Gruzja 2012 podróż w czasie piotr masicz

GRUZJA 2012

Podroż w czasie”

Pierwsze symptomy o zwrocie na wschód następowały cyklicznie po każdym podsumowaniu wydatków na paliwo w czasie wypraw po tzw. Północnym zachodzie.

Jednak tym razem chyba za „bliski wschód” tego dalekiego wschodu sobie wymyśliłem ponieważ nawet w kraju docelowym ceny paliw pogalopowały w górę odwrotnie proporcjonalnie do ich jakości .Tak czy inaczej dopiąłem swego i po raz kolejny korzystając z ogłoszeń na globtroterze oraz wśród znajomych włącznie z tymi z poprzednich wypraw skompletowałem skład. Datę wyjazdu ustaliliśmy na 1-go czerwca najpóźniej tak aby nie popaść w fale upałów na tamtejszych szerokościach geograficznych. Jeden skład wyjeżdża z Lublina drugi z południa polski.

Jako punkt zborny ustalamy Słowację ale szybko się plany zweryfikowały wiec prawie spotkaliśmy się dopiero na noclegu w Rumunii. Rano aby nie nadrabiać drogi przeprawiamy się przez dosyć głęboką rzekę i wyjeżdżamy na drogę główną .Było na tyle głęboko że wody z reflektorów nie mogłem się pozbyć przez dwa tygodnie 🙂

Przejazd przez Rumunie również wypadł osobno. Drugi skład pojechał główną droga w strunę Bułgarii a my jak zwykle koncepcyjnie na skróty. Skróty by były gdyby nie zawalony tunel wysoko w górach. Jednak warto było dla samych panoram jakie roztaczały się z góry. Jednak trzeba zejść czyli zjechać na początek trasy i nadrabiać zaległości. Bułgarię robimy non stop z małą przerwą na ugaszenie mini pożaru lodówki .Tym samym zostaliśmy pozbawieni zimnych drinków do końca podróży.

Wolno nam jednak idzie ta podróż ponieważ nie jedziemy na zmiany non stop tylko jak emeryci robimy pauzy na noclegi. Następny wypadł przed granicą Turecką. Rano spotykamy się z drugim składem w Turcji na pierwszej stacji i ustalamy następny punkt programu. Zjeżdżamy z płatnej autostrady na drogę przy morzu Mor mora i nocujemy na plaży. Przed noclegiem odwozimy Jurka do Istambułu .Zmienił plany bo tak się przejął prognozą pogody na Gruzję(że niby ma być deszczowo) która oczywiście nie spełniła się na nasze szczęście 🙂 Nocny Stambuł wart grzechu dzienny natomiast to kara Boska.

Nie ma takiej rekompensaty która by dała radę przyćmić te wielokilometrowe korki i czas w nich spędzany.. masakra. Tymczasem w nocy ok wracamy sprawnie na plażę i tam śpimy. Świtem przeprawa przez Bosfor i dalej non stop na wschód. Non stop miało być ale było tylko do czasu następnego pomysłu aby zjechać tym razem nad morze czarne i jechać wzdłuż niego aż do Gruzji .Generalnie było ok ..w sumie fajna plaża i kąpiele w wątpliwej jakości wodzie ale cała prawda o składzie wody w morzu czarnym czyli brudnym wyszła dopiero w Gruzji. Przy okazji doświadczyliśmy pionierskiego zjazdu z autostrady na jednej karcie na dwa samochody..polak to jednak stworzenie niezatapialne 😉

Niestety stan drogi wzdłuż morza pretendował do miana city of road wiec znowu nadrabiamy kilometrów i wracamy na dwupasmówkę .500 km przed granicą w deszczu wynajdujemy nocleg pod rybacka wiata. Tam kamuflujemy się przed deszczem i wiatrem konsumując kolacje i przesypiając lekkim snem z myślą o dużej fali podmywającej nasz namiot 🙂

Następny dzień to sprawnie przekroczona granica i mały rekonesans oczywiście po Batumi. Akwarium już nieczynne wiec idziemy dalej aż lądujemy w knajpce na małe co nieco. Na początek wybór z menu to zawsze trochę niewiadoma ale mi się trafiło dobrze 🙂 Na nocleg wyjeżdżamy za granice miasteczka i po prostu śpimy. Rano weryfikacja planów czyli nie jedziemy na północ tylko na wschód w stronę Tbilisi .

Po drodze zwiedzamy klasztory i skalne miasta . Pogoda ok gorzej z drogą. Na początku asfalt jednak szybko przerodził się w podłoże pod asfalt w dodatku bardzo urozmaicone powierzchniowo .Pod wieczór wynajdujemy fajne miejsce na nocleg. Nad rzeką w zagajniku..sielanka 🙂

Następnego dnia znowu się rozdzielamy. My do Tbilisi na wieczorne zwiedzanie .Znajdujemy hostel,logujemy się tam i idziemy w miasto i na wzgórza .Rano ponawiamy zwiedzanie stolicy. Przemieszczamy się parę stacji metrem i już spacerkiem wracamy w stronę samochodu a tu nagle ,, spotykamy na środku ulicy „nasz” drugi skład . To się nazywa przypadek trafić się w takim dość dużym mieście. Podwozimy ich do samochodu i wyruszamy już wspólnie na północ w Kaukaz. Przed nami słynna droga wojenna i parę zabytków. Zabytki ok w tym Katedra ale droga wojenna zdecydowanie przereklamowana. Następny nocleg znowu wynajdujemy w fajnym miejscu . Rzeka i polana. Rozbijamy obóz ,rozpalamy ognisko ,wieczorne rozmowy pod gwiazdami połączone z kolacją .

Wynajdujemy na mapie symbol raftingu i w tym celu znowu rozdzielamy się na trochę . My startujemy z rana na wyznaczone miejsce a Oni zostają na spokojnie uporządkować swoje rzeczy i przygotować się na góry. Tymczasem dojeżdżamy do punktu na mapie ale niestety ani widu ani słychu. Podpytujemy się jak to jest z tym raftingiem i dowiadujemy się ze i owszem ale te kwestie załatwia się w Tbilisi a wtedy przywożą sprzęt i spływa się z biegiem rzeki. Tak wiec znowu weryfikacja planów . Wynajdujemy zjazd z drogi i wymyślamy sobie wycieczkę w góry każdy w swoim kierunku wg. upodobań. Umawiamy się na wieczór tak aby dojechać do Kazbegi na noc. I tak dokładnie było. Po pionierskich przejściach i zejściach oraz fotolowach niedźwiedzia wracamy do Patrola . Na późny wieczór dojeżdżamy do Kazbegi wiedząc gdzie rozbiła się na noc nasza druga ekipa staramy się tam trafić. Przypadkowo spotykamy dwójkę rodaków z plecakami i oczywiście porywamy ich z sobą na pole u podnóża Monastyru. Marcin i Ania zostają z nami przez dwa dni.

Rozbijamy namioty późno w nocy. Jest zimno a to tylko 2300 npm.

Następny dzień to podział na grupy. Podejście pod lodowiec ,zakupy spożywcze ,kąpiel oraz przegląd układu paliwowego. Zmiana filtra paliwa pomaga tylko poczuć się lepiej…kierowcy 🙂 No cóż Irańska ropa jest…inna delikatnie mówiąc. Patrol jednak radził sobie dzielnie poddymiając tylko trochę bardziej do następnego tankowania tzw Euro diesla czyli teoretycznie lepszej jakości paliwa. Tak czy inaczej nowa konstrukcja diesla na tamtejszym oleju napędowym już by się nie dźwignęła do życia.

Wieczorna kolacja w większym gronie i plany na dzień następny. Spróbujemy przejechać górami do Shatili aby nie wracać znowu „pokojową” droga wojenną.

Prawie nam się to udaje ale błąd w nawigacji sprowadza nas do posterunku granicznego z Rosja . Skutkuje to użyciem biegu wstecznego i odwrotu ponieważ pogranicznicy powiadają ..”Tuda nie nada” kałasznikowy na ramieniu to poważne poparcie argumentów słownych. Wracamy ale wiemy tez ze przejazd jest ale inną drogą. Nie podejmujemy poszukiwań mając przed sobą w planach tajemniczą Swanetie . Wracamy na tzw. drogę główna podwożąc Anie i Marcina do rozjazdu i tam się z nimi żegnamy . Jedziemy do Gori planując następnego dnia spenetrować następne skalne miasto . Wdrapujemy się na płaskowyż im. Koników polnych górujący nad reszta i tam rozbijamy się na nocleg .Z uwagi na różne skaczące i pełzające stworzenia robimy z resztek ropy zapachowy krąg wokół obozu aby skutecznie hamować zapały imigracyjne sześcionogich władców planety ziemia.

Wraz z otwarciem obiektu dla zwiedzających wcielając się w ich rolę spełniamy powinność aby następnie w drodze do jaskiń ze śladami dinozaurów nabyć w drodze kupna czereśnie i inne owoce -delektować się ciepłym ich smakiem jednocześnie za pomocą pestek wymusić ekspansje drzew owocowych wzdłuż pasa drogowego 🙂

Zwiedzamy park dinozaurów , ucywilizowanym chodnikiem przemierzamy kolorowe mroki jaskini ,następnie zwiedzamy taras widokowy oraz jak dla mnie kłócący się z krajobrazem wytwór nowoczesnej architektury którego niestety nie da się wkomponować w otoczenie. Oby tylko ta przyspieszona wizja zmiany Gruzji w teoretyczny obiekt pożądania dla przyszłych turystów nie wyszła im bokiem .

Mam nieodparte wrażenie że brakuje im punktu odniesienia tak aby odnaleźć swoje miejsce w czasie i nie zaprzepaścić tego co nam się wydaje największym bogactwem tego kraju . Tymczasem podążamy dalej na północ w stronę Mestii .Pytani o drogę tubylcy zaprzeczają jakoby ta droga była przejezdna a jeden nawet twierdzi ze jest na pewno nieprzejezdna z powodu zalegającego śniegu na przełęczy. Nie zrażeni pogłoskami jedziemy jeszcze chwile po czym wynajdujemy miejsce na nocleg na wyspie pomiędzy korytami rzeki. Suchą stopę zapewnia nam wodołaz patrolek 😉

Szybko organizujemy obóz ,materiału na ognisko mamy pod dostatkiem wiec ognisko i pieczone ziemniaki to nie był wyszukany pomysł do tego kefirek i kolacja wegetariańska jak znalazł 🙂 Pozostali biesiadnicy poszli spać a ja jakoś…nie znalazłem w sobie weny na sen . Ognisko i szum rzeki zrobiły swoje. Pobyłem tam jeszcze długo i nawet się sobą samym nie zmęczyłem . Rano tez jakoś pierwszy się zerwałem , wygrzebałem z sentymentem zakopane resztę ziemniaków z tlącego się ogniska, spojrzałem na symptomy nadchodzącej pogody i bez obaw o znaczące zmiany w tej kwestii zacząłem pakowanie obozu razem z resztą ekipy. Dalej wg. planu czyli droga w nieznane przez niewiadome w stronę domniemanego .

Droga do Mestii od strony wschodniej czyli Tsageri i Lentekhi to podróż w czasie. Przejeżdżamy przez wyjątkowo „zapomniane” wioski drogami kategorii minus 2 . 70 km jedziemy przez 6 godzin wliczając w to minimalne przystanki na zrobienie fotek. Droga wiedzie przez wąwozy ,strumyki,śnieg i tak powoli w górę i w dół czasami dłużej dolinami w otoczeniu Kaukazu Wysokiego dojeżdżamy do Uszguli najwyżej położonej wioski . Pierwsze wieże i pierwsi turyści którzy dojechali tutaj od strony Mestii. Wcześniej spotykamy tylko rowerzystę szalonego francuza. Ale gość!!! -jakby nie z tego świata. Rower z wózkiem a droga która przejechał, my przejechaliśmy terenówka .Szacun wielki. Mijamy się także z dwoma rodakami na motocyklach. Oni jako pierwsi potwierdzają nam ze ta droga naszym samochodem damy rade dojechać do Uszguli a nastepnie do Mestii. Tutaj podroż w czasie nabiera innego znaczenia. W krótkim czasie nastąpił przeskok o jedna dekadę w przyszłość. Jeden wielki plac budowy. Szkło i beton w futurystycznym stylu miesza się z historią nieopodal tzw. Centrum. Doświadczamy tego niebawem decydując się na nocleg na kwaterze. Po negocjacjach cenowych-dochodzimy do w miarę akceptowanego poziomu jak za taki standard. To było ciekawe doświadczenie 🙂 niestety nie da się opowiedzieć ..to trzeba zobaczyć co i za jaka kwotę oferują miejscowi tzw. przyjezdnym. Oj..czuję ze szybko zweryfikuje im to rzeczywistość i jakieś minimalne standardy obowiązujące w danym przedziale cenowym na świecie. Dodam tylko że na początek zaproponowali nam 100zl za osobę za nocleg ze śniadaniem i kolacja i łazienka z epoki kamienia gryzionego 🙂 oczywiście nie odmówiłem sobie dokumentacji fotograficznej tego przybytku . Skończyło się na 40 zł po rezygnacji z kolacji i negocjacjach dotyczących wartości pozostałej. Po kąpieli z nadzieja że przeżyjemy to doświadczenie 😉 idziemy do tzw. centrum na kolacje .Jednak po oczekiwaniu około 15 min na menu, zmieniamy lokal. Najedzeni udajemy się w celu odespania zaległości. W wieloosobowym pokoju wybrałem sobie za łóżko twardą komodę z materacem po tym, jak sprawdziłem promień wyginania się materaca i sprężyn na bardzo miękkich łózkach. Rano reszta stwierdziła ze dobrze wybrałem kiedy oni muszą zając się prostowaniem kręgosłupa ja schodzę na śniadanie. Co prawda już mi się przejadło Chaczapuri ale to było prosto z pieca robione na bieżąco przez gospodynie. Do tego inne specjały zapełniły nasze brzuszki wiec teraz mogliśmy już myśleć o dalszej podróży na zachód i dalej wybrzeżem na południe w stronę Batumi i granicy z Turcja. Nieuchronnie nadszedł czas powrotu. Zjeżdżamy nad plażę i co prawda z niesmakiem ale chłodzimy się w wodzie. Wiatr przywiał nad plaże wszystko co można sobie wyobrazić oraz dwa razy więcej niż sięga nasza wyobraźnia. Oszczędzę Wam tych szczegółów aby ocena nie brzmiała tendencyjnie.

Powinni to nagrać z lotu ptaka i emitować przed każdym programem w TV aby uświadomić Gruzinom oraz innym nacjom graniczącym z morzem co min. poza pięknym krajem oferują przyjezdnym. Tym razem nocleg wypadł w okolicach ogrodu Botanicznego .Spotkany starszy jegomość wskazał nam uprzejmie opuszczona posesje na której rozłożyliśmy namiot w dobrej wierze i bezkonfliktowo z czymkolwiek, jednak rano sprowadził nas na ziemie przychodząc z wyciągnięta ręką po kasę. Poprzedni wieczór spędziliśmy w Batumi w mniej lub bardziej znanych miejscach. Sympatyczne pożegnanie z mieszkańcami Gruzji w czasie skromnej kolacji. Przysłowiowa Mamuśka ugościła nas z troska godna rodzonej Mamy 🙂 wracamy na nocleg już w deszczu. Tak wyszło że pierwszy i ostatni dzień w Gruzji pod tym względem były do siebie podobne. Tankujemy i w drogę. Robimy tego dnia około 650 km i wynajdujemy nocleg gdzieś w górach na skrawku równego terenu. Przechodzący pasterz ostrzega nas przed kleszczami. Poza odwiedzinami psów w środku nocy wszystko inne było rewelacyjne. Następnego dnia odbieramy Jurka przed granica z Bułgarią i gdzieś pomiędzy plantacjami winorośli rozbijamy szybki obóz noclegowy. Rano po krótkiej podroży stajemy na kąpiel w jeziorze i tak krótkimi skokami dojeżdżamy do Polski . W drodze jest tak gorąco że chwale Patrola do dzisiaj za to ze ma na wyposażeniu chłodziarkę. W innym przypadku jechalibyśmy ugotowani. Podroż zajmuje nam dosyć długi czas ale to ze względu ze noclegi spędzamy na spaniu a nie jeździe non stop na zmiany.

Podsumowując..ja swoje zamierzone cele osiągnąłem. Zwiady dotyczące warunków egzystencji na wschodzie uważam za wystarczające przed przyszłoroczną podrożą na bardzo daleki wschód. Gruzja na kolana mnie nie rzuciła ale myślę ze to poniekąd wina sposobu podroży. Zdecydowanie polecam wykorzystać ostatnie chwile tego co tak urzekło pierwszych turystów „idąc”w świat i wybrać się tam na dłużej i na piechotkę ,autostopem z plecakiem. Kaukaz jest niesamowity jak i ludzie w odległych od cywilizacji zapomnianych miejscach. Są duże szanse że odnajdziecie tą znikająca w szybkim tempie wrodzona gościnność pod warunkiem że będziecie omijali wszystkie znane i okrzyczane miejsca. Gruzinom natomiast życzę aby ruszyli w świat zobaczyć jak to wygląda z innej perspektywy oraz pozbycia się mniemania, że są pępkiem świata.

Śpieszmy się poznać Gruzję…tak szybko odchodzi….”


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u