Chiny środkowe 2010 – Małgorzata Mycke-Dominko

Czas trwania 22.01.2010-13.02.2010 (pogoda dobra na zwiedzanie, podobna do naszej wiosny, słonecznie, rześko, mało opadów). Dużym plusem było mało wycieczek w tym chińskich, więc bez czekania w kolejkach i tłoku można zwiedzać ciekawe obiekty i parki, można było obserwować urok przygotowań do chińskiego Nowego Roku, a na odjezdnym podziwiać noworoczne fajerwerki. Poza sezonem stosowane są zniżki, a ogólnie w całej podróży, największy koszt stanowiły tzw. wstępy (wejścia do parków, pagód, muzeów). Warto zaopatrzyć się w legitymacje student lub teacher ISIC, PTSM (niewielkie zniżki, ale są, ponadto  ISIC zawiera ubezpieczenie)

Uczestnicy 4 osoby.

Wylot 22. stycznia – lot linią Lufthansa do Szanghaju przez Monachium. Cena biletu kupionego w październiku 2009 r. wynosiła 1850 zł.

W Monachium sześć godzin czekania, które wykorzystaliśmy na przejazd do centrum, gdzie się trochę powłóczyliśmy. Bardzo dogodne połączenie metrem, zbiorowy bilet 10 euro.

23. stycznia: Szanghaj – późny wieczór a właściwie noc, więc taksówką pojechaliśmy do hotelu. Był to nasz najdroższy przejazd, ale to była duża taxi, więc nie było problemu z plecakami i odpadło szukanie hotelu. Hotel Innjoyworld Hotel zarezerwowany przez Internet jeszcze w Polsce okazał się w porządku. Niedawno otwarty w dzielnicy żydowskiej pachniał jeszcze farbą i wilgocią i miał mikroskopijne okienko przy suficie, ale był z łazienką. Po dłuższej dyskusji w recepcji udało się wytłumaczyć, że chcemy pilota do klimatyzacji, którą można nastawić na grzanie. Cena za łóżko w 4 osobowym dormitory 50 juanów. Mieliśmy legitymacje PTSM, które w większości naszych hosteli uznawano i zniżka wynosiła od 5 do 10 juanów. Skusiła mnie przy jego rezerwacji oferta bezpłatnej kolacji w piątki jak i codziennie organizowana wycieczka po Szanghaju. Na kolacji było parę osób, i jak tam przyszliśmy to już mało, co było do jedzenia, ale lampkę wina dostaliśmy. Internet i wrzątek to hotelowy standard. Wieczorem powłóczyliśmy się po tej dzielnicy, kapitalny bazar głównie z jedzeniem i niesamowite w nocy robią opuszczone stare hutongi przeznaczone do wyburzenia. W okolicy pełno pomieszczeń, gdzie można sobie zrobić masaż stóp i nie tylko stóp.

24 stycznia: Zwiedzanie miasta. Pieniądze braliśmy w bankomatach bez problemów, a gotówkę, czyli dolary wymienialiśmy w China Bank bez prowizji. Metrem za 3 juany docieramy na dworzec, aby kupić bilety do Nankinu. Kasy szybko znaleźliśmy na kartce miałam napisany numer pociągu, więc kupno nie stanowiło problemu. Bilet do Nankinu 93 juany (Z Internetu radzę spisać numer pociągu, napisać datę i ilość biletów i kupno biletów przy pomocy kartki się sprawdza)..

Rozkład pociągów znajduje się w Internecie na stronie:  http://www.chinatravelguide.com/ctgwiki/Special:CNTrainSearch?method=1 . Jest tam też schemat pociągów. Potem znowu metrem do Placu Ludowego. Muzeum w Szanghaju ciekawe i bezpłatne. A o godzinie 14 przy wyjściu nr 9 obok Haagen Dazs czekała na nas miła przewodniczka z chorągiewką Free Tour, okazało się ze jest to akcja dla wszystkich hosteli. Warto się przejść 3 godziny, bo dziewczyna dużo mówiła w zrozumiałym angielskim (co nie często się zdarza) i ciekawie oprowadziła po centrum miasta i ciekawych zakamarkach.

25 stycznia: Przejazd pociągiem do Nankinu. Pociąg cały czas jechał z prędkością ponad 300 km/godz. Na nasze warunki lux torpeda. Z dworca metrem za 2 juany do hotelu w pobliżu uniwersytetu – Yasmine hotel rezerwacja przez Internet i też 4 osobowe dormitory po 50 juanów za łóżko. Przy rezerwacji przez Internet lub pośrednio przez recepcję poprzedniego hotelu, bo i tak robiliśmy płaci się zadatek odliczany przy zapłacie. Za pokój płaci się zaraz po przybyciu i wszędzie pobierana jest kaucja 100 juanów za klucz do pokoju (należy zachować pokwitowanie za zadatek i klucz, bez tego papierka nie zwrócą mimo oddania klucza pieniędzy). Wszędzie kserują też paszporty. Tym razem pokój widny, na drugim piętrze, ale toaleta i prysznice na podwórku. Obiadek to harbińskie pierożki za 10 juanów, potem rejon muzeum Konfucjusza, stare uliczki, sklepiki z pamiątkami. Po około 3 godzinach jedziemy do restauracji przy Uniwersytecie na kolację, na którą zaprosił nas pewien Chińczyk znajomy taty koleżanki mojej córki. Kolacja wykwintna z 20 dań na ciepło i zimno, ryby, mięso, warzywa, czasem nie wiadomo co się je, piwo domowej roboty podawane w dzbankach oraz napój z fasoli.

26 stycznia: Pierożki na śniadanie przy uniwersytecie, zwiedzanie miasta w tym mostu na Jangcy o długości 5 km. i starych murów miejskich z XIV, w, które były najdłuższymi murami miejskimi na świecie. Wejście do parku pod mostem płatne 3 juany a wjazd windą na wieżę mostową 7 juanów. Potem jedna z większych atrakcji, czyli zakup okularów w sklepie fabrycznym. Okulary optyczne, więc badanie wzroku, oprawka i szkła wszystko za ok. 160 juanów, niezależnie od tego, co kto sobie wybrał czy to fotochromy, czy przyciemniane, czy do czytania czy do dali, cena podobna. Na kolację, tzw. patyki, czyli mnóstwo różnych szaszłyczków warzywnych i mięsnych.

27 stycznia: Taksówką za 16 juanów jedziemy do Muzeum Masakry Nankińskiej. Muzeum-Mauzoleum bardzo nowoczesne poświęcone zbrodni ludobójstwa przez Japonię w latach 1937-1938, kiedy to wymordowano ponad 300 tys. osób. Muzeum bezpłatne. Wieczorem mamy lot do X`ian, który zarezerwowaliśmy wcześniej z powodu kłopotów z kupieniem biletów na pociąg. W czasie naszej podróży Chińczycy już się przygotowywali do Nowego Roku, masowo podróżując, więc czasem były kłopoty z kupieniem biletów. Ale lot Nankin – X`ian kosztował 420 juanów, co nie było znacząco większą kwotą od przejazdu pociągiem w lepszej klasie. W nocy jesteśmy w X`ian i autobusem z lotniska jedziemy do centrum miasta a stąd już pieszo do naszego hotelu Xiangzimnen Yousth Hostel. I tu rewelacja za 200 juanów dostajemy apartament dwupoziomowy, co prawda z dwoma łóżkami, ale wielkimi, pięknie urządzony starymi meblami, zmieniane codziennie ręczniki, herbata, czajnik, filiżanki. Hotel świetnie położony tuż przy murach, wszędzie blisko i obsługa super

28 stycznia: Rano szukamy okienka przy głównej ulicy, gdzie jest przedsprzedaż biletów na pociąg. Bilety kupujemy za pomocą kartki, parę osób w kolejce i mamy bilet hard sleeper po 139 juanow za miejsce z X`ian do Guangyuan. Przy dworcu szukamy autobusu do Terakotowej Armii, ale zamiast autobusy nr 6, który wg przewodnika LP miał tam jechać, wsiadamy do busa. Tam udaje się nam kupić bilety ze zniżką na ISIC Teacher po 65 juanów od osoby. Po trzech godzinach wracamy i też busikiem, ale dwa razy dłużej. Jedziemy jakimiś dosłownie bezdrożami, przedmieściami, raz nawet jakaś kobieta zagrodziła przejazd przez jej podwórko konarem drzewa i dopiero po parominutowej kłótni z konduktorką i wręczeniu paru banknotów przepuściła busik. Dojeżdżamy pod dworzec skąd autobusem za 1 juana jedziemy do Pagody Dużej Gęsi, 20 juanów wstęp.  Wspaniały widok z 7 piętra. Spacerem wracamy, co hotelu i w nocy jeszcze wypad do Wież Bębnów i Dzwonów. Pięknie w nocy podświetlone jak i ulice, które już były oświetlone w związku ze zbliżającym się Nowym Rokiem hucznie w Chinach obchodzonym.

29 stycznia: Rano zwiedzamy Wieżę Bębnów i Wieżę Dzwonów. Bilety też ze zniżką jeden na dwie wieże za 30 juanów. Potem idziemy do dzielnicy muzułmańskiej, przez olbrzymie targowisko, gdzie warto kupić pamiątki dużo i tanio. Trzeba wiedzieć, że należy się targować, taki jest zwyczaj, a i duża oszczędność, ja kupowałam za ¼ ceny i czasem głupio było, kiedy dawałam bardzo niską cenę nie chcąc kupować a zgadzano się i był problem. W ten sposób zostałam posiadaczką naturalnych korali za 50 juanów, z 300 na początku. W tej dzielnicy warto zwiedzić Wielki Meczet o bardzo ciekawej architekturze. Pochodzi on z XVII wielu i zajmuje wielki obszar ponad 13 000 m kwadratowych, a składa się z kilku dziedzińców. Wstęp 15 juanów. Potem już na dworzec. Ciekawe są zwyczaje i porządki na dworcach kolejowych. Przy wejściu prześwietlany jest bagaż i sprawdzane bilety. Potem trzeba się kierować do poczekalni oznaczonej numerem pociągu, czasem jest taki tłok, że trudno wejść. 10 minut przed odjazdem drzwi się otwierają i tłum wchodzi na pusty peron, kieruje się do miejsca, gdzie jest napisany numer wagonu, pociąg albo czeka, albo zaraz podjeżdża, jeśli przelotowy i bardzo sprawnie wszyscy wchodzą. My mamy 4 miejsca w jednym 6 osobowym przedziale bez drzwi. Ciągły ruch w wagonie, dużo sprzedawców, każdy coś je, pije. Wodę tzw. wrzątek wszędzie w Chinach można dostać bezpłatnie w pociągu również, a więc wszędzie rozchodzi się zapach chińskich zupek. Jest czysto, a o 22 gaśnie światło i nastaje niesamowita cisza.

30 stycznia: Około 5 rano budzi nas konduktorka, oddaje bilety i wysiadamy w Guangyuan. Pociąg trochę opóźniony, więc biegiem przed dworzec, rozglądamy się za dworcem autobusowym, a jesteśmy 15 minut po planowym odjeździe naszego autobusu do Jiuzhaigou. Kurs raz dziennie. Na szczęście jest to niedaleko i tam z kartką pytamy się ludzi, wreszcie jakiś bardziej rozeznany Chińczyk prowadzi nas do autobusu, płacimy po 80 juanów i jedziemy około 9 godzin z paroma przystankami, kiedy można zjeść jakieś ryżowe danko za 10 juanów. Wszystko w koło piekielnie zakurzone, droga czasem asfalt czasem szuter. Dojeżdżamy na pusty dworzec i dalej taksówką ponad 40 km za 145 juanów pod hotel Migu Youth znajdujący się tuż przy parku. Też mieliśmy rezerwację, ale pokój 4 osobowe dormitory w podziemiu bez okna i ogrzewania było trudne do zaakceptowania. Poszliśmy pod wejście do Parku. Po drodze wszystko zamknięte, jest poza sezonem, hotele zamknięte, z dwie restauracje tylko czynne, ze trzy sklepy, aż trudno sobie wyobrazić tłumy turystów latem. Sheraton i inne gwiazdkowe puste. Przy wejściu zaczepił nas Chińczyk z propozycją hotelu, poszliśmy i ładne dwa pokoje z olbrzymimi łóżkami, czyste, z TV, łazienką z ciepłą wodą, za tą samą cenę po 50 juanów. Jedyna mankament to brak klimatyzacji, co by grzała, a w górach w pokoju było tak jak na zewnątrz minus parę stopni. Jedyny plus to podgrzewane łóżka.

31 stycznia: Pierwsze to zakup biletów na autobus do Chendu. Udaje się to na dworcu niedaleko wejścia do parku. Bilety po 138 juanów. Spokojnie idziemy do parku. Tu też kupujemy ulgowe bilety. Jeden na wejście 70 juanów a drugi 80 juanów na możliwość przejazdów busikiem kursującym po dwóch dolinkach pomiędzy punktami widokowymi. Jedziemy, więc do końca a potem schodzimy. Pogoda dopisuje, system połączonych jezior robi wrażenie swoim kolorytem. Woda głównie o zabarwieniu zielonkawym, krystalicznie przejrzysta, lodowe wodospady, najwyżej położone jeziora jeszcze skute lodem. Od rozgałęzienia znowu podjeżdżamy busem do końca drugiej doliny i schodzimy już do wyjścia. Zajmuje nam ta wycieczka cały dzień. I znowu lodowaty nocleg.

1 luty: Rankiem o 8 odjeżdża autobus. Tym razem jedziemy z 10 godzin. Po drodze pada śnieg, szosa tym razem dobra, ale serpentyny zapierają dech. Za przełęczą spokojniej. Ze dwa postoje i pod wieczór jesteśmy w Chendu. Tu taxi za 12 juanów i jesteśmy w Mix Hostel. Bez rezerwacji, bo nie było Internetu przez ostatnie dni, więc dostajemy dwa miejsca w dormitory i pokój dwuosobowy na jedną noc a na drugą dwie dwójki po 50 juanów za osobę i ze śniadaniem. Kupujemy wycieczkę do Ośrodka Hodowli Pand na następny dzień.

2 luty: O 7,30 wyjazd do Ośrodka Hodowli Pandy. Około pół godziny jazdy busem i jesteśmy przed wejściem, gdzie kupujemy bilety i czaka przewodnik, z którym około 3 godzin zwiedzamy Instytut, Pandy właśnie jadły swoje bambusy, więc spokojnie mogliśmy się im przyglądać i fotografować. Jest tam również pawilon z poglądowymi tablicami i sklepik z pamiątkami. Po powrocie do miasta zwiedzaliśmy centrum z wielkim pomnikiem Mao oraz dzielnicę tybetańską. Koniecznie trzeba pójść na teren rynku hurtowego, olbrzymie hale, mnóstwo ludzi z pakunkami, wielka masa towarów a ciężarówek tak wielkich i tak wyładowanych to w Polsce nie widziałam. Również można się przyłączyć, na każdym niemal skwerze do grupy ćwiczących Chińczyków.

3 luty: Wyjazd rano do Leshan też busem zamówionym w hostelu. Około 2 godz. jazdy, bilet za 90 juanów do Buddy i całego kompleksu parkowego. Jest poza sezonem, więc nie spieszymy się i spokojnie oglądamy największego wykutego w skale Buddę na świecie.

4 luty: Jedziemy rankiem do Chongqing, skąd mamy wykupioną 3 dniową wycieczkę statkiem po Jangcy. Bilet w drugiej klasie za 750 juanów obejmował dojazd z Chendu do Chongqing, miejsce w kabinie 4 osobowej, transfer na statek do Wanzhou, wstęp na Zaporę trzech Przełomów, wstęp do Zhangfel Temple i Baldi City. Dodatkowo dokupiliśmy,30 wycieczkę do trzech Malutkich Przełomów za 150 juanów i bilet z Yichang do Wuhan za 120 juanów. W Chongqing odbiera nas taksówka, w biurze promowym zostawiamy plecaki i mamy przerwę, aby zjeść obiad ryż z warzywami i zrobić zakupy jedzeniowe na statek, a więc chińskie zupki, picie, jakieś bułki, ponieważ na statku jest drożej i niezbyt smaczne jedzenie tak nas lojalnie Chińczycy uprzedzili. Z zakupami jedziemy do Wanzhou i wieczorem wchodzimy na statek. Kabina mała, łóżka wąskie, troszkę śmierdzi, ale jest ok. Ledwo odpłynęliśmy zajęła się nami przewodniczka, 10 osób to obcokrajowcy a 30 to Chińczycy, więc na statku było pusto. Koło północy pierwszy postój zwiedzanie świątyni, która bardzo ładnie wyglądała w nocy.

5 luty: Rankiem następny postój już w przełomach, wyjście do przystani skąd autobusem podjechaliśmy do Baldi City, miasto Białego Cesarza, wysepka połączona groblą z lądem. Stąd był widok na pierwszy przełom Qu Tang Gorge. Potem z pokładu oglądaliśmy drugi przełom a po południu zejście w porcie skąd wodolotem popłynęliśmy w kierunku trzech małych Przełomów przesiadając się potem na małe łódki. Wracamy tą samą drogą i już ze statku oglądamy drugi przełom.

6 luty: Rankiem postój 2 godziny w małym porciku, potem około południa kończymy rejs i autobusem jedziemy zwiedzać Wielką Tamę na Jangcy. Wysiadamy tam w trzech miejscach, aby zobaczyć model tamy i zdjęcia z czasów jej budowy, koronę tamy a także chodzimy po parku, gdzie znajdują się maszyny użyte podczas budowy i wydobyte z terenu objętego tamą skały. Obszar wkoło tamy to ogrodzone miasteczko, pustawe z blokami, parkami, szerokimi alejami. Do samego Yichang jedzie się jeszcze z godzinę. Tam czeka na nas człowiek, który wsadza nas do autobusu jadącego do Wuchan, gdzie dojeżdżamy już w nocy i taksówką jedziemy do Hostelu Pathfinder. Koleżanka ma właśnie w ten dzień urodziny, więc urocza recepcjonistka stawia nam po lampce wina. Ładny pokój z łazienką kosztuje po 50 juanów od osoby ze zniżką PTSM.

7 luty: Są kłopoty z kupieniem biletu na następny dzień do, Suzhou, więc korzystamy z pośrednictwa agencji płacąc dużą prowizję, za co mamy bilety na pojutrze. Sam bilet bez prowizji kosztował 247 juanów. A więc wykorzystujemy ten dodatkowy dzień na zwiedzanie Wuhan jest to duże miasto składające się z trzech miast. Nasz hotel blisko zabytków, więc chodzimy pieszo. Pierwsze to po Szanghaju miasto, gdzie jest trochę napisów i reklam w języku angielskim. Zwiedzamy Wieżę Żółtego Żurawia i  park za 50 juanów i buszujemy po sklepikach. Tu też mieliśmy pierwszą wpadkę kulinarną. Źle oceniliśmy wg fotki w menu, jadalność jednego dania, po jego podaniu okazało się tak ostre, że nie dało się zjeść ani kęsa. No cóż na całą podróż była to jedyna wpadka. Wszystko inne było jadalne i smaczne, może mało kaloryczne, ale też się ucieszyliśmy, że straciliśmy trochę zbędnych kilogramów. Czyli wczasy odchudzające gratis.

8 luty: Taksówką prawie godzinę jedziemy na dworzec, wkoło wszędzie budowa ulic, dworca, ale zdążamy i za pięć godzin wysiadamy w Suzhou, gdzie nocujemy w ładnie położonym w starym centrum Hostelu Mingtown. Bierzemy całe sześcioosobowe dormitory płacąc 180 juanów za pokój.

9 luty: Od rana zwiedzanie miasta, a raczej jego północnej części. Po drodze w przedsprzedaży kupujemy bilet do Szanghaju za 26 juanów plus pięć juanów przedsprzedaż. Oglądamy ciekawe muzeum jedwabiu, taoistyczną Świątynię Tajemniczości, Pagodę Północną oraz nowoczesne i ciekawe Muzeum Miasta Suzhou (bezpłatny wstęp). Łazimy uliczkami wzdłuż kanałów, bowiem to miasto nazwane jest chińską Wenecją. Na kolację serwujemy sobie wykwintne danie za 38 juanów i piwo za 10 juanów w restauracji polecanej przez LP.

10 luty: Zwiedzanie części południowej miasta odbywa się w deszczu, więc i ogród Mistrza Sieci (20 juanów wstęp) wygląda smętnie. Świątynia dwóch Pagód również. W deszczu również podświetlone wieczorem mostki na kanałach wyglądają bajkowo.

11 luty: Jedziemy na dworzec, z racji Nowego Roku ścisk do wejścia na dworzec ogromny, udaje się wejść do hali i do odpowiedniej poczekalni, a potem na peron, gdzie wsiadamy do pociągu. Pociąg jedzie z prędkością ponad 300 km/godz. W Szanghaju na dworcu wszystko idealnie zorganizowane stajemy w prawie kilometrowej kolejce do taksówki, którą po 15 minutach jedziemy do Captan Hostelu w Bundzie. Świetna lokalizacja i pokój też bardzo ładny. Więc mamy blisko do Nanging Street, po której spacerujemy do późna w nocy.

12 luty: Po śniadaniu wliczonym w cenę hostelu idziemy na Stare Miasto a tam do ogrodu Yu Garden. Wszędzie dekoracje, lampiony, pływające smoki po sadzawkach, kolorowo, radośnie, dużo turystów.

13 luty: Rankiem jeszcze spacerujemy po Nanging Street, która już pustoszeje a potem metrem i magnetyczną kolejką Maglew (podobno najszybsza na świecie) za 50 juanów jedziemy na lotnisko. Samolotem linii Lufthansa do Monachium i dalej do Warszawy. Nowy Chiński Rok za nami.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u