Norwegia – Trzy Pętle – Jacek Jastrzębski

Norwegia – Trzy Pętle

Jacek Jastrzębski

Trzy trasy pozwalają na to, aby w ciągu kilku dni na każdej z nich zobaczyć większość norweskich “naj” – Fiordy, góry , wodospady, widoki, zabytki.

Formalności

Wizy nie są potrzebne. Natomiast wskazane jest mieć przy sobie minimum 500 USD na osobę. Inaczej celnicy mogą nie wpuścić do Skandynawii lub też wbiją pieczątkę ograniczającą pobyt do jednego, dwóch tygodni. Dla zmotoryzowanych konieczna jest Zielona Karta. Może się zdarzyć sprawdzenie, czy posiadamy polisę zawarcia ubezpieczenia od kosztów wypadku i leczenia. Po zjeździe z promów zdarzają się także kontrole trzeźwości przy pomocy alkomatu.

Dojazd

Z Polski do Norwegii najłatwiej dojechać przez Szwecję. Do Szwecji kursują z naszego kraju trzy linie promowe. Najtańsze są promy Polferries ze Świnoujścia do Malmö (płynie się ok. 8 godz.). Krócej (6 godz.) i bardziej luksusowo płyniemy promem Unity Line ze Świnoujścia do Ystad. Jest on jednak droższy. Najdroższy jest prom Lion Ferry z Gdyni do Karlskrony, a poza tym trzeba jechać “na skos” przez Szwecję gorszymi drogami niż z Malmö.

Pobyt

Omijaliśmy campingi i restauracje, podobnie jak co bardziej oszczędni Niemcy. Camping to wydatek rzędu 50-100 NOK, a obiad też ok. 100 NOK (kurs w roku 1995: 1 USD = 6,2-6,4 NOK). Na noclegi wykorzystywaliśmy stare, nieczynne odcinki szosy lub oddalone od trasy parkingi. Stare Audi 80 wystarczało za dom – siedzenia kładą się płasko i dwie osoby śpią wygodniej niż w namiocie. Wielki bagażnik bez trudu mieścił bagaże, sprzęt biwakowy i jedzenie na miesiąc. 68-litrowy zbiornik oleju napędowego pozwalał przejechać prawie 1200 km bez tankowania. Paliwo też bardzo drogie – olej napędowy ok. 6,5 NOK, benzyna – nawet 11 NOK. Kąpaliśmy się na campingach. Większość ma płatne natryski – za ciepłą wodę, a niektóre nawet za zimną. Żeton za 10 NOK wystarcza na trzy minuty.

Z żywności kupowaliśmy przede wszystkim chleb (6-20 NOK) oraz margarynę (10-15 NOK). Wjazd do centrów dużych miast jest płatny – 12-15 NOK. Podobnie niektóre odcinki autostrad. Na wybrzeżu częste przeprawy promowe – zwykle 40 NOK za samochód.

Oslo

Norwegia zaczyna się na wielkim moście nad fiordem Svinesund. Granicę widać po zmianie koloru linii środkowej z białego na żółty. Bardzo rzadko niepokoją kogokolwiek służby graniczne. Do Oslo 110 km dobrej drogi. Na zwiedzanie miasta warto poświęcić kilka dni. W nieczynnym Dworcu Zachodnim koło ratusza znajduje się Centrum Informacji Turystycznej (bezpłatne foldery i informacje o Oslo, a także mnóstwo folderów ze wszystkich regionów Norwegii). Z podobnych punktów korzystaliśmy w wielu innych miejscach, zawsze znajdując coś nowego.

W stolicy zaczynamy zwiedzenie od Pałacu Królewskiego – Slottet. Park otaczający pałac jest otwarty – wypoczywa tu wielu ludzi opalając się na trawnikach.

Nad fiordem średniowieczny zamek Akershus (30 NOK), poniżej nowocześniejsze bastiony i Muzeum Wojskowe (10 NOK). Naprzeciwko zamku, po drugiej stronie fiordu nowoczesne centrum rozrywkowo-zakupowe Aker Brygge. Pomiędzy zamkiem a Aker Brygge bryła ciemnoczerwonego ratusza.

Reprezentacyjna ulica Karl Johnas Gate na znacznym odcinku jest deptakiem. Na jednym jej końcu jest Pałac Królewski, a na drugim Dworzec Główny. Przy tej ulicy znajdziemy Muzeum Narodowe, Parlament, Teatr Narodowy i kompleks budynków Uniwersytetu. W tym kompleksie, przy bocznej ulicy, warto zwrócić uwagę na Muzeum Historyczne z działem etnograficznym. Najciekawsze były nie eksponaty z egzotycznej Afryki czy Azji, lecz ekspozycja poświęcona życiu ludów północy z Europy, Azji i Ameryki Płn. Ubrania z rybich skór, narzędzia, nieprawdopodobnie różnorodna broń do różnych typów polowań, łodzie, przedmioty codziennego użytku.

W pewnym oddaleniu od centrum leży Park Frogner ozdobiony rzeźbami Vigelanda. Jeszcze dalej wzgórze Holmenkollen z wielką skocznią narciarską. Pod nią Muzeum Narciarstwa (30 NOK). Można wjechać na szczyt skoczni, skąd roztacza się wspaniały widok na Oslo i okolicę. Nad fiordem półwysep Bygdoy – skansen, muzeum łodzi Wikingów, “Fram” Amundsena, “Kon Tiki” Heyerdahla.

Norwegia w pastylce (5 dni, ok. 1200 km)

Z Oslo wyjeżdżamy na północ trasą E6 w kierunku Trondheim. Jedziemy doliną Gudbrasdalen – największą z prowadzących na północ. 170 km od Oslo leży Lillehamer, ładne miasteczko, zaskakująco małe jak na miejsce Zimowej Olimpiady. Przed miastem płatny most, który można ominąć, dojeżdżając do celu boczną drogą nr 213. Łatwy dojazd nad skocznię – ze szczytu wspaniały widok na dolinę. Jedziemy dalej na północ. Po obu stronach coraz wyższe góry – po lewej Jotunheimen, po prawej – Rondane. Kilka kilometrów za Otta skręcamy w prawo, na wschód. Około 3 km wąskiej, szutrowej drogi. Kvitskriuprestene – białe, skalne iglice z “czapkami” na szczycie. Dziwaczne formy erozji, podobne jak w Kapadocji w Turcji, tylko w mniejszej ilości.

W Dombas skręcamy w stronę Andalsnes, w dolinę Romsdalen. Doliną rzeki zjeżdżamy w dół. Po drodze kilka wodospadów. Niżej droga staje się bardziej kręta. Jedziemy wzdłuż Trollstingheimen – Gór Troli. Są to najwyższe ściany wspinaczkowe w Skandynawii z nietypowymi dla Norwegii ostrymi, “alpejskimi” szczytami, nie wygładzonymi przez lodowiec.

Skręcamy w głąb gór (droga nr 63). Po kilkunastu kilometrach dolina, po której zboczach wspina się plątanina serpentyn – Drabina Troli. Stromy podjazd (12%) daje się we znaki silnikowi. Na zakrętach muszę redukować do dwójki. Na górze piękna panorama doliny skąpanej w słońcu. Jesteśmy w chmurach. Przy parkingu kioski z pamiątkami i gospoda (po norwesku kro), w której można kupić certyfikat poświadczający, że “zdobyło” się Drabinę Troli.

Dalej podjazd na 850 m npm przez górskie pustkowie – fjel. Na otaczających górach sporo śniegu. Zjeżdżamy drogą aż na poziom morza, nad fiord Geiranger. Trochę dłuższą trasą dojeżdżamy do miasteczka Hellesylt.

Wreszcie nocleg. Przejechaliśmy od Oslo ok. 500 km. Rano wycieczka promem wzdłuż najsłynniejszego norweskiego fiordu – Geiranger (45 min za ok. 100 NOK za samochód i dwie osoby). Fiord jest niewielki, ale otoczony pięknymi górami, z których spadają wodospady. Najsłynniejszym jest “Siedem Sióstr”. Dopływamy do miasteczka Geiranger.

W Tourist Info na przystani szukamy informacji o szlakach turystycznych. Wybieramy ten wzdłuż fiordu w kierunku “Siedmiu Sióstr”. Dwie godziny wędrówki wyznaczonej pojedynczymi maźnięciami pędzla na skałach i drzewach – tak w Norwegii oznaczone są szlaki. Nasz ma kolor czerwony. U celu stara chatka z kamieni, z dachem pokrytym darnią. Po drugiej stronie fiordu słynny wodospad – tym razem widziany z góry. Z miasteczka wyjeżdżamy wspinając się serpentynami na południe. Na górze zatrzymujemy się na parkingu nad miasteczkiem. Szukamy miejsca, z którego robione są zdjęcia do słynnych pocztówek – człowiek na występie skalnym nad miasteczkiem jak na skrzydle samolotu. Nie jest oznaczone ze względów bezpieczeństwa, ale znaleźliśmy i mamy swoje zdjęcia.

Dalej droga wspina się przez fjell aż do wysokości 1038 m npm. Trochę traw i porostów, wyżej tylko śnieg i skały. Wzdłuż rzeki Otta zjeżdżamy do Lom. Cukierkowe miasteczko wśród łagodnych gór. Wodospad koło centrum. Obok muzeum sztuki użytkowej, a po drugiej stronie camping. Zatrzymujemy się na nocleg. Rano kierujemy się drogą nr 55 wzdłuż najwyższych norweskich gór – Jotunheimen (Góry Olbrzymów). We wsi Galdesand ostry skręt w szutrową, płatną (10 NOK) drogę do Elveseter. Schronisko, pole biwakowe i następna opłata (20 NOK). Wspinamy się wyżej do Juvashytta. Strome, szutrowe serpentyny. Silnik “piłuje” na dwójce. Duże schronisko na wysokości 1817 m npm. Sto metrów dalej Sommerskisenter – Letnie centrum narciarskie. Mnóstwo śniegu, narciarzy, działają dwa wyciągi – koniec lipca (!). Obok jezioro, a nad nim ściana najwyższego szczytu Norwegii – Galdhopiggen (2469 m). Można wynająć przewodnika i w 30-osobowym “tramwaju” (uczestnicy grupy powiązani są liną przy przejściu przez lodowiec, ze względu na niebezpieczne szczeliny) wejść na szczyt.

Zjeżdżamy do głównej trasy, która po 30 km zaczyna wspinać się w poprzek gór. Przełęcz Krossbu ma 1440 m npm. Za nią najposępniejszy z fjellów, przez jakie przejeżdżaliśmy. Przy drodze trzymetrowe tyczki wyznaczające przebieg drogi, gdy spadnie śnieg. Od października do maja droga jest zamknięta. Po kilkudziesięciu kilometrach bardzo ostry zjazd w dół nad Sognefiord. Hamujemy silnikiem, gdyż hamulce nie wytrzymałyby takiego zjazdu. Prośby o to widnieją na znakach. Krótki wypad wzdłuż fiordu Urnes. Podziwiamy tu słynny kościółek – tzw. stav kirke. Opiekuje się nim UNESCO. Kształt nie wzbudza zachwytu, ale ściany ozdobione są pięknymi splotami węży i roślin. Stare, drewniane drzwi “wyrzeźbione” wiatrem. Drewno okute metalem jest znacznie grubsze niż nieosłonięte fragmenty. Wracamy na główny szlak. Nocleg.

Nadłożyliśmy 60 km, gdyż z głównej trasy można przepłynąć promem, ale było to droższe niż wypalone paliwo.

Wąską drogą (nr 55) wzdłuż najdłuższego w Norwegii Sognefiordu (220 km) dojeżdżamy do Gaupe. Stąd skręcamy w boczną dolinę, do lodowca Briksdalsbreen (30 km). Dojazd pod lodowiec płatną drogą (15 NOK). Na parkingu można wykupić kilkugodzinną wycieczkę w grupie z przewodnikiem. Konieczne jest posiadanie raków i liny – wypożyczalnia na miejscu. Pół godziny po skałach wygładzonych przez lód. Dochodzimy do języka lodowca Jostedalsbreen – największego w Europie kontynentalnej. Znaki na skałach wskazują, że lodowiec co roku cofa się nieco – w ciągu ostatnich stu lat cofnął się ok. 2 km. W nieuczęszczanej części doliny uciekają nam spod nóg podobne do chomików lemingi. Wracamy nad Sognefiord. W Kaupanger przeprawa do Revsnes. W dolinie Laerdal najpiękniejszy stav kirke w Borgund. Po noclegu niedaleko Borgund wracamy do Oslo.

Na północ (5 dni, 2500 km)

Wymarzyliśmy sobie osiągnięcie Nordkapu. Jednak barierą są czas i pieniądze. Redukujemy plan do osiągnięcia kręgu Polarnego. To i tak 1200 km od Oslo. Ruszamy jak poprzednio trasą E6. Za Dombas zaczyna się mozolna wspinaczka na Dovrefjell. Pustkowie porośnięte karłowatą roślinnością jest ostoją dzikich ptaków. Potem bardzo długi zjazd do Trondheim. Ponad 500 km od Oslo. Zwiedzanie zostawiamy na później. Nocleg na zacisznym parkingu ok. 200 km za Trondheim. Bardzo ładne miejsce, tylko komary dają się we znaki. Rano jedziemy drogą, która powoli wznosi się aż do granicy Nordlandu. Nad szosą brama w postaci stylizowanej zorzy polarnej. Dłuższy postój dopiero w Mo i Rana – miasteczku Mo nad rzeką Rana. W Tourist Info szukamy informacji o pobliskich grotach. Gronli Grotten są kilkanaście kilometrów na północ od Mo i Rana, w lewo od głównej trasy. Bardzo stromy podjazd szutrową drogą. Na końcu parking z gospodą. Wejście do grot z przewodnikiem, w grupie (40 NOK). Przewodnik opowiada po angielsku. Obszerne korytarze jaskini wyrzeźbione są przez potok płynący obecnie na niższym poziomie. Pod stopami piasek, czasami woda. Niewiele nacieków.

Dążymy dalej na północ. Droga znowu wspina się. Roślinność coraz uboższa, karłowacieje. W końcu otwiera się szeroka dolina porośnięta małymi krzewinkami, mchem i porostami. I wreszcie jest! Wielki parking z dziwacznym pawilonem w kształcie abażuru. Brązowa tablica z zarysem siatki kartograficznej i napisem Polarsirkelen. W kilku miejscach oznaczony jest przebieg linii kręgu – 66°33′ N. Nocujemy kilkanaście kilometrów dalej – już za kręgiem.

Następnego dnia wracamy na południe. Ok. 100 km przed Trondheim skręcamy w boczną drogę do Stiklestad. Jest 29 lipca. Tego dnia w 1030 r. zginął tu twórca państwa norweskiego – król Olaf. Zginął zdradzony przez swoich poddanych, którzy dopiero po tej tragedii zreflektowali się, pochowali króla w katedrze w Nidaros (późniejsze Trondheim) i ogłosili go świętym. Nie tylko Polacy okazywali się mądrzy po szkodzie. Obecnie co roku organizowane są w tą rocznicę festyny – Dni św. Olafa. Kulminacją jest dramat teatralny odgrywany w miejscu śmierci króla.

Wieczorem, szukając noclegu, dotarliśmy na połączoną z lądem groblą wyspę Tautra. Nocujemy obok ruin średniowiecznego klasztoru. Obok mała latarnia morska, wokół której wyznaczono okresowy rezerwat przelotnych ptaków.

Rano, nie dojeżdżając do Trondheim, skręcamy w E75 w stronę Szwecji. Opuszczamy zaraz główną trasę, wspinając się szutrową drogą do twierdzy Hegra. Miała ona kontrolować dolinę, którą biegnie droga do Szwecji i chronić Trondheim przed wrogimi wówczas Szwedami. Twierdza sprawdziła się dopiero w 1940 r., broniąc się długo przed Niemcami – takie norweskie Westerplatte. Malowniczy widok na dolinę, tajemnicze forty z zachowanymi działami, a pomiędzy nimi zatrzęsienie czarnych jagód.

Potem zatrzymujemy się na krótko w Trondheim. Pod katedrą jarmark – festyn na dzień św. Olafa. W katedrze mimo tłumu turystów nieuchwytna atmosfera dawności i powagi, jak na Wawelu.

Wracamy do Oslo.

Do Bergen i Stavanger (4 dni, 1600 km)

Ruszamy na zachód w kierunku Drammen. Przed miastem płatny tunel, który ominąć można jadąc boczną drogą nr 285. Następnie Kongsberg z zabytkową kopalnią srebra, udostępnioną podobnie, jak nasza Wieliczka. Dalej dosyć wąska droga nr 8 na północ do Geilo. Miasteczko jest zimowym centrum turystycznym, ale turystów nie brakuje i latem. Za Geilo drogą nr 7 wspinamy się na olbrzymi, dziki płaskowyż – Hardangervidda. To skaliste pustkowie porośnięte skąpą roślinnością, ze zdradliwymi bagnami, wchodzi w obszar wielkiego parku narodowego. Co jakiś czas spotykamy skupiska domków letniskowych – hytta jest obowiązkiem każdego zamożnego Norwega. Po ponad 100 km płaskowyż gwałtownie urywa się. Rzeka płynąca dotąd spokojnie spada gwałtownie z wysokości 180 m. Naprzeciwko drugi, mniejszy wodospad. Jego woda nie dolatuje do dna kanionu rozpylona potężnym podmuchem Veringsfossen. Za wodospadem droga “wbija się” w zadziwiające tunele zwijające się korkociągiem w dół. Przeprawa w Indre Bu do Bruravik. Krętą, wąską drogą wzdłuż fiordu dojeżdżamy do Norheimsund. Dalej wspinamy się serpentynami na Tokagielet. Nowa droga biegnie obok starej, nowe tunele wyryto obok starych. Jeden z takich nieczynnych odcinków drogi z tunelem wykorzystaliśmy na nocleg. Z tunelu wielkie “okno” wychodziło na dolinę i wodospad kilkadziesiąt metrów niżej.

Rano popędziliśmy do Bergen. Na obrzeżach miasta wpadliśmy w tunel, z którego wyjechaliśmy w pobliżu centrum i portu. Spacer po Bryggen. Na Fiskmarket (targ rybny) kupujemy kanapki z płatami łososia (10 NOK).

Na straganach stosy ryb i krabów. Żywe, gotowane, mrożone. Obok zaułki wspinających się na zbocza drewnianych domków. Ładniej niż w Oslo. Na końcu portu, za Wieżą Rosenkranza, przystań promów na Islandię i do Anglii.

Wracamy na wschód tą samą drogą. Przeprawa w Kvandal do Utne. Znowu kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż fiordu. Mnóstwo sadów na południowych zboczach. Kilkanaście kilometrów za Odda, w bok od głównej trasy, lodowiec Buarbreen. Ponad godzinę trwa wspinaczka w górę dzikiej doliny. Ciekawsza droga, ale jęzor lodowca dużo mniejszy niż Briksdalsbreen nad Sognefiordem.

Jedziemy na południe w stronę Haugesund. Po drodze dwa wielkie wodospady – podwójny Latefossen i wielki Langfoss. Mijamy Haugesund i przez olbrzymi most wjeżdżamy na malowniczą wyspę Karmoy. Nocujemy na parkingu koło plaży. Plaża to szeroka łacha piasku ukryta pomiędzy skałami. Skały wychodzą w morze, wystają z wody – to słynne szkiery.

Rano spacerujemy po malowniczym, starym porcie Skudeneshaven. Małe, drewniane domki, przeważnie białe. Wąskie uliczki. Dużo swobodnie biegających kotów. W porcie miniaturki Żurawia Gdańskiego – domy z wystającymi wyciągami.

Wracamy na północ wzdłuż wschodniego wybrzeża. Pofałdowane, rozległe wrzosowiska, jak z opisów Szkocji. Gęste lasy złożone z niskich, drobnych dębów. Wracamy do Haugesund i jedziemy znowu na południe przez sąsiedni półwysep, na wyspę Bokn. Stąd będzie dużo taniej niż ze Skudeneshavn.

Zaczyna się bardzo ciekawa droga wzdłuż wybrzeża. Kilka kolejnych mostów łączy następujące po sobie wyspy, doprowadzające aż do wyspy Bokn. Stąd płyniemy promem na wyspę Rennesoy (ok. 100 NOK). Znajduje się na niej malowniczy, średniowieczny klasztor Utstein. Staw, łagodne wzgórza, stare, piękne buki, niewielu turystów – atmosfera ciszy i spokoju. Następnie przeprawiamy się na kolejną wyspę – tym razem pod dnem morza kilkukilometrowym tunelem. Wyspa Mostery i kolejny tunel podmorski – tym razem już płatny (100 NOK). Z tunelu wyjeżdżamy blisko Stavanger, ale rezygnujemy ze zwiedzania miasta. Jedziemy na południe, szukając drogi nr 13. Skręcamy do Lauvvik. Maleńki port, naprzeciwko którego wąski fiord i pionowe urwisko nad nim – to Lysefiord i słynna skała Preikestolen. Po przeprawie trzeba objechać górę. Parking w dogodnym miejscu, wybudowany dużym nakładem środków kosztuje aż 30 NOK. Można stanąć wcześniej wzdłuż drogi – tak robi wielu Niemców i my też. Wspinaczka i trawersowanie zbocza zajmuje ponad dwie godziny marszu. Widoki po drodze wynagradzają trud. Ukoronowaniem wrażeń jest Preikestolen – Kazalnica. Urwisko spadające pionowo 600 m prosto do fiordu. Co odważniejsi siadają na skraju opuszczając nogi w przepaść.

Wracamy na parking i ruszamy na północ. Nocleg. Następny dzień to powrót do Oslo przez kolejne pustkowie – Haukelifjell. Potem wjeżdżamy do Telemarku. Góry łagodniejsze, więcej drzew, kwiatów. Na farmach piękne, zabytkowe spichlerze (lofty) – duma każdego farmera. Malowniczo położone miasteczko Seljord. Jeszcze dalej Heddal – największy kościół stav kirke. Ma piękne proporcje i ciekawe zdobienia. Dalej ciąg miejscowości: Kongsberg, Drammen i Oslo.

Kamienne kręgi

Wracając z Norwegii warto skręcić za Moss w drogę nr 110 do miasteczka Fredrikstad. Urocze miasteczko-twierdza, w którym czas zatrzymał się kilka wieków temu. Na rynku pomnik króla Fryderyka, obok dyby. Na bastionach armaty. Most zwodzony prowadzący do fortecznej bramy. Obok, połączony z twierdzą fort Kongsten.

Dalszy odcinek drogi 110 z Fredrikstad do Sarposborga to Oltidsveien – historyczna droga pełna reliktów z epoki brązu. Kilkanaście kręgów kamiennych w Huun. Rodzice sadzają dziecko w jednym z nich. Błogosławieństwo czy poszukiwanie mocy? Kilka kilometrów dalej wzgórze pokryte kilkudziesięcioma kopczykami małych kurhanów. Znowu kilka kilometrów i następne kręgi kamienne. Tym razem trzeba zjechać kilkaset metrów w bok polną drogą. Następnie pół godziny drogi w górę, przez las. Wielki kamienny kurhan z zachowaną komorą grobową. Dalej polana z małym kręgiem. Jeszcze dalej, u stóp skał następny krąg. Las wokół ma tajemniczy wygląd starej puszczy. Blisko E6 jeszcze jedno miejsce. Na skraju pola, za drzewami skała na której wyryte są okręty z wojownikami i zwierzęta, dzikie i domowe.

Niedaleko już Svinesund i Szwecja. Za kilkanaście godzin będziemy w Polsce.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u