Gdzie Święty Patryk mówi dobranoc – Irlandia – Katarzyna i Jakub Szumielewicz

Gdzie Święty Patryk mówi dobranoc – Irlandia

Katarzyna i Jakub Szumielewicz

Wyjazd do Irlandii był realizacją jednego z naszych dawnych podróżniczych marzeń. Spowite mgłą klify, zielone pastwiska pełne białych owiec i kolorowe puby z ciemnym Guinessem stanowiły nasze wyobrażenia Zielonej Wyspy. Pojechaliśmy sprawdzić, czy pokryją się one z rzeczywistością…

Termin
7-27 lipca 2003

Koszt wyprawy
Około 7000 zł za dwie osoby.

Trasa i koszty komunikacji
Trasa: Warszawa – Bruksela (autokar Eurolines 430 zł/os), Bruksela – Dublin (samolot Ryanair 100 EUR/os), pętla wokół Irlandii (samochodem): Dublin, Kilkenny, Cork, Ring of Beara, Ring of Kerry, Dingle Peninsula, Burren, Connemara, Slieve League Cliffs, Giant’s Causeway, Belfast, Newgrange, Dublin (2700 km).

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Wypożyczenie samochodu
Sixt Car Rental, to najtańsza oferta, jaką udało nam się znaleźć, jednak nie polecamy jej. Dostaliśmy inny samochód niż zarezerwowany, a po powrocie okazało się, że z karty ściągnęli nam prawie o 200 EUR więcej. Przez miesiąc mailowo wyjaśnialiśmy sprawę zanim w końcu cena prawie się zgodziła z pierwotną. Koszt: 416 EUR/15 dni. Wykupiliśmy jedynie podstawowe ubezpieczenie, w razie uszkodzenia samochodu my płacilibyśmy pierwsze 600 EUR (pełne ubezpieczenie – 150 EUR więcej). Do tej kwoty trzeba doliczyć 23 EUR za odbiór samochodu na lotnisku i 25 EUR za odbiór po 22.00. Wypożyczalnia mieści się blisko lotniska i można tam dojechać autobusem (bilet 1,60 EUR trzeba mieć odliczone pieniądze!) Żeby odebrać samochód z parkingu na lotnisku, trzeba mieć drobne na zapłacenie lotniskowego parkingu (pieniądze zostaną zwrócone przy oddawaniu auta).
Paliwo: 0,80 – 1 EUR/litr.
Drogi: Unikaliśmy dróg głównych, które co prawda mają doskonałą jakość, ale turystycznie są mało atrakcyjne. Jeździliśmy głównie drogami oznaczonymi na mapie na żółto i biało. Są one bardzo wąskie, często na jeden samochód. Warto, więc wypożyczyć wąskie i zwrotne auto. Parkowanie: 1,20-2,50 EUR/godz. (prowincja/Dublin)

Noclegi
Co drugi dzień spaliśmy w samochodzie, kempingi: 10-18EUR (samochód, namiot i dwie osoby) oraz 0,5-1,5 EUR/os. prysznic. Hostel w Dublinie: 17 EUR/os. (weekend 19EUR/os.). w ciasnym 10-osobowym pokoju. Jest to jeden z tańszych hosteli. Nie warto spać na kempingach z 4 gwiazdkami. Więcej gwiazdek oznacza, że kemping jest przystosowany do przyczep kempingowych, a nie ma na nim udogodnień dla plecakowców czy rowerzystów, tj. kuchni, miejsca do zjedzenia posiłku czy choćby zagrzania herbaty. Czasem nie ma nawet gdzie podłączyć grzałki. Polecamy przewodnik Caravan&Camping Ireland za 3 EUR, do nabycia w IT lub na kempingach.

Zwiedzanie
Warto kupić kartę Heritage Card (HC) uprawniającą do zwiedzenia ponad 80 miejsc i zabytków bez dodatkowych opłat (dorosły/student 20/7.50EUR). W dalszym opisie HC oznacza wejście z kartą gratis. Wraz z kartą otrzymujemy mapę Irlandii z zaznaczonymi zabytkami oraz przewodnik. Kartę można kupić w każdym z miejsc z listy HC. Słabo rozwinięty transport publiczny sprawia, że ciężko dojechać do niektórych mniej popularnych miejsc i najlepszym sposobem na zwiedzanie jest wypożyczenie samochodu. Zabytkowych miejsc jest w Irlandii ponad 45000 i nie zawsze te opisane w przewodnikach są najciekawsze. Warto zapytać miejscowych lub samemu wypatrywać ciekawych ruinek, które mogą okazać się nieodkrytymi perełkami. Są one często bardziej naturalne niż te, nad którymi opiekę sprawuje państwo, a poza tym nie ma opłat za zwiedzanie, ani tłumu turystów.

Jedzenie
Wszystko średnio trzy razy droższe niż w Polsce. Najlepiej zaopatrywać się w Tesco (w Dublinie niedaleko O’Connell Street), potem Super Valu i Superquin. W Irlandii Północnej jest taniej, można płacić w euro, ale resztę otrzymamy w funtach. Piwo w pubach 3 (wioski)– 4,5 (Dublin) EUR.

Przewodniki, mapy, strony www
Polecamy Irlandię – Lonely Planet oraz kolorowy przewodnik Wiedzy i Życia, dobrze się uzupełniały. Mapa – 1:400 000 Michelin w zupełności wystarczyła. Najlepiej pytać o drogę miejscowych, bo kierunki są źle oznaczone, nazwy czasem podawane po irlandzku, a czasem po angielsku, a odległości raz w milach, a raz w kilometrach. Chyba nie da rady się nie zgubić przynajmniej kilka razy, ale miejscowi zawsze poradzą. Zdarza się, że trasy oznaczone na mapie na żółto są fatalnej jakości i miejscowi omijają je jak mogą, z drugiej strony, mogą zdarzyć się trasy zaznaczone na biało (teoretycznie gorsze) o bardzo dobrej jakości.
www.irishcarrentals.com; www.eurolinespolska.pl; www.ryanair.com; www.ireland.travel.ie; www.gocampingireland.com; www.interhike.com/camping.ireland.html; www.hini.org.uk; www.hostels-ireland.com; www.discovernorthernireland.com; www.heritageireland.ie .

DZIENNIK PODRÓŻY

07.07 – 08.07 Warszawa – Dublin
O godz. 9.30 wyjeżdżamy autokarem do Brukseli. Jedziemy cały dzień i noc. Następnego dnia o 8.00 jesteśmy na miejscu. Wysiadamy na stacji Gare du Nord. Kupujemy karnet na 10 przejazdów za 9.5 EUR. Bilet jest ważny na autobusy, tramwaje i metro. Po skasowaniu można przez godzinę jeździć tymi środkami lokomocji, dowolnie się przesiadając. W ten sposób wykorzystujemy cały dzień na zwiedzanie Brukseli. Wieczorem z dworca Gare du Midi jedziemy autobusem dowożącym pasażerów Ryanair na lotnisko. Kosztuje 10 EUR od osoby, a podróż trwa jakieś 40-50 minut. Około 23.00 jesteśmy w Dublinie. Na lotnisku odbieramy Peugeota 307 i ruszamy w drogę. Przez kolejną godzinę jedziemy autostradą okrążającą miasto, próbując bezskutecznie znaleźć „nasz” zjazd. W końcu „na czuja”, skręcamy w jeden ze zjazdów z autostrady. Ogarniają nas niesamowite ciemności, typowe dla małych bocznych dróg. Poza tym, droga jest bardzo wąska, z dwóch stron otoczona wysokim żywopłotem zasłaniającym wszystko. Wreszcie udaje nam się dostrzec zatoczkę, w której stoi już jeden samochód z holenderską rejestracją. Postanawiamy przespać się w samochodzie i rano dowiedzieć się gdzie jesteśmy.

09.07 Dublin – Wicklow Mountains – Glendalough – Roundwood
Budzimy się wcześnie rano, całkiem dobrze wyspani. Okazuje się, że samochód jest wystarczająco wygodny, żeby w nim spać. Wkrótce okazuje się, że jakimś cudem, poprzedniej nocy wyjechaliśmy z Dublina na właściwą drogę – do Killakee! Droga ta prowadzi do trasy widokowej prowadzącej przez góry Wicklow. Trasa ta znana jest jako Military Road, czyli Droga Wojskowa, a na mapie oznaczana jest R115. Prowadzi przez najbardziej dziewicze i odludne zakątki Gór Wicklow.
W Bray robimy zakupy w Superquin. Kupujemy też przejściówkę do kontaktu, żeby móc korzystać z trójbolcowych (brytyjskich) gniazdek. Do Military Road wracamy inną trasą, równoległą do tej, którą jechaliśmy do Bray. Przejeżdżamy przez przełęcz Sally Gap. Potem skręcamy na R759 i dalej na R755. Jedziemy przez samo serce Gór Wicklow. To rzeczywiście dzikie i puste tereny. Żadnych wiosek, osad, jedynie góry, jeziora i wrzosowiska. Przejeżdżamy przez Rounwood, najwyżej położoną wioskę w Irlandii – 238 m n.p.m. Jest tam też kemping. Postanawiamy pojechać jeszcze do Glendalough, a potem wrócić tu na noc.
W Laragh skręcamy na R756 prowadzącą do Glendalough. Płatna jest jedynie wystawa (HC) 2,75/1,25 EUR, wejście na teren ruin gratis. Zdecydowanie polecamy!
Na noc zatrzymujemy się na kempingu Roundwood Caravan and Camping Park 4*. Relatywnie drogi (20EUR z prysznicem) i kiepski. Po trzech dniach i dwóch nocach bez mycia, kemping był nam bardzo potrzebny, ale mniej zdesperowanym nie polecamy tego miejsca.

10.07. Roundwood – Browne’s Hill Dolmen – Kilkenny
Dojeżdżamy do Laragh, a potem dalej cały czas drogą R755, która od Laragh prowadzi dolinami, najpierw Vale of Clara a potem Vale of Avoca. Droga jest bardzo malownicza, ale wąska, kręta i niesamowicie pofałdowana. Zatrzymujemy się w dolinie Avoca, kilka kilometrów przed miasteczkiem o takiej samej nazwie, przy miejscu zwanym Spotkaniem Wód.
Kierujemy się na Aughrim, żeby potem drogą R727 dojechać do Dolmenu Browne’s Hill. W Aughrim odbijamy na R727, ale szybko droga robi się niesamowicie wąska i wyboista, wygląda jak jakaś zapomniana trasa, poprowadzona jedynie do prywatnej posiadłości. W pierwszym napotkanym gospodarstwie pytamy o drogę. Okazuje się, że owszem jest to właściwa droga, ale jest w tak złym stanie, że nawet miejscowi wolą ją omijać i jechać przez Tinahely, nadrabiając kilkanaście kilometrów. Zawracamy więc do Aughrim i tam kierujemy się na R747, która w Hacketstown łączy się z fatalną R727, z tym, że w tym miejscu trasa ta jest już standardowej jakości.
Dość szybko dojeżdżamy do Dolmenu Browne’s Hill, stojącego wśród pól, kilka kilometrów przed Carlow. Dolmen ten słynie z największej w Irlandii i w całej Europie płyty skalnej, która waży ponad 100 ton! Dolmen ma ponad pięć tysięcy lat!
Następnie jedziemy drogą N9 w stronę Kilkenny. Centrum Kilkenny jest malownicze, z mnóstwem kolorowych uroczych pubów. Samo Kilkenny oferuje sporo zabytków: oprócz Zamku Kilkenny, kolejnego dnia zwiedzamy St. Canice’s Cathedral, Black Abbey, Rothe House, St. Mary’s Cathedral. Nocujemy na kempingu Tree Grove Caravan & Camping Park, położonym około 3 km od miasta. Nocleg kosztuje 12 EUR, a prysznice są za darmo! Kuchnia jest wyposażona w czajnik elektryczny i lodówkę. Zdecydowanie polecamy.

11.07. Kilkenny – Rock of Cashel – Cork
Rano zwiedzamy z przewodnikiem Kilkenny Castle (HC lub 5/2 EUR). Naszym następnym przystankiem jest Rock of Cashel. Postanawiamy pojechać tam trasą widokową Kilkenny – Cashel Scenic Drive. Jest ładna i spokojna, ale droga miejscami ma szerokość zaledwie jednego samochodu. Kiedy trzeba się wyminąć, oba samochody muszą się zatrzymać, żeby potem bardzo powoli przejechać obok siebie. Zwiedzając twierdzę Rock of Cashel (HC lub 5/2 EUR) dowiadujemy się, że słowo „cashel” jest zangielszczoną wersją irlandzkiego słowa caiseal oznaczającego „twierdzę,” a sama twierdza jest także nazywana twierdzą Św. Patryka.
Idziemy potem do pobliskich ruin kolejnego opactwa. Ruiny położone są wśród pól i konieczne jest przejście koło stada pasących się krów i byczków. Ale wydeptana ścieżka świadczy, że nie jesteśmy jedynymi turystami, którzy ze wzgórza Rock of Cashel dostrzegli pobliskie ruiny. Jak się okazuje są to ruiny XIII-wiecznego opactwa Hore Abbey. Ruiny są niestrzeżone. Jednak dodaje im to uroku, autentyczności i grozy.
Jedziemy teraz zobaczyć Cork nocą. Centrum Cork jest pełne muzyki i bawiących się ludzi. W pubach tłumy, na ulicach też sporo ludzi, mimo, że jest już prawie północ. Przed każdym pubem ochroniarze sympatycznie pozdrawiają turystów. Widać najróżniejsze „typy”, mijamy między innymi grupkę ulicznych połykaczy ognia. Po sesji zdjęć nocnych wyjeżdżamy trasą N22 w stronę Killarney. Na nocleg zatrzymujemy się na parkingu koło pubu w Ovens.

12.07. Cork – Drombeg Stone Circle – Ring of Beara – Adrigole
Jedziemy do Drombeg Stone Circle. Za miasteczkiem Rosscarbery skręcamy w lewo w wąską drogę prowadzącą do kręgu kamiennego. Drombeg Stone Circle składający się z 17 głazów, pochodzi z około II wieku p.n.e. W pobliżu znajduje się jama kuchenna, gdzie niegdyś można było zagotować 300 litrów wody i ugotować mięso dla kilkunastu osób.
Wracamy potem na drogę N71 i jedziemy w stronę półwyspu Ring of Beara, a potem trasą R572 wokół półwyspu. W Adrigole skręcamy na Healy Pass. Droga jest bardzo wąska i stroma, choć przełęcz położona jest zaledwie na wysokości 330 m n.p.m. Zatrzymujemy się na przełęczy i idziemy na wędrówkę po pobliskich szczytach.
Zjeżdżając z przełęczy mijamy Lauragh, gdzie znajduje się malowniczo położony, niedrogi kemping. Planujemy tu wrócić na noc, a tymczasem jedziemy dalej wokół Ring of Beara. Im dalej na zachód, tym wąziutka droga prowadząca wokół półwyspu staje się jeszcze bardziej kręta, a teren pofałdowany. Zdarza się, że na szczycie pagórka samochód wznosi się tak bardzo, że nie widać, w którym kierunku prowadzi droga. Na dodatek, droga, co chwilę ostro skręca i nie wiemy właściwie gdzie jesteśmy, ani w którym kierunku jedziemy. Szybko staje się jasne, że nie damy rady powrócić na nasz upatrzony kemping.
Udaje nam się dotrzeć jedynie do Adrigole, gdzie natrafiamy na kemping położony przy samej drodze. Nocleg kosztuje 12 EUR, prysznice w cenie. Tuż obok kempingu jest mały pub prowadzony przez właścicieli kempingu.

13.07. Adrigole – Ring of Kerry – Cahersiveen
Przejeżdżamy raz jeszcze przez Healy Pass i tym razem w Lauragh kierujemy się w prawo w kierunku Kenmare, gdzie rozpoczyna się Ring of Kerry. W czasie zwiedzania Ring of Kerry mamy nieprzyjemne, bliskie spotkanie z kleszczami, które atakują nas, kiedy jemy drugie śniadanie. Przez resztę dnia szukamy kempingu z pralką, bo kleszcze cały czas chodzą po naszych ubraniach zamkniętych szczelnie w plastikowym worku. Nocujemy na kempingu Mannix Point w Cehersiveen (16 EUR, 1 EUR prysznic, 3 EUR pranie). Uwaga: Od sympatycznego właściciela kempingu, Martina, można pożyczyć specjalne szczypce do usuwania kleszczy!
Wieczorem po raz pierwszy oglądamy zachód słońca. Nie udaje nam się dotrzeć na Valencia Island, jak planowaliśmy, gdyż zbyt wiele czasu straciliśmy na walkę z kleszczami. Podobno wyspa jest idealnym miejscem do podziwiania zachodów słońca.
Ring of Kerry jest bardziej skomercjalizowany niż Ring of Beara. Wszędzie pełno jest autokarów z tłumami turystów, podczas gdy na Ring of Beara, autokary, tiry, a nawet przyczepy kempingowe w wiele miejsc nie mają wjazdu. Ring of Beara jest bardziej dzikie i niesamowite, nam bardziej przypadło do gustu niż Ring of Kerry.

14.07. Cahersiveen – Ballaghbeama Gap – Killarney – Inch
W Caragh Bridge skręcamy w kierunku przełęczy Ballaghbeama. Trasa ta stanowi wewnętrzną pętlę w obrębie Ring of Kerry. Początkowo droga prowadzi wokół jeziora Lough Caragh. Jest pagórkowata, kręta i bardzo malownicza, tuż nad brzegiem jeziora. Dojeżdżamy do Ballaghbeama Gap. Tereny są dzikie, roślinność niska i karłowata, wokół rozsiane głazy. Nie ma ludzi, tylko mnóstwo owiec. W Moll’s Gap, nasza trasa łączy się z drogą wokół Ring of Kerry. Tutaj jest już masa turystów i mnóstwo autokarów. Kawałek dalej zatrzymujemy się w Ladies View, świetnym punkcie widokowym. Doskonałe widoki na Killarney National Park i wszystkie znajdujące się na jego terenie jeziora. Szkoda tylko, że wszystko dość zamglone.
Po drodze do Killarney zatrzymujemy się przy wodospadzie Torc, a potem przy Muckross Estate, kilka kilometrów przed Killarney. Posiadłość położona jest w pięknej scenerii, wśród jezior Parku Narodowego Killarney. Zwiedzamy pałac Muckross House (HC lub 5,50/2,25 EUR). Ciekawostką jest to, że rezydencję zwiedza się samemu, bez nadzoru przewodnika. Można spacerować po wszystkich pomieszczeniach, a nawet wszystkiego dotknąć! W Killarney rozpoczynają się właśnie 4-dniowe wyścigi konne. W związku z tym jest mnóstwo objazdów. Wyścigi relacjonowane są na żywo w radio Kerry. Killarney sprawia wrażenie miasta turystycznego i bardzo ekskluzywnego. Mijamy mnóstwo hoteli czterogwiazdkowych z cenami „już od 69 EUR.” Z powodu wyścigów jest też bardzo zatłoczone.
W poszukiwaniu typowo Irlandzkich spokojniejszych i dzikszych terenów, kierujemy się drogą R563 na Dingle Peninsula. Choć na mapie droga wygląda na bardzo podrzędną, jest szeroka, a nawierzchnia bardzo dobra. Szybko docieramy do Castlemaine, gdzie skręcamy na N86 wiodącą wokół półwyspu Dingle. Na noc zatrzymujemy się w Inch, wioski położonej malowniczo nad samym morzem. Przed nami widać szeroką na ponad sto metrów plażę, po której można na własne ryzyko pojeździć samochodem!

15.07. Inch – Dingle Peninsula – Ballintaggart
Po drodze do miasteczka Dingle zwiedzamy Minard Castle. Jest to rozpadająca się wieża mieszkalna, prawdopodobnie z XV-XVI w., położona na prywatnej posiadłości. Na ogrodzeniu umieszczona jest tabliczka, ostrzegająca, że zamek jest rozpadającą się ruiną i wchodzący na teren posiadłości robią to na własne ryzyko. Wchodzimy dobrze wydeptaną przez turystów ścieżką, przez dziurę w siatce. Zamek jest malowniczo położony na szczycie klifu, skąd roztacza się cudowny widok na morze, klify i plażę w małej zatoczce. Naprawdę warto się tam wybrać. Miejsce jest oddalone od utartych szlaków turystycznych, lecz ma niepowtarzalny urok.
W miasteczku Dingle rozpoczyna się Slea Head Drive, czyli trasa widokowa wokół zachodniej części półwyspu Dingle. Widoki na klify i morze są imponujące, a droga cały czas prowadzi klifowym wybrzeżem.
Zwiedzamy Dunberg Promontory Fort, wejście 2EUR/os. Fort pochodzi z X-XI w., usytuowany jest na szczycie klifowego cypla. Jest jednym z najlepiej zachowanych tego typu obiektów w Irlandii. Zachowały się ruiny kamiennego domu o kształcie ula, kamiennego ogrodzenia, i ślady podziemnych przejść. Z fortu rozpościerają się cudowne widoki na klify.
Następny przystanek mamy w Dunquin w Blasket Island Centre (HC lub 3,50/1,25 EUR). Bardzo ciekawa wystawa poświęcona jest wyspom Blasket i ich mieszkańcom. Z powodu ciężkich warunków życia, pozostawało tam coraz mniej osób. Wreszcie w 1953 roku ostatnich 53 wyspiarzy zostało ewakuowanych. Mieszkańcy wysp Blasket stworzyli bogatą literaturę na temat swojego życia, kultury i obyczajów. W pogodny dzień można wybrać się na wyspy, aby zobaczyć pozostałości opuszczonych zabudowań.
Dowiadujemy się też, że półwysep Dingle należy do obszarów, na których pierwszym językiem jest irlandzki. Tereny te nazywa się Ghaeltacht. W Irlandii jest ich 4. Otrzymują one specjalne dotacje, mające wspierać ich rozwój i zapobiegać zmniejszaniu się liczby ludności na tych terenach. Zwiedzamy Oratorium Gallarus, maleńką wczesnośredniowieczną świątynię, najlepiej zachowaną w Irlandii (2 EUR/os lub gratis, jeśli się dojdzie od sąsiedniej ulicy po prawej). Kościół zbudowany został z ciosów kamiennych bez zaprawy. Mimo, że ma około 1300 lat, nadal jest wodoszczelny! Jedziemy do Kilmalkedar Chuch, kościoła, obok którego znajduje się cmentarz ze starymi celtyckimi krzyżami, grobami, oraz prastarym zegarem słonecznym – miejsce pełne magii. W strugach lejącego deszczu robimy kilka zdjęć i wracamy do samochodu.
Noc spędzamy w Ballintaggart na kempingu koło hostelu. Płacimy 11 EUR, prysznice są bezpłatne. Jest to jeden z przyjemniejszych kempingów, wyposażony w przestronną kuchnio-jadalnię.

16.07. Ballintaggart – Cliffs of Moher – Doolin
Jedziemy przez przełęcz Connor Pass na wysokości 456m n.p.m. Jest to najwyższa przełęcz w Irlandii i podobno oferuje wspaniałe widoki. Niestety nam mgła ogranicza widoki do około kilkunastu metrów. Wspinając się wąską i stromą ścieżką, trzymamy się jak najbliżej jadącego przed nami samochodu, tak żeby jego światła wyznaczały nam drogę. Na naszej mapie droga przez Connor Pass jest zaznaczona jako szczególnie niebezpieczna, jednak trudnością raczej nie odbiega od innych przełęczy.
Za Connor Pass kierujemy się na Tralee, skąd drogą R551 jedziemy do Ardfert (HC lub 2/1 EUR), gdzie zwiedzamy XII-wieczną Ardfert Cathedral. Od przewodnika dowiadujemy się, że niedaleko katedry stoją ruiny franciszkańskiego klasztoru z XIII w. – Ardfert Friary. Wstęp jest bezpłatny, a ruiny nie są w jakikolwiek sposób strzeżone. Klasztor jest o wiele lepiej zachowany niż katedra. Spędzamy tam sporo czasu, odkrywając kolejne przejście i ślady dawnych pomieszczeń. Miejsce to jest bardzo urokliwe i warto przyjechać do Ardfert, właśnie ze względu na ruiny klasztoru. Jedziemy dalej do Tarbert, skąd promem samochodowym (13EUR) płyniemy do Killimer. Prom jest najlepszym i najszybszym (20 min.) rozwiązaniem, pozwalającym uniknąć jazdy przez Limerick i nadrabiania kilometrów w celu przedostania się na drugą stronę rzeki Shannon. Zatrzymujemy się w Kilrush, gdzie zwiedzamy maleńkie Scattery Island Centre (HC), poświęcone wyspom Scattery, których ostatni mieszkańcy opuścili je w 1978 roku. W pogodny dzień można popłynąć na wyspy i zwiedzić tam pozostałości domów, katedrę, kościół, zamek, zobaczyć studnię oraz latarnię. Gdyby tylko nadszedł ten “pogodny dzień”!
Dojeżdżamy wreszcie do Cliffs of Moher. Deszcz nie ustaje ani na chwilę. Przed klifami jest olbrzymi parking, który mimo okropnej pogody jest niemalże całkowicie zapełniony autokarami i samochodami. Parking kosztuje 4 EUR. W strugach deszczu i porywistym wietrze idziemy ścieżką wzdłuż klifowego wybrzeża. Mimo kurtek przeciwdeszczowych i parasola po chwili jesteśmy cali przemoczeni. Spowite mgłą klify, w strugach rzęsistego deszczu są nadal imponujące. Szkoda, że nie możemy wybrać się na dłuższy spacer wzdłuż wybrzeża, ale przy takim wietrze moglibyśmy zostać zdmuchnięci z klifu! W Doolin, turystycznej wiosce kilka kilometrów na północ od Klifów Moheru, przebieramy się w suche ubrania i buty. Z Doolin można wybrać się na wyspy Aran, czy do krainy Burren, a w pubach posłuchać tradycyjnej irlandzkiej muzyki. Pełno tu B&B. Nocujemy niedaleko wioski Fanoe.

17.07. Doolin – Burren – Poulnabrone Dolmen – Spiddal
Rano śpieszymy zobaczyć Poulnabrone Dolmen. Jedziemy do Black Head, a potem przez Ballyvaughan do dolmenu, położonego przy drodze R480. Grobowiec Poulnabrone Dolmen został wzniesiony ponad 5000 lat temu. Stoi samotnie w sercu krainy Burren, a wokół panuje przenikliwa cisza. Ważąca 5 ton pokrywa, oparta jest na trzech pionowo ustawionych, kamiennych płytach. Dolmen ściąga tłumy turystów, najlepiej pojechać tam wcześnie rano, albo wieczorem, tym bardziej, że na miejscu nie ma parkingu, a przy wąskiej wiejskiej drodze nie ma zbyt wiele miejsca na zostawienie samochodu. My byliśmy około 8 rano i dzięki temu udało nam się być przez chwilę sam na sam z dolmenem.
Jedziemy do miasteczka Kilfenora zwanego “miastem krzyży”. Zwiedzamy tam ruiny Kilfenora Cathedral z cmentarzem słynącym z wysokich krzyży. Niestety, najsławniejszy, Dorty Cross, jest w renowacji, pozostały tylko rusztowania. Katedra też jest w remoncie. W polu za katedrą stoi wysoki krzyż West Cross.
W Kilfenora jest też bardzo nowoczesne Burren Visitor Centre, z ciekawą wystawą poświęconą Burren. Wstęp 5 EUR. Warto wydać te pieniądze i obejrzeć wystawę i film o faunie i florze Burren. Samo słowo „Burren” oznacza „kamienne miejsce.” Płaskowyż o tej nazwie zbudowany jest z wapienia przepuszczającego wodę, co powoduje, że nie ma tu zbiorników wodnych, ani rzek i nie tworzy się gleba. Woda wnika w głębokie szczeliny pomiędzy wapiennymi płytami. Burren obfituje za to w podziemne rzeki i jaskinie, największa o długości 15 km.
Kamienna kraina Burren, pełna grobowców, fortów i ruin przyciąga swoją niedostępnością i żegnamy ją z ogromnym żalem. Udajemy się wybrzeżem w stronę Galway. Zaraz za Galway zaczyna się kolejny Ghaeltacht. Noc spędzamy na kempingu 4* w Spiddal za 14 EUR.

18.07. Spiddal – Connemara – Ballyconneely
Rano budzi nas słońce! Jedziemy trasą Coastal Route przez wyspy Carraroe, Lettermore i Gorumna. Widoki przepiękne, zwłaszcza w słońcu! Wyspy połączone są wąskimi mostami, na ogół na jeden samochód, zbudowanymi na nasypach z ziemi. Krajobraz nadal trochę przypomina Burren, tyle jest głazów i płyt kamiennych, ale roślinność jest już o wiele bogatsza.
Po wycieczce na wyspy, trasą R336 przejeżdżamy przez serce Parku Narodowego Connemara, aż do Leenane. Connemara jest malownicza, pełno tu wzgórz i pagórków, jezior, stawów i rzek. Szkoda tylko, że słońce znów chowa się za chmury. Przejeżdżamy przez Tully Cross, Letterfrack, skręcamy w R344, żeby przejechać raz jeszcze przez Connemnarę, tym razem inną trasą. To kolejna malownicza droga przez centrum Parku Narodowego. Jest bardzo ładnie, pagórki, jeziora i mnóstwo owiec spacerujących po drogach, tylko, niestety, pogoda psuje się już na dobre. Na nocleg zatrzymujemy się przy trasie R341 za wioską Ballyconneely.

19.07. Ballyconneely – Sky Road – Sligo
Rano znowu budzi nas słońce! Wstajemy około 7.00 i zaczynamy od zdjęć na plaży. Jedziemy do Clifden, a potem na Sky Road, przepiękną trasę, prowadzącą wokół wąskiego cypla, tuż nad wysokim klifowym wybrzeżem. Droga pnie się wysoko, wokół widoki na morze i wysepki, a do tego świeci słońce!. Jest to jedna z najpiękniejszych tras widokowych w Irlandii!
Po przejechaniu Sky Road, postanawiamy spędzić jeszcze trochę czasu w Connemarze, tym razem w słonecznej pogodzie. Przystajemy przy Kylemore Lough, gdzie trasa malowniczo wije się wokół jeziora. Jest przepięknie, Connemara zalana słońcem wygląda o niebo lepiej niż w strugach deszczu! Pod wieczór skręcamy na drogę N59 prowadzącą do Sligo. Przed samym Sligo irlandzka policja (Garda) kieruje nas na objazd, ale nie wiemy jak dalej jechać i uparcie wracamy na główną drogę. Okazuje się, że właśnie skończył się mecz piłki nożnej pomiędzy hrabstwami Fermanagh i Mayo. Baliśmy się trochę tego sunącego ulicą tłumu i burd, ale szybko okazało się, że z meczu wracają też rodziny z małymi dziećmi, mnóstwo kobiet, a nawet staruszkowie. Wszyscy zachowują się kulturalnie i spokojnie idą do samochodów, bez żadnych okrzyków, skandowania i wrogich zachowań! Zrobił się tylko ogromny korek, w którym straciliśmy ponad godzinę.
Nocujemy na kempingu 4* Lakeside Centre C&C Park za 14 EUR, plus 1 EUR za prysznic.

20.07. Sligo – Slieve League Cliffs – Giant’s Causeway
Tego dnia mamy w planie zobaczyć najwyższe klify Europy, czyli Slieve League Cliffs. Kilkanaście kilometrów przed klifami leje deszcz, ale kiedy dojeżdżamy na miejsce słońce wychodzi zza chmur i robi się przepiękna pogoda. Do klifów prowadzi piaszczysto-żwirowa, bardzo wąska droga. Jest też niesamowicie stroma, a przez długi odcinek wiedzie bezpośrednio nad przepaściami. Oczywiście nie mają tu wjazdu ani autokary, ani przyczepy kempingowe.
Zostajemy tu przez kilka godzin. Wędrujemy wzdłuż klifów i urwisk, wspinamy się kamienistą drogą na szczyt, podążamy do widocznego w dali zamku. Widoki są oszałamiające, robimy mnóstwo slajdów, jesteśmy tak urzeczeni okolicą. Na Klifach Moheru było wszędzie mnóstwo turystów, tutaj wystarczy odejść kawałek od parkingu, aby w samotności, ciszy i spokoju stanąć wobec piękna przyrody. Jedynymi towarzyszami są wszędobylskie owce, mało płochliwe jak nigdzie. O 15.30 kończy się ładna pogoda, a dla nas nadchodzi czas odjazdu. Wydaje nam się, że ten dzień wynagrodził nam wszystkie szare i deszczowe dni w Irlandii.
Z klifów Slieve League wracamy drogą R263 do Donegal, a stamtąd podążamy N15 do granicy z Irlandią Północną i dalej A5 na północne wybrzeże Irlandii. Kiedy dojeżdżamy do Giant’s Causeway, oczywiście pada deszcz. Czekamy na dużym parkingu, przed zamkniętym już Visitor’s Centre, aż trochę się przejaśni. I doczekujemy się! Około 21.00 deszcz ustaje. Idziemy dołem wzdłuż brzegu. Już po chwili ukazują nam się szare i czarne graniastosłupy, tworzące słynną Groblę Olbrzyma. Widok jest nie do opisania! Bazaltowe kolumny, większe i mniejsze, są niesamowicie regularne, tworzą schody i przejścia, formują się w małe pagórki. Można po nich chodzić jak po schodach, przy czym Grobla jest bardzo rozległa i chodząc po niej trzeba się nieźle namęczyć. I właśnie w tym niesamowitym miejscu dane jest nam oglądać przepiękny zachód słońca! Na nocleg zostajemy na parkingu przed Visitor’s Centre (5£ za dzień).

21.07. Giant’s Causeway – Carrick-a-rede Rope Bridge – Belfast – Giles Quay
Rano wybieramy się na ponowne zwiedzanie Grobli Olbrzyma. Idziemy najpierw dolną ścieżką nad samym brzegiem przez Małą, Średnią i Wielką Groblę, a potem dalej, aż do tzw. Organów, czyli bardzo wysokich kolumn przypominających właśnie kościelne organy. 400 metrów dalej ścieżka prowadzi stromo w górę, a po pokonaniu szeregu schodów dochodzi się do szczytu klifu. Górną ścieżką wracamy do Giant’s Causeway Visitor’s Centre. Z góry widoki równie zachwycające.
Jedziemy dalej wzdłuż biegnącej wybrzeżem Coastal Road (trasy z atrakcjami turystycznymi), do Carrick-a-Rede Rope Bridge. Jest to most linowy zawieszony 25 metrów nad poziomem morza. Przechodzi się nim na wysepkę będącą tradycyjnym miejscem połowów łososi, zamieszkałą obecnie przez mnóstwo mew (fetor nie do zniesienia!). Parking kosztuje 3,5£.
Dzisiaj mamy jeszcze w planie spędzić trochę czasu w Belfaście. Koniecznie chcemy zobaczyć katolickie i protestanckie murale, czyli polityczno-religijne graffiti na murach i budynkach. Najpierw jednak kierujemy się do centrum. Parkujemy jak najbliżej strefy pieszej. Idziemy na spacer po samym centrum Belfastu i doznajemy szoku: miasto jest praktycznie wymarłe! Jest około godziny 19.00, a wszystkie sklepy są zamknięte i na ulicach nie ma prawie nikogo. Idziemy po pustym deptaku w sercu miasta i choć nie jest niebezpiecznie, czujemy się jakoś nieswojo. Dźwięk helikoptera nieustannie patrolującego miasto, okratowane światła uliczne, mnóstwo kamer monitorujących miasto i pozasłaniane wystawy sklepowe tworzą jakiś specyficzny klimat. Właściwie trudno tu spacerować, bo w powietrzu wisi jakiś niepokój. Po niedługim czasie wracamy do samochodu i jedziemy zobaczyć murale w zachodniej części miasta.
Zaczynamy od Falls Road z muralami katolickimi. Nie ma ich aż tak wiele i są zdecydowanie subtelniejsze. Na protestanckiej Shankill Road znajdujemy więcej krwawych malowideł. Większość przedstawia uzbrojonych żołnierzy, nawołuje do pamięci poległych i ich pomszczenia, są też murale czczące królową brytyjską. Pełno tutaj brytyjskich flag różnej wielkości. W małych uliczkach odchodzących od Shankill Road, przed szeregowymi domami, wywieszone są rzędy chorągiewek. Mieszkańcy tych ulic bardzo jasno demonstrują swoje poglądy polityczne. Z rejestracją Republiki Irlandii, nie czujemy się zbyt bezpiecznie.
Na nocleg zatrzymujemy się już w Republice, na kempingu w Giles Quay 4*(12 EUR, prysznic 1,5 EUR/8 min)- uwaga na hordy bezkarnych dzieciaków przetaczające się do 1 w nocy!

22.07. Giles Quay – Monasterboice – Newgrange – Drogheda
Rano zwiedzamy Monasterboice, zespół klasztorny, w którym oprócz wysokiej wieży najważniejszymi zabytkami są kamienne wysokie krzyże pochodzące z X wieku: Muiredoch’s Cross i Tall Cross. Oba są doskonale zachowane. Największe wrażenie robi na nas Muiredoch’s Cross z doskonale zachowanymi 1000-letnimi rzeźbionymi scenami z Pisma Świętego.
Jedziemy teraz do Dowth, żeby zobaczyć grobowiec korytarzowy. Okazuje się, że jest to kopiec kamieni porośnięty trawą, w zasadzie nie do odróżnienia od innych pagórków. Wejście do grobowca jest zakratowane i wieje z niego przeraźliwym chłodem. Dalej zwiedzamy jeszcze Mellifont Abbey (HC lub 2/1 EUR), pierwszy w Irlandii klasztor Cystersów, jedynie ruiny.
Wkrótce dojeżdżamy do Newgrange (HC lub 5,50/2,75 EUR), jednego z największych zabytków Irlandii, gdzie z daleka widać potężny grobowiec. Niestety, okazuje się, że tędy nie możemy wejść na teren zabytku, lecz musimy kupić bilety w Visitor Centre, a więc wrócić jakieś 20 kilometrów! Okazuje się też, że dziś zdążymy już tylko zwiedzić jeden z grobowców: Newgrange albo Knowth, do wyboru. Kupujemy bilety do Newgrange, ale że wolne miejsca są dopiero na 16.45, musimy czekać ponad dwie godziny. Spędzamy większość czasu w Visitor Centre, oglądając wystawę poświęconą grobowcom. Najlepiej przeznaczyć na zwiedzanie grobowców cały dzień, a po bilety przyjechać około 9.00. Newgrange jest grobowcem korytarzowym i ma 5000 lat. Został ukończony w latach 3000-2800 p.n.e., a budowany był przez trzy pokolenia, w ciągu 70 lat. Sam grobowiec jest potężny, choć do małej komory wewnątrz prowadzi jedynie maleńkie, wąziutkie wejście o długości niespełna 20 metrów. Polecamy pomimo masy turystów!
Robimy przystanek w Drogheda, ładnym miasteczku położonym na wybrzeżu. Wieczorem jedziemy N2 w kierunku Dublina, a na nocleg zatrzymujemy się gdzieś przy drodze.

23.07. Drogheda – Dublin
Około 10.30 jesteśmy w Dublinie i szukamy noclegu w jednym z hosteli. Po dwóch godzinach poszukiwań decydujemy się na Litton House, w samym centrum stolicy. Schronisko jest urządzone w byłym studio nagrań Sinead O’Connor i U2. Ma dobrze wyposażoną kuchnię, przytulną salę telewizyjną i jadalnię. Przed oddaniem samochodu zwiedzamy jeszcze więzienie Kilmainham Goal (HC lub 5/2 EUR) i Phoenix Park Visitor Centre (HC lub 2,75/1,25 EUR). Kilmainham Goal było więzieniem politycznym i miejscem wielu straceń. Nagrano tu sceny do ponad 70 filmów oraz wiele teledysków. Po więziennych wrażeniach jedziemy odpocząć w Phoenix Park. Jest największym miejskim parkiem w Europie. Ogromną chlubą Irlandczyków jest to, że Phoenix Park ma większą powierzchnię niż wszystkie parki Londynu łącznie! Wieczorem oglądamy „Dublin by night.” Mimo, że jest godzina 22.00, na ulicach jest mnóstwo ludzi, a w pubach panuje straszny tłok. Niektóre sklepy z pamiątkami są nadal otwarte. Puby w trakcie tygodnia otwarte są do 23.00, a w weekendy do 1-2.00 nad ranem. Potem impreza przenosi się do klubów i dyskotek.

24-25.07. Dublin
Zaczynamy od Dublina południowo-wschodniego, położonego po południowej stronie rzeki Liffey. Zwiedzamy Trinity College, park St Stephen’s Green, Merrion Square oraz Galerię Narodową. Na terenie Trinity College można obejrzeć słynną Book of Kells (7,50/os. EUR) Wieczorem wybieramy się do pubu Knighsbridge, w którym codziennie mają miejsce pokazy tańców irlandzkich. Naprawdę warto! Wstęp jest bezpłatny, Guiness 4,4 EUR. Podziwiając tancerzy zostajemy w pubie do północy.
Kolejnego dnia najwięcej czasu spędzamy w południowo-zachodniej części Dublina w dzielnicy pubów, czyli Temple Bar. Tak nazywa się popularny pub, od którego wzięła nazwę cała dzielnica. Wieczorem robimy serię nocnych zdjęć Dublina. Na ulicach oczywiście tłoczno, pełno rozbawionych ludzi, odbywa się właśnie kilka wieczorów panieńskich i kawalerskich. Z przepełnionych pubów imprezy przenoszą się na uliczki dzielnicy Temple Bar.

26.07-27.07 Dublin – Warszawa
Autobusem jedziemy na lotnisko. O 10.15 żegnamy się z Dublinem i liniami Ryanair lecimy do Brukseli. Tam mamy kilka godzin na przemieszczenie się z lotniska na dworzec Gare du Nord, z którego o 20.30 wyjeżdżamy autokarem do Polski.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u