Joanna Ganiec, Dariusz Grzymkiewicz
16 sierpnia Delhi
Samolot rumuńskich linii Tarom wylądował na lotnisku w New Delhi o 7.50 rano.
Jesteśmy zaskoczeni jakością usług. Można się przyczepić jedynie do jedzenia.
Przy wyjściu z sali przylotów, zaraz po drugiej stronie szklanych drzwi, znajdujemy autobus do centrum w cenie 20 Rs za osobę + 10 Rs za bagaż. Taksówkarze proponują nam kurs za 400 Rs.
Autobus dowozi nas do New Delhi Railway Station. W tej okolicy, po zachodniej stronie stacji, znajdują się najbardziej popularne i najtańsze w mieście hotele. Ceny na Main Bazaar Street kształtują się w granicach 150 Rs za dwójkę. Ciężko znaleźć coś lepszego i tańszego. Zatrzymujemy się w Hotel Down Town, w wąziutkiej uliczce naprzeciwko dobrze oznaczonego Hotel Star Palace. Jest bardzo czysto i choć pokoiki są dość ciasne, są warte swojej ceny. We wspólnych łazienkach jest ciepła woda.
W okolicznych sklepach można kupić wszystko. Zaopatrujemy się w grzałkę do wody ze specjalną, brytyjskiego typu wtyczką.
17 sierpnia Delhi
Na New Delhi Railway Station, na górze w Tourist Booking Office można zarezerwować miejsca na każdy pociąg i wykupić bilety. Można płacić w dolarach lub w rupiach. Obsługa jest powolna, kolejka dolarowa krótsza. Ceny przeliczane są według kursu bankowego. Zarezerwowaliśmy dziś pociąg do Kanyakumari przez Thrivananthapuram (vel Thrivandrum) na drugą klasę — sleeper za 13 dolarów. Wcześniej w jakimś prywatnym Tourist Office, których tu pełno (co drugi punkt usługowy na ulicy to biuro turystyczne), gość zaśpiewał nam za taki bilet 70 USD.
Pierwsze uwagi o cenach:
Riksze motorowe są z reguły dwa razy droższe od rowerowych.
Znaczki poczty lotniczej za granicę wynoszą 6 Rs.
Ceny w restauracjach są podobne — wybierać można więc wyłącznie w jakości lokalu.
18 sierpnia Delhi
Zauważyliśmy dziś ze zdumieniem, że w rikszach są taksometry. Rzadko jednak się zdarza, żeby turyści płacili według wskazań taksometru. Przepłacają trzykrotnie. Dlatego warto cenę ustalić przed kursem.
Ponieważ jest niedziela i Foreign Tourist Booking Office na stacji jest zamknięte, nie udaje nam się kupić biletów do Agry. W agencjach w mieście zaproponowali nam za nie 25 USD za osobę!!!
19 sierpnia Delhi
Nie uwierzyliśmy dziś naganiaczom z Tourist Office, że Taj Mahal w Agrze zamknięty jest w poniedziałek. Nie piszą o tym w przewodnikach, nie wiedzą o tym w informacji turystycznej na stacji kolejowej w Delhi. Pojechaliśmy więc i pocałowaliśmy kołatkę. Bilet na sleeper (choć to tylko cztery godziny, to jednak jest tu więcej przestrzeni, niż w “klasie popularnej”) kosztował 48 Rs.
Przy rezerwacji miejsc na lepsze klasy trzeba przed podejściem do okienka wypełnić specjalne formularze, wpisać w nie nazwę pociągu, jego numer, klasę, nazwiska podróżnych itp.
20, 21, 22 sierpnia Delhi — Kanyakumari
Jedziemy Kerala Express z New Delhi do Thrivandrum. Potem przesiadamy się w pociąg wieczorny do Kanyakumari. Łącznie spędzamy w podróży 57 godzin.
Podróż sleeperem jest OK. Najgorsze miejsca są na samej górze, bo w nocy strasznie wieje od wentylatorów. Nasi hinduscy współtowarzysze podróży są ciekawscy, ale spokojni i kulturalni.
Przekonaliśmy się dzisiaj, że nie uda się przeżyć takiej podróży jedząc wyłącznie banany i popijając je wodą mineralną. Z ostrej biegunki nie wyciąga nas ani węgiel, ani sulfaguanidyna, ani leki homeopatyczne. Imodium skutkuje dopiero przy czwartej tabletce.
W Kanyakumari jedziemy najpierw do DVK Lodge, polecanego w przewodniku Lonely Planet. Jest on jednak wyjątkowo brudny i zakaraluszony. Taksówkarz zawiózł nas więc do Manickhan Tourist Home, hotelu middle range, w którym za dwójkę z łazienką płacimy tyle, co za ciasne pokoiki w Delhi.
23 sierpnia Kanyakumari
Stołujemy się w Surya Restaurant w Hotelu Samudra. Jedzenie jest genialne, a Special Naan jest naprawdę special.
24 sierpnia Kanyakumari — Kovalam
Z Kanyakumari do Kovalam autobusy odchodzą o 6.00, 9.00 (?) i 14.00. Mimo, że istnieje mnóstwo krótszych dróg, autobusy zajeżdżają najpierw do Thrivandrum. Bilet kosztuje 25 Rs. Można również pojechać taksówką za 600 Rs.
W Kovalam podszedł do nas Hindus. Powiedział nam, że jest z Surya Tourist Home, sympatycznie opisywanego w przewodniku Lonely Planet. Powiedział nam również, że jego hotel jest w przewodniku pod numerem 24, żebyśmy sobie o nim przeczytali. Zaprowadził nas jednak, niestety, do innego hotelu, ale za późno zorientowaliśmy się, że “zrobił nas w balona”.
Troje z nas pada ofiarą tzw. chinese haze lub inaczej eye flu (pink eyes, według lekarza w Polsce, czyli wirusowe zapalenie spojówek). Według starego Hindusa jest to choroba bardzo popularna w Kerala. Puchną nam powieki, białka zachodzą krwią, łzawią, ropieją i szczypią. Gdy kładziemy się na wznak, czujemy, jak gałki wpadają nam do środka głowy. Dostaliśmy od lekarza z Kanyakumari, który w ogóle nie znał takiej choroby, krople o nazwie Norflox firmy Cipla (Norfloxacin USP 0,3 % w/v, Benzalkonium Chloride NF 0,01 % w/v), ale nasz znajomy tubylec twierdzi, że żadne krople nam na to nie pomogą. Choroba sama mija po 2-3 dniach. Faktycznie, Ewa czuje się już całkiem nieźle po trzecim dniu, natomiast ja i Marcin, jako że jest to nasz pierwszy dzień, męczymy się jak cholera.
25 sierpnia Kovalam
Dowiadujemy się dzisiaj, że wyprawa samolotem na Malediwy w tę i z powrotem jest do załatwienia w granicach 100 USD. Do tego dochodzą ceny noclegów.
Lekarz w Kovalam przepisał nam dziś inne krople na Chinese Haze — Sofradex firmy Rousell (Framycetin Sulphate BP 5,0 mg/ml, Gramicidin 0,05 mg/ml, Dexamethasone 0,5 mg/ml). Są dużo mocniejsze, niż te poprzednie, szczypią pioruńsko, ale przynoszą natychmiastową ulgę.
26 sierpnia Kovalam
Asia i Patrycja padły dziś w nocy ofiarą chinese haze, co przewidział nasz znajomy Hindus. Teraz już wszyscy mamy czerwone oczy i wyglądamy jak pijane szczury. Robimy sobie zdjęcia dla potrzeb ubezpieczenia.
27 sierpnia Kovalam — Madurai
Wydostać się z Thrivandrum nie jest łatwo. Do Madurai kursuje codziennie jeden pociąg o 20.35, ale miejsca zarezerwowane są do 7 września (!). Na pociąg do Madrasu jest lista oczekujących. Autobusy do Madurai są również zarezerwowane. Udaje nam się cudem wsiąść do takiego o 17.30, bo nie ma na niego wcześniejszych rezerwacji. Bilet kosztuje 70 Rs. Na miejscu jesteśmy o 0.20. Naganiacze prowadzą nas do hotelu.
Od 26 do 31 sierpnia w Kerala trwa festiwal Onam. Coś w rodzaju dożynek. W restauracjach serwują wtedy specjalność regionu na liściach banana.
28 sierpnia Madurai
Hotel, w którym nocowaliśmy, nazywa się Dhanamani Hotel. Dwójka kosztuje tu 149,50 Rs, ale od rana jest taki hałas, że spać nie można. W wielu pokojach nie ma pryszniców, a Hindusi strasznie dziwili się, że ich wymagamy.
Do Bangalore odchodzi około 10 autobusów — rano co godzinę, później co dwie. Pierwszy jest o 6.30, ostatni ok. 21.00. Podróż trwa ok. 10 godzin.
Na stacji kolejowej, w Tourist Information Center wszyscy są bardzo uprzejmi. Mimo że rezerwacji dokonuje się przed godziną 11.00, potraktowano nas jako “emergency” i dostaliśmy miejsca w pociągu.
29 sierpnia Bangalore
Bangalore jest mocno przereklamowanym miastem. Faktycznie bardzo “zachodnim” pod względem architektury i mody (nawet dziewczyny chodzą tutaj w jeansowych spódniczkach), ale zatłoczonym i zadymionym.
Gdy już znaleźliśmy wolny pokój, musieliśmy przyjąć go z dobrodziejstwem inwentarza. Śpimy więc w ośmioosobowym dormitory w sześć osób w cenie 110 Rs za osobę.
Świątynia Byka wygląda na wymarłą, a rzeczonego oglądać można jedynie przez oka w drewnianej kracie wrót. Ogród botaniczny, zatłoczony jak całe miasto, również nie jest zachwycającym miejscem. Przyjazd tutaj był chyba wielką pomyłką.
30 sierpnia Madras
Madras jest zdecydowanie dużo spokojniejszym i mniej zatłoczonym miastem niż Bangalore. Atmosfera jest całkiem miła, choć po południu trudno znaleźć wolne pokoje w hotelach. Znów śpimy (hotel Vaigai) za 142 Rs na łeb w trzy osoby w dwójkach, w pokojach, które w innych miejscach kosztowałyby 150 za cały pokój.
Nic nie jemy, aby zmieścić się w budżecie.
31 sierpnia Madras
Wykupiliśmy dzisiaj wycieczkę dokoła Madrasu za 80 Rs (+ 60 Rs wszystkie bilety wstępu) na osobę. Pośpiech w zwiedzaniu był niesamowity, ale nigdy nie objechalibyśmy tych miejsc na własną rękę. Zapłaciliśmy po 20 Rs drożej niż reszta pasażerów.
1 września Madras
W niedzielę całe miasto jest wymarłe. Pracują tylko prywatne sklepy i biura turystyczne. Na szczęście w hotelach można dokonać wymiany pieniędzy. Dzisiejszy kurs: za gotówkę — 34,90, za czeki podróżne 35,15. Bardziej więc opłacają się tu czeki. Odwrotnie niż w Delhi.
Z Madrasu kursują dwa pociągi bezpośrednio do Patny przez Varanasi we wtorek i w czwartek. Do Bhubaneswaru pociągi jeżdżą dwa razy dziennie. Ceny w sleeper — 262 RS, w A/C (klimatyzacja) sleeper — 1184 Rs.
2 września Madras
Sightseeing po Madrasie wykupiony w biurze turystycznym za 40 — 50 Rs nie jest wart swojej ceny. Choć Snake Park i Muzeum Państwowe było całkiem w porządku, resztę ogląda się jedynie zza brudnych okien autobusu. Do tego jeszcze próbowali wyciągnąć od nas po 20 Rs za bilety wstępów do zwiedzanych miejsc. My na całe szczęście uparliśmy się, że będziemy płacić sami, przy obiektach. Wstępy kosztowały nas łącznie 8 Rs plus 5 Rs za robienie zdjęć w Snake Park.
W Madrasie od 15.00 do 18.00 mają przerwę w pracy wszystkie restauracje.
3 września Bhubaneswar
Pociąg “Howrah Mail” dojechał do Bhubaneswaru punktualnie po dwudziestu czterech godzinach. Po wschodniej stronie dworca znajdujemy taniutki hotel (dwójka za 120 + 20 Rs za dodatkową osobę). Hotel jest zaraz przy torach, jest całkiem w porządku, choć restauracja w nim nie wydaje się być wyjątkowo czysta. Jemy w niej, bo jesteśmy zmęczeni podróżą i jest nam wszystko jedno. Pijemy z brudnych szklanek i zabawiamy się czytaniem koślawego menu.
4 września Bhubaneswar — Puri
Koło świątyni Mukteswar w budach z pamiątkami można kupić różne starocie — lampki oliwne, metalowe szkatułki, bransolety, po całkiem rozsądnych cenach. Mamy nadzieję, że uda nam się je przewieźć przez granicę.
Hotel, w którym zatrzymaliśmy się w Puri (Lodge Sagar Saikate), jest zdecydowanie najczystszy z tych, które oglądaliśmy. Dwójka z łazienką jest tu za 120 Rs + 30 Rs za dodatkową osobę. Niestety, we wszystkich hotelach w mieście doba hotelowa zaczyna się i kończy około godziny 8-9 rano!
Papier toaletowy w Indiach kosztuje ponad dolara (38 Rs) za dużą rolkę i 10 Rs za małą. Mała starcza jedynie na kilka razy niewymagającemu użytkownikowi.
5 września Puri
W Puri udało nam się zarezerwować bilety do New Japalguri z dwudniową przerwą w Kalkucie. Okazało się, że jeżeli rezerwuje się bilety od razu na dłuższą trasę z połączeniami, wychodzi dużo taniej. Oszczędziliśmy ok. 130 Rs na bilecie; nie udałoby się, gdybyśmy bilet do New Japalguri kupowali dopiero w Kalkucie.
Wysłanie stąd faxu do Polski kosztuje ok. 120 Rs, można również podać numer zwrotny i otrzymać fax z Polski za opłatą 10 Rs.
Mickey Mouse Restaurant ma całkiem pokaźne menu i rozsądne ceny. Obsługa potrafi powiedzieć po polsku “dobranoc”, “dziękuję” i “dzień dobry”.
Słońce nad oceanem jest bardzo zdradliwe. Tu, gdzie promienie słoneczne padają bardziej pionowo niż w Polsce, słońce opala szybciej i nawet mleczka z filtrem 18 nie uchronią przed poparzeniem. Warto mieć Fenistil gel na oparzenia i kremy po opalaniu.
6 września Puri
Z Puri do Konark (Świątynia Słońca) autobusy i minibusy jeżdżą w tę i z powrotem co 10 minut.
7 września Kalkuta
Kalkuta nie jest taka straszna, jak ją malują. Co prawda w dżdżyste dni brnie się po kostki w kałużach, ale tak jest w wielu miastach. Jest tu dużo czyściej niż w Delhi, ludzie są bardziej przyjaźni i więcej jest miejsc, które warto odwiedzić.
Biuro Taromu znajduje się w Vasundhara Bldg, przy 2/7 Sarat Bose Road. Otwarte jest również w soboty do godziny 13.00. W niedzielę nieczynne. Obsługa jest profesjonalna i przyjazna, udziela wszystkich dodatkowych informacji, można zamówić wegetariańskie jedzenie w samolocie. Również od nich dowiedzieliśmy się co nieco o wizach nepalskich. Można je bez problemu dostać w kilka minut na granicy, wpłacając odpowiednią sumę w dolarach: 15 dni — 15 USD, 30 dni single entry — 25 USD, 30 dni double entry — 40 USD, 60 dni multiple entry — 60 USD.
Przedłużenia wizy do 120 dni można dokonać w Immigration Office w Pokharze lub w Dept of Immigration, Tridevi Marg, Thamel, Kathmandu.
8 września Kalkuta
Nie znaleźliśmy dziś w Kalkucie Rajskich Ogrodów (Eden Gardens), choć chodziliśmy w kółko dobre półtorej godziny. Na mapie są, a znaleźć nie można. Nie udało nam się również zobaczyć Fortu William. Otoczony jest garnizonem wojskowym, do którego wstęp jest wzbroniony.
Wieczorem wybraliśmy się do kina na film Yash. Niesamowita mieszanka musicalu, komedii, melodramatu, karate i soap opery, z bardzo dobrymi zdjęciami i bardzo kiepskim wszystkim pozostałym. Warto było jednak wydać po te 25 Rs, żeby to przeżyć. Hindusi klaszczą, śmieją się na głos, śpiewają piosenki wraz z bohaterami, gwiżdżą i krzyczą.
W połowie filmu był antrakt (!), sprzedawcy chodzili między rzędami z napojami chłodzącymi i popcornem, a na ekranie wyświetlano z rzutnika do przeźroczy reklamy i teksty propagandowe, między innymi, jak rozpoznawać wczesne objawy raka piersi.
9 września Kalkuta
Pociąg Kanchenjunga Express “przełożony” dziś z 6.25 na 12.40, wystartował o 13.00. Dojechał do New Japalguri o 4.30 (10 września) z trzy i pół godzinnym opóźnieniem. Ponieważ nie była to jego ostatnia stacja, musieliśmy prawie całą noc pozostawać w stanie czuwania.
10 września Siliguri — Darjeeling
W New Japalguri na stacji kolejowej za pokoiki “retiring rooms” zażądano po 30 Rs od głowy. Ponieważ chcieliśmy po prostu posiedzieć gdzieś w spokoju do 6.00 i ruszyć dalej, zrezygnowaliśmy z tej przyjemności i przekoczowaliśmy na peronie.
Przy wyjściu ze stacji w New Japalguri należy wpisać się do zeszytu w Foreigners Check Point, z numerem paszportu i wizy.
Z dworca autobusowego w Siliguri / New Japalguri z częstotliwością co pół godziny kursują do Darjeelingu osobowe jeepy. Bilet kosztuje 42 Rs.
Hotel Buddhist Lodge w Darjeelingu oferuje dwójki za 150 Rs + 10% tax. Pokoje są OK., w czystych łazienkach gorąca woda jest 24 godziny na dobę. Ciśnienie jest jednak znikome.
Sam Darjeeling nie robi zbyt dobrego wrażenia. Centrum jest zadymione spalinami i bardzo zatłoczone, ale wystarczy zejść kawałek w dół, by odnaleźć ciszę, spokój i zapach krzewów herbaty.
Zezwolenie do Sikkimu jest bezpłatne, nie potrzeba również zdjęć paszportowych, ale załatwienie go tutaj wymaga nie lada cierpliwości. Najpierw należy zejść na dół, za dworzec autobusowy. Na drugiej uliczce w lewo jest drogowskaz “Sikkim Permit”. Tą uliczką dociera się do biura DM, gdzie urzędnicy wskazują odpowiedni pokój. W pokoju każą pokazać paszport, wypełnić kwestionariusz, z którym należy pójść do Foreigners Registration Office (w centrum miasta), gdzie miły pan spisze numery okazanych paszportów do zeszytu, postawi swoją pieczątkę na kwestionariuszu, z którym to trzeba wrócić do DM, gdzie do okazanych po raz trzeci paszportów wstęplują pieczątkę i wydadzą odpowiednie zezwolenie.
Najtańsze bilety do Kathmandu typu “package tour” (260 Rs) znaleźliśmy w biurze Diamond Travels w pobliżu dworca autobusowego. Oczywiście dużo taniej jest, gdy załatwia się to wszystko samemu. Najpierw należy wrócić do Siliguri, stamtąd załapać się na jeepa do granicy, a z granicy, już za rupie nepalskie, wsiąść do autobusu do Kathmandu.
W State Bank of India w Darjeelingu za wypisanie dowodu wymiany pieniędzy (tzw. encashment receipt) pobierają 20 Rs opłaty manipulacyjnej.
11 września Darjeeling
Do miejscowości Ghoom można dojechać jeepem, który regularnie kursuje na tej trasie za 8 Rs, lub taksówką w tę i z powrotem za 200 Rs. Po dojechaniu do stacji kolejki w Ghoom trzeba wrócić się kawałek w kierunku Darjeelingu i odbić w lewo. Uliczka jest oznaczona drogowskazem. Po 1,5 km dochodzi się do klsztoru Ghoom.
12 września Gantok
W Hotelu Norbu Samphel na ulicy MG Marg udało nam się dostać pokój za 30 Rs od głowy. Jest to jeden z najczystszych hoteli, w których spaliśmy do tej pory. Ciepła woda jest dostępna w kubełku bez dodatkowych opłat.
13 września Gantok
W Gantoku w biurach turystycznych można wynająć czteroosobowy minibus za 400 Rs i objechać dwanaście miejsc w okolicy wartych zobaczenia, łącznie z klasztorem Rumtek. Nie zdążylibyśmy w tak krótkim czasie objechać tych wszystkich miejsc sami. Należy również pamiętać, że Gantok jest górskim miastem i uliczki wiją się tu pod górę i z góry, dlatego dotarcie do wszystkich tych miejsc na piechotę zajęłoby sporo czasu.
W żadnym hotelu w Indiach nie zaopiekowano się nami tak serdecznie jak w Norbu Samphel. Manager załatwił nam jeepa do Siliguri o 5.30, który ma podjechać pod nasz hotel, żebyśmy nie musieli chodzić z plecakami. Pierwsze regularne jeepy do Siliguri odchodzą dopiero o 6.00.
14 września Gantok — granica w Kakarvitta
Jesteśmy tu już tyle dni i jeszcze nie nauczyliśmy się, że nie istnieją tu rozkłady jazdy autobusów. Wszelkie pojazdy komunikacji publicznej, autobusy, taksówki, jeepy czy bryczki ruszają wtedy, gdy są napchane pasażerami do granic możliwości. Tak było zarówno ze startem z Siliguri (1 godzina z hakiem opóźnienia), jak i z granicy do Kathmandu.
W przygranicznych knajpach po stronie nepalskiej (Kakarvitta) można płacić w rupiach indyjskich. Ponieważ na granicy jest tylko jeden bank, w dodatku państwowy, ma najniższy kurs. Jeśli więc nie ma potrzeby, pieniądze można wymienić dopiero w Kathmandu. Kurs banku państwowego wynosi dziś 56,75 do dolara. Czeki podróżne są w tej samej cenie.
15 września Kathmandu
Podróż autobusem z Kakarvitty do Kathmandu trwała 18 godzin (od 17.30 do 11.30). Było sporo zamieszania z naszymi bagażami. Najpierw kazano nam położyć je na dach. Zanim zdążyliśmy mrugnąć, konduktor zezwolił nam wnieść je do środka. Gdy już je wtaszczyliśmy, tubylcy zmienili zdanie i zaproponowali, żebyśmy jednak wynieśli je na dach. Wyniosłem. W środku nocy, na którymś kolejnym przystanku, gdy panowie załadowywali dach koszami z trzciną cukrową i workami z bliżej nieokreśloną zawartością, przyszedł gość i chciał, żebym plecaki przeniósł z powrotem do środka. Wkurzyliśmy się nieźle, tym bardziej, że w środku nie było gdzie szpilki włożyć. Tak więc ostatecznie nasze plecaki pozostały na górze przywalone brudnymi worami. W nocy lał deszcz.
Naganiacz hotelowy znalazł nas już na przystanku 2 km przed Kathmandu. Ustaliliśmy cenę na 5 USD za pokój dla trzech osób. Oczywiście po doliczeniu “taxu” cena była mniej interesująca. Po południu znaleźliśmy pokój za 220 NRs za trzy osoby. Przenosimy się jutro.
Przy okazji odkryliśmy technikę targowania ceny w hotelach. Należy w tym celu chodzić po hotelach bez plecaka i pytać o cenę. Na cenę usłyszaną od managera w recepcji należy odpowiedzieć, że w hotelu, w którym właśnie się mieszka (sic!), cena jest bardziej interesująca i wynosi (tu należy podać cenę, jaką chce się zapłacić za hotel). W tym momencie przeważnie manager proponuje nocleg u siebie za taką samą cenę lub cenę niższą od podanej. Zrobią wszystko, by pozyskać klienta.
16 września Kathmandu
W hotelu Green Peace Guest House dali nam pokój z dwoma łóżkami dla trzech osób za 220 (włączając tax). Mają tu dosyć dobre ceny za usługi pralnicze, pomagają rezerwować bilety i jest całkiem miło.
Ewa dostała dziś gorączki 39 stopni, co w połączeniu z trwającą od trzech dni biegunką bardzo ją przeraziło. Poszła do dobrej kliniki, gdzie zaopiekowano się nią troskliwie, przeprowadzono wszystkie analizy na miejscu i wykryto dezynterię (czerwonkę). Na szczęście nie amebiczną, a bakteryjną. Wszystko jedno, mycie zębów w wodzie z kranu z pewnością jej w tym pomogło. Dostała leki, po których od razu poczuła się lepiej. Musi pozostać przy diecie beztłuszczowej.
Zestaw leków
Rhinex (decongestant tablets) made in Nepal: Paracetamol, Phenylephrine Hydrochloride
Flagyl (metronidazole) made in India
Festal (digestive enzymes) made in Nepal: Pancreatin 0,192 mg
Hemicellulose 50 mg
Extract Fellis Bovis 25 mg
Ciprodac 500, made in India: Ciprofloxacin Hydrochloride 500 mg.
17 września Kathmandu
Autobusy do Budhanilkantha (Śpiący Wisznu) odchodzą ze skrzyżowania Lekhnath Marg i Kantipath. Autobus oznaczony jest numerem 5 i kosztuje 4 NRs. Wysiada się na ostatnim przystanku. Taksówka w/g taksometru powinna kosztować nie więcej niż 50 Rs, ale jest pewne, że taksówkarz zarząda kilku stów.
18 września Kathmandu
Do Patanu można dojść na piechotę lub dojechać z ulicy Kantipath autobusem nr 26 za 3 NRs. W Patanie można kupić wiele rzeczy, ale raczej nic z ciuchów i “miękkich” pamiątek. Przede wszystkim wyroby z metalu, ale również figurki i maski. Piękne, ale drogie. Sklepy opisywane przez Lonely Planet są droższe niż podobne w Kathmandu.
W stolicy prężnie rozwija się czarny rynek dolarowy. W sklepach z dywanami można wymienić walutę po 60 NRs za duże banknoty (100 USD) i po 59 za małe (np. 10, 20 USD). Wobec kursu państwowego 56,75 jest to dosyć korzystne (325 NRs więcej na 100 USD). Transakcje przeprowadzane są z reguły uczciwie.
19 września Pokhara
Zaraz po władowaniu się do autobusu przyszedł do nas jakiś starszy gość i kazał nam zapłacić za bagaż na dachu po 20 NRs. Kazaliśmy mu iść do diabła tłumacząc, że bagaż wliczony jest w cenę biletu, że tak nam powiedzieli w biurze podróży, gdzie kupowaliśmy bilety. Było to wierutne kłamstwo, ponieważ nawet nie widzieliśmy na oczy tego biura podróży (bilety załatwiliśmy przez managera hotelu), ale gość się odczepił i więcej już nie przyszedł. Mamy podejrzenia, że był to jeden z kolejnych oszustów. Nie zauważyliśmy, by pojawił się później w autobusie i nagabywał kogokolwiek innego.
Naganiacz do hotelu w Pokharze dopadł nas już w Kathmandu, jednak giełda naganiaczy, która odbywała się na dworcu autobusowym w Pokharze, była bardziej efektowna niż ta z Wall Street. Choćby po to warto tu przyjechać, by na własne oczy zobaczyć, co się tu dzieje. Zatrzymaliśmy się w Welcome Guest House za 67 NRs/os. Wieczorem znaleźliśmy lepszy standard w tej samej cenie. Zasadą chyba jest, że nie należy się na hotel decydować zbyt wcześnie. Walka o klienta jest tak zażarta, że ceny spadają w ciągu kilku minut na łeb. Najlepiej dojechać na miejsce, zrzucić plecaki w knajpie i samemu połazić po hotelikach. Plusem naszego hotelu jest całkiem niezła kuchnia, choć minusów ma nieco więcej: grzyb na ścianie, pająki i daleko od turystycznego centrum.
20 września Pokhara
Wybraliśmy się dziś na rowerach nad jeziora Bengas. Wypożyczenie roweru na cały dzień kosztuje 30 NRs. Sama trasa jest dosyć ciężka, jeśli nie jest się wytrawnym cyklistą. Choć kąt nachylenia drogi nie jest duży, ale w drodze powrotnej trzeba się nieźle napedałować. Do tego spaliło nas słońce. Wydaliśmy po drodze na napoje chłodzące tyle, co zwykle na jedzenie w knajpie. Gdybyśmy pojechali autobusem byłoby szybciej, taniej i wygodniej. Jednak te 30 km w obie strony było przyjemną odmianą po tych wszystkich pociągach i autobusach. Wypożyczenie łódki na jeziorze Bengas kosztuje 150 NRs. Jeżeli wsiada więcej osób, cena rozkłada się na wszystkich. W przybrzeżnych chaszczach są pijawki, trzeba więc założyć wysokie buty, jeśli chce się połazić. W przypadku ugryzienia, pijawkę trzeba posypać solą lub przypalić papierochem. Można również oderwać na siłę, co nie jest proste, ze względu na wyjątkową oślizłość stwora, ale wtedy łatwo zainfekować rankę. Krew leci jeszcze przez dobre kilka minut. Pierwszą pomoc (spirytus i plaster) można uzyskać w każdym punkcie aptekarskim, nawet w najbardziej zabitej wiosce, za ok. 10 NRs.
21 września Pokhara
Najtańsze bilety do Chitwan znaleźliśmy w Standard Travel na przeciwko Pyramid Restaurant. Kosztowały 120 NRs, wobec 150 lub 180 w innych biurach.
Wejście na górę Sarangkot (znany punkt widokowy) od strony Lakeside jest dosyć trudne i łatwo się zgubić. Cała trasa około 2-3 godzin. Już na dole można wynająć dzieciaka-przewodnika, który doprowadzi do szczytu (każde napotkane dziecko zaoferuje swoje usługi — stawka jest umowna). Podejście z drugiej strony jest łagodniejsze. Trzy czwarte drogi pokonuje się asfaltem. Można ten dystans podjechać taksówką. Na szczycie jest możliwość zatrzymania się na noc, jeśli ktoś pragnie podziwiać Himalaje o wschodzie słońca. Nocleg kosztuje ok. 30 NRs za dwójkę.
22 września Pokhara
Wybraliśmy się dzisiaj rano (o 5.30) na szczyt widokowy Kahun Dunda. Taksówka podwiozła nas za 150 NRs do podnóża, skąd wspięliśmy się na szczyt w godzinkę z hakiem. Widzieliśmy stamtąd o wschodzie słońca wszystkie wielkie góry w okolicy: Annapurny, Machhapuchharę i Dhaulagiri. O 8.30 już było po przedstawieniu — śnieżne szczyty skryły się za chmurami.
23 września Pokhara — Sauraha
Z agencją Standard Travel, u której kupiliśmy bilety do Sauraha (Chitwan National Park), było nieco problemów. Ewa miała nosa i poszła upewnić się, czy przyjadą po nas pod hotel. Okazało się, że w ogóle nie ma nas na liście pasażerów. Zrobiła więc dziką drakę. Panowie długo przyglądali się biletom, które sami dwa dni temu wypisali. Skutek był taki, że autobus zatrzymał się dziś rano pod naszym hotelem i załadowaliśmy się jako pierwsi pasażerowie.
W Tadi Bazaar (stacja końcowa nieopodal wioski), jak zwykle, odbyła się giełda naganiaczy przy autobusie. Wybraliśmy Sauraha Jungle Lodge, bo proponowali nam trójki z łazienką za 60 NRs. Na miejscu okazało się oczywiście, że nie trójki, nie z łazienką i nie za 60 NRs. Mają tu dwuosobowe lepianki z gliny za 60 NRs, bez łazienki (łazienki są wspólne w “budynku” obok) oraz bungalowy w lepszym standardzie z łazienkami za 150 za dwójkę. Ponieważ wcisnęli nam kit, stargowaliśmy na 90 NRs w bungalowie, za 3 osoby. Nie żałujemy. Jest to jedyna rozsądna cena w wiosce. Manager hotelu oprowadził nas za darmo po okolicy — widzieliśmy, jak karmi się słonie, odwiedziliśmy wioskę ludu Tharu. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy o życiu miejscowych, bo nasz przewodnik nie ukrywał niczego.
24 września Sauraha
Wybraliśmy się dziś na safari na słoniach. Cena słoni rządowych wynosi 650 NRs za osobę i safari odbywa się na terenie parku, co oznacza, że dodatkowo należy wykupić tzw. permit na wejście do parku, który kosztuje również 650 NRs. Daje to łącznie 1300 NRs. Permit ważny jest 2 dni, więc warto go wykupić, gdy planuje się wzięcie udziału w jeszcze innych atrakcjach, np. spływie kajakiem, spacerze po dżungli, podglądaniu ptaków itp. Jeśli chce się wyłącznie pojeździć na słoniu, można to równie dobrze zrobić poza terenem parku. Nie trzeba wtedy wykupować permitu, a prywatni przewoźnicy gwarantują, że podczas safari można będzie zobaczyć dzikie nosorożce. Cena przejazdu również kształtuje się w granicach 600 NRs, ale przed wykupieniem biletu należy pochodzić po agencjach i zorientować się, gdzie jest taniej. Safari w parku trwa około 2-2,5 godziny, mimo że w hotelach i agencjach przekonują, że tylko godzinę i przewoźnicy rządowi patrzą wyłącznie na zegarek i nie obchodzi ich, czy klient jest zadowolony (czyli czy widział nosorożce), czy nie. U tych prywatnych ma być inaczej — jeżeli klient jest niezadowolony, oferuje mu się jeszcze jeden, darmowy wyjazd. Nie sprawdziliśmy!
25 września Sauraha
By pochodzić po dżungli nie trzeba wynajmować aż dwóch przewodników, a każdy, kto mówi inaczej, chce po prostu nadmiernie zarobić na turystach. Najlepszym terminem do odwiedzin w parku jest luty — marzec, gdy wieśniacy wycinają trawy i wszystko widać jak na dłoni. Teraz las jest mocno zarośnięty i choć małpy skaczą po drzewach, to nosorożce jedynie słychać, kiedy buszują w dwumetrowej trawie. Wchodzenie do parku (i co za tym idzie, płacenie permitu za wstęp) jest więc zupełnie bezsensowne. Chyba, że stać kogoś na rozrzutność.
Do Elephant Breeding Center wejście jest za darmo, 20 NRs kosztuje jedynie przepłynięcie łódką przez rzekę do ośrodka. Nie trzeba również mieć wykupionego permitu.
26 września Sauraha — Patna
Przejście graniczne między Birganj i Raxaul ciągnie się z 5 km. Jedyna możliwość, to przejechać tę odległość rikszą. Po dwóch kilometrach od przystanku autobusowego w Birganj natykamy się na nepalską odprawę celną. Wierzą nam na słowo, że nie mamy nic do oclenia. Po następnych 700 m jest odprawa paszportowa, później 500 m mostu i indyjska odprawa celna, gdzie ani w ząb nie rozumieją po angielsku, po 300 m odprawa paszportowa, gdzie ani w ząb nie umieją czytać i pisać, a inteligencją z ledwością doganiają Forresta Gumpa. Stąd jest jeszcze 2 km do dworca autobusowego w Raxaul, gdzie czeka na nas autobus do Patny. Ma odjechać, gdy będzie pełen, lecz zanim zbierze się komplet, już przesadzają nas z bagażami do mniejszego. Nie kaprysimy, bo większy komfort. Cieszymy się nim jednak tylko połowę trasy, bo po drodze wysiada większość pasażerów i naszemu nie opłaca się dalej jechać. Przepchnięto nas jeszcze raz do innego autobusu z kompletem pasażerów i w ścisku o 1.00 w nocy dojechaliśmy do Patny.
Jak można się było spodziewać, o tej porze nie było już miejsc w tańszych hotelach, nie mówiąc o tym, że większość hoteli była na noc zamknięta. Zanocowaliśmy więc w Hotel Republic za 300 w dwójce + 7% tax, w warunkach nieco gorszych od przyzwoitych.
27 września Patna — Gaya
Oczywiście Hindusi wepchnęli nas do niewłaściwego autobusu, zapewniając jednocześnie, że nie tylko do Gayi, ale do samej Bodhgayi nim dojedziemy. Konduktor wypytał nas dokładnie dokąd jedziemy, sprzedał bilety za 35 Rs, a my szczęśliwi, że za 3 godziny będziemy na miejscu, usadowiliśmy się wygodnie w fotelach. Po trzech godzinach autobus dojechał do Ramchandrapur i okazało się, że tu kończy bieg, a konduktor, który sprzedawał nam bilety, wysiadł gdzieś na trasie. My zaś sterczeliśmy gdzieś zupełnie nie po drodze. Na szczęście za kilka minut odjeżdżał autobus do Gayi. Przeładowaliśmy się doń z bagażami, zapłaciliśmy kolejne 20 Rs i po pięciu i pół godzinie (zamiast trzech) dojechaliśmy na miejsce.
Zatrzymaliśmy się w hotelu Saluja, nieopodal dworca kolejowego. Dwójka kosztuje tu 210 Rs + 30 Rs za dodatkową osobę. W okolicy są hotele za 110 Rs za dwójkę. Rzadko kto w tym regionie mówi po angielsku.
28 września Gaya
Jeśli ktoś twierdzi, że Bodhgaya jest spokojnym i cichym miasteczkiem, to chyba nigdy tam nie był. Roi się tam od turystów z całych Indii i żebraków, a ulice zastawione są kramami z pamiątkami wątpliwego sortu. Jednak nie przyjechać tu, to jak nie być w ogóle w Indiach. To właśnie tu znajduje się najświętsze drzewo Azji i 25-metrowy, oszołamiający posąg Buddy.
W Bank of India w Bodhgayi (nie mylić ze State Bank of India) wymieniliśmy dziś czeki podróżne po 35,30! Okazuje się, że State Bank of India, tak jak u nas PKO, jako państwowy bank ogólnokrajowy, ma najmniej korzystny kurs. Kursy w mniejszych bankach są dużo korzystniejsze. W jednym z luksusowych hoteli w Gayi proponowali nam śmieszne 34,40 Rs za dolara.
29 września Gaya — Varanasi
Z Gayi do Varanasi wyjechaliśmy o 6.02 rano. Bilet kosztował 76 Rs. Po sześciu godzinach byliśmy na miejscu.
W Varanasi są dwa hotele o podobnych nazwach: Vishnu Rest House, opisywany w Lonely Planet, i Old Vishnu Guest House, hotel nowy, czysty i tani. Płacimy w nim 150 za dwójkę + 50 za dodatkową osobę. Ceny w okolicy są podobne. Manager hotelu nie omieszkał zaproponować nam taniego sklepu z jedwabiem, prowadzonego przez “jego ojca”.
30 września Varanasi
Uzupełniajmy informacje o hotelach tutaj: w okolicy jest kilka hoteli, które mają w nazwie Vishnu. Jest znany z LP Vishnu Rest House, którego wschodnia ściana stoi nad samym brzegiem Gangesu, jest Old Vishnu Guest House, w którym my się zatrzymaliśmy, jest Real Vishnu Guest House i jeszcze pewnie ze dwa inne, przy czym słowa typu “old” i “real” itp. napisane są małymi literkami w mało widocznych miejscach. Trzeba się więc dobrze przypatrzeć nazwie, jeśli szuka się konkretnego hotelu.
Dziś rano odkryliśmy hotel Yogi Lodge, po północnej stronie Dasaswamedh Ghat, nieopodal Golden Temple. Hotelik zapakowany jest białymi, obsługa przyjazna i kompetentna, ceny niskie, choć do standardu można się przyczepić. Jest za to gorąca woda w publicznych łazienkach, świetna knajpa i usługi pralnicze. Jest to również jedyny hotel w Indiach spośród tych, w których nocowaliśmy, gdzie wyraźnie i szczerze określone jest, jaką prowizję od łebka pobierają, załatwiając np. bilety kolejowe. To robi wrażenie w tym kraju.
Nad Ganges warto przejść się o różnych porach dnia. O świcie (5.30), gdy pojawiają się pierwsi kąpiący, około 9.00-11.00, gdy robi się kolorowo od wielobarwnych sari i wieczorem, gdy nad miejscami kremacyjnymi unosi się łuna ognia.
Na stacji kolejowej w Varanasi w biurze rezerwacji dla turystów jest bardzo nieprzyjemna obsługa. Jeden facet tu czuje się jak Stwórca Wszechrzeczy i lubi wykorzystywać władzę. Wrzeszczy na turystów, nabija się z nich, poucza cynicznie lub wyrzuca z biura, jeśli mu się nie podobają. Z drugiej strony, jest skuteczny i wiele można u niego załatwić, jeżeli zagra się zagubionego i potrzebującego pomocy szaraczka.
Przy okazji porównanie cen różnych klas pociągów z Varanasi:
I ACC | II AC | III AC | First Class | II Sleeper | ||
Delhi | 789 | 181 | ||||
Haridwar | 689 | 204 | ||||
Dedradun | 690 | 213 | ||||
Lucknow | 743 | 478 | 265 | 338 | 110 | |
Jaipur | 957 | 228 | ||||
Madras | 1622 | 1354 | 336 | |||
Gaya | 392 | 269 | 89 | |||
Patna | 392 | 269 | 89 | |||
Howrah | 811 | 183 | ||||
Bombay | 1356 | 738 | 291 | |||
Hyderabad | 1112 | 297 | ||||
N.Japalguri | 869 | 472 | 198 | |||
Gorakhpur | 389 | 91 |
Znaleźliśmy kilka pcheł w naszych pokojach w Yogi Lodge. Jest to jednak chyba zwierzę charakterystyczne dla całego Varanasi i okolic.
1 października Varanasi
Udało nam się wyczarterować rikszę do Sarnath za 100 Rs w cztery osoby. Cena wydaje się być niewygórowana, bo w kilku miejscach rikszarze mówili to samo i nie chcieli zejść niżej. Jeśli przyjąć, że do Sarnath jest prawie 20 km z centrum Varanasi, a litr benzyny kosztuje 22,41 Rs, zarobek rikszarza za podróż w tę i z powrotem oraz czekanie na nas 2 godziny na miejscu jest raczej skromny. Muzeum archeologiczne w Sarnath jest bardzo ciekawe, choć ubogie w eksponaty. Jest jednocześnie najczystszym muzeum w Indiach, jakie widzieliśmy. Do reszty należy chodzić z własnym płynem do mycia szyb.
Ceny pokoi w Yogi Lodge (Rs): dormitory 25, 1-osobowy 50, mały 2-osobowy 60, duży 2-osobowy 80, 3-osobowy 105, 4-osobowy 140, 5-osobowy 160.
2 października Varanasi — Amritsar
Pociąg do Amritsaru spóźnił się trzy godziny i zamiast odjechać o 18.35 odjechał po 21.00. I całe dla nas szczęście, bo choć wyszliśmy z hotelu odpowiednio wcześniej, utknęliśmy rikszą w gigantycznym korku, który wydaje się być rzeczą normalną wieczorem w Varanasi. Na pociąg o 18.35 z pewnością byśmy nie zdążyli. A tak mieliśmy jeszcze nieco czasu, by schłodzić wywieszone języki porcją pepsi.
Nieuchronną konsekwencją wydarzeń było to, że pociąg przybył do Amritsaru o 0.12. Nauczeni doświadczeniem w szukaniu hotelu nocą i mając świadomość, że bramy Golden Temple otwierają o 4.00 rano, wpakowaliśmy się do poczekalni dla pierwszej klasy, wpisując do zeszytu gości zmyślony numer biletu. Na szczęście nikt tego nie sprawdzał.
3 października Amritsar
O szóstej rano zwlekliśmy się z podłogi w poczekalni dworcowej i “porikszowaliśmy” do Golden Temple. Gdy jeszcze w Varanasi decydowaliśmy się na desperacki odruch i, robiąc samym sobie na złość, wsiedliśmy do pociągu do Amritsaru, zamiast strudzeni dwumiesięcznym jeżdżeniem powrócić pokornie do Delhi, nie przypuszczaliśmy nawet, że Golden Temple będzie miejscem, dla którego warto było się męczyć całe dwa miesiące.
Riksza motorowa na stację kolejową kosztuje 25 Rs, rowerowa 10 Rs. Pociąg do Delhi odjeżdża o 21.30. Bilet na sleeper kosztuje 167 Rs.
4 października Delhi
Pociąg przyjechał do Delhi nadzwyczaj punktualnie (7.40).
Najtańszymi hotelami na Main Bazaar zdają się być Hotel Bright (90 Rs za dwójkę) i Welcome Guest House. Inne hotele ustaliły cenę w granicach 150-200 Rs za dwójkę, przy czym standard jest podobny.
5 października Delhi
Dzisiaj mieliśmy pechowy dzień, a zaczęło się całkiem niewinnie. Wykupiliśmy w agencji Aa Bee Travels w Hare Rama Guest House na Main Bazaar wycieczkę do Agry (180 Rs), aby pożytecznie spędzić przedostatni dzień w Indiach. Pan zainkasował pieniądze i zapowiedział, że przyjdzie po nas do hotelu o 6.00 rano. Stawiliśmy się w recepcji o wyznaczonej porze, a o 7.30 zaniepokojeni nieobecnością pana zaczęliśmy podążać w kierunku agencji. Spotkaliśmy go po drodze. No cóż, spóźnił się autobus, więc on jest bez winy.
Drogę do Agry (199 km) pokonaliśmy w rekordowym tempie 6 godzin. Już w Agrze, na jednym ze skrzyżowań wsiadł jakiś gość z wygolonymi bliznami na głowie, jak po trepanacji czaszki i zaproponował nam, że ponieważ autobus ma kilka godzin opóźnienia i wróci do Delhi ok. 24.00, to jego biuro załatwi nam zwiedzanie w rikszy motorowej i bilety na pociąg powrotny, a wszystko oczywiście za darmo. Wypełzliśmy z autobusu, gość wsadził nas do riksz i polecił rikszarzom zawieźć nas do agencji w celu zarezerwowania biletów na pociąg. Sam został na skrzyżowaniu.
Gdy podjechaliśmy pod agencję Global Travels okazało się, że nie ma już miejsc na pociąg do Delhi i że musimy dogonić swój autobus.
Grupę, złożoną wyłącznie z Hindusów, złapaliśmy pod Czerwonym Fortem. Tam pokłóciliśmy się z przewodnikiem, który kazał nam płacić za wstęp do zabytku — powiedzieliśmy mu, że za wstępy zapłaciliśmy już w Delhi w Aa Bee Travels. Niewiele zdziałaliśmy.
Po zwiedzeniu Taj Mahalu miała być przerwa na lunch. Jakoś wyleciała wszystkim z głowy.
6 października Delhi
Autobus na lotnisko odchodzi sprzed dworca kolejowego New Delhi, co 20 minut. Jest dobrze oznakowany i jeździ przez całą dobę. Trzeba jednak pamiętać, że pierwszy aerodrom, na który zawija, jest lotniskiem krajowym. Lotnisko międzynarodowe im. Indiry Gandhi jest jego ostatnim przystankiem. O mały włos nie wysiedliśmy za wcześnie.
Na lotnisku należy uiścić opłatę w wysokości 300 Rs. Pasażerowie linii Tarom dokonują tego w oddziale banku na prawo od wejścia. Na teren terminalu mają wstęp tylko posiadacze ważnych biletów lotniczych. Odprowadzający muszą pozostać przed drzwiami.
Epilog
Po powrocie do domu zaskoczyła nas pogoda. Wyskoczyliśmy na lotnisko w Warszawie w koszulkach z krótkimi rękawami, a temperatura powietrza wynosiła 13 stopni. Od razu nas przewiało. Przez kilka dni pociągaliśmy nosami. Potem, gdy dostaliśmy wysokiej gorączki i powiększyły nam się węzły chłonne, poszliśmy do internisty. Stwierdził, że to jakiś wirus z Indii, przepisał antybiotyki (jedne w pastylkach, inne w zastrzykach) i jakieś tabletki wzmacniające, za które w aptece zapłaciliśmy ok. 100 PLN za dwie osoby. Gdy po dwóch dniach brania nic nie pomagało, zgłosiliśmy się do przychodni chorób tropikalnych w Wolskim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie, gdzie położono nas na oddział i rozpoznano denga, czyli wirusową chorobę przenoszoną przez komary. Właśnie w Delhi panowała epidemia. Żadne antybiotyki na to nie działają (wydaliśmy niepotrzebnie kasę i daliśmy się pokłuć po…). Trzeba przeleżeć. Inne objawy: po pięciu dniach wystąpiło dokuczliwe swędzenie — świeżbienie dłoni i stóp. Spadły drastycznie białe ciałka krwi (do 2500) i wystąpiło powiększenie wątroby. Gorączka spadła po pięciu dniach, swędzenie ustąpiło w dniu ósmym (trwało trzy dni), zmiany wątrobowe zaczęły ustępować po dwóch tygodniach od pojawienia się pierwszej gorączki.
Przygotowania
Nie bez kozery o przygotowaniach do wyprawy piszemy na końcu. Dopiero z perspektywy czasu bowiem dokładnie widać, jakich przygotowań wyprawa wymagała.
Wizy
Bezpłatną wizę do Indii załatwia się w kilka dni w ambasadzie (ul. Rejtana 15, Warszawa). Wizę do Nepalu najprościej uzyskuje się na każdym przejściu granicznym z Indii. Koszt od 15 do 60 USD (piszę o nich dokładnie powyżej). Warto mieć odliczoną kwotę drobnymi, ponieważ są kłopoty z wydawaniem reszty. Płatne wyłącznie w twardej walucie.
Zdrowie
Zalecane szczepienia należy zacząć wykonywać na kilka miesięcy przed planowanym wyjazdem. Szczepienia są mało skuteczne (cholera), więc coraz rzadziej turyści się na nie decydują. Jedynie szczepionka na tyfus może się przydać. My jednak zrezygnowaliśmy ze szczepień w ogóle. Postanowiliśmy uważać na to, co jemy. Przed malarią miały nas chronić tabletki Arechin, ale po powrocie dowiedzieliśmy się, że są nieskuteczne i trzeba stosować inne.
Owoce po dokładnym umyciu najlepiej obierać ze skórki.
Dojazd
Ze względów czasowych wybraliśmy samolot. Bilet w obie strony na linię rumuńską TAROM kosztował 690 USD.
Podróżowanie po Indiach
Po Indiach najwygodniej podróżuje się pociągiem. Brytyjczycy pozostawili tu całkiem sprawną sieć kolei. Niewymagającym polecamy drugą klasę sleeper. Jest mniej zatłoczona niż klasa popularna, w ciągu dnia, po złożeniu kuszetek, robi się dużo miejsca do siedzenia, cena wciąż jeszcze jest zachęcająco niska i nawet na najkrótszych trasach można bez problemu dostać bilet. Jest bezpiecznie, należy jedynie pamiętać o przypinaniu bagaży do niedemontowalnych części pociągu, gdy chce się na chwilę zdrzemnąć.
Autobusy są wygodne tylko na krótkich trasach. Zawsze jest problem z dużym bagażem. Może się zdarzyć, że niespodziewanie wyparuje z dachu, a w środku, między fotelami, nie zawsze jest miejsce. Generalnie łatwiej jest jeździć autobusem w mniejszej grupie (2-3 osoby).
Bagaż
Im mniej rzeczy się weźmie do plecaka, tym lepiej. W razie czego, wszystko można dokupić na miejscu za niewielkie pieniądze. Zupełnie niepotrzebne były karimaty i śpiwory. Zamiast nich wzięliśmy poszwy pościelowe z rozcięciem u dołu, do których wchodziliśmy na noc do środka. Nieprzydatna była także moskitiera — wystarczyły w zupełności płynne odstraszacze.
Superoszczędni turyści mogą zabrać zapas błyskawicznej żywności (zupki chińskie, “Gorący Kubek” Knorra, kuskus, kaszki mleczne dla niemowląt itp.). W większości hoteli są gniazdka elektryczne, do których da się podłączyć grzałkę (z brytyjską wtyczką — można kupić na miejscu).
Warto zaopatrzyć się w małą buteleczkę spirytusu rektyfikowanego. Wspaniale myje się w nim owoce przed spożyciem, a także zabija większość niebezpiecznych bakterii i pierwotniaków.
O pozostałych rzeczach piszemy powyżej. Radzimy skorzystać również z dobrych porad dobrych przewodników (np. Lonely Planet).
Termin
Wrzesień i październik to według nas najlepsze miesiące. Monsun już ustępuje, pogoda jest znośna, a turystów jeszcze niewielu. Warto zwrócić uwagę, że w popularnych turystycznie miejscach ceny w hotelach są dużo niższe poza sezonem. Pod koniec monsunu niewielkie deszcze przydarzają się raz dziennie. Niebo potrafi być jednak zachmurzone przez całe popołudnie. Już w sierpniu pogoda potrafi być komfortowa, jeżeli chodzi o południe Indii, w Nepalu jednak chmury przykrywają szczelnie ośnieżone szczyty. Niewiele wtedy widać i traci się cały urok Himalajów. Tu najlepszy na odwiedziny jest październik-listopad.
Ceny
Indie
Kurs bankowy 1 USD = 35,15 Rs, czarny rynek 1 USD = 37 Rs.
Hotele
Od 30 do 150 Rs, średnio 75 Rs (ok. 2 USD), średnia arytmetyczna naszej trasy: 61,24 Rs.
Jedzenie
Jeden posiłek w restauracji ok. 35-45 Rs (w zależności od płci jedzącego), średnia arytmetyczna naszego obżarstwa: 89,58 Rs dziennie na osobę.
Transport
Dużo jeździliśmy! Wliczamy w to również wypady organizowane przez biura wycieczkowe, bo był to przede wszystkim transport autokarem do ciekawych miejsc — dziennie średnio 94,82 Rs.
Bilety wstępu
Mało jest miejsc, gdzie się płaci, przeważnie muzea. Średnia dzienna w/g matematyków: 8,03.
Do wszystkich wydatków należy dodać 300 Rs opłaty serwisowej na lotnisku w Delhi.
Średnia dla całej naszej wyprawy do Indii (nie licząc biletów lotniczych) wyniosła 248,48 Rs (7,07 USD) dziennie.
Nepal
Kurs bankowy 1 USD = 56,75 NRs, czarny rynek 1 USD = 60 NRs.
Przy wyliczeniach uśredniliśmy obydwa kursy.
Hotele
Od 30 do 120 NRs, zwykle można znaleźć pokój za 70 NRs, średnia arytmetyczna naszej trasy: 56,92.
Jedzenie
Jeden posiłek w restauracji ok. 60 — 80 NRs za osobę. Średnio jedliśmy za 173,58 NRs dziennie.
Transport
Jeśli podzielić wydatki przez ilość dni, wychodzi 60,08 NRs dziennie na osobę.
Bilety wstępu
Zapłaciliśmy tylko w jednym miejscu. Średnia dzienna wobec tego: 0,42 NRs na osobę.
Gdyby więc nie nasza rozrzutność, wydawalibyśmy 291 NRs dziennie (4,96 USD).
Do wydatków doszedł jednak koszt wizy nepalskiej: 15 USD (851 NRs), zezwolenia na wstęp do Chitwan National Park: 650 NRs, safari na słoniach: kolejne 650 NRs oraz canoeing & jungle walk: 380 NRs.
Wobec powyższego arytmetyczna średnia dzienna wyniosła 501,92 NRs (8,60 USD) na osobę.
Do zobaczenia na trasie!
Wszystkie dane pochodzą z okresu sierpień-październik 1996.