Powrót do Chin – Małgorzata Maniecka

Małgorzata Maniecka

Przejechane kraje: Łotwa, Azrbejdzan, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Chiny

Czas trwania wyprawy: 12.07.2008 – 18.09.2008

Ilość uczestników:  1
Koszt wyprawy: 5000 zł
Wiza “Z” do Chin, miesięczna – 270zl
Wiza do Azerbejdżanu, tranzyt na 3 dni – 60 zł
Wiza do Uzbekistanu, tranzyt 48h – 45$ (94.59 zł)

Wiza do Tadżykistanu (załatwiana w Wiedniu, poczta), na 1 miesiąc – 272 zł i do tego przelew bankowy 139 zł (60Euro + 20Euro GBO + 41 Euro przelew bankowy )

Wizy załatwiane po drodze:
Wiza do Kazachstanu (załatwiana w Baku), tranzyt na 5 dni – 15$ (31.50 zł)
Wiza do Kirgizji (załatwiana w Dushanbe) , na 8 dni, 30$ plus 30 $ za ekspresowe wydanie wizy (204 zł)

Waluty:

Łotwa:                     1$=0.40 Ltv                                 1E=0.64 Ltv

Azerbejdżan:           1$=0.80AZN                               1E=1.28 AZN

Kazachstan:             1$=119 T                                     1E=189 T

Uzbekistan:              1$=1350-1370 SOM                   1E=2000 SOM

Tadżykistan:            1$=3.45 TJS                                1E=5.35 TJS

Kirgistan:                 1$=34.85 som                              1E=51.20 som

Chiny:                      1$=6.80 RMB                             1E=9 RMB

Trasa podroży: Warszawa, Ryga, Baku (M. Kaspijskie), Aktau, Beyneu, Kungrad, Bieruni, Drujba, Urgench, Khiva, Urgench, Bustan, Jez. Ayaz Qala, Urgench, Gazli, Buchara, Qarshi, Termez, Uzun, Saryasia, Termez, Gulbahar, Shaartuz, Dushanbe, Khorog, Murgab, Karakol, Sary Tasz, Osz, Sary Tasz, Nuri, Przelecz Irkesztam, Kaszgar, Yarkand, Kargalik, Hotan, Cherchen (Qiemo), Ruoqiang (Charklik), Miran, Simiankuang, Huatugau, Dunhuang, Jiayaguan, Wuwei, Lanzhou, Linxia, Tianshui, Luomen, Xi’an, Chengdu, Kangding, Danba, Jin Chuan, Danba, Daofu (Davu), Chengdu

Dzień 1,2

Znowu jestem w drodze do Chin. Załatwiłam prace od września na uniwersytecie w Syczuanie i jadę tam lądem, część przelecę, a część trasy przepłynę statkiem(Baku – Aktau). Ale zacznijmy moja podróż od początku. Z Polski pojechałam najpierw autobusem linii Eurolines (164zl) do Rygi. Podroż trwała 11h. Wieczorem autobusem A 22 (kolo dworca autobusowego 0.40LTV) dojechałam na lotnisko, gdzie o 23.45 miałam samolot. Z Rygi samolotom linii Air Baltica dotarłam do Baku. Lot trwał ponad 5h. Bilet załatwiałam za pośrednictwem transazji (952 zł). Bagaż zostawiłam w przechowalni bagażu (za 11h=2.50LTV). W Baku jest sporo kantorów, a w każdym inny kurs ( 1$= 40-43 LTV i 1 Euro – 60- 70LTV). Udało mi sie dostać do centrum prywatnym samochodem i nocowałam w hotelu Araz, w którym dwójka kosztuje 25 AZN, bez łazienki i WC.

Dzień 3

Rano pojechałam do ambasady kazachskiej ( w poniedziałek jest zamknięta) i dostałam wizę tranzytowa (na 5 dni) ważna od dziś przez miesiąc. Zapłaciłam 15$. W kasie zostawiłam plecak i przy stacji metra 28 May wymieniłam pieniądze i skorzystałam z Internetu (1h=0.60 AZN).

W porcie kupiłam bilet na statek do Aktau na kabinę z łazienką. Oczekując na prom poznałam Mareike i Stefana z Niemiec, którzy jechali do Kazachstanu i Kirgizji. Przyjechali swoim samochodem (busem) aż z Niemiec. Weszliśmy na prom dopiero o północy. Gdyby ktoś chciał płynąć ta trasa należy wziąć kabinę powyżej nr 30. Promy do Turkmenistanu kosztują tyle samo i pływają prawie codziennie.

Dzień 4, 5

Cały następny dzień spędzamy na morzu. Restauracja jest słabo zaopatrzona, bo prawie każdy ma ze sobą jedzenie a tu pije sie tylko herbatę, która jest ulubionym napojem Azerow. Do Aktau wpływamy dopiero o północy (rejs powinien trwać 18h) a po 6ej mamy pobudkę, choć dopiero po 4h przyjeżdża po nas autobus i wiezie na celnice. Tu zaczyna sie odprawa, która trwa kilka dobrych godzin, zwłaszcza dla posiadaczy samochodów. Miasto Aktau (150 000 mieszkańców) położone jest tylko 6 km od portu i jego nazwa oznacza Biała Góra. Jest to największy port morski w kraju. Ponieważ jest problem z znalezieniem noclegu nocujemy na plaży. Temperatura w Aktau: 36C Internet 1h = 300 T. Wieczorem wybraliśmy się samochodem do Fortu Schevczenki, do którego jedzie sie około 2 godzin (140 km), Za Aktau w okolicach wioski Akschukyr jest wielki cmentarz islamski – Koshkar Ata. Z starymi i nowymi pomnikami i choć islam zabrania umieszczania zdjęć zmarłych właśnie tu na półwyspie Mangyshlak odstępuje sie od tej zasady. Owce sa głównym motywem, a wielki baran szczególnie przyciąga uwagę. Fort Schevczenki, sprawia wrażenie dużej wymarłej wioski. Domy zbudowane z piaskowca pomalowano na biało i niebiesko.

Dzień 6,7,8

Następnego dnia okazało sie, ze auto zakopało się na piasku i nie da sie wyjechać. Próbowaliśmy wszystkiego, ale dopiero kierowca UAZ-a wyciągnął nas z piachu. 3 km od Fortu Szewczenki jest wioska Bautino, w której jest maleńki port z drewnianymi domami i starymi wrakami rosyjskich statków. Według mapy właśnie tu miała sie zaczynać szutrowa droga do Taushyg gdzie znajduje sie podziemny meczet. Ale zjazd na te drogę znaleźliśmy dopiero 30 km. na południe od Fortu jadąc w stronę Aktau. Musieliśmy jednak zrezygnować, bo okazało się, że nasz bus nie da rady pokonać tej drogi.. Postanowiliśmy, zatem zajechać po drodze, do Aktau, na tzw. Złote Piaski-czyli skaliste wybrzeże położone około 67 km od Aktau (jadąc na północ).Na miejscu wieczorem byliśmy tylko my, morze i wspaniały zachód słońca. Następnego dnia jadąc z powrotem do Aktau zauważyliśmy jurty i pasące sie obok wielbłądy. Rodzina zamieszkująca jurtę poczęstowała nas mlekiem od wielbłądzicy tzw. szubatem.

W Aktau jedziemy na dworzec kolejowy do Mangghystau skąd odjadę pociągiem do Beyneu ( plackartnyj 500 km – 1100T). Pociąg odjeżdża o 19.45 a do Beynue przyjeżdża o 4.30 rano. Wzięłam środkowe łóżko, które jest najbardziej wygodne. Koszt pościeli dodatkowo kosztuje 250 T. Podróż mija szybko, jest duszno. W Beynue jest jeszcze ciemno. Podróżni kupują tu masę produktów takich jak makarony, make, sr. chemiczne, słodycze. W pociągu szybko zaprzyjaźniam sie z pasażerami. Jakiś chłopak wymienia mi dolary, bo konduktor chce w Tenge za bilet (1200T) a potem matka tego chłopca zaprasza mnie do swojej rodziny w gości. Na granicy w Karapakstanie stoimy 2h – to ponoć z powodu maki. A ja mam jedno niewielkie zmartwienie: czy mnie wpuszcza do UZ, bowiem wiza ważna jest dopiero od następnego dnia. W pociągu cały czas chodzą kobiety z jedzeniem, piciem, chodzące kantory, sprzedaje, sie zabawki, perfumy, “biżuterię”, kasety wideo, ubranka dziecięce, tel. komórkowe i inne akcesoria. Punktualnie o 17.30 jesteśmy na miejscu. Jadę ze Svietlana (poznana w pociągu) i jej trojka dzieci do Bieruni. Podróż odbywamy marszruta (285 km – 10 000S).

Dzień 9, 10, 11

Następnego dnia jedziemy do centrum miasta na targ. Miasto zostało tak nazwane na cześć mieszkańca tej wsi -uczonego Abu Rajhon al Bieruni (973-1025) znanego matematyka, astronoma i geodety. Na obiad mam wreszcie okazje spróbować beshbarmak – typowej kazachskiej potrawy.

Następnego dnia rano opuszczam Bieruni i kieruje sie na południe do miasteczka Druzba (Drujba). Najpierw jadę taksówka do Turktul (30 km – 1000S – 0.5h) i przesiadam sie na mini busa (marszrutka).
Teraz jedziemy wzdłuż Amur-darii, która jest w połowie wyschnięta i przez tereny pustynne. Jedziemy (ponad 1h, 60 km, 2000S) wzdłuż linii kolejowej prowdzącej do Samarkandy i Nukus.

Po godzinie kierowca nagle sie zatrzymuje we wsi Yanigbozor i karze mi wysiąść, bo jak sie okazuje on skręca w inna stronę. Musze jeszcze podjechać jakieś 8km (500 S) do Drujby.

Niedaleko Drujby, bo tylko 8km jest granica, z Turkmenistanem. Za 1500S robie sobie wycieczkę na granice. Potem wracam i zamierzam podjechać do Urgench, aby przedłużyć swoją wizę. Wiec znowu jadę najpierw 22 km marszrutka, do Hazaraspa (800S) a potem taxi, do Urgench (60 km, 2000S). Juz po godzinie jesteśmy na miejscu. Urgench to stolica prowincji Khorezm. Kieruje sie ku hotelom z LP. Pokój w hotelu Urgench kosztuje 40$ a w nowym hotelu Navroz aż 65$ dwójka. W końcu znajduje hotel w remoncie (był tu kiedyś stary hamman), w którym place 3000 S + 1500S za prysznic.

Podaje adres Urgench, Gastinica NURMET BABA ul: Zaravshan 40tel: 22 6 32 43

Rano jadę do OVIR-u. Oczywiście nie można tu przedłużyć wizy ani nigdzie indziej, tylko w Taszkiencie, więc jadę do Khivy, jednego ze słynnych miast na Jedwabnym Szlaku. Można dostać, sie tam taksówką za 1000S lub, marszrutką za 800S, ale ja wybieram trolejbus, który wprawdzie jedzie aż godzinę, ale za to można sie zdrzemnąć (300S). Na miejscu kieruje sie do hotelu Meros B,&B, który jest naprawdę godny polecenia i kosztuje (pokój z łazienką plus sniadanie) 10$. Postanawiam wrócić do Urgench i pojechać na pol-wschod w okolice Bustan, gdzie są ruiny zamkowe z IV i VI w, słone jezioro Ayaz Qala oraz położony niedaleko obóz, w którym nocuje sie w jurtach (pustynia Kara-kum). Musze wiec, wrocic sie do Bieruni, gdzie juz byłam i jadę tam taxi (30 km, 2500S), bo marszrutki nie jeżdżą tedy a tu przesiadam sie na marszrutke i jadę jeszcze 60 km za 800 S. Do Buston przybyłam krotko po 15ej i ledwo zdążyłam na ostatnia marszrutke do wsi Czajka, powyżej której jest obóz i jezioro. Kierowca zgodził sie mnie tam odwieźć za “jedyne” 7000S. Obóz składa sie z kilku jurt. Nocleg z posiłkami kosztuje tu 30-40$. Sa tez wielbłądy i przejażdżka na tymże stworzeniu kosztuje 1h/5$. Wieczorem razem z Francuzami poznanymi w obozie wedrujemy do jeziora i plywamy w cieplej wodzie.Adres to Camp “AYAZ QALA” tel.: 8 (361) 22 10 770, lub 22 10 707, lub 35 05 909 fax532 43-61

A oto kilka cen z UZ dla osób wybierających sie tam: chleb 300-450S, pomidory 1kg – 100-300S, ogórki zielone 1kg-400S, jabłka 1kg – 600-800S, arbuz 1kg-200S, winogrona 1200-2000S, melon 600S, woda mineralna 1l-400S, 1.5L-600S, lody-100,200S, papier toaletowy-200S, szaszłyk 1 sztuka-400S, piwo 800S, 1000S, 1200S, rodzynki 2000S, kefir 400-600S.

Dzień 12

Następnego dnia rano zwiedzam w towarzystwie Francuzów ruiny zamku Ayaz Kala, a potem jedziemy taksówką na zwiedzanie pobliskich ruin. Tu nr. tel gdyby ktoś chciał skorzystać z jego usług: 8 361 35 67 623 Dobijamy targu z kierowca – 300S za każdy km + 4500S za przyjazd z Buston. W sumie zrobimy 84 km. i cala wyprawa będzie nas kosztowała po 10 000 S na osobę. Pierwsze ruiny znajdują sie w odległości 7 km. od obozu, kolo opuszczonej wioski rybackiej. Sa to pozostałości zamku Kul Kala.

Wracamy do Bustan i jedziemy jeszcze, 20 km droga w kierunku na Nukus. Sa tu ruiny twierdz Kyzyl Kala i Topruk Kala. Tu był tez fort na granicy prowincji Khorezmu w III i IVw. Nocleg spedzamy w domu taksowkarza. Rano jedziemy marszrutą do Urgench (60 km. – 3500S). Podroż trwa tylko 1h i znowu przejeżdżamy Amur- Darie. W Urgench zegnam sie z moimi towarzyszami (jada do Khivy) a jadę na dworzec autobusowy. Moim następnym miastem będzie Gazli. Bilet autobusowy do Gazli kosztuje 6500S (370 km) i odjeżdża dopiero o 14ej. Po 11 godzinach jazdy, czyli o 1 w nocy kierowca budzi mnie i wysadza na zupełnym pustkowiu oznajmiając ze to Gazli. Mieścina została gdzieś z boku a ja wildze, ze niedaleko jest jakas restauracja (choykhona) otwarta cala dobę i tam nocuję.

Dzień 13

Autobusem o 9ej odjeżdżam do Buchary (105 km). Po 2h wysiadam na dw. autobusowym i od razu wsiadam do taxi (1500S) i jadę na wschód miasta gdzie są taksówki dalej na południe do Qarshi. Taxi do Qarshi jedzie 3h (9220 km, 9000S). Po drodze mijam jezioro TODAKOL, miejsce rekreacji mieszkańców tego miasta. W Qarshi w samym centrum znajduje hotel: Gastinica TONG ul. Uzbekistańska 245. Obok jest drugi hotel, ale pokój kosztuje 40$ a ja płace 6000S za pokój bez klimatyzacji, ale z łazienką i z 1 wiadrem wody. Rankiem wsiadam w autobus do Termez (6000S, 280km, 6h). Z Termez pojadę przez góry pociągiem do Tadżykistanu. W Termez kolo dw. autobusowego wsiadam do marszrutki nr 18 i podjeżdżam do muzeum archeologicznego. Naprzeciwko mieści się hotel Tennis Court, w którym płace 15000S za dwie noce. W informacji na PKP sprawdzam pociągi, do Dushambe. Są bezpośrednie z Moskwy 3 razy w tygodniu, ale bardzo drogie i przybywają z dużym opóźnieniem a ja pojadę do granicy, przejdę ją piechota i dalej pewnie marszrutka lub taxi zbiorową. Jeszcze czeka mnie przeprawa na granicy z celnikami.

Dzień 14, 15, 16

Z wymiana pieniędzy w centrum Termez nie ma żadnego problemu. Można tu zjeść szaszłyki z baraniny (4 sztuki – 2000S) wypić piwo z beczki (700S) albo zamówić pyszna zupę z baraniny z mięsem i ziemniakiem (1800S lub pol porcji za 900S). Specjałem tutejszej kuchni jest lapsza – zupa z jogurtu z makaronem domowym, pietruszka, bazylia i groszkiem ptysiowym. Koszt jednej porcji to 700S. Następnego dnia zwiedzam mauzoleum Al Hakima al Termizi, które mieści się 15 km na północ od miasta. Można dostać sie tu marszrutka nr 15, cena 500S w jedna stronę. Potem wracam do Termez i jadę marszrutka nr 14 (300S) w okolice lotniska, aby zobaczyć kompleks sułtana Saodata zbudowany w X-XVw. Zmęczona upałem juz po południu uciekam do muzeum archeologicznego (2000S), które mieści, sie w pobliżu mojego hotelu. Na drugim końcu miasta jest tez cerkiew Aleksandra Newskiego. W pobliże cerkwi dojeżdża marszrutka nr 20. Wszystkie marszrutki w mieście i autobusy (jest tez kilka) kosztują po 200S. Następnego dnia rano juz o 6.20 siedzę w pociągu (1000S) i jadę do granicy z Tadżykistanem, do miasta Uzun – 200km. Podroż trwa 3.5h. Z Uzun do granicy (19 km) jadę wraz z innymi pasażerami taksówką i kosztuje to tylko 1000S. Granica jest dosyć rozciągnięta, do głównego budynku jest kawałek i trzeba przejść przez dwa punkty kontrolne. No i na granicy zaczyna się. Od razy mowie, co i jak z moja wiza, mialam byc w UZ 24h a bylam 10 dni, opowiadam moja historie a celnicy, ze nie mogą mnie przepuścić, bo przepisy im nie pozwalają, ze musze jechać do OVIR-u w miesicie (20 km) i załatwić exit wizę. Chce zaplacic kare ale nic z tego. Jadę wiec taksówką, ale w biurze OVIR-u okazuje się, ze nie maja uprawnień do tego i musze jechać z powrotem do Termezu (200 KM). To kosztuje mnie 55$ i 7000S. Juz o 15ej jesteśmy na miejscu i tu znowu zaczyna sie chodzenie od pokoju do pokoju. Nikt nic nie wie, ja czekam w upale, taksówkarz się denerwuje a w końcu po 2.5 godzinie naczelnik wola mnie do siebie, znowu wypytuje, dzwoni do Taszkientu i sam nie wie, co zrobić. W końcu jakiś pewnie SBek bierze mnie na przesłuchanie. W rezultacie nic nie załawia a karze mi skasować zdjęcia z granicy z Afganistanem. Ciegle mam nadzieje, że dostanę paszport, ale nic z tego. W rezultacie tracę trzy dni, robiąc pranie, siedząc w kawiarence internetowej i gadając z policjantami. Śpię na posterunku (jest tu woda, a w hotlu nie ma) i czasami odpowiadam na pytania interesantom, bo siedzę w pokoju dyżurnego, wiec interesanci nie wiedza, ze tu nie pracuje.

Dzień 17

Jeszcze jedna noc w OVI-rze, którą spędziłam na materacu na dworze. Rano nareszcie dostałam swoje dokumenty i mogłam jechać dalej. Policjanci odwieźli mnie do pobliskiej granicy (Gulbahar) za 20$ i 8000S. Do granicy z Tadżykistanem było juz tylko 200m. Ruch graniczny odbywa sie rano a do najbliższego miasta Shaartuz jest 75 km- przez pustynie i step. Pogranicznicy przyjęli mnie herbata i arbuzem. Bylam im wdzięczna, bo tego dnia nie miałam jeszcze nic w ustach. Jeden z nich zaproponował, że może mnie odwieźć do Shaartuz za 40$. W Shaartuz przesiadam się na taksówkę do Dushambe (30 TJS, 200km-2,5h). Kieruje sie do hotelu, Dushambe (10$) ale brak miejsc, to samo w hotelu Vakhsz. Szczęśliwie trafiam do Hotelu Turbazy, która mieści sie niedaleko hotelu Vaksh i zielonego bazaru i mogą tu zostać (10 TJS). Adres Turbazy: ul:Czechowa 13 Abdurahmon Mizoew (kierownik) tel: 227 05 41 i kom: 93 511 34 89 1$ = 3.45 TJS 1Euro = 5.35TJS

Dzień 18

W Ambasadzie Kirgizji (Ambasada Kirgizji Dushanbe ul: Said Nasir 56a tel: 224 26 11) okazało sie, ze konsul pojechał do Pamiru i będzie dopiero w piątek. Zastanawiam sie nawet czy nie przedłużyć wizy w Tadżykistanie (moja wygasa juz 15 sierpnia), ale czas oczekiwania to 5 dni roboczych a koszt 40$ a może i więcej na 2 tygodnie. I musialabym wyrobic znowu następne zezwolenie na Pamir – teraz kosztuje “tylko” 200TJS. Czeka mnie jeszcze registracja w OVIrze- obecny koszt to 150TJS. Skorzystałam z pomocy agencji turystycznej, która mieści sie na ul. Shota Rustaveli 22. Aby jakoś zagospodarować czas oczekiwania na konsula wybieram sie nad jezioro Varzob (15 km) i w pobliskie góry. Do wsi Safiedarak lub Takob można dojechać marszrutka spod bazaru Varzob (północna cześć miasta). Nocleg spędziłam u rodziny we wsi Harmonik. Wczoraj udało mi sie w ciągu niecałej godziny załatwić wizę na 8 dni do Kirgizji (30$) + 30$ za ekspres a dziś wreszcie odebrałam rejestracje z OVIR-u. I w ten sposób niejako straciłam tydzień swojej wizy. Jutro jadę do Khorog.

Dzień 19

Obecne ceny za przejazd z Dushanbe do Khorog to za jeepa 200-250TJS a za marszrutke 120 TJS. W Khorog spalam w hotelu MSDSP za 30 TJS z czysta pościelą i prysznicem. Niestety juz następnego dnia pojechałam do Murgab, marszrutka za 60 TJS.

Dzień 20

W Khorog zatrzymałam sie tylko na jedna noc i zaraz następnego dnia rano wsiadłam do marszrutki do Murgab. Cena 60 TJS-320km. Podroż trwa cały dzien. Zatrzymujemy sie po drodze kilkakrotnie w tym również w sanatorium “Sarez” gdzie sa wody lecznicze. Można tu również wynajmować pokoje, kąpać sie w basenie i leczyć dolegliwości reumatyczne.
W Murgab zatrzymuje sie na kwaterze “Erlan” (ACTED). W moich planach było przejechanie do Chin przez przejście Qulma Pass chińską ciężarówką i w tym celu udaje sie rano następnego dnia do pograniczników, którzy maja tu swoja siedziba. Umawiam się z nimi na następny dzień. Na wszelki wypadek zrobiłam sobie wizę do Kirgizji jeszcze w Duszanbe gdyby cos się nie powiodło. Następnego dnia, ten plan się nie udał i zabrałam się z samochodem służbowym do granicy tadżycko- kirgiskiej (135km) do Karakol. W Karakol odradzam nocleg w Homestay (kw. prywatna-9$) a polecam zanocować w lokalnej gastinicy, gdzie nocleg kosztuje 4TJS a dania są smaczne, świeże i tanie.

Dzień 21,22

Około 20ej udaje mi się zabrać ciężarówką do Osz (około 50 km.). Kiedy przyjechaliśmy do Kyzyl Art była juz dziesiąta. Tu nastąpiła odprawa paszportowa. Na nocleg zatrzymaliśmy sie pomiędzy granicami na tzw. terytorium niczyim, gdzie mieszka tylko jedna rodzina. Odległość miedzy granicami wynosi 17 km i dopiero koło granicy kirgiskiej jest coś w rodzaju gastinicy. Można tu przenocować za 10 TJS. Tedy przebiega tez szlak przemytniczy i nocą jest tu niebezpiecznie.

Następnego dnia jadę 25 km do Sary Tasz, pierwszego miasteczka lub dużej wsi na terenie Kirgizji, a potem do Osz. Zatrzymałam sie w hotelu Alay, który jest po remoncie. Za pokój jednoosobowy bez łazienki i toalety płacę 302s. Nie zostanę długo w Kirgizji, wizę mam na 8 dni i właściwie jestem tu tylko tranzytem do Chin. Najprawdopodobniej pojadę przez Irkesztam Pass i znowu wrócę do Sary Tasz, bo tamtędy biegnie moja droga. Internet 1h=30som

Dzień 23,24

Następnego dnia rano wsiadam do marszrutki, która jedzie 150 km. do Ak Bosogo (184s) w kierunku Sary Tasz. W Gulcha po 80 km jest godzinny postój. Jest tu mały dworzec autobusowy i bazar. Miasteczko jest pięknie położone wśród gór, nad rzeką o tej samej nazwie.
Juz około 3ej po południu wysiadam przy gospodzie, gdzie zawsze zatrzymują sie chińskie i kirgiskie ciężarówki. Jedna z nich zabiera mnie właśnie do Sary Tasz. Tu zatrzymuje sie w gospodzie “AIDA”, plącąc za nocleg 100s. Jest bardzo zimno i pada deszcz. W centrum S.Tasz jest tez guesthouse, w którym nocleg (bez prysznica) wraz ze śniadaniem i kolacją kosztuje 24$.

Następnego ranka zatrzymuję ciężarówkę i jadę do przełęczy Irkiesztam, do wsi Nura (71 km). Podroż trwała 3h. Bardzo szybko przekraczam granicę kirgiska, potem chińską i zatrzymaną ciężarówką podjeżdzam do miejscowości Wuqla. Stad jadę juz taksówką, za 7$ do Kaszgar (90 km) do samego hotelu Seman. Zatrzymuję się w Hotelu Seman, w którym łóżko w pokoju 3os. kosztuje 20Y z łazienką i WC na korytarzu. W tym roku prawie nie ma tu zadnych turystów.

Dzień 25,26,27

Postanawiam pojechać dalej wzdłuż południowego Jedwabnego Szlaku (droga przez Tybet jest niedostepna). Udaje mi sie dojechać samochodem poznanych Hiszpanów aż do Yarkand. Podroż trwa 3h, jedziemy przez pustynie i małe wioski. W Yarkand (to tu produkuje sie słynne noże) przesiadam sie na autobus do Kargalik lub Yechang (10 Y, 65 km). W Kargalik ląduje juz po 1.5h jazdy i zatrzymuje sie w hotelu na dworcu – Communications Hotel. Pokój jest z łazienką, wc i TV (50Y). Bardzo ciekawy jest tu bazar pod starym meczetem Jama Masjid z XVw. Wieczorem wracam ryksza za 1Ydo hotelu Rano kupuje bilet na autobus do Hotan (35Y, 230 km). Podroż trwa ok. 5 godzi. Po drodze częste kontrole policji. W Hotanie jadę autobusem nr 10 na dworzec wschodni (Dong Zhan) skąd odchodzą autobusy do Cherchen (Qiemo). Okazuje sie, że autobus jest dopiero rano i musze zanocować. Nocuję na dworcu autobusowym w hotelu Traffc Hotel (50Y). Następnego dnia wcześnie rano udaje się na dworzec wschodni i autobusem sypialnym (107Y, 580 km) odjeżdżam do Cherchen (Qiemo). Podroż trwa 11h. Kolo Niya jest posterunek i tu każą wszystkim wyjść z autobusu, przejść dosłownie 20 m a potem wsiąść do pojazdu. Nawet na pustyni jest wc i kierowca zatrzymuje sie tylko w określonych dozwolonych punktach. Kiedy zbliża sie wieczór gwałtownie robi sie chłodno a słońce zachodzi kolo 20ej.Na dworcu mam znowu hotel Chen Juan (40Y), pokój 1 os z TV. Rano kupuję bilet na następny dzień do Charklik.

Dzień 28

Na dworcu, gdy kupuję bilet do Ruoqiang (Charklik) poznaję młodą Chinkę (Lucy), która zaprasza mnie do siebie do domu na pierogi. Jedziemy nad rzekę Cherchen, znajdujacą się 2 km za miastem. Następnego dnia juz o 8ej (zawsze na bilecie jest podany czas pekiński, czyli 2 h do przodu) odjeżdżam do Ruoqiang (Charklik) – 315km, 57Y. Konduktor już na początku podroży zbiera wszystkie dokumenty, wpisuje do jakiejś książki a potem na 2 punktach kontrolnych oddaje policjantom do wglądu. W Ruoqiang (nie ma tu nic ciekawego do zwiedzania) od razu decyduje się na zakup biletu (75 km, 15Y) do Miran odjazd 15.37, gdzie są ruiny miasta z czasów Jedwabnego Szlaku. W okolicach dworca są 2 hotele po 100Y. Podroz jest krotka i trwa tylko 1.40 minut. W Miram, idę do hotelu przy głównej drodze, ale jest za drogi – 100Y. W bocznej uliczce, znajduję hotel o nazwie IMI Binguan prowadzonej przez chińską rodzinę. Dostaje pokój z “weranda” (kiedyś była to łazienka) za jedyne 30Y.

Dzień 29,30

Dzień spędzam na włóczeniu się po mieście i szukaniu transportu do ruin Miran. Okazuje sie, ze jednak musze mięć zezwolenie i zapłacić za dojazd, –więc rezygnuję, za drogo na 1 osobe. Następnego dnia od rana szukam transportu dalej na wschód. Okazuje się, ze nie ma autobusów (droga jest jeszcze w budowie), jest tylko jeden jeep, ale akurat juz pełen i mogę pojechać dopiero następnego dnia ( tu nr. kierowcy gdyby ktoś potrzebowali: 13 56 50 47 666). Jadę, więc taksówką na glowna drogę nr.315 (15Y) do stacji benzynowej, dalej stopem (super jeepem) dojeżdżam w okolice Simiankuang (300 km). Droga prowadzi na przełęcz 3000m i nieco dalej zaczynają sie kopalnie azbestu – największe w Chinach w miejscowości Simiankuang (3200 m). Zatrzymujemy się w hotelu SHI MIAN KUANG ZHAO DAI SUO. Nocleg w pokoju 4 os. kosztuje 10Y.

Dzień 31

Dzień spędzam z poznaną grupą geologów i dopiero następnego dnia udaje się w dalszą podroż na wschód do Huatugou (15Y, 65 km). Tym razem jadę już autobusem, który ma odjechać o 6.30 czasu miejscowego, czyli o 8.30 Beijing time. Po 20km jest posterunek policji – 4 samochody i 15 policjantów. Tu jest granica miedzy prowincja Xinjiang a Qinghai. Po 2h lądujemy w Huatugau. Tu od razu wsiadam do autobusu (96Y, 500km) w kierunku Dunhuang. Wjeżdżamy na przełęcz 3680 m skąd roztaczają sie wspaniale widoki. Jakieś 70 km od Dunhuang zaczyna sie wspaniała pustynia. Po 8 godzinach podroży przyjeżdżamy do miasta-oazy Dunhuang, ważnego punktu na Jedwabnym Szlaku. Dw. autobusowy położony jest w samym centrum miasta i jest tu też tani Hotel San LO. Łóżko w pokoju 2os z TV kosztuje 25Y.

Dzień 32,33

Miasto-oaza Dunhuang ( prowincja Gansu) ma mnóstwo hoteli, knajpek również z europejska kuchnia, agencji turystycznych organizujących wycieczki do okolicznych zabytków, kawiarenek internetowych. (3Y za 1h) i wspaniały bazar nocny. Następnego dnia jadę minibusem z agencji (20Y) do grot Mogao oddalonych o 25 km od Dunhuang. Wyjazd jest o 8ej a powrót spod grot o 11.30. Oplata za wstęp – 160Y a z przewodnikiem 180Y. Mieści sie tez tu świetne muzeum, które jest juz w cenie biletu. Rano jadę do mojego następnego celu, już ostatniego punktu na Jedwabnym Szlaku, do miasta Jiayuguan (Hexi Corridor). Wyjeżdżam wcześnie rano. Podroż trwa 4.5h (66Y, 440 km). Na miejscu wsiadam do taksówki (7Y) i trafiam do Hotelu Wu Mao w centrum miasta (LP), na przeciwko dw. autobusowego. Łóżko w pokoju 3 os z łazienką kosztuje 40Y. Moim celem tu jest zobaczenie Fortu z 1372r. i Muru Chińskiego. Okazuje sie ze dojeżdża tam autobus miejski nr 4 za 1Y. Wstęp do fortu kosztuje 100Y. Fort został zbudowany by strzec przełęczy miedzy górami Qilian i Hei. Stad udaje sie taksówką za 10Y do oddalonego o 7.5km muru (10 minut jazdy). Tu wstęp kosztuje 25Y. Mur nie jest tak potężny jak ten w okolicach Pekinu (został odrestaurowany w 1987r), mniej tu turystów, ale widoki były wspaniale. Jest to właściwie najdalej na zachód wysunięty fragment muru chińskiego. Niedaleko tego odcinka muru jest jeszcze drugi (chyba mniej popularny) oraz świątynia buddyjska. Idę polna droga do świątyni (dopiero z daleka widzę, ze od strony szosy jest brama i pewnie jakąś oplata), ale nie ma tu żywej duszy. Dopiero, gdy dochodzę do swiatyni, zaczyna ujadać pies i wychodzi jakąś mniszka, wprowadza mnie do środka, częstuje gruszka, ale nie pozwala fotografować. Jest, juz późno wiec wracam do centrum Jiayuguan. Kolo hotelu jest mały bazar a na przeciwko kawiarenka internetowa, z której właśnie pisze. Jutro juz udam sie całkiem na południe w kierunku Lanzhou i dalej do Xiahe. Do końca podroży pozostało mi jeszcze 2 tygodnie.

Dzień 34,35,36

Następna podroż do Wuwei (86Y, 400 km, 6h 40 min) mija dosyć szybko. Wysiadam w Wuwei i dalej pociągiem jadę do Lanzhou. (47h, 300 km). Po północy jestem w Lanzhou.

Znajduje Hotel CHENXIANG przy Tianshui Nanlu 33 i za 70Y dostaje pokój – dziuple bez okna z dużym łóżkiem małżeńskim i TV.

Rankiem w niedziele udaje sie na dworzec autobusowy skąd odjeżdżają autobusy do Linxia. Aby nabyć bilet musze zrobić fotokopie paszportu i wizy. Zaraz po tym mogę wolno mi kupić bilet (30Y, 170 km) i wsiadam do autobusu. Przejeżdżamy przez wioski zamieszkałe przez muzułmanów Hui. W Linxia postanawiam zostać kilka godzin, by zobaczyć ciekawy targa nad rzeka. Najpierw chce jednak kupić bilet do Xiahe i tu okazuje sie, ze nie mogę i nie wolno mi tam jechać, bo jest zakaz. Zostaje na noc w Hotelu SHUIGUAN , niedaleko dw. autobusowego (przy skrzyżowaniu). Zmieniam wiec moje plany(probuje auto stopu ale nikt mnie nie chce zabrac, jest zakaz!) i kupuję bilet na autobus na następny dzień rano do Tianshui (71Y, 300 km). Późnym popołudniem jadę zobaczyć słynny tu kompleks świątyń taoistycznych, WANSHUO GUAN. Dojeżdżam tam autobusem nr 6 do końca. Świątynie znajdują sie na wysokim klifie. Rano następnego dnia wsiadam do autobusu i jadę do Tianshui. W Tianshui z dworca kieruje sie do hotelu Jiauxin Fandian (LP)., Ale ceny są dla mnie za wysokie i znajduję pokój w małym Hotelu DUN SHUN za 30Y. Do Tianshui przybyłam by zobaczyć słynną świątynię Fu Xi z okresu dynastii Ming (1483 r.), oraz Maiji Shan Shiku, gdzie znajdują sie najsłynniejsze groty buddyjskie, jedne z czterech (pozostałe sa w Dunhuang, Datong i w Luoyang). Świątynie Fu Xi znajdują sie niedaleko centrum, można podjechać autobusem nr 22 (0.7Y) i wstęp kosztuje 30Y. Po raz pierwszy udało mi sie uzyskać zniżkę na karte ITIC i zapłaciłam tylko 15Y.
Dzień 37

Leje od rana a ja jadę do MAIJI SHIKU TIANSHUI, aby zobaczyć groty buddyjskie. Najpierw jadę autobusem nr 6 (2.60Y, można tez nr 1) spod dw. autobusowego do drugiej części miasta, do Beidao do końca, az do dworca kolejowego. Po drugiej stronie dworca wsiadam do mniejszego autobusu nr 34 (5Y) i jadę do końca – 40 minut az do celu a właściwie to 5 km od niego. Tu wsiadam do jakiegoś mini busa i dojeżdżam do właściwego wejścia do parku. Wstęp kosztuje 70Y. Przy bramie czekają na turystów elektryczne wagoniki (5Y), ale ja decyduje sie iść na piechotę. Do przejścia mam jakieś 3-4 km lekko pod góre. Skala a raczej klif, w której mieszczą sie groty jest imponujaca i trzeba sie trochę powspinac by pooglądać posagi Buddów znajdujące sie na górze. Niestety większość z nich jest za okratowanymi oknami. Wracam tez na piechotę, ale po kilku km zatrzymuje sie samochód i zabiera mnie do samego Tianshui, tzn. do dworca kolejowego w Beidao. Stad wracam juz do Qincheng miejskim autobusem.

Dzień 38

Rano wsiadam do autobusu o 6.30 (15Y) i jadę do Luomen. Zostawiam plecak w pierwszym lepszym hotelu, biorę tricycla i za 20Y jadę 17km do Water Curtain Caves. Od szosy musze jeszcze iść jakieś 2-3 km wyschniętym korytem rzeki, bo droga jest w budowie. Bilet wstępu kosztuje 11Y, ja place 1Y dzięki mojej legitymacji, ITIC. Na klifie sa rysunki “fałszywego” Buddy siedzącego po turecku na kwiecie lotosu, a u jego stop mnóstwo słoni, jeleni i lwów. Wśród skal (idzie sie kawałek przez las) znajdują sie świątynie taoistyczne. W tych taoistycznych świątyniach jestem poczęstowana “zdrowa woda i z poznanymi chińskimi turystami wracam samochodem do Luomen. Dowiaduje się sie, ze po 15ej jest pociąg do Xi’AN a musze przyznać, ze byłam juz w 17 prowincjach w Chinach, a nigdy nie byłam w prowincji Shaanxi i w Xi”an, toteż szybko decyduje sie pojechać do tego słynnego miasta i zobaczyć Terakotowa Armie i inne zabytki. W Luomen od razu zabieram plecak z hotelu i jadę autobusem z głównego skrzyżowania (nr 1 za 1.50Y) do stacji kolejowej, która mieści się w Wu Shan oddalonego jakies 15 km od Luomen. Kasjerka zjawia się się, sprzedaje mi bilet poza kolejnością (59Y, 200 km) i po 6.5 godzinach jazdy jestem w w Xi”an. Zatrzymuje sie w polecanym przez LP Hotelu LUDAO BINGAN, Ktory znajduje sie 5 minut od dw. PKP. Łóżko w dormitorium kosztuje 45Y.

Dzień 39

Biuro buisnes center organizuje wycieczki po okolicznych zabytkach miedzy innymi ta najważniejszą na Wschód do: Armii Terakotowej, grobowca Qin Shi Huang, Banpo Neolithic Village i Huaqing Pool. Trwa to prawie 10h i kosztuje 285Y wraz z przewodnikiem w jez. ang. i biletami wstępu. Cena tej wycieczki z hotelu Ludao jest najniższa (inne hotele i agencje turystyczne biorą dużo drożej) jednak nie warto brać w niej udziału. Lepiej pojechać samemu autobusem nr 915 (lub, 914 ale jedzie dłużej) z dw. kolejowego za 7Y np. do A. Terakotowej (wstęp 90Y). Do Bell i Drum Tower wstęp kosztuje pojedynczo po, 27Y ale można kupić bilet wspólny do obu zabytków i znowu udaje mi sie go nabyć że zniżką za 30Y. Great Mosque jest w dzielnicy muzułmańskiej (30Y), gdzie też jest ciekawy bazar i mnóstwo małych muzułmańskich restauracji. Spotykam znajomych, którzy mieszkają w hotelu Hantang Inn (30Y po targach, w dormie 6 os). Postanawiam sie tam przenieść następnego dnia rano. Wspólnie wybieramy, sie do Gęsiej Pagody (25Y), przed która sa wspaniale fontanny. Wieczorem w hotelu jest mila niespodzianka – party pierogowe. Przy dużym stole wszyscy turyści biorą udział (w każdy piątek) w lepieniu i degustacji chińskich pierogów.

Dzień 40

Następnego dnia jadę na zwiedzanie Armii Terakotowej autobusem nr 915 za, 7Y, który odjeżdża sprzed dworca kolejowego (stojąc przed dworcem po prawej stronie). W kasie płacę 90Y za wstęp do obiektu. Następnie jadę do mauzoleum Qin Shi Huang, do którego jadę 3km, (2Y) tym samym autobusem. Tu dostaje zniżkę i place tylko, 20Y, ale po wejściu na szczyt wzgórza okazuje sie, ze są tu tylko tablice informacyjne i stragan z pamiątkami. Kiedyś spalono lub splądrowano grobowiec i nic po nim nie zostało. Wieczorem wybieram się do miasta by zobaczyć rzeźbę przedstawiającą karawanę – symbolizującą koniec Jedwabnego Szlaku.

Dzień 41, 42,43,45

Wieczorem dostaje maila od mojej opiekunki (Angel) z uniwersytetu w Chengdu, ze w zw. z upływającym terminem mojej wizy (kończy sie 18 września) musze natychmiast przyjechać do Chengdu. Wyrobienie nowej wizy i zezwolenia na prace trwa kilka tygodni. W związku z tym kupuje bilet na autobus – 160Y,760km (najłatwiej i najszybciej) i następnego dnia rano opuszczam Xi’an. W Changdu z dworca jadę motocyklem do Hostelu Sim’s Cosy GH (uważam, ze to najlepszy hostel w Chinach, prowadzony przez Singapurczyka i jego żonę Koreankę). Na miejscu okazuje się, że hotel jest przeniesiony do nowego Sim’s Cosy Garden Hostel. Hostel jest bliżej dworca kolejowego, jest dużo większy i najtańszy nocleg w 8os dormitorium kosztuje 30Y. Każdy dorm ma łazienkę i WC a każde łóżko jest za zasłonką. Następnego dnia jadę na Uniwersytet, który znajduje sie 20 km od centrum w zachodniej części miasta by załatwić formalności.

W Chengdu spędziłam 3 dni na załatwianiu spraw dotyczących mieszkania, badan lekarskich i wyrobienia zaświadczenia, jako ze paszport został u Angel celem wyrobienia rocznej wizy i nie mam żadnego dokumentu poza fotokopia.

Dzień 46

Zostało mi trochę czasu do rozpoczęcia pracy, postanawiam udac sie jeszcze w podroz. Jade na północny dworzec autobusowy CHA DIAN ZI BUS STATION i wsiadam do autobusu do Kangding (bilet-122,5Y, 360 km). Podroż trwa ok. 7.5h. Juz o zmroku docieram do Kangding i kieruje sie do hotelu Black Tent GH, położonego 20 minut drogi od dworca autobusowego. W hotelu nocleg kosztuje 20Y. Miasto leży na wys. 2600m a nad nim górują góry Gongga (7556 m).

Dzień 47,48, 49

Kiedy przychodzę na dworzec autobusowy, by kupić bilet do Danba znajduje tylko taksówkę do Guza, małego miasteczka, które leży w odległości ok. 30 km od Kangding po drodze do Danba. Nie zastanawiam sie i wsiadam (15Y). W Guza przesiadam sie do mini busa (40Y, 110 km). Po 3.5 godzinie wysiadam w Danba na dw. autobusowym i cofam sie kilkaset metrów do centrum. Miasteczko jest małe, wiec obchodzę kilka hoteli. Większość albo jest zajęta albo za droga. Prawie w centrum trafiam na Hotel tybetański SHAM BAOA (Tuanjie 55) i wynajmuje tu pokuj 2 os. z łazienką i TV za 40Y. Domy sa z kamienia, najczęściej w kształcie litery L i wyglądają jak istne fortece – 2,3 i nawet 4 piętrowe. Dachy sa płaskie i maja wypustki ozdobione szarfami w kolorze białym, żółtym lub niebieskim. Na dachu suszy sie siano i jest taras, na dole sa zwierzęta a pośrodku cześć mieszkalna. Wybieram sie właśnie następnego dnia do wioski Quido, która zobaczyłam jadąc z Kangding. Taksówkarze chcą 25Y, ale jadę okazja i tak też wracam. Wioska leży po drugiej stronie rzeki, trzeba przejść przez most ozdobiony flagami modlitewnymi (tylko dla pieszych) i iść jeszcze jakieś 20 minut zboczem góry. Domy zbudowane są na dole w niewielkich odstępach, ale im wyżej tym są bardziej samotne. Wieczorem w Danba na deptaku odbywają sie tańce mieszkańców miasta: w jednym końcu tańczą Chińczycy a w drugim ludność Khumbu. Każdy przy swojej muzyce i wszyscy dobrze sie bawią.

Rankiem nastepnego dnia wychodzę na drogę, aby złapać stopa i dostać się do Jin Chuan – wczoraj nie kupiłam sobie biletu na autobus a on wyjechał wcześnie rano. Zabieram się ciężarówką do Jin Chuan. Pierwsze 20 km jedziemy 2 godziny z powodu korka i strasznego błota. W sumie podroż trwa 5 godzin. Po drodze piękne wioski, mieszkańcy w kolorowych strojach i stupy. Czasami drogę tarasują odpoczywające krowy i głazy, które spadły ze zwisających skal. A potem juz krajobraz zmienia sie: pozostają tylko niezliczone sady owocowe, domy sa już bardzo przeciętne, nikną wieże i pojawia się sie ludność Han. Znajduję przy dworcu, w bocznej uliczce nowy hotel z pokojami 2 os. za 100Y. To dla mnie za drogo. Na rogu tej uliczki i głównej ulicy miasta jest mały hotelik o nazwie Laifon Binguan i tu się instaluje (40Y) w pokoju 2os. bez łazienki.

Dzień 50

Rano jadę do Wenchuan, miasteczka, gdzie było trzęsienie ziemi (wyjazd o 7 rano-koszt 70Y). Po 53 km w malej miejscowości Hun Ci Ciao zostaję zawrócona z drogi, bo jest niebezpiecznie ze wzgl. na trzęsienia ziemi. Policja wsadza mnie w autobus jadący z powrotem do Jin Chuan (12Y). Tu na dworcu odzyskuje pieniądze za bilet. W Jin Chuan zabieram swoje rzeczy i po perypetiach z policją wracam autobusem do Danba. Tym razem podroż trwa tylko 3 godziny. W Danba jestem kolo 17ej i postanawiam udać sie na północ w kierunku Maninganggo. Szczęście chyba mi dopisuje, bo od razu trafiam na autobus jadący do Daofu a to juz jest ten kierunek. Autobus jest prawie pusty, jedzie aż z Chengdu i do Daofu z Danba jest 140 km drogi (40Y).Jednak ten odcinek drogi jest trudny, droga wąską, cały czas pod gore a nawierzchnia jest fatalna i podroż trwa aż piec godzin. Daofu leży na wysokości 3000m. Na miejsce docieramy o 22ej. Znajduję Hotel za 15Y. Kiedy juz jestem rozlokowana w hotelu (15Y,) – wcześniej daje młodej dziewczynie moje dokumenty, zjawia się sie policja i dopytują się o wszystko.

A szczególnie o mój paszport, który została w Chengdu.
Wychodzą dopiero o północy zabierając wszystkie moje dokumenty. Policja zjawia się sie punktualnie następnego dnia. Dzwonią do mojej opiekunki do szkoły, ta robi mi reprymendę, ze nie wolno mi było opuszczać Chengdu bez paszportu (nikt mi tego nie powiedział) i zabierają mnie na komisariat.

Dzień 51, 52, 53, 54

Na policji czekam w jakimś pokoju 3h,oglądając telewizję i rozmawiając z żołnierzem mówiącym troszkę po angielsku. Podobno czekam na wyjaśnienie z Chengu. Trwa to cały dzień. Policjantka, która sie mną opiekuje się przywozi mi obiad a potem sama udaje sie na sjestę. Ja tez ucinam sobie drzemkę na kanapie – nie wiem, co mam ze sobą począć, nie wolno mi wyjść. Musze siedzieć i czekać i nikt mnie o niczym nie informuje aczkolwiek policjanci sa dla mnie bardzo uprzejmi. Dopiero wieczorem dowiaduję się, ze złamałam prawo chińskie podróżując bez paszportu i ze musze zapłacić 500Y za ich prawnika i 200Y dla policji.

W rezultacie nie place nic. Wieczorem policjantka prowadzi mnie hotelu za 20Y, bez łazienki i telewizora. Siedzę jak w wiezieniu. Myje sie w jakiejś łazience w pustym pokoju obok i z okna obserwuje życie toczące sie na ulicy. To miasteczko jest takie ciekawe, jest tu jakiś klasztor, ludność przeważnie tybetańska a ja nie mogę wyjść. A policja jest tu wszędzie, na każdym rogu posterunki I wszystkie pojazdy sa kontrolowane. W końcu udaje mi sie usnąć.
Następnego ranka, oddają mi wszystkie dokumenty, brudne a dałam je w koszulce plastikowej i oświadczają, ze mogę jechać do Kangding a potem do Chengdu.

Ale okazuje się ze nie ma autobusu i musze jeszcze jeden dzień spędzić. A nie wolno mi nigdzie iść.
Wieczór spędzam jak ta pustelnica w tym samym pokoju, w tym samym hotelu i brudnej pościeli. Tym razem schodzę do hotelowej restauracji na piwo wcześniej uprzedzając recepcjonistkę. Jeden z policjantów przyjeżdża po mnie wraz z kierowca na sygnale o umówionej porze rankiem następnego dnia i wsadza osobiście do autobusu. Po drodze jest mnóstwo kontroli, już boję się na samą myśl o tłumaczeniu się, a nie dostałam żadnego pisma z posterunku w Dawu, mam jedynie telefon do tamtejszej policji. Szczęśliwie nikt nas nie kontroluje.
Podroż jest długa, 600 km i trwa aż 15 godzin. Jestem umęczona, zdenerwowana, bo w końcu nie wiem, co mnie czeka w Chengdu. Z Chengdu jadę jeszcze 2 godziny do mojego mieszkania i docieram tu kolo północy.
W piątek rano stawiam sie u mojej opiekunki, opowiadam jej jak było a ona mi mówi, ze złamałam prawo podróżując bez paszportu i ze musze opuścić Chiny. O co tu właściwie chodzi to nie wiem i pewnie prawdy nie dowiem się.
W poniedziałek rano mamy jechać do PSB odebrać paszport i wtedy zobaczę, co tam jest właściwie wbite. Może uda mi sie jeszcze jakoś wytłumaczyć, przecież nie popełniłam takiego wielkiego wykroczenia a do piątku 18 września moja wiza była jeszcze ważna.

I tak zakończyła się moja podróż do Chengdu. Mimo, że spotkało mnie wiele niemiłych niespodzianek, to miło wspominam całą podróż. Szczególnie ludzi, których spotkałam na szlaku. Raz doprowadzali mnie do białej gorączki, ale były i momenty, kiedy bez nich pomocy daleko bym nie zajechała. I jestem im za to bardzo wdzięczna. Ich bezinteresowność i gościnność robiło na mnie ogromne wrażenie.

Kończąc tę opowieść już planuję następną podróż szukając swojego miejsca na Ziemi.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u