Tajlandia z dziećmi – Wojciech i Agata Kokoszka, także Gabriela i Roch

Wojciech i Agata Kokoszka, także Gabriela i Roch

Wahaliśmy się długo. Indie, czy Tajlandia? Sentyment i nasza prywatna arytmetyka sugerowała Indie (co trzy lata tam jeździmy). Za Tajlandią przemawiało bezpieczeństwo zdrowotne naszych małych pociech. Maluchy (córka 4,5 roku, syn 18 miesięcy) jeszcze w Azji nie były, więc gdzieś musimy je przetestować. Tajlandia wygrała. Doszedł jeszcze argument ekonomiczny. Synek ma poniżej 2 lat zatem posiada status infanta, czyli nie płaci za przelot. Kiedy cel został wybrany rozpoczynamy przygotowania.

Na początek – szczepienia

Dzieci są szczepione wg Kalendarza szczepień, zatem szczepimy je tylko przeciw WZW typu A na 2 miesiące przed wyjazdem. My, czyli dorośli szczepiliśmy się kilka lat temu szczepionką łączoną Twinrix przeciw WZW typu A i WZW typu B, więc jeszcze jesteśmy zabezpieczeni.

Miejsca docelowe zostały tak dobrane (Bangkok i okolice oraz rejon Krabi), że nie ma specjalnej potrzeby, aby się na coś jeszcze szczepić. Chociaż szczepionka przeciwtężcowa przydać się może w każdej części świata. Dzieci do lat 6 mają ją jako obowiązkową w Kalendarzu szczepień.

Niestety na paranoję medialną wywołaną tzw. świńską grypą nie ma do tej pory szczepionki. Wystarczą zdrowy rozsądek i tradycyjne mycie rąk.

Przygotowania techniczno-logistyczne

Rozpoczęliśmy od polowania na tani przelot do Bangkoku. Udało się trafić na promocję w ukraińskich liniach AeroSvit. Za bilety do Bangkoku i z powrotem płacimy łącznie 5400 PLN

(2 osoby dorosłe + dziecko ( zniżka 25%) + infant (zniżka 90%).

www.aerosvit.com

Potem pozostało już tylko poszukać hotelu w Bangkoku i na Krabi oraz kupić bilety lotnicze na trasie Bangkok-Krabi-Bangkok. Gdyby nie dzieci polecielibyśmy na tradycyjny wyjazd “no reservations”, ale przy małych szkrabach ze względu na ich wygodę i nasz spokój ducha skorzystalismy z tej możliwości.

Polecam

www.booking.com

www.sawasdee.com

www.krabidir.com

www.airasia.com

Nareszcie start 13 lipca 2009

Startujemy 13-tego. Na szczęście przesądny nie jestem. Obyło się bez opóźnień. Przy odprawie jak obsługa na Okęciu zobaczyła naszą wesołą gromadkę to odprawiono nas poza kolejnością. To kolejny argument, aby podróżować z małymi dziećmi. Niestety mały boeing AeroSvitu nie posiada kołyski, więc nasz mały infant świetnie się bawił skacząc nam po udach. Lot do Kijowa był krótki, więc nic specjalnie sie nie działo.

Lotnisko w Kijowie przebudowują na Euro 2012. Ścisk i lekki chaos. Ledwo zdążyliśmy kupić wódkę do walki z bakteriami azjatyckimi. Przed nami długi lot (10 godz.) z Rochem na pokładzie. Synek przesyła nam tajemnicze uśmiechy. Wolę o tym nie myśleć co tam sobie planuje.

Szczegółów lotu oszczędzę. Kto podróżował z małymi dziećmi łatwo domyśli co się działo. Kto dzieci nie ma, tego nie będę straszył.

W Bangkoku wylądowaliśmy przed świtem (3.30 czasu lokalnego). Bagaże dotarły bez szwanku (spacerówka + duży plecak i walizka). Dzieciaki w niezłej formie. Rosio słodko śpi. Gabriela pełna ciekawości dziarsko maszeruje ze swoim plecaczkiem z zabawkami. Rodzice marzą już tylko o tym, aby paść na twarz w hotelu.

14 lipca

Jest po 4.00 rano. Wymieniamy dolary na bahty (1$= 32,70 baht). Kupujemy wodę mineralną (1,5l=20 baht) i szukamy taksówki.

Król (Bhumibol Adulyadej, najdłużej panujący monarcha na świecie) nieźle to zorganizował. Przy wyjściu z lotniska czekają dwie sympatyczne panie, którym podaje się adres hotelu, a policja turystyczna i szef taksówkarzy wybiera kierowcę, który nas zawiezie. Zasypiając ze zmęczenia pędzimy autostradą do Bangkoku. Witają nas bramy z podobiznami króla i drapacze chmur. Autostrada płatna w dwóch miejscach 25 baht i 45 baht.

Hotel Boonsiri (www.boonsiriplace.com) mimo wczesnej pory przyjął nas gościnnie. Będzie naszą dobrą bazą wypadową do świątyń i Khao San Road. Pokój ogromny. Jak słodko wskoczyć do łóżka. Dzieciaki padły.

Wstajemy po południu i robimy rekonesans po okolicy. Knajpki są tej jakości, że z dzećmi  na razie ich nie testujemy. Na szczęście są sklepy 7eleven. Robimy trochę zakupów:

jogurt- 13 baht

woda (1,5l)- 15 baht

pieczywo tostowe (1 duża paczka)- 18 baht

coca-cola (1l)- 72 baht

sok jabłkowy (1l)- 57 baht

ser topiony Kraft (6 plastrów)- 75 baht

Wieczorem tradycyjna lufa z colą i spać.

15 lipca

Po amerykańskim śniadaniu ruszamy z dzeciakami na zwiedzanie Wat Phra Khaew i Grand Palace. Gorąco, choć chmury zakrywają słońce. Można się nieźle usmażyć. Wstęp po 350 baht od osoby. Dzieciaki za free.

Kompleks świątynny jest przepiękny, jednak po dwóch godzinach dzieci mają dość. Świeże kokosy z lodówki (1 szt. – 20 baht) trochę nas orzeźwiają. Rosio przycina komarka w wózku. Ładujemy się do tuk-tuka i robimy szybki rajd do hotelu. Od tej pory Gabriela jest fanką tuk-tuków. Kurs kosztował 100 baht. Drogo, ale z padniętymi dziećmi trudno się targować. Oczywiście nasze pociechy, gdy tylko dotarliśmy do pokoju nagle stały się wypoczęte i szalały w najlepsze. Wyrywam się na mały rekonesans. Sześć dorodnych mango za 100 bahtów powinno chociaż na trochę nasycić nasze głodomorki. Na kolację ruszamy do chińskiej knajpki, ale dzieciom smakuje tylko ryż. Pozostałe potrawy są zbyt ostre. Zaczynam się martwić o to czym je będziemy tutaj karmić. W ramach eksperymentu testujemy na nich jedzenie z ulicznego grilla. Rosio jak tylko poczuł mięso to od razu wciągnął dwie szpatki grilowanego boczku (1 szpatka boczku- 5 baht, 1 szpatka kurczaka- 10 baht).

Zadowoleni, że dzieci w końcu mają co jeść zrobiliśmy imprezę w łazience. Tylko tam włączaliśmy w nocy światło, gdy dzieci spały (piwo 0,6l od 42 do 65 bahtów).

16 lipca

Dzisiaj czas na oglądanie nowoczesnego Bangkoku. Bierzemy różową taksówkę i jazda. Każda korporacja ma swój kolor. Żółto-zielone, rózowe, czerwone, błękitne, fioletowe, pomarańczowe, pomarańczowo- fioletowe, fioletowo różowe. Gabrysia jak to mała dziewczynka od razu pokochała różowe.

Jedziemy do centrum handlowego Siam Paragon. Kurs 75 baht za trasę 5km. Otwarcie drzwi w taxi kosztuje 35baht. Taksówki są dla naszej gromady najtańszym i najpraktyczniejszym środkiem transportu w Bangkoku. Shopping kończymy o 18-tej. Oprócz ciuchów i pamiątek kupujemy też trochę europejskiego jedzenia dla dzieci (wędliny, pieczywo, soki):

bochenek chleba- 65 baht

pączek – 18 baht

sok jabłkowy- 115 baht

masło- 75 baht

Oczywiście głównym punktem programu w Siam Paragon było oceanarium Siam Ocean World. Mnóstwo atrakcji od kina 4D przez las deszczowy do rafy koralowej. Dzieciaki nie mogły oderwać wzroku od rekinów pływających nad ich głowami. Siedzieliśmy tam parę godzin. Ceny jednak są wysokie (bilet wstępu 1 os. dorosła- 850baht, dziecko (powyżej 80 cm)- 650baht). Roszek wjechał w wózku, więc wjazd gratis.

www.siamoceanworld.co.th

Siam Ocean World to świetny przystanek dla dzieci w każdym wieku. Wychodzi się przez sklep z pamiątkami, więc nie ma szans opuścić tego miejsca bez wydawania kolejnych pieniędzy. Ceny wysokie.

Dzień kończymy tradycyjną imprezką w łazience.

17 lipca

Po tym jak odkryliśmy, że taksówki są w miarę tanie ruszamy gromadą na zwiedzanie Wat Pho. Kierowca oczywiście próbuje nam zaoferować kilka wycieczek taksówką poza Bangkok, ale nie daję się naciągnąć.

Świątynia jest przepiękna, a 46 metrowy leżacy Budda robi niezłe wrażenie. Żar leje się z nieba, więc chowamy się między świątynnymi zaułkami i nielicznymi drzewami. Mimo upału warto było.

Robimy sobie w hotelu małą regenerację sił i ruszamy na mityczny Khao San Road. Trochę baliśmy się, że w tłumie nasze maluchy nic nie zobaczą, ale jest OK. Uwielbiamy takie plecakowe miejsca. Dobrze, że jest trochę szerzej niż na PaharGanj w Delhi. Nie ma tu rynsztoków i wózkiem jeździ się łatwo. Dzieciaki są oszołomione. Zżera je mieszanka lęku i ciekawości. Nasz “biały słonik” czyli Roszek robi furorę. Tajki piszczą z radości kiedy łaskawie obdarzy je uśmiechem. Agata rusza na zakupowe łowy, a ja nareszcie mogę się potargować. I love this game!

Laleczki, koszulki itd. Dzięki dzieciakom dostajemy dodatkowe prezenty. Roszek czuje się tu jak sam król Bhumibol Adulyadej.

Chwilę oddechu i wyciszenia łapiemy na mrożonej kawie (65baht). Nasze maluchy nawet buddyjskich mnichów potrafią wyprowadzić z równowagi. Obiadokolację wcinamy w Shoshani- izraelskiej knajpie obok Khao San:

falafel z frytkami- 120 baht

wątróbka z cebulą i frytkami- 120 baht

tajska zupa- 100 baht

Gdyby babcie widziały co nasze głodomory potrafią tu zjeść to by padły. Roszek je porcje dla dorosłych i domaga się dokładek. Pobiera sobie również haracz w postaci plastikowych słomek.

Ten mały rekin puści nas z trobami.

Wieczór tradycyjnie kończymy toastem -Dla zdrowotności!

18 lipca

Lecimy na Krabi.

Taksówką na nowe lotnisko (Suvarnabhumi International Airport) za 500baht (cena urzędowa). Start jest opóźniony o godzinę. Uroki tanich linii. AirAsia prezentuje się przyzwoicie, ale na jedzeniu nas zrobili w konia. Zamiast ciepłego posiłku dla dzieciaków dostaliśmy kanapki, bo nie zdążyli kuchni zapakować na pokład. Morał- nie kupuj żarcia w tanich liniach przez internet.

Po godzinie lotu lądujemy w Krabi. Pochmurno. Bierzemy taksówkę (600 baht- cena urzędowa) i jedziemy do Ao Nang (trasa około 30km)

Autobus z lotniska 150baht, ale mając na względzie komfort naszej zmęczonej ferajny z bagażami zdecydowaliśmy się na taksę pod drzwi Somkiet Buri Resor & Spa.

Resort jest zajebisty. Zarezerwowałem opcję triple delux room. Mamy zatem 40-metrowy pokój z balkonem, ogromną łazienkę, air-con, barek, lodówkę, sejf, tv, dvd, świeże owoce, szlafroki, parasole od deszczu. Nieopodal piękny kameralny basen z jacuzzi. Po prostu raj. Dosyć już tej reklamy. Cena raju 14700 baht za 7 noclegów ze śniadaniem. Oczywiście Roszek dostał łóżeczko gratis. Dla par z jednym dzieckiem jest duży wybór hoteli, ale gdy jedzie się z dwójką to już pole manewru znacznie się zawęża.

www.somkietburi.com

W Ao Nang można jeździć po dżungli na słoniu, wspinać się, nurkować, pływać od wyspy do wyspy, iść na kurs gotowania, imprezować i byczyć się. My wybraliśmy to ostatnie.

19 lipca

Pogoda jest jak dla mnie super. Słońce na przemian z chmurami. Po śniadaniu ruszamy na plażę. Piasek z pokruszonych muszelek, skałki, niebieska woda. To tutaj norma. Kto widział film „Człowiek ze złotym pistoletem” z Jamesem Bondem ten musi popłynąć łódką na jedną z wysp.

Jedyne zmartwienie to jak wykarmić wiecznie głodnego Roszka.

Ryba w restauracji – 80 baht za 100gram. Drogo. Ale za lokalizację i widok na morze trzeba zawsze płacić. U nas w hotelu o połowę taniej.

20 lipca

Powoli wypracowujemy schemat pobytu:

Śniadanie

Plaża

Przerwa regeneracyjna

Obiad

Shopping

Kolacja

Drink na balkonie

Spanie

Razem z dziećmi zaczynamy dożywiać się w ulicznych przekąskowaniach

naleśnik z owocami – 20-25 baht

udo kurczaka z grilla- 35 baht

Dla porównania ceny w restauracjach:

danie lokalne- 150 baht

danie kuchni zachodniej- ok. 300 baht

piwo małe- 60 baht

piwo duże- 100 baht

pizza 200-300 baht

Rosio już poczuł, że jest lokalną gwiazdą. Jeździ jak król w spacerówce rozdając łaskawie uśmiechy. Nauczył się już machać na pożegnanie i mówić bye! bye! czym podbił serca tubylców.

Ceny w sklepach:

piwo Chang- 40baht

pepsi 1,25l- 30 baht

smirnoff vodka 0,2l- 260baht

ser topiony Imperial (9 plastrów)- 79 baht

ciastko bananowe- 15 baht

pieczywo tostowe z ziarnem- 38 baht

sok pomidorowy 0,2l- 20baht

W aptece dokupujemy witaminę C do ssania 12 tabl.- 75baht. Gabrysia złapała trochę kataru. Pierwsze efekty klimatyzacji w pokoju.

21 lipca

W tej sielance zaczynają mi się mylić dni.

Dzisiaj ruszyliśmy wypróbować masaże przy plaży. Średnio 200 baht za 30 min. Turystów mało, więc trafiłem na promocję i za godzinny masaż zapłaciłem 150 baht. Podczas leniwych rozmów dowiedziałem się, że Tajki marzą o tym, aby mieć jak najjaśniejszą skórę i dlatego nasze słodkie maluchy są tak rozchwytywane. Wydaje się im, że jak ich dotkną to biała skóra sprawi, że ich dzieci też takie będą. Wg mnie są na to inne metody. Podstarzali panowie z Europy próbują im je wieczorami tłumaczyć.

Do Ao Nang moda na maski przeciw świńskiej grypie jeszcze nie dotarła. Za to Hindusi usilnie próbują mi sprzedać garnitur szyty na miarę. Na razie mam 2 jedwabne krawaty (450 baht za dwa) zakupione w Bangkoku i chyba na tym poprzestanę.

22 lipca

Rano nasze damy ruszyły na masaż stóp (100 baht), a my z Rosiem uskuteczniamy spacery wzdłuż plaży i robienie zdjęć. Niestety pogoda się psuje. Monsun też chce mieć swoje 5 minut.

Odkryliśmy wreszcie niezłą knajpkę, gdzie nasze pociechy mogą zjeść swój ukochany włoski makaron i dają też tam pyszne tajskie zupki.

Makaron z pomidorami + tajska zupka + ryż + makaron ryżowy z kurczakiem i warzywami + 4 napoje. Wszystko za 300 baht. Będziemy tu chyba stołować się codziennie.

Niestety monsun pokazał swoje oblicze i do wieczora padał deszcz. Pozostały zatem zabawy w pokoju. Płyta dvd z bajkami o kreciku zabrana z Polski okazała się zbawieniem.

Jeszcze tylko po piwku na balkonie i spać.

Tajki wychodzą za mąż najczęściej w wieku 20 lat lub po studiach. Typowa rodzina to model 2+3.

23 lipca

Kupiłem dzisiaj 2 koszulki, koszulę i żonie sukienkę. Całość 720 baht. Tajowie nie potrafią się tak wspaniale targować jak Hindusi.

Żona postanowiła uszyć sobie damski garnitur z jedwabiu. Metoda jest prosta. Wybiera się model z najnowszego katalogu Armaniego, Bossa itd. Potem już tylko dobór materiału i precyzyjne pobranie wymiarów i za 48 godzin odbiera się gotowy wyrób. Chińczyk był trudnym partnerem w negocjacjach, ale ja też. Po długich targach zapłaciłem 4500baht za całość. Kupiliśmy też trochę prezentów z jedwabiu dla rodziny.

24 lipca

Dzień upłynął pod hasłem przymiarek. Żona chodziła do salonu, a my z dzieciakami taplaliśmy się w morzu i zbieraliśmy kilogramy muszelek. Wieczorek spędziliśmy w rockowym barze przy drinkach. „Mai Tai” miał mnie powalić od razu, ale dla człowieka z kraju wódki to zaledwie kompocik. Roszek tańczył przy „Come on baby let my fire” The Doors. Za to też kochamy azjatyckie kraje.

25 lipca

Dzień był nudny, gdyż powrót z raju zawsze jest przygnębiający. Godzinka lotu i znów jesteśmy w Bangkoku. Hotel wysłał po nas samochód i uśmiechniętą Tajkę z napisem Mr Kokoszka. Poczuliśmy się jak VIP-y. Trochę jednak jestem zażenowany, gdyż mi głupio, że plecakowców ktoś tak prowadzi za rączkę.

Hotel Thong Ta Resort znajduje się 10 minut jazdy od lotniska. Dobra baza przed powrotem. www.thongtaresortandspa.com . Niestety jest to chińskie zadupie i nie ma w okolicy nic ciekawego. Hotelowa restauracja oferuje jakieś „zapychacze’, bo tylko tak da się określić dania z karty. W okolicy z ciekawych rzeczy jest tylko chiński targ z żarciem i ciuchami. Najbardziej urzekł mnie sprzedawca parówek, który wyglądał na takiego co zjada cały niesprzedany towar. Dwa metry wzrostu i dwa metry w obwodzie.

Kupiłem 1kg małych bananów po 20 baht.

26 lipca

Dzisiaj wyprawa do centrum handlowego Seacon Shopping Market. Trzeba sobie coś w końcu przywieźć. Za taksówkę (14km trasa) zapłaciłem 115 baht. Akurat były wyprzedaże, więc pobiliśmy rekord- 7 godz w centrum handlowym.

27 lipca

To już ostatni dzień przed powrotem. Zatem ostatnia szansa wypadu do Ayutayi. Bierzemy rano taksówkę na dworzec kolejowy. 270 baht + 70 baht opłaty za autostradę. Dobrze, że pojechaliśmy autostradą, bo zdążyliśmy na pociąg 15 minut przed odjazdem. Przy wejściu do hali dworca jest niewielki punkt informacyjny dla turystów, gdzie można dostać szybko informacje na temat interesujących nas połączeń (dają darmowe rozkłady jazdy i wskazują, w której kasie można kupić bilet). Bilet na 2 klasę expres z Bangkoku do Ayutayi 245 baht od osoby. Dzieciaki jadą za free. Żar leje się z nieba. W ramach profilaktyki antygrypowej obsługa pociągu przeciera klamki płynem dezynfekcyjnym.

Z dworca w Ayutayi przeprawiamy się promem na wyspę (bilet 4 baht). Można wybrać dwie wersje zwiedzania. Pierwsza to wynająć tuk-tuka (200 baht za godzinę) lub jeździć od punktu do punktu bez ograniczeń czasowych. Wszystko zależy ile ma się czasu. Dla osób bez małych dzieci polecam nocleg w Ayutayi i wynajęcie rowerów (100 baht za dzień). Ze względu na nasze maluchy wybraliśmy opcję szwendania się tuk-tukami bez ograniczeń czasowych. Trzasnęliśmy parę cudnych świątyń, ale dzieciaki miały już dość. Żar wycisnął z nich wszystkie soki kokosowe.

Zmęczone, ale zadowolone z jazdy pociągiem padły w powrotnej drodze.

Jeszcze tylko pakowanko, piwko i odlot.

28 lipiec 2009

Start o barbarzyńskim wczesnym poranku. Potem międzynarodowe przedszkole na naszych siedzeniach. Zeszły się wszystkie dzieci z całego samolotu. Dzieci mimo że mówiły każde w swoim  języku bawiły się świetnie. DZIECIAKI ŚWIATA ŁĄCZCIE SIĘ

Kurs waluty

1$= 33,66 baht

PS. Dzieci mimo wkładania brudnych paluchów do buzi nie miały nawet biegunki.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u