Niezobowiązujący przewodnik dla panien w wieku wszelakim, przygody żądnych

Niezobowiązujący przewodnik dla panien w wieku wszelakim, przygody żądnych

Agata Królikowska

-Sama? Nie boisz się? Te dwa znaki zapytania są chyba najczęstszymi, z jakimi się spotykam. W niektórych krajach jak Tajlandia, w których życie jest raczej stadne, samotne podróżowanie w ogóle wydaje się być jakimś kuriozum. Co ja mam na to odpowiedzieć? Że się nie boję? Nieprawda, oczywiście, że się boję. Czasem bardziej, czasem mniej. Że nie chciałabym z kimś? Owszem, chciałabym, ale chcę również, żeby ten ktoś był moim kochankiem. Bratnią duszą. Nie mam ochoty na zorganizowane wyjazdy, ani na wypad z koleżanką. To po prostu nie są moje klimaty. Nie mówię, że nie i że nigdy, ale po prostu zasadniczo, póki co i z braku życiowego partnera wolę sama. Wbrew pozorom samotne podróżowanie samotne jedynie bywa, ale o tym za chwilę.

Podróżując zastanawiałam się, w jaki sposób mogłabym swoim podróżowaniem się podzielić, poza blogiem. Ostatecznie pomyślałam, że napiszę mini-przewodnik przede wszystkim skierowany do kobiet, żeby pokazać jak zrobić, żeby się odważyć. I, jak już się odważycie, co zrobić, gdzie pojechać i jak sobie poradzić. Powstał na podstawie własnych odczuć i doświadczeń. Jest bardzo mój i traktuję go jako zbiór osobistych przemyśleń. Z pewnością nie każdemu się spodoba, ale mam w sobie z tym związany pewien spokój, ponieważ wiem, że bardzo potrzebowałam w taki właśnie sposób zwieńczyć swoją podróż.

Ma być praktycznie, nie wiekopomnie, a przede wszystkim dla wszystkich, starych i młodych, pań przedsiębiorczych i kur domowych, które chciałyby wybrać się bez towarzystwa w podróż w nieznane, ale nie do końca wiedzą jak. Albo zwyczajnie się boją. Panów przepraszam, ale oni do samotnego podróżowania przywykli już kilka (-naście) stuleci temu, co nie zmienia faktu, że mogą po kryjomu do tego mini-przewodnika zajrzeć, tak jak robią to z prasą kobiecą i co pikantniejszymi świerszczykami.

Krótki tekst, który możecie zapisać na swoim komputerze w formacie PDF dotyczy każdej podróży, nawet najbardziej błahej. Nie muszą być od razu Indie, Gruzja, Tajlandia czy inny koniec świata na pół życia. Może być Pcim Dolny albo kraina Koziołka Matołka na dwa dni i też będzie dobrze.

Wyruszyć zawsze warto. To, czy dotrzesz do celu jest w zasadzie kwestią drugorzędną. Ostatecznie, cele są po to, żeby móc je zmieniać.

Zacznij od marzeń

Marzenia są niezwykle silnym napędem i nic nie kosztują. Zacznij więc od marzeń. Później będziesz wielokrotnie miała czas, żeby je zweryfikować, ewentualnie zredukować i dostosować do swoich możliwości. Wpierw potrzebujesz jednak energetycznego paliwa, które napędzi twoje działania. Marzenia są nieograniczone i za darmo. Dlaczego z nich nie skorzystać?

Zawsze chciałaś obejrzeć pingwiny na wolności albo pobawić się w speleologa? A może po prostu chcesz pojechać na drugi koniec kraju? Marząc, nie przejmuj się telewizją i celebrytami. Twoje marzenia nie muszą wcale być spektakularne: ważne, żeby ci w oku iskrę zapaliły. Nie każdy chce przebiec maraton i zdobyć Everest. I naprawdę nie każdy musi.

Marzenia nie muszą również być silnie skrystalizowane, wyraźne i intensywne, chociaż to oczywiście przyśpiesza i ułatwia sprawę. U mnie na przykład wykluwają się powoli albo rodzą się na skutek pozornie przypadkowych spotkań. Rower pojawił się w moim życiu po rozmowie z dwiema spotkanymi w ciągu roku niezależnie od siebie osobami, w tym z niejakim Baltazarem. W uszach mi zaszumiało, mój wewnętrzny chochlik zaczął mnie przekonywać, że to może być coś dla mnie i tak to się zaczęło. Nie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie poraziło prądem. Ja to marzenie po prostu kulturalnie napotkałam na swojej drodze, grzecznie się z nim przywitałam i zabrałam ze sobą. Półtora roku później wyszły z tego dwa rowerowe miesiące w Tajlandii, a to z pewnością jeszcze nie koniec.

Słuchaj więc uważnie ludzi i przyglądaj się starannie swoim marzeniom, nawet tym najmniejszym i najbardziej niepozornym. Łap je, chociażby były lekkie jak piórka i broń Boże nie zasuszaj. Nigdy nie wiesz, co z nich wyrośnie. Jednak od ich hodowania jesteś tylko ty.

Bój się
Czy się boję? Oczywiście, że się boję. I to jak! A że mam bardzo, ale to bardzo bujną wyobraźnię, mój lęk sięga nieraz takich wyżyn, że szkoda gadać. Paraliżuje na dobre i na długo. I do tego samego namawiam ciebie. Tak, dobrze czytasz: bój się, bój się ile wlezie! Pod warunkiem, że zrobisz to PRZED!

Wyobraź sobie najgorsze, co cię może spotkać. Czego lękasz się najbardziej? Że cię zgwałcą, zabiją, okradną? Węży, skorpionów, braku pieniędzy, wylądowania w szpitalu? Niektóre obawy powtarzają się u większości z nas. Inne są bardzo indywidualne. Zobacz, w którym zakątku jest u ciebie najciemniej i najgroźniej. Poświeć tam mocno latarką wyobraźni, do utraty tchu. Zrób to, póki siedzisz wygodnie na własnej kanapie, z zapalonym światłem i telefonem do przyjaciółki pod ręką.

Kiedy już się sama nastraszysz bez ograniczeń i kontroli, kiedy wsłuchasz się we wszystkie groźby i niepokoje twoich bliskich, którzy, jak nikt inny, potrafią zrobić z twoich marzeń przyszłe piekło rodem z obcej planety, kiedy dasz upust wszystkim swoim emocjom, włącz myślenie.

Włącz myślenie i zacznij rozbrajać miny. Bardzo ważne: zrób to SAMA, bez niczyjej pomocy! To są twoje lęki i nikt poza tobą się z nimi nie zmierzy, bo najzwyczajniej w świecie się nie da.

Jak? Zacznij od informacji. Nieważne, czy wybierasz się do Sanoka czy na Alaskę, zacznij szukać odpowiedzi. Czytaj książki, fora, blogi, pisz do ludzi, którzy tam byli, zadawaj pytania. Poznaj miejsce, w które wyruszasz. Nie za bardzo, żeby nie odebrać sobie radochy z nowości, ale bądź dociekliwa. Nie obawiaj się zadawać niewygodnych pytań. Przekonaj się, dzięki swojej inteligencji i samozaparciu, które z twoich lęków mają potencjalne pokrycie w rzeczywistości, a które są wyssane z palca.

Wyssane z palca możesz spokojnie cisnąć w kąt albo rozprawić się z nimi w inny, wybrany przez ciebie sposób. Zajmij się prawdziwymi zagrożeniami. Jesteś Panią swojej podróży: jeżeli wiesz mniej więcej, czego możesz się spodziewać (na 100% nie będziesz wiedzieć nigdy i z tym się jakoś musisz pogodzić) zastanów się, co jesteś gotowa na nie owłosioną, piersiastą klatę przyjąć, a czego pod żadnym pozorem.

Proszę cię tylko o jedno: to jest moment, kiedy musisz być ze sobą maksymalnie szczera i odrzucić wszelką kokieterię. Nie rozmawiać o tym z innymi, a tylko i wyłącznie sama ze sobą. Każdy będzie miał na ten temat swoje zdanie. Ale TY, to nie ONI. Tutaj chodzi o twoje zdanie, ponieważ zakładam, że jak już będziesz TAM, wszystkie pozornie mądre głowy będą TU. Nie słuchaj się więc na tym etapie nikogo. A jeżeli się obawiasz, że ktoś cię w jakikolwiek sposób wyśmieje lub zlekceważy twoje niepokoje, błagam, olej to! One są twoje i tylko twoje. Nie masz pojęcia, ile tamci mają własnych potworów pod łóżkiem: niech się z nimi bawią. Ty masz swoje i właśnie nimi się masz zająć.
Na tym etapie możesz wszystko, ponieważ wszystko dzieje się jeszcze na niby. Możesz zmienić plany, zrewidować poglądy, a nawet się wycofać. Tak, wycofać się. ZRE-ZY-GNO-WAĆ. Niech inni myślą, co chcą: to twoje życie i twoja odwaga. Z jej braku przed nikim się nie musisz usprawiedliwiać. Od zmiany planów nikogo pod szafot nie postawili. Kiedy już zrobisz to wszystko przyjrzyj się raz jeszcze swoim lękom. Czy zniknęły? Zapewne nie. Jest jednak duża szansa, że są znacznie słabsze, a przede wszystkim bardziej realne niż wtedy, kiedy się tylko bałaś, a nie wiedziałaś jeszcze NIC.
Teraz wiesz i wciąż się boisz, chociaż mniej. Coś ci powiem: ten lęk jest OK. Tylko głupi się nie boi. Lęk pozwala utrzymać pewną czujność i poziom adrenaliny, które, w razie czego, pomogą ci właściwie zareagować.
Umiarkowany, odzywający się nieraz niepokój jest wpisany w samotne podróżowanie i należy się z tym pogodzić. To jest poczciwy lęk. Traktuj go jak dobrego, uważnego i troskliwego przyjaciela. W potrzebie będziesz mogła go posłuchać. Kto wie, być może się przyda.

Pierwszy krok

Nie ma co się z innymi porównywać. Ja podróżuję od małego. Pierwszy raz leciałam samolotem w wieku dwóch lat, pierwszy raz sama jako pięciolatka. Łatwiej mi jest żyć w ruchu niż w bezruchu, co nie zawsze jest życiowo proste i usprawiedliwione. Nie oczekuj od siebie, że będziesz myślała w tych samych kategoriach, co ja -bo i po co. Jeżeli nie jesteś na to gotowa, nie porywaj się z motyką na słońce. Zrób swój pierwszy krok po swojemu, mierz życie swoją miarą.

Przykład? Przygodą może być pójście na dworzec i kupienie biletu na pierwszy lepszy odjeżdżający za chwilę pociąg. Albo pojechanie do obcego miasta i przejechanie się na chybił trafił różnymi środkami komunikacji miejskiej. Przypomina mi to to, co część z nas robiła w okresie dojrzewania: siedzenie nocą na cmentarzu pomimo strachu i inne, równie mądre pomysły, które miałyśmy przede wszystkim w celu sprawdzenia siebie. Mało kto siedział przecież na tym cmentarzu całą noc. Miało być strasznie, ale tylko trochę. Zrób to samo: wyrusz w taką trochę-przygodę.

Przygodą jest już samo nastawienie. Jeżeli uznasz za przygodę samotny spacer po górach, tak właśnie będzie. Oczywiście możesz od razu celować dalej, wyżej, głębiej. Twój pierwszy krok jest tylko twój. Jeżeli mówisz po angielsku, zajrzyj na stronę Alastaira. Kilkanaście lat temu, Brytyjczyk Alastair Humphreys wyruszył w czteroletnią podróż dookoła świata. Rowerem. Napisał o tym kilka wdzięcznych książek. Od pewnego czasu namawia ludzi do tak zwanych mikro-przygód. Mikro-przygodą może być wyjście z domu i przejście 20 km na piechotę, w niewiadomym kierunku, albo noc spędzona pod gołym niebem. Na przykład. Mini przygoda zmienia twój sposób patrzenia na świat, czyni go bogatszym.

Umówmy się, że ja też nie pojechałam w jakieś dzikie bezdroża, tylko do Tajlandii, w której wcześniej byłam dwukrotnie i o której wiedziałam, że jest łatwa, miła, ciepła i bezpieczna. Z perspektywy hardcorowego podróżnika za bardzo się nie wychyliłam. Ale ja wiem, że wychyliłam się akurat w sam raz. Na tyle, na ile było mnie stać. Na tyle, na ile potrafiłam. A to, że marzą mi się Syberia i Alaska, to już zupełnie inna bajka. Do której, być może, jeszcze nie dojrzałam.

Pierwszy krok zrób dokładnie tak duży i w takim kierunku, na jaki cię stać. Raz jeszcze, miej w głębokim poważaniu i zbądź uśmiechem ewentualne złośliwości. To twoja podróż i tylko twoja przygoda.

Towarzysz podróży

Ale jak to? Miało być, że sama, bez nikogo! OK, ale czy ktoś powiedział, że nie wolno ci zabrać ze sobą wyimaginowanego przyjaciela? Pamiętnika, albo, tak jak ja, pluszaka? Kudłaty jest pluszowym misiem z ziarnkami groszku w tyłku. Pojawił się w moim życiu za sprawą ojca mojego syna, który przyniósł mi go kiedyś do łóżka, kiedy zdychałam z prawie 40-stopniową gorączką.

Kilka lat temu Kudłaty zakochał się bez pamięci w Misiu pewnego Górala i na rok zmienił płeć -sic!-, przenosząc się w polskie góry. Z burzliwego romansu nic jednak nie wyszło, Kudłaty poszedł po rozum do głowy, zszedł z wyżyn i ponownie został chłopcem. Od tego czasu zabieram go ze sobą. Mam 43 lata i jestem infantylna? Być może. Prawda jest taka, że Kudłaty świetnie nadaje się na poduszkę i nadwornego przytulaczo-pocieszacza. Ponadto idealnie przełamuje pierwsze lody, szczególnie odkąd zamieszkał na rowerze.

Umówmy się: dorosła baba z pluszowym niedźwiedziem ma w sobie coś zabawnego, swojskiego i niegroźnego. Od razu masz ochotę do takiej zagadać, albo chociaż się uśmiechnąć. I tak się często zdarza. W Tajlandii dzięki Kudłatemu rozbrajałam również inne zdziwienie. Na pytanie, czy podróżuję sama (co dla większości Tajów jest smutne i niezrozumiałe), odpowiadałam: nie, z przyjacielem. I od razu prowokowałam do dobrego humoru, jednocześnie ucinając wszelkie niewygodne dla mnie domysły. Kudłaty lodołamacz! O kontakcie z dzieciakami nie wspomnę, a często do serca dorosłych można się dostać właśnie przez ich dzieci.

Oczywiście Kudłaty jest też absolutnie zbędnym ciężarem. Nieporęczny, niepraktyczny, trzeba się z nim telepać…Ale przecież podobnie jest w życiu, kiedy jesteś z kimś: nie zawsze jest różowo-kolorowo. Biorę więc na klatę tę moją przytulankę, nawet jeżeli nie wyglądam z nią zbyt seksi i wychodzę na 43-letnią wariatkę. Trudno. Niech sobie z tym moim wariactwem jakoś inni radzą.

Nie namawiam cię oczywiście od razu do zabrania ze sobą wielkiego słonia. Jeżeli masz jednak jakiś talizman (ja poza Kudłatym mam jeszcze naszyjnik z wyrytą na nim ksywą: Gacek), ukochaną chustę, książkę, kamyk z podróży, ulubiony kubek do kawy, ot, taki pocieszacz na cięższe chwile, zabierz go ze sobą. W ten sposób zawsze będziesz miała blisko kawałek domu, nawet na końcu świata czy w tramwaju w Szczecinie. Przyda się podczas trudnych, ale i lekkich dni.

Ponadto, z punktu widzenia takiego na przykład pluszowego misia, nic w naszym świecie nie wygląda do końca poważnie, a co za tym idzie, nie ma powodów do zmartwień.

Zarób i zrób

Pora na pragmatyzm i prozę życia. Nie ma, że się nie da. Zawsze w jakiś sposób się da. Chcesz rowerem, a nie masz pieniędzy? Oczywiście fajniej się jedzie wypasionym rowerem, ale Rometem też się da. Pieniądze nie są prawdziwym ograniczeniem, a jedynie pretekstem, żeby wciąż żyć w lęku i odkładać życie na później. Masz dzieci, nie możesz się nigdzie ruszyć? Możesz przeczież zabrać dzieci. Serio! Znajdź sposób. Realny, pragmatyczny, prawdziwy, nawet jeżeli w tym celu musisz prze-aranżować pierwotne marzenia.

Wyznacz sobie datę -realną, ale jeżeli naprawdę będzie trzeba, przesuń ją. Nie przesuwaj jej jednak w nieskończoność. Nie baw się ze sobą w kotka i w myszkę, a jeżeli już, miej odwagę, żeby się do tego przyznać.

W trakcie pragmatycznych przygotowań może się okazać, że wcale tak naprawdę nie chcesz tego, co ci się wydawało wymarzone. Zmieniłaś się, masz inne plany. Albo, zwyczajnie, wolisz tylko snuć fantazje. W tym też nie ma nic zdrożnego. Przygoda przeżyta w głowie wcale nie ma mniejszej wagi od wyjazdu na koniec świata. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Ma być na twoją miarę, po twojemu. Jest tylko jeden warunek: twoja ostateczna satysfakcja. Jeżeli podróż w głowie budzi frustrację, oznacza to prawdopodobnie, że chcesz jednak przeżyć ją naprawdę, gdzieś tam ukrył się jakiś nierozpoznany lęk, a ty bawisz się w wymówki.

Dlatego namawiam gorąco do konkretyzacji. Kiedy miesiąc w miesiąc odkładasz 100 złotych na spełnienie marzenia, robi się konkretnie. Kiedy kupujesz plecak, albo latarkę, albo chustę podróżną, coś się już zaczęło dziać. Zrobiłaś prawdziwy krok do przodu. Ta faza bywa żmudna i mało romantyczna. Jednocześnie, im bliżej celu, tym bardziej rośnie ekscytacja. Budzą się nowe niepokoje, rodzą nowe pomysły. Przyziemna konkretność jest twoim nowym przyjacielem.

Nie czekaj zbyt długo i zachowaj elastyczność. Ty się zmieniasz, a wraz z tobą twoje marzenia. Nie trzymaj się ich sztywno, daj im się rozwijać. Ja na przykład wiem, po dwóch miesiącach w Tajlandii, które miały być wstępem do rocznej rowerowej podróży solo po świecie, że solo nie chcę. Przyznanie się do tego wymagało, wbrew pozorom, nie lada odwagi. No bo jak to? Tutaj stwarzam wizerunek dzielnej jedynki, a nie chcę sama? Obciach, nie? Otóż nie. Lubię podróżowanie w pojedynkę, ponieważ daje mi prawie nieograniczoną wolność i sprzyja poznawaniu ludzi. Jednocześnie jestem już bardzo stęskniona za dzieleniem się z kimś bliskim tym, co widzę, słyszę, czuję. Wiem, jak dobrze to smakuje.

Czy podważa to sens samotnego podróżowania? Absolutnie nie. Wiem, jednak, że teraz nie jest do końca tak, jakbym chciała. Czy oznacza to, że będę kurczowo trzymać się tej myśli i już nigdy nigdzie sama nie wyruszę, czekając na księcia na rowerze? Też nie. Uświadomiłam sobie natomiast, czego naprawdę pragnę, a to już połowa drogi. I oczywiście do tego samego namawiam ciebie!

Słuchaj siebie

Było już o tym na początku, będzie i teraz, do znudzenia. Na każdym kroku wsłuchuj się w siebie. Szukaj potwierdzeń, ale i zgrzytów. Łatwo się zapętlić we własnych pomysłach, jeszcze łatwiej w nich zabłądzić i niechcący stworzyć niewygodną fikcję.
Zmiana planów jest dobra, jeżeli jest twoja. Jeżeli będziesz siebie naprawdę słuchać poczujesz w ciele, kiedy będzie pojawiać się napięcie, a kiedy zgoda. Idź za zgodą. Nie wiem, być może to trochę mgliście brzmi, ale nie potrafię tego lepiej wytłumaczyć. Ciało zazwyczaj bardzo sprawnie komunikuje nasze wewnętrzne zgrzyty: trzeba tylko dać mu dojść do głosu. Słuchaj więc zgrzytów i idź raczej za tym, co pasuje i się zgadza.
Jeżeli życie kładzie ci zbyt wiele kłód pod nogi, być może powinnaś zmienić drogę. Ale błagam, nie rób tego od razu, przy pierwszym kamyku, który wpadnie ci do buta.

Samotność itp…

Kiedy podróżujesz samotnie wcale nie musisz być sama, pomimo rozmaitych wyobrażeń na ten temat tych, którzy w samotnej podróży nigdy nie byli.
Po pierwsze, częściej niż w swoim naturalnym środowisku nie masz wyboru i musisz wchodzić z ludźmi w interakcję, chociażby po to, żeby o coś zapytać. Nie wyślesz kolegi czy koleżanki, z powodu własnej nieśmiałości. Tak się składa, że ja, wbrew temu co myśli większość moich znajomych, mam pełno obaw przed pierwszym kontaktem z obcymi i specjalnie do przodu nie jestem.
Czasami wpadam przez to w tarapaty, bo wolę kogoś nie zapytać i błądzić, niż od razu załatwić sprawę. Potem oczywiście pluję sobie w brodę. Za piątym razem, kiedy przytrafia mi się podobna sytuacja chowam nieśmiałość do kieszeni i idę do ludzi, ponieważ wiem, że bardziej mi się to opłaca niż ponosić bolesne konsekwencji innej decyzji.

Po drugie, w podróży łatwiej jakoś do ludzi zagadać, przysiąść się do stolika, opowiedzieć komuś o sobie. Oczywiście często są to podobni do ciebie podróżujący, ale z odrobiną dobrych chęci poznasz też mnóstwo ludzi z kraju, który odwiedzasz.

Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na egzesytencjalno-filozoficzne pytanie, czy ludzie są z natury dobrzy czy źli, ale wiem na pewno, że są ciekawscy…i często się nudzą, w szczególności w małych, zapyziałych miasteczkach (które, jeżeli są na końcu świata, są dla ciebie oczywiście niezwykle egzotyczne). Twoje pojawienie się w ich życiu stanowi miłą odmianę od nie zawsze lekkiej codzienności. Nawiązanie kontaktu przychodzi wtedy z największą łatwością. Ty to możesz wykorzystać, a oni mają radochę: korzyść jest obopólna, a przecież w wymianie międzyludzkiej zasadniczo właśnie o to chodzi.

Nie będę zbyt oryginalna czy odkrywcza, jeśli powiem, że drzwi tym bardziej się przed tobą otworzą, jeżeli opanujesz choć kilka słów obcego narzecza z danego kraju, albo chociaż będzie widać, że masz w tym kierunku jak najszczersze chęci.
Arogancję, pogardę, poczucie wyższości zostaw w domu….chyba, że chcesz być w podróży naprawdę smutna i samotna. Najgorsze z czym się spotkałam wśród podróżujących było właśnie poczucie wyższości, niestety często bardzo neokolonialne.

Czy oznacza to, że nie będziesz się czuła samotna? Nie. Najprawdopodobniej będziesz się czuła dokładnie tak samo, jak przed wyjazdem, z tą różnicą, że myśli o zapłaceniu rachunków za prąd i za telefon zostawisz w domu. Czy zawsze trafisz na miłych ludzi? Oczywiście, że nie…ale wtedy wystarczy, że zmienisz otoczenie, a życzliwi bardzo szybko się trafią. Wystarczy odrobina zaufania.

Po samotności pora na itp. Otóż raz jeszcze nie powiem nic specjalnie odkrywczego, ale wyjedziesz i podróżować będziesz dokładnie z tymi zasobami, które zabrałaś z domu. I nie mówię tutaj o pieniądzach czy parach skarpet, a przede wszystkim o tym, co masz w głowie. Jeżeli masz jakieś demony przed którymi uciekasz, bądź spokojna: dogonią cię. Niespokojne myśli, troski? Wrócą bumerangiem. Kiedy już minie pierwszy smak nowości, wolności i okrzepniesz w podróżowaniu (mowa tutaj oczywiście o dłuższej podróży) znajdziesz się po prostu sama ze sobą, tyle, że w innych okolicznościach przyrody.

Jeżeli masz nierozliczone tematy, niepozamykane sprawy, niepokoje, niepewności, bądź pewna, że będą w podróży razem z tobą. A jeżeli od początku nie będziesz tego świadoma, dostaniesz nimi obuchem w łeb. Motywacji do samotnego, babskiego podróżowania można mieć wiele: jeżeli jednak przed czymś uciekasz, to coś, zgodnie z prawami natury, będzie cię gonić.

Czy oznacza to, że musisz koniecznie wszystko pozałatwiać i wyjeżdżać radosna i szczęśliwa? Fajnie by było, co? Jak się uda, super, ale przecież nie zrezygnujesz z podróży tylko dlatego, że masz psychiczną zgagę. Natomiast dobrze jest mieć świadomość, że wyjazd na pewno niczego za ciebie nie załatwi. Świadomość ta ci się przyda przede wszystkim po to, żeby kontakt dupy z twardą ziemią za bardzo nie bolał.

Ja zawsze mam jakiś orzech do zgryzienia, jestem raczej fatalistką niż optymistką i przejmuję się tysiącem rzeczy. Czy z tego powodu rezygnuję? Nie. I na tym to właśnie polega.

Spiesz się powoli

Pośpiech jest twoim największym wrogiem. Pojedź kiedyś na lotnisko poobserwować ludzi na hali przylotów. Wszyscy chcą jak najszybciej opuścić to miejsce. Sęk w tym, że kiedy podróżujesz, twoja podróż zaczyna się właśnie od dworca, lotniska, portu. Często nie znasz kraju, w którym właśnie się znalazłaś, a to oznacza, że, pomimo tego co przeczytałaś nie do końca wiesz, jak wszystko działa. Pewne zachowania są dla ciebie niezrozumiałe i hermetyczne.
Daj sobie czas. Zamiast uciekać z dworca spokojnie, bez popłochu usiądź gdzieś i zacznij się przyglądać nowemu światu. Kiedy się śpieszysz i stresujesz, bardzo łatwo wykorzystać twój amok. Zatrzymaj się i zwolnij, a nie będziesz już tak bardzo zwracać na siebie uwagi. Czas przyda ci się, żeby ochłonąć, przejrzeć na oczy i zacząć widzieć, jak twoje nowe środowisko działa.

Za miesiąc, czy za rok, kiedy przyjedziesz z powrotem, twoja percepcja będzie zupełnie inna. Będziesz wiedziała, czy toalety są czyste, napiwki obowiązkowe i ile kosztuje kawa. Oswajanie nowego otoczenia wymaga jednak godzin, dni, a czasem nawet tygodni lub miesięcy. Nie da się tego przeskoczyć, chociaż w dobie permanentnego pośpiechu niełatwo może być się zatrzymać. Nie poddawaj się tej presji. Wyjdzie ci to wyłącznie na dobre. Ja zawsze sobie prędzej czy później plułam w brodę właśnie przede wszystkim za nadmierny pośpiech.

Instrukcja obsługi

Przykro mi, ale instrukcji obsługi nie będzie, bo takowa nie istnieje. Jest bowiem tyle sposobów podróżowania, ile ludzi. Ja na przykład nie jestem fanką przewodników, zabytków i muzeów. Wolę przyrodę, bazary, tudzież różne dziwne środki transportu. A ty być może masz wręcz odwrotnie. Nie odpowiem ci więc na pytanie, co warto zobaczyć, ani jak znaleźć najtańszy hotel. Nie dlatego, że nie chcę, ale ponieważ moje potrzeby i poczucie komfortu mogą się diametralnie różnić od twoich. Sam fakt, że napisałam ten mini-przewodnik byłby dla mnie szczytem narcyzmu, gdyby nie fakt, że wiem, że płynie od serca i opisuje moje, sprawdzone na własnej skórze przeżycia i przemyślenia. I że możesz z niego skorzystać, całkowicie go zlekceważyć, albo wybrać jakiś wariant pośredni.

Kiedyś jeździłam ze słynnym przewodnikiem LP, teraz staram się do niego sięgać jak najrzadziej. Wszystko i tak zostało już w jakiś sposób odkryte. Jeżeli marzysz o zostaniu Robinsonem na bezludnej wyspie, życzę powodzenia. Pełno jest na świecie takich Robinsonów, tłoczących się gromadnie na rajskich skrawkach otoczonej morzem ziemi. Dla mnie największymi Robinsonami są ci, którzy przekraczają własne granice. A największym odkryciem ludzie, mój osobisty nieodkryty kontynent: ich odmienność a zarazem człowiecze podobieństwo. Sposób parzenia kawy, przytulenia dziecka, wiązania włosów przed snem. To wszystko mnie fascynuje i niezmiennie wzbudza we mnie dziecięcy zachwyt.

I to by chyba było na tyle. Nie wiem, gdzie cię zaprowadzi twoja podróż, kiedy już ją odbędziesz, ale trzymam za nią kciuki i życzę powodzenia.

Szerokiej drogi

Agata Królikowska. wszystkiejazdygacka.wordpress.com. Niniejszy przewodnik jest bezpłatny. Możesz z niego korzystać, udostępniać go i rozpowszechniać nieodpłatnie, w dowolnym zakresie. W przypadku chęci wykorzystania części lub całości utworu do jakichkolwiek innych celów niż czytanie, proszę o podanie źródła. Wykorzystanie utworu bez podania źródła będzie traktowane jak plagiat.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u