Grenlandia – Krystyna Rynkowska, Anna Ritter

Grenlandia

Krystyna Rynkowska, Anna Ritter

UCZESTNICY:          6 osób

CZAS TRWANIA:    21.06 – 02.07. 2007

PRZELOTY:              Warszawa – Kopenhaga – LOT

Kopenhaga – Kangerlussuag – Scandinavian Airlines

Kangerlussuag – Ilulisad -AIR Greenland

CENA BILETU:        4 250,00 zł (powrót Warszawa lub Gdańsk)

WALUTA:                  korona duńska = 0,50 zł

100 USD = 525 DKK

100 EURO = 725 DKK

Wizy nie są wymagane

NOCLEGI:                 Ilulisad – Justh Hotel położony w centrum, cena 250 DKK / os (bez pościeli).                                             Należy zrobić rezerwację przez Internet – www.worldofgreenland.gl

tel. +299 94 43 00  fax +299 94 43 02

Transfer z lotniska 50 DKK od osoby

Kangerlussuag – hotel Old Camp Justh Hotel oddalony od lotniska 2 km (dojazd z                                    lotniska darmowy) w starej bazi proamerykańskiej.                                                                                       Doba z obfitym śniadaniem 295 DKK

WYCIECZKI:                        – Nocna na 21 / 2 h – 450 DKK

– Wioska eskimoska Oggatsut – 5 h – 700 DKK lub 900 DKK z posiłkiem w rest. H8                                 – Całodzienna 8 – 10 h do czoła lodowca Egi oraz starej bazy arktycznej 80 km na                          północ od Ilulisad z posiłkiem 1495 DKK

– Przejazdy w Kangerlussuag – do “głowy cukru” i jez. Fergusona (samochód                                            właściciela pizzerii) 83 DKK

– Wycieczka do lodowca Russela – 495 DKK (25 km) z postojem na herbatę z                                            termosu

– W poszukiwaniu wołów piżmowych – 495 DKK (niewypał – odradzamy)

Zwiedzaliśmy odcinek wybrzeża Zachodniego w okolicy Kangerlussuag i Ilulisad. Obie miejscowości poza kłem podbiegunowym.

Były białe noce, które trwają od końca kwietnia do połowy sierpnia.

Noc polarna trwa od 22.11 – 22.01. Temperatura średnia latem 18 – 20°C. W czasie naszego pobytu było 21 – 23°C. Na zimowy pobyt mieszkańcy polecają marzec. Temperatury zimą od – 22 do – 19 °C (ekstremalnie -40°C)

Uwaga! przez czerwiec i lipiec jest wysyp milionów arktycznych komarów – potwornie żarłocznych bestii (konieczność posiadania moskitier oraz płynów odstraszających – można nabyć na miejscu)

ZAKUPY:      Żywność jest bardzo droga. My kupowaliśmy w Kangerlussuag w sklepie przy lotnisku a w                      Ilulisad w dużym domu handlowym w centrum. Odradzamy odwiedzanie sklepów                                   mięsnych – są tam liczne zwłoki focze.

Ilulisad, które leży bardziej na północ ma ostrzejszy klimat i surowsze krajobrazy. Natomiast  Kangerlussuag ma klimat kontynentalny z ciepłym latem i stosunkowo łagodną zimą oraz około 300 dni w roku bez opadów. Te właśnie warunki klimatyczne były powodem stwożenia tu w 1941 roku Bazy Lotniczej Bluie West 8 dla transportowców amerykańskich lecacych do Europy. Pracowali tu Colonel B. Balchen (współpracownik Amundsena i Charles Linberg. Ta ważna Amerykanów i Aliantów baza przetrwała do 1989 r. i pełniła funkcję stacji wczesnego ostrzegania. Obecnie Kangerlussuag ma około 500 mieszkańców, którzy obsługują Międzynarodowe Lotnisko i pracują w turystyce.

Ilulisad – miasto leżące nad Fiordem zatoki Disco  około zamieszkuje 4000 osób i 3000 potwornie wyjących psów. Mieszkańcy utrzymują się z turystyki i rybołówstwa.

I dzień:

Przylatujemy do Kangerlussuag – ciepło. Opalamy się na tarasie wychodzącym na pasy startowe. Obgryzają nas komary. Po kilku godzinach przelot samolotem linii grenlandzkich (samoloty czerwone w białe kropki) do Ilulisad. Lecimy nisko, pod nami zielono i rudo zabarwione skały, błękitne jeziorka i jęzory lodowców. Od razu po ulokowaniu się w schronisku i zamówieniu wycieczek morskich idziemy do miasta. Spacerujemy dłucie godziny w zupełnej jasności. Oglądamy psy, kolorowe domki, wybrzeże z górami lodowymi, które ku naszemu zdumieniu pływają.

II dzień:

Od rana płyniemy do położonej 15 km na północ wioski eskimoskiej. Szał fotografowania. Góry lodowe w różnej barwie i kształcie, jedna piękniejsza od drugiej. Wioska Ogaatsut: 45 mieszkańców w tym 8 dzieci. Mnóstwo psów przykutych do skał, karmionych co drugi dzień. Knajpka. Kościół. Szkoła. Sklep i suszarnia ryb. Powrót do  Ilulisad po skąpanym w słońcu morzu wśród niebieskich i srebrnych gór lodowych.

Nie chce się spać, więc odganiając się od komarów łazimy wśród urokliwych domków we wszystkich możliwych kolorach. Śliczny w swej prostocie XVIII – wieczny kościółek Zjon’f Church.

III dzień:

Idziemy na mały treking wybrzeżem, które prawie wszędzie jest klifowe. Są tu trzy trasy: żółta, niebieska i najdłuższa 12 km – czerwona. Dzisia idiemy żółtą a potem częściowo niebieską – przez 6 godzin. Jest przepięknie – skały,  jeziorka, a z boku cały czas morze pokryte górami lodowymi i jęzorami lodowca Jacobsa. Dużo kwiatów typu krzewinek i naszych skalnych, ale są dużo intensywniejsze w kolorach i większe. Miejscami wędrujemy przez nadmorskie mokradła, gubimy szlak i schodzimy  po skalnej ścianie. Bardzo ciepło i chmary komarów. “W nocy” o godz. 23.00 jedziemy oglądać góry lodowe, które niestety nie są różowe bo chmury skryły horyzont. Nie szkodzi – i tak jest bajkowo. Wracamy około 3.00 nad ranem. Dzieci na ulicy grają w piłkę.

IV dzień:

Od rana idziemy na treking szlakiem niebieskim i czerwonym. Najpierw przez bajeczne łąki i mokradła, potem ostre dwugodzinne podejście wąwozem do ogromnego jeziora. Wokół łąki kwitów – bardzo kolorowe. Zbliżamy się do brzegu i znowu biały lodowiec. Jest upalnie i cicho – chciałoby się zostać tu na dłużej. Wracamy łatwiejszym szlakiem, potem klucząc między psami, przed którymi czujemy respekt, wracamy do domu – około 18.00. Byliśmy w  drodze 8 godzin.

V dzień:

Całodzienna wycieczka do lodowca Egi (szerokość 4,5 km, wysokość 100 m) i Bazy Arktycznej. Zatoka Disco jest szeroka, góry lodowe, które już Ne robią takiego wrażenia – lodowiec owszem. Płyniemy bardzo szybko. Dają kawę, herbatę i czekoladę – poimy się dowoli. Wysiadka przy starej Stacji Arktycznej. Na brzegu krzyż – tu w 1954 roku ogromna fala zabrała część bazy z ludźmi. Ponownie nas karmią w Cafe Wiktor, czujemy się jak amerykańscy turyści. Jest możliwość noclegu w małych domkach. Wracamy nadal. Wcinając ciastka – naokoło jest wspaniale, ale człowiek powoli oswaja się z pięknem krajobrazu.

VI dzień:

Łazimy po miasteczku. Zwiedzamy bardzo interesujące muzeum poświęcone Knudowi Rasmusenowi, który uważany jest za bohatera narodowego. Położył on bardzo duże zasługi dla ludności Grenlandii.

W Muzeum znajdują się liczne historyczne fotografie z okresu II wojny światowej – z wizyty Churchila i Marleny Dietrych, która śpiewała dla żołnierzy amerykańskich. Wstęp do muzeum – 25 DKK.

Robimy zakupy – w ym letnie bluzki. Jest bardzo ciepło.

VII dzień:

Odlatujemy rano do Kangerlussuag po wykonaniu zdjęć pożegnalnych na lotnisku.

Na lotnisku odbiera nas dziewczyna, która samochodem zawozi nas do Campu. Pytamy gdzie jest miasto. Odpowiada ze zdziwieniem, że to tu. No tak; lotnisko, sklep typu mydło i powidło, kilka bloków i domków fińskich. Hotelik – luksus: pościel, kołdry, poduszki, prysznice, WC i brak innych gości!

W nocy odstawiamy taniec świętego Wita – zostawiliśmy otwarte okno i jest zmasowany atak komarów.

VIII dzień:

Piękna pogoda. Pan z Pizzerii  wiezie nas pod “głowę cukru” (7 km). Przepiękne krajobrazy – zupełnie inaczej. Jest przestrzeń i zieleń, góry bez takiej ilości skał porośnięte trawą. Ostre, ale dość krótkie podejście na górę (około 500m).Widoki na rozległe zielone wzgórza i piękne jeziora. W oddali rysuje się lodowiec Russela. Fioletowe kwiaty, płożące brzozy i wierzby. Wycieczka trwała 3 godziny.

IX dzień:

Pan z Pizzerii  zawozi nas nad Jezioro Fergusona (5 km). Jezioro piękne, naokoło uroczyska z kaczuszkami i ptakami. Jest gorąco, leżymy w pachnących trawach. Chętnie zostałoby się tu na dłużej. Wracamy pieszo mijając wspaniałą rzekę Orkendalen wypływającą spod lodowca Russela. Potem jedziemy nad wycieczkę w poszukiwaniu wołów piżmowych. Pełny niewypał. Wołów nie ma pomimo, że żyje tu ich podobno 7 tys. W ich zobaczenie nie wierzy nawet nasz przewodnik. Widoki jednak były cudowne i zrekompensowały brak zwierzyny.

X dzień:

Rano spacer do miasteczka w celach zakupowych.

O godz. 13.00 jedziemy na lodowiec Russela. Bardzo śmieszny autobus marki Mercedes specjalnie wyprodukowany na Grenlandię. Do wsiadania dostawiają schodki. Droga piękna. Mijamy naszą “głowę cukru“, pola wełnianek i fioletowych kwitów, jeziora i bardzo efektowne szczątki samolotu wojskowego pokazywane turystom od 40 lat. Włazimy na szczyt żwirowej góry, z której roztacza się oszałamiający widok ciągnącego się po horyzont szaro- buro- białego lodowca. Część grupy bohatersko wchodzi na niego. Postój pod skałą przy rzece lodowcowej gdzie pijemy gorącą kawę i herbatę. Słońce grzeje potwornie – strasznie gorąco na tej Grenlandii.

XI dzień:

Odlatujemy… Grenlandię zapamiętamy jak wyspę lodu, kwiatów i słońca.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u