Przy okazji Kazbek – Gruzja – Kamila i Darek Gruszka

Przy okazji Kazbek – Gruzja

Kamila i Darek Gruszka

WSTĘP

W Gruzji byliśmy dwa razy: w 2003 i 2004 r. Za każdym razem głównym celem wyjazdu było wejście na Kazbek (5047 m n.p.m.), szczyt w masywie Kaukazu Wysokiego. W 2004 r. wejście zostało wreszcie uwieńczone sukcesem. Nie oznacza to, że nie mamy już po co do Gruzji wracać. W trakcie każdego pobytu nie ograniczaliśmy się bowiem tylko do eksploracji gór. Okazało się, że Gruzja jest tak ciekawym krajem, a Gruzini tak serdecznymi ludźmi, że każdemu polecamy wyjazd tam, nie tylko w celach trekkingowych. Stało się tak, że już za drugim razem Kazbek był tylko pretekstem, a kultura, ludzie i historia głównym celem wyprawy. Poniżej podajemy przykładową trasę, będącą kompilacją dwóch naszych wyjazdów. Miejsca, które polecamy, pomogą poznać ten zachwycający kraj, jednak szczerze przestrzegamy przed sztywnym trzymaniem się ram, które nakreśliliśmy. Nieraz się bowiem zdarzy tak, że przybysz w tym kraju porwany zostanie na nieprzewidzianą kolację lub zawieziony w miejsca, w których nie planował być. Wszystko za sprawą ludzi Gruzję zamieszkujących. Dlatego też czasem trudno nam podać dokładne ceny, np. transportu, czy jedzenia, bo często bywało tak, że przez kilka dni Gruzini, którzy nas gościli (przypadkowo spotkani gdzieś na trasie), nie pozwalali nam wydać ani jednego lari.

GRUZJA. PRZEWODNIK PRAKTYCZNY

1. Wiza

Od niedawno działa w Polsce gruziński konsulat, w którym można wykupić wizę (Warszawa, ul Wąchocka 15, tel. 0-22 61 74 187). Koszt to 40 USD (2 tygodnie), 50 USD (1 miesiąc) lub 15 USD (wiza tranzytowa). Warto podanie wraz z paszportem złożyć z pewnym wyprzedzeniem, gdyż może zdarzyć się tak, że konsul uda się na wakacje i konsulat zostanie zamknięty, a my zostaniemy nie tylko bez wizy, ale i bez paszportu (przypadek autentyczny). Ponadto można załatwić wizę także w konsulatach w Berlinie, Kijowie, Moskwie, Wiedniu i Stambule. Punkty graniczne wydające wizy to: Poti (granica morska), Krasnyj Most (granica gruzińsko-azerska) oraz Sadahlo (granica gruzińsko-ormiańska). Wizę można otrzymać też na lotnisku w Tbilisi. Jednak wizy w tych miejscach dostaje się tylko na 2 tygodnie, a kosztują aż 80 USD (przedłużenie: Departament Konsularny Gruzji, Tbilisi, ul Czitadze 3). Wjeżdżając do Gruzji od strony tureckiej, dogodnie jest wykupić wizę w oddziale konsularnym Gruzji w Trabzonie. Granica przez północny Kaukaz, od strony Władykawkazu, jest niedostępna dla obywateli polskich. Uwaga: Według aktualnych przepisów mając wizę do Gruzji obywatele polscy mają prawo do dziesięciodniowego tranzytu przez teren Federacji Rosyjskiej (nie jest wymagana wiza tranzytowa). Jednak należy się nastawić na ostre pertraktacje z pogranicznikami.

2. Przejazd

Samolot: Istnieją połączenia z Polski do Gruzji przez Mińsk, Moskwę i Kijów. Opcjonalnie można dojechać do Moskwy lub Kijowa pociągiem. Najtaniej jest dostać się do Moskwy pociągiem Terespol-Brześć, następnie przesiąść się na pociąg Brześć-Moskwa (koszt ok. 20 USD wersja płackartna) taksówka z Dworca Białoruskiego na Szeremietiewo kolejne 20 USD, ewentualnie można się przemieścić metrem i dalej autobusem. Do Kijowa najlepiej najpierw przejechać autobusem z Przemyśla do Lwowa (15 PLN) i dalej pociągiem dostać się do Kijowa. Kursują niemal co godzinę (koszt ok. 7 USD). Z dworca kursują bezpośrednie autobusy na lotnisko (10 UHR=2 USD). Samolot Kijów-Tbilisi: 160 USD, Moskwa-Tbilisi: 140 USD.

Lądem: Przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię i Turcję – ok. 100 USD (ok. 4 dni), trasa: Lwów-Czerniowce (pociąg, 3,5 USD), Czerniowce-Suczawa (minibus, 5 USD/os.), Suczawa-Stambuł (autobus rumuński, 45 USD), Stambuł-Hopa (autobus turecki, 30 USD), Hopa-Sarpi, przejście graniczne turecko-gruzińskie (taksówka, 2 USD/os.). Mając więcej czasu i chęci można bardziej kombinować, by podróż wyszła taniej.

Droga lądowo-morska:

Wariant A: wodolot Soczi-Batumi, 65 USD, czas podróży ok. 5 h lub statek kursowy na tej samej trasie – 52 USD, czas podróży ok. 9 h (pociąg Lwów-Soczi – 35 USD, kursuje tylko w dni nieparzyste, czas podróży – 42 h);

Wariant B: prom Odessa-Batumi, 130 USD, kursuje tylko we wtorki, ok. 40 h (pociąg Lwów-Odessa – 7 USD, czas podróży – 12 h). Uwaga: Wjazd drogą lądową z Rosji przez Płn. Osetię (Władykawkaz) i Abchazję (północno-zachodnia Gruzja) nie jest możliwy!

3. Waluta Lari (GEL), 1 GEL = 100 tetri, 1 USD = 1,8 GEL, 1 EUR = 2,85 GEL (kurs: sierpień 2004). Najlepiej wymieniać w Gruzji dolary (nowe banknoty). Możliwe jest czasem płacenie w dolarach za przejazdy, noclegi, przewodników itd., dlatego warto mieć małe nominały. Jak już wjedzie się do Gruzji, nie wydaje się dużo. Jedzenie kosztuje podobnie jak w Polsce lub jest nieco tańsze. Tani jest transport, restauracje, noclegi. Przykładowe ceny: hotel w Kazbegi – 10 GEL, chleb – 50 tetri, chaczapuri w restauracji – 1,5 – 5 GEL, piwo – 1 GEL, obiad w restauracji ok. 3-5 GEL. 3 tygodniowy pobyt już w samej Gruzji kosztował nas ok.60 USD/os. Do tego trzeba doliczyć oczywiście koszty dojazdu do tego kraju i cenę wiz, ale i tak okaże się, że nie muszą to być drogie wakacje.

4. Język

Najlepiej porozumiewać się po rosyjsku – dogadamy się prawie z każdym. Po angielsku można się porozumieć jedynie z najmłodszym pokoleniem Gruzinów – dziećmi, które coraz częściej uczą się angielskiego w szkole. Gruziński alfabet w niczym nie przypomina łaciny czy cyrylicy. Twórcom alfabetu posłużyły za wzór pędy winorośli…

5. Poruszanie się po kraju

Korzysta się z autobusów i tzw. marszrutek, czyli minibusów. Centrum autobusowo- marszrutkowym w Tbilisi jest dworzec Didube. Na południe i wschód odjeżdżają autobusy z dworca Ortachala we wschodniej części Tbilisi. Transport jest bardzo tani. Istnieje również możliwość wynajęcia minibusa. Jeśli stanowimy 10-osobową ekipę, na pewno jest do dobry pomysł, gdyż kierowcy kursowych busów często odmawiają wzięcia większej ekipy z plecakami. Pociągi są raczej wolne i niepewne (częste braki w dostawie prądu dotyczą również kolei). Autostop działa doskonale, raczej bezpłatny. Atutem tej formy jest to, że z dużym prawdopodobieństwem kierowca zaprosi nas do domu na obiad, a nawet nocleg.

Przykładowe ceny: przejazd marszrutką Tbilisi-Kazbegi – 8 GEL, Batumi-Kazbegi – 20 GEL, Tbilisi-Gori – 2,5 GEL, pociąg Batumi-Tbilisi – 15 GEL.

6. Noclegi

W Tbilisi trudno o jakiś tani nocleg, ale wierząc, „że pierwszy napotkany Gruzin zaprosi cię do domu”, nigdy się nie zawiedliśmy. Można uderzać do Towarzystwa Polskiego i kościoła polskiego. W innych miastach z noclegami nie powinno być problemów, zawsze znajdzie się jakiś tani hotel. Można też rozbić namiot. Dostępne są kwatery prywatne (ok. 10 lari), choć nie spodziewajmy się po nich zbyt wiele. W Gruzji istnieje problem z dostawami gazu, energii i wodą. Aranżując nocleg warto zawsze zapytać, czy będzie woda.

7. Bezpieczeństwo

Często można spotkać się z opinią, że Gruzja to kraj niebezpieczny. Nie jest to do końca prawda. Owszem, są rejony, które zdecydowanie należy omijać, jak Abchazja i Południowa Osetia, ale reszta kraju jest zupełnie bezpieczna. Gruzja graniczy z Czeczenią i rejon Wąwozu Pankiskiego uważany jest za niebezpieczny. Panuje opinia, że ukrywają się tam partyzanci czeczeńscy, w rzeczywistości są tam uchodźcy. Bardzo ciekawym rejonem jest Swanetia, zamieszkana przez odrębny lud ze swoim językiem i kulturą inną od reszty Gruzji. Gruzini jednak ostrzegają przed wjazdem tam bez miejscowego przewodnika.

8. Mapy, przewodniki, opracowania.

Większość turystów korzysta z przewodnika Lonely Planet obejmującego Gruzję, Armenię i Azerbejdżan, z czego część gruzińska jest zdecydowanie najlepiej opracowana. Osobiście wolałam stary przewodnik z lat 70. państwa Miłoszów pt. „Kaukaz”, zawierający wiele informacji kulturowo-obyczajowych (godne polecenia są także inne wydawnictwa z tzw. „dawnych czasów”). Wiele na temat najnowszej historii Kaukazu wyjaśnia książka W. Jagielskiego „Dobre miejsce do umierania”, warto też przeczytać fragmenty „Kirgiz schodzi z konia” R. Kapuścińskiego dotyczące Gruzji (zdecydowanie więcej materiału niż w „Imperium”). Niezastąpione są też oczywiście wszelkie informacje wygrzebane w Internecie. Mapy raczej standardowe: „Gruzja. Mapa samochodowo-krajoznawcza”, Polskie Przedsiębiorstwo Wydawnictw Kartograficznych im. Eugeniusza Romera, 1:750 000; „Kaukasus. Road map”, Freytag&Berndt, 1:1 000 000. Bardziej szczegółowe (zwłaszcza jeżeli chodzi o tereny górskie) do ściągnięcia ze strony www.mapy.mk.cvut.cz

PRZYKŁADOWA TRASA

1-2 dzień, Tbilisi

Tbilisi to punkt wypadowy, by ruszyć dalej do Kazbegi i w góry. W pobliżu znajduje się lotnisko, a nawet jeżeli ktoś wjeżdża do Gruzji od strony Turcji (busy z Batumi lub Poti jadą do Tbilisi ok. 8-12 godzin, ok. 15-20 GEL) czy nawet Armenii (busy z dw. kolejowego w Erewaniu na dw. kolejowy w Tblilisi, czas przejazdu nieprzewidywalny, zależy od korków na granicy, ok. 15 USD) i tak musi tu w końcu kiedyś dotrzeć. Więc zaczynamy zwiedzane od stolicy.

Tbilisi dzieli się na część lewo- i prawobrzeżną. Jeżeli chodzi o szczegółowy opis miejsc godnych polecenia, odsyłamy do przewodników. Uważamy, że warto dotrzeć do starej części miasta i dać się porwać urokowi uliczek, ukrytych malowniczych podwórek z drewnianymi altankami i balkonami (specyfika starej części Tbilisi), niektóre niestety obecnie w bardzo złym stanie. Nie można pominąć: katedra Sioni, kościoły Anczischati i Metechi, twierdza Narikała, Muzeum Sztuki Gruzji i Muzeum Historyczne. Łaźnie tureckie zniechęcą nas do kąpieli specyficznym zapachem ciepłych mineralizowanych źródeł. Prędzej czy później trafi się na główną ulicę stolicy Rustawelego, świadka historii najnowszej Gruzji i ostatnich rewolucji (przy niej Parlament, miejsce demonstracji podczas Rewolucji Róż). Tbilisi posiada metro (koszt przejazdu: 50 tetri), jeżdżą też autobusy i tramwaje (cena ta sama), ale spokojnie można najważniejsze zabytki obejść pieszo. Przechowalnia bagażu znajduje się na Dw. Didube (koszt niewielki). Tbilisi jest dobrym punktem wypadowym do Dawid Garedża, klasztoru z celami mnichów wykutymi w skale, zdobionych freskami, położonego w terenie pustynnym tuż przy granicy z Azerbejżdżanem. Można wynająć taksówkę lub marszrutkę z dworca Didube na całodniową wycieczkę.

Nocleg. O miejsce w tanim hotelu w Tbilisi trudno, ale nie o nocleg. Niestety, nie jesteśmy w stanie podać żadnych adresów noclegowni, gdyż dwa razy, gdy nocowaliśmy w tym mieście zawsze przypadkowo napotkane osoby przygarniały nas na noc. Dostaliśmy kolację i miejsce w łóżku w pokoju reprezentacyjnym. Do tego zostaliśmy obwiezieni po mieście. Słyszeliśmy o takich, co nocowali pod namiotem w parkach Tbilisi lub udawali się do kościoła katolickiego. Pewnym wyjściem, z którego my też skorzystaliśmy, był nocleg w Mcchecie, oddalonej o kilkanaście kilometrów od Tbilisi, dawnej zabytkowej stolicy Gruzji, gdzie o nocleg czy to na kempingu, czy „na dziko” znacznie łatwiej. Między Tbilisi i Mcchetą kursują regularnie marszrutki od wczesnych godzin porannych do późnych wieczornych (na autobusie charakterystyczny znaczek zabytkowych budowli).

3 dzień, Mccheta

Warto na to zabytkowe miasto poświęcić jeden cały dzień, choć często ci, którzy mają w planach zdobycie Kazbeka, zwiedzają je tylko po drodze z lub do Tbilisi, prosząc kierowcę wynajętego busa o zatrzymanie. Najważniejszym zabytkiem jest katedra Sweti-Cchoweli, będąca skrzyżowaniem naszego Wawelu i Jasnej Góry, miejsce pochówku i ślubów władców gruzińskich. Warto pamiętać, że Gruzini jako prawosławni nie tolerują odkrytych ramion i krótkich spodenek i nie wpuszczą roznegliżowanych turystów do swych świątyń (tylko Ormianka z ormiańskiej katedry w Tbilisi była dla nas pobłażliwa i lekceważąco machnęła ręką, mrucząc pod nosem „Ach, turisty”). W pobliżu znajduje się także twierdza, kościół Samtarwo, a na wzgórzu – Dżwari, jeden z najstarszych kościołów w Gruzji (wycieczka w upale nie należy do przyjemności, jednak wynajęcie taksówki będzie wymagało długich negocjacji cenowych). Autobus Tbilisi-Mccheta: 1,5 GEL.

Nocleg. Hotele są drogie, natomiast godny polecenia jest kemping w parku Teatron. Nocleg w domku 10 GEL, w domku z prysznicem 25 GEL, rozbijanie namiotów ponoć zabronione ze względu na żmije. Uwaga też na groźne byki, które skutecznie zniechęciły nas od nocowania w parku na dziko.

4-10 dzień, trekking w okolicach Kazbeka

Wejście na Kazbek polecamy jedynie doświadczonym turystom wysokogórskim, natomiast samo dojście do meteostancji, bazy pod Kazbekiem nie powinno nikomu sprawić większych problemów. Na dojazd do Kazbegi i dojście na pierwszy nocleg musimy poświęcić jeden dzień, następnie w zależności od pogody, sił oraz chęci delektowania się pięknymi widokami do bazy dojdziemy w 1-2 dni, w bazie można spędzić jeden dzień i na następny już wracać lub próbować wyjść na lodowiec Gergeti. Próby zdobycia Kazbeka zajmą nam znacznie więcej czasu, gdyż pogoda w tym rejonie jest wyjątkowo niestabilna (5-14 dni).

Nocleg. W górach – w namiocie lub meteostancji (baza), w Kazbegi, w centrum wioski tani hotel (10 GEL) z ciepłą wodą i czystą pościelą, obok hotel o wyższym standardzie za odpowiednio wyższą cenę.

Kazbek. Opowiadanie praktyczne

Kazbek (gruz. Mkinwarcweri) to jeden z najwyższych szczytów Gruzji. Wznosi się na wysokość 5047 m n.p.m. Ze względu na swój symetryczny stożkowy kształt uchodzi za jeden z najpiękniejszych kaukaskich szczytów.

1. Jedziemy pod Kazbek

Z Tbilisi musimy dotrzeć do miejscowości Kazbegi, oddalonej od stolicy ok. 150 km. Droga do Kazbegi to słynny transkaukaski szlak, tzw. Gruzińska Droga Wojenna. Po drodze będzie można zobaczyć piękną twierdzę Ananuri, średniowieczne wieże sygnalizacyjne oraz niesamowite górskie widoki. Najtańsze rozwiązanie to „marszrutka”, koszt – 4 USD. Musimy jednak liczyć się z tym, że ze względu na tłok będziemy musieli trzymać nasze plecaki na kolanach i nic po drodze nie zobaczymy oprócz systemu nośnego plecaka lub czekana przygniatającego policzek. Dlatego jeśli jedziemy większą ekipą, warto zastanowić się np. nad wynajęciem minibusa, dzięki czemu będzie można zatrzymać się w wielu miejscach, a nie oglądać je tylko z okna. Przy 10-12 osobach koszt nie powinien przekroczyć 10-15 USD/os. Publiczne marszrutki odjeżdżają z Tbilisi z dworca autobusowego „Didube”. Tam też można oczywiście wynająć minibusa do własnej dyspozycji. Czas przejazdu: 3-4 godziny.

2. Z Kazbegi do bazy

Gdy wysiądziemy z busa, zobaczymy Kazbek. W tym momencie, wprost proporcjonalnie do widoczności, wzrośnie nasza chęć wejścia na tę górę. Widok naprawdę piękny. Kazbegi to ostatnie miejsce, gdzie można uzupełnić zapasy żywności. Ze wsi oprócz pięknego widoku na Kazbek, możemy podziwiać równie urokliwy, wznoszący się wysoko nad wsią kościółek – Cminda Sameba (Trójcy Świętej). W związku z tym że jest on po drodze do bazy pod Kazbekiem, jest to doskonałe miejsce na nocleg. Aby tam dotrzeć, kierujemy się do położonej nad Kazbegi wsi Gergeti, a następnie klucząc między domostwami wychodzimy koło cmentarza na polną drogę, którą dotrzemy do kościółka. W razie wątpliwości każdy tubylec wskaże najlepszą ścieżkę. Cminda Sameba to bajkowo piękne miejsce. Oprócz walorów czysto estetycznych, kościółek ma też istotną zaletę praktyczną. Od niedawna zamieszkuje tam pop i nie ma nic przeciwko zostawieniu u niego niewielkiego depozytu. Dojście z kościółka do bazy może zająć od 8 do 10 godzin. Jeśli mamy dużo czasu, można oczywiście rozważyć jeszcze jeden nocleg po drodze, dzięki temu na pewno zyska nasza aklimatyzacja. Z miejsca biwakowego kierujemy się na wzniesienie górujące nad łąką. Tam należy rozglądać się za pasterską ścieżką. Poprowadzi ona na widoczną z daleka przełęcz oznaczoną kopcem kamieni. To mniej więcej połowa drogi – stąd zobaczymy już lodowiec. Gdy zejdziemy w dół doliny, musimy zacząć rozglądać się za kopczykami po drugiej stronie rzeki. Czeka nas przeprawa – w zależności od tego, jakie miejsce znajdziemy, będziemy przechodzić po pas w górskiej rwącej rzece, albo uda się ją przejść suchą nogą. Kierujemy się w stronę czoła lodowca, powinniśmy natrafić na kopczyki i dość ordynarne oznaczenia – napisy czerwoną farbą na skałach. Sam lodowiec jest suchy i nie wymaga żadnej asekuracji. Ważne jest, aby kierować się w stronę widocznego budynku meteostancji, górującego na skałach ponad lodowcem. Znalezienie optymalnego zejścia z lodowca może za pierwszym razem przysporzyć trochę problemów. Znajduje się ono poniżej budynku po jego lewej stronie i jest oznaczone dużym widocznym z lodowca kopcem kamieni (Ważne: Nie dajmy się skusić morenie bocznej lodowca po prawej stronie od „meteo”, bo możemy się przejechać – dosłownie i w przenośni – po osuwających się kamieniach).

3. Baza pod Kazbekiem

Baza pod Kazbekiem to dawna stacja meteorologiczna, stąd też często używana nazwa tego miejsca – „meteo” lub „meteostancja” Mieści się na wysokości 3700 m n.p.m. W budynku meteostancji istnieje możliwość noclegu – cena jest umowna i głównie zależy od tego, jakiej narodowości jest przybysz i jakie ma zdolności do negocjacji. Reasumując, można zapłacić 10 USD, a można też nic nie płacić i być przy tym goszczonym z iście gruzińskim rozmachem i serdecznością. Nie ma problemu z rozbiciem namiotów pod „meteo” – jest to zawsze darmowe. Czekają też na nas gotowe platformy po poprzednikach. Wejście na szczyt i powrót do „meteo” zajmuje średnio ok. 12-14 godzin. Najlepiej jest wychodzić między 2 a 4 w nocy. Niektórzy atakują szczyt wychodząc dzień wcześniej na plateau i tam nocując (4470 m n.p.m.). Zwiększa to szanse powodzenia, jednak pod warunkiem, że „wstrzelimy” się w pogodę. Dojście na plateau z meteostancji to ok. 4-5 godzin. Z plateau można wejść na szczyt w ok. 4 godziny.

4. Trudności

Od „meteo” na szczyt prowadzą dwie drogi o rosyjskich wycenach: wspinaczkowa – 3A i klasyczna – 2B.

Pomimo tego że wycena drogi klasycznej 2B jest zbliżona do wyceny bardzo łatwej drogi na Elbrus, może to jednak wprowadzać w błąd. Elbrus zawdzięcza wycenę głównie wysokości (5642 m n.p.m.), a nie jakimkolwiek trudnościom, co jest zresztą specyfiką rosyjskiej skali. Kazbek jest zdecydowanie trudniejszy od Elbrusa, wymaga chociażby podstawowego doświadczenia wspinaczkowego, znajomości technik asekuracji oraz doświadczenia w poruszaniu się po lodowcu. W przeciwieństwie do obleganego przez rzesze turystów Elbrusa, Kazbek nie jest aż tak często odwiedzany i nie ma tam też tak oczywistej drogi jak na Elbrusie. Przy wytyczaniu trasy na lodowiec, przy przejściu przez niego i potem w drodze na szczyt często jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. Końcowy odcinek i wejście na szczyt to ok. 50-metrowa skalno-lodowa ścianka o nachyleniu ok. 45-50 stopni. Dodatkowym problemem jest wyjątkowo niestabilna pogoda. Kazbek jest najwyższym szczytem w okolicy i przez to pogoda w bezpośrednim otoczeniu góry zmienia się dosłownie w ciągu kilku minut. Wszędzie mogą panować względnie dobre warunki, a na Kazbeku zawierucha uniemożliwiająca bezpieczne wejście. Nawet jeśli w nocy jest optymistycznie i podejmiemy próbę wejścia na szczyt, musimy liczyć się z tym, że w ciągu kilku minut warunki zmienią się całkowicie i będziemy musieli zawracać. Właśnie ze względu na wyjątkowo niestabilną pogodę większość prób wejścia kończy się na plateau na wysokości ok. 4470 m n.p.m.

5. Droga na szczyt

Z meteostancji musimy dotrzeć najpierw na lodowiec. Wiedzie na niego w miarę widoczna ścieżka. Warto jednak w pierwszych dniach aklimatyzacyjnych odświeżyć stare lub poukładać nowe kopczyki kamieni. Znacznie ułatwi to nocne przemarsze. Na lodowiec najlepiej wchodzić przy żelaznym krzyżu w kolorze czarnym (biały jest wcześniej, doskonale ułatwia orientację w nocy). Przechodzi się początkowo krótki odcinek lodowca, by dotrzeć do kamieni morenowych, doskonałego miejsca na założenie raków i związanie się liną przed wejściem na lodowiec. Następnie należy iść wzdłuż moreny bocznej, a potem wzdłuż ogromnej ściany, po której co chwilę staczają się kamienie, czasami wielkości telewizora. Początkowo klucząc między szczelinami, wychodzimy wreszcie na plateau (4470 m n.p.m.). Wchodzimy na górną jego część i stąd kierujemy się w kierunku szczytu –prosto w stronę charakterystycznego nawisu śnieżnego. Nawis omijamy z prawej strony i ponad nim rozpoczynamy trawers, który wyprowadzi nas na przełęcz między wierzchołkami. Wejście na wierzchołek to ok. 50-metrowa zalodzona ścianka o nachyleniu ok. 45-50 stopni. Tutaj mogą przydać się śruby lodowe.

6. Sprzęt

Udane wejście na szczyt zależy od zabrania na wyprawę minimum niezbędnego sprzętu. Potrzebne będą: buty – skorupy lub odpowiedniki (ewentualnie dobre, sztywne treki, jak na turystykę zimową w Tatry z 2-3 parami ciepłych skarpet), raki, czekan turystyczny, lina 50 m, uprząż, 2 prusiki, 2 karabinki zakręcane, ósemka, 4 śruby lodowe (śrub nie użyliśmy, ale mogą się przydać), dla wygody warto wziąć kijki teleskopowe.

7. Możliwości aklimatyzacji

Rejon Kazbeka daje sporo możliwości aklimatyzacyjnych. Oprócz wyjść rozpoznawczych w kierunku szczytu, np. na plateau, można jeszcze wejść na urokliwy szczyt – Orcweri (4258 m n.p.m.) lub znacznie wyższy, aczkolwiek zdecydowanie mniej ciekawy – Pik Spartak (ok. 4500 m n.p.m.), znajdujący się w pobliżu plateau (w przypadku złej pogody próby wejścia na Kazbek z przewodnikiem kończą się „dla pocieszenia” właśnie tam). Interesujące są wycieczki do miejsc sakralnych znajdujących się w pobliżu meteostancji – kapliczki lub tzw. Betlemi.

8. Przewodnicy, czyli „wam nada gida”

Przebywając w bazie pod Kazbekiem należy liczyć się z tym, że gruzińscy gospodarze będą próbowali oferować swoje usługi przewodnickie. O ile troska o życie gości jest w pełni uzasadniona, tak kwoty, jakie wchodzą w grę – raczej bandyckie (od 80 do 200 USD od osoby). Często oferty te mają charakter wręcz wymuszeń podpartych opowieściami o wyjątkowych trudnościach góry i wypadkach śmiertelnych. Zdecydowanie odradzam uleganie tym „ofertom”, tym bardziej że za tę samą cenę ze względu na często zmieniającą się pod Kazbekiem pogodę takie wejście może kończyć się zaledwie na wysokości plateau. Jeśli ktoś naprawdę chce wynająć przewodnika, sugeruję przed wyjazdem skontaktować się z członkami Klubu Wysokogórskiego w Gori (Misza Czaczanidze, tontio@tontio.ge, +998 27 07 83 60) lub z Szotą Komachidze z Klubu Wysokogórskiego w Tbilisi (ialno@yahoo.com, tel. kom. +995 93 30 05 99), którzy za zupełnie normalne pieniądze (20-30 USD) wprowadzą na szczyt.

11-13 dzień, Dolina Sno

Po trudach wysokogórskiej wspinaczki warto odpocząć w rajskiej dolinie Sno. Dotrzeć można tam autostopem z Kazbegi, wysiadając na trasie Gruzińskiej Drogi Wojennej w drodze powrotnej do Tbilisi w miejscowości Aschoti (można też poprosić o zatrzymanie się kierowcę busa lub autobusu). Dalej można udać się pieszo lub częściowo autostopem (do końca doliny dotrze się tylko autem z napędem na cztery koła) do Dżuty, prawie przy końcu doliny, skąd widać pasmo górskie na granicy miedzy Gruzją i Czeczenią, jest tam najpiękniej. Ponieważ znajdujemy się w rejonie przygranicznym, zainteresują się nami na pewno „pogranicznicy”, przyjaźnie jednak nastawieni do turystów. Będziemy mieli okazję spróbować gruzińskiego bimbru, „czaczy”, a nawet przymierzyć się do „kałacha”. Warto zatrzymać się w miejscowości Sno i zwiedzić twierdzę, „zręcznie” wkomponowaną w wiejskie zabudowania.

Nocleg. Namiot w rajskich okolicznościach przyrody.

14-15 dzień, Chewsuretia

Chewsuretia to tajemnicza kraina na końcu świata, a na pewno Gruzji. Skusiła nas legendą o rycerzach-krzyżowcach, którzy tam dotarli i pozostawili spadek w postaci mieszkańców o jasnych oczach i włosach (niektórzy twierdzą, że tak właśnie wyglądali rdzenni mieszkańcy Gruzji). Mieszkańcy tej doliny, podobnie jak Swanetczycy, słynęli z waleczności. Przy każdym gospodarstwie budowano kamienną wieżę, by w razie najazdu – także ze strony sąsiadów, działało tu silne prawo zemsty rodowej – w niej się schronić. Pozostałości takiej zabudowy można dzisiaj już tylko zobaczyć w Szatili, na końcu doliny, natomiast Barisacho, stolica krainy, do której dociera niemiłosiernie napchany autobus z Tbilisi (3 USD), jest jedynie zabitą dechami dziurą, gdzie w samym centrum świnie taplają się w błocie. Do Szatili publiczny transport nie chodzi, można próbować łapać stopa (trzeba uzbroić się w wyjątkową cierpliwość, może nam to zająć nawet kilka dni) lub wynająć samochód z kierowcą (ok. 80 GEL). Niektórzy wspominali o możliwości stopa-helikopteru (?). W wiosce Korsza, następnej za Barisacho, znajduje się muzeum kultury chewsureckiej, prowadzone przez parę nauczycieli, wstęp za symboliczną opłatą. Możliwe do kupienia czapki chewsureckie w sklepie w Barisacho.

Nocleg. Najlepiej namiot. W Barisacho jest internat, w okresie naszego pobytu w remoncie.

16-17 dzień, Gori

Do Gori dojedziemy w niecałe dwie godziny z dworca Didube z Tbilisi za 2,5 GEL. Tu warto zobaczyć muzeum Stalina (w tej miejscowości się urodził, muzeum postawiono mu jeszcze za życia), gdzie jest otaczany takim samym kultem jak dawniej. Domek, w którym mieszkał, wcale nie został przeniesiony w to miejsce, w którym je ujrzycie, on tam stał, natomiast zburzono domy dookoła na potrzeby parku i głównej arterii miasta wiodącej z dworca kolejowego do muzeum (resztki pierwotnej zabudowy można ujrzeć za muzeum). Na polecenie Stalina zburzono też wszystkie cerkwie w mieście, ostała się tylko jedna świątynia uchodząca za katolicką. Warto zobaczyć twierdzę (pozostałości kadzi, w których przechowywano wino) oraz udać się do pobliskiego Uplistiche (wstęp 3 USD), starożytnego miasta, pochodzącego li tylko z X w. p.n.e.! Zobaczymy pozostałości bibliotek, aptek, sali tronowej, wodociągów – wszystko wykute w skale: kolumny, kasetony sufitowe, ozdoby. Katedra Atenis Sioni zachwyci nas freskami z XI w. (sama świątynia pochodzi z VII) i uzmysłowi, że kościoły w Gruzji budowano w celach obronnych (te na wzgórzach), natomiast dla tych mnichów, którzy mieli ochotę na medytacje, ukrywano je wśród górskich zboczy (Atenis Sioni). Do Uplistiche i Atenis Sioni można się dostać transportem publicznym.

Nocleg. Do dzisiaj działa w Gori hotel Inturistu (koło muzeum Stalina), zabytek dawnej epoki, warto się przespać chociażby po to, by przenieść się o kilkadziesiąt lat wstecz i poczuć klimat tamtych czasów.

18-19 dzień, okolice Borżomi

Borżomi słynie z wody mineralnej stojącej na stoliku przed Putinem w czasie ważnych konferencji; do kupienia w całej Gruzji. Jest to też słynny ośrodek narciarski oraz miejsce letniego wypoczynku, obszar górski. Rejon warty odwiedzenia ze względu na urodę okolicy (zalesione wzgórza).

Nocleg. Mnóstwo ośrodków, zarabiających na turystach zimą, natomiast latem można się przespać za tanie pieniądze (miejscem wypadowym najlepiej uczynić miejscowość Bakuriani, znacznie przyjemniejsza niż zniszczone Borżomi).

20 dzień, Wardzia

Oprócz Dawid Garedża miejsce w Gruzji najbardziej warte obejrzenia. Położone w niedostępnych górach pieczary, kiedyś miejsce schronienia dworu królewskiego, obecnie można oglądać ukryte w skałach komnaty, cerkwie z freskami na skale, tajemnicze korytarze (warto zaprzyjaźnić się z zamieszkującymi dzisiaj pieczary mnichami, to oprowadzą turystów przy świetle świeczek). Żeby się tu dostać, trzeba niestety wynająć marszrutkę lub taksówkę. Wstęp 3 USD.

Nocleg. Jeżeli decydujemy się na nocleg (problem z powrotem!), w grę wchodzi tylko namiot, można wykorzystać dni spędzone w Wardzi na wędrówki po okolicy.

21-23 dzień, okolice Batumi

Koniec pobytu w Gruzji warto przeznaczyć na słodkie lenistwo nad morzem. Z wszystkich wypoczynkowych miejscowości najbardziej polecamy mało znane Bakuriani, gdzie nad morzem można się rozbić za darmo namiotem w pobliżu źródełka ze słodką wodą. Batumi można odwiedzić (słynny Ogród Botaniczny, deptak nadmorski, trzeba spróbować adżarskiego chaczapuri), jednak na nocleg warto znaleźć spokojniejsze miejsce. Adżaria różni się od reszty Gruzji (islam, większe bogactwo widoczne na każdym kroku, palmy i roślinność typowo tropikalna). Niestety, ten kawałek wybrzeża słynie ze złej pogody, więc nie zdziwmy się, gdy zamiast wylegania się w słońcu, będziemy moknąć na plaży w deszczu.

PODSUMOWANIE

Gruzja, znacznie mniejsza od Polski, kusi zabytkami, kulturą, obyczajem. Trzy czy nawet cztery tygodnie spędzone w tym kraju, to stanowczo za mało by dogłębnie go poznać. Nietknięte pozostawiliśmy takie rejony jak Kachetia czy Swanetia, jakże charakterystyczne dla specyfiki Gruzji. Na nie przyjdzie jeszcze czas, gdyż mamy nadzieję do Gruzji powrócić. To samo mówią przyjaciele, których na wizytę w Gruzji namówiliśmy. Coś w tym kraju jest magicznego, co przyciąga. Nie tylko zabytki i uroda kaukaskiego państwa, czynią to przede wszystkim niezwykle serdeczni i otwarci ludzie. I im chcielibyśmy poświęcić ostatni fragment opracowania.

Kilka słów o Gruzji i Gruzinach…

Mało wiemy o Gruzji. Kraj ten kojarzy się z wojną i biedą. Prawda jest taka, że jest to jeden z najbardziej zachwycających zakątków na ziemi, zamieszkany przez najserdeczniejszych ludzi, jakich można spotkać. Poniżej staraliśmy się przedstawić pewne cechy Gruzinów, z którymi można się spotkać podróżując po tym kraju. Trzeba się po prostu do nich przyzwyczaić i nie obrażać Gruzina odmową przyjęcia poczęstunku czy nieprzyjęciem zaproszenia na nocleg. Jednocześnie trzeba oczywiście zachować zdrowy dystans do wszelkich przejawów zachowań, które wydają nam się przesadzone lub niezręczne.

1. GOŚCINNOŚĆ

„Gość w dom, Bóg w dom” nie jest czczym powiedzeniem w Gruzji. Co więcej, jeżeli Gruzin sam zaprosi gościa, to jest to tylko jego własna zasługa, ale jeżeli gość niespodziewanie pojawi się na jego drodze, to znak, że tylko Pan Bóg mógł go zesłać. Wiele razy podróżowaliśmy po krajach Wschodu i zawsze spotykaliśmy się z ludzką serdecznością i przyjaźnią, jednak to, co spotykało nas w Gruzji, przerosło wszystko, czego mogliśmy się spodziewać. Gościnność w Gruzji wydaje się być nie tylko cechą poszczególnych osób, które mogą być bardziej lub mniej otwarte, bardziej lub mniej gościnne i skore do rozmowy z przybyszem z i innego kraju. Gruzja sprawia wrażenie kraju, w którym gościnność jest rodzajem narodowej ideologii. „Przygotuj się na to, że pierwszy napotkany Gruzin zaprosi Cię do swego domu” – tak napisano w jednym z nielicznych przewodników po tym kraju. Jest to prawda, sprawdzająca się w naszym przypadku w 100%.

2. UCZTA

Gdy Gruzin spotyka się z przyjaciółmi, zaraz rozpoczyna się supra, czyli uczta. Mogą umówić się na pogawędkę, grę w karty, wypicie wina, nie może jednak na stole zabraknąć białego aromatycznego sera, chleba w kształcie spłaszczonego placka i wina domowej roboty. Jeżeli nie ma w domu nic innego, dokłada się czy to jabłka, czy kawałek arbuza. Ważne jest, żeby na stole nie było skrawka wolnego obrusa. Podróżując po Gruzji, nie raz spotkacie się z zaproszeniem na kolację, czy to od podróżujących z wami minibusem współpasażerów, czy też od spotkanych na ulicy Gruzinów. Trzeba mieć świadomość, że zwykłe zaproszenie na wino, też wiąże się z tym, że zasiądziemy do stołu pełnego jedzenia, gdzie wino, będzie tylko jednym z elementów uczty. Przyjaciele z Gruzji nie pozwolą wam – chociaż byście usilnie nalegali – na wyprawę do sklepu. Zapytają, co wam potrzeba i sami wszystko kupią.

3. JEDZENIE

Jednym z ważniejszych gruzińskich przysmaków jest chaczapuri, gruziński placek z serem. W zależności od regionu Gruzji, próbowaliśmy różnych jego rodzajów. Czasem różniły się te specjały jedynie kształtem, czy rodzajem sera w środku. Najsmaczniejsze i najdziwniejsze chaczapuri próbowaliśmy jednak w Adżarii. Dostaliśmy ciepłe placki z wyciętą w środku dziurą, z włożonymi w nią kawałkami sera i wbitymi surowymi jajkami. Utrzepując to, przyrządzało się już u siebie na talerzu jajecznicę z serem, która ścinała się dzięki ciepłu idącemu od ciasta, wyciągniętego chwilę wcześniej z pieca.

Z kolei chinkali nie były zwykłymi pierogami z mięsem. Wyglądem przypominały, co prawda, swojskie ruskie czy uszka, ale sposób jedzenia był zupełnie inny. Chwytało się jednego między palce, nagryzało i wysysało rosół. Dopiero potem można było barbarzyńsko potraktować widelcem. Najbardziej jednak smakowało nam gruzińskie kababi, które jednak niewiele miało wspólnego ze znanymi nam tureckimi kebabami. Spożywaliśmy bowiem niezwykle smakowite, przemielone z przyprawami mięso owinięte w naleśnik. Pozwólcie się poczęstować gruzińskim jedzeniem, jego smak będziecie czuli w ustach bardzo długo…

4. TOASTY

Toasty w Gruzji wznosi tamada, czyli osoba najstarsza w towarzystwie, najwyższa rangą lub po prostu gospodarz domu. Tylko on może wyznaczyć swojego następcę. Dopiero po którymś kieliszku hierarchia się miesza i toasty wygłaszają wszyscy po kolei. Niełatwo być tamadą, gdyż trzeba odznaczać się niewątpliwym talentem krasomówczym. Dopiero będąc w Gruzji uwierzyliśmy, że mieszkaniec tego kraju, zanim wypije wzniesiony już do toastu kieliszek, wygłasza najpierw ze śmiertelną powagą przynajmniej dziesięciominutową przemowę. Toasty mają swoją hierarchię: biesiada zaczyna się od tych mówiących o radości ze spotkania, zaraz po tym oczywiście pije się za Gruzję, potem za rodzinę, przyjaciół, pokój, bliskich, którzy od nas odeszli na tamten świat, a nawet tych, którzy jeszcze się nie narodzili. Toasty za Boga i za zmarłych są najważniejsze i pije się je do dna.

„W Gruzji pijemy toasty winem za przyjaciół, a piwem za wrogów” – tłumaczono nam, gdy nieopatrznie zakupiliśmy dla naszych gospodarzy piwo do kolacji. – „Chociaż te zwyczaje zanikają, do nas także przychodzi z Zachodu moda na piwo”.

Szanowanym trunkiem jest też czacza – gruziński bimber pędzony na skórkach od winogron. Kachetia jest krainą najbardziej znaną z uprawy winorośli, ale krzewy obwieszone winogronami zobaczyć można nawet na podwórkach osiedli w Tbilisi. W końcu Gruzini kształty liter alfabetu oparli o wzory liści i pędów krzewów winnych.

5. WOJNA

Na wzgórzu ponad starą częścią Tbilisi góruje pomnik Matki Gruzji. W jednej ręce trzyma czarę z winem – przeznaczoną dla przyjaciół, w drugiej miecz – dla wrogów. Gruzja nieustannie musiała odpierać najazdy. O tym, jak wielki wpływ wywarła wojna na ten kraj, mówi chociażby język gruziński: odpowiednik naszego „dzień dobry” można przetłumaczyć jako „dzień bez wojny”, a nasze pozdrowienie „witaj” po gruzińsku to nic innego jak „zwyciężyliśmy” – bo tak pozdrawiali się wracający z bitwy.

Z Tbilisi przez Mcchetę, dawną stolicę, a dzisiaj centrum duchowe Gruzji, do granicy rosyjskiej przebiegającej w poprzek kaukaskich szczytów, biegnie jeden z ważniejszych transkaukaskich szlaków – Gruzińska Droga Wojenna, prowadząca do Kazbegi. Wzdłuż niej, zachowane w różnym stanie, widać kamienne wieże. „Wieże te budowano w takiej odległości, by z jednej do drugiej przekazać sygnał o nadciągającym niebezpieczeństwie. Wtedy rozpalano ogień, a gdy wartownicy z drugiej wieży go wypatrzyli, podpalali przygotowany stos, by zaalarmować następnych” – słuchamy starszego pana, który wyjaśnia nam, jak funkcjonowały sygnały świetlne, oczami wyobraźni widząc rozpalane na wzgórzach jedne po drugich ogniska. Co jakiś czas docierają do nas informacje o konfliktach w różnych regionach Gruzji, a sąsiedzi Gruzinów mówią o tym kraju jako niebezpiecznym. Nasze doświadczenia są inne. Trudno nam jest dzisiaj wyobrazić sobie Gruzina z bronią w ręku, bardziej obraz uśmiechniętego gospodarza z winem przeznaczonym dla gości przemawia nam do wyobraźni. Wojna pozostała dla nas zaklęta w kamieniach, gościnności doświadczyliśmy na własnej skórze. A niebezpieczne rejony (Abchazja, Południowa Osetia) wystarczy po prostu omijać.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u