Chiny, Tybet – Ewa Czarniecka, Aleksandra Szafirska

Ewa Czarniecka, Aleksandra Szafirska

Termin: 26 czerwca do 31 lipca 2006

Trasa wyprawy

Pekin – Szanghaj – Yichting (spływ rzeką Yangcy) Chengu – Lhasa – jezioro Nam Tso – Gyantse – Shigatse – Zegar – Kathmandu.

Wizy

Wizę chińską załatwiliśmy w Ambasadzie Chińskiej Republiki Ludowej w Warszawie ul. Bonifraterska 1 tel. 0-22 8319129. Jest bezpłatna. Czas oczekiwania na wizę około tygodnia.

Transport

Lecieliśmy Areofłotem z Warszawy do Moskwy i stamtąd do Pekinu, wracaliśmy z Delhi. Bilet kosztował 2.370 zł

Pieniądze

1 USD = 7,29Y – wymiana bez pobieranej prowizji

Hotele

W dużych miastach korzystaliśmy z hosteli, mając legitymacje schronisk młodzieżowych.

Jedzenie

W większości jedliśmy w „barach” na ulicy, gdyż takie jedzenie jest tanie i dobre.

Dla przykładu ceny w Y :

– pierożki 15–20

– piwo 3-5

– zupa z makaronem i jarzynami 12

– woda mineralna 2-4

Zapiski z podróży

26 czerwca 2006

Wyjechaliśmy z kraju w trzy osoby, wszystkie z Zakopanego.

Wylot z Warszawy do Moskwy, następnie przesiadka na samolot do Pekinu.

27 czerwca

Do Pekinu przylecieliśmy ok.10 rano.

Przed terminalem znajduje się budka „Shuttle”, gdzie kupiliśmy bilety za 16 Y na autobus do centrum. Dojechaliśmy do dworca kolejowego i stamtąd dojechaliśmy rikszą do hostelu „Saga International Youth Hostel”. Nocleg w dormitorium od osoby 50Y (z legitymacją schronisk młodz. – 40Y). Warunki bardzo dobre, czysto i możliwość korzystania z internetu. Na miejscu jest mała restauracja. Wrzątek jest bezpłatny, dostępny przez całą dobę. Pokój dwuosobowy bez łazienki 180Y. Poszliśmy na dworzec kolejowy kupić bilety na pociąg do Szanghaju. Długo nie mogliśmy znaleźć odpowiedniej kasy, gdyż wszystkie napisy były po chińsku, a nie trafiliśmy na kogoś mówiącego po angielsku. Wreszcie kupiliśmy bilety w okienku nr 56, które znajdowało się po lewej stronie dworca. Bilet na „heard sleeper’, czyli kuszetkę kosztował 327 Y od osoby.

28 czerwca

W hotelu załatwiliśmy wyjazd na Wielki Mur do Mutianyu – 160Y od osoby; w tym jest przejazd i wstęp. Udostępniony do zwiedzania odcinek Muru nie jest duży, a ponadto przebiega wśród wysokich drzew i dlatego nie robi wrażenia potężnego. Dodatkowo było pochmurno i była mżawka Po południu zwiedzaliśmy Plac Thienamen, gdzie dojechaliśmy autobusem nr 1 lub 4 z przed hotelu Beijing, który znajduje się w pobliżu „naszego” hostelu. Można tez dojechać metrem i wysiąść w samym centrum Placu.

29 czerwca

Zwiedzaliśmy Zakazane Miasto. Wstęp 60Y, czynne od godz. 8.30. Zajęło nam to prawie cały dzień. Pogoda była piękna, bardzo dużo ludzi, Większość głównych pawilonów była w remoncie. Chodziliśmy bocznymi drogami, gdzie było pusto i sympatycznie. W drodze powrotnej do hotelu wstąpiliśmy do małej knajpki na pyszne pierożki – duża porcja 20Y oraz piwo duże – 5 Y. Męczyliśmy się jedzeniem pałeczkami, ale po kilku dniach nie sprawiało nam to już większego problemu.

30 czerwca

Wybraliśmy się do Letniego Pałacu, najpierw na piechotę, następnie metrem, a potem autobusem miejskim 106.Trwało to prawie trzy godziny. Wstęp kosztował 30 Y. Miejsce ciekawe, dużo zieleni, ale znowu tłumy ludzi. Pogoda nieciekawa, było pochmurno i szaro. Z powrotem wracaliśmy już szybszym autobusem nr 808, ale i tak zajęło nam to prawie dwie godziny. Podróżowanie w ten sposób jest dużą stratą czasu.

1 lipca

Robiliśmy zakupy w Silk Market, który znajduje się na ulicy: Jian Guo Men Wai Da Jie, gdzie można dostać dosłownie wszystko i b.tanio, szczególnie sprzęt i ubrania turystyczne. Trzeba się koniecznie targować. Cenę podają trzykrotnie wyższą. Można tam dojechać metrem z przed dworca kolejowego, wysiąść na stacji YongAnli. Kupiliśmy kurtkę goretexową, windstoper i plecaki. Nie było śpiworów puchowych, na których nam bardzo zależało.W pobliżu naszego hostelu, odjeżdża autobus nr 24 do dworca kolejowego. Przyjechaliśmy tam na godzinę przed odjazdem pociągu, jak się okazało całkiem niepotrzebnie. Wystarczy być 20 minut przed odjazdem pociągu. Jest bezpiecznie, gdyż wpuszczają na teren dworca tylko osoby, które posiadają bilet na pociąg. Nie ma tłoku i przepychanki, jaka była parę lat temu. Pociąg jest bardzo czysty i pachnący. Jest bezpiecznie, gdyż wagon jest zamknięty i nikt „obcy” tam nie wejdzie. Wrzątek dostępny przez cały czas. W pociągu roznoszą gorące i niedrogie posiłki, oraz napoje. Nasze kuszetki są wygodne, z czystą pościelą. Pociąg do Szanghaju odjeżdża o 19.50 – w Szanghaju jest na następnego dnia o 10 rano.

2 lipca

W Szanghaju mamy adres Mingtown Shanghai EasytourYouth Hostel. Jedziemy tam metrem (z dworca kolejowego) linią nr 1 do stacji People Square – wyjście nr 11 do linii metra 2, a potem idziemy do wyjścia 11. Po wyjściu, idziemy zaraz na lewo do skrzyżowania i na światłach w lewo, z tyłu za „Mariottem”(jest to odległość ok. 200 m) Podajemy tak szczegółowy opis, gdyż jest to świetny hostel (jest zniżka dla posiadaczy legitymacji). Jest czysto, cicho, internet bezpłatny i bardzo blisko centrum i metra. Koszt 45 Y od osoby w pokoju 6 osobowym. W Szanghaju spotkaliśmy się ze znaną podróżniczką Małgosią Maniecką i z jej czwórką znajomych, którzy przylecieli prosto do Szanghaju. Małgosia mieszka od roku w Chinach i uczy tam języka angielskiego w College. Jest potwornie gorąco. Aby się ochłodzić, wchodzimy do sklepów lub biur podróży, gdzie działa klimatyzacja. Zwiedzamy Szanghaj, który jest bardzo piękny i znajduje się tam dużo nowoczesnych budynków, każdy w innym stylu. Bardzo ładne jest Stare Miasto i bulwar nad Jangcy. Małgosia pokazuje nam w knajpkach „ulicznych” dobre i tanie jedzenie np.bauts czyli kluski na parze.

3 lipca

Metrem jedziemy na dworzec kolejowy South Railway Station (4Y), który jest bardzo piękny i nowoczesny. Stąd odchodzi pociąg do Yichting o 16.10.Kuszetka kosztuje 345 Y. Pociąg również b.czysty i nie ma tłoku przy wsiadaniu. W pociągu można kupić gorące dania np. kluski na parze, jajko z sosem czy papkę z ryżu, ryż z jarzynami i mięsem za ok.10 Y każde. Jest także piwo małe – 4 Y, duże 10Y (ale niestety ciepłe). Można też kupić „zupkę chińską w pojemniku” za 5 Y. Wrzątek dostępny przez cały czas. Chińczycy mają z sobą takie szklane „bidony”, do których wsypują zieloną herbatę i zalewają wrzątkiem. Piją ją wszyscy w dużych ilościach. W pociągu przyszedł do nas policjant, który na początku był bardzo przyjazny, robił sobie z nami zdjęcia, po czym zaczął nas wypytywać o szczegóły naszej wyprawy. Był już mniej sympatyczny, bardziej służbowy. Przemilczeliśmy cel naszej podróży tj. Tybet.

4 lipca

W Yichting jesteśmy 20-ej. Obok dworca jest hotel (Tielu Dajiadion), 20 Y od osoby. Pokoje nie zbyt czyste, łazienki również, ale decydujemy się, gdyż mamy przed sobą tylko jedną noc. Późnym wieczorem spacerujemy po mieście, próbując różnych specjałów w knajpkach ulicznych.

lipca

Rano, w porcie nad rzeką, załatwiliśmy bilety na spływ rzeką Jangcy „pod prąd”. Chcemy płynąć do ChongQing. Bilet „trzeciej” klasy kosztuje 204 Y, czyli znacznie taniej niż przypuszczaliśmy. O 16-ej odchodzi statek, więc godzinę wcześniej jedziemy taxi za 10 Y. Z przed dworca rzecznego, zabierają wszystkich pasażerów autobusem i jedziemy 1 godzinę do właściwego miejsca, skąd będziemy wsiadać na statek. Czekamy 2 godziny!! Z daleka we mgle zobaczyliśmy budowę największej elektrowni wodnej świata. Gdy przypłynął statek, wszyscy rzucili się do wyjścia. Bałagan straszny, wszyscy się pchali. Okazało się, że nasz „statek” jest promem, którym podróżują tubylcy, a nie jest to statek turystyczny, którym chcieliśmy płynąć i który zatrzymuje się w ciekawych miejscach na zwiedzanie. Jedynymi turystami, byliśmy MY. Cieszyliśmy się dużym zainteresowaniem, gdyż wszyscy nas oglądali. Z kolei ONI byli dla nas wielką atrakcją i chętnie pozowali do zdjęć. Nasza kabina była bardzo prymitywna (śpiwory nas ratowały), w najgorszym stanie były „łazienki”. Woda do mycia była z rzeki. Mieliśmy folklor w pełnym tego słowa znaczeniu. Przed nami były dwa dni i dwie noce!! Na promie był sklepik, w którym można było kupić tradycyjną zupkę chińską w pojemniku, napoje, herbatniki, piwo. Wrzątek był dostępny przez cały czas. Najgorsze w tym było to, że pierwsze dwa Przełomy, które są główna atrakcją tego spływu minęliśmy nocą. Udało nam się zobaczyć jeden Przełom. Rzeka Jangcy jest ogromna, koloru rdzawego błota i pływa w niej dosłownie wszystko, jest mocno zaśmiecona. Na statku również było brudno, roznosił się okropny zapach.

6 lipca

Noc była ciężka, gdyż było bardzo duszno. Rano trudno było poruszać się po promie, ludzie spali wszędzie. Gdy już powstawali, robili sobie tradycyjne zupki, a puste już opakowania, wyrzucali przez burtę. Cały dzień włóczymy się po promie i robiliśmy zdjęcia tubylcom.

7 lipca

Od rana padał deszcz, robiliśmy dużo zdjęć dzieciom, starszym ludziom. „Uczymy” się chińskiego. Jest dużo śmiechu, kiedy próbujemy przepisać jakiś znak po chińsku. Jest fajna atmosfera. ONI są tak przyjaźnie do nas nastawieni! Jest wesoło i czas szybko leci. Podróż tym promem pozwala nam zobaczyć prawdziwe zachowania dzieci, dorosłych i starych ludzi. Jest okres wakacji, dzieci wyjeżdżają do Dziadków na wieś. Prom często zatrzymuje się po drodze, ale tylko na chwilę, jedni wsiadają inni wysiadają. Z promu widzimy ogromna biedę, domy w złym stanie, ludzie z tobołkami, źle ubrani. W ChongQing jesteśmy około 13-ej. Straszny tłok przy wysiadaniu. Wszyscy się pchają. Zaraz po wyjściu, jeden z Chińczyków proponuje nam autobus do Chengdu. Miał zaraz odjechać, więc decydujemy się. To „zaraz” trwało 2 godziny. Autobus miał jechać 4 godziny, a jechał 6. Bilet kosztował 70Y/osoby, oczywiście po wielkim targowaniu się. W Chengdu bierzemy taxi za 10Y i jedziemy do Sim’s Cozy Guesthouse – 25Y/osobę.

8 lipca

Atmosfera w hotelu jest świetna, turyści z całego świata. Właścicielem jest Japończyk, bardzo przyjazny turystom. W hotelu rezerwujemy bilety na samolot do Lhasy, na najbliższy możliwy termin. Załatwiamy również wycieczkę za 70Y do ośrodka hodowli pand. Dowożą nas tam busem. Jest to ogromny teren. Pandy trochę speszone dużą ilością turystów, próbują chować się do swoich kryjówek, a my – turyści bardzo chcemy robić im zdjęcia. Jest ich o wiele więcej, ale są zamknięte w klimatyzowanych pomieszczeniach, tylko kilka z nich można oglądać. Wycieczka trwała 2 godziny. Po powrocie poszliśmy na „hot pot”. W pobliżu naszego hotelu jest restauracja, w której podają tę bardzo popularną w tym regionie potrawę. Jest to podgrzewany garnek z b.gorącą i ostrą „zupą”, w której macza się kawałki wybranych potraw: jarskich lub mięsnych nabitych na cienkie patyczki. Taki garnek wraz z dodatkami kosztował nas wszystkich 50Y.

9 lipca

Mamy wiadomość, że są bilety do Lhasy na 10 lipca. Koszt 1.900Y; w tym jest także promesa. Chengdu jest bardzo ładnym miastem, mamy cały dzień na zwiedzanie. Taxi są bardzo tanie, nie trzeba się targować, wszystkie opłaty są wg licznika Pogoda nie najlepsza, padał deszcz, było duszno i parno.

10 lipca

Rano wyruszyliśmy na lotnisko, transportem z hotelu. Prowadził nas człowiek z agencji, która załatwiła nam bilety lotnicze. Z powodu opóźnienia samolotu, dostajemy na lotnisku gorący posiłek. W samolocie dużo wolnych miejsc, więc przez cały czas lotu, trwa „sesja zdjęciowa” nad Himalajami. Lot trwał 1 godz. 45 minut. Z lotniska pojechaliśmy do Lhasy autobusem za 25 Y. Mamy adres świetnego hotelu „Kirey”, ale niestety nie ma tam wolnych miejsc. Przenocowaliśmy w pobliżu, ale wiemy, że musimy znaleźć coś lepszego i tańszego.

11 lipca

Mamy hotel Pentac w starej dzielnicy Lhasy – 20Y/osobę, w pokoju czteroosobowym, w pobliżu świątyni Dżokang i bazaru tybetańskiego, jest więc gwarno i wesoło. Zapach spalin męczy nas szczególnie nocą, a spać przy zamkniętym oknie po prostu się nie da, jest tak gorąco. Natomiast atmosfera w ciągu dnia jest nie powtarzalna. Turyści „wymieszani” z miejscowymi, którzy przyjechali się modlić do świątyni, ubrani w swoje ludowe stroje. Mężczyźni mają zapleciony warkocz upięty w taki czerwony sztuczny warkocz, z białym drewnianym kółkiem i opleciony wokół głowy. Na ramieniu narzucony czarny płaszcz z sukna, a pod spodem biała haftowana koszula. Wyglądają tak pięknie, że nie można oderwać od nich oczu. Podobnie pięknie ubrane są kobiety, one z kolei mają piękne turkusowe ozdoby na głowie, wokół szyi i na rękach. Spódnice i bluzeczki bardzo kolorowe. Wszyscy mają czarne piękne włosy. Robimy mnóstwo zdjęć. Odpoczywamy, aby się zaaklimatyzować do dużej wysokości, Lhasa leży na wysokości 3.400 m.npm.

12 lipca

Rano jest chłodno, natomiast w południe robi się upał. Pojechaliśmy autobusem do Norbulinki – letniej rezydencji Dalaj Lamy. Ogród był zapuszczony, ale pałace odnowione. Wstęp 70 Y. Po południu zwiedzaliśmy Potalę. Aby dostać bilety, poprzedniego dnia staliśmy parę godzin w kolejce. Miejscowi, którzy na ogół są bardzo uprzejmi, tutaj wpychali się bardzo niegrzecznie. Wstęp kosztuje 100 Y, do kupienia biletów potrzebne są paszporty.

13 lipca

Pojechaliśmy autobusem do Drepung Monastery. Przystanek autobusowy jest bardzo blisko naszego hotelu na Beijing Street, bilet kosztuje 2 Y. Wstęp kosztuje 70 Y. Klasztor jest bardzo duży i ciekawy. Wieczorem załatwiliśmy w agencji turystycznej obok hotelu Kirey wycieczkę nad jezioro Nam Tso oraz jeepa na przejazd do Katmandu. Chcieliśmy również załatwić sobie trekking z Ganden do Samye, ale koszty przekraczały nasze możliwości finansowe.

14 lipca

Jedziemy busem nad Nam Tso za 150Y/osoby. Przed jeziorem w punkcie kontrolnym musieliśmy zapłacić bilet wstępu za 80Y. Według naszego przewodnika, nad jeziorem miało być pięknie, pusto i tylko namioty Nomadów. Okazało się, że był tam tłum ludzi, pełno namiotów tubylców a w nich; sklepy, restauracje. Spaliśmy w jednym dużym namiocie, po 25Y. Po południu poszliśmy na spacer dookoła półwyspu w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara, gdyż jest to święte miejsce. Jezioro leży na wysokości 4.700 m.npm mimo to, wszyscy czujemy się dobrze, na pewno dzięki aklimatyzacji w Lhasie. Gdy wszyscy turyści wyjechali, zrobiło się pięknie i cicho. W jeziorze odbijały się białe szczyty gór. Najpiękniejszy był zachód słońca.

15 lipca

Noc była zimna, psy szczekały, a agregaty huczały i czuć było spaliny. Wracamy do Lhasy.

16 lipca

Wcześnie rano wyjeżdżamy autobusem lokalnym z pielgrzymami do Samye. Bilety kupiliśmy dzień wcześniej wieczorem w metalowej budce naprzeciw restauracji „Snowland” a 40Y. Jedziemy 4 godziny przez Tsedang i przez most na Brahmaputrze. Przejeżdżamy na podwórze Monasteru, gdzie natychmiast łapie nas policja. Pytają o pozwolenia, których my oczywiście nie mamy. Straszą anulowaniem wizy, płaceniem wysokiej kary i odstawieniem do granicy. Czytają nam mnóstwo artykułów prawa, które złamaliśmy. Byli bardzo nieprzyjemni i wyglądało to bardzo groźnie. Po długich negocjacjach, zapłaciliśmy po 50 Y kary, pozwolili nam nawet zostać do następnego dnia. Załatwiliśmy sobie nocleg w Monastyrze, najtańszy za 15Y w dużym i okropnym pokoju. Zwiedziliśmy klasztor i okolice, okazało się, że zaraz za murami był sympatyczny hotel z dobrym jedzeniem.

17 lipca

Rano wyjechaliśmy lokalnym autobusem nad Brahmaputrę. Przeprawiliśmy się łodzią na drugą stronę. Mimo, że jest to jej górny bieg jest bardzo szeroka. Omijamy mielizny i płyniemy ponad godzinę w bardzo pięknej scenerii. Po drugiej stronie czekają autobusy, aby nas zabrać do Lhasy (25Y).

18 lipca

Ostatni dzień pobytu w Lhasie. Zrobiliśmy bardzo ładną wycieczkę. Pojechaliśmy autobusem w stronę klasztoru Sera, stamtąd na piechotę wśród pól do bardzo ciekawego klasztoru Pabonka. Nie było tam turystów, a sympatyczny mnich chętnie nas oprowadzał. W najwyższej części znajduje się olbrzymia skała w kształcie żółwia. Stamtąd poszliśmy skosem w górę do następnego klasztoru Tashi Choling, gdzie mnisi zapraszali nas na herbatę. Schodząc w dół zwiedziliśmy kolejny stary klasztor Chupsang. Był to dla nas wyjątkowy dzień, bez ludzi, hałasu i zapachu spalin.

19 lipca

Rano wyjazd z Lhasy dwoma jeepami w stronę granicy z Nepalem. Zapłaciliśmy po 1.000 Y od osoby (za sam przejazd). Po przekroczeniu przełęczy Kamba La – 4.990 m.npm (na której handlują wszystkim) zjechaliśmy nad piękne jezioro Yamdrok. Stamtąd musieliśmy wracać, gdyż droga była w przebudowie, a my zamierzaliśmy jechać dalej do Gyantse. Zatrzymaliśmy się w hotelu Faktory – 25Y/osoby, w którym nie było łazienek. Zwiedziliśmy piękny klasztor i spacerowaliśmy po wąskich i brudnych uliczkach starego miasta.

20 lipca

Wyruszyliśmy na wzniesienie z Zamkiem, które znajduje się nad naszym hotelem i z którego jest piękny widok. W mieście akurat odbywały się wyścigi konne, które ściągnęły tłumy kolorowo ubranych Tybetańczyków. Popołudniu wyjechaliśmy do Shigatse. Spaliśmy w okropnym hotelu Szamba La – 25Y/osoby. Po południu zrobiliśmy sobie spacer wraz z pielgrzymami wokół klasztoru Tashi-Lhunpo.

21 lipca

Rano wyjechaliśmy w kierunku Szegaru z przygodami. Za Lhaze droga była w przebudowie i nie przepuścili nas od razu. Czekaliśmy ok. 3 godzin, gdyż nie chcieliśmy dać łapówki, na którą czekali Chińczycy. Droga, którą jechaliśmy nazywa się Friendship Highway, a nasze jeepy z trudem ją pokonują. Przejeżdżając przez przełęcz Langpa La 5.250 m npm mieliśmy oglądać najwyższe szczyty, ale chmury zasłaniały nam cały widok. Zjechaliśmy do Szegaru, zatrzymaliśmy się w dość dobrym hotelu Mount Everest za 20Y. Ponieważ chcemy jechać do Everest BC, musimy zapłacić po 400 Y od samochodu i 65Y od osoby.

22 lipca

Droga do BC prowadzi pięknymi serpentynami, które nasz kierowca od czasu do czasu skraca i jedziemy na przełaj. Po trzech godzinach dojeżdżamy do monasteru Rongbuk. Niestety znowu jest brzydko, baraki, konie i smród. Załatwiamy miejsce w hotelu za 40Y; bez wody i po raz pierwszy w Chinach bez wrzątku. Wyruszamy do Everest BC z 5.000 m na 5.200 m npm – 8 km. Można podjechać bryczką za 60Y. Droga ciekawa, lecz Everest zasłaniają chmury, pada deszcz. W Bazie znowu namioty tubylców, sklepy, restauracje. Wchodzimy na pagórek z modlitewnymi chorągiewkami, gdzie spędzamy około 2 godzin wpatrując się w szczyt, deszcz przechodzi, słońce się pokazuje. Gdy Everest zaczął nam się odsłaniać, nastąpiła wielka radość i wrzawa wśród turystów, a byli tam: Amerykanie, Chińczycy, Niemcy, Włosi, Francuzi, Australijczycy, z Izraela – robimy sobie masę zdjęć pamiątkowych. W drodze powrotnej zrobił się upał. Wracamy do hotelu. Wieczór spędzamy w „restauracji” z turystami z całego świata.

23 lipca

W nocy było bardzo zimno, spadł śnieg. Rano było biało dookoła. Żadnej widoczności. W hotelu nie było ani wody ani światła, z wielkim trudem spakowaliśmy się po ciemku. Wyjechaliśmy na skróty do Tingri, drogą bardzo ciekawą, ale raczej nie dla samochodów. Przejechaliśmy przez przełęcz Lung La na wys. 5.200 m npm po czym gwałtownie zmniejszyliśmy wysokość, dojeżdżając do Nyalam i Zongmu, ostatniej miejscowości w Tybecie. Jest dużo zieleni i wodospadów. Żegnamy się z Małgosią, która wraca do Lhasy i łapiemy busa, który odwozi nas do granicy nepalskiej (10 km). Po drodze odprawa chińska, gdzie m.in. mierzą nam temperaturę!!! Ciekawe co by było, gdyby ktoś z nas miał gorączkę ??? Wizę nepalską załatwiamy bez problemu, trzeba tylko wypełnić formularz, mieć jedno zdjęcie i zapłacić ok. 20$. Przechodzimy przez most i jesteśmy w innym świecie. Wynajmujemy dwa samochody osobowe łącznie za 100 $ i po kilku godzinach jesteśmy w Katmandu.Po trzydniowym pobycie w Katmandu, wyjeżdżamy do Delhi. Załatwiliśmy w Agencji Turystycznej bilet połączony autobus + pociąg z Gorakhpur za 24 $ (1.800 RN) od osoby. Miał to być przejazd bez noclegu, ale jak się później okazało, musieliśmy w Sonuali nocować, oczywiście na własny koszt, gdyż pociąg do Gorakhpur miał być dopiero na następny dzień, o czym w Agencji nam nie powiedziano. Dobrze, że mieliśmy w „zapasie” jeden dzień, inaczej nie zdążylibyśmy na samolot z Delhi do Moskwy.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u