Chiny i Tybet koleją – Walenty Zajkowski

Termin: od 6 sierpnia 2007 do 26 sierpnia 2007

2 uczestników (Joanna i Walenty Zajkowscy)

Trasa :

Warszawa- Moskwa- Pekin- Chengdu- Lhasa- Chengdu- Xian- Pekin- Moskwa- Warszawa

Długość pobytu: 3 tygodnie

Koszt pobytu: ok. 4 tysiące złotych / osobę

Przygotowanie do podróży

Jestem w tej dobrej sytuacji, że podróżuję z żoną, lekażem specjalistą chorób zakaźnych i medycyny tropikalnej. Ci którzy z plecakiem penetrują różne zakątki świata wiedzą że to olbrzymi atut. Korzystając z tej przychylności losu zjeździliśmy już wszystkie kontynenty. Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale każdy następny kęs smakuje wyśmienicie.

Czytając liczne relacje z podróży do Chin wiedziałem, że muszę się bardzo starannie przygotować, dopracować każdy szczegół. Bardzo jest to ważne przy krótkim urlopie, ograniczonych środkach finansowych i ambitnych planach podróży.

Wystartowałem jak zwykle na przełomie roku. Przelot musiał być Aeroflotem, gdyż przebijał zdecydowanie pozostałe oferty. Mimo różnych opinii na temat przewoźnika zdecydowaliśmy się na bilet Warszawa- Moskwa- Pekin- Moskwa- Warszawa za 2230 zł/ osobę już w lutym

Od zawsze moim marzeniem było dotarcie do Lhasy drogą lądowa i całe szczęście, że nie musiałem już korzystać z autobusu z Golmud. Niestety mimo licznych prób nie udało się załatwić za pośrednictwem agencji w Chinach biletu kolejowego na podroż przez Tybet. Musieliśmy skorzystać z wycieczki zorganizowanej. Najlepszą ofertą była propozycja biura podróży z Chengdu (adres: http://english.dreams-travel.com) z chińską grupą.

Bilet kolejowy Chengdu-Lhasa-Chengdu, permit, 4-dniowy pobyt w Lhasie z biletami wstępu i dodatkowo wypad do Namtso Lake- 525 USD/osobę.

Warunkiem rezerwacji było wpłacenie 50% zaliczki. Pozostałą kwotę na miejscu w Chinach.

Bilety bez problemu kupiliśmy za pośrednictwem agencji (www.chinatripadvisor.com) wskazując miejsce i czas jego dostarczenia w Pekinie.

W czasie całego wyjazdu korzystaliśmy, jak zwykle, z Pascala-praktyczny przewodnik. Sprawdził się doskonale, poza Pekinem. Zmiany w stolicy zachodzą w takim tempie, że nie sposób za tym nadążyć.

Kurs waluty:

1 USD=ok. 7,5 yuana (Y lub RMB)

Zakupy i przykładowe ceny

Główne ulice handlowe Pekinu to Wangfujing Dajie, Xidan Beidajie i Qianmen Dajie, niedaleko Zakazanego Miasta, oraz Sanlitun Lu niedaleko 2 obwodnicy, przy Chaoyang Park.

½ kaczki po pekińsku z pysznym sosem śliwkowym-56 Y

1 l herbaty na zimno – 4,5 ÷ 6 Y

0,5 l herbaty na zimno – 3 ÷ 4 Y

2 l coca-coli – 5,5 ÷ 8 Y

1,5 l wody – 4,5 ÷ 6 Y

0,5 l wody – 3 ÷ 5 Y (na ulicy)

Różne robactwo na rożnie (ośmiorniczki, chrząszcze, jedwabniki, i inne nierozpoznane stworki) – 5 Y

Danie w restauracji: -obok dworca kolejowego w Chengdu- 5 Y

-obok Beijing Railway Station- 15 Y

Brzoskwinie – 8 Y/kg

Melon – 3 Y/kg

Kurczak pieczony – 10 ÷ 15 Y/kg

Mięso jaka gotowane w przyprawach – 75 Y/kg (przepyszne)

Chleb – 5 ÷ 8 Y

Ciastka kruche – 1,5 ÷ 4 Y/opakowanie

W sklepach olbrzymie ilości kurzych łapek w różnej postaci : 3 szt. – 4 ÷ 5 Y. To chyba lokalny przysmak, ale gdzie są od nich kurze piersi.

Herbata w herbaciarni – 10 Y. Kelnerka sama dolewa wodę bez pytania. Czwarta dolewka – najlepsza.

6 sierpnia

Wylot z Warszawy z przesiadką w Moskwie. Miłe zaskoczenie liniami Aeroflot – skórzane siedzenia w klasie ekonomicznej, dość nowy Boeing 767, a co najważniejsze punktualnie.

7 sierpnia

Ok. 10.00 wylądowaliśmy w Pekinie. Po sprawnej odprawie autobusem shuttle bus nr 3 za 13Y spod głównego wejścia udaliśmy się do Beijing Railway Station. To zaledwie 10 min. drogi od zarezerwowanego jeszcze w Polsce Beijing New Dragon Hostel przy Shijia Hutong w dzielnicy Dongcheng (www.hotelclub.com). Przez internet cena 24 Euro za dwójkę. Cena jak na centrum Pekinu bardzo atrakcyjna. Zakazane Miasto i Tiantan Gongyuan w zasięgu pieszej wędrówki. W hotelu pełno plecakowców, a na dodatek darmowy internet. Nie zastanawiając się długo zrobiliśmy rezerwację na pobyt po powrocie z Tybetu – 240 Y za dwójkę. O 13.30, zgodnie z umową z agencją turystyczną przez internet jeszcze w kraju, goniec dostarczył bilety kolejowe do Chengdu. W Chinach w hotelach klasy turystycznej zawsze jest czysta pościel i ręczniki, oraz jednorazowe przybory toaletowe.

Po krótkim odpoczynku, nareszcie mogliśmy rozpocząć zwiedzanie. Na początek Beihai Park z pięknym jeziorem porośniętym kwiatami lotosu, które są tak popularne jak u nas kaczeńce. Wstęp 20 Y.

Absolutnie konieczny jest zakup planu Pekinu z dwujęzycznymi napisami. Za 8 Y dostępny praktycznie wszędzie. Wystarczy on do poruszania się po mieście komunikacją publiczną, korzystając z uprzejmości oczekujących na przystanku (1 Y/os. – bilety sprzedaje konduktor). Z angielskim krucho i chyba do olimpiady niewiele się zmieni.

W Pekinie można dobrze i tanio zjeść i wcale nie musi być pikantnie. Miejscowi są na etapie oblegania KFC i McDonalda.

8 sierpnia

Rano udaliśmy się do Zakazanego Miasta. Wstęp 60 Y, otwarte w godzinach 8.30÷16.00. Weszliśmy z 20-minutowym opóźnieniem i na dodatek część budowli w trakcie renowacji, obstawione rusztowaniami.

Po południu wyruszyliśmy pociągiem do Chengdu, 615 Y/os. za miękkie miejsca leżące. Pociągi na zachód i południe odjeżdżają z Beijing West Railway Station. Dojazd z Beijing Railway Station autobusem NR 52. Zarówno wagony z miękkimi jak i z twardymi miejscami do leżenia są bardzo przyzwoite Pościel jest jednak czysta tylko na stacji początkowej i nie ma możliwości wymiany jej w trakcie podróży, nawet jeśli jesteśmy kolejnym pasażerem na tym samym miejscu.

Podróż pociągiem w Chinach, to jeden wielki piknik. Wózki z jedzeniem krążyły kilka razy dziennie. Do tego to co wnieśli podróżni w torbach. Najpopularniejsze są zupy w tekturowych kubkach o pojemności 0,5l w cenie 3,5÷5 Y z wściekle pikantnymi przyprawami. Kosze błyskawicznie napełniły się odpadami, a później sterta rosła obok. Nam wystarczyły gorące kubki z Polski, szczególnie, że gorąca woda z automatu dostępna była w każdym wagonie.

Do totalnej konsumpcji wagonowej można się przyzwyczaić, sposobu jedzenia również, ale zbiorowa toaleta poranna jest szokiem. Głośne oczyszczanie drzewa oskrzelowego nad zlewem jest nie do zniesienia.

Warto mieć ze sobą w podróży papier toaletowy. Odległości są spore, a z uzupełnianiem w trakcie bywa różnie.

Na dworcach kolejowych informacje są precyzyjne na świetlnych tablicach, ale koniecznie musimy znać numer pociągu który nas interesuje, bo wszystkie nazwy stacji są w języku chińskim. Numer pociągu przydatny jest również przy zakupie biletu, oraz godziny odjazdu, gdyż mogą być problemy z porozumieniem się po angielsku, nawet w okienku dla obcokrajowców (korzystają z nich również miejscowi).Rozkład jest na: Google → koleje chińskie→ Wikipedia (mogą być niewielkie różnice w godzinach kursowania pociągów).

Podróżni na peron wpuszczani są 10 min. przed odjazdem pociągu. Mając miejscówkę nie ma sensu rozpychać się łokciami. Wystarczy przyjść pół godziny przed odjazdem i zająć miejsce w kolejce oczekujących do bramki na której wyświetlają nasz pociąg.

9 sierpnia

Wieczorem dotarliśmy do Chengdu i taxi za 20 Y udaliśmy się do Traffic Hotel (www.traffichotel.com) koło dworca autobusowego Xinnanmen (260 Y dwójka).

Poza Pekinem to chyba Chengdu najbardziej zmieniło oblicze w ciągu ostatnich 5 lat. Przebudowuje się całe dzielnice. Nie było również ulicy, przy której mieszkał znajomy Chińczyk, poznany kilkanaście lat temu w Iraku. Ostatni list zwrotny z Chin dostałem z adnotacją, że dom został usunięty. Sprawdziłem, zgadza się.

10 sierpnia

Z samego rana, z lekkim dreszczem emocji szukaliśmy Dreams Travel przy ulicy Nan Yihuan Lu (http://english.dreams-travel.com). Lało jak z cebra. Za 15 Y kupiliśmy parasolkę. Lekko błądząc w końcu dotarliśmy do celu. Spotkaliśmy Scotta, naszego znajomego z Internetu, wpłaciliśmy pozostałą kwotę i umówiliśmy się na transfer z hotelu na dworzec kolejowy, co fundowało biuro podróży w cenie imprezy. Chyba wszystko zagrało. Tybet jest nasz.

Po południu udaliśmy się do Leshan Grand Buddha. Autobusy z dworca obok hotelu Traffic odjeżdżają co pól godziny i w ciągu 2 godzin pokonują odcinek 140 km. autostradą. Wstęp na teren całego parku z licznymi atrakcjami-70 Y. Żeby podziwiać posąg z poziomu rzeki, trzeba było odstać w tasiemcowej kolejce ok. godziny. Wszystko przez to, że w kolejce do stromych schodów ustawili się turyści w nieodpowiednim obuwiu (np.szpilki).

11 sierpnia

Przed południem zwiedzanie Chengdu. Ok. 17.00 zjawił się w hotelu Scott i dowiedzieliśmy się, że jest pewien problem. Nie mogliśmy jechać wspólnie z chińską grupą. Podobno jakieś nowe przepisy. Przedstawił jednocześnie dwie propozycje. Dołączy nas do grupy obcokrajowców, ale musimy dopłacić 560 USD za 2 osoby, albo zwróci nam część pieniędzy, dając do ręki tylko bilety na pociąg i permity (pozwolenie na wjazd do Tybetu). Oczywiście wybraliśmy drugą opcję. Super-mamy to o co walczyliśmy bezskutecznie kilka miesięcy przez internet.

Bez żadnych dodatkowych niespodzianek, o 20.36 pociągiem NR 22 wyruszyliśmy w podniebną podróż. Cena za przejazd to ok. 700 Y hard sleeper, w zależności od poziomu. Najwyżej są najtańsze.

12 sierpnia

W połowie drogi w Xining planowana przesiadka do specjalnych wagonów. Przy każdym łóżku w przedziale specjalne gniazda umożliwiające podłączenie do tlenu. W przypadku dolegliwości konduktor wyda maski. Nie korzystaliśmy z tej możliwości, ale na wysokości 5200 m n.p.m. odczuwałem lekki ból głowy.

Przed wjazdem do Tybetu wypełniliśmy oświadczenia, wydawane przez konduktora, że jesteśmy zdrowi i świadomi niebezpieczeństwa przebywania na wysokości ponad 3000 m n.p.m.

Trasa kolei tybetańskiej na długich odcinkach biegnie obok drogi z Golmud do Lhasy, wielokrotnie krzyżując się. Nie zgadzam się z opiniami, że podróż przez Tybet jest monotonna. Ja uważam że Tybet jest piękny. Ciągłe wahania pogodowe, od słońca po opady śniegu, bezkresne równiny z pasącymi się jakami i owcami, ośnieżone szczyty gór, wielkie tybetańskie jeziora. To było jak film w National Geographic.

13 sierpnia

Po południu dotarliśmy do Lhasy. Na dworcu okazało się że w pociągu byli prawie sami Chińczycy. Poza nami jeszcze tylko dwoje białych. Przed wejściem oczekujący z wypisanymi tablicami po chińsku, a wśród tłumu młody Chińczyk z tablicą –WALEK. Scott zadbał o wszystko. Busem udaliśmy się do miasta. Tam kolejna niespodzianka od biura podróży, darmowy nocleg w hotelu Guoxiang w chińskiej części miasta (w.g. cennika 280 Y dwójka).

Na miejscu okazało się, że trwa właśnie festiwal folkloru, co jest w Lhasie częstym zjawiskiem. Było tłoczno, ale jednocześnie doskonała okazja do obserwacji odświętnie ubranych Tybetańczyków, przybyłych z odległych zakątków.

14 sierpnia

Rano szybko udaliśmy się do tybetańskiej części miasta. Po przekroczeniu ulicy Duosenge Lu- inny świat. W Yak Hotel i Snowlands Hotel- brak miejsc. Wybraliśmy polecany w Pascalu Kirey za 150 Y dwójka przy głównej ulicy tybetańskiej części Lhasy- Beijing Donglu. Na dziedzińcu dwie agencje turystyczne realizujące każdą opcję zwiedzania Tybetu i dwie tablice z giełdą globtroterską. Nad restauracją tani internet i możliwość zgrania zdjęć z cyfrówki na CD- 20 Y.

Bez problemu korzystaliśmy z komunikacji publicznej na przejazdy po Lhasie i okolicy (2 Y/osobę). Zapisane w Pascalu nazwy interesujących obiektów po chińsku pokazywaliśmy konduktorowi przez otwarte okno i to wystarczyło. Pokazywaliśmy również w autobusie chińską nazwę, wiec inni podróżni pilnowali żebyśmy wysiedli na właściwym przystanku. Metoda ta nigdy nas nie zawiodła.

Na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy zwiedzanie klasztorów Sera i Drepung Oba po 50 Y/os. i oba warte obejrzenia.

Do Drepung, 8 km. od miasta dojechaliśmy busem NR 301 z ul. Beijing Donglu. Prawdopodobnie w przeszłości był największym klasztorem na świecie z ponad 7 tysiącami mnichów.

Sera, wydawał się pusty, ale na słynna debatę mnichów nazbierało się ok. 100 turystów. Główną aleję w klasztorze zablokowały samochody, chyba VIP-ów, bo na bramie wisiał zakaz wjazdu.

15 sierpnia

Dzisiaj wstaliśmy o 4:00 aby dostać promesę na zakup biletu do Potali, na następny dzień (kasy przy bocznej bramie od strony zachodniej). Na miejscu okazało się, że stoi już spora kolejka. Po trzech godzinach oczekiwania w deszczu zacząłem mieć obawy, czy uda się załapać na następny dzień. Nie mogłem sobie pozwolić na niepowodzenie, więc kupiłem miejsce w kolejce od Chińczyka za 100Y. Być może trochę pochopnie, bo policja dbająca o porządek wyławiała Europejczyków i wpuszczała poza kolejnością. Jedna osoba może kupić 4 bilety, ale niezbędne są paszporty.

O godz.11:00 miałem upragnioną promesę na jutro na godz.11:40(trzeba być pół godziny wcześniej).Bilet kosztuje 100Y.

Po południu udaliśmy się do otoczonej ogrodami, letniej rezydencji Dalejlamy- Narbulinka(wstęp 60Y). W jednym z pawilonów czekały na stoliku filiżanka herbaty i 3 brzoskwinie, jakby Dalejlama wyszedł tylko na chwilę i zaraz wroci. Bardzo wzruszające.

Wieczorem czas na Jokhang Temple (Świątynia Dżokang). Bilet wstępu 70Y z płytą CD. Jest to najbardziej fascynujące miejsce w Lhasie. Wracaliśmy tam wielokrotnie i za każdym razem odkrywaliśmy na nowo. Zaskakiwała i urzekała. Cudowne miejsce tętniące magicznym życiem Tybetu. Naokoło liczne kramy z pamiątkami, ubraniami i ziołami. Pielgrzymi poruszają się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Tak samo kręcą młynkami modlitewnymi.

16 sierpnia

Wreszcie Potala. Na ścianie przy głównej bramie niesmaczny znaczek, że obiekt jest dziedzictwem kultury Chin.

Naokoło liczni modlący się pielgrzymi. Zwiedzanie udostępnionych pomieszczeń zajmuje ok. 1,5godz. Bardzo interesujące wnętrza (tablice informacyjne również po angielsku), ale ogólnie smutne wrażenie, szczególnie jak się oglądało „Siedem lat w Tybecie”.

Namtso Lake w czasie naszego pobytu było nieosiągalne. Nocny deszcz rozmył drogi na tyle, że odwołano wszystkie wyjazdy na tydzień.

17 i 18 sierpnia

Powrót do Chengdu, pociągiem T24 o godz.10:45 wyjazd z Chengdu.

19 sierpnia

Do Chengdu dotarliśmy po godz.9:00. Nie było sensu jechać do ośrodka hodowli pand (po karmieniu). Wybraliśmy ZOO i Zhaojue Si- pobliski zespół świątyń. Wejście na jeden bilet za 25Y/os. Rikszą z dworca kolejowego do ZOO dojechaliśmy za 25Y. W drodze powrotnej skorzystaliśmy z komunikacji miejskiej. Na dworzec kolejowy autobusem NR9 (1Y/os.) z przystanku obok głównego wejścia.

W ZOO była jedna panda. Dosyć aktywna w czasie posiłku. Później ułożyła się na bryle lodu na kilka godzin. Karmienie żyraf z platformy- 10Y.

Miłym zaskoczeniem była wizyta w Zhaojue Si. Mało zwiedzających, a jednocześnie bardzo interesująca, klimatyczna.

Na dworcu kolejowym, aby umilić czas oczekiwania na nasz pociąg zamówiliśmy zieloną herbatę. 10Y za szklankę wraz z dziesięcioma dolewkami.

O 21:15 wyruszyliśmy pociągiem do Xian- 180Y hard sleeper.

20 sierpnia

W Xian wybraliśmy hotel Shangde Binguan, obok dworca kolejowego- 220Y/dwójkę ze śniadaniem i dostępem do Internetu za 2Y bez względu na czas. Bardzo dobra lokalizacja.

Do kas biletowych na dworcu tasiemcowe kolejki, chociaż obsługa bardzo sprawna. Bilet do Pekinu udało się kupić dopiero na 22.08- wieczorem (3 ostatnie okienka dla cudzoziemców- obsługa mówi po angielsku).

21 sierpnia

Do Terakotowej Armii udaliśmy się z dworca kolejowego autobusem NR306 za 4Y. Przejeżdża całą wschodnią trasę i przy dużej częstotliwości kursowania, można wszystko obejrzeć w ciągu jednego dnia. Bilet wstępu- 90Y obejmuje zwiedzanie całego kompleksu, łącznie z muzeum i seansem filmowym. Zdjęcia mogliśmy robić bez żadnych ograniczeń.

22 sierpnia

Wieczorem ostatni etap chińskiej podróży Xian- Pekin- hard sleeper za 250Y/os.

23 sierpnia

Rano po przyjeździe udaliśmy się do Beijing New Dragon Hostel. Czekała tam na nas dwója za 240Y zarezerwowana przy pierwszym pobycie.

Bardzo chcieliśmy zobaczyć hutongi, zabytkowe handlowe uliczki, znane ze starych filmów i książek. Ale takiego Pekinu już nie ma. Może jeszcze Dachilan, na południe od Tiananmen. Z urokliwych zaułków pozostało jednak niewiele i chyba nie doczekają nawet Olimpiady. Obok powstaje supernowoczesne centrum handlowe. Rozczarowani tym co zobaczyliśmy, udaliśmy się do pobliskiego Diyilou Fandian na polecaną w Pascalu zupę z bułeczkami (tang bao). Już wcale nie byliśmy zdziwieni, gdy zobaczyliśmy, że zamiast popularnej wśród plecakowców restauracji, jest trawnik przystrzyżony jak pole golfowe.

24 sierpnia

Bilet do Wielkiego Muru, na dworcu obok Placu Tiananmen, kosztuje tyle samo, co zwiedzanie z agencji turystycznej z chińską grupą- 90Y. Wybraliśmy drugą opcję. Niezbyt szczęśliwie. Pilotka gadała jak nawiedzona. Zaczęła jak tylko ruszyliśmy, a skończyła wieczorem po powrocie i oczywiście wszystko po chińsku. Nie spodziewałem się, że człowiek może tyle mówić bez przerwy. W programie lunch przy wspólnym stole z Chińczykami (bardzo mili) i niestety wizyty w sklepach z pamiątkami (połowa czasu wycieczki). Wstęp w Shuiguan- 30Y. Zdecydowanie polecam wyjazdy do mniej uczęszczanych odcinków muru, np. Jinshanling na drodze do Chengde. Badaling jest nie do strawienia.

Wieczorem Tiantan (Świątynia Nieba)- 35Y w parku z pięknymi owocującymi miłorzębami.

25 sierpnia

Do Pałacu Letniego można dojechać z Tiananmen autobusem NR23 (wstęp 60Y). Na dużych przystankach, każdy autobus ma wyznaczone miejsce do zatrzymywania się. Wypisany numer na chodniku wskazuje miejsce, gdzie ma się ustawiać kolejka. W godzinach szczytu porządkowi na przystankach próbują rozładować tłok.

Najwygodniej po Pekinie poruszać się metrem. Przejrzysty plan połączeń. Sposób poruszania się i informacja, jak w Europie. Do Olimpiady ma funkcjonować 7 linii, z bezpośrednim dojazdem do terenów olimpijskich (obecnie modernizuje się kilka stacji metra, np. Dong Dan). Taksówki stosunkowo drogie.

Plac Tianenmen często zamknięty dla zwiedzających, ze względu na wizyty zagranicznych dyplomatów w pobliskich budynkach rządowych. Młodzi Chińczycy na placu niezwykle mili i otwarci. Mieliśmy wrażenie, że jako pracę domową na wakacje, dostali zadanie fotografii z cudzoziemcem. Najmilszym akcentem tej otwartości, było zaproszenie na bezpłatne badania i masaż do pobliskiej kliniki medycyny naturalnej.

Po południu zwiedziliśmy główne obiekty olimpijskie. Najbardziej niebywałe konstrukcje, to stadion olimpijski („ptasie gniazdo”) i pływalnia. Obie wyprzedziły czas.

Główny kompleks olimpijski znajduje się na północy Pekinu, przy trzeciej obwodnicy, obok Chinese Ethnic Culture Park. Taxi z Beijing Railway Station- 60Y (2Y/km). Ceny za kilometr wywieszone są w drzwiach. Jechaliśmy zgodnie z licznikiem, nie udało się w.g. ceny umownej. Zajęło nam to ponad godzinę.

26 sierpnia

Rano shuttle busem spod hotelu International przy Chaoyangmen Nanxiaojie pojechaliśmy za 16Y na lotnisko. Niepotrzebny pośpiech, okazało się, że wystartujemy z 5- godzinnym opóźnieniem. Na lotnisku można bez problemu wymienić juany, ale przed odprawą. Nikt nie żądał zaświadczenia, że była wymiana w odwrotnym kierunku. Pekińskie lotnisko jest bardzo funkcjonalne. Z hali odlotów mieliśmy piękny widok na pas startowy. Wszyscy masowo fotografowali lądujące i startujące samoloty, mimo że czytaliśmy o zakazie. W naszej obecności nikt nikomu nie zwrócił uwagi.

Mimo zapewnień stewardesy, że samolot do Warszawy poczeka, minęliśmy się na drodze dojazdowej do pasa startowego. Zabrakło pół godziny.

Na Szeremietiewie głęboka komuna. Lotnisko wyglądem przypomina stary dworzec kolejowy. Pasażer jest traktowany jak natręt. W efekcie noc na lotnisku, a po powrocie skarga do Nadzoru Lotnictwa Cywilnego. Kupon na posiłek wartości 11EURO na Szeremietiewie wystarczył zaledwie na małą kanapkę i kawę.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u