Salam allejkum – Syria – Magdalenia Chałka, Jakub Oczkowicz

Magdalenia Chałka, Jakub Oczkowicz

Do Syrii jechaliśmy z tureckiej Antakii pustym autobusem. Tureccy celnicy “wypuścili” na bez problemów. Musieliśmy wypełnić “immigation card” kartę tą należy okazać celnikom przy wyjeździe. Radzimy nie wpisywać w rubryce “zawód” słowa dziennikarz, można mieć później na karku “stróża” lub “dziwne” kontrole dokumentów. Pierwszy kontakt z krajem to stacja benzynowa gdzie chodzą kury, wszyscy palą papierosy a nam nikt nie każe wysiadać z autobusu podczas tankowania. Do Aleppo dojeżdżamy dobrze utrzymaną autostradą. Nobis canada
Wokół sucho i gorąco, gdzieniegdzie drzewka oliwne i gospodarstwa. Zabudowania są za wysokim murem, widać troszeczkę zieleni rosnącej na podwórkach. Ruch niewielki. Półciężarówki z pasażerami na platformach i minibusy udekorowane z wielką fantazją kolorowymi szmatkami, kawałkami lusterkami i światełkami.

W Aleppo znajdujemy przyzwoity hotel “Green Star” za znośną cenę 2 USD od osoby (wcześniej wymieniliśmy około 100 USD na syryjskie funty u tureckiej obsługi autobusu). W mieście panuje straszny ruch. Samochody trąbią i trzeba się dobrze nagimnastykować (dosłownie) aby przejść na drugą stronę jezdni. Nie ma po prostu przejść dla pieszych, światła nie pracują od dawna, czasem tylko na większym skrzyżowaniu znajdziemy policjanta kierującego ruchem. Staramy się odpowiednio zachować i nie razić strojem. Nawet mężczyzna nie powinien chodzić w krótkich spodenkach.

Zwiedzamy cytadelę górującą nad miastem i to z czego słynie Aleppo – wielki bazar tzw. Suki. Wyobraźcie sobie krakowskie sukiennice wielkości małego osiedla, zapuszczone, dość ciemne, o zakopconych ścianach i pełne towarów. Tutaj można spędzić cały dzień wsłuchując się w nawoływania sprzedawców zachwalających swe produkty, smakując potraw w znajdujących się na bazarze jadłodajniach lub oglądając skomplikowany proces jakim jest w krajach arabskich sprzedawanie i kupowanie. Oszałamiają zapach przypraw, korzeni, herbat i słodyczy. Można tu kupić prawdziwe wonności wschodu lub wszystkie znane marki perfum podrobione przez miejscowych specjalistów. Wszyscy zapraszali nas do swych sklepów i to nie po to abyśmy coś u nich kupowali, chcieli sobie tylko przyjemnie pogawędzić. Częstowani byliśmy cudowna kawą po arabsku (z kardamonem) lub mocną, cierpką ale jednocześnie bardzo słodką herbatą i prowadziliśmy długie rozmowy. Takie kontakty bardzo się przydają aby np. bezpiecznie wymienić pieniądze. Jedynie w Syrii bank (Commercial Bank of Syria) nie akceptuje kart kredytowych i oferuje niekorzystny kurs walut. Zapoznany sprzedawca pomoże więc wymienić pieniądze po korzystnym kursie lub wypłaci pieniądze z naszej karty kredytowej robiąc fikcyjny zakup. Należy jednak uważać gdyż wymiana pieniędzy na czarnym rynku jest nielegalna i możemy mieć kłopoty.

Z Aleppo wyruszyliśmy do Hamy (polecamy “Cairo Hotel”, czyściuteńki hotel, gdzie dwójka z łazienką kosztuje 8 USD) aby zobaczyć słynne Norie, czyli olbrzymie drewniane koła, nabierające wodę z rzeki Asi (Orontes) na akwedukty, które dostarczały wodę miastu. Warto wybrać się wieczorem na wzgórze (park miejski) w porze gdy muezzini wzywają wiernych na modlitwę. Jest to coś niesamowitego. Miasto pod nami zdaje się “pływać” od śpiewu. Trwa to kilka minut ale jest niezapomniane. Oczywiście podróżując po krajach arabskich mamy to zapewnione codziennie. Z Hamy wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę aby zwiedzić legendarny zamek Krzyżowców Crac de Chevaliers. Ruiny są rzeczywiście imponujące.

Następnym miejscem, które czekało na nas była starożytna Palmyra, miasto w oazie zagubionej na Pustyni Syryjskiej. Jadąc tam można zobaczyć po obu stronach drogi stada owiec, osady Beduinów i bazy wojskowe nad którymi latają MIGi. Palmyra to miasteczko nastawione na obsługę turystów. Ceny noclegów są tu wyższe (ok. 5 USD od osoby w dobrym hotelu np. “Bell Hotel”) a jedzenie nie jest tak dobre i obfite jak w Aleppo czy Hamie. Daliśmy się namówić na wycieczkę po okolicy taksówką, której wynajęcie kosztowało ok. 10 USD a okazało się, że można wszędzie dojść pieszo. Zwiedziliśmy grobowce oraz arabski zamek górujący nad oazą. Bardzo dużo dla odkrycia i ocalenia zabytków Palmyry zrobili polscy naukowcy. Największe wrażenie pustynia robią gdy spoglądamy na nią ze wzgórza, na którym są ruiny arabskiej warowni. Radzimy pozostać tu do wieczora aby podziwiać słońce zachodzące na pustkowiem. Na zamku poznaliśmy młodego Beduina, który zaprosił nas do swojego domu na kolację i zaproponował na nocleg. Po porannym zwiedzaniu ruin starożytnego miasta i podziwianiu wschodzącego słońca (ok. godz. 7 rano ruiny zaczęły się zapełniać turystami) zaczęło się robić ciepło. Wybraliśmy się do naszych przyjaciół z pustyni. Spędziliśmy tam niezapomniany dzień rozmawiając i popijając słodką herbatę. Wieczorem, po zmroku, gdy zrobiło się chłodniej kobiety podały kolację. Beduini nie używają stołów – siedzieliśmy na poduszkach i jedliśmy palcami. Zresztą w Syrii sztućce podają tylko w droższych lub nastawionych na obsługę turystów restauracjach. Oczywiście i w taniej jadłodajni na nasze życzenie pojawił się komplet zakurzonych widelców.

Po atrakcjach pustyni przyszedł czas na zwiedzanie Damaszku. Legendarne miasto, zwane “perłą na szyi wschodu” w pewnym sensie nas rozczarowało. Trudno tu znaleźć tani hotel (wiadomo stolica) a poruszanie się po tym molochu wcale nie jest proste. Praktycznie wszyscy turyści z plecakami zatrzymują się w “Al.-Rabji Hotel”, gdzie niezbyt przyjemne ale w mirę czyste pokoje kosztują ok. 6 USD za dwa osoby. Dziedziniec hotelowy daje za to wytchnienie po ruchu i hałasie miasta oferując błogi cień. Można tu w spokoju wypić herbatę, wypisać pocztówki czy zamieścić swoje spostrzeżenia z podróży w specjalnych zeszytach. Lektura tych zeszytów możne być naprawdę interesująca. Tutaj także można poznać ciekawych ludzi ze wszystkich zakątków świata. Najważniejszym zabytkiem Damaszku jest meczet Omajadów – jest naprawdę wspaniały. Zwiedzając miejsca kultu trzeba mieć odpowiedni strój; dla turystek przygotowane są specjalne peleryny z kapturem. Drugim miejscem, które trzeba zobaczyć w Damaszku jest Muzeum Narodowe, gdzie przedstawiona jest cała historia kraju. Szczególnie ciekawe są eksponaty z Ugaritu (m.in. najstarszy alfabet świata). Z Damaszku pojechaliśmy do Maaluli, chrześcijańskiej wioski w górach. Podróż minibusem trwa ok. 1 godz. Można tu spędzić kilka godzin zwiedzając klasztory. W jednej ze świątyń znajduje się ikona ufundowana w czasie II wojny światowej przez żołnierzy gen. Andersa.

Na zakończenie podróży postanowiliśmy odpocząć na syryjskim wybrzeżu, wybraliśmy się do Lattakii (polecamy hotel “Lattakia” ok. 5 USD dwójka z łazienką). Bardzo się rozczarowaliśmy. Plaże są małe i brudne, ceny dość wysokie a atrakcji żadnych (można jedynie wybrać się do pobliskiego Ugaritu). Warto na plażę udać się z jednego powodu, aby zobaczyć kobiety kąpiące się w ubraniach i z zakrytymi głowami; dla nas jest to bardzo dziwne lecz należy uszanować religię mieszkańców. Na pocieszenie dodamy, że nasze europejskie stroje kąpielowe nie siały zgorszenia w “kurorcie” jakim niby jest Lattakia. Nowa część Lattakii wygląda prawie jak zwykłe śródziemnomorskie miasto, tutaj radzimy poszukać sklepu Benttona gdzie można zrobić naprawdę gdzie można zrobić naprawdę atrakcyjne zakupy.

Powrót do Turcji nie był całkiem szczęśliwy gdyż jedyny autobus do Antakii nie odjechał. Na szczęście można podróż odbyć taksówką! Przyjemność ta kosztuje ok. 12 USD od osoby.

Wskazówki praktyczne
Podróż radzimy odbywać od kwietnia do czerwca i od września do końca października. Temperatury znośne a i turystów mniej.
Radzimy także kupować filmy fotograficzne i wykonywać odbitki na miejscu. W firmowym Kodaku ceny ok. 50 % niższe niż w Polsce (polecamy zakład Kodaka w Hamie, obok hotelu “Cairo”). Podstawową rzeczą w Syrii jest legitymacja studencka lub cokolwiek co by ją przypominało (np. Euro 26) dzięki temu wejścia do muzeów tanieją z 6 USD do 0,5 USD!!!

Dojazd
Najtaniej z Polski, bezpośrednio do Damaszku można lecieć “Malevem” za ok. 440 USD w obie strony. Drugi wariant to samolot do Istambułu (300 USD w obie strony), dalej nocnym autobusem (ok.12 godz.) do Antakji za 15 USD. My wybraliśmy najtańszy, ale najciekawszy wariant podróży. Najpierw autobusem Katowice – Istaambuł, od 30 do 35 godz. jazdy za 500 zł (w obie strony), dalej także autobusami zwiedzając po drodze przepiękną Kapadocję w centrum Turcji.

Hotele
Tanie od 2 USD do 5 USD od osoby. Od paskudnych (uwaga na “Ancinent Rooms” w Damaszku, dokąd może was skierować obsługa “Al.-Rabji” jeśli tam będzie komplet) do naprawdę dobrych, jak “Cairo Hotel” w Hamie.

Jedzenie
Jest pyszne, choć tłuste (na stolikach zawsze można znaleźć liście świeżej mięty na “deser”) i bardzo tanie. Radzimy odwiedzać te miejsca gdzie jadają miejscowi, kucharz naprawdę będzie się starał widząc gości z Europy. Ceny obiadu od 3 USD do 6 USD (najdrożej za ryby i piwo w Damaszku). Raj dla wegetarian (falafel za jedyne 0,20 USD). Polecamy także sokopijalne niedaleko wieży zegarowej w Alppo, gdzie można spróbować soków i koktajli ze wszystkich owoców jakie oferują ta strefa klimatyczna (koktajl wieloowocowy i zapiekanka z owczym serem 1 USD).

Pieniądze
Kurs z czerwca 1998 (inflacja minimalna) – oficjalny 12 Syria Pounds = 1 USD, Commercial Bank of Syria 48 SP = 1 USD, na czarnym rynku 50 SP = 1 USD. Kurs funta syryjskiego (oficjalny) podaje w tabeli walut “Rzeczpospolita”.
Do tych wszystkich kosztów należy dodać opłaty za wizy: syryjska 30 USD (ambasada w Warszawie, nie trzeba jechać, załatwiają niektóre biura podróży), przedłużenie w Syrii 3 USD (radzimy zabrać kilka zdjęć), wizy Tureckie bez problemu otrzymamy na granicy – 10 USD przy wyjeździe z Bułgarii i 12 USD przy powrocie z Syrii. Kłopoty z wjazdem do Syrii mogą mieć osoby mające w paszporcie wizę Izraela.
Nie zapomnijcie o ubezpieczeniu!Nobis
Ubezpieczenie przy wyjeździe w tamte kraje nie jest drogie, w zeszłym roku ok. 65 zł na miesiąc. Na pocieszenie można dodać, że spotkaliśmy Australijczyka, który trafił do syryjskiego szpitala i bardzo sobie chwalił opiekę lekarską, a fakt, że nikt nie zażądał od niego opłat. Syria jest naprawdę bezpiecznym krajem!

W podróży korzystaliśmy z “Jordan & Syria – travel survival kit” wydawnictwa Lonely Planet.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u