Birma samochodem – Ryszard Oszal

Ryszard Oszal

Termin

marzec 2001

Ekipa

5 osób

Przelot

Warszawa – Budapeszt – Bangkok – Budapeszt – Warszawa (620 USD)
Bangkok – Yangoon – Bangkok 140 USD

Waluta

Tajlandia – 1 USD = 43 THB (bhaty)
Birma (Myanmar) – 1 USD – 500 kiat (czjat); czarny rynek, bezproblemowo
Przeciętna pensja miesięczna Myanmarczyków – 12 USD (urzędnik ministerialny – 22 USD).
Konieczność wymiany dolarów na lotnisku w Yangoon. Obecnie za 200 USD otrzymuje się FEC – bony będące namiastką dolarów USA. Można załatwić wymianę tylko 50 USD + 5 USD gratyfikacji dla urzędnika punktu wymiany.
Generalnie, jeżeli chce się przebywać w Birmie około miesiąca – to i tak nam braknie tych obowiązkowych 200 USD, więc obowiązek wymiany nie jest już problemem.

Wizy

Tajlandia – ambasada w Warszawie (około 20 USD)
Birma – ambasada w Bangkoku (około 20 USD) koło mostu Taksin (20 min. piechotą od mostu).

Dziennik podróży

3 marca

Przelot z Warszawy przez Budapeszt do Bangkoku.

4 – 6 marca

Lotnisko w Bangkoku. Parno, gorąco, duszno. Jak zawsze w tropikach klimat niezbyt sprzyjający Europejczykom. Jest niedziela. Czekamy do poniedziałku na otwarcie ambasady Myanmaru. Trzeba było dołożyć 10 USD i załatwić wizę oraz bilet lotniczy przez jakieś biuro podróży na KhaoSan Rd. Mielibyśmy to załatwione w jeden dzień. A tak zajęło to nam 2 dni + niedziela. Przez te dni zwiedzamy Bangkok. Jest to nasza trzecia wizyta w Bangkoku, a więc jesteśmy już trochę obeznani z tym miastem – molochem.
Do ambasady Myanmaru z dzielnicy Bhanglamho tanio można dopłynąć tramwajem wodnym – przystań Prha Athit i wysiąść na przystani Taksin Bridge (0,10 USD). Potem przy moście schodami w górę, wsiąść do nowoczesnego naziemnego „metra” i wysiąść na przystanku Surat (0,24 USD). Obok w uliczce jest ambasada. Czynna 8:00–12:00 i 13:00–16:00. Wiza na drugi dzień – nie ma możliwości w tym samym dniu. W budynku ambasady jest kantor, gdzie kupujemy bilet lotniczy powrotny Bangkok – Yangoon (140 USD) – wyloty 2 razy w ciągu dnia o 10:00 i 19:00. Można dostać za 120 USD, ale latają 2 razy w tygodniu.
Przed wyjazdem na lotnisko Don Muang zdarzył się mały wypadek. Na bocznej cichej uliczce z małym ruchem, przed samym wejściem do guesthousu, gdzie spaliśmy, motocyklista potrącił kolegę Krystiana. Uderzył go w tył. Krystian zrobił salto ponad motocyklem spadając na ulicę po drugiej stronie motoru. Na szczęście miał na plecach mały plecaczek z plastikową butelką wody, na który upadł. Z boku groźnie to wyglądało, ale skończyło się szczęśliwie. Nie odniósł nawet zadrapania. Motocyklista upewniając się, że wszystko jest w porządku – odjechał.
Odjazd minibusem bezpośrednim z KhaoSan Rd (1,20 USD) na lotnisko międzynarodowe; 1,5h. O godzinie 19:05 wylot, a o 20:00 lądowanie w Yangoon. Przeprawa przez odprawę celną paszportową bez problemu. Jedyny problem – to wymóg rządu Myanmaru wymiany 200 USD na FEC. Udaje się wymienić tylko 100 USD na 5 osób, ale za pobraniem „opłaty” 20 USD. Spotykamy taryfiarza, który busem wiezie nas do centrum Yangoon za 3 USD. Dość daleko od lotniska. Hotel Green Hill Inn (No. 12 Pho Sein Road, Tamwe Township). Umawiamy się z kierowcą na objazd Myanmaru dookoła (na 2,5 tygodnie busem za 120 USD od osoby). W Yangoon temperatury 27°C w nocy, w dzień 32°C.

7 marca

Zwiedzamy Yangoon wynajętym autobusem. Gorąco, parno, hałas, smród spalin. Centrum wokół pagody Sule. Przy rondzie Sule Paya (paya to pagoda po birmańsku) znajduje się biuro linii lotniczych Myanmar. Obok widzimy budynek straży pożarnej, gdzie stoi strażacki polski Star. Szczególnie ciekawie wygląda tablica rejestracyjna w języku birmańskim. Zwiedzanie Sule Paya. Piękna pagoda, znakomicie utrzymana. Wzbudzamy zdziwienie wszędzie, gdzie się zjawiamy. Wszyscy wokoło w każdym miejscu, czy na ulicy, w samochodzie, w świątyniach tylko patrzą na nas i bacznie obserwują nas.
Mężczyźni chodzą w długich spódnicach do kostek zwanych ląndżi i w koszuli. Ląndżi to około 2 metry materiału owiniętego wokół pasa i specyficznie zawiązanego. Kobiety mają podobny strój do kostek ale z bluzkami skomponowanymi kolorystycznie, w przeciwieństwie do mężczyzn, gdzie koszula jest inna, a ląndżi w innym kolorze, przeważnie w kratkę. Ląndżi kosztuje od 1 USD wzwyż.
Za wszystkie towary i usługi od nas białych żądają dwu, trzykrotnie wyższych opłat. Za wstępy do słynnych miejsc musimy płacić w dolarach lub FEC (równowartość dolarów). Oczywiście opłaty są wiele wyższe.
Jedziemy nad Royal Lake. Jest to jezioro w centrum Yangoon ładnie utrzymane z przepiękną budowlą Karaweik Palace. Jest to superluksusowa restauracja w stylu birmańskim. Zbudowana w kształcie mitycznego ptaka – łodzi, cała błyszcząca od złota. W środku przepych iście królewski. Wstęp (jeżeli nie chce się nic konsumować w restauracji) 0,20 USD, aparat fotograficzny 0,20 USD, Coca cola kosztuje aż 0,60 USD, piwo 0,60 USD, obiad 1–3 USD. Jest to replika królewskiej barki monarchy Myanmaru sprzed wieków. Niedaleko znajduje się słynna w całym świecie Shwedagon Pagoda. Najładniejsza pagoda jaką do tej pory widziałem. Przepięknie utrzymana, cała w złocie. Wokół głównej stupy mnóstwo mniejszych stup, świątyń, posążków Buddy. Wielu Birmańczyków modlących się, odpoczywających całymi rodzinami. Wstęp 5 USD (płatne w dolarach lub FEC). Kobiety chodzą z „kosmetyczną maseczką” na twarzy. Nazywa się to thanaka. Jasnobeżowy proszek rozprowadzony jest na policzkach i czole. Ma wartość odżywczą i chroni skórę przed słońcem.
Wynajęty kierowca jest pod adresem: T&S Ravel Thet Zaw (27 Thatipahtan Street, Tamwe, Yangoon).
Spacer po chińskiej dzielnicy. Ruch, hałas, tłum. Mnóstwo straganów z azjatyckim, egzotycznym jedzeniem. Ceny niskie. Od 0,05 USD do 1 USD. Herbata – 0,04 USD, banany 1 kg – 0,10 USD.
Wieczorem spacer piechotą do Shwedagon Pagoda. O tej porze nikt nie żądał opłaty za wstęp. Specjalnie przyszliśmy o zmroku ze względu na oświetlenie pagody. Z daleka mieni się złotem. Potem docieramy do Karaweik Palace sfilmować oświetloną restaurację na wodzie. Piękne złote kolory błyszczące z daleka. Chcieliśmy wejść na colę. Niestety wokół stały czarne limuzyny rządowe, wojsko, policja. Delikatnie przepraszając – nie chcieli nas wpuścić. Był to specjalny raut rządowy.
Znaleźliśmy koło Sule Paya biuro podróży (objazd Birmy za 100 USD od osoby na 2 tygodnie): G. Smile Travel & Tours Co. Ltd, Mr Myo Aung (town operator) No. 118, 32nd ST, 1st Floor, Pabadan Township, Yangoon, Myanmar.

8 marca

Rano wyjazd do Bago (około 80 km od Yangoon). Droga fatalna a jest to główna droga. Nie wyobrażam sobie bocznych. Mosty jak z czasów II wojny światowej. Wąskie bez nawierzchni lub pokryte deskami. W wioskach i miastach na rogatkach trzeba opłacać opłatę 20 kyat – 0,02 USD, a więc niedużo. Bez przerwy na pobocza stają budy z megafonami i kwestują na świątynie. Oczywiście gorąco, duszno. Temperatury oscylują w dzień między 31–36°C a w nocy 27– 29°C. W samochodzie w dzień do 40°C. Nie mamy klimatyzacji. Ziemia po drodze brunatno-czerwona. Plantacje drzew orzechów keszju, pola ryżowe. Wszędzie sucho. Rzeki prawie wyschnięte.
Zwiedzamy Smwetmalyang Buddha. Jest to świątynia z leżącym Buddą (55 m długi i 16 m wysoki, a więc jest dłuższy o 9 m od Buddy w słynnym Wat Pho w Bangkoku). Wideo kamera – opłata 0,20 USD. Wstęp 2 USD, ale nie wchodziliśmy. Zrobiliśmy zdjęcia ze schodów.
Przed Bago jest Kyak Pun Paya (czyt. czjak pun paja). Siedzący Buda wysoki na 30 m. Za wstęp nie płaci się. W mieście góruje wysoka na 114 m stupa świątyni Shwemawdaw Paya (cała złota). Wstęp wolny.
Następnie jedziemy do małej wioski Kyaikto (Czjajczo). Stąd jest baza wypadowa do słynnego świętego miejsca buddystów Kyaiktito. Kwaterujemy się w Kyaikto Sea Sar Guesthouse – 4 USD od osoby ze śniadaniem. Jest to jedno z bardziej interesujących miejsc w Myanmar. Na szczycie góry widnieje złota skała, a na niej złota stupa. Na większej skale oblepione cienkimi kawałkami folii złota – prawdziwego 22 karatowego balansuje mniejsza skała ze stupą oczywiście złotą. Wygląda to z daleka tak jakby za chwilę skałka ze stupą miała spaść. Dosłownie znajduje się ona na brzegu. Legenda mówi, że trzyma ją włos Buddy zatopiony w niej.
Aby tam się dostać należy z Kyaikto jechać odkrytą ciężarówką (stłoczeni jak śledzie – 0,25 USD) serpentynami 20 km do podnóża góry, gdzie widnieje złota skała. Nachylenie drogi jest tak strome, aż strach jechać. Z podnóża piechotą na górę (około 1 godziny) lub lektyką – 2 USD od osoby. Pot leje się z nas. Zmęczeni docieramy na szczyt. Opłata 6 USD (rozbój) i do tego nie mamy szczęścia. Cała skała jest w renowacji. Jest zakryta szczelnie rusztowaniem i szmatami. Szkoda pięknego widoku. Z góry roztacza się widok na góry i zachodzące słońce. Myanmarczycy obserwują nas życzliwie, uśmiechając się, próbują zagadywać po angielsku. Wróciliśmy ciężarówką już nocą (o 18:00 zachód słońca) – opłata 0,25 USD do hotelu. Hotel to za dużo powiedziane. Brudne pomieszczenia z nieszczelnymi oknami, drzwiami. W wiosce na spacerze częstują nas herbatą, słodyczami – bardzo mili. Oferują ciekawe pamiątki w cenie od 0,10 – 1 USD.

9 marca

Śniadanie o 7:00 i wyjazd w kierunku Mandalay. Drogi są tak złe, że średnia prędkość to ok. 35 km/h. Czasami są tylko 2 paski wyboistego asfaltu na środku drogi. Rozstaw na koła samochodu. W środku i po bokach bita droga. Wymijające się samochody muszą zjechać na pobocze. Po drodze wiejskie domy całe z mat z dachami krytymi liśćmi. Często widać wozy na dwóch dużych kołach ciągnięte przez woły. Obrazek całkiem wyjęty z filmów o czasach średniowiecznych. Niektóre samochody ciężarowe nowoczesne, a niektóre pamiętają czasy II wojny światowej. W przydrożnym „barze” jemy obiad. Np. ryż z wieprzowiną lub kurczakiem, zupa, jakieś dziwne warzywa, herbata zielona, sałatka z bambusa, przyprawy – to wszystko za 0,5 USD. Wielki arbuz – 0,4 USD.
Wreszcie po 7 godzinach dojeżdżamy zmęczeni do Taungoo. Kwaterujemy się w Myanmar Beaty Guest House (koło kina) – 4 USD od osoby. Przeważnie chcą 5-6 USD. Do 21:00 huczy niemiłosiernie agregat prądotwórczy. W Taungoo (czyt. Tangu) nic ciekawego nie ma. Ale kierowca nie zgodził się jechać dalej, tłumacząc się strachem przed jazdą po zmroku. Poza tym rząd wytyczył miejsca i trasy dla turystów. Część regionów Myanmaru jest zakazana do zwiedzania. Są to regiony i miasta objęte rozruchami lub działaniami wojennymi (np. stan Shan na północy). W niektórych znajdują się obozy pracy, grasują uzbrojeni bandyci lub są terenem działań rebeliantów. Ostro naciskaliśmy kierowcę – przewodnika, że zmienię go za kierownicą i pojedziemy dalej, ale nie zgodził się. Spacer wieczorny po Taungoo. Chińska dzielnica. Dużo rowerów. Riksze rowerowe mają dwa siedzenia i znajdują się z boku roweru, a pasażerowie siedzą plecami do siebie. Miasteczko można objechać rikszą za 0,10 USD. Piwo lane – Myanmar Beer – kufel 0,20 USD.

10 marca

Wcześnie rano wyjazd z Taungoo. Na śniadanie (wliczone w cenę hotelu) naleśniki z kokosem, pieczone banany, herbata, kawa i kilka rodzajów owoców – papaja, banany, melon. Jedziemy prawie cały dzień do Kalaw. Droga fatalna, a jej końcowa część wiedzie przez góry serpentynami. W pewnym miejscu w górach część drogi jest zawalona ziemią. Czekamy aż koparka zrobi przejazd. (Obiad w przydrożnym prymitywnym barze około 0,5 USD). O 16:30 docieramy do Kalaw, małego miasteczka na wysokości 1300 m n.p.m. Jest chłodniej Zakwaterowanie w bardzo dobrym hotelu Paradaise Motel (4 USD na osobę). W centrum znaleźliśmy za 1 USD ale gorszy standard. Godzinny spacer po kilku ulicach. Kupno paru pamiątek. Cygara birmańskie 10 szt. – 0,02 USD (tak dwa centy). W hotelu uzgadniamy za 3 USD od osoby wyjazd na 1 dniowy trekking.

11 marca

Śniadanie i wyruszamy na całodniową wędrówkę po górach. Słońce piecze niemiłosiernie. Góry ogołocone z drzew. Wieśniacy ścinają je i wypalają węgiel drzewny. Potem sprzedają na targu w Kalaw. Wąskimi ścieżkami dolinami i szczytami mijamy wieśniaków i pola uprawne – małe poletka ryżowe i warzywne. Czasami w dolinach wije się wąski mały strumyk, z którego wieśniacy polewają pola. Ze szczytów rozpościerają się widoki gór aż po horyzont. Docieramy do wioski plemienia Palaung. Między prymitywnymi domami biegają małe świnki. Domy z drzewa lub mat bambusowych kryte liśćmi. Niektóre jak z prehistorii. Na środku domu palenisko. Przed domem obserwujemy kobietę ubijającą ryż drewnianym ubijakiem. Takie widziałem tylko w muzeum. Jesteśmy zaproszeni do tzw. długiego domu. Jest to duży dom (o mocno wydłużonym kształcie), w którym żyje kilka rodzin. Jest kilka palenisk, duże kosze na ziarno, otwory dzienne, pomieszczenia sypialne. Wszyscy są zainteresowani nami. Popijamy zieloną herbatę, przegryzając bananami. Dzieci tłoczą się wokół nas bose, brudne, obtargane. Kupujemy czapki regionalne wyrabiane przez wieśniaków 0,5 USD za 1 szt. Kilka godzin wędrujemy z powrotem do Kalaw. Dopiero w miasteczku czuję piekącą od słońca skórę. Przebyliśmy ponad 20 km górami. Wieczorem mam napad dreszczy. Przestraszony zażywam polopirynę i od 19:00 leżę przykryty kocem i kołdrą trzęsąc się w 28° upale. W nocy budzę się parę razy ale do rana przechodzi.

12 marca

Wyjazd do wioski Pindaya. Droga coraz gorsza. Trzęsie bez przerwy. Wokół pola i wzgórza pokryte ziemią koloru ceglastego. We wsi Pindaya obserwujemy w warsztacie produkcję kapeluszy z drzew bambusowych. Wszystko robione ręcznie. Kupujemy 0,5 USD 1 sztuka. W sklepach gdzie indziej okazuje się, że za tę cenę można kupić 3 sztuki.
Następny warsztat produkcji parasolek drewnianych pokrytych papierem z drzewa morwowego. Każdy element parasolki jest wykonywany ręcznie prymitywnymi narzędziami. Klej do klejenia jest wytwarzany z naturalnych składników. Generalnie Pindaya słynie z jaskiń w których jest 8000 posągów Buddy. Ciekawe miejsce. Wstęp 3 USD.
Następnie kierujemy się nad jezioro Inle. Obiad po drodze (0,4 USD, piwo 0,2 USD). 4 km przed jeziorem Inle znajduje się Nyaugshwe. Zakwaterowanie to elegancki hotel Aung Mingalar Hotel (4 USD od osoby; obok policji). Dość daleko od przystani – 15 min. piechotą. Idziemy na świetne naleśniki z truskawkami, bananami i czekoladą. Spacer po miasteczku. Okazuje się, że kapelusze bambusowe w sklepach są 2 razy tańsze niż w warsztatach wytwarzających je. Przeglądamy w sklepie (właściwie podobne pomieszczenie do stodoły) ceny tutejszych alkoholi np. gin 0,7l – 0,20 USD, pośledniejsze gatunki ginu, rumu, pomarańczówki – 0,10 USD.

13 marca

Wypływamy łodzią na jezioro Inle (22 km długości). Opłata wstępu na jezioro 3 USD/os, za 6 USD wynajęcie łódki. Dopływamy na targ (słynny targ 5-cio dniowy) Kaungdang. Nazwa „pięciodniowy” wzięła się stąd, że cyklicznie co 5 dni jest rotacja. Np. w sobotę odbywający się targ w wiosce Pindaya wróci do niej za pięć dni.
Obserwujemy ludność z okolicznych wiosek. Pamiątki na targu są bardzo drogie. Tubylcy widząc białego kilkanaście razy powiększają cenę. Jezioro jest płytkie i zarośnięte glonami. Wieśniacy wydobywają glony z jeziora, ładują na wąskie łódki i używają do budowy sztucznych wysp, na których mieszkają. Grządki plewią stojąc na łódkach. Po prostu między pasami ziemi jest woda, wąskie kanały. Domy są budowane na wysokich palach.
Rybacy są jedynymi na świecie, którzy wiosłują nogą. Stojąc na jednym końcu łodzi oplatają wiosło nogą trzymając górny koniec ręką i wprawiają je w ruch nogą. Połów ryb też jest jedynym w swoim rodzaju. Stożkowatą sieć w formie kosza wrzucają do wody szerszą częścią. Przez górną węższą część długą tyczką zakończoną ostrym poczwórnym harpunem na oślep próbują coś złapać. Odwiedzamy warsztaty wyrobu biżuterii, cygar birmańskich, tkackie, kuźnie. Wszędzie częstują zieloną herbatą.
Po drodze Phang Dawa Paya i klasztor buddyjski na wodzie. Po południu dobijamy do brzegu Nyaungsmwe. Obiad w Pancace Kingom. Pyszne naleśniki z bananami, truskawkami, ananasami i czekoladą.
Wizyta u kobiet – żyraf. Kobiety z plemienia Padaung. Wstęp 3 USD/os. Są to kobiety z obręczami na szyi. Nieciekawa wizyta. Pozorowana przez kilka kobiet cepeliada. Spacer po miasteczku.
O 18:30 ściemnia się i niestety nie ma co oglądać. W całym Myanmarze wieczorem nie ma prądu. Większość radzi sobie włączając agregaty prądotwórcze.

14 marca

Cały dzień (9 godzin) samochodem jedziemy z Inle Lake do Mandalay. Po drodze mijamy konwoje wojskowych ciężarówek zmierzające do Tatchilek na granicę Tajlandii, gdzie trwają działania wojenne. Kierowca przewodnik przestrzega nas przed fotografowaniem wojskowych ciężarówek a także mostów, stacji benzynowych. Gdybyśmy postąpili inaczej miałby on i my duże kłopoty.
Jest strasznie gorąco. Przy otwartych oknach w samochodzie jest od 25°C w górach, do 42°C na nizinach. Trzęsie niemiłosiernie. Na godzinę trafiamy na tropikalną burzę.
Dziennie trudno pokonać 300 km. Tę odległość trzeba jechać przez 10 godzin prawie non stop. Tak złe są drogi. Mandalay to drugie co do wielkości miasto po Yangoon w Myyndalay. Zakwaterowanie w Nylon Hotel (4 USD/os; róg 83rd & 2th Streets. Dość przyjemny. Oglądamy Pałac w Mandalay. Właściwie został tylko mur – kwadrat o długości boku około 2 km. Wewnątrz wszystkie budowle pałacowe z drzewa tekowego zostały spalone w czasie II wojny światowej. W oddali widać wzgórze Mandalay od którego miasto wzięło nazwę. Ciekawa jest dla nas Kuthodaw Paya. Wokół centralnej stupy jest 729 stup – kapliczek z dużymi tablicami na których wykuty jest w języku birmańskim cały kanon buddyjski. W 1900 roku wydrukowano go na papierze – powstało 38 tomów, każdy po 400 stron. Obok znajduje się Sandamani Paya (wstęp do obydwu 5 USD), wzniesiona przez króla Mindona dla upamiętnienia śmierci jego młodszego brata, który został tu zamordowany w czasie próby przewrotu pałacowego. Wokół centralnej stupy wyryto na marmurze komentarze do buddyjskiego kanonu. Shwenandaw Kyaung – klasztor z drewna tekowego. Ten budynek ze sczerniałego drewna o ścianach pokrytych koronkową rzeźbą stał kiedyś w obrębie murów pałacowych. W nim zmarł król Mindon. Jego syn Thibaw – ostatni król Birmy przeniósł pawilon poza obręb murów dzięki czemu ocalał. Około 19-20:00 wyłączają prąd.

15 marca

Mandalay – przystań nad rzeką Ayeyarwady (irrawady). Smród, brud, hałas, śmieci. Opłata za wynajęcie łodzi do Mingun 7 USD. Łódź płynie godzinę w jedną i godzinę z powrotem. Mingun – wieś koło Mandalay gdzie znajduje się „największa na świecie góra cegieł” – nieukończona pagoda króla Bodawpayi z Amarapury (3 USD). Stupa miała mieć 152 m wysokości i miała być największą na świecie. W czasie trzęsienia ziemi budowla (50 m wysokości) pękła na pół i tak pozostało. Dla tej niedokończonej pagody król kazał odlać dzwon używany do dziś – znajduje się 100 m dalej. Waży 87 ton, ma 3,7 m wysokości i jest największym nie pękniętym dzwonem świata. Za dzwonem stoi dziwna świątynia (z 1816 r), która wygląda jak biały tort. Przedstawia ona mityczną górę Meru, siedzibę bogów z siedmioma tarasami symbolizującymi siedem łańcuchów górskich. W Mandalay warto zobaczyć jeszcze Mahamuni Paya (wstęp 3 USD).
W centralnym miejscu świątyni znajduje się najbardziej czczony w Myanmar starożytny posąg, od którego bije oślepiający blask złota. Wokół Mandalay jest jeszcze kilku starożytnych miast. Najciekawsze to Sagaing. Na ciągnących się wzdłuż rzeki wzgórzach bieleją i złocą się niezliczone stupy a co krok widać klasztor lub ruiny klasztoru. Wjazd do enklawy ze świątyniami – 4 USD. Proponowałbym z daleka, zza rzeki popatrzeć na panoramę ze wzgórzami pełnymi świątyń (przed mostem), a nie wjeżdżać na wzgórza płacąc, chyba że kogoś interesują następne stupy. Ciekawostką w Sagaing jest Kaunghmudaw Paya. Nie jest ona w kształcie dzwonu, lecz półkuli. Jej kształt był zainspirowany doskonałą formą piersi ulubionej żony króla Thaluna (XVII wiek). I znów proponowałbym nie płacić wstępu 3 USD (wszystkie w środku są podobne – siedzący Budda koloru złotego), tylko zrobić zdjęcie przed wejściem.
Amarapura – 11 km na południe od Mandalay. Starożytne miasto z licznymi stupami i świątyniami. Znajduje się tutaj ciekawostka warta zwiedzenia – most U-bein. Jest to tekowy most długości 1208 m na jeziorze Taungthaman. Dwieście lat temu zbudowany drewniany most przetrwał do dzisiaj. Sympatyczne miejsce szczególnie podczas zachodu słońca.

16 – 17 marca

Droga z Mandalay do Mount Popa. W samochodzie ponad 40°C, a drogi normalka – fatalne. Jedyny plus – to mały ruch. Po drodze ciekawe wioski, chaty z mat bambusowych kryte liśćmi. Obserwujemy plantacje palm Todi (czyt. tudi). U góry palm zawieszone są naczynia do których skapuje sok z naciętych długich owoców. Z tego soku wieśniacy wyrabiają sok, wino, cukierki. Na prymitywnej tłoczni uruchamianej wołami z sezamu wytłaczają olej. Jak przed wiekami.
Dojeżdżamy do wzgórz. Na jednej skale wysoko na samym szczycie zbudowana jest świątynia. Jest to święte miejsce dla Myanmarczyków – taka birmańska Częstochowa. Po schodach na szczyt towarzyszą nam wszędobylskie małpy. Widok z góry roztacza się na okolicę. 1,5 godziny jazdy od Mount Popa znajduje się Pagan. Wstęp do miasta 10 USD. Zakwaterowanie w Kyaiw Hotel przy Nwe Ni Street w nowym Paganie za 5 USD od osoby. Luksusowy hotel z ogrodem i klimatyzacją. Pagan usytuowany jest w zakolu rzeki Ayeyarwady. Starożytne miasto z około 2200 stupami i świątyniami. Królestwo Paganu zostało założone w IX wieku przez Birmańczykow, którzy przybyli na tereny dzisiejszego Myanmaru ze wschodnich Himalajów. Największym budowniczym Paganu był król Kyanzittha (1084–1112) twórca najpiękniejszej świątyni Andy. Na obszarze 40 km2 znajduje się mnóstwo stup i świątyń. Objeżdżamy Pagan zwiedzając kilkanaście z nich – aż do przesytu. Wreszcie wieczorem przy zachodzie słońca na górze stupy Shwesandaw stwierdzamy, że mamy dość świątyń i stup buddyjskich. Targujemy się po drodze o pamiątki. Czasami wymieniamy stare rzeczy (ciuchy, zegarki, torby) na wyroby z laki. Najsłynniejsze stupy i świątynie to: Shwezigon, Bupaya, Shwesandow, Ananda, Dhammayangyi. Oczywiście obserwujemy w wytwórni laki pracę nad tworzeniem lakowych naczyń.

18 marca

Całodzienna jazda z Paganu do Pyay, 350 km pokonujemy w 9 godzin non stop. Średnia prędkość jest tak mała ze względu na fatalny stan dróg. W samochodzie temperatura na postoju do 50°C. Spada dopiero podczas jazdy do 40°C. Wszystko wokoło wysuszone na pieprz – jest koniec pory suchej. Przeprawiamy się przez wyschnięte koryta rzek. W Pyay zakwaterowanie w Myat Lodging House przy No. 222, Bazar Street – 5 USD od osoby. Jest możliwość taniej Aung Galar Guest House na Bogyoke Lan – 5 USD – pok. 2os. Wieczorny spacer po mieście. Bazar uliczny warzywno – owocowy. Kolacja za 0,10 USD na ulicy. W Pyay jest ładna świątynia Shwesanda Paya. Jak zawsze na każdym kroku wzbudzamy zainteresowanie i zaciekawienie Myanmarczyków.

19 marca

Całodzienna jazda z Pyay do Chaungtha Beach przez Pathein. Ruszamy o 6:30 i dopiero na 18:00 jesteśmy nad morzem. Cała droga jest najgorsza jaką jechaliśmy. Na rogatkach dróg sprawdzają nam paszporty wpisując wszystkie dane do książki rejestrowej. Za Pathein jest przeprawa promowa. Turyści zagraniczni, a więc my płacimy 2 USD od osoby za przeprawę (opłata tam i z powrotem). Pełny prom. Nie mieścimy się z samochodem. Czekamy 1,5 godziny jedząc obiad (0,40 USD). Po przeprawie droga – coś okropnego. Odcinek 35 km jedziemy około 2 godzin. Kręta, wyboista, serpentynami, mosty i mostki drewniane, ale krajobraz inny niż w środkowym Myanmarze. Jest zielono. Bujna roślinności – prawie dżungla. Gęsto zarośnięte zbocza niewysokich wzniesień. Małe rzeczki. Biedne wioski. I wreszcie morze. Co za ulga. Zakwaterowanie w wiosce Chaungtha Beatch, na samym początku przy wjeździe w Shwe Hin Tha Hotel (6 USD od osoby). Świetne bungalowy na samej plaży (TV, klimatyzacja i oczywiście śniadanie). Wokół palmy kokosowe. Kąpiel w ciepłym morzu do zmroku. Wyładowujemy plecaki z mikrobusu totalnie zakurzone ceglastym kurzem i my tak samo wyglądamy po całodziennej jeździe.

20 – 21 marca

Budzimy się wypoczęci. Szumi Ocean Indyjski (Zatoka Bengalska). Kąpiel i leniuchowanie na czystej plaży. Temperatura morza 30°C. Piasek jasny, miałki. Woda czysta, ale nie przezroczysta ze względu na muliste dno. Słońce przypieka ostro. Na końcu plaży dno jest skaliste. Myanmarczycy łupią je młotem, przecinakami, stalowymi prętami. Kobiety ładują kamienie do koszyków, które przenoszą na głowie gromadząc kamień na brzegu. Ciężarówka z czasów II wojny światowej (Chevrolet) rozwozi kamień i piasek na drogi. Wioska Chaungtha malutka. Większość domów w tej miejscowości to hotele, guest houses, bary, sklepiki. W wiosce można znaleźć zakwaterowanie za 2 USD od osoby.
Na plaży ulokowane są wśród palm kokosowych domki letniskowe, hoteliki, bary. Niektóre luksusowe, niektóre prymitywne.
Dworzec autobusowy – prymitywne chaty, plac nieutwardzony. Bilet do Yangoon kosztuje 2,5 USD. Autobus jedzie 8 godzin.

22 marca

Wyjazd z Chaungtha do Yangoon. Droga do Yangoon trochę lepsza. Przed Yangoonem dobra – jak na tutejsze warunki.
W stolicy kraju oczywiście inne życie. Widać lepsze samochody, sklepy, parę wieżowców. Ulice szerokie z sygnalizacją świetlną. Ruch straszny – trzeba uważać na samochody i rowerzystów. Całe chodniki zawalone przenośnymi straganami. Stolikowe bary wprost na ulicy i chodniku. Piece opalane węglem drzewnym. Mnóstwo różnorakiego jedzenia. Kuchnia chińska, hinduska, mjanmarska. Żywność i towary tanie.
Zakwaterowanie w dobrym hotelu ale bez klimatyzacji Land Hotel, No. 188–192, 33rd Street (5 USD osoba).

23 marca

Parno, gorąco. Godzinna tropikalna ulewa. Zakup pamiątek na wielkim, krytym targu. ceny od 0,5 USD wzwyż. Rzeźby, pudełka puzderka, pocztówki, miniobrazy o tematyce wiejskiej. Spacer do terenów portowych nad rzeką Yangoon. Nie wolno fotografować. Wreszcie kupuję narodowy strój Myanmarczyków. Sprzedawca uczy mnie specjalnego, ale w sumie prostego wiązania.
Dojazd na lotnisko (około 1 godziny) busem, którym zwiedzaliśmy Myanmar. Płacimy 120 USD kierowcy – przewodnikowi. Dziękujemy za miło spędzony czas, wymieniamy adresy.
Odprawa na lotnisku i opłata lotniskowa 10 USD od osoby (niestety) i wylatujemy. Z lotnisko w Bangkoku autobusem na KhaoSan Rd (klimatyzowany, szybki 100 THB – 2,5 USD od osoby). Zakwaterowanie w czystym hotelu Top Guest House, KhaoSan Rd. 126/1 8 USD – 350 THB od 2 osób.
Nocna obserwacja słynnej Khao San Rd. Plejada różnych „świrów” z całego świata. Huk, hałas, muzyka na pełen full. Stragany bary, młyn totalny.

24 marca

Spacer w dzielnicy Banghlamphu. Na KhaoSan Rd przygotowania do festiwalu. Speasy Sumer – Khaoan Rd Mardi Grass Festiwal. Coś niesamowitego. Cała ulica zajęta. Nie można przejść. Przez całą noc muzyka techno. Na całej ulicy pijaństwo, hulanki, swawola.
Nie można usnąć. W pokoju o pierwszej w nocy temperatura 33°C. Do tego wentylator słaby.

25 marca

Ekspresowym busem na lotnisko (2,5 USD) i wylot do Polski. Można jechać normalnym autobusem za 0,30 USD ale trwa to 2,5 godziny. Opłata lotniskowa 500 THB (12 USD), przy wylotach międzynarodowych.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u