Bałkany samochodem 2011

SŁOWACJA, WĘGRY, SERBIA, BOŚNIA I HERCEGOWINA, CHORWACJA 2011

 

Czesława Pilch

 

Termin: 22.08.2011 – 04.09.2011

Wyjazd samochodem

Wymiana walut:

Słowacja 1.00 SKK = 0,142 PLN

Węgry 100.00 HUF = 1,510 PLN

Serbia 100.00 RSD = 4,3 PLN

Chorwacja 1,00 PLN = 1,73 HRK

Bośnia i Hercegowina 1,00 KM = 2,06 PLN

22.08.11 – przy ładnej pogodzie wyruszamy na południe. Przez Wrocław przejeżdżamy nawet dość sprawnie i dalej autostradą aż pod Gliwice gdzie zjeżdżamy na Rybnik. Tu do końca autostradą, dalej na Skoczów i Bielsko-Biała. Po drodze w „Dworze Świętoszówka” obiad i odpoczynek. Tu postanawiamy, że jedziemy dalej a noclegu będziemy szukać gdzieś na Słowacji. Jedziemy przez Bielsko-Białą do Zwardonia gdzie przekraczamy granicę. Jest już późno ale jedziemy dalej.

W Polsce przejechaliśmy 566 km

S ł o w a c j a

Jedziemy przez Żylinę. Teraz już szukamy noclegu. Przed Previdże zatrzymujemy się Šport – motel Raketa, Nedožery-Brezany. Nocleg 41€/3 osoby. Mamy ładny pokój z łazienką. Jest już późno, marzymy tylko o odpoczynku.

Na Słowacji przejechaliśmy 112 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 678 km

23.08.11 – budzimy się wypoczęci, dobre miejsce na nocleg. Niestety za śniadanie musimy dodatkowo zapłacić. Zamawiamy jajecznicę, herbaty, chleb, miód, płacimy 8,50€. Teraz czas w drogę. Przejeżdżamy przez Prievidze i w oddali widzimy na wzgórzu zamek. Zaraz podjeżdżamy, to zamek Bojnice pięknie położony na wzgórzu, należy do najstarszych i najpiękniejszych zamków na Słowacji. Niestety nie udało nam się nigdzie bezpłatnie zaparkować, musieliśmy skorzystać z płatnego parkingu tuż przy zamku za 3,30€. Drogo. Później okazało się, że trzeba było wjechać do miasteczka i tam gdzieś zaparkować i stamtąd wejść na zamek. Rezygnujemy ze zwiedzania wnętrz bo trzeba czekać na grupę no i wejście kosztuje 6€. Spacerujemy wokoło zamku, podziwiamy jego architekturę. Robi wrażenie. Warto go zobaczyć. Jedziemy dalej, mijamy Partiznskie i przed Nitrą wjeżdżamy do fajnej knajpy na kawę i piwo a dla Jakuba (prowadzi samochód) pepsi (5,80€).- drogo. Klimatyczne miejsce, zaadaptowane z gospodarstwa rolnego. W ciszy i spokoju relaksujemy się i dalej w drogę. W południe dojeżdżamy do przygranicznego miasteczka Sturowo położonego nad Dunajem. Po drugiej stronie rzeki są już Węgry. Jeszcze na Słowacji jemy obiad sądząc, że będzie taniej niż na Węgrzech?? Wszystko dobre ale obiad dla trzech osób to wydatek 19,25€. Z restauracji mamy piękny widok na Dunaj i wznoszącą się na wzgórzu Bazylikę w Esztergom. Jeszcze tylko paliwo i przez most wjeżdżamy na Węgry do miasteczka Esztergom.

Na Słowacji przejechaliśmy 211 km

W ę g r y

Zanim Węgry i Słowacja wstąpiły do unii było tu przejście graniczne. Teraz przez nikogo nie niepokojeni wjeżdżamy na Węgry. Zatrzymujemy się w Esztergom chcemy zobaczyć to jedno z najstarszych miast węgierskich Jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Esztergom jest wznosząca się na wzgórzu zamkowym Bazylika, uważana za największe dzieło węgierskiego klasycyzmu. Jej bryła od wielu lat uważana jest za symbol miasta, jest to największa świątynia na terenie tego kraju. Samochód zostawiamy na parkingu i wspinamy się na wzgórze. Tłumów turystów na szczęście nie ma więc spokojnie zwiedzamy. Wspinamy się na kopułę świątyni, skąd rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na zakole Dunaju. Widać stamtąd nie tylko panoramę całego miasta, lecz również wstęgę rzeki Dunaj. Ja nie bardzo lubię takie wąskie kręte schody, które prowadzą na kopułę ani też wąskiej kładki biegnącej wokoło kopuły ale ciekawość tego co mogę zobaczyć z góry jest silniejsza od strachu. Warto wejść!!! Zaglądamy również do piwniczki winnej na lampkę wina, która znajduje się w pobliżu. Duży wybór win i miejsce ciekawe. No i dalej w drogę. Jedziemy wzdłuż Dunaju, zaraz za miastem kupujemy winietkę za 1650 HUF. Dojeżdżamy do Budapesztu gdzie Jakub zostawia swoje bagaże u siostry Filipa (kolega z Węgier).Chwilę odpoczywamy i jedziemy dalej. Z miasta wyjeżdżamy na autostradę i nią kierujemy się na południe. Na autostradzie kilometry szybko „uciekają” około 21.00 jesteśmy na granicy.

Na Węgrzech przejechaliśmy 294 km

S e r b i a

Na granicy zarówno po stronie węgierskiej jak i serbskiej „rzut oka” na paszporty i dalej w drogę. Dojeżdżamy do Palić miejscowości turystycznej więc z noclegiem nie ma problemu. Jakub tu kiedyś był na konferencji więc jedziemy do tego samego miejsca na nocleg. Koszt 45€/3 osoby ze śniadaniem. Pokój z łazienką, fajne ustronne miejsce coś jak nasza agroturystyka. Wieczorem idziemy do położonej niedaleko klimatycznej knajpy na piwko i coś do zjedzenia. Płacimy kartą 780 RSD. Teraz to i Jakub może pozwolić sobie na alkohol.

W Serbii przejechaliśmy 22 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 527 km

24.08.11 – rano jemy śniadanie, szwedzki stół, cena wliczona w nocleg. Było wszystko co jest potrzebne do najedzenia. Noc cicha i spokojna, jesteśmy wypoczęci. Za nocleg płacimy kartą, okazuje się, że zapłaciliśmy 3915.00 KM czyli trochę mniej niż 45€. Jedziemy do Suboticy gdzie chcemy kupić bilety na autokuszetkę z Nowego Sadu do Baru. Szybko trafiamy na dworzec kolejowy ale okazuje się, że nie ma biletów. Pani radzi przyjść o 12.00 bo do tej godziny są rezerwacje a ponoć zawsze ktoś rezygnuje. Mamy trochę czasu więc idziemy zobaczyć miasto. Najpierw opłata za parking z czym było trochę problemu bo miejsca płatne ale nikt nie potrafił powiedzieć gdzie należy zapłacić. W końcu Jakubowi udał się poszukać odpowiednią kasę, koszt 28 KM. Myślę, że spokojnie mogliśmy nie płacić ale człowiek w obcym kraju nie zawsze lubi ryzykować a poza tym to tylko nasza złotówka. Miasto ma trochę pięknych odrestaurowanych kamienic, dużo zieleni, fajnie zadrzewione ulice. Piękny ratusz ponoć największy w Europie, bardzo ciekawa synagoga w stylu secesyjnym z 1902 r. Obecnie trwają prace renowacyjne i w związku z tym udało nam się wejść do środka. Na szczęście wiele dawnych elementów dobrze zachowanych, ciekawe malowidła na ścianach. Oby tylko udało się zachować ten budynek i odrestaurować!!! Zaskakuje nas duża ilość knajp i to bardzo ładnych oraz duża ilość ludzi w nich przesiadujących. My oczywiście też w fajnym miejscu siadamy na piwko, kawę, pepsi. Jest też internet bezprzewodowy więc Jakub przynosi komputer i sprawdza to co go interesuje. Płacimy kartą 445 KM (były dwa piwka). Po drodze wstępujemy na bazar gdzie szczególnie zaciekawiła nas różnorodna ilość owoców i warzyw. Idziemy na dworzec, tu dowiadujemy się, że są bilety ale okazuje się, że nasz samochód jest za wyskoki i nie wejdzie na platformę. Pech, szkoda ale nic nie zmienimy. Na dworcu spotykamy kilku młodych ludzi z Polski, którzy wracają z wakacji do domu. Nasi są wszędzie!!! Szybko zmieniamy plany podróży. Jedziemy do Sombor przy granicy chorwackiej. Wjeżdżamy do centrum i oglądamy urocze miasteczko. Centrum ładnie zagospodarowane, budynki odnowione, szeroki deptak, dużo kwiatów i zieleni. Jest bardzo gorąco 360 C. Wstępujemy do restauracji na obiad. Ja z Julkiem zamawiamy sałatkę szopską (pycha), Jakub jakieś mięso porcja 700g oczywiście piwo i kawę espresso. Porcja mięsa tak duża, dobrze że nie zamówiliśmy więcej. Sałatki pyszne. Takich dużych porcji jedzenia dawno nie widziałam. Płacimy kartą 1375 KM czyli około 60 zł. Już coraz bardziej podoba mi się tutaj, można płacić kartą, kawa pyszna, jedzenie smaczne i dużo. Przez Dunaj wjeżdżamy do Chorwacji.

Dziś w Serbii przejechaliśmy 117 km

C h o r w a c j a

Na granicy trochę TIR-ów ale samochodów osobowych nie ma. Szybko i sprawnie jesteśmy odprawieni, Chorwaci zaglądają do bagażnika i to wszystko. Jedziemy wzdłuż Dunaju. Robimy mały odpoczynek nad wodą, ludzie kąpią się w rzece. Wjeżdżamy do Vukovaru. To miasto leżące we wschodniej części Chorwacji nad Dunajem zostało prawie całkowicie zniszczone w czasie wojny w 1991 r. Niestety ślady wojny widać do dziś choć i tak myślałam, że będzie gorzej. Wstępujemy do odbudowanego kościoła, obok którego są wystawione zdjęcia ukazujące stan budynku zaraz po wojnie, to jedna ruina. Wiele budynków odbudowano, podniesiono z ruin ale ślady niedawnej wojny są jeszcze widoczne. Jedziemy dalej. Po drodze zatrzymujemy się w Dakovie gdzie wstępujemy do imponującej katedry (bazyliki), która widoczna jest daleko z drogi. Tu spotykamy trzech turystów na rowerach. Udajemy się w dalszą drogę. Wjeżdżamy na autostradę (płatną) w kierunku Zagrzebia. Ruch bardzo mały więc kilometry szybko ubywają. Jedziemy na zachód aż do zjazdu na Bania Luka. Opłata za przejazd to 44 KN. Tu w Gradiska przekraczamy granicę na rzece Sawa. W Chorwacji przejechaliśmy 239 km

B o ś n i a i H e r c e g o w i n a

Odprawa graniczna szybko i bez problemów. Jest już dość późno więc tuż za granicą rozglądamy się za noclegiem. Trochę tego jest. Tuż za miastem zatrzymujemy się w motelu TAXI BAR w Gradiska. Po targowaniu mamy pokój trzyosobowy za 55€ ze śniadaniem. Drogo ale mamy pełen „wypas”. Łazienka, dostęp do internetu, w łazience mydełka, ręczniki, szampony, suszarka, telewizor, lodówka.. Aż za dużo tych luksusów. Jest już ciemno więc jutro zobaczymy sobie dokładniej miejsce gdzie nocujemy. Mimo zmęczenia idę z Jakubem na dół na piwko. Nie jestem miłośniczką piwa ale dziś mam ochotę sobie posiedzieć. Płacimy za 2 piwa 3€. I tu następne zdziwienie, można płacić w euro choć ich waluta to marka bośniacka (BAM). Jesteśmy pierwszy raz w Bośni i Hercegowinie, kiedyś podczas pobytu na Bałkanach przejeżdżaliśmy tylko wąskim pasmem w drodze do Dubrownika.

W Bośni przejechaliśmy 5 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 361 km

25.08.11 – rano już upalnie. Dobrze, że mieliśmy klimatyzację bo inaczej w nocy mogłoby być ciężko. Po dobrze przespanej nocy pyszne śniadanie, ładnie podane. Pełen luksus. Zaskoczył nas widok popiersia Tito ustawionego na kominku. Dla Bośniaków nadal jest kimś ważnym. Opuszczamy motel i teraz widzimy, że na zewnątrz budynek trochę kiczowaty, podobne budynki widziałam kiedyś w Rumunii. Jedziemy na południe. O tym, że jesteśmy wśród muzułmanów świadczy widok meczetów w mijanych miejscowościach choć i świątynie chrześcijańskie też się trafiają. Wjeżdżamy w teren górzysty choć to raczej góry porównywalne z naszymi Beskidami. Przejeżdżamy przez parę tuneli. Drogi jak dotychczas są dobre. Przed miastem kawałek nowej bezpłatnej autostrady. Jesteśmy w Bania Luka. Tu Jakub planował spotkanie z koleżanką mieszkanką tego miasteczka ale są wakacje i dziewczyny nie ma w kraju. To drugie pod względem liczby mieszkańców miasto w Bośni, położone nad rzeką Vrbas. Samochód zostawiamy na płatnym parkingu tym razem 1 KM. Zaglądamy do ruin zamku zburzonego podczas wojny. Niewiele zostało ale mury jeszcze dobrze się trzymają no i ładny widok na rzekę. W informacji turystycznej zasięgamy informacji co jest ciekawego do zobaczenia w mieście i okolicy. Jest potwornie gorąco więc ja z Julkiem idę do kawiarenki odpocząć w cieniu a Jakub zwiedza. To miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Zamawiam sobie espresso Julek piwo. Kawa bardzo dobra, ładnie podana ze szklanką wody. Płacimy 3,80 KM. Lubię sobie posiedzieć w knajpie i podglądać ludzi. Tu pozytywnie zaskoczyli mnie mieszkańcy Bośni – ładnie, elegancko ubrani. Jakub wraca, jedziemy dalej. W pobliżu Bania Luka znajduje się klasztor, w którym produkowany jest ser i wino. Jedziemy. Klasztor nie robi większego wrażenia, nikogo nie widać. Zaczepiamy jakiegoś faceta i ten prowadzi nas do sklepu przy klasztorze, tu sprzedają ser i wino. Ser bardzo drogi wiec decydujemy się na kupno 4 butelek wina na prezent dla znajomych koszt 40 KM. Szukamy drogi na południe, trochę błądzimy każdy udziela nam innej informacji. W końcu udało się droga bardzo widokowa poprowadzona wąskim kanionem wzdłuż rzeki, widoki super. Warto parę razy zatrzymać się na punktach widokowych. Na straganie przy drodze kupujemy arbuza, którego zjadamy na postoju. Smaczny dużo lepszy niż te kupowane w Polsce ale nie dorównuje smakiem arbuzom w Uzbekistanie!!!! (kiedy to było??). Dojeżdżamy do Jajce. To ładnie położone miasteczko, na wzgórzu którego znajdują się ruiny zamku. Tu znajduje się też wodospad na rzece Pliwa o wysokości 30 m. Teraz trwają jakieś prace przy tym wodospadzie i część wody odprowadzana jest korytem, prace te psują widok. W miasteczku widać ślady wojny, zniszczone budynki. Krótki spacer bo starym mieście, tym razem samochód na bezpłatnym parkingu. Mamy informację, że niedaleko stąd znajdują się malownicze wodospady. Nie bez trudu udaje nam się tam dotrzeć ale miejsce to oblegane masowo przez miejscowych, teren niezagospodarowany, dużo śmieci. Moi panowie postanawiają zażyć kąpieli tym bardziej, że jest bardzo gorąco. Wskakują do wody, woda chłodna bo teren mocno zacieniony. W pobliżu znajdują się zadrzewione wzniesienia z których kaskadowo spływa woda coś jak Plitwickie Jeziora ale takie mini. Szkoda, że to miejsce jest takie zaśmiecone. Po krótkim odpoczynku i ochłodzeniu jedziemy dalej. Droga cały czas widokowa, kręta, zdarzają się tunele. Robi się późno więc czas szukać noclegu. Zatrzymujemy się w motelu „HEKO” w Bugojno. Cena za pokój trzyosobowy 96 KM (płacimy kartą). Mamy pokój z łazienką, dostępem do internetu i ze śniadaniem. Na dole jest restauracja więc idziemy coś zjeść bo właściwie dziś niewiele jedliśmy, rano śniadanie a później arbuza. Zamawiamy 3 różne zupy, 4 piwa, espresso, rybę, sałatkę szopską, Jakub przez nieporozumienie zamówił kalmary. Wszystko smaczne, najbardziej zdziwiło nas, że porcja ryby (pstrąg) to dwie ryby. Ale mamy ucztę!!!! Płacimy kartą 50,50 KM.

Przejechaliśmy w ciągu dnia 222 km

26.08.11 – mimo braku klimatyzacji nie było gorąco. Śniadanie skromne, omlet, herbata, bułki. Za miastem tankujemy samochód, wjeżdżamy na przełęcz (1123 m n.p.m.), teraz ostro serpentynami w dół choć podjazd był łagodny. Piękne widoki, jedziemy przez Jablenicę, Mostar (zwiedzanie planujemy w drodze powrotnej) do Blagaj. To około 25 km od Mastaru. To tutaj ma początek rzeka Buna wypływając prosto z jaskini. Jest to jedno z pięciu takich miejsc w Europie. Tuż nad wodą po lewej stronie znajduje się „przyklejony” do skały dom derwiszów. Tuż nad rzeką rozlokowanych jest kilka knajp. My tutaj planujemy krótki odpoczynek więc zamawiamy 2 piwa i kawę koszt 9,50 KM. Tu spotykamy młode małżeństwo z Polski, którzy wypoczywając w Chorwacji wybrali się na jednodniową wycieczkę. Jedziemy dalej, po drodze mijamy plantacje winorośli. Krótki postój w Pocitelj, gdzie wdrapujemy się po kamiennych stopniach do ruin zamku tureckiego z XV wieku, przechodząc obok chyba najbardziej charakterystycznej budowli, Pocitejla – meczetu Hadżi Alii. Tu akurat wierni wychodzą z meczetu i Julek z Jakubem robią sobie zdjęcie z muezinem. Zamek nie jest duży i zostało z niego niewiele, głownie mury. Ładny widok na okolicę. Jedziemy wzdłuż rzeki Neretwy i dojeżdżamy do granicy z Chorwacją. Na granicy jak zwykle „rzut oka” na paszporty.

W Bośni przejechaliśmy 190 km

C h o r w a c j a

Dojeżdżamy do Adriatyku teraz ostro na południe. Pamiętam jak tą trasą parę lat temu jechaliśmy do Grecji. Piękna widokowa trasa aż się w głowie kręci od zakrętów i widoków. Zresztą cała dotychczasowa trasa to góry, zakręty, serpentyny (oprócz Węgier). Dojeżdżamy do wąskiego pasa wybrzeża należącego do Bośni i Hercegowiny.

W Chorwacji przejechaliśmy 27 km

B o ś n i a i H e r c e g o w i n a

Dojeżdżamy do Neum. To bośniacki kurort. Tu chcemy zatrzymać się bo ponoć taniej niż w Chorwacji i mniej ludzi. Zjeżdżamy w dół i rozglądamy się za jakimś noclegiem. Zostawiamy samochód na parkingu. Podchodzi do nas kobieta i proponuje nocleg za 40€ ze śniadaniem dla trzech osób. Chciała bez śniadania ale wytargowaliśmy. Idziemy zobaczyć pokój, ładny widok na morze nie ma klimatyzacji, łazienka na korytarzu ale w związku z tym, że nikogo innego oprócz nas nie ma więc tylko do naszej dyspozycji. Kiedy weszliśmy do tego pokoju to po upale na zewnątrz w pokoju wydaje się być chłodno. Baba zachwala, gada jak najęta, bierzemy. Czystość pokoju i łazienki nie najlepsza!!! Niestety dajemy jej paszporty. Chwilę w pokoju odpoczywamy i już czujemy, że źle zrobiliśmy decydując się na ten pokój. Jest piekielnie gorąco a jest około 16.00 i do tego słońce zaczyna świecić w nasze okno. Jesteśmy wściekli, że tak daliśmy się wmanewrować!!!. Postanawiam iść z Julkiem na poszukiwanie innego miejsca i potem od baby jakoś wydostać nasze paszporty. Po przejściu kilkudziesięciu metrów trafiamy na „sobe” wchodzimy, kobieta pokazuje nam pokój czyściutki z łazienką, klimatyzacją dostępem do kuchni i chce 30€. Szybko się decydujemy i teraz jest tylko jeden problem odebrać paszporty i zmienić lokal. Julek idzie odebrać nasze paszporty i informuje ją, że nie podoba nam się tutaj i wyjeżdżamy. O tak łatwo nie poszło, do pomocy w negocjacjach dołączył się Jakub. W końcu babę postraszyli policją dali jej 5€ na „osłodę” i paszporty nasze. Oj jaka wielka ulga wejść do takiego chłodnego, czystego, pokoju. Cieszymy się jak dzieci. Zabieramy ręczniki i idziemy nad wodę. Po przejściu na drugą stronę ulicy schodzi się w dół na plażę. To taka mała plaża ale czego nam więcej trzeba. Co za relaks. Już po paru dniach ciągłej jazdy należy nam się trochę lenistwa. Popołudnie spędzamy na plaży i w wodzie. Nie dość przykrych niespodzianek, Jakub „zgubił” zdjęcia w aparacie. Musi ściągnąć program do odzyskiwania zdjęć. Idziemy od pobliskiego hotelu gdzie jest dostęp do internetu. Wieczorem jemy kolację w knajpie nad morzem, jest w czym wybierać. Za dobrą kolację z piwem i sałatkami zapłaciliśmy 21€. Postanawiamy, że zostaniemy tu dwie noce. Po powrocie do pokoju Jakub zajęty komputerem ale zdjęcia odzyskane. Hura!!! Żal byłoby stracić tyle wspomnień.

W Bośni przejechaliśmy 10 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 227 km

27.08.11 – długo spaliśmy. Julek poszedł kupić coś na śniadanie. Mamy tutaj idealne warunki żeby sobie samemu zrobić coś do jedzenia. Dziś jedziemy do Dubrownika. Oczywiście upalnie.

W Bośni przejechaliśmy 7 km

C h o r w a c j a

Malowniczą drogą dojeżdżamy do Dubrownika. Niestety środek sezonu więc tłumy turystów. Dotychczas podczas tej podróży turystów mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki a tu tłumy. Nie możemy poszukać wolnego miejsca na parkingu. Szok. Mieliśmy w planach pojechać do Trebinje położonej już w Bośni i Hercegowinie więc decydujemy, że najpierw pojedziemy tam a w drodze powrotnej wstąpimy do Dubrownika. Przy wjeździe na główną drogę na punkcie widokowym robimy sobie sesję fotograficzną z Dubrownikiem w tle. Niestety brak oznakowania dróg zniechęcił nas do szukania właściwej drogi. Zawracamy i jedziemy do Dubrownika. Tym razem znaleźliśmy podziemny parking co nas dodatkowo cieszy bo przynajmniej samochód nie będzie stał w słońcu. Upał okropny. Schodzimy wąskimi schodami w dół. Ja z Julkiem już tu kiedyś byliśmy ale dla Jakuba jest to pierwsza wizyta. Tłumy ludzi i upał odbiera przyjemność oglądania tego uroczego miasta. W tempie ekspresowym „zaliczamy” to co najważniejsze. Miasto jest urocze ale bez tych tłumów. Ja oczywiście kawę muszę wypić i uciekamy.

W Chorwacji przejechaliśmy 147 km

B o ś n i a i H e r c e g o w i n a

Reszta dnia to pływanie, relaks, winko. Wieczorem długi spacer na morzem.

W Bośni przejechaliśmy 12 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 166 km

28.08.11 – dziś a właściwie już od wczoraj kierujemy się na północ w stronę domu. Śniadanie we własnym zakresie. Tą samą drogą co dwa dni temu jedziemy w kierunku Chorwacji.

W Bośni przejechaliśmy 8 km

C h o r w a c j a

Tylko kawałek drogi pokonujemy w Chorwacji. Tu niespodzianka, na granicy kilka samochodów przed nami oczekuje na odprawę. Może zajęło nam to z 15 minut i już jesteśmy na granicy. Stempel w paszport i następny kraj.

W Chorwacji przejechaliśmy 28 km

B o ś n i a i H e r c e g o w i n a

Naszym celem na dziś jest Mostar ale po drodze chcemy zobaczyć wodospady Kravica, są one jedną z największych atrakcji przyrodniczych Hercegowiny. Tutaj już teren zagospodarowany, duży parking, chcą 3€ bez względu na jak długo zostawia się samochód. Buntujemy się i auto zostawiamy na poboczu z dala od parkingu. Schodzimy utwardzoną drogą w dół, już tu słychać szum spadającej wody. Z punktu widokowego widać piękne kaskady spadające z szerokiego progu skalnego i idealne do kąpieli jeziorko. Wodospady dochodzą do szerokości 150 m i wysokości 25 m. Tworzy je rzeka Trebizat. Jest dość wcześnie więc mało turystów. Julek z Jakubem zaraz skaczą do wody choć woda chłodna. Widoki super, wszędzie można wejść, zażywać kąpieli. Po odpoczynku zbieramy się do wyjścia i to jest dobra decyzja bo zaczynają schodzić się duże grupy turystów. Szybko uciekamy stąd i cieszymy się, że byliśmy wcześnie i nie było tłumów. Teraz pod górę ciężko się idzie i do tego to słońce. Samochód spokojnie stoi, szybko włączamy klimatyzację i w drogę. Znaki pokazują drogę do Medugorje, Nie planowaliśmy tam pojechać ale przecież jesteśmy tak blisko, byłoby grzechem nie zobaczyć tej czterotysięcznej wioski położonej około 30 km od Mostaru, pośród wysokich gór. Medjugorje stało się powszechnie znane w katolickim świecie w czerwcu 1981, kiedy na wzgórzu Matka Boska ukazała się sześciorgu dzieciom, przekazując im orędzie pokoju dla świata. Medjugorje zwane jest Sanktuarium Królowej Pokoju. Przybywają tu tłumy pielgrzymów, a wioska ze spokojnej niegdyś miejscowości zmieniła się w gwarne miejsce, pełne sklepików z dewocjonaliami, restauracjami, pensjonatami i hotelami. Są nawet napisy w języku polskim co świadczy o dużej ilości przyjeżdżających tu pielgrzymek i rzeczywiście widzimy tłumy wiernych.. Nasz pobyt tu szybko się kończy i dalej w drogę. Jesteśmy głodni, szukamy jakiegoś fajnego miejsca na obiad. Zatrzymujemy się w położonej na wzgórzu restauracji, przed którą znajduje się rożen z jagnięciną to przysmak mieszkańców tych terenów i bardzo częsty widok dużych rożen przy domach czy restauracjach. Wchodzimy i zamawiamy oczywiście jagnięcinę z pieczonymi ziemniakami, sałatkę, kawę, piwo, pepsi. Mięso z ziemniakami podają na jednym dużym talerzu. Każdy bierze tyle ile chce. Bardzo smaczne choć pewnie w Polsce nie skusilibyśmy się na taki rodzaj mięsa. Płacimy 20€. Serpentynami w dół zjeżdżamy do Mostaru. Tu Jakub umówiony jest ze swoją koleżanką Laną, z którą był na stażu w Bundestagu w Berlinie. Dziewczyna zarezerwowała nam pokój w mieszkaniu trzypokojowym. Ładnie z Jej strony ale pokój od ulicy, bez klimatyzacji, oj będzie ciężko w nocy. W jednym pokoju są jacyś chłopacy z Włoch, drugi pusty. Płacimy 30€. Mamy kuchnię do swojej dyspozycji. W czwórkę idziemy do starej części miasta. Tu już dużo ludzi, trochę słychać obcokrajowców. Pełno knajp i siedzących w nich ludzi. To przecież ramadan a mieszkają tu muzułmanie!!! Ponoć w tym kraju bezrobocie powyżej 40% ale tu tego nie widać. Stara część miasta robi wrażenie, bardzo nam się podoba. Szczególnie urokliwa jest część położona nad rzeką Neretwą. Głównym zabytkiem miasta jest XVI-wieczny kamienny Stary Most, wybudowany w 1566. W wyniku wojny w byłej Jugosławii został zburzony przez Chorwatów w listopadzie 1993 roku. Ponownie odbudowany w lipcu 2004 roku. To tu za odpowiednią opłatą śmiałkowie skaczą do rzeki. Podczas naszego pobytu śmiałków nie było lub nikt nie zapłacił. Wzdłuż rzeki pełno urokliwych knajp położonych na wysokim brzegu. Jest potwornie gorąco bo to jedno z najcieplejszych miejsc w całym kraju. Uciekamy ze starej części miasta do bardziej europejskich klimatów, w knajpie z klimatyzacją odpoczywamy. Jest mi ciężko a jeszcze obawiam się jak będzie w nocy?? Wracamy do pokoju. Włączmy wentylator, który daje namiastkę ochłody. Wieczorem przychodzi dziewczyna i idziemy na wieczorny spacer po mieście. Ludzi jeszcze więcej, kawiarnie zajęte. Miasto teraz jeszcze piękniej się prezentuje. Wszystko ładnie oświetlone, teraz nie widać śladów nie tak dawnej wojny. Wszystko mi się podoba ale jest mi za gorąco. Tu już widać, że turyści docierają, dużo sklepików z pamiątkami ale mam wrażenie, że te pamiątki już gdzieś widziałam…..w Turcji. Może się mylę ale myślę, że większość stamtąd przyjechała. W klimatycznym miejscu odpoczywamy od zgiełku miasta Naprawdę mają ładne kawiarenki, gustownie urządzone. Tu widzimy parę kobiet w chustkach ale to dosłownie parę. Przed północą żegnamy się z Jakuba koleżanką i wracamy. Włączamy wentylator i po kąpieli próbujemy zasnąć. Zostawiamy otwarte okna w kuchni, łazience, w naszym pokoju żeby trochę się schłodziło. Niestety w nocy przyszła właścicielka mieszkania i przyprowadziła jakieś dziewczyny do tego wolnego pokoju. Hałas na korytarzu budzi nas, zamykamy drzwi na korytarz. Próbujemy spać.

W Bośni przejechaliśmy 83 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 119 km

29.08.11 – rano myślałam, że będzie gorzej ze wstawaniem ale mimo nie najlepszych warunków do snu budzimy się w nie najgorszych nastrojach. Julek robi zakupy na śniadanie. Coś robimy sobie do jedzenia i wyjeżdżamy. Chcieliśmy jeszcze trochę tu zostać ale upał nas wygonił. Jedziemy na wschód przez Gacko potem jakimś objazdem wąską o złej jakości drogą. Nowa w budowie (stąd ten objazd). Już nas męczą ciągłe zakręty, zjazdy, podjazdy. Widzimy ładny zajazd więc zatrzymujemy się na coś do jedzenia. Tu płacimy 14 KM. Teraz droga prowadzi na północ wzdłuż granicy z Czarnogórą. Zatrzymujemy się przy pomniku upamiętniającym bitwę pod Sutjeską z wojskami niemieckimi. Po drodze mijamy Visegrad (zwiedzanie planujemy w drodze powrotnej) i jedziemy znów na wschód do granicy z Serbią Ten odcinek drogi należy do najbardziej malowniczych na dotychczasowej trasie. Droga poprowadzona wąwozem wzdłuż rzeki przez liczne tunele, mosty, naliczyłam powyżej 30 tuneli. Kilka punktów widokowych ale my z powodu braku czasu nie zatrzymujemy się (zrobimy to w drodze powrotnej). Dojeżdżamy do granicy z Serbią.

W Bośni przejechaliśmy 265 km

S e r b i a

Serbowie sprawdzają paszporty i chcą „zieloną kartę” oraz jakąś opłatę 100 RSD, dają pokwitowanie. Dojeżdżamy do wioski Mokra Gora gdzie koniecznie chciał być Jakub żeby zobaczyć i przejechać się kolejką wąskotorową Sarganską Ośmicą. Wąskotorówka zaraz po zakończeniu budowy łączyła Belgrad i Sarajevo, przebijając się przez góry Tara aż 50 tunelami. W 1974 roku kolej została zamknięta i zdewastowana, zachowała się tylko niewielka jej część właśnie w okolicach Mokrej Gory. W latach 1997 – 1998 miejscowa ludność połączyła siły by reaktywować do celów turystycznych część Sarganskiej Osmicy. Dzisiaj można zobaczyć chyba najbardziej widokową i zakręconą wąskotorówkę w tej części Europy. Obecnie kolejka kursuje na trasie Mokra Góra – Sargan Vitasi. Udało nam się zdążyć z kupnem biletów na godzinę 16.10 (ostatni kurs). Dwa bilety kosztują 1200 RSD (płacimy kartą). Julek zrezygnował więc zobowiązał się, że w tym czasie poszuka noclegu. Trudno opisać wrażenia i widoki z tej podróży. Ludzi bardzo mało, w naszym wagonie jesteśmy sami. Miejscowości w linii prostej oddalone są od siebie tylko o 3,5 km, ale kolejka musi pokonać 300 metrową różnicę poziomu i 13,5 km serpentyn tak zakręconych, że w jednym miejscu osiągają kształt cyfry 8. Niezliczoną ilość zakrętów uzupełniają 22 tunele i 10 mostów. Stacyjki i całą infrastruktura kolejowa jest bardzo ładnie zagospodarowana. Robimy mnóstwo zdjęć ale one i tak nie oddadzą tego co widzimy. Po dojechaniu do końcowej stacji krótki postój i droga powrotna. W drodze powrotnej pociąg zatrzymuje się na punktach widokowych gdzie turyści spokojnie mogą robić zdjęcia, filmować. Po dwóch godzinach pełnych wrażeń wracamy. Julek informuje nas, że ma dla nas już zarezerwowany pokój. Nocleg mamy w doku jednorodzinnym tuż przy stacji kolejowej za 30 €. Właściwie to mamy dwa pokoje na piętrze, osobne wejście, czyściutkie pokoje i łazienka. Julek już „zaprzyjaźnił” się z gospodarzem i w cieniu popijają rakiję. Fajne miejsce na nocleg i odpoczynek, wokoło niewysokie góry, tu właśnie na wzgórzu dla potrzeb filmu „Życie jest cudem” zbudował Emir Kusturica wioskę Drvengrad. Od gospodyni dowiadujemy się, że wejście do wioski jest w ciągu dnia płatne, wieczorem bezpłatne. Decydujemy się z Jakubem i idziemy, to około 15 minut od naszego noclegu. Drapiemy się pod górę, rzeczywiście teren wioski ogrodzony, kasy, ale o tej godzinie wejście bezpłatne. Znajduje się tu ponoć 50 drewnianych chat ale są tu wszelkie wygody i atrakcje takie jak hotele, restauracje, cerkiew prawosławna, kino. Odbywa się tu Festiwal Filmu i Muzyki. Przyjeżdżają znani ludzie ze świata kina i muzyki. Musimy się spieszyć ze zwiedzaniem bo wieczór blisko. Robimy zdjęcia zaglądamy gdzie się da, ludzi bardzo mało wręcz pusto. Postanawiam, że w takim miejscu muszę wypić kawę. Podchodzimy do kawiarenki ze stolikami na zewnątrz a Jakub mi mówi, że tu siedzi Emir Kusturica w towarzystwie kilu mężczyzn. No nie to, to nawet nie mogło mi się przyśnić. Siadamy w niedalekiej odległości, ja piję kawę Jakub postanowił, że poprosi Kusturicę o możliwość zrobienia sobie z Nim zdjęcia. Dobra spróbujemy, płacę za kawę 100 RSD. Jakub podchodzi i pyta się czy może sobie zrobić zdjęcie a facet bez problemu wstaje i pozuje najpierw z Jakubem potem ze mną. Nawet nie pomyśleliśmy, że tak bezproblemowo to się odbędzie. Ale mieliśmy szczęście, nie dość, że tu pierwszy raz jesteśmy to jeszcze takie spotkanie. Schodzimy w dół, mamy jeszcze trochę pieniędzy serbskich więc chcemy je wydać bo to ostatni nasz pobyt w tym kraju. Idziemy do restauracji przy stacji kolejowej, Jakub za resztę pieniędzy je zupę gulaszową. Wracamy na nasz nocleg, naszej gospodyni mówimy kogo spotkaliśmy, jest zdziwiona bo mieszka tu od lat a jeszcze nigdy nie spotkała Kusturicy. Dzień dzisiejszy pełen wrażeń tym bardziej, że nie chcieliśmy żeby Jakub tu jechał bo nie sądziliśmy, że zdążymy na pociąg. Nie dość, że zdążyliśmy to jeszcze takie spotkanie. Jakub dziś ma pokój tylko dla siebie więc nikt Mu nie marudzi, że czas gasić światło!!!

W Serbii przejechaliśmy 6 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 271 km

30.08.11 – spało się rewelacyjnie, cisza i spokój. Szkoda opuszczać to urokliwe miejsce. Niestety mamy ograniczony czas i należy jechać dalej. To już ostatni raz w Serbii. Dojeżdżamy do granicy

W Serbii przejechaliśmy 6 km

B o ś n i a i H e r c e g o w i n a

Bośniacy sprawdzają paszporty i „zieloną kartę”. Jedziemy tą samą malowniczą drogą co wczoraj ale już się nie spieszymy więc zatrzymujemy się na punktach widokowych na sesję fotograficzną. Dojeżdżamy do Wyszehradu gdzie znajduje się słynny most na rzece Drina Most zbudowany w XVI w przez Turków, liczy 11 przęseł, pełna długość mostu to 180 m a szerokość 6,3 m. Został wpisany razem z mostem w Mostarze na listę UNESCO. Robimy zdjęcia, zaglądamy do informacji turystycznej i dalej w drogę. Po drodze posilamy się i dojeżdżamy do Sarajewa. Tuż przed miastem jedziemy jakimś objazdem, droga kręta niebezpieczna. Dojeżdżamy do samego centrum. Tu zostawiamy samochód i idziemy do pierwszego pensjonatu. Bardzo klimatyczne miejsce, mamy nocleg za 60€ ze śniadaniem. Oczywiście pokój z łazienką, klimatyzacją, dostępem do intrnetu. Pensjonat nazywa się „Stari Grad”. Zostawiamy bagaże i idziemy zwiedzać. Jesteśmy tuż przy starym mieście więc wszędzie blisko. Dziś zakończenie ramadanu co dla muzułmanów oznacza wielkie święto. Myślałam, że dopiero wieczorem będzie ruch w mieście a tu już teraz pełno ludzi spacerujących, siedzących w kawiarniach, restauracjach. Spotykamy też trochę obcokrajowców ale to przecież stolica więc nic w tym dziwnego. Tu widzimy też więcej kobiet w chustkach ale to może z racji zakończenia ramadanu?? W tym kraju tak jak i w tym mieście spotykamy meczety, kościoły, synagogi. Zaglądamy wszędzie gdzie się da. Idziemy nad rzekę Miljacka podziwiamy ładne bogate kamienice zlokalizowane nad rzeką. Dochodzimy do mostu, miejsca śmierci Franciszka Ferdynanda Habsburga następcy austriackiego tronu w 1914 r. śmierć ta była bezpośrednią przyczyną rozpoczęcia pierwszej wojny świtowej. W tym miejscu pamiątkowa tablica. Wracamy na stare miasto i jemy obiad za 23 KM (płacimy kartą). Wracamy do pensjonatu na krótki odpoczynek. Wieczorem miasto pięknie oświetlone, pierwszy raz słyszymy nawoływania muezina do modlitwy, tego mi brakowało!!!! Wychodzimy do miasta. Teraz to już tłumy ludzi na ulicach. Fajny klimat. Siadamy do orientalnej knajpy na fajkę wodną Tu też zamawiamy herbatę w tak charakterystycznych dla Turcji szklaneczkach, nigdzie wcześniej nie spotkaliśmy na Bałkanach takich szklanek.. Podoba nam się to miasto i ten klimat tu panujący. Ludzie elegancko ubrani to przecież dla muzułmanów wielkie święto. Do późna włóczymy się po mieście.

W Bośni przejechaliśmy 143 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 149 km

31.08.11 – aż żal wyjeżdżać. Śniadanie podane na tarasie, szwedzki stół. Jest w czym wybierać. Jeszcze z Jakubem udajemy się na poranny spacer po mieście. Bardzo nam się podoba i chcielibyśmy tu jeszcze wrócić?? Jedziemy przez całe miasto w kierunku lotniska gdzie zlokalizowany jest tunel, który służył mieszkańcom oblężonego miasta. Najpierw w mieście jedziemy wzdłuż znaków później znaki się kończą i trochę czasu zajęło nam poszukanie tego miejsca. Dojazd nie oznakowany jakoś krążymy ale udało nam się dotrzeć. Najpierw oglądamy krótki film o oblężeniu Sarajewa potem małe muzeum i kawałek tunelu, który jest udostępniony zwiedzającym. Tunel o długości około 800m, wykopany został pod lotniskiem w Sarajewie. Transportowano nim żywność, broń i rannych. Tunel był jedynym kanałem łączącym oblężone przez 3 lata miasto z wolną częścią kraju zajmowaną przez Bośniaków. Dzisiaj tunel został zamieniony na muzeum. Smutna historia miasta i tej części Europy. Z miasta wjeżdżamy na autostradę (płatna 2 KM) w kierunku na Zenicę. Po przejechaniu około 40 km autostrada się kończy, dalsza część w budowie. Po drodze parę tuneli, robi się bardziej płasko. Po drodze jemy obiad, znów wszystko dobre i dużo za 46 KM. Dalej przez Doboj, Madricę do granicy.

W Bośni przejechaliśmy 255 km

C h o r w a c j a

Granicę pokonujemy bez problemów. Po przejechaniu paru kilometrów wjeżdżamy na płatną autostradę w kierunku na Osijek. Ruch na drodze minimalny. Za autostradę płacimy 26 HRK. Dalej już zwykłą drogą. Pod wieczór dojeżdżamy do granicy węgierskiej. Chorwaci dają nam pieczątki w paszport i to wszystko.

W Chorwacji przejechaliśmy 133 km.

W ę g r y

Węgrzy zaglądają do samochodu i to wszystko. Zaraz za granicą kupujemy winietkę za 1650 HUF (płacimy kartą). Wjeżdżamy na autostradę i jedziemy na północ. Dziś już nie chcemy dojechać do Budapesztu więc postanawiamy zjechać do jakieś miejscowości w poszukiwaniu noclegu. Robi się już późno, zjeżdżamy do Szekszárd. Trochę czasu zajęło nam szukanie noclegu. W końcu decydujemy się na Hotel Zodiaco za 72 € ze śniadaniem. Drogo ale to już pewnie ostatni nasz nocleg poza granicami Polski. Mamy wszelkie wygody, łazienka, dostęp do internetu, klimatyzację. Julek odpoczywa a my idziemy na wieczorny spacer, chcemy zobaczyć trochę to miasteczko. Ładnie się prezentuje, siadamy przy urokliwym deptaku ja na kawę, Jakub piwko. Płacimy 810 HUF. Teraz już tylko odpoczynek bo jutro czeka nas długi odcinek drogi do przejechania.

Na Węgrzech przejechaliśmy 73 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 461 km

01.09.11 – oj warto było tu się zatrzymać. Śniadanie podane na takim wewnętrznym tarasie. Stół szwedzki – duży wybór. Już o 8.00 wyjeżdżamy i autostradą dojeżdżamy do Budapesztu. Tu Jakub odbiera swoje bagaże od Filipa siostry i jedziemy do akademika/hotelu Central European University gdzie Jakub przez rok będzie studiował. Zanosimy bagaże do pokoju. Pokój tylko dla jednej osoby z łazienką, klimatyzacją, dostępem do internetu. Mam nadzieję, że będzie tu dobrze Jakubowi bo ładnie to wszystko wygląda. Żegnamy się i teraz już Julek siada za kierownicą.

Jakub przejechał 3 404 km

Z miasta wyjeżdżamy na autostradę. Oj piękne maja drogi a jaka obwodnica miasta!!! Jedziemy na Vac, zjeżdżamy z autostrady i dojeżdżamy do granicy słowackiej.

Na Węgrzech przejechaliśmy 342 km

S l o w a c j a

Tu już na granicy nikt nas nie niepokoi, aż dziwne nam to się wydaje po przejechaniu tylu granic. Tam też źle nie było ale jednak wszędzie trzeba było się zatrzymać, pokazać paszport. Kawałek za granicą jemy obiad. Za 14,50 €. Ładne miejsce i dobre jedzenie. Jedziemy przez Zwoleń, Bańską Bystrzycę, Rużomberok, Trstená, Sucha Hora i ostatnia już granica. Tym razem postanowiliśmy wjechać do Polski i do Zakopanego inna drogą niż zazwyczaj.

Na Słowacji przejechaliśmy 226 km

P o l s k a

Przez Chochołów wjeżdżamy do Zakopanego. Dziś postanawiamy, że poszukamy innego noclegu niż „AMI”. Trochę krążymy po mieście i w końcu blisko „AMI” mamy pokój w bardzo ustronnym cichym miejscu za 90 zł bez śniadania. Pokój posiada aneks kuchenny i łazienkę. Bardzo schludny, czyściutki pokoik. Oddzielne wejście z tarasu. Zostawiamy bagaże i jak zwykle idziemy na Krupówki do Góral Burger na kolację. To miejsce nas jeszcze nigdy nie rozczarowało (a jesteśmy tu często) jedzenie smaczne, dużo i w dostępnej cenie. Jeszcze mały spacer, ludzi dużo to już ostatni weekend wakacji.

W Polsce przejechaliśmy 28 km

Przejechaliśmy w ciągu dnia 596 km

02-03.09.11 – czas spędzamy na lenistwie, spacerach po najbliższej okolicy. Pogoda piękna więc trzeba korzystać. 3 września Julek wybrał się do Morskiego Oka i poszedł nad Czarny Staw. Wrócił zadowolony ale mówi, że na trasie do Morskiego Oka tłumy ludzi. Może dobrze, że nie poszłam.

04.09.11 – wracamy do domu. Na krótką chwilę wyjeżdżamy do Krakowa. To już tradycja zatrzymywać się w tym mieście w drodze powrotnej z Zakopanego. Idziemy do Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach. Wstęp bezpłatny. Często tu zaglądam. Oczywiście później kawa, spacer po mieście i dalej w drogę. Jedziemy autostradą przez Katowice, Wrocław. We Wrocławiu trafiamy na niedawno otwarty odcinek obwodnicy. Szybko pokonujemy miasto, teraz tylko Poznań i po kilkunastu kilometrach jesteśmy w domu.

Przejechaliśmy w ciągu dnia 621 km

Cała podróż to pokonanych 4 398 km

w tym:

  • Polska 1215 km

  • Słowacja 549 km

  • Węgry 709 km

  • Serbia 151 km

  • Chorwacja 574 km

  • Bośnia i Hercegowina 1200 km

Podsumowanie:

Cała podróż minęła bezpiecznie i bez problemów. Nie mieliśmy żadnych problemów na granicy ani z policją. Parę razy spotkaliśmy policję na drodze ale nikt nas nie niepokoił, może dlatego, że Jakub starał się jechać zgodnie z przepisami. Drogi lepsze niż w Polsce. Poza autostradami na Węgrzech i w Chorwacji resztę trasy pokonywaliśmy normalnymi drogami. Poza miastami ruch niewielki. Ceny paliw we wszystkich krajach zbliżone do cen w Polsce, raz trochę drożej, raz trochę taniej. Najwięcej czasu spędziliśmy w Bośni i Hercegowinie i tu zaskoczyła nas duża ilość miejsc noclegowych, restauracji. Wszędzie można płacić w euro lub kartami. Dolary można wymienić w kantorach ale płacić nimi się nie dało. Niestety tak jak pisałam ceny noclegów dość wysokie (od 10€ w górę) ale my też nie chcieliśmy korzystać z najtańszych hoteli co najczęściej wiąże się z niskim standardem. Tej najtańszej bazy noclegowej nie sprawdziliśmy więc trudno mi napisać jak wygląda lub ile kosztuje? Wszędzie czuliśmy się bezpiecznie, nikt nas nie zaczepiał a ludzie wydaje się, że są życzliwi. Nigdzie nie mieliśmy problemu z poszukaniem miejsca do spania, miejsca do zjedzenia obiadu, jest tego dużo i można wybierać. Ceny w restauracjach trochę niższe niż w Polsce ale porcje bardzo duże i proponuję żeby zamawiać jedną porcję dla dwóch osób (szczególnie jak są dziewczyny). Polecam lokalne potrawy zawsze Wam miejscowi powiedzą co w danym regionie się jada. Mnie szczególnie smakowała sałatka szopska coś jak sałatka grecka tylko większe porcje i tańsza.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u