Tajlandia ,Birma. Laos, Kambodża, Wietnam 2011

Tajlandia – Birma – Tajlandia – Laos – Wietnam – Kambodża – Tajlandia 2011

Adam Stępiński

 

 

 

Termin : 12 marzec – 12 maj 2011

Lepiej się wybrać trochę wcześniej, w maju w południowym Wietnamie i Kambodży początek pory deszczowej

 

Ekipa – wyprawa jednoosobowa

 

Wizy Tajlandia dwumiesięczna, wielokrotna , cztery wjazdy, bezpłatna! ( promocja ?), załatwiana w Warszawie

Birma ( Myanmar ) załatwiona w Bangkoku, jednokrotna, miesięczna, przekraczanie granicy tylko drogą lotniczą ( 810 B )

Laos na granicy, jednokrotna, miesięczna ,30 USD

Wietnam jednokrotna, miesięczna (150 PLN )załatwiana w Warszawie

Kambodża na granicy, jednokrotna, miesięczna,20 USD

 

Budżet Tajlandia Baht ( B ) 1 USD – 30 B

Birma Kyat ( MMK)1 USD 6,820

Laos Kip ( K ) 1USD – 18700

Wietnam Dong ( D ) 1 USD – 17, 770

Kambodża Riel ( R ) 1USD – 4125 .Kursy zmienne, w Kambodży płacąc Rialami dostaniesz reszty w dolarach i odwrotnie , w muzeach w sklepach, zwłaszcza tych ekskluzywnych, ceny w dolarach. Oprócz Birmy w każdym kraju są bankomaty ATM, min ważna karta Visa.

 

Transport bilet lotniczy w Aerocenter w Warszawie, Nowolipki 21/49 Aerosvit Ukraińskie Linie Lotnicze, koszt 2400 PLN, kupiony dużo wcześniej, przesiadka w Kijowie, siedzenia wygodne, jedzenie smaczne.

 

 

 

 

Jak bumerang powracam do Tajlandii, do Bangkoku. Wiem, jest mnóstwo relacji podróżników, które można znaleźć w wcześniejszych tomach Przez Świat. Bangkok jednak stanowi znakomity punkt wypadowy do innych krajów Azji Południowo-Wschodniej, ze względu na konkurencyjne ceny biletów lotniczych, łatwość ich zakupu i bezproblemowe uzyskanie wiz, agencje turystyczne starają się wykorzystać te atuty i jak najwięcej na tym zarobić!

13 03, niedziela, oczywiście dzień tygodnia nie ma znaczenia, agencje podróżnicze pracują jak każdego innego dnia . W punkcie informacji turystycznej na lotnisku warto wziąć darmową mapę miasta. Bezpłatnym Shuttle bus dojeżdżam do centrum komunikacyjnego, z którego kursują pospieszne autobusy miejskie z numerami od 500,jest bezpośrednie połączenie na Północny Dworzec Autobusowy, aby dojechać np. do Cziang Mai. Odjeżdżają też autobusy na plaże np. do Patayi .Wsiadam w 555 ( 30 B ) w mieście przesiadam się w 171 i dojeżdżam na Khoa San Tym razem zatrzymuje się w Holda Guest House za 150 B, wyjątkowej urody nora, nie polecam . W biurach turystycznych żądają 3500 B za wizę do( Birmy ) Myanmaru, czas oczekiwania 4 dni, za bilet lotniczy do ( Rangunu ) Yangonu ok. 13.000 B .No to nie zaczęło się różowo!

14 03 Oczywiście nie ma autobusu do ambasady Birmy, taxi 150 B, zapłaciłem, ale z okolicy Khoa San można dojechać autobusem numer 15 do ambasady : 132 Road North Sathorn, wysiadać przy świątyni tamilskiej, która jest widoczna z lewej strony ulicy. Nie przerażajcie się kolejką, która formuje się już przed 8 ..Jeżeli nie macie wniosku wizowego, można go uzyskać w pobliskim punkcie xero, potrzebna jest też kopia pierwszej strony paszportu i dwie fotografie, jedną należy przykleić, a drugą przypiąć do formularza .Obsługa petentów idzie bardzo sprawnie , zgodnie z wyświetlanymi numerami okienka., jeżeli przedstawicie rezerwację biletu lotniczego na dzień bieżący, można odebrać wizę po 16, koszt 810 B za wizę jednokrotną, ważną miesiąc. Po złożeniu dokumentów , pytałem w kilku biurach lotniczych o cenę biletu do Rangunu, kupiłem go za 5.900 B z opłatami lotniskowymi na Air Asia w agencji ,która jest przy ulicy North Sathorn, przy wylocie z Birmy obowiązuje opłata 10 USD . Muszę więc poczekać na wizę w biurze turystycznym przy Khoa San kupiłem wycieczkę do Ayjutaii

 

15 03 Zbiórka przed biurem o 8.Zależnie od ceny wycieczki, pilotki przykleją do ubrania kolorowe trójkąciki, kółka i kwadraty Zaczynamy od zwiedzania Bang Pa In Palace, letniego pałacu obecnej pary królewskiej Tajlandii .Turyści, którzy zapłacili tylko za zwiedzanie Ayjutaii zostają przewiezieni mostem krzesełkowym na wyspę, na której jest buddyjska świątynia i klasztor, budowle w stylu ogrodowego, gotyku angielskiego, projektowane przez włoskiego architekta! Pilotka podała wcześniej godzinę zbiórki i odjazdu do Ayjutaii., jaki problem podejść samemu pod bramę pałacu, wykupić bilet i zwiedzić go? Ruiny świątyń poprzedniej stolicy Tajlandii oddalone są od siebie, trzeba zapewnić sobie transport, więc wycieczka zorganizowana jest doskonałym rozwiązaniem. W cenie wycieczki są bilety wstępu do kilku świątyń oraz bardzo smaczny i obfity obiad w stylu szwedzkiego stołu.

 

  1. O3 Przypominam sobie znane mi miejsca : świątynie Wat Po i Pałac Królewski, Muzeum Narodowe itd., o 16 odbiór wizy Warto pamiętać, że w pałacach Bangkoku i Phnom Penh obowiązuje zakrycie kolan i ramion oraz zdjęcie czapki .Oczywiście można dostać za opłatą sarongi i chusty .

 

BIRMA Myanmar

  1. 03 Szybkim autobusem za 30 B jadę do stacji metra i za 30 B na lotnisko. W Rangunie jestem ok 18, poznaję sympatyczne małżeństwo z Polski, z państwem Niedbalskimi bierzemy taxi za 7 USD do centrum. Zatrzymuję się w Tokio Guest House 9 USD ze śniadaniem .Wychodzę na ulicę , aby coś zjeść .Odrapane ściany, brudne schody, nierówne chodniki, nie wszystkie latarnie się palą, odpadające tynki, pamiętam taki miejski pejzaż z socjalistycznej Polski .Siadam przy miniaturowym stoliku na niskim stołeczku, wszyscy patrzą na długonosego wielkoluda i na dodatek jem łyżką, bardzo smacznie przyrządzone mięso, oryginalne warzywa i ryż, herbaty ile dusza zapragnie, zapłaciłem aż dwa dolary.

 

18 03 Z hotelu można dojść pieszo do głównej świątyni Rangunu i Birmy. Przechodzę obok katedry katolickiej, lustrzanej pagody Botataung. Wstęp do Shwe Dagon 6 USD, ale to przecież zabytek ze światowej listy obiektów kultury .Można wjechać windą lub iść schodami-galeriami na główny dziedziniec .Tłum pątników stanowi już pewną atrakcję, można przypatrywać się nieznanym zwyczajom religijnym np. polewanie wodą posągów bóstw .Wszystko lśni złotem, w głównej stupie setki drogich kamieni, niespotykane bogactwo w tak biednym kraju !Święta stupa i setki mniejszych, wysmakowana forma i kicz, rozmodleni ludzie i zachwycenie turyści, spotykam grupę z Polski. Innym wyjściem zjeżdżam w stronę Bogyoke Park i Karaweik Palace w kształcie łodzi .Spaceruję po centrum, odnajduję eleganckie kamienice, które teraz zaniedbane straszą przechodniów odpadającymi tynkami, ale przy oknach anteny satelitarne widać ,że ludzie chcą się wyrwać do innego świata, który mogą poznać za pośrednictwem nie państwowej telewizji , nasze telefony komórkowe nie działają. W ulicznej garkuchni zjadam pyszny obiad, za dolara.

O 15 jest autobus do Bago ( 3000 Kyat )Chcę dojechać do Kinpun, ale muszę nocować w Bago w San Francisco Guest House za 4,500 MMK w dość spartańskich warunkach. W mieście są zabytkowe świątynie i klasztor, w którym żyje 120- letni mnich, pewnie sam nie pamięta, ile ma lat, jeżeli chcecie go odwiedzić , musicie się spieszyć, czas mija tak prędko.

19 03 Za 3500MM K z przesiadkami dojeżdżam do Kinpun, ceny noclegów zróżnicowane, zależne od komfortu, płacę 5000 K bez śniadania za pokój z łazienką, bungalowy są w ogrodzie, nareszcie zieleń i góry. Wybieram się pielgrzymim szlakiem do małego, złotego kamienia, który lśni w zieleni wzgórz.

20 03 O 6,30 ruszają pierwsze ciężarówki pod górę za 1500 MMK, potem następne 1500 MMK. prawie pod bramę klasztoru. .Kyaiktiyo to przede wszystkim Golden Rock. Olbrzymi złoty kamień , który zwisa, faktycznie na włosie Buddy .Wierni, tylko mężczyźni, nakleją na kamień kolejne płatki złota. Pielgrzymi składają ofiary, a turyści płacą po 6 USD na rzecz junty. Najbardziej byłem zadowolony ze spaceru w dół, pielgrzymim szlakiem, około 4 godzin do Kinpun .Ścieżka wiedzie przez stragany z napojami, jedzeniem i pamiątkami. Sprzedający mieszkają w tych budach, plączą się koty, pierzchają kury i szczekają psy ,po prostu idę przez wieś .Spotkam kilku sympatycznych mnichów buddyjskich w ciekawych, kolorystycznie szatach i niezwykłych nakryciach głowy, przypominających hełmy średniowiecznych rycerzy. Rozległe panoramy i tropikalny las, koniecznie trzeba przejść tę trasę!. O 14 jest autobus do Rangunu, ja wysiadam o 18 w Bago, o 20 mam autobus do Mandalay, bilet za 16.000 MMK za całą trasę, kupiony w recepcji hotelu, w którym nocowałem.

 

  1. 03 Przed 6 jestem na dworcu, oddalonym o kilka kilometrów od miasta .Taxi za 1500 MMK pod hotel, w okolicy jest ich kilkanaście. Patrzę na turystów z” lonelkami „w ręku i obłędem w oczach, którzy szukają hotelu, polecanego przez Lonely Planet .Nie podam więc nazwy hotelu, w którym się zatrzymałem ,aby nie ograniczać pasji odkrywców i poszukiwaczy .Zwiedzam świątynie, jest ich kilka ,min. Maha Myat Muni Image ze złotym posągiem siedzącego Buddy .W galeriach otaczających świątynię można odwiedzić warsztaty produkujące gongi, posągi Buddy, podstawy ołtarzy itd. .i oczywiście różne pamiątki. Omijam twierdzę, do której jest tylko jedno wejście dla turystów, wstęp dość drogi, wewnątrz jest jednostka wojskowa, więc czy może to być ciekawy obiekt? Chociaż otoczona jest fosą i wygląda malowniczo, zza murów strzelają w niebo wyniosłe palmy.

Po południu wybieram się do Amarapury, oddalonej od centrum 11 kilometrów, dojazd miejskim autobusem, a raczej krytą półciężarówką .To dawna stolica królewska, zachowana Pa –hto-daw-gyi Pagoda, ale najwiekszą atrakcję stanowi spacer drewnianym mostem o długości 1400 metrów, zbudowanym dwieście lat temu z drewna tekowego. Spaceruję ponad rozlewiskami rzeki, obserwuję rybaków, można posiedzieć na ławeczkach, ocienionych daszkami jak w altance. We wsi za rzeką pagoda, inne widoczne z mostu U Bein Bridge. Trafiam, chyba na zakończenie buddyjskiego kongresu religijnego, setki mnichów spaceruje po moście, popija herbatę w kawiarniach i próbuje wrócić do Mandalay półciężarówkami, siedzą obok mnie, na dachu, uczepieni samochodu jak pasażerowie tramwajów w powojennej Warszawie.

22 03 Za 1000 MMK rowerową rikszą jadę na przystań, o 8,00 odpływa stateczek do Mingun ( 6000 MMK ), płynie się ok. godziny rzeką Ayeyarwaddy, chcę zobaczyć największy, niepęknięty dzwon na Swiecie, to chyba tylko magia reklamy? Król Bodawpaya pragnął wybudować największą stupę na Swiecie, ale budowy nie ukończył, bo nastąpiło trzęsienie ziemi i stupa pękła na pół, za 3 USD można wdrapać się na tę stertę cegieł i zdyszanym popatrzeć na rzekę i inne świątynie np.Hsibyuime z siedmioma tarasami na wzór mitycznej góry Meru .Dzwon ważący 90 ton wisi w dzwonnicy, do której nie trzeba kupować biletu, oczywiście jest on pozbawiony serca, uderza się w niego potężnymi drągami, albo tym, co się ma pod ręką., po królewskim mieście można poruszać się powozem dwukołowym , ciągniętym przez woły.

 

23 03 O 8,30 autobusem za 7000 MMK. wyjeżdżam do Bagan ( 8 godzin jazdy ).Po drodze zmienia się krajobraz, staje się coraz bardziej sucho, zamiast tropikalnych lasów, prawie afrykański busz .Przed wjazdem do miasta trzeba zapłacić 10 USD za bilet, do wszystkich obiektów, ważny przez tydzień, nie jest on imienny, spytali o niego tylko w hotelu .Zatrzymałem się w Pyinsa Rupa Guest House, przy głównej ulicy miasta Nyaung Oo Main Road, za 6 USD ze śniadaniem, duży pokój z łazienką i klimatyzacją, bardzo potrzebną przy 40-stopniowych upałach .Idę na spacer do Shwe Zigom, nie ustępuje ona Shwe Dagon w Rangunie .Po drodze z prawej strony galerii dostrzegam pierwsze świątynie, można wchodzić na górny taras jednej z nich, aby podziwiać nie tylko rzekę Ayeyawaddy, ale zachód słońca, bez tłumu turystów, nie podaję jej nazwy, bo pewnie podróżnik, zachęcony moją relacją, znajdzie sobie inną świątynię, dla niego najbardziej magiczną, z najpiękniejszym zachodem słońca .Pierwszego dnia w Bagan zachód słońca oglądałem w Shwe Zigom i złoto stawało się bardziej złote ,błyszczało w ciszy odchodzącego dnia, mnisi pogrążali się w medytacji i mnie ogarniał błogi spokój.

 

  1. 03 O 8,00 jest pickup do Mont Popa. Siedzę między stłoczonymi wieśniaczkami, z których każda ma kilka tobołków, wiozą warzywa, których nie znam, pogryzają owoce i wypluwają pestki i oczywiście gadają, gadają .Na jednym a postojów ładują do środka koło, chyba od traktora. Obserwuję woły w jarzmie , które chodzą w koło i młócą w ten sposób ryż, czy inne zboże .Żyjemy przecież w XXI wieku, a tu XIX. .Po prawie dwugodzinnym telepaniu w rozklekotanym pickupie dojeżdżam pod Mont Popa, to bardzo stary wierzchołek wulkanu, dlatego wejście jest bardzo strome, chociaż to tylko 1520m.n.p.m.Wspinaczkę umila obrona przed małpami ,ze szczytu ładne widoki ,ale architektura i wyposażenie świątyń nie zachwyca, na zwiedzanie mam 1,5 godziny, bo muszę wrócić tym samym pickapem, który czeka na mnie, w hotelu jestem po 17.

 

  1. 03 Właściciel hotelu informuje mnie, że z bazaru jedzie autobus do Starego Bagan, faktycznie, ale wysiadam wcześniej, bo zwraca moją uwagę świątynia z drewna tekowego.Na obszarze 40 km. kwadratowych jest ok. 2200 świątyń. Kiedy podchodzi się do jednej , widać następne, godne uwagi .Najwyższa That Byinnyu ma wysokość 61 metrów, jest ogromna, ale ciekawe są też te średnie i całkiem małe, używane i opuszczone, zakonserwowane np. z funduszy Japonii, Singapuru i popadające w ruinę .Do tych opisanych w przewodnikach jest dojazd i tłum turystów, do innych idzie się przez pola, miedzami, przez gąszcz suchych krzewów, unosi się piach, zaciera kontury murów, tworzy się mistyczna atmosfera .Przy większości świątyń jestem sam, czasem zatrzyma się pastuch ze stadem kóz .Polecam samodzielne zwiedzanie bez przewodnika, najlepiej samotne błądzenie i odkrywanie skarbów historii i kultury .Upał daje się we znaki, wracam do hotelu.

Przed wieczorem idę do tych bliższych świątyń, nie odbywają się w nich ceremonie , ale przed posągami Buddy tlą się trociczki .Zapach kadzidełek zmieszany ze smrodkiem łajna krowiego, dymek trociczek rozpływa się w kurzu i dymie z ognisk, przy domach .Słońce chyli się ku zachodowi, a więc cegły świątyń stają się bardziej czerwone .Nie ma nabożnej ciszy, słychać pokrzykiwania dzieci, szczekanie psów, porykiwanie krów, tylko na moment zdaje się, że wszystko zamiera.

  1. 03 Wybieram się raniutko do innej grupy świątyń, wystarczy iść w stronę dworca autobusowego, skręcić w lewo i po kilkuset metrach są już stupy .W hotelu dostałem plan Bagan z rozmieszczeniem świątyń i ich nazwami, ale powtarzam, liczy się atmosfera naprawdę mistyczna i radość odkrywcy kolejnych świątyń

W Bagan można zobaczyć bardzo dużo starych domów z drewna tekowego, stoją one na palach, część mieszkalna znajduje się wyżej, nie ma szyb w oknach, które są małe, służą tylko wentylacji. W nowszych domach część dolna jest zabudowana i służy jako garaż dla motorów. W mieście znajdziecie też kolonialne domy i budynki użyteczności publicznej .Warto odwiedzić elegancki hotel, przy którym jest galeria handlowa i muzeum drewna thangka, jego korę kobiety rozcierają na specjalnych kamieniach kyauk pyin, dodają trochę wody i powstałą papką smarują twarze sobie i dzieciom, chroniąc je przed nadmierną opalenizną. W galerii kupcie koniecznie wyroby z laki ,np. bransoletki bambusowe powlekane laką, puzderka, tace itd., są one nieznacznie droższe od tych na bazarach, ale dużo lepszej jakości, ceny ok. 1 USD za bransoletkę

Jutro wyjeżdżam, a więc idę na kolację do mojej ulubionej knajpki, poniżej dolara płacę za zupę, do której dodawane są kiełki fasolki mung, duża ilość ziół i kurczak lub wołowina, zależnie od zamówienia, spróbujcie zasmażany ryż z kurczakiem za 1 dolara, na stole stoi imbryczek z niesłodką herbatą, można pić do woli.

27 03 o 17,00 podjeżdża pod hotel autobus do Rangunu, bilet za 15000 MMK kupiony u hotelarza. Ok 4 nad ranem jestem na przedmieściach stolicy, za taxi na lotnisko 3 USD, odlot o 8,35 .Myanmar okazał się krajem niezwykłym, ludzie bardzo serdeczni. Wrażenia zwiedzania Baganu zostaną na zawsze w mojej pamięci.

10, 20 po zmianie czasu o 20 minut, jestem w Bangkoku. Shuttle bus jadę do centrum komunikacyjnego i kursowym autobusem jadę na Północny Dworzec, z którego o 14,30 jest autobus do Cziang Mai ,przyjeżdżam po północy, ale przy dworcu jest Guest House , pokój za 200 B, bez łazienki, z wiatrakiem.

 

28 03 Wyspałem się znakomicie, sprzed hotelu , co kilkanaście minut odjeżdżają do centrum furgonetki, które pełnią rolę autobusów miejskich .Postanawiam zostać w tym hotelu, bo przecież jutro będę jechał z tego dworca do Cziang Rai .Zabytki miasta :świątynie, mury miejskie, dawny pałac gubernatora, a obecne muzeum ,wywierają przyjemne wrażenie.

29 03 Dobrze, że kupiłem bilet ( 140 B ) poprzedniego dnia, autobusy odjeżdżają pełne .Z dworca w Cziang Rai są busiki za 20 B na dworzec, z którego jedzie się w stronę granicy z Laosem. W pobliżu dworca kilka tanich hoteli. Pytam o możliwości dojazdu do wsi. uchodźców birmańskich, w biurach turystycznych żądają 800 B za kilkugodzinną wycieczkę .Wreszcie dopytałem się, że o 8 jest autobus do tej wsi.

Po 19 idę na nocny bazar, faktycznie ma niepowtarzalny urok. Kobiety z górskich wiosek sprzedają swoje wyroby, na estradzie są występy artystyczne, w restauracjach i budach można posmakować miejscowych smakołyków np. koniki polne, glisty pieczone i chrupiące, owoce morza, chociaż jestem już w górach.

30 03 Faktycznie o 8,oo ze stanowiska 5 odjeżdżają autobusy w stronę wsi Long Neck Karen .Konduktorka wskazuje drogę do wsi , czeka mnie trzykilometrowy marsz. Dochodzę do bramy triumfalnej, za nią restauracje, sklepy z pamiątkami i recepcja 300 B za wstęp, płaczę i płacę. Wieś uchodźców z Birmy jest podzielona na sektory, odwiedzam kobiety z Ahka, Palong, z Lu Mien-Yao , mężczyźni zostali w górach i walczą jako partyzanci .Jeszcze wcześnie, nie wszystkie panie zdążyły się przebrać w ludowe stroje i założyć metalowe obręcze na szyję. Trekking to spacer z sektora do sektora, horror!!!, zobaczyłem „ dzikie, górskie plemiona „Wracam do miasta busikiem za 20 B .Dobrze, że nie wykupiłem wycieczki za 800 B.

Dość często są autobusy do granicy z Laosem , bilet 60 B, granicę można przekraczać tylko w dzień, od 9 do 18.00 No to jadę do Złotego Trójkąta, podobno puszczają do Birmy i pozwalają zostać nie tylko dzień, ale dają wizę na tydzień, aby zwiedzić wsie, zamieszkałe przez górskie plemiona, dziękuję, już się napatrzyłem. Moim celem jest Laos .Z dworca autobusowego do przeprawy na Mekongu jest ok. 3 kilometry, przechodzę obok tanich hotelików i drogich hoteli, gdyby wypadło nocować, są takie możliwości. Za przeprawę łodzią trzeba zapłacić 60 B

LAOS

Bez problemów uzyskałem wizę laotańską, płaci się 30 USD i trzeba mieć jedną fotografię, wiza miesięczna, jednokrotna.

Jestem w Huang Xai. Do Luang Prabang można popłynąć łodzią, ale dopiero jutro rano o 8,00, musiałbym nocować, w okolicy są tanie hotele .Autobus jest o 18.,żądają za bilet dwa miliony Kipów ,faktycznie kosztuje 145 tysięcy K. w kasie na dworcu, oddalonym o 3 km .Nad kasami są zawsze informacje, o której odjeżdża autobus i cena biletu.

31 03 O 4.00 nad ranem autobus zatrzymuje się w jakimś miasteczku, nikt z turystów nie kwapi się do wysiadania, a to właśnie Lua Prabang, do zabytkowego miasta jest ponad 5 kilometrów, trzeba wziąć rikszę .W mieście trafiam na pochód mnichów, kilkudziesięciu idzie w równym rzędzie i każdy otrzymuje od wiernych koszyczek gorącego ryżu. Zatrzymuję się w sympatycznym hoteliku, w którym częstują kawą i bananami, skromny ,ale czysty pokój za 4 USD. Spaceruję po uliczkach kolonialnego miasteczka, wstępuję do świątyń, pytam o wycieczkę łodzią Mekongiem do jaskiń Pak On .Późnym popołudniem wspinam się na wzgórze, z którego podziwiam zachód słońca nad Mekongiem., poniżej jest świątynia Pahoauk z XIX wieku, ale odnajduję w niej przepiękne freski .Wieczorem idę do teatru dworskiego na przedstawienie Królewskiego Baletu, komentarze są po angielsku i francusku, bilety dość drogie, może dlatego jest więcej artystów na scenie niż widzów na widowni. Wracam do hotelu przez nocny bazar, zakup pamiątek mnie na razie nie interesuje.

 

1 04 O 8,00 wypływam łodzią za 65 ooo K. Mekong ma tu charakter górskiej rzeki, nurt wartki, liczne wiry, niebezpieczne mielizny i głazy wystające z wody .Brzegi piaszczyste, płaskie, czasem urwiste .Nad rzekę wychodzą kobiety z wiosek i piorą, obok wodę piją krowy, mijają nas łodzie rybackie i barki z towarami .Mekong przeciska się przez góry, które niekiedy wynoszą się ponad rzekę, jakby wprost z wody, tak jak góra, w której jest jaskinia z tysiącami posążków Buddy. Wstęp do. groty Pak On 20, 000K.Krassowa jaskinia zachwyca formami skalnymi, posążki są zwykłe, najzwyklejsze, zostawiane jako wotum, na pamiątkę, na szczęście, jest też druga jaskinia trochę wyżej, ciekawsza pod względem nacieków, ale figurek Buddy mniej .Powrót ok. 14 , znów spaceruję uliczkami miasta, podziwiam fasady domów, idę do dawnego pałacu królewskiego, obecnie Muzeum Narodowego .Do większości świątyń wstęp jest płatny, ale warto zwiedzić Wat Mai, Wat Xieng Thong itd. We wnętrzach złote freski na czarnym tle, przedstawiają mieszkańców dworu i życie wieśniaków.

O 19.00 autobus do Wientnian, będę później żałował,że nie zostałem dłużej, w Lua Prabang jakże uroczym miasteczku.

 

2 04 I znów dworzec autobusowy oddalony od miasta .Hotel za 5 USD okazuje się wygodny, chociaż nie sprawia miłego wrażenia, jest duży wybór hoteli .Idę w stronę łuku triumfalnego, Pomnika Wolności, można wjechać windą na taras widokowy, opłaty zróżnicowane dla cudzoziemców i Laotańczyków, bardzo lubię takie podziały! 1,5 kilometra dalej jest najświętsza stupa Laosu Pha That Luang, może jednak rozczarować, płaci się za wstęp, ponieważ na dziedzińcu, w krużgankach są eksponowane posążki Buddy i traktowane jak eksponaty muzealne .Trochę z boku stupy jest Muzeum Wojska, nie zwiedzałem. Niedaleko Pałacu Prezydenta znajdują się stare i piękne świątynnie, np. Wat Sisaket, Wat Pha Kaeo .Muzeum Narodowe nie jest ciekawe, chyba ,ze ktoś chce poznać zadęcie komunistyczne, bohaterów i bojowników o socjalizm .Propagandowe plakaty ze znakami sierpa i młota , portrety prezydenta są wszędzie .Przed muzeum jest ustawiona kompozycja rzeźbiarska, przedstawiająca sceny z życia Buddy .W mieście oglądam trochę willi kolonialnych, w których są ambasady. Spaceruję promenadą nad Mekongiem, rzeka jest bardzo szeroka, ale niewiele wody, rozległe łachy piachu są miejscem zabaw dzieci..

 

3 04 Uświadamiam sobie, że moja wiza do Wietnamu jest ważna od 10 kwietnia, muszę zwolnić tępo zwiedzania, ale Wientnian nie jest na tyle interesującym miastem, aby zostać dłużej .Planuję wyjazd do Savannakhet, idę do informacji turystycznej i polecają wyjazd do Thakhek , po południu jest autobus.

Przyjeżdżam po 23, przy dworcu są tanie, ale obskurne hoteliki, spotkani turyści, polecają Travel Lodge .Biorę rikszę i za kilkanaście minut jestem w recepcji .Pokoje są drogie, a w dormitorium nie ma miejsc .Recepcjonista wskazuje łóżko jakby w świetlicy, komarów roje, ale jest moskitiera.

 

4 04 Nad Mekong dość daleko, ok. 4 kilometrów. , rzeka jest tu szeroka, rozlana, majestatyczna, promy przewożą ciężarówki, kursuje też prom pasażerski, obok przystani jest emigration, można więc przekraczać granicę laotańsko-tajską. Nad rzeką dzielnica chińska i trochę zabudowy kolonialnej Obserwuję ciekawy połów ryb, nad rzeką są miniaturowe ogródki warzywne, ogrodnicy wykorzystują muł, który co rok nanosi Mekong.

 

5 04 Wybieram się do Kam Peng Yak skalnych ścian, są oddalone od miasta 4 km. Nie jest to duża atrakcja. W okolicy ok. 30 km jest jaskinia Pha Chan Gave ,którą zwiedza się płynąc łodzią, wodospady That Khon Keo Rapids 33 km itd., ale zorganizowana wycieczka jest dość droga, zresztą nie ma chętnych w moim hotelu, młodzi turyści czarterują motocykle i nimi zwiedzają okolicę.

 

6 04 Idąc wzdłuż Mekongu, ok. 4 km od miasta jest Sikottabong Stupa z okresu królestwa między 6 a 8 wiekiem naszej ery .Stupa jest bardzo czczona przez wyznawców, ale nie jest specjalnie ciekawa dla turystów, podczas lutowej pełni księżyca przybywają rzesze pielgrzymów , teraz jest tu cicho i nostalgicznie, zwłaszcza jak patrzy się na leniwie płynącą rzekę, w kolorze żółtawo-brązowym Niedaleko świątyni jest. skansen, zgromadzono chaty, typowe dla różnych prowincji Laosu, podobne są do tych, które widziałem w Birmie i zobaczę w Kambodży .Chaty drewniane, na palach, do części mieszkalnej wiodą ozdobne schody, wyposażenie bardzo skromne, małe pomieszczenia z malutkimi okienkami. Często jest .balkon lub lodga ,a nawet taras. Wieczorem w podobnych, ale zamieszkałych domach widać ogromny telewizor, włączony cały czas . wznoszone są nad wodą, chociaż bajorem, w którym taplają się kaczki Tu te sterylnie czyste domy, śmieszą muzealną pozą.

7 – 8 04 Spacery po okolicznych wsiach i nad Mekong.

9 04 o 20,00 ma być bezpośredni autobus do Hanoi .Rezygnuję więc z dojazdu do Savannakhet .Cena 160 000K jest też zachęcająca .Na dworcu spotykam sympatycznych Karolinę i Wojtka z Wrocławia, chcą dojechać do Hue. Przyjeżdża ich autobus, nie mogą kupić biletu w kasie za 90 000K kierowca żąda po 200 000K od osoby, szczęście ,że jest na dworcu bankomat .Denerwuję się jak postąpi kierowca autobusu, na który ja czekam., przyjeżdża spóźniony, ale wymienia sumę, która jest wypisana na tablicy. W autobusie jest niewiele pasażerów, ale wyładowany towarem .Znam takie autobusy , chociażby ten, którym podróżowałem ze Zbyszkiem Hauserem z Dakaru do Bamako przez trzy doby! Tym razem handlowcy okazują się być bardzo sympatyczni, wyznaczają mi cztery miejsca, mogę się wygodnie położyć. Około północy autobus zatrzymuje się przed hotelem, większość przedstawicieli świata biznesu wynajmuje pokoje, a ja rozciągam się wygodnie i do 6 rano śpię znakomicie .Granica jest otwarta od 7,00, dlatego ten nocleg na trasie, przed granicą, ale mnie to odpowiada, bo wizę mam od 10 kwietnia .Nie jest teraz ważne miejsce przekroczenia granicy, nie jest ono wpisywane do wizy, nie żądają niebieskich kartek o które wcześniej pytali w hotelach, liczą się tylko daty ważności wizy.

 

WIETNAM

 

10 04 Cały dzień jazda od granicy, ok. 19 przyjechaliśmy do Hanoi, do dzielnicy bliskiej centrum, do którego kursują autobusy miejskie. W hotelu pokój z łazienką 8 USD

11 04 Dojeżdżam do centrum, znajduję pokój za 10 USD .Miasto robi sympatyczne wrażenie, szerokie, zadrzewione ulice, tłumy przy mauzoleum Ho Chi Minha, blisko do pagody na jednym filarze. Ciekawy jest kompleks prezydencki z pamiątkami po wujku Ho .Warto zwiedzić pagodę literatury, która jest zarazem najstarszym , uniwersytetem, nie tylko w Wietnamie. Zwiedzam cytadelę, w której jest kilka wystaw .Kupiłem bilet na spektakl wodnego teatru marionetek, bo znalazł się przecież na liście światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Przedstawień w ciągu dnia jest kilka , ale na każdym komplety widzów, jeżeli ktoś chce filmować, powinien kupić droższy bilet w pierwszych rzędach ( 100 000 D ).Na pobliskim jeziorze jest wyspa ze świątynią, w której można oglądać pozłacanego żółwia, replikę tego, który od ponad stu lat żyje w jeziorze .Interesujących świątyń jest więcej. W kiosku informacji turystycznej warto kupić open ticket kosztuje 37 USD , zawiera pięć stopowerów na trasie : Hanoi – Sajgon. Ja kupuję za 6 USD bilet do Halongu

 

12 04 O 8,00 zjawia się w recepcji hotelu pilot i prowadzi mnie do autobusu, który ma mnie zawieść do centrum miasta, ale kończy trasę przy porcie, bo byli chętni, którzy wykupili jednodniową wycieczkę po Zatoce Halong, faktycznie jest to dwugodzinny rejs .Z przystani zabiera mnie samochód, zatrzymuje się pod hotelem, który odpowiada , bo za 5USD piękny pokój z widokiem za morze .Spaceruję nadmorską promenadą, trwa gorączkowe porządkowanie miasta jak przed wizytą partyjnego notabla .Jest molo, do którego przybijają spacerowe stateczki, nawet takie na dwudniowy rejs po zatoce. Nie mam odwagi rozebrać się i położyć na plaży, pełno śmieci ,a woda jest po prostu brudna.

 

13 04 Do portu, z którego kursują wycieczkowe statki, jest dwa kilometry nadmorską promenadą .Między 8,00 a 9.oo wypływają statki na kilkugodzinny rejs po zatoce .Kupuję bilet za 20 000 Dongów na wejście do jaskiń i za 50 000D. bilet na statek .Jaskinia jest podświetlana kolorowymi reflektorami, zachwycony tłum .Wypływamy , trudno zrobić zdjęcie bez kilku statków w kadrze. Widoki niezwykłe .Rejsy dwudniowe też nie zapewniają intymności i nie umożliwiają kąpieli w morzu .Bardzo rygorystycznie sprawdzają, czy pasażerowie nie mają własnych napojów i owoców, wszystko jest do kupienia w bufecie, tylko po wysokich cenach.

 

14 04 O 11,30 jest bezpośredni autobus do Ninh Binh na miejscu ok. 17.W okolicach dworca i w centrum dużo hoteli, z dworca autobusowego odjeżdżają jednak tylko autobusy podmiejskie., chcąc jechać w kierunku Sajgonu, trzeba odszukać przystanek jakieś firmy przewozowej na głównej ulicy miasta, która jest odcinkiem trasy AH-1.Wykupuję w hotelu, w którym się zatrzymałem, bilet do Hue, nocny , sypialny autobus zatrzymuje się pod hotelem o 21,00, kosztuje 14 USD.

 

15 04 Około 4 km od centrum Ninh Binh zaczynają się wsie między skalnymi, wapiennymi ostańcami .Replika Halong Bay, ale zamiast morza zielone pola ryżowe ich świeża zieleń rozjaśnia krajobraz, w błotnych kałużach taplają się bawoły .Ludzie na polach pracują w charakterystycznych, wietnamskich kapeluszach nón lā, bajecznie kolorowe świątynie usytuowane są na skalnych tarasach. Na pewnej skale odnajduję wodospad, którego nigdy nie było, tak po prostu ukształtowała się żyła minerału, że przypomina nitkę wodospadu. .Obok wodospadu jest drewniana świątynia, zbudowana wyjątkowo pięknie i precyzyjnie, blisko do restauracji Dac San. Koniecznie .zaplanujcie cały dzień na zwiedzanie tej okolicy, a znajdziecie więcej atrakcji, które niech zostaną niespodzianką.

16 04 Rano ok. 8 autobus zatrzymuje się na godzinę w dawnej strefie demarkacyjnej między Wietnamem Północnym a Południowym, można wynająć taxi, która zawiezie Was pod pomnik , na cmentarz ofiar wojny .Z okien autobusu co chwila widać cmentarze wojskowe i zrujnowane umocnienia, zwłaszcza bunkry przy mostach.

Ok. 10 jestem w Hue, w okolicy kilka hoteli, duża konkurencja, ceny można negocjować .Zwiedzam cytadelę z zakazanym miastem, cesarski pałac, galerie, w których są odnawiane piękne freski .Wieczorem w teatrze dworskim odbywają się przedstawienia, a w dzień można uczestniczyć w próbach układów choreograficznych .Istnieje możliwość przejażdżki na słoniach po rozległym parku. Podziwiam piękne świątynie, na zwiedzanie trzeba przeznaczyć kilka godzin, można wyjść bramą od strony starego miasta i dzielnicy chińskiej .Ja mieszkam w dzielnicy „ francuskiej „ w której jest kilka ciekawych willi i innych budynków. kolonialnych.

 

17 04 Za 5 USD wykupiłem całodzienną wycieczkę do cesarskich grobowców. Płynę Perfumowaną Rzeką, bardzo ozdobną łodzią. Pierwszy przystanek przy eleganckiej willi w ogrodzie ( Green house ), następny przy kompleksie świątyń z piękną pagodą.Za kilkanaście minut zatrzymujemy się pod wzgórzem ze świątynią, bardzo ważną dla Wietnamczyków, ale wstęp jest drogi a nie wyróżnia się ona niczym szczególnym .Lunch bardzo skromny, ale można zamówić dodatkowo płatne dania .Nareszcie pierwszy z grobowców: Tomb of Minh Mang .Laikowi trudno zauważyć różnicę między świątynią, pałacem a grobowcem, zachwyca architektura i piękny park, kamienne rzeźby strażników i kapłanów przypominają te Xian w Chinach .Tomb of Khai Dinh, projektowany przez europejskiego architekta, jest mieszanką stylów :chińskiego , gotyckiego, barokowego itp .Warto zwiedzić Tomb of Tu Duc, w ogrodzie odnajdziemy pawilon do sportów wodnych dla konkubin cesarskich. Wiara w reinkarnacje przybrała tu bardzo konkretny wymiar, wszystko gotowe dla cesarza, który zjawi się oczekiwany z innego świata. Okazuje się, że do grobowców można dojść pieszo lub podjechać miejskim autobusem ok. 4 km Piloci zatrzymują autokar przed grobowcami, do których wstęp kosztuje 55,000D.,samemu można zwiedzać te, do których wstęp jest bezpłatny. Nie żałuję ,że zdecydowałem się na zorganizowaną wycieczkę, ale informacje z Lonely Planet nie są kompletne, autorzy przewodnika sugerują wycieczkę łodzią , a bez problemów można dostać się do grobowców w inny sposób, polecam zwłaszcza rower lub motor .Zgadzam się jednak z wyborem grobowców, polecanych przez „ lonelkę „

 

18 04 O 8,30 podjeżdża pod hotelu autobus do Hoi An, wykupiłem open ticket za 27 USD na autobusy Camel Travel. Jedziemy przez Danang, w mieście jest Muzeum Rzeźby Chamów ,ale nie jest to miasto, w którym można odpocząć nad morzem, chociaż jadę wzdłuż nadmorskiej promenady Przyjeżdżam ok. 16, leje deszcz, jestem już w innej strefie klimatycznej i chyba wcześniej zaczyna się pora deszczowa. Ulewa mija, świeci słońce, rozkładam mokre rzeczy w pokoju hotelowym, noclegi w Hoi An drogie, znajduję miejsce za 10 USD .Błądzę uliczkami zabytkowego miasta, w którym osiedlali się kupcy z Chin i Japonii. Charakterystyczne są ich domy .Od ulicy sklep, przejście na dziedziniec, otoczony pawilonami, otwarty główny pawilon z fotelami i stolikami, przy których zasiadali znamienici goście i kupiec, w centralnej części ołtarz z posągami przyjaznych bogów i figurami przodków, przy wejściu często fotografie obecnych właścicieli domu i ich rodziny .Do niektórych domów wchodzi się jak do świetlicy, były to sale zebrań kupców ,o określonych godzinach odbywają się koncerty i pokazy tańców dla turystów. Uczestnictwo w tych imprezach jest bezpłatne, pod warunkiem, że wcześniej wykupiło się bilet za 100, 000 D, upoważnia on do pięciu wejść do dowolnych obiektów, do części z nich wstęp jest bezpłatny, w wybranych warsztatach rzemieślniczych można uczyć się np. wyrobu lampionów.

 

19 04 Zwiedziłem Muzeum historyczne, spacerowałem po Moście Japońskim, teraz wybieram się na plaże nad Morzem Południowo Chińskim, oddalona jest od miasta 4 km, można dojechać motorem lub taxi Plaża piaszczysta, szeroka i prawie pusta, ze zdziwieniem oglądam okrągłe łodzie rybackie. Idąc w kierunku Danang ,można dojść do luksusowej Chińskiej Plaży, która znajduję na terenie kilku eleganckich i drogich hoteli(resortów )O 18.00 muszę być przed biurem Camel Travel, sprzed którego odjedzie sypialny autobus do Nha Trang

 

20 04 Ok. 6 autobus zatrzymuje się na ulicy, przy której jest kilkanaście hoteli, ceny konkurencyjne od 5 USD , w morzu można się kąpać Po południu zwiedzam miasto, katedra katolicka, świątynie buddyjskie, elegancki bulwar nadmorski.

 

  1. 04 Wypływam na całodzienną wycieczkę morską za 6USD,zwiedzam akwarium morskie, eksponowane są ryby, które żyją w Morzu Południowo Chińskim, również rekiny. Podpływamy do wyspy, przy której jest piękna rafa .Jemy, tym razem, smaczny i obfity lunch, różne dania z ryb i owoców morza. Proponują dziwną zabawę, kto odważy się skoczyć do morza z górnego pokładu , podpłynie do barmana , dostaje szklaneczkę wina Białasy skaczą jeden po drugim, kołyszą się na dętkach, popijając alkoholowe drinki. Na pokładzie ryczą głośniki , przez które słychać zagraniczne przeboje Podpływamy do luksusowego resortu, trzeba zapłacić 100,000D, aby opalać się na plaży, skorzystać z toalety itd to atrakcja dla Wietnamczyków.
  2. 04 Przejazd do Mui Ne, zmiana biura na Tm Brother, ale ten sam bilet .Bardzo elegancki kurort, wszędzie napisy po rosyjsku, mnóstwo hoteli, nawet w resortach proponują pokoje od 8USD.Odcinki plaż piaszczystych i kamienistych .Miejskim autobusem dojeżdżam do wież Chamów ,historycznego królestwa, obok kilka kamiennych, grobowych steli oraz bunkry i wieża obserwacyjna, z czasów współczesnych
  3. 04 Tą samą linią miejskiego autobusu jadę w odwrotną stronę , do fantastycznych wydm, przypomina się Sahara .Piach tworzy diuny w kolorach : białym, żółtym, a nawet różowym, kanion jest prawie czerwony. W okolicy są też gorące źródła, wykorzystywane do celów odnowy biologicznej .Oczywiście po południu plażowanie, ale to jeszcze nie jest to miejsce, w którym chciałbym zostać przez kilka dni.

 

24 04 Od 6,00 do 14,00 jadę przez góry do dawnego kurortu francuskiego Da Lat. Autobus zatrzymuje się przed hotelem, który mi odpowiada, 5USD ze śniadaniem Zwiedzam bardzo eleganckie , modernistyczne wille i hotele np. Dalat Palace, można kupić pamiątki w luksusowym sklepie, wypić herbatę w pięknym salonie, spacerować po zadbanym parku, z którego jest zejście wprost nad jezioro Xuan Huong. W okolicy jest kilka wodospadów, ja wybieram się do Doliny Miłości, 3 km od centrum .Wodospad efektowny a wietnamskie wyobrażenie „ kowbojskiej kultury „ śmieszne i straszliwie kiczowate .Zaczyna się ulewa, teraz każda ulica zamienia się w strumień i tworzy naturalne wodospady.

 

25 04 Pod hotel podjeżdża mikrobus, który dowozi mnie do autobusu, jadącego do Sajgonu, piękna droga przez góry, rozległe uprawy kawy i owoców smoczych., trochę żałuję ,że byłem tylko jeden dzień w Da Lat.

O 16,00 po ośmiu godzinach jazdy jestem w Sajgonie, w rejonie tanich hoteli, 6 USD za noc .Miasto przeraża ogromem, ruchem ulicznym, przejść przez ulicę, to podjąć próbę samobójczą, trzeba nauczyć się lawirować między samochodami, zasada pierwsza nigdy się nie cofać .Wieczorem oglądam iluminację wieżowców i występy artystyczne w parku.

26 04 Autobusami nr 13( do końca) i 179 dojeżdżam do Tuneli Cu Chi ( 30 km)Wstęp bardzo drogi 80,000D.Tchnie nowością pagoda, w której są tablice z nazwiskami bohaterów wojennych, ale przede wszystkim w ołtarzu głównym złote popiersie wujka Ho, ludzie biją pokłony, palą kadzidełka, składają kwiaty.

Okopy i ziemianki muszą być co roku konserwowane, dlatego nie są pokryte patyną czasu, chyba niektóre tunele poszerzono z myślą o zwiedzających Białasach, zdołałem przecisnąć się jednym tunelem z ziemianki do ziemianki .Eksponowane są urządzenia- zasadzki na żołnierzy amerykańskich, ciekawe jest zdjęcie Amerykanina, który zaklinował się w tunelu .Uczestnicy zorganizowanych grup częstowani są gotowanym maniokiem i ziołową herbatą, podstawowym wyżywieniem wietnamskich partyzantów. Można za dodatkową opłatą sprawdzić się na strzelnicy, oglądać wojenne żelastwo, produkcji radzieckiej .Odtworzono wiejskie chaty i znane w Wietnamie zabytkowe budowle np. grobowce z Hue

 

KAMBODZA

 

27 04 Kupiłem poprzedniego dnia bilet do Phnom Penh, za 9 USD .Jest możliwość bezpośredniego przejazdu do Siem Reap a nawet Sihanoukville, czy Bangkoku .W autobusie konduktor zbiera po 25 USD i paszporty, na granicy załatwia wizę i pieczęć wjazdową. Już o 13,00 jestem w hotelu, obok dworca, na który przyjeżdża autobus , blisko od Stadionu Narodowego .Po 15 idę na spacer po mieście, zwiedzam pagody, dochodzę do Pomnika Niepodległości, blisko do Muzeum Narodowego, ale jest otwarte tylko do 17,00, wracam do hotelu

28 04 O 7,40 mam autobus do Sihanoukviille 6 USD, ale dworzec jest daleko od strefy turystycznej, trzeba dojechać motorem za 2 USD. W okolicy Occheuteal Beach jest bardzo dużo hoteli już od 4 USD, ja płacę 5 USD za duży pokój z łazienką i wiatrakiem .Plaża zatłoczona, woda wręcz gorąca, pływa mnóstwo meduz, może i ładne, ale pływać między nimi nieprzyjemnie i niebezpiecznie, niektóre parzą. Idę w stronę gdzie jest mniej ludzi i mniej meduz, rozbieram się, zostawiam ubranie, sandały, plecak na brzegu i do wody! Pływam , pływam, widzę jak dwóch chłopaków podjeżdża na motorze na plaże, jeden z nich chwyta mój plecak , wskakuje na motor i odjeżdżają .Na szczęście nie miałem ze sobą pieniędzy, ani dokumentów, ale klucz od pokoju ! Musiałem w mokrych majtkach wracać do hotelu, nie budziło to jednak sensacji.

 

29 -04 do 5 05 Idę na plażę Skha, należy do resortu, ale na piachu można leżeć i pływać w czystej wodzie, nie przychodzą tu Khmerowie, plaża jest pilnowana.

W następnych dniach odwiedzałem różne plaże .Przy półwyspie oddzielającym Skha Beach od Independence Beach jest wieś rybacka, chaty zbudowane na palach .Biura turystyczne oferują całodniową wycieczkę łodzią do3 przybrzeżnych wysp, żądają 15 USD. Załatwiłem sobie za 10 USD, tylko z napojami i owocami. Zdecydowałem się, ponieważ przy jednej z wysp jest rafa .Faktycznie piękna, pływa się obok łodzi, a następnie płynie do drugiej wyspy Bambo, zjedliśmy owocową sałatkę i mieliśmy dopłynąć od drugiej strony, aby zjeść lunch, wypłynęliśmy, niebo się pochmurzyło, powiał gwałtowny wiatr, zerwał zadaszenie łodzi, lunął deszcz, łódka zaczęła nabierać wody, horror trwał ok. półgodziny, przeżyłem burzę na oceanie!! Dobrze wspominam przygodę kulinarną, za 3 USD można było kupić 10 krabów, doskonale przyrządzonych, w restauracyjkach zasmażany ryż z owocami morza za 1,5 USD

 

6 05 O 6,40 wyjeżdżam do Phnom Penh, bilet za 4 USD w Capitol Tur .Autobus przyjechał do centrum , blisko ulicy 81, przy której jest dużo hoteli , od 5 USD. Blisko jest do Muzeum Narodowego, które trzeba koniecznie zwiedzić, wstęp 3 USD. .Zgromadzono bogatą kolekcję rzeźb khmerskich, eksponowane są oryginały z V, VI wieku i późniejsze, te z Angkor Wat, w którym nie zobaczycie żadnych historycznych rzeźb .Prezentowane również brązy i złote przedmioty , znalezione podczas prac archeologicznych w świątyniach Bayonu. .Wejście do zespołu pałacowego dość drogie 6,50 USD ,interesująca tylko Srebrna Pagoda, ze względu na posadzkę z płyt srebrnych, złoty posąg Buddy, niedostępna bez biletu, kilka obiektów w renowacji, inne sprzątano..

Z Pałacu Królewskiego blisko nad Mekong, tu się zaczyna już delta, bardzo szeroka rzeka zmierza do oceanu .Najstarszą świątynią jest Wat Phnom z 1373 na wzgórzu parkowym. Aby zwiedzić osławione Pola Śmierci trzeba wykupić wycieczkę, są one daleko poza miastem.

7 05 Za bilet do Siem Reap zapłaciłem tylko 4 USD, wyjechałem o 8,00, jechałem ok. 8 godzin Do autobusu Capitol Tour wsiadł chłopak, który proponował darmowy przejazd z dworca do centrum miasta, reprezentował hotel Green Town., pokoje od 4 USD ze śniadaniem. Decyduję się na jeden nocleg. Rozszalała się burza, nie ma mowy o spacerze do ruin.

8 05 Noc fatalna, tanie pokoje hotelowe znajdują się w starym, drewnianym domu, można zachwycać się architekturą, ale spać się nie dało .Zmieniam hotel , duży pokój z łazienką, bardzo czysty i przyjemny za 5 USD noc .Idę na spacer po Parku Niepodległości, obserwuję ceremonie ślubne w parkowej świątyni .Młodzi i goście ubrani w tradycyjne stroje khmerskie, charakterystyczne spodnie i nakrycia głowy. Pałac królewski nie jest dostępny do zwiedzania .Idę w stronę starego bazaru, zwiedzam najstarszą świątynie w mieście i klasztor z XVI wieku. Wstęp do Muzeum Narodowego 12 USD , ciekawie zaaranżowana ekspozycja, ale eksponują tylko kopie rzeźb .Od 16,45 sprzedają bilety jednodniowe do świątyń Bayonu, ważne na następny dzień, od 17 wstęp wolny, aby obejrzeć zachód słońca w wybranej świątyni., niestety słońce skryte w chmurach, a i tak tłumy turystów .Wynajęcie rikszy z Siem Reap do Angor Wat 5 USD, motor 1- 2 USD .Transport na cały dzień 15 do 50 USD.

 

9 05 Wstaję przed 4, wypijam kawę i wychodzę z hotelu .Tuż za punktem sprzedaży biletów ok. 2,5 km od Parku Niepodległości zatrzymuję motor , za 1 USD pracownik muzeum podwozi mnie do bramy Angor Wat Walą .tłumy turystów, ale zostają

przy stawie przed wejściem, czekając na wschód słońca, w tym czasie jest prawie pusto w ruinach świątyni .Zresztą po wschodzie większość turystów wraca do hotelu na śniadanie, więc mogę w ciszy podziwiać kunszt artystów. Fascynuje mnie architektura i płaskorzeźby w galeriach świątyni .Kilka godzin błądzę po dziedzińcach, korytarzach i galeriach Angor Wat. Wychodzę, za kolejnego dolara podjeżdżam do świątyni w Bayon.( wszędzie sprawdzają bilet, który jest imienny, ze zdjęciem, zrobionym pod kasą.)Dobre światło jest rano, robię więc dużo zdjęć .Idę w stronę Północnej Bramy, mijam Taras Słoni, schodzę w dół do labiryntu Tarasu Trędowatego Króla, nawet nie silę się, aby opisać piękno i ekspresje płaskorzeźb. Dochodzę do Bramy Północnej i jeszcze dwa kilometry do Ta Prom .Spełniło się moje marzenie, a rzeczywisty obraz ruin przerasta moje wyobrażenia .Korzenie, które niszczą, tworzą zarazem nową ekspresyjną kompozycję .Mogę iść przez długie korytarze, labirynty prawie sam, godzina południowa nie sprzyja turystom, którzy pewnie schronili się w klimatyzowanych pokojach .Wracam do Bayon, nie mogę się napatrzyć na twarze króla Jayvarmana VII , które tworzą niezwykłe wieże. Jeszcze raz chce popatrzyć na płaskorzeźby w labiryncie Trędowatego Króla, tym razem Taras Słoni oglądam z drogi, od dołu i to jest dobry pomysł, polecam .Idę do Bramy Południowej, mogę spokojnie na nią patrzeć , ale ciekawe są też figury dobrych i złych demonów, którzy pilnują wejścia do królewskiego miasta. Tuż za bramą po prawej stronie , w kierunku Angor Wat, jest świątynia Chamów w formie piramidy, przypominającej te azteckie ,można wspiąć się po stromych schodach na górny taras, podziwiając Angor Wat z pewnej perspektywy .Padam ze zmęczenia i upału, zatrzymuję motor i za dwa dolary sympatyczny chłopak podwozi mnie pod hotel., jest po 16.

 

  1. 05 Zdecydowałem się pojechać do Battambang, jedynego w Kambodży,

kolonialnego miasta Autobus Capitol Tours odjeżdża z dworca blisko nocnego bazaru,

bilet kosztuje niecałe 4 dolary, jedzie ok. 3 godzin.

Zabytkowe kamieniczki są tuż nad rzeką , ale można spacerować wieloma ulicami, zabudowanymi odnowionymi kamieniczkami, w których są restauracje i eleganckie, francuskie sklepy z pamiątkami, można kupić min. rzeźby i obrazy , ceny nie są wygórowane! W mieście jest konsulat Wietnamu , który wydaje wizy.

 

TAJLANDIA

 

11 05 To faktycznie ostatni dzień mojej wyprawy. O 7,45 za 13 USD jest autobus do Bangkoku. .Wybrałem Capitol Tours, bo inne firmy proponują droższe bilety i odjeżdżają o 11,30 Droga nowa, dobra, skończył się koszmar dojazdu do granicy z Siem Reap .W granicznym miasteczku Poipet trzeba wziąć plecak, są tragarze z wózkami, i iść do emigration Kambodży i Tajlandii, przy wyjściu z biura czeka chłopak, prowadzi do minibusu, którym dojeżdża się do Bangkoku, na Khoa San. Ja wysiadam wcześniej, bliżej lotniska i busikiem za 15 B dojeżdżam do centrum komunikacyjnego, tam w barze są takie same ceny jak w mieście tzn za 30 B zasmażany ryż z mięsem i warzywami lub zupa. W sklepie 7 Elewen można zrobić ostatnie zakupy, ceny takie jak w centrum .Shuttle busem dojeżdżam na lotnisko , lot AeroSvitem o 5,00 następnego dnia, odprawa od 3,00, więc dlatego decyduję się na spędzenie nocy na lotnisku.

 

12 05 Jestem w domu, bardzo śpiący, ale szczęśliwy, że wyprawa była bardzo udana. Mam nadzieję, że zachęciłem czytających do podążenia moją trasą, proponuję zachować kolejność zwiedzanych krajów ze względu na możliwość odpoczynku na plaży w Kambodży i łatwego dojazdu do Bangkoku.

 


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u