Iran – Danuta Wojciechowska

Danuta Wojciechowska

CZAS PODRÓŻY

29.02-21.03.2008r.

TRASA

Warszawa – Istambuł –-Bazargan-Maku–Tabriz–Teheran–Qom–Kashan–Esfahan—Shiraz– Persepolis –Nagsh-e-Rostan—Shiraz—Bandar-e-Abbas–Qeshm- – YazdChak chak — KharanogMaybod–Arkadan—Yazd-Teheran–Rasht—Masuleh—Fuman – Rasht–Bandar Anzali–Ardabil-Tabriz–OscuKandovan—Tabriz—Istambuł–Warszawa

Do Iranu wybrałam się z koleżanką. Pogodę miałyśmy ładną. Zwiedzanie kraju zaczęłyśmy od Teheranu, kierując się na południe, a chłodniejszy północny rejon zostawiłyśmy na koniec podróży.

DOJAZD

Warszawa – Istambuł – Warszawa –samolot Turkish Airlines- 800złotych w obie strony.

Istambuł – Teheran – autobus irackich linii – 30USD (z Istambułu do Tabriz), a powrót z Tabriz do Istambułu 66USD, droższy ze względu na okres Nowego Roku w Iranie. Cena wyższa utrzymywała się od 15 marca do 5 kwietnia. Wyjazd z Istambułu o godz. 14-stej, a w Tabriz następnego dnia ok. 23-ej. W Teheranie byłyśmy  po dwóch dniach o godzinie 10-tej rano. Powrót z Tabriz o godzinie 9-tej rano. Przyjazd do Istambułu o 14-stej dnia następnego.

WIZA

Uzyskałyśmy ją w Ambasadzie Islamskiej Republiki Iranu w Warszawie, ul. Królowej Aldony 22

Tel. (22)617-15-85 lub 617-42-93, bezpośredni (22)617-56-27

Czas oczekiwania -dwa tygodnie na decyzję o przyznaniu wizy. Formularz wizowy pobrałyśmy z Internetu ze strony ambasady www.iranemb.warsaw.pl . Wymagane dokumenty tj. dwa egzemplarze podania, trzy zdjęcia paszportowe, wysłałyśmy kurierem DHL( Koszt 31,70zł). Po dwóch tygodniach, po telefonicznym upewnieniu się w ambasadzie o przyznaniu nam wizy dokonałyśmy opłaty wizowej w Deutche Banku (240zł). Dowód wpłaty wraz z paszportem dostarczyłyśmy do ambasady za pośrednictwem kuriera DHL (znów 31,70zł). Po kilku dniach na nasze zlecenie kurier odebrał paszporty z wizami z ambasady(ważność wizy 30 dni). Wizę Turecką wielokrotną w cenie 15USD otrzymuje się automatycznie na granicy tureckiej.

WALUTA

1USD= 9000 Riali. Ceny podawane są zarówno w rialach-IRR,  jak i w nieoficjalnej jednostce, tzw. Tomanach. 1000 tomanów = 10.000 riali = 1 chomeini (od wizerunku na banknocie o wartości 10.000 riali). Dolary wymieniałyśmy w bankach, kantorach a czasem w recepcji hotelu. Uwaga: na granicy Turecko- Irańskiej w kantorze pobierają prowizję.

JĘZYK

Perski , wiele osób zna angielski, trzeba jednak zapoznać się z podstawowymi zwrotami i liczebnikami w farsi. Ułatwi a to znacznie podróżowanie i robienie zakupów.

MAPY I PRZEWODNIKI

Mapę Iranu kupiłyśmy w księgarni turystycznej w Krakowie (26zł), a drugą w Teheranie w jednej z bardzo licznych księgarni przy ul. Envelope (15tys. IRR). Tam też kupiłam Lonely Planet (70tys. IRR).

WSTĘPY DO OBIEKTÓW TURYSTYCZNYCH

Bilety bardzo tanie. Ceny jednakowe dla miejscowych i obcokrajowców.

BEZPIECZEŃSTWO

Czułyśmy się bezpiecznie. Wielokrotnie okazywano nam wielką życzliwość i gościnność. Najmniej przyjemnymi pod tym względem dla nas okazały się miasta na północy: Rasht i Tabriz.         Najbardziej niebezpieczne było przechodzenie przez jezdnię, gdzie piesi muszą sobie radzić przeciskając się na ulicach między samochodami, nie uznającymi znaku stop, niezależnie od pasów ani ilości osób przechodzących. W czasie gdy piesi przechodzą samochody ciągle wolno posuwają się do przodu, prawie ocierając się o siebie, co sprawia wrażenie wielkiego chaosu. O dziwo, widzieliśmy tylko  jedną drobną stłuczkę, ale masę  samochodów poobijanych.

UBIÓR I INNE NORMY OBYCZAJOWE

Obowiązują specjalne rygory ubierania się. Należy dostosować się bezwzględnie do miejscowych zasad. Żadne szorty, mini , obcisłe stroje. Ramiona zakryte, niewskazany makijaż, nogi zasłonięte-spodnie obowiązkowe a na nich spódnica, co najmniej do kolan lub płaszcz albo sukienka z długim rękawem, jednokolorowa, najlepiej czarna, szczególnie w Qom i Kashan (mimo dużego upału). Dekolt musi być całkowicie zasłonięty. Na głowie chustka zakrywająca włosy. Czarny strój najlepiej zabrać z Polski. Obowiązuje już po przekroczeniu granicy, bez żadnych wyjątków. Mężczyźni pozdrawiając kobiety,  nie podają im rąk lecz trzymając rękę na klatce piersiowej oddają lekki ukłon. Wykluczone są pocałunki i obejmowania w miejscach publicznych. Do Iranu nie wolno wwozić alkoholu, produktów wieprzowych i pornografii. W Teheranie i w Shiraz spotykałyśmy wiele dziewcząt nie do końca podporządkowujących się ogólnym zwyczajom, często z chustą zsuniętą maksymalnie do tyłu głowy, w obcisłych płaszczykach i z wyzywającym makijażem.

FOTOGRAFOWANIE

Osoby zaprzyjaźnione chętnie się fotografują. Obcych należy pytać raczej o zgodę. Często nie życzą sobie zdjęć.

TRANSPORT

Transport autobusowy jest dobrze rozwinięty. Drogi są w dobrym stanie. Autobusy jeżdżą często, są tanie i bardzo wygodne, podróżowałyśmy najczęściej Volvo i Scania  oraz tańszymi starymi Mercedesami. Są one  ogrzewane zimą. Czasami jest w nich aż za gorąco (nawet 25*C). W każdym autobusie telewizor, sztuczne kwiaty, woda, a w Volvo serwowane są ciasteczka, napoje i kawa. Brak jednak toalet. Na autobusach nie ma cyfr  arabskich tylko w Farsi– trzeba się z nimi zapoznać, najlepiej znać je już przy wjeździe do Iranu, ułatwi nam to też kupowanie na bazarach. Z ciekawości przejechałyśmy się raz pociągiem z Yazd do Teheranu. Był on dwukrotnie droższy od autobusu, ale miałyśmy miejsca sypialne. W Iranie każdy zatrzymany samochód należy traktować jako taksówkę (trzeba zapłacić). Taksówki są bardzo tanie, ale zanim wsiądziemy należy zapytać o cenę i ewentualnie targować się pokazując dokładnie banknoty które chcemy dać kierowcy. Oficjalne taksówki są albo prywatne czyli daarbas, gdzie płacimy tradycyjnie jak za taksówkę, oraz savari, czyli zbiorowe, tanie-płaci się tyle ile inni pasażerowie.  Ze względu na duże odległości podróżowałyśmy też nocą.  Bilety na autobus kupowałyśmy rano tego samego dnia jeśli jechałyśmy po południu, lub godzinę przed odjazdem. W Esfahanie bilet można kupić w recepcji hotelu, gdzie właściciel rezerwuje go telefonicznie nawet godzinę przed odjazdem. Autobusy z Esfahanu do Shiraz odjeżdżają o 6-tej rano, a potem  od południu o :1,4,6,22.30 . Transport kolejowy jest słabo rozwinięty. Z pociągiem jest gorzej, gdyż konieczna jest rezerwacja na nocne przejazdy dużo wcześniej, czasami tydzień a nawet miesiąc. W autobusach miejskich i metrze obowiązuje segregacja płci. Mężczyźni  wchodzą i siedzą z przodu pojazdu i oddzieleni są barierką od tylnej części przeznaczonej wyłącznie dla kobiet. Bilety po zakończeniu jazdy oddaje się kierowcy przy przednim wejściu. W większych miastach w zależności od strefy należy mieć 1,2 lub 3 bilety za jeden przejazd. Cena jednego biletu 250 riali. My czasami nie miałyśmy biletu, otrzymywałyśmy je za darmo od Irańczyków, czasami kierowca nie chciał abyśmy płaciły. Powszechnie spotykaliśmy się z odpowiedzią – jesteście moimi gośćmi.

NOCLEGI

Byłyśmy poza sezonem. Z noclegami nie było problemu. Zajmowałyśmy pokoje dwu-osobowe w tanich hotelach z Lonely Planet. Raz z powodu wczesnej pory (5-ta rano) i braku  wolnych miejsc, zdarzyło nam się wziąć hotel nie ujęty w przewodniku i miałyśmy poważny problem z właścicielem nie znającym angielskiego, który uparł się że mimo iż śpimy jedną noc, musimy płacić za dwie. Wcześniej nic podobnego nie przytrafiło się nam chociaż też zaczynałyśmy pobyt w hotelu wcześnie rano.  Hotele były ogrzewane, z pościelą, prysznicami. Najgorszy pokój trafił nam się Esfahanie , gdzie za dormitory na pierwszym piętrze płaciłyśmy jako za dwu- osobowy. Zostałam tam straszliwie pożarta przez karaluchy co objawiło się silną opuchlizną i swędzeniem twarzy i rąk, a do łazienki naprzeciwko, gdzie w środku było WC nie można było się dostać, gdyż godzinami okupowała ją jakaś para z Polski. W Tabriz dodatkowo trzeba płacić za używanie prysznice. W hotelach w Teheranie ,Kashan i  Shiraz można korzystać z kuchni, gdzie cały czas stoi czajnik z wrzątkiem na włączonym gazie.

WYŻYWIENIE

Jedzenie jest tanie i urozmaicone .Niezwykła różnorodność słodyczy. Kupowałyśmy chleb, który występuje tu w dwóch rodzajach: gruby placek o nazwie sangak- bardzo nam smakował, oraz cienki, szybko wysychający i łamiący się- nun. Do tego sery typu feta. Na obiad jadłyśmy w restauracjach kebab podawany z ryżem lub z chlebem oraz z warzywami, często z połówką surowej cebuli oraz zupą jako przystawką. Kebaby z mielonego mięsa, tzw. kubibe kebab lub z mięsa pociętego na kawałki. Delektowałyśmy się też home  coco kupowanym w sklepach spożywczych w małych pojemnikach (coś pośredniego między budyniem a bitą śmietaną). Z owoców najchętniej kupowałyśmy bardzo tanie kiwi na wagę oraz daktyle. Ogromny był też wybór pysznych ciasteczek. Do picia zam-zam, czyli Irańska coca cola i słodki czaj (herbata). W Tabriz próbowałyśmy reklamowany przez polskich turystów abgusth, coś w rodzaju zawiesistej zupy z baraniny, kawałka ziemniaka, pomidora i fasoli. Podaje się go z cienkim chlebem. Jedzenie tej potrawy wiąże się ze specjalną ceremonią oddzielania części stałych od płynnych, następnie zgnieceniem ich tłuczkiem i nałożeniem na kawałki połamanego chleba. Do części płynnej wrzuca się połamany drobno chleb i zjada łyżką. Porcja jest tak sycąca ,że z ledwością zjadłyśmy. W Shiraz jadłyśmy coś  podobnego w stylowej restauracji na bazarze. Nazywało się to dizi. Często podjadałyśmy bardzo popularną  chałwę, którą miejscowi  jedzą z cienkim chlebem. Najlepsza i najtańsza była w sklepach w Yazd w plastikowych pojemnikach. Popularne są tu też pizze i    hamburgery.

PRZEBIEG PODRÓŻY

Dzień 1

O 13.20 wyleciałyśmy z Warszawy do Istambułu i o 17-stej byłyśmy na miejscu. Na granicy w tempie błyskawicznym wbito nam wizę turecką wielokrotną na 30dni za 15USD. Wymieniłyśmy dolary na liry  z prowizją 4%. Kupiłyśmy żeton za 1,30lira i metrem ze stacji przy lotnisku dotarłyśmy do stacji końcowej . Skręcając w lewo i idąc wzdłuż linii tramwajowej doszłyśmy do ul. Laleli nr.268, gdzie w biurze irańskim Teheran Tour, Tel. 514-60-60 lub 511-80-76, kupiłyśmy bilety do Teheranu na dzień następny (30USD).Pieszo doszłyśmy do Sultanahmed ok.30minut, gdzie w niedalekiej odległości od Hagia Sophia znalazłyśmy hotel Sindbad (12USD) za dormitory wraz obfitym śniadaniem. W pokoju byłyśmy same.

Dzień 2

Rano zwiedziłyśmy meczety. O 13-stej spod biura podróży przy ul. Laleli zabrał nas bus na dworzec, gdzie czekał autobus Scania jadący do Iranu. Autobus z TV ale bez WC, ogrzewany, aż za bardzo. Na posiłki i do płatnych toalet zatrzymywaliśmy się w kompleksach restauracyjnych.

Dzień 3

Około godziny 16-stej dojechaliśmy na granicę Bazargan-Maku. Tutaj ubrałyśmy się w czarny strój obowiązujący w Iranie, podobnie jak to zrobiły wszystkie kobiety z autobusu, przykrywając włosy chustką. Odprawa trwała około godziny. Najpierw wszyscy ustawili się w kolejce z paszportami do kontroli  tureckiej. Potem weszliśmy między dwie elektrycznie zamykane kraty stanowiące bramę graniczną. Przed nami wisiał wielki portret Chomeiniego. Po kilku minutach krata się otworzyła, zabraliśmy swoje bagaże z autobusu i z paszportami czekaliśmy w kolejce na wbicie pieczątek. Na granicy jest kran z wodą  pitną( można nabrać do butelek).Jest tez kantor wymiany ale pobierają prowizję. My wymieniłyśmy 10USD u kręcących się tu cinkciarzy. Bagaże musiałyśmy przenieść przez bramkę kontrolną. Irańczykom rzucano bagaże na taśmę i grzebano w nich. Po około 2godz. jazdy autobus zatrzymał się przy posterunku oznaczonym flagą, do kolejnej kontroli paszportowej  oraz celem sprawdzenia nakryć głowy u kobiet. Kierowca zalecił wszystkim dokładne schowanie włosów pod chustę. Około 22 była przerwa w restauracji na posiłek, a tuż przed północą dotarliśmy do Tabriz.

Dzień 4

Po całonocnej podróży, rano około 10-tej przyjechałyśmy do Teheranu na dworzec południowy( w Teheranie są trzy dworce autobusowe). Taksówką podjechałyśmy do oddalonej ok. 2km stacji metra. Utargowałyśmy cenę 10tys. riali- dołączył do nas jeszcze jeden pasażer. Na stacji metra usiłowałyśmy wepchnąć się z naszymi plecakami w oczekujący tłum ludzi, ale zaniepokoiły nas dziwne spojrzenia. Po chwili zorientowałyśmy się o co chodzi, gdy ujrzałyśmy wagon z napisem „tylko dla kobiet” i niezwłocznie przemieściłyśmy się do liczniejszej grupy kobiecej, aby w niesamowitym ścisku wepchnąć się do wnętrza. W grupie męskiej było luźno. Metrem dojechałyśmy do Placu Chomeiniego(bilet 2tys. riali ), i pieszo około 1km doszłyśmy do hotelu Masshad, przy ulicy Amir Kabir (pokój 2-osobowy- 80tys riali,tel.331103062, 416) , w dzielnicy przemysłowej, na której znajduje się mnóstwo sklepów tej samej branży. W tym wypadku ze śrubkami i różnymi żelaznymi częściami. Przeszłyśmy przez plac Chomeiniego ,potem wzdłuż ulicy gdzie znajduje się Uniwersytet, Muzeum Narodowe Iranu, Muzeum Archeologiczne i Muzeum Sztuki Współczesnej. Na ulicy Ferdowsi w banku wymieniłyśmy dolary. Obok, schowane za Bankiem Melli Iran`s jest skarbiec królewski (Muzeum Javaherat) czynny od soboty do wtorku w godzinach od 14-tej do 16.30 z diamentami, rubinami, szmaragdami i sławnym Pabim Tronem. Na bazarze warzywnym blisko ulicy Ferdowsi kupiłam tanie kiwi po 7tys riali za kg i pomidory po 5tys riali. Po przejściu ulicy Ferdowsi autobusem dojechałyśmy do dzielnicy z książkami- Envelop, gdzie kupiłyśmy tanio Lonely Planet i mapę Iranu. Tu też zaopatrzyłyśmy się w piękne pocztówki po 3000riali. Wracając zajrzałyśmy tez do sklepu z różnymi  dywanami. Wieczorem poszłyśmy do restauracji obok hotelu , gdzie za obiad złożony z ryżu, mięsa i warzyw, przystawki , zupy, chleba  i surowej cebuli  zapłaciłyśmy 16tys riali.

Dzień 5

Rano pojechałyśmy do Qom. Najpierw metrem dojechałyśmy do dworca autobusowego, skąd odjeżdżają autobusy Qom (bilet 4 tys. r. ok. 1,5godz). Autobus zatrzymał się na obrzeżach miasta, stamtąd zbiorową taxi (200r od osoby) dojechałyśmy do centrum. Plecaki zostawiłyśmy w recepcji hotelu, w pobliżu świątyni. Qom jest miastem o specyficznej atmosferze religijnej, jednym z siedmiu świętych miast szyitów. Tutaj mieszkał i nauczał Ajatollah Chomeini, tu zmarła jego siostra Immana Rezy w 816 roku i tutaj zaczęła się rewolucja w 1979 roku. Znajduje się tu świątynia Hazrate Masumeh, świątynia ze złotą  kopułą Astane. Zapytano nas przy bramie, czy jesteśmy muzułmankami, przytaknęłyśmy, byłyśmy ubrane całe na czarno, pozwolono nam wypożyczyć czadory i weszłyśmy na teren świątyni. Mogłyśmy filmować. Na placu w okolicy świątyni znajduje się mnóstwo sklepów z czadorami i materiałami na nie. Z powrotem taksówką (10.000riali) dojechałyśmy na obrzeża miasta ,stąd był autobus do Kashan (8600riali,  1,5 godz.). Udałyśmy się do Golestan Guesthouse, kilka kilometrów od przystanku. Dobrze jest wsiąść do miejskiego autobusu i przejechać  przez dwa ronda zamiast tracić czas na dojście. W hostelu doznałyśmy totalnego rozczarowania. Nastawiłyśmy się na niską cenę a tymczasem właściciel zażyczył sobie 90tys IRR. od osoby, absolutnie nie chciał spuścić, lecz kiedy oburzone udałyśmy się do wyjścia, zszedł do 60tys od osoby  ale bez prysznica. Po miłej obsłudze w hotelu Masshad w Teheranie i niskiej cenie(40tys od osoby) była to dla nas cena porażająca. Udałyśmy się więc do Guesthouse bez nazwy własnej, kawałek za rogiem tuż obok Sayah hotel. Tu płaciliśmy 50tys od osoby  za dwójkę z prysznicem obok. W pobliżu naszego hotelu był rozległy zabytkowy bazar z licznymi karawanserajami, meczetami, łaźniami. Bazar zaczynał działalność ok. godz.10-tej rano i był czynny do późnych godzin wieczornych. Latem podobno odwrotnie, wcześnie rano jest czynny, a w czasie największego upału zamykany. Kashan słynie z perfum i z wody różanej sprzedawanej w takich samych butelkach jak woda mineralna. Małe ilości zmieszane ze zwykłą wodą i kostką lodu pije się przy bólach migrenowych. Wieczorem pochodziłyśmy po bazarze i udałyśmy się na poszukiwanie czegoś gorącego do jedzenia. Długo nie znalazłyśmy żadnej restauracji i zadowoliłyśmy się pizzą (smaczna średniej wielkości 20tys IRR).

Dzień 6

Wcześnie wybrałyśmy się na pusty jeszcze bazar i doszłyśmy do starego miasta z glinianymi domami, wśród których zwiedziłyśmy wnętrza oraz starą łaźnię z pięknymi kafelkami , z której jest możliwość wejścia na kopułę dachu ,skąd podziwiałyśmy ośnieżone szczyty górskie i okolicę. Weszłyśmy do kilku meczetów, madresy Bozorg, tradycyjnego domu-American Khan (wstęp 5tys r.)i Khan-e Abbasin. Przez dłuższy czas towarzyszyła nam entuzjastycznie rozkrzyczana grupa małych chłopców,którzy wraz z nauczycielem przyjechali tu na wycieczkę autobusem. Powrót do hotelu taksówką za 10tys. riali. Planowałyśmy jechać busem do zabytkowej wsi Abyanih.  Uzyskiwałyśmy jednak zupełnie rozbieżne informacje na temat miejsca odjazdu busa. Przechodząca młoda dziewczyna zaoferowała nam podwiezienie zatrzymaną  taksówką na przystanek ,lecz okazało się że busy stąd nie jeżdżą. Zrezygnowałyśmy więc z tych planów i w towarzystwie tej dziewczyny udałyśmy się autobusem miejskim kilka kilometrów od centrum  do ogrodu Fin, gdzie są zabytkowe łaźnie i grobowiec szacha Abbasara. Mnóstwo drzew, lecz w marcu nie robiło to wrażenia gdyż wszystko było szare. Nasza towarzyszka okazała się nauczycielką angielskiego i tłumaczką. Zaprosiła nas na lody i obiecywała zaproszenie do swojego domu. Bardzo nas to kusiło. Rozstałyśmy się na dwie godziny, kupiłyśmy dla niej paczkę różnorodnych ciasteczek na wagę, ale kiedy nieopatrznie przestawiły mi się wskazówki zegarka i było zbyt późno  na wizytę , pojechałyśmy z nią na dworzec autobusowy i  wyprosiłyśmy kierowcę zabrał nas do Esfahanu. Nie było miejsc, a był to już przedostatni autobus. Za bilet zapłaciłyśmy bardzo dużo,  bo aż 45tys. riali (2godz.). W Esfahanie taksówką(17tys.riali.) dojechałyśmy do  oddalonego o kilka kilometrów  hotelu Amir Kabir (120tys. za pokój ).Hotel  oferuje różne usługi tj. wymiana pieniędzy,  internet,  sprzedaż biletów autobusowych do innych miast. Na  paszporty i cenne rzeczy jest sejf. Pokój ,w którym mieszkałyśmy okazał się najgorszym na całej trasie (karaluchy).

Dzień 7

Rano autobusem z przystanku po stronie hotelu pojechałyśmy w kierunku placu Chomeiniego (jeden przystanek i potem jeden pieszo). Z hotelu są tylko dwa przystanki, można więc  iść pieszo. Chomeini Square jest potężnym placem o obwodzie dwa kilometry, drugim co do wielkości po placu Tienanmen w Pekinie, wokół którego stoją okazałe meczety i rezydencje dawnych władców z 16-17 wieku, jest wpisany na światowa listę dziedzictwa kultury UNESCO. Tutaj zwiedziłyśmy dwa słynne meczety Szeikh  Lotfollach (4tys riali ), w całości pokryty elementami mozaiki i Emman Mosque (wstęp 5 tys) oraz bazar z pięknym sklepieniem. Obejrzałyśmy też pałac władców Kakn-e  Ali-Ghapu  położony w pobliżu (stąd piękny widok na plac) oraz pałac Chehel Sotun Palace. Pieszo doszłyśmy do rzeki Zajandeh, gdzie podziwiałyśmy wspaniałe historyczne mosty Si-o-se-Pol,  zwany mostem 33, bo ma 33 łuki ,Pol-e  Khaju, most-tama o dwóch poziomach tarasów ,z herbaciarnią, oraz Shahrestan, najstarszy z 12 wieku . Po drodze zatrzymałyśmy się w restauracji na obiad. Następnie autobusem pojechałyśmy do Jameh Mosque, połączonego z potężnym bazarem. Stąd innym autobusem dojechałyśmy znów do placu Chomeiniego. Z placu Chomeiniego do Jameh Mosque można dojść pieszo. Esfahan jest największym skupiskiem islamskich zabytków w Iranie ze wspaniałą architekturą wschodnią.

Dzień 8

Był piątek a więc święto muzułmańskie. Pozamykane urzędy, bazary i większość obiektów. Autobusem z jedną przesiadką udałyśmy się do Trzęsącego Minaretu- Manar Jomban (gdy wejdzie się i waha na pierwszym, to drugi waha się również ). Mogłyśmy pooglądać je tylko z zewnątrz gdyż w piątek były nieczynne. Stąd autobusem dojechałyśmy do dzielnicy Jolfy z chrześcijańską katedrą Zbawiciela Wszystkich i muzeum pamięci 1,5 milionów Armeńczyków wymordowanych w Turcji w 1915 roku. Niestety katedra Vank była nieczynna (piątek). Obeszłyśmy ją wokół, zwiedziłyśmy dzielnicę armeńską i weszłyśmy do jednego z kościołów gdzie trwała ormiańska msza  pogrzebowa. Po lewej stronie w ławkach siedzieli mężczyźni , a po prawej kobiety w kolorowych chustach. Do hotelu wróciłyśmy autobusem napotykając na placu Chomeiniego uroczystą defiladą z okazji rocznicy śmierci proroka. W pochodzie z orkiestrą  i flagami uczestniczyły kobiety, mężczyźni. Z tej okazji na ulicach rozdawano darmową  herbatę z cukrem i kolorowe słodycze. O 13-stej miałyśmy autobus do Shiraz. Bilet autobusowy kupiłyśmy w recepcji hotelowej godzinę przed odjazdem (50tys). W Shiraz z dworca dojechałyśmy do hotelu Zand (50tys od osoby)taksówką za 20tys.riali.

Dzień 9

Dzień rozpoczęłyśmy od kupienia pysznego hamburgera z gorącymi kuleczkami sojowymi i warzywami w środku, wprost ze smażalni pod parasolem, naprzeciw naszego hotelu. W pobliżu ronda, przy ulicy Zand wymieniłyśmy pieniądze w kantorze. Obok w biurze turystycznym Pars Tourist Agency, organizującym wycieczki dowiedziałyśmy się o cenę wycieczki do Persepolis i Naghsh-e-Rostan (140tys od osoby w godzinach od  8.00-12.00 w południe). Nie chcąc czekać ze  zwiedzaniem do następnego dnia  , zatrzymałyśmy samochód osobowy z chłopakiem mówiącym trochę po angielsku. Ustaliłyśmy za całość 190tys. Wstęp do ruin 5tys. Przez dwie godziny chodziłyśmy po wspaniałych ruinach starożytnego imperium Achaemenidów z 518 roku B.C, króla Dariusza I Wielkiego, oglądałyśmy dobrze zachowane rzeźby, pałace (Dariusza I ), Xerxesa, Artaxerxesa3, skarbiec Dariusza, 100 kolumn,  Wielkie Schody, Hall 32 kolumn oraz wspinałyśmy się do położonych na wzniesieniu dwóch grobowców. Następnie z naszym kierowcą pojechałyśmy do oddalonego o 6km od Persepolis – Nagsh-e-Rostan, gdzie w skale wykute są w kształcie krzyża cztery grobowce: Dariusza I, II, Xerxesa I, Artexerxesa I(3000riali). Dla osób dysponujących czasem istnieje tańsza opcja dostania się do Persepolis, a mianowicie mini busem do Marv Dasht (2,500riali), a następnie taksówką do Persepolis i grobowców Nagsh-e-Rostan lub z dworca autobusowego taxi colective przez Mordwash do Persepolis.

Dzień 10

Rano zwiedziłyśmy cytadellę  Arg-e-Karim Khani znajdującą się w pobliżu naszego hotelu, tuż po wyjściu na główną ulicę. Potem meczet Masied-e-Shohada(5tys riali) oraz zabytkową medresę (10tys riali).Chodziłyśmy po dachach medresy skąd roztaczał się wspaniały widok na dziedziniec i dolinę. W okolicy meczetu zastanowił nas rząd małych budek zasłoniętych kotarami. Okazało się że sprzedawano tam bieliznę kobiecą sprowadzaną z Chin, czasami taką,  jak w naszych sex-shopach.Do środka mogły wejść tylko panie. Udałyśmy się na duży bazar Vakil , gdzie wśród mnóstwa towaru wybrałyśmy kilka interesujących prezentów. W labiryncie zadaszonych korytarzy bazaru znalazłyśmy stylową restaurację. Zjadłyśmy tam tradycyjną potrawę dizi (30tys. riali). Restauracja Hamman-e Vakil rekomendowana przez Lonely Planet została zlikwidowana. Wieczorem autobusem nr 14 z przystanku na Sadi Street pojechałyśmy do mauzoleum średniowiecznego poety Hafeza. Jeszcze dalej jadąc można dojechać do mauzoleum innego poety –Sadiego . Grób Hafeza położony jest w pięknym parku. Panuje tu atmosfera wzniosłości i uwielbienia poety. Mnóstwo młodzieży recytuje wiersze stojąc przy grobowcu. Można tu kupić albumy o Iranie lub pójść do herbaciarni. Nocnym autobusem pojechałyśmy z Shiraz do Bandar-e-Abbas nad Zatoką Perską (65tys r).

Dzień 11

Rano przyjechałyśmy do Bandar-e-Abbas na dworzec autobusowy oddalony od centrum i portu. Taksówką dojechałyśmy do hotelu w centrum i tam zostawiłyśmy na przechowanie swoje główne bagaże. Planowałyśmy jechać nocnym pociągiem do Yazd, ale niestety brakowało wolnych miejsc. Kupiłyśmy więc bilety na nocny autobus (55tys). Z dworca do portu wróciłyśmy gratis zatrzymanym autem, pochodziłyśmy trochę po mieście z ciekawością wypatrywałyśmy kobiet w maskach. Był to bowiem nasz główny cel wyprawy w te okolice. W okolicach portu było mnóstwo kobiet noszących maski  mimo upału na zewnątrz. Maski były różnorodne, z metalowymi ramkami  zakrywające część twarzy, jaskrawo czerwone z wielokolorowymi wzorami,  także zakrywające całą twarz, pozostawiając jedynie otwory na oczy. Noszenie masek jest pozostałością z okresu rządów Portugalczyków. Nie było problemu z fotografowaniem kobiet. Ludność tych okolic  jest mieszanką Afrykanów, Hindusów, Arabów i Irańczyków. W porcie kupiłyśmy bilet na motorówkę na wyspę Qeshm(20tys r, 45minut), największą wyspę w Zatoce Perskiej. Motorówki jeżdżą często i licznie. W mieście portowym Qeshm obejrzałyśmy  bazar, fotografując przy okazji licznie spotykane kobiety w maskach. Udałyśmy się do ruin twierdzy portugalskiej. Tutaj spotkałyśmy młode małżeństwo irańskie z którym wynajętą taksówką objechałyśmy w ciągu dwóch godzin kilka ciekawych miejsc na  wyspie włącznie z plażą, pełną  muszelek , ale niestety bezludną pomimo upału. Taksówkarz  nie mówił po angielsku, ale pokazując banknoty życzył sobie po 100tys.od każdej pary. Po dwóch godzinach ,kiedy zatrzymaliśmy  się na przerwę  w mieście , postanowiłyśmy zapłacić  kierowcy i pieszo dojść do portu. Ostatecznie zapłaciłyśmy tylko  40 tys. riali  . Pochodziłyśmy trochę robiąc zakupy i wkrótce trasa do portu wydała nam się jakaś odległa i inna krajobrazowo. Zaczęłyśmy więc szukać najkrótszej drogi. Nikt tu jednak nie mówił po angielsku . Okazało się,  że jesteśmy w zupełnie innym mieście- Dargahan. Zatrzymano nam samochód jadący do właściwego portu i dojechałyśmy tam gratis. Do Bandar-e-Abbas popłynęliśmy znów motorówką (20tys r) około 5-tej wieczorem. Był tłum ludzi ale motorówek też było dużo. W Bandar-e-Abbas odebrałyśmy nasze bagaże z hotelu i taksówką (15tys r) dojechałyśmy do dworca autobusowego a potem po zakupieniu chłodnych napojów, koniecznych po straszliwym upale pojechałyśmy nocą do Yazd.

Dzień 12

Przyjechałyśmy wcześnie rano około godz. 5.00 i taksówką (10tys r) dotarłyśmy do hotelu Silk Road Hotel (40tys od osoby). Pokój miałyśmy tylko dla siebie w części piwnicznej. Dziedziniec tego hotelu jest przestrzenny , o pięknym wystroju. Można tu relaksować się godzinami ,siedząc na wygodnych ławkach ustawionych wokół, oraz korzystać z dobrej restauracji hotelowej z przyzwoitymi cenami. W hotelu zorganizowano nam taksówkę z kierowcą na trasę po pustyni. Dołączyło do nas dwóch młodych Francuzów (95tys od osoby). Całodniowa wycieczka obejmowała Chak chak , (czyli kap kap)- miejsce kultu Zarafasty . Wspinaliśmy się na górę gdzie mieści się mała grota skalna strzeżona przez staruszka, na którą kapie woda a jej nadmiar zbiera się u podstawy.  Oglądaliśmy stare akwedukty, miasto Kharanog- gliniane miasto zamieszkiwane przez dwa rody , Meybod gdzie zwiedziliśmy karawanseraj i pomieszczenie do przechowywania lodu. Ardakan- rodzinne miasto Mohammada Chatamiego. Kierowca niestety nie znał angielskiego ,co utrudniało nam kontakt.

Dzień 13

Zwiedzanie Yazd zaczęłyśmy od Jame Mosque , meczetu  Piątkowego  w pobliżu  naszego hotelu. W Biurze turystycznym wykupiłyśmy zarezerwowane w hotelu bilety na pociąg do Teheranu. Doszłyśmy do Placu Amir Chakhmagh i zwiedziłyśmy tam usytuowany meczet, weszłyśmy na jego minaret,  skąd rozlegał się piękny widok na miasto (3tys riali). Stąd ruszyłyśmy do Muzeum wodnego, na wprost meczetu, po przeciwnej stronie ulicy. Tu przyjrzałyśmy się tajnikom stosowanym w celach zaopatrzenia w wodę na tym pustynnym terenie. Uniknęłyśmy płacenia wstępu gdyż strażnik krążył po obiekcie. Z dworca autobusowego pojechałyśmy do oddalonych od miasta Wież milczenia. Wspięłyśmy się na najwyższą z nich, aby obejrzeć otwór, w którym składano zwłoki zmarłych sępom na pożarcie. Wieczorem pochodziłyśmy po wąskich uliczkach starego, glinianego miasta z oryginalnymi domami, z wysokimi wieżami służącymi do wentylacji powietrza. Trochę przespałyśmy się, bo o 2-giej w nocy miałyśmy zamówioną przez recepcję hotelową taksówkę na dworzec kolejowy. Taksówka nie przyjechała, złapałyśmy inną (15tys). Pociąg odjechał o 4-tej rano z godzinnym opóźnieniem. Wagon miałyśmy sypialny z dwiema Irankami, jazda komfortowa (65tys r). Na typowo nocną porę  podróży nie było miejsc w pociągu.

Dzień 14

O 13.30 przyjechałyśmy do Teheranu. W Teheranie taksówką dojechałyśmy do dworca autobusowego Azadi (20tys r). Kupiłyśmy bilet na nocny autobus do Rasht(40tys). Bagaż oddałyśmy do przechowalni dworcowej (10tys, riali  za dwa duże plecaki). Autobusem miejskim (500r) dojechałyśmy do metra (2000 r) i metrem do Placu Chomeiniego.  Pochodziłyśmy po Teheranie. Muzea były już nieczynne. Zjadłyśmy kebab (12,5 tys) ,kupiłyśmy czekoladowe home coco, którego od dawna już poszukiwałyśmy. Autobusem z centrum wróciłyśmy na dworzec Azadi i po odebraniu bagaży o godzinie 10.00 (3tys) pojechałyśmy do Rasht.

Dzień 15

W Rasht byłyśmy o 4.30 rano. Ulice puste, ale mnóstwo taksówkarzy. Taksówką (15tys) dojechałyśmy do dzielnicy hotelowej z zamiarem przenocowania w Carvan Hostel, ale brakowało miejsc. Golestan hotel był nieczynny, wzięłyśmy hotel naprzeciw niego, pokój dwułóżkowy za  100tys., ale właściciel nie znał angielskiego i na koniec miałyśmy problem ,gdyż policzył nam dwie noce. O 10-tej pojechałyśmy w kierunku Masuleh. Najpierw autobusem miejskim do przystanku minibusów jadących do Fuman (2tys od osoby), stąd po przejściu ok. 1km dotarłyśmy do przystanku minibusów jadących do Masuleh (3tys). Masuleh jest ładną górską wioską z domami położonymi na zboczu dość stromej góry, w ten sposób, że po ich dachach można chodzić. Z dachu domów podziwialiśmy okolice wraz z ośnieżonymi szczytami górskimi. Można tu kupić pyszne placki cynamonowe (1000  riali za sztukę).Tu zjadłyśmy pyszny obiad z dwóch rodzajów kebabów- z mięsa w kawałku i z mielonego(15tys i 10tys),popijając  coca colą-5tys. Z Masuleh do Fuman wróciłyśmy mini busem, ale w Fuman okazało się, że są wybory lokalne i minibusy do Rasht nie jeżdżą. Zatrzymałyśmy samochód prywatny wiozący rodzinę w tym kierunku (gratis). Do hotelu wróciłyśmy wieczorem. Ponieważ w hotelu dobę liczono od 12-stej , zażądano od nas podwójnej zapłaty, mimo że spałyśmy tu jedną noc, oczywiście buntowałyśmy się . Żeby nie płacić dodatkowo ,opuściłyśmy hotel wcześnie rano o godzinie 4-tej. Taksówką Savari pojechałyśmy do Bandar Anzali , miasta portowego nad Morzem Kaspijskim (20tys r od osoby, ok. 1godz).  Bagaże  zostawiłyśmy w piekarni bo tylko ona była otwarta o godzinie 5.30. Przeszłyśmy się do portu nad Morze Kaspijskie. Dotarłyśmy do czarnej plaży obserwując kilku śmiałków, którzy na chwilę zanurzyli się w zimnej wodzie. W drodze powrotnej wstąpiłyśmy na potężny bazar rybno- warzywno-owocowy. Po odebraniu bagażu długo czekałyśmy na autobus do Ardabil (40tys r), bo aż półtorej godziny. O 10.30 wyjazd. Piękna trasa wzdłuż wybrzeży Morza Kaspijskiego. Potem trasa górska. Ok. 15-stej dotarłyśmy do Ardabil. Z Ardabil wyjazd o 16-tej do Tabriz (16tys r). O 20-tej byłyśmy już w Tabriz. Pogoda śnieżno-deszczowa, autobus nieszczelny i zimno. W Tabriz też chłodno. Po ciepłym południu niezbyt miła była ta gwałtowna zmiana temperatury. Na szczęście szybko dojechałyśmy z dworca do hotelu Mashad taksówką (15tys r). Pokój dwuosobowy 79tysięcy. Dodatkowo płatny prysznic, zamykany, usytuowany na górnym piętrze (7,5tys).

Dzień 16

Dzień zaczęłyśmy od informacji turystycznej prowadzonej przez Nassera, czynnej od 9-tej do 17-stej. Nasser zaopatrzył nas w plan miasta i płytę o Tabriz. Wskazał nam knajpę, w której zjadłyśmy abgustha za 13,5tys r (tuż za informacją turystyczną w piwnicy). Tu zarezerwowałyśmy bilety autobusowe do Turcji. Zamiast 30USD musiałyśmy płacić 66USD (wzrost cen z powodu Nowego Roku w Iranie). Biuro Nassera organizuje wycieczki do Kandovan, ale w czasie naszego pobytu nie było żadnych  chętnych turystów. W Tabriz odwiedziłyśmy meczety, ruiny cytadeli , i muzeum Azerbejdżanu. Tu kupiłyśmy albumy o Iranie za 130tys riali.

Dzień 17

Z Fajr Square minibusem pojechałyśmy do Oscu (2tys) , potem do Kandovan (3tys, 40min). Z Oscu można jechać też taksówką (5tys w obie strony). W Oscu zaopatrzyłyśmy się w home coco (2tys r). W Kandovan przy samym wjeździe jest hotel , a dalej skalne formacje pochodzenia wulkanicznego w postaci bajecznych kominów i innych kształtów. Zwane są małą Kapadocją. Do wioski położonej na górze, wspinałyśmy się wąskimi ścieżkami, czasami po drabinkach. Tubylcy byli mili. Zaproszono nas do mieszkania i poczęstowano herbatą. Przeszłyśmy się wzdłuż rzeki podziwiając okolicę i przyglądając się mieszkańcom noszącym na plecach gałęzie lub wykorzystujących do tego celu liczne tu osiołki. Wyjechałyśmy  z powrotem autobusem o 4-tej godz. bezpośrednio do Tabriz(10tys riali). W Tabrizie dokonaliśmy ostatnich zakupów na bazarze ,w wielkim tłoku, gdyż był to okres przed  ich Nowym Rokiem.

Dzień 18

O ósmej rano zabrano nas spod hotelu i dowieziono do miejsca gdzie czekał autobus. O godz 9-tej opuściłyśmy Tabriz. O 14-stej byłyśmy na granicy. Granicę musiałyśmy przekroczyć pieszo wraz z bagażami , gdyż jak się później okazało , nasz Irański autobus wrócił do Tabriz  po innych turystów, a po stronie tureckiej czekał na nas autobus turecki. Wynikało to z dużego ruchu ze względu na Nowy Rok. Kontrola trwała kilka godzin , gdyż kolejki wyjeżdżających z okazji Nowego Roku były duże. W drodze powrotnej autobus nigdzie się nie zatrzymywał , tylko raz na pięć minut wyszliśmy do przydrożnego sklepu spożywczego. W Turcji zatrzymał się kilka razy, na krótko. Prawie na każdym postoju myto dokładnie cały autobus z zewnątrz, a w autobusie wlewano nam na dłonie obfite ilości wody kolońskiej. Jechaliśmy jeden dzień, jedną noc i około godziny 14-stej byliśmy już w Istambule. Tramwajem dojechałyśmy do Sultanahmed, z zamiarem udania się do naszego hotelu Sindbad, ale z powodu ciężkich bagaży skusiłyśmy się na proponowany przez naganiacza inny hotel  w pobliżu(10USD). Na drugi dzień tramwajem przejechałyśmy na stronę Azjatycką,dalej metrem. Pochodziłyśmy po sklepach, resztę czasu spędziłyśmy w kościele- Wielki Czwartek. Następnego dnia odleciałyśmy do Polski.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u