Kamil i Joanna Otoccy
Uwag kilka przed pełna relacją
Wizy – w tym roku szlag nas trafiał! Na samym wstępie opóźnienie wynosiło ponad miesiąc! Już wtedy sporo znajomych odradzało nam ten wyjazd. W Omsku kolejne ‘przygody’ i znowu prawie dwa tygodnie oczekiwania i ciągania się wokół miasta…
Nareszcie przychodzi niezmiernie oczekiwany dzień! Jest 5 września (sic!), ale decydujemy się płynąć, nigdy się nie poddajemy! Pojawia się wiele wątpliwości, pytań, obaw o pogodę… Tak naprawdę nie mamy już czasu na ewentualne naprawy, dniówki, terenowe skoki w bok itd.
Startujemy pod hotelem ‘Irtysz’, bo do rzeki jest dosłownie trzydzieści metrów i, co najważniejsze, brzeg jest utwardzony i nie ma podwodnych niespodzianek.
Mamy nadzieję, że uda nam się przepłynąć chociaż 1/3 trasy, chociaż tysiąc kilometrów…
Po starcie przepływamy pod mostem им. 60-летия ВЛКСМ, czyli возьми лопату, копай себе могилу 😉 i… i jest pięknie! Na wodzie jak w domu, momentalnie zapominamy o ‘tamożni’ i innych im podobnych…
Jak mawiają na Wschodzie, нет худа без добра… Po czterech dniach wycieczki poznajemy ekipę miejscowych turystów i się przyłączamy! Spędzamy razem sześć dni, sześć najwspanialszych dni jakie do tej pory przeżyliśmy w Rosji! Oczywiście w tym czasie nasz pontonik jest holowany, albo nie płyniemy wcale, spędzając czas w bani, tudzież na polowaniu ;). Nasze wyjazdy nie są nastawione na wynik sportowy, ale na zdobycie wiedzy i poznanie Rosji najlepiej jak się da, na ile nam sama pozwoli. W tym roku się udało! Od strony skrajnie negatywnej do skrajnie pozytywnej (stąd tytuł naszego bloga)!
Po rozstaniu z naszymi nowymi przyjaciółmi płyniemy jeszcze tydzień. Pogoda też nie dopisuje i musimy trochę czasu spędzić na brzegu w oczekiwaniu na uspokojenie się fali…
Do Tobolska dopływamy przy porywistym wietrze, padającym deszczu i temperaturze powietrza nie przekraczającej plus czterech stopni… Ogarnia nas i ogromna radość i ogromny smutek…
Trochę statystyki:
Zaczynamy w Omsku na 1810 kilometrze – wszystkie dane wg oznaczeń toru wodnego, chyba, że zaznaczono inaczej.
Kończymy w Tobolsku na 660 kilometrze.
Płyniemy w sumie 17 dni (start – 5.09, stop – 21.09) przepływając w tym czasie 1150 kilometrów (1175 km wg GPS-a).
Na naszym silniku płyniemy 885 kilometrów, z przyjaciółmi – 290.
Średnia odległość dzienna – 70 km (tylko samodzielny spływ).
Średnia prędkość ruchu – 11 km/h (tylko samodzielny spływ).
Średnie obciążenie pontonu – 370 kg (z silnikiem).
Średnie zużycie paliwa – 14 l/100km.
Awarii silnika – brak.
Awarii pontonu – brak.
Bardzo duży wpływ na całość miała pogoda. W pierwszych dniach pobytu na rzece mijaliśmy statki zbierające z wody pływające przystanki ‘obsługujące’ wsie położone między Omskiem, a Tobolskiem. Dla nas to mogło oznaczać tylko jedno, nie bez przyczyny przecież kończy się sezon żeglugi pasażerskiej…
Podróż powrotna była stosunkowo przyjemna, ale już w Moskwie okazało się, że bez dodatkowych odwiedzin stolicy Rosji się nie obędzie… Na dzień dzisiejszy wszystkie bagaże są już w Polsce i czekają na przygotowanie do zimy…
Opowiadania, szczegółowe relacje, wskazówki i rekomendacje dla potencjalnych naśladowców i osób już ‘spływających’, wraz z przykładami niedługo na stronie!
A takie były założenia dotyczące głównego sprzetu
PONTON – powinien być duży, pojemny i zrobionych z dobrych materiałów.
Zdecydowaliśmy się ostatecznie na ponton firmy Info-Media, ponieważ oferuje on jakość pontonów ‘firmowych’ i jest wykonany z identycznych materiałów, a cena jest prawie o połowę niższa! Nierozsądnym byłoby tak znacznie przepłacać. Parametry również nie pozostawiają złudzeń co do jakości materiałów. Waga pontonu na metr długości daje bardzo dobry wynik: 19,4 kg/m długości.
Długość całkowita: 360 centymetrów. Średnica tuby: 44 centymetry. Waga: 70 kilogramów. Ładowność: 650 kilogramów. Rodzaj materiału: PCV i Hypalon. Podłoga: sklejka wodoodporna w ramach aluminiowych.
Zdecydowaliśmy się na tak dużą ‘łupinkę’, ponieważ oprócz bagażu osobistego będziemy musieli wieźć ze sobą spory zapas paliwa. Liczy się też komfort. Dobrze jest mieć gdzie rozprostować nogi, nie wychodząc na brzeg. W ostateczności posiadając tak długi i szeroki pokład można też przenocować w pontonie. Na wodzie takie rozmiary mają same plusy. Minusem jest wielkość po złożeniu, bo do żadnego plecaka takiego pontonu nie włożymy i nie będzie mógł, niestety, robić za stolik w wagonie plackartnym jadącym za Ural;)
SILNIK – w naszym przypadku wybór mógł być tylko jeden – HONDA! Dlaczego? Dlatego, że ani razu nas nie zawiodła podczas innych wyjazdów. Używaliśmy silnika kolegi, pięciokonnego maleństwa, które spisało się w naprawdę ciężkich warunkach. Nie patrząc na to, że przekroczyliśmy prawie dwukrotnie ilość motogodzin po których należy oddać silnik do serwisu na przegląd, motor działał bez najmniejszych problemów. Po 1000 kilometrów na Bajkale ciągle pracował jakby tylko co został odebrany z serwisu! Mamy porównanie do innych marek, bo nie pływaliśmy tylko na Hondzie i to właśnie jej pozostaniemy wierni. Zakupu dokonaliśmy w firmie Honda Sezam. Tutaj otrzymaliśmy najatrakcyjniejsze warunki i odpowiedzi na nurujące nas pytania, w przeciwieństwie do dużych salonów w Warszawie, gdzie sprzedawcy produktów Honda Marine nie mieli pojęcia co to jest płytka antykawitacyjna i na pewno nie czytali nawet instrukcji obsługi. A może to my mielismy pecha, że na takich trafiliśmy? Odesłać do skąpych danych technicznych umieszczonych na stronie salonu już potrafili;)
Kupiliśmy silnik BF5SU, czyli ten sam model z którym mieliśmy do czynienia wielokrotnie. 5 koni to optymalna wielkość przy wyjazdach tego typu jak nasz. Poruszamy się głównie pociągami, praktycznie zawsze wszystko nosimy na własnych plecach. Waga i rozmiar ma wtedy duże znaczenie. Nasz silnik jest na tyle mały, że można go ‘przemycić’ do pociagu z wagonami sypialnymi albo wrzucić do sporych rozmiarów torby i wygodnie przenieść. Kiedy trzeba, zmieści się też do przedsionka namiotu, ale w naszym przedsionku zmiesciłaby się i ‘pięćdziesiatka’;) Waga samego silnika (bez baku i przewodu paliwowego) to 28 kilogramów. Czyli akurat tyle, żeby móc w trudnych warunkach bez problemu przenosić, albo przymocowywać go jedną ręką. Szczególnie ważne jest to przy wchodzeniu i wychodzeniu z pociagów na ‘stacjach’ gdzie nie ma w ogóle peronów, ani żadnego podwyższenia. Nie jest to wcale rzadkością. Inna sprawa to montowanie silnika do pawęży w miejscu gdzie nie ma odpowiedniego oparcia dla nóg. Ten silnik można ‘zarzucić’ na pawęż jedną ręką, drugą się czegoś przytrzymując.
W specyfikacji technicznej spalanie jest określone na 310g/KMh. W praktyce wszystko zależy od warunków w jakich się pływa, czyli od wielkości fal, siły i kierunku wiejącego wiatru, obciążenia pontonu, rozłożenia ciężaru na pontonie, typu zamontowanej śruby, kierunku płynięcia (z, pod prąd) itd. Generalnie ten silnik pali bardzo mało. Jak można przeczytać w teście, płynac z kolegą na połowie gazu ze średnią prędkością 10 km/h (dla nas optymalnie) po Bugu z prądem, udało nam się przepłynąć ponad 100 kilometrów na niecałych 10 litrach! Wynik bardzo pocieszający! Obawialiśmy się, że większość miejsca na pokładzie zajmą kanistry z benzyną, ale chyba nie będzie tak źle, trochę zostanie dla nas!;) Olej jest wymieniany po określonej ilości wypływanych motogodzin. BF5 posiada lampkę kontrolną wskazującą stan oleju. Nalewając raz, mamy spokój na bardzo długo. Zielony kolor wskazuje na poprawny poziom, temperaturę itd. Czerwony – należy sprawdzić co jest nie tak. Czerwonego jeszcze nigdy nie widzieliśmy!
Silnik posiada zabezpieczenie mechanizmu przekładniowego po nagłym zablokowaniu śruby, sprzęgło: naprzód – luz – wstecz, linkę awaryjnego wyłącznika zapłonu, regulację oporu obrotu manetki gazu, obrotu kolumny, cały silnik można podnieść lub opuścić w ciągu sekundy. Bak zewnętrzny o pojemności 12-u litrów połączony jest z silnikiem przewodem paliwowym z ręczną pompką paliwową (wszystko w komplecie). Bak posiada zawór odpowietrzający i wskaźnik poziomu paliwa. Przepustnica ssania pomaga w zapłonie kiedy silnik jest zimny. W miarę ogrzewania się motoru przepustnicę należy zamykać. W komplecie dostajemy komplet kluczy, butelkę odpowiedniego oleju, zapasową świecę, zapasową końcówkę linki zabezpieczającej.
ELEKTRONIKA – Po ubiegłorocznym wyjeździe wiedzieliśmy, że bez fotobanku i małego laptopa się nie obejdzie! Pomimo posiadania kilku kart po 8 GB każda, musieliśmy kilkakrotnie zrzucać zdjęcia na płyty dvd kiedy dotarliśmy do większych miast. To, że w mieście znajduje się kilka kafejek internetowych nie znaczy, że znajdzie się w którejś z nich komputer z nagrywarką dvd (sic!). Musieliśmy też korzystać z kafejek, gdzie dyski twarde komputerów miały mniej pojemności niż jedna nasza karta CF! W Workucie w najlepszej kafejce internetowej nie mogłem sam wypalać płyt, bo właściciel tylko siebie i swojego pracownika uważał za zdolnych do obsługi nagrywarki! Oczywiście mialo to wpływ na cenę. W Murmańsku w 2008 roku nie znaleźliśmy kafejki z nagrywarką dvd! Tam większość kilentów to gracze i gry są tym co przyciaga klientów, a nie nagrywarka, internet czy skaner. Kończyło się tym, że korzystaliśmy nocami z komputerów administracji hotelu. Nie muszę pisać ile czasu na to wszystko traciliśmy. Tanio też nie było. O robieniu zdjęć w RAW-ach nie było mowy, bo zajmowały zbyt dużo pamięci. Mimo wszystko, prawie dwa miesiące ciągłego przemieszczania się po bardzo interesujących miejscach wymaga naprawdę sporego dysku!