z współpasażerami , wychodzeniu na zewnątrz na postojach i jedzeniu na stacjach , zakupionych od babuszek : pielmieni, pierogów z kapustą, owoców i lodów. Wiele razy podróżowałam radzieckimi pociągami na jeszcze dłuższych odcinkach i taka podróż nie była dla mnie niczym nowym. W Symferopolu od razu po przyjeździe załatwiłam bilet powrotny na pociąg. Kasy kolejowe przedsprzedaży odległe są o 2 przystanki od dworca kolejowego. Pojechałam więc tam trolejbusem (1hr.) i kawałek podeszłam pieszo .Marszrutką można dojechać bliżej kas (2,75hr.). W specjalnym okienku, obok kas otrzymałam na kartce rozpiskę możliwych pociągów za opłatą 4hr. Brakowało bezpośrednich połączeń , była propozycja jazdy do Zaporoża z około 6godzinnym oczekiwaniem na pociąg do Lwowa. Plackarta kosztowała 223hr. wraz z pościelą . Ponieważ byłam sama, takie rozwiązanie mi odpowiadało. Na dworcu kolejowym kupiłam bilet na elektryczkę do Eupatorii , kurortu nad Morzem Czarnym, położonego 80km od Symferopola ( 2godz jazdy- 8hr). Można tu dojechać marszrutką , ale drożej. Po drodze, ok. 10km od Eupatorii mija się wielkie jezioro , a dalej plaże , na których rozlokowane są liczne przyczepy campingowe i namioty. Po pociągu krążyły babuszki, sprzedające pierożki z kapustą lub ziemniakami po 2hr. , wodę mineralną 0,33l za 5hr.lub lody- 2hr. , a także osoby szukające chętnych na noclegi , ale nie na 1 noc. W Eupatorii na peronie pojawiły się panie z napisami „żylio.”Chciały od 80 -180hr. za osobę . Preferowały 2 -3 osoby jednocześnie i na kilka dni. Dla 1 osoby trudno było o tani nocleg . Zastanawiałam się, co zrobić z plecakiem , gdyż przechowalnia kosztowała 15hr. za mały bagaż , do 20hr za duży. Na dworcu można było przenocować w holeliku dworcowym ( kimnaty widpoczynku), jednak nie próbowałam. Z bagażem udałam się w kierunku plaży, ale po drodze zostawiłam go u pani, sprzedającej wycieczki na deptaku. Przeszłam się po plaży i okolicznych straganach a potem wróciłam na dworzec, gdyż wieczorem miało być więcej babuszek z noclegami. Jedna z nich zgodziła się wziąć mnie za 50hr., lecz czekała jeszcze na więcej osób. Nikogo jednak nie znalazła i pieszo poszłyśmy na ulicę 9 maja, gdzie otrzymałam pokój z dwoma łóżkami i kuchenką na zewnątrz. Rzuciłam bagaż i natychmiast wróciłam nad morze, aby popływać. Z dworca do morza jest daleko , można podjechać tramwajem nr 3 do deptaka, a następnie podejść ok. 1km nad samo morze. Popływałam w ciemnościach, w doskonale ciepłej wodzie. Plaża o tej porze była bezpłatna, w godz. 8-18 płaci się 5hr. Po kąpieli przeszłam się przez potężny park rozrywki , aż doszłam do Prospektu Lenina, a potem pieszo na kwaterę, gdzie czekała na mnie gospodyni- Ania –krymska Tatarka.
Dzień 3
Rano tramwajem nr3 dojechałam do deptaka, a potem przesiadłam się na nr1 (bilet 1,25hr), wysiadając w centralnym punkcie miasta , skąd podążałam w kierunku plaży. Plaża w Eupatorii jest piaszczysta i szeroka . Idąc deptakiem nadmorskim doszłam do meczetu i cerkwi słowiańskiej, zatrzymując się po drodze w barze „ stołowaja”, na tani i pyszny barszcz oraz pierożki. Po południu wróciłam do Symferopola, a stąd elektryczką do Bachczysaraju- dawnej stolicy krymskich Tatarów. W elektryczce było gorąco, więc wszyscy wachlowali się i ocierali z potu. W Bachczysaraju , od razu podeszła do mnie pani, zabierając mnie do swojej kwatery za 50hr. Kwatera znajdowała się między dworcem autobusowym a kolejowym, w głębi osiedla domków. Należy wysiąść 1 przystanek od dworca autobusowego , przy sklepie spożywczym. Autobus nr 1 lub 2 jedzie tu z dworca kolejowego bardzo długo, bo okrężną trasą; szybciej jest na piechotę. Tu zastałam grupę młodzieży z Polski . Pani wychodziła na każdy pociąg z Symferopola, aby zgarnąć turystów . Do centrum było stąd bardzo daleko, jeździłam więc autobusem. Trzeba pamiętać, że ostatni powrotny autobus z miasta jest o godz.8 wieczorem. Zostawiłam bagaż i szybko pobiegłam na autobus nr 2 , którym dojechałam w okolice Sałaczika (4km ). Bachczysaraj z okien autobusu wyglądał jak zapadła dziura, z jedną długą ulicą. Znalazłam się w pobliżu Monastyru Uspieńskiego , wykutego w skale, z którego był piękny widok na okoliczne skały i wtopione w nie domy. Ponieważ była już 5 wieczorem, obejrzałam monastyr z zewnątrz i górską ścieżką udałam się do malowniczego, skalnego miasta –twierdzy Czufut Kale( ok. 1godz.drogi). Aby szybciej się przemieszczać ubrałam górskie buty. Na trasie spotyka się liczne stragany z pamiątkami tj. zioła, sztylety oraz czapki tatarskie, które można tu kupić po 10, 15 lub 20hr. Warto tu zrobić zakupy, bo ceny są najniższe na całym Krymie. W samym Bachczysaraju czapki te kosztują o wiele drożej . Wstęp do Czufut Kale -40hr. , dzieci i studenci 20hr. Całość wygląda imponująco . Potężny obszar ze świątyniami muzułmańskimi i karaimskimi domami modlitewnymi (kenesa) i murami obronnymi, robi wrażenie. Można też przejść się trasą podziemnych tuneli Tik –Kuju (wejście min. 5 os. -25hr. i 15hr. dzieci, foto 5hr., video 10hr). W drodze powrotnej obejrzałam wnętrze Monastyru Uspieńskiego.
Dzień 4
Rano autobusem nr 2 (2,5hr.) dojechałam do Pałacu Chanów , najciekawszego obiektu w Bachczysaraju – wstęp 50hr., studenci 25hr. Przeszłam przez bardzo ładny dziedziniec, a potem podłączyłam się, najpierw do wycieczki rosyjskiej i następnie do polskiej, aby posłuchać historii tego miejsca i pozwiedzać poszczególne pomieszczenia kompleksu pałacowego, zatrzymać się dłużej przy Fontannie Łez , haremie, i zbiorach pamiątek po Tatarach. Po zakończeniu zwiedzania udałam się do pobliskiej cerkwi, a także pooglądałam formacje skalne na wzgórzu, widoczne z drogi. Z Bachczysaraju pojechałam elektryczką do Sewastopola (bilet 8hr.) – miasta bohatera, byłej bazy floty wojennej ZSSR. Na dworu zostałam otoczona przez panie, oferujące noclegi. Wybrałam pokój za 40hr. u pani mieszkającej w bloku na ul. Marineska. Aby tam dojechać , wsiadłyśmy na przystanku Centralnyj Rynok, między nabrzeżem a ulicą Balszaja Morska i marszrutką nr 83 dojechałyśmy do Rynku Szewczenki (15min-2hr). Tu kupiłam bardzo tanio owoce. Nocowałam w skromnym mieszkaniu gospodyni. Po zostawieniu bagażu wróciłam do centrum i zaczęłam zwiedzanie od spaceru nadmorskim bulwarem, z którego roztacza się widok na zatokę i pomnik zaginionych statków. W parku obok można było posłuchać występów wokalistów, zrobić zdjęcie z wężem lub wykupić wycieczki statkiem np. do pobliskiej Bałakławy za 110hr. Obejrzałam Grafską Przystań, przeszłam się główną reprezentacyjną ulicą Balszaja Morska , przy której znajduje się wiele ważnych obiektów. Tu można także tanio zjeść na stołowej , na początku ulicy, w piwnicznej sali, po prawej stronie idąc od morza. Na poczcie , przy tej ulicy , skorzystałam z internetu, a potem po dojściu do dużego ronda, z bocznej uliczki po jego lewej stronie, przyglądałam się okolicy dworca kolejowego, leżącego poniżej. Idąc dalej za rondem, dotarłam do wielkiego parku z monumentalnymi pomnikami bohaterów, min. do pomnika Obrony Sewastopola 1854-1855, a także Panoramy Obrona-Sewastopola, na którą bilet kosztował 40hr. , 20hr dzieci . Wstęp do kompleksu muzeum i panoramy -45hr., 25hr dzieci. Na kwaterę wróciłam bardzo późno.
Dzień 5
Rano gospodyni namawiała mnie na pobliską plażę . Morze było nie tak daleko od kwatery. Chciałam jednak pojechać do Bałakławy, niegdyś głównej bazy okrętów podwodnych Floty Czarnomorskiej. W tym celu autobusem dojechałam do tzw. Piatowo Kilometra (Piąty Kilometr ), gdzie znajduje się duży bazar na obrzeżach Sewastopola (2,5 hr.), a stamtąd autobusem nr 9 (3 hr.) , bezpośrednio do Bałakławy, gdzie wysiadłam w okolicy portu, na ostatnim przystanku. Udałam się w kierunku twierdzy. Idąc uliczką od lewej strony zatoki, wspięłam się nieco w górę . Stąd ujrzałam niezwykle urokliwe miasteczko, z malowniczą zatoką z fiordami. Nad nią górowały ruiny genueńskiej fortecy Czimbało . Szłam wąską ścieżką na wzgórze wokół zatoki, aż doszłam do punktu z widokiem na dwie odległe plaże. Można do nich dotrzeć statkiem lub łódką rybacką , albo dojść pieszo przez góry, ale zajmuje to sporo czasu. Wokół zatoki mnóstwo ludzi opalało się , leżąc na betonie. Z Bałakławy wróciłam autobusem nr9 do Piatawo Kilometra , a stamtąd autobusem nr 22(2hr), pojechałam do ruin Chersonezu Taurydzkiego , miasta założonego przez Greków w 6 w. p.n.e. (wstęp 12 hr, dodatkowo płatne fotografowanie). Pozostałości antycznego miasta otoczone są murem z czasów bizantyjskich. Na terenie Chersonezu góruje nowa , dwupoziomowa cerkiew p.w. Św. Włodzimierza. Naprzeciw niej , po prawej stronie od wejścia na teren ruin , jest niewielka piaszczysta plaża i doskonałe miejsce do pływania w morzu. Warto więc zabrać ze sobą strój kąpielowy. Ja byłam przygotowana na taką ewentualność i z przyjemnością popływałam tu , zwłaszcza że woda była ciepła i bardzo spokojna , a pływających niewielu. Głównie byli to mieszkańcy Sewastopola , ze swoimi rodzinami. Zrelaksowana przeszłam się między akropolem, agorą, kolumnami, amfiteatrem i kałakołem ( dużym dzwonem) nad brzegiem morza. Zajrzałam też do cerkwi, bogato zdobionej ikonostasem i freskami. Po powrocie na kwaterę i zabraniu bagażu, pojechałam na dworzec autobusowy, aby udać się do Ałuszty. Było już po 17 i bilety na wszystkie autobusy były wykupione, do Jałty również. Kasjerka poradziła mi , aby poprosić kierowcę o zabranie mnie. Niestety nie było to łatwe , gdyż przed odjazdem autobusu przyszła kontrolerka sprawdzając wszystkim bilety a wyszła dopiero po jego odjeździe z dworca . Pierwszy kierowca nie zabrał mnie, ale drugi poradził, bym podeszła za róg ulicy, gdzie miał skręcać . Oczywiście pobiegłam tam czym prędzej i gdy tylko autobus był niewidoczny dla kontrolerki, mogłam wsiąść i siedzieć na swoim plecaku. Okazało się, że później wskazówkę tę wykorzystałam w Jałcie , gdy brakowało miejsc w trolejbusie, jadącym do Ałuszty , a także w Teodozji , na trasach międzymiastowych. Pojazd zawsze musiał zniknąć z oczu kontrolerki, a wtedy kierowca zabierał bez biletu. Trzeba tylko stać w odpowiednim miejscu uzgodnionym wcześniej z kierowcą. W Jałcie była przerwa kilkunastominutowa. Babuszki czekały z noclegami , ale targowanie się wymagało więcej czasu. Było już późno i obawiałam się, że może być problem z noclegiem. Zdecydowałam się na dojechanie do Ałuszty i pozostanie tam na kilka noclegów. W Ałuszcie na dworcu otoczyły mnie panie, wymieniając różne ceny. Wybrałam nocleg za 40hr. Jedna z pań-pośredniczek od razu, bez targowania wzięła mnie, jako że planowałam zostać tu 3 noce. Zaprowadziła mnie dosłownie na drugą stronę ulicy , naprzeciw przystanku trolejbusu i marszrutek, jadących z Symferopola do Jałty. Trzeba było przejść przejściem podziemnym. Miałam pokój z trzema łóżkami , ale byłam sama. Łazienka z wc i prysznicem znajdowała się na zewnątrz, a kuchnia była wspólna z gospodynią. Rzuciłam swoje rzeczy i natychmiast ruszyłam nad morze, idąc prosto ulicą przed siebie. Było już ciemno i miałam wrażenie , że Ałuszta, to straszna dziura. Chodnik nierówny, sklepy zapyziałe, a ceny w nich o wiele wyższe niż gdzie indziej . Chleba o tej porze już nie było, a rano do 11 jeszcze nie było. Znacznie ciekawszy okazał się szeroki odcinek przy plaży, zadbany i zagospodarowany, z mnóstwem restauracji i dyskotek.
Dzień 6
Rano z przystanku przy dworcu autobusowym , naprzeciw kwatery, pojechałam trolejbusem nr 53, 52 ( 1 godz-3hr) do Gurzuf , leżącego na trasie z Ałuszty w kierunu Jałty. Trolejbus ten jedzie z Symferopola do Jałty i pokonuje najdłuższą w Europie trasę ok. 79km w trzy godziny. Wysiadłam na wysokości Gurzuf , przy głównej drodze, a potem przeszłam na jej przeciwną stronę i kierowałam się długimi schodami dół , następnie wijącą się drogą przechodziłam obok garaży, szkoły , aż doszłam do centrum z bazarem owocowym. Do plaży doprowadziły mnie kolejne schody w dół. W miasteczku tym jest cała plątanina schodów w różnych kierunkach. Ze żwirowej plaży rozpościerają się przepiękne widoki na różnorodne skałki. Gurzuf jest bowiem położony u podnóża góry Ajudah. W czasach carskiej Rosji był on ulubionym kurortem artystów m.in Mickiewicza i Puszkina ( jest tam skała Mickiewicza w kształcie niedźwiedzia). Idąc ścieżką przed plażą na lewo, doszłam do domu twórczości malarza Kakorowima, i muzeum natury regionu (wstęp 10hr.). Na bazarze zakupiłam morele i brzoskwinie, a potem udałam się do parku , należącego do sanatorium. W mieście spotyka się tablice z napisami – sdajetsia żylio – kwatery do wynajęcia . Podaję jeden z telefonów 095 9085 222. Do samego miasta można dojechać z Ałuszty bezpośrednio marszrutką, ale drożej niż trolejbusem. Ja wróciłam do głównej drogi na trolejbus starą trasą , przedzierając się przez całe miasto, zwiedzając po drodze cerkiew i wspinając się na końcu po licznych schodach , ale za to widok z góry na zatokę i skałki na morzu był zachwycający. Wsiadłam znów do trolejbusa nr 52, jadącego do Jałty i wysiadłam na wysokości Massandry. Szłam w kierunku Pałacu Massandrowskiego ok. 1,5km od głównej drogi, ścieżką przez lasek, aż wreszcie w parku z małym stawem, ujrzałam dwór cara Aleksandra III. Po drodze spotykałam osoby sprzedające słynne wino z Massandry, rozlewane w plastykowych butlach. Stamtąd udałam się długą ścieżką, prowadzącą prosto przez las, do miasteczka Massandra, gdzie znajduje się podziemna fabryka wina , założona przez księcia Lwa Golicyna . Prawie zwątpiłam , czy dobrze idę , gdyż w samej Massandrze długo szłam pustą ulicą, aż wreszcie po prawej stronie ujrzałam napis Dom Wina, przy ul. Winodieła Jegorowa 7 oraz grupę turystów , oczekujących na możliwość kupienia i skosztowania wina w degustacjonnych załach. Za degustacje 8- iu markowych win pierwszej jakości trzeba było zapłacić 50 hr – 45min, a za degustację 2 markowych win -20hr, 30min. Wykład o winie, trwający 45min kosztował 20hr . Możliwa też była wycieczka z przewodnikiem , ze zwiedzaniem 10 podziemnych korytarzy i obejrzeniem kolekcji 100 tyś. pełnych butelek. Po wyjściu z budynku, na skróty doszłam do miejsca, gdzie odjeżdża marszrutka do Pałacu w Liwadii (4hr., 3 km do Jałty). Tu obejrzałam letni pałac Cara Mikołaja II – historyczne miejsce Konferencji Jałtańskiej z 1945roku- wstęp 55hr. Doszłam do windy, którą dojeżdża się do plaży, ale było zbyt późno i marszrutką wróciłam do Jałty, a stamtąd trolejbusem do Ałuszty. Nie było jednak łatwo wsiąść, mimo częstych odjazdów, gdyż wcześniej należało kupić bilet , a cały skład był zapełniony, natomiast kontrolerka do ostatniej chwili czekała , aż trolejbus odjedzie. Kierowca nie mógł więc nikogo wziąć na stojąco, ale starym sposobem podbiegłam kilkaset metrów naprzód i tam trolejbus zatrzymał się. Trzeba było jednak szukać skrawka miejsca między siedzeniami , gdyż na Krymie turyści ukraińsko-rosyjscy są wyjątkowo nieuprzejmi , nawet małym dzieciom każą się rozsiąść na całym siedzeniu i nie drgną, gdy prosi się ich o lekkie przesunięcie, chociaż często zmieściłaby się jeszcze jedna osoba. Bywało nawet tak , że po wejściu do marszrutki, położyłam swój plecak na siedzeniu, zanim zapłaciłam kierowcy za bilet , a gdy wróciłam, obok plecaka siedziało już dziecko, rozpychając się na całe siedzenie, gdy tymczasem dla mnie pozostał tylko brzeżek. Matka jego siedziała z przodu i nie raczyła nawet zwrócić mu uwagi. W Ałuszcie, po powrocie miałam już współlokatorów- młodą parę Ukraińców. Planowali tu być kilka nocy, ale gospodyni , starsza pani, niesamowicie despotyczna, skutecznie ich przegoniła . Mimo , że miała problemy z chodzeniem, bo poruszała się tylko, opierając się o krzesło i przesuwając je , robiła to tak energicznie i szybko , że w błyskawicznym tempie była w różnych miejscach.
Dzień 7
Rano trolejbusem nr.53 ,52 pojechałam do Jałty , a stamtąd autobusem nr 27 za 3hr. , do Jaskółczego Gniazda (Łastoczkino Gniezdo )– pałacu -zameczku w stylu neogotyckim , na przylądku Aj-Todor. Byłam tu już wiele lat temu, płynąc statkiem rejsowym. Zamek jest symbolem Krymu , a jego usytuowanie jest niezwykłe, bo na skale, tuż nad morzem, a dojście do niego umożliwiają liczne schody. Ze skałek obok można oglądać prześliczną panoramę z okolicznymi sanatoriami i skałkami w morzu. Stąd autobusem nr27, za 5hr. dojechałam do stacji kolejki Aj- Petri – góry , na której założyli osadę Tatarzy( 1234m. n.p.m.). Górę widać dobrze, jeśli podejdzie się na parking od lewej strony od wejścia do kolejki. Wjazd kolejką na górę – tzw. kanatnaja daroga , kosztuje 60hr. a w obie strony 120hr. Kolejka jest czynna od 9 do 18. Można też wjechać marszrutką, która odjeżdża po zebraniu się 8 osób. Niestety cena jest ta sama. Ja zapłaciłam 50hr. gdyż przyprowadziłam kilku pasażerów. Marszrutka jechała przez teren zalesiony , zatrzymując się przy największym na Krymie wodospadzie Uczan-Su, mającym aż 98 m wysokości , oraz przy małym jeziorze . Teren na górze, to duży bazar z towarem podobnym , jak na naszej Gubałówce , oraz liczne restauracje z kuchnią krymsko –tatarską , gdzie można spróbować tatarskiego płowu ( ryż , mięso baranie, przyprawy), szaszłyki, wino z Massandry i sfotografować się np. z wielbłądem , lamą, osłem, albo zafundować sobie przejażdżkę na koniu. Można podejść do licznych pieczar i formacji skalnych. Z Aj -Petri wróciłam kolejką linową, z której ładnie widać panoramę Jałty oraz szczyt góry, w zależności od tego, przy której szybie się ustawimy . Wycieczka w wiszącym nad przepaścią wagoniku dostarcza niektórym emocjonujących przeżyć . Po dotarciu na dół udałam się pieszo przez park, a dalej wzdłuż brzegu morza , do Pałacu Woroncowów w Ałupce . Po drodze zajrzałam na bezpłatną plażę, z myślą o popływaniu , ale fala była tak przerażająca ,że zrezygnowałam z kąpieli. Pałac księcia Woroncowa zrobił na mnie imponujące wrażenie swoim ogromem i przepięknym usytuowaniem (wstęp 40hr.). Z jednej strony jest wspaniały widok na Aj- Petri , a z drugiej na morze i park , tuż przy tarasach południowych, na których koniecznie trzeba być , gdyż widok z nich jest zachwycający, (wstęp 4hr). Schody tarasów z lwami po bokach, prowadzą nas do morza. Jeśli teraz miałabym wybierać między kolejką na Aj Petri, a widokiem z tarasów , to z pewnością wybrałabym tarasy, gdyż stąd również widać Aj Petri, a otoczenie jest urzekające .Dla wielu osób, szczególnie dzieci, główną atrakcją jest jednak emocjonujący przejazd kolejką . Po nasyceniu się widokiem , pojechałam marszrutką 27 (8hr.) do dworca w Jałcie . Stąd do centrum Jałty jest dość daleko, więc pokonałam ten odcinek trolejbusem (1hr). Z Ałupki do Jałty można też dojechać autobusem nr32. W Jałcie uwieczniłam pomnik Lenina, tuż przy bulwarze nadmorskim. Obok pomnika jest plac zabaw dla dzieci, a nieco dalej piękny park. Po prawej stronie ulicy, odchodzącej stąd mieści się niedroga jadłodajnia. Przeszłam się elegancką promenadą wzdłuż portu , wstąpiłam do cerkwi ormiańskiej, położonej tuż przy plaży żwirowej , przy ul. Nabiereżnej im. Lenina , potem do przepięknej cerkwi prawosławnej Aleksandra Newskiego. Na deptaku jest wiele atrakcji dla nudzących się turystów, którzy mogą w tzw. Wesołym Wersalu przebrać się za hrabinę i usiąść na tronie . Można też zrobić zdjęcie na Harleyu, w wyszukanym stroju gwiazdy. Trochę żałowałam, że nie miałam wcześniej na tyle cierpliwości i czasu, aby znaleźć nocleg w Jałcie, zamiast w Ałuszcie, gdyż Jałta jest najlepszym miejscem wypadowym i ma wiele do zaoferowania. Można tu przejechać się kolejką linową , aby obejrzeć miasto z góry. Po powrocie z Jałty udałam się na plażę w Ałuszcie. Plaże w Ałuszcie poprzedzielane są betonowymi blokami. Są tu plaże publiczne-bezpłatne, bardzo zatłoczone , a ci którzy chcą poleżeć przychodzą już o 7 rano, aby rozłożyć ręcznik. Opłata za plaże płatne, to 15hr. (6zł) . Woda jest tu wspaniała , a widoki prześliczne. Mnie interesowało tylko pływanie, a nie leżenie. Zaczynałam więc pływać na plaży bezpłatnej i dopływałam do plaż płatnych, gdzie na chwilę się zatrzymywałam . Pośród plaż były też wydzielone plaże sanatoryjne. Tam też można było dopłynąć. Wieczorem szeroki deptak zamieniał się w centrum rozrywki. Ok. 21 przygotowałam się na nocne oglądanie atrakcji . Uprzedziłam gospodynię ,że mam zamiar wyjść. I to był błąd. Zabroniła mi , twierdząc, że o 10 jest cisza nocna i nigdzie nie mogę wychodzić. Gdy otworzyłam drzwi , ujrzałam przewieszony sznurek, zagradzający wyjście. Jeden koszmar. Dla świętego spokoju musiałam zrezygnować.
Dzień 8
Rano pobiegłam popływać, a potem przeszłam się po okolicy. Dotarłam do ładnego centrum handlowego. Po południu postanowiłam wyruszyć do Sudaku. Autobusy kursują na tej trasie rzadko, rano o 10 a kolejny o 14. Bagaż zostawiłam na podwórku, w miejscu gdzie mieszkałam i to ukradkiem by gospodyni mnie nie widziała , gdyż była tak wredna, że nawet nie pozwalała zostawić plecaka do odjazdu autobusu. Na szczęście klucz od bramy był cały czas w zamku i wystarczyło sięgnąć ręką w górę by go otworzyć . Straszny naród, jest miły tylko gdy widzi pieniądze. Autobus do Sudaku jechał 2 godz. (22,60hr) ciekawą trasą wzdłuż morza i szerokich plaż . Mogłam pooglądać riwierę krymską . Główny przystanek z postojem był w Rybaczie – miejscowości z bardzo ładną , szeroką, żwirową plażą, niedaleko od Ałuszty Do Rybaczie z Ałuszty bardzo często kursują marszrutki. W Sudaku ,na dworcu , tradycyjnie zgarnęła mnie gospodyni za 40hr. Kwaterę miałam niedaleko dworca w bocznej ulicy, odchodzącej na prawo od głównej drogi, prowadzącej z dworca do centrum Sudaku. Był to zespół pokojów tylko dla turystów, z prysznicem i wc na zewnątrz. Można było korzystać z kuchni. Pani wychodziła na każdy autobus, by złapać gości. Po przyjeździe natychmiast rzuciłam plecak i ze strojem kąpielowym pobiegłam na dworzec, aby stąd marszrutką pojechać do Nowego Światu (2,5hr-ok.4km). Trasa przejazdu była zachwycająca, po drodze można było obserwować różnorodne formacje skalne , a dalej morze. W miasteczku, w Błękitnej Zatoce , jest plaża i można pływać, ale było tu bardzo tłoczno. Nadmorskim deptakiem, ciągnącym się wzdłuż wybrzeża , z licznymi restauracjami i hotelami, idąc w prawo do końca, doszłam do bramki wejściowej na Ścieżkę Carską . Wejście kosztowało 30hr. Niestety nie pomyślałam , że wstęp będzie płatny i wzięłam ze sobą niewiele pieniędzy , gdyż planowałam beztrosko pływać. Musiałam więc poszukać innej drogi , bezpłatnej. W tym celu udałam się w kierunku muzeum , które obeszłam po jego prawej stronie i wspięłam się w górę na teren osiedla, po przejściu którego skręciłam w lewo i słysząc głosy turystów doszłam do ścieżki głównej. Turyści szli akurat w przeciwnym kierunku. Widoki były niesamowite. Trasa jest 3 km, a na całym odcinku brakuje wody pitnej. Wykutą w skale ścieżką doszłam do pieczary a potem idąc wzdłuż brzegu morza przyglądałam się z zachwytem wspaniałym formacjom skalnym. Na terenie rezerwatu wykąpałam się przy skalistej plaży ,w otoczeniu licznych mew, a na końcu obejrzałam potężną grotę , która mieści się niedaleko wejścia na ścieżkę, którą to wyszłam, aby czym prędzej ustawić się w długiej kolejce na jeden z ostatnich kursów autobusu powrotnego do Sudaku. Dla mnie widoki na tej trasie i odcinek przed wjazdem do Nowego Światu, były najbardziej zachwycające na całym Krymie. Żałowałam , że musiałam przejść tę trasę prawie w biegu . Warto tu spędzić nawet cały dzień. Za 40hr, można było dopłynąć do ścieżki carskiej z nabrzeża Nowego Światu katamaranem, z przewodnikiem. Do Sudaku można zamówić taksówkę morską- 60hr.
Dzień 9
Cały ranek spędziłam w Sudaku . Wcześnie udałam się na plażę, dochodząc do niej główną ulicą im. Lenina, a na plaży kierowałam się w prawo, skąd widoczna była doskonale zachowana, majestatyczna Twierdza Genueńska z XIVw. Plaża była bezpłatna . Tutaj spędziłam kilka godzin na pływaniu , poczym wspięłam się na wąską ścieżkę, okrążającą od tyłu twierdzę. Stąd przyglądałam się potężnym murom obronnym , aż doszłam do głównego wejścia , znajdującego się po przeciwnej stronie od plaży , przy głównej drodze, którą jedzie się do Nowego Światu. Przy twierdzy jest przystanek autobusowy i można tu dojechać z dworca tą samą marszrutką, która kursuje z Sudaku do Nowego Świata. Po obejrzeniu barbakanu , cytadeli, i wież , wróciłam autobusem na dworzec, a po zabraniu plecaka z kwatery , pojechałam do Koktebel- miasteczka u podnóża wulkanicznych skał, aby tam łódką popłynąć do Złotych Wrót – skalnego łuku, malowniczo wystającego z morza- (1,5godz 60hr). Za 100hr można było przepłynąć pod łukiem skalnym i pooglądać z bliska najbardziej malowniczą grupę skalną rezerwatu Kara – Dag. Z Koktebel autobusem dojechałam do Teodozji (Fieodosi) . Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie , gdy wysiadając na dworcu autobusowym nie ujrzałam babuszek, oferujących kwatery, co do tej pory było regułą. Niestety taki zwyczaj panował w zachodnim Krymie do Sudaku włącznie , a w części wschodniej nikt nie oferował noclegów na dworcach. Ponadto okazało się, że w Teodozji są dwa dworce autobusowe , oba usytuowane w okolicy cerkwi, bardzo daleko oddalone od siebie. Ten, na którym wysiadłam był dworcem podmiejskim , stąd wyjeżdżały autobusy miejskie. Z plecakiem ruszyłam w kierunku parku , gdzie siedziały panie z karteczkami żylio – kwatera , ale ceny miały tak wygórowane, że całkowicie zwątpiłam. W parku był hotel w przystępnych cenach , ale brakowało miejsc . Niedaleko od dworca, na którym wysiadłam , na chodniku spotkałam starszego pana z córką, sprzedających ryby, którzy zaproponowali mi nocleg u siebie za 20hr. Warunkiem było czekanie do zmierzchu , bo o tej porze kończyli swój biznes z rybami. Chętnie na to przystałam, zostawiłam na straganie swój plecak , a następnie pojechałam autobusem na główny dworzec, z którego odjeżdżają autobusy do różnych miast Krymu. Przy dworcu jest piękna cerkiew , chcąc odetchnąć uczestniczyłam w mszy św. Następnie poszłam pieszo, na skróty na plażę , która mieści się niedaleko od dworca kolejowego , znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Ścieżką polną dotarłam do plaży. Ponieważ był wieczór i ludzi niewiele, mogłam swobodnie popływać , a gdy zaczęło się ściemniać, autobusem wróciłam po plecak i udałam się na nocleg.
Dzień 10
Rano dojechałam do głównego dworca autobusowego, naprzeciw kolei , a stamtąd autobusem za 7hr, wyruszyłam do pierwszej stolicy Chanatu Krymskiego- Starego Krymu. Skusiła mnie ta nazwa. I co zobaczyłam . Okropną dziurę, wyglądającą jak zaniedbana, stara wieś. Owszem, była kawiarnia internetowa, bardzo tania, z której skorzystałam, bazar warzywny , na którym tanio kupiłam warzywa, a poza tym puste ulice. Pokręciłam się trochę podchodząc do Muzeum Grina, Muzeum Historii, Muzeum Tatarskiego. Dłużej zatrzymałam się przy ul. Lenina, przy bardzo starym , małym meczecie z 4w., którego ruiny sfotografowałam. Doszłam tam polną drogą, prowadzącą prostopadle od bazaru. Turyści przyjeżdżają tu głównie, aby stąd pojechać do położonego w górach, ormiańskiego klasztoru Surb-Chacz z 4w. , oddalonego o 12km stąd. Niestety można tam dojechać tylko taksówką lub samochodem. Brakuje transportu publicznego. Po powrocie do Teodozji, zajrzałam do Galerii Ajwazowskiego- najwybitniejszego malarza – marynisty, odebrałam z kwatery swój plecak i autobusem pojechałam do Kercza, portowego i stoczniowego miasta, usianego kurhanami. Jeden z nich jest tuż obok dworca autobusowego – jest to kopiec z 4w , 8m wysokości ,porośnięty trawą( wstęp 5hr). Na dworu wsiadłam do marszrutki 69 i za 7hr, jadąc szutrową drogą , dojechałam po 30min. do wioski Kurortnoje nad Morzem Azowskim , słynącej z błota leczniczego. We wsi jest jedna długa droga, również nieutwardzona , gdyż jak mówią mieszkańcy, materiał przygotowany do jej budowy został szybko rozkradziony. W Kurortnoje jest dużo kwater prywatnych tuż przy plaży. Ja zamieszkałam przy ul. Nabierieżnej 76a (czyli głównej we wsi), u gospodyni Władimiry Taisy Alieksiejewnej za 35hr/noc., ( zielone drewniane ogrodzenie, obok wynajmuje jej siostra – z jasno fioletowym ogrodzeniem nieco drożej). Do plaży i morza , czystego , ciepłego i płytkiego miałam parę metrów . Pływałam więc dowoli. Wybrzeże jest dzikie a plaże puste, z nielicznymi turystami, w wodzie mnóstwo ryb . Przyjechałam tu głównie ze względu na słynne kąpiele błotne w słonym jeziorku. Niestety od mojej kwatery do nich było ok. 2,5km, szłam więc plażą , co pewien czas wchodząc do wody, aby popływać. Moja gospodyni , bardzo miła, rezyduje tu tylko w sezonie, tzn. od czerwca do września. Wiele właścicieli przyjeżdża do swoich posiadłości i wynajmuje je turystom tylko w sezonie, a nieliczni , stali mieszkańcy przyjmują gości w innym okresie. Kuracje błotne zalecane są co drugi dzień przez 2 tygodnie. Można całkowicie zanurzyć się w gorącej mazi błotnej i nabrać błota do butelek i wiaderek plastykowych, co praktykowali Rosjanie . Wszystko tu jest bezpłatne. Błoto po 15min spłukujemy , zanurzając się w Morzu Azowskim, znajdującym się kilka metrów stąd . We wsi jest wiele sklepików spożywczych , dobrze zaopatrzonych. Plaże są niezagospodarowane. Niedaleko od jeziora błotnego znajduje się plac , gdzie można rozbić namiot za niewielką opłatą. Wypoczęta , zrelaksowana , wróciłam marszrutką 69 do Kercza . Marszrutka kursuje często . W Kerczu tramwajem, za 1,25hr. dojechałam do Pl. Lenina, na którym zwiedziłam cerkiew z 7w. , a dalej przeszłam się ul, Nabierieżną . Podeszłam też na wzgórze Mitridat , górujące nad miastem . Po powrocie na dworzec autobusowy pojechałam ostatnim autobusem bezpośrednio do Symferopola (63,20hr,) Autobus zatrzymywał się na dworcu w Teodozji. Z Symferopola, nocnym pociągiem dotarłam do Zaporoża. Tam byłam o godz 7 rano. Po oddaniu bagażu do przechowalni (7hr), marszrutką pojechałam na zwiedzanie <ostrowa>-Wyspy Chortyca, leżącej na Dnieprze , bardzo szerokiej rzece. Sama wyspa ma powierzchnię 3000 ha , 12 km długości,  2,5 km szerokości. Wyspa jest określana jako jeden z „7 cudów Ukrainy” .Pospacerowałam po wielkiej tamie i przyglądałam się potężnej rzece Dniepr i okolicy. O 12 w południe wyjechałam pociągiem do Lwowa. a dojechałam na godz. 11:40 następnego dnia rano. We Lwowie zwiedziłam starówkę, dotarłam do parku Wysoki Zamek , poczym autobusem wróciłam do Szegini , a po przejściu granicy w Medyce pojechałam do Przemyśla, a stamtąd pociągiem do Krakowa.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u