Dziennik wyprawy Aconcagua – Jarosław Cieśliński

Jarosław Cieśliński

Aconcagua leżąca w Andach Argentyńskich, nie należy do szczytów trudnych technicznie, a wręcz wydaje się górą z pozoru łatwą. Wśród części wspinaczy utarła się nawet pogardliwa jej nazwa “góra szutru”. Jednak jak zwykle i w tym sezonie letnim zebrała swe śmiertelne żniwo – 9 osób pozostało na zawsze u jej stóp. Wysokość, straszliwe załamania pogody robią swoje. Góra ta, jeśli zechce, wpuści na szczyt nowicjusza, jeśli nie zechce, to i giganci himalaizmu z pokorą odchodzą od jej podnóży. Celem wyprawy było zdobycie Aconcagua. Postanowiliśmy wyruszyć drogą utorowaną przez Polaków w latach 30 XX wieku przez doliny Vacas, Relinchos do bazy na Plaza Argentina i stamtąd w kierunku Lodowca Polaków, by następnie tzw. “fałszywą drogą Polaków” zaatakować szczyt. Zejście nastąpiłoby drogą normalną, w dolnej partii wiodącą doliną Horcones. Obie trasy: wejściowa i zejściowa tworzą razem interesujący ponad 100 – kilometrowej długości trekking.

28 stycznia – 1 lutego

Wylatujemy z Warszawy i poprzez Amsterdam dolatujemy do Santiago stolicy Chile. Tu zaopatrujemy się w żywność potrzebną wyprawie, która jest znacznie tańsza niż w Argentynie (z tym, że żywność tą należy do Argentyny przemycić). Zwiedzanie Santiago, wypad nad Pacyfik i już czas ruszać w widoczne na horyzoncie góry.

2-3 lutego

Wynajętym busem przeskakujemy główny grzbiet Andów. Granicę argentyńsko-chilijską, dzięki drobnym łapóweczkom, przekraczamy bez problemów. Podążamy do Mendozy bowiem musimy udać się tam wszyscy osobiście w celu wykupienia pozwoleń na zdobycie szczytu. Cena pozwolenia w okresie letnim to 120 USD od osoby. Obowiązkowo należy posiadać także ubezpieczenie alpinistyczne. Po dokonaniu formalności wracamy do leżącej u wylotu doliny Vacas na 2450m n.p.m. miejscowości Punta de Vacas.

4 lutego

Pogoda dopisuje, jest słonecznie. Silny porywisty wiatr z poprzedniego wieczora ustał. Po odesłaniu mułami do góry części ekwipunku (4 muły za 450 USD) możemy ruszać w górę doliny Vacas. Celem jest Pampa de Lenas, leżący na 2800 m n.p.m. punkt kontrolny straży parkowej jak i dogodne miejsce biwakowe. Dochodzimy tam dość szybko, już na 14.00. Pobieramy worki na śmieci, które pełne zdamy po zakończeniu trekkingu. Utrata worka kosztuje 100 USD, tak więc jest najbardziej strzeżoną przez ekipę częścią ekwipunku.

5 lutego

Nadal pogodnie. Następny po Lenas nocleg wypada w Casa de Piedra (3200 m n.p.m.) u wylotu doliny Relinchos, skąd po raz pierwszy ukazuje się nam Aconcagua. Również do tego punktu docieramy dość szybko – w 4 godziny. Jednak nie podążamy już do góry, pomimo dość wczesnej godziny 13.00. Aklimatyzacja ma swoje prawa i nie chcemy za szybko zdobywać wysokości.

6 lutego

Wąską u wylotu doliną Relinchos udajemy się w kierunku bazy na Plaza Argentina (4200 m n.p.m.). Silnie wcięta dolina zmusza nas do częstego przekraczania żywiołowo płynącego w tym miejscu potoku. To skacząc, to brodząc podążamy w górę, mając przed oczyma cały majestat Aconcagua i leżącego obok pięciutysięcznika Ameghino. Plaza Argentina wita nas licznymi namiotami rozłożonymi na morenie lodowca. Tu żegnamy nasze muły, dalej wszystko musimy już wnieść na swoich plecach.

7-16 lutego

Rozpoczynamy działalność górską powyżej bazy. Celem jest założenie obozu przy Białych Skałach (6000 m n.p.m.), już na drodze normalnej, skąd nastąpi atak na szczyt.

Pogoda z początku jest wyśmienita, słoneczna i bezwietrzna. Wykorzystujemy ją od razu. Już następnego dnia wyruszamy z depozytem do leżącego na wysokości 5000 m n.p.m. obozu pierwszego. Ekipa podzielona na dwuosobowe zespoły stosuje różne warianty przerzucania ekwipunku wyżej. Część przenosi go na dwa razy z dłuższymi wypoczynkami w obozach pośrednich a część na trzy, zależnie od sił i stopnia zaaklimatyzowania się do wysokości. Czujemy już wysokość. Jej objawy to lekkie bóle głowy i krótki oddech w czasie snu. Jednak dzięki prawidłowemu rozplanowaniu trasy, jak i stopniowemu zdobywaniu wysokości, unikamy poważniejszych objawów choroby wysokościowej. Wokół nas tą samą trasą podąża kilka ekip wspinaczy m.in. Amerykanie, Niemcy, Indonezyjczycy; są i Polacy. Wszyscy wpatrują się codziennie z niepokojem w niebo. Czy pogoda się utrzyma? Pogoda bezwietrzna, która jest podstawowym warunkiem wejścia na szczyt.

11 i 12 lutego

Stało się, Aconcagua na chwilę pokazuje swe straszne oblicze. Załamanie pogody. Dobrze, że jesteśmy w obozie 1, bowiem z leżącego u podnóża Lodowca Polaków na wysokości 5800 m obozu drugiego zaczynają się wycofywać ekipy. Wiatr, który powyżej obozu 1 potrafił, kilkakrotnie, rzucić na ziemię 100 kilogramowego, objuczonego plecakiem człowieka, w obozie 2 przybrał siłę huraganu. Wycofujące się ekipy z trwogą szybko zdawały relację i podążały na dół, nie myśląc już o szczycie. Szczęśliwi, że wynieśli bez szwanku swe życie. Patrząc na ich przerażone, często odmrożone twarze, zadawaliśmy sobie pytanie: “Może czas wracać?”. Jednak tu nie było jeszcze tak strasznie, stąd jeszcze można się w miarę bezpiecznie wycofać; tak więc czekamy.

Temperatura spadła w nocy poniżej minus 20 stopni, a zamieć śnieżna nie pozwalała wychylić nosa z namiotu. Jednak namioty dzielnie przyjmowały na siebie podmuchy wiatru. Na szczęście załamanie pogody nie trwało długo. Znów mogliśmy rozpocząć swą mrówczą pracę przenoszenia ekwipunku do góry, ku wyższym obozom. Pogoda się ustabilizowała. Jest znów bezwietrznie i słonecznie.

15 lutego
Część ekipy już z obozu 2 zanosi depozyt pod Białe Skały. Przed nami po raz pierwszy pojawiły się penitenty, lodowe formacje zwane mnichami pokutującymi. Zwalniają tempo marszu, co rusz ostrymi szpicami wystrzeliwując w niebo. Potrzebujemy jeszcze minimum 3 dni pogody.

16 lutego

Jeden z nas, naładowany “energią na szczyt”, postanawia atakować szczyt już z obozu 2, dopóki jest pogoda. Zwiększa to szansę zdobycia szczytu. Kierownik wyraża zgodę. Reszta ekipy w tym czasie przeniesie obóz dalej do Białych Skał, gdzie będziemy go oczekiwać. Irek wyruszył samotnie, ok. 5 nad ranem, tzw. “fałszywą drogą Polaków”. Odwodniony, w ferworze rannego wymarszu zapomniał zabrać w górę wodę. Po ciężkiej, ale zwycięskiej walce z górą schodzi do nas o godzinie 17. Jutro rusza reszta.

17-18 lutego

Postanowiliśmy zaatakować szczyt o godzinie 7.00. Wcześniej nie ma sensu. Zimno i poranna ciemność nie sprzyjają wspinaczce. Czasu powinno nam starczyć. Przed nami ostatnie 1000 m podejścia i oczywiście sławetna Canaleta – stromy, monotonny piarg, sypiący się spod nóg w ostatniej podszczytowej części drogi wejściowej.

Ruszamy z godzinnym opóźnieniem. Wieje, lecz jest słonecznie. Opatuleni w puchówki z mozołem pniemy się do góry. Na wysokości 6300 m musimy zawrócić. Wiatr uniemożliwia marsz. Zawracają wszystkie grupy, które tego dnia zaatakowały szczyt. Spotykamy wracającego Ryszarda Pawłowskiego, jednego z najlepszych polskich himalaistów. On także odpuścił. Będzie próbował, jak tylko pogoda się poprawi. Mamy jeszcze 4 dni zapasu. Możemy czekać. Pogoda i nieudany atak podkopują morale ekipy. Zwłaszcza, że wiatr połamał jeden z namiotów. Jednak podarowana przez schodzących Amerykanów kiełbasa podbudowuje zespół. Czekamy na bezwietrzna pogodę.

18 lutego

Nad ranem wychylamy głowy z namiotów. Nie wieje. Kierownik decyduje, żeby ruszać. Jest godzina 8.00. Podążamy do góry, ku szczytowi. Mijamy Independencię, gdzie na 6400 m n.p.m. są ruiny schronu, podobnego do “psiej budy” rozmiarami i wyglądem, według Argentyńczyków szczycącego się mianem najwyższego schroniska na świecie. Ostatni trawers przed Canaletą, gdzie w zimnym przeszywającym wietrze tracimy czucie na twarzy i… już ona. Osławiona Canaleta. Wysokość, co chwilę obsuwające się z pod nóg głazy i kamienie wykańczają. Tempo marszu spada, co chwilę odpoczynek na wyrównanie oddechu. Bardzo przydają się kijki.

O godzinie 15.30 wreszcie upragniony szczyt 6962 m n.p.m. Jest bezwietrznie. Przesiedzieliśmy na szczycie ponad godzinę delektując się wolnością, jaką dają wysokie góry.

Godzina 17.00 – czas zacząć schodzić. Na wierzchołek zaraz dotrze ostatnia dwójka, która zejdzie z problemami. Jednego z nich dopadła choroba wysokościowa. Zszedł do namiotów dzięki partnerowi dopiero około północy, z lekkimi odmrożeniami nóg. Większość ekipy zakończyła marsz między godziną 19.00 a 21.00.

19-22 lutego

Schodzimy. Pogoda nadal dopisuje. Postanawiamy dotrzeć do bazy na Plaza de Mulas (4300 m n.p.m.). To już cywilizacja. Bary w namiotach. Możliwość skorzystania z radiotelefonu. Jest lekarz i na dalszą drogę można wynająć muły.

W ekipie panuje radość bo z 10 jej członków 9 zdobyło szczyt. Prawidłowe rozegranie taktyczne trekkingu, pogoda jak i odporność fizyczna i psychiczna członków ekipy zadecydowały o końcowym sukcesie grupy.

Po krótkim wypoczynku, na lekko podążamy doliną Horcones do Puente del Inca (2720 m n.p.m.). Tu huczną imprezą kończymy górski etap wyprawy do Ameryki Pd.

Przykładowe ceny związane z wyprawą na Aconcagua (w niektórych przypadkach są szacunkowe lub dotyczące grupy 10 osobowej):

Za co? – X – Koszt w USD od 1 os. chyba, że zaznaczono inaczej

Przeloty – Przelot samolotem na trasie Warszawa-Santiago i Rio de Janeiro-Warszawa (linie KLM) – “nie czepiali” się nadwagi bagażu, 905 (+ 35 opłata lotniskowa w Brazylii)

NW i KL – Ubezpieczenie na 50 dni w tym alpinistyczne – ~ 70

Przejazdy – Z lotniska do centrum Santiago – autobus Santiago – Mendoza (wynajęcie w agencji Nevada Bus – a) Mendoza – Punta de Vacas – autobus – 2 240 cały bus 10 (z dopłatą za bagaż)

Wynajem mułów – do bazy Plaza Argentina – z bazy Plaza de Mulas – 450 (4 szt.) 150 (2 szt.)

Hotel Santiago – hotel Caribe na ul. San Martine Mendoza – rezydencja źanny na ul. Güemes – 7 / doba 8 / doba

Permit – Pozwolenie na wejście na Aconcagua – 20. dniowe w high season (obowiązkowo wszyscy musieli po nie się udać do biura Dyrekcji Parku w Park General San Martin w Mendozie) – 120

Żarcie – Zakup żarcia na czas trekkingu + kartuszy z gazem do kuchenek typu epigaz (na 20 dni) – częściowo zakupione w Polsce (uwaga 1 kartusz epigazu w Puente del Inca kosztuje 8 USD, a w Santiago widzieliśmy tylko przekłówalne do blueta) Piwo 1l. w bazie Plaza de Mulas Piwo 0,33l. w bazie Plaza de Mulas Lomo (coś na kształt dużego hamburgera) w bazie Plaza de Mulas Przykładowe ceny posiłku w knajpie (bez szaleństw): – w Chile – w Argentynie Robienie posiłków we własnym zakresie wychodzi taniej i nie wymaga specjalnej straty czasu z tym, że w Argentynie droższe jest niż w Chile ~ 60 8 3 8 2-6 3-6

Inne

Nie wykazano kosztów apteczki (w tym aspiryny w większej ilości), kremów z filtrem, sprzętu specjalistycznego (w tym dobrej jakości namiotów wysokogórskich, niezbędnych kijków teleskopowych i raków jak i ciepłej odzieży…)

Niezbędnych informacji na temat Aconcagua możesz dowiedzieć się pisząc na adres e-mailowy Dyrekcji Parku: aconcagua@mendoza.gov.ar


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u