Północne Indie zimową porą – Piotr i Jacek Wiland

Piotr i Jacek Wiland

Czas trwania podróży: 25 listopada do 10 grudnia 2002 roku ? 16 dni
Kurs rupii indyjskiej 1 USD = 45-46 Rupii

25.11.02
Wrocław – Warszawa

Podróż zaczyna się od pięciu godzin spędzonych w pociągu z Wrocławia do Warszawy. Stamtąd następnego dnia odlatujemy do Delhi z przesiadką we Frankfurcie samolotem linii Lufthansa.

26.11. 02
Warszawa – Frankfurt – Delhi

Lot do Delhi jest dla nas przedsmakiem czy namiastką Indii. A jest nim niewątpliwie film hinduski.

27.11.2002
Delhi
O godzinie 1.15 lądujemy w Delhi. To nie jest dobry czas na wędrówkę po mieście i szukanie noclegu. Dlatego przed wyjazdem zamówiłem pierwszą noc w polecanym w Lonely Palnet Hotelu Ajanta 36, Arakashnan Road, Ram Nagar, New Delhi 55 Tel. 3620221, Fax 011-3620228 ccity@nda.vsnl.net.in. Otrzymuję potwierdzenie e-mailem o rezerwacji na pokój AC deluxe podwójny bez śniadania w wysokości 18 USD + 10% podatek za noc z obietnicą, iż ich reprezentant będzie czekał na mnie z tabliczką z moim nazwiskiem i kodem potwierdzenia rezerwacji (za dodatkowe 6 USD). Na lotnisku spędzamy prawie dwie godziny – wpierw w kolejce do kontroli paszportowej, a później przy odbiorze bagażu. A mimo wszystko kierowca na nas czekał. Wśród ciemnej nocy przejeżdżamy ulicami Delhi, aby około czwartej nad ranem dobić do naszego portu – hotelu Ajanta, położonego na pograniczu Starego i Nowego Delhi.

W ciągu następnego dnia odbywam dłuższe negocjacje z właścicielami hotelu Ajanta. Po dłuższym wprowadzeniu odnośnie sposobów podróżowania po Indiach i zapoznaniu się z naszymi planami podróży proponuje nam się wynajęcie samochodu z kierowcą. Przejazd ma się odbyć marsztrutą ustaloną uprzednio przez nas. Zakłada ona trasę Delhi-Dżajpur-Park Narodowy Ranthambore-Park Narodowy Keoladeo-Fatehpur Sikri-Agra-Khajuraho-Delhi. W ciągu kilku godzin znamy cenę tej wyprawy. W ramach 480 USD mamy zapewnioną podróż samochodem według podanej trasy oraz opłacone noclegi w hotelach. Nie powinny nas za tę sumę interesować również opłaty za paliwo, noclegi kierowcy, opłaty rogatkowe za płatne drogi i na granicy poszczególnych stanów. Sami natomiast mamy pokryć opłaty za wstępy do muzeów, obiady i kolacje (śniadania mają być wliczone do ceny za nocleg) oraz napiwek dla kierowcy. Aby jednak wypróbować ten układ wyjedziemy z naszym wyznaczonym kierowcą na przejażdżkę po Delhi. Samochód jest stosunkowo nowy – hinduskiej marki Indico, produkowany przez firmę Tata i wielkości Skody Fabii. Wpierw jedziemy do świątyni Lakszmi Narayan Temple zakosztować odmiennych wrażeń estetycznych. Przeładowanie formą, wielokolorowość, wszystko to ociera o kicz.

W tym dniu zaliczamy jeszcze parę dodatkowych atrakcji Delhi jak Mauzoleum Humajuna i Bramę Indii. Wieczorem nie jest zbyt łatwo zasnąć w pokoju, gdyż przylega on do ulicy. A tam zawsze coś się dzieje. Najbardziej jednak potrafią wybudzić ze snu tzw. marsze przedślubne. Bierze w nich udział przyszły pan młody, który wraz z gromadą muzykantów, swoich gości jak i przypadkowych przechodniów ogłasza swą radość całemu otoczeniu, w tym i zasypiającym po długim locie turystom.

28.11.02
Dżajpur
Droga z Delhi do Dżajpuru jest dwupasmowa, ale daleko jej do autostrady. Gdy przechodzi przez wsie i małe miasteczka, należy zwolnić do minimum, gdyż do ruchu włącza się tysiące rikszarzy rowerowych, rowerzystów, a czasem rozmaite bydło rogate, które w tym kraju cieszy się szczególnymi przywilejami. Stąd 270 kilometrów pokonujemy w 6 godzin, co i tak jest bardzo dobrym wynikiem jak na Indie. W pobliżu Dżajpuru zwiedzamy twierdzę Jaigarh, która słynie z największej na świecie 50-tonowej armaty na kołach; ale podobno nigdy z niej nie strzelano. Na murach tej potężnej fortecy baraszkują wszędobylskie małpy langury, które spotkać można dosłownie wszędzie zarówno w parkach narodowych jak i w centrum Delhi.

W Dżajpurze dojeżdżamy do zarezerwowanego uprzednio hotelu. (Rajasthan Palace Hotel, 3, Peelwa Garden, Moti Doongri Road, e-mail rajasthanmotel@yahoo.co.in ).Trafiamy tam na odbywające się tuż obok naszego hotelu przygotowania do dwóch uroczystości weselnych. A wiec szykuje się znowu bardzo głośna noc. Podobno jesteśmy w okresie, który można zdefiniować jako sezon ślubny, gdyż konstelacje gwiezdne przedstawiają się bardzo korzystnie dla nowożeńców.

29.11.02
Dżajpur – Amber
Rano przejeżdżamy kilkanaście kilometrów do Amber, gdzie na wzgórzu stoi potężna forteca-pałac. Choć wzgórze nie jest dużym wyzwaniem dla naszych nóg, ale jakże elegancko wjechać tam na słoniu, niczym maharadża Dżajpuru. Kosztuje 400 rupii za przejażdżkę. Po drodze towarzyszy nam cały tłum miejscowych sprzedawców. Wśród ofert królują małe słoniki, których cena spada w miarę braku zainteresowania i długości przebytej drogi. Kiedy wracamy z powrotem do Dżajpuru zwiedzamy Pałac Miejski, który stanowił siedzibę władców Dżajpuru od połowy XVIII wieku. Do tej pory część apartamentów jest niedostępna dla zwiedzających i stanowi prywatną własność maharadży. Wejścia strzegą gustownie ubrani strażnicy. W Pałacu możemy odpocząć w cieniu od palącego coraz bardziej słońca jak i krajowców nagabujących nas dość często o kupno miejscowych gadżetów. W pobliżu jest parę innych atrakcji jak Hawa Mahal, czyli Pałac Wiatrów oraz Jantar Mantar, czyli obserwatorium astronomiczne.
W Dżajpurze, które zwane jest często Różowym Miastem, od koloru budynków części miasta wewnątrz murów, można również kupić sporo ciekawych wyrobów z bawełny; nas udało się namówić na kapę na łóżko jak i przeróżne szale. Wieczorem oglądamy w naszym hotelu występ teatru kukiełkowego, czyli kathputli. Dość szczególny występ, gdyż na widowni jak i na scenie są po dwie osoby. Nasi artyści: ojciec i syn rozkładają swoją scenę, gdzie górna część jest zasłonięta, a marionetki ukazują się z dołu po odsłonięciu haftowanej kurtyny, zwanej Tadż Mahal. Żartobliwemu przedstawieniu towarzyszy rytm na bębnie. Same marionetki były już nam znane, gdyż w ciągu 2 dni udało się nam kupić, a Hindusom sprzedać, w sumie osiem marionetek.

30.11.2002
Dżajpur – Ranthambore
Park narodowy Ranthambore jest znany z tygrysów, których tam jest podobno według różnych źródeł od 25-42 z około 2500 żyjących dziko w całych Indiach. Na całym świecie szacuje się, że jest ich podobno 6000. Stąd szansa spotkania tego drapieżnika na terenie lesistym nie jest aż tak wielka, abyśmy mogli być superoptymistami pod tym względem. Pociesza nas tylko to, że przed 2 laty był tu Bill Clinton i tygrysa zwącego się Bumbram widział. Ale czego się nie robi dla prezydenta Stanów…

Podróż zajmuje nam tylko 3,5 godziny. Z początku jedziemy dość szybko, choć mijamy kilka wywróconych ciężarówek – to efekty zwykle nocnych podróży. Później droga zwęża się, a w mijanych wsiach nie brakuje olbrzymich dziur i kałuż. Pozwala to na w miarę dokładne przyjrzenie się życiu codziennemu w Radżastanie.

Mieszkamy w hotelu o nazwie Ankur Resort w miejscowości Sawai Madhopur, która jest najbliższym miasteczkiem przed wjazdem do Parku. Do samego parku jest około 10 kilometrów i można tam pojechać dżipem lub dużą, odkrytą ciężarówką. Można wjeżdżać tylko o określonej porze około 6.30 i 14.00. Sama jazda nie może trwać cały dzień i trzeba powrócić z powrotem przed 11.00 i ewentualnie wyruszyć jeszcze raz w godzinach popołudniowych. W godzinach południowych zwierzęta chowają się bowiem przed słońcem, a ponadto trzeba im dać trochę wolnego od ciekawskich ludzi. Niebagatelne jest również to, że można dwukrotnie w jednym dniu wziąć opłatę za wjazd do parku. Decydujemy się pojechać ciężarówką – i kupujemy w naszym hotelu pakiet za jazdę ciężarówką, opłatę za przewodnika i sam wjazd do Parku. Łącznie 350 rupii za osobę. Ponadto dodatkowo można opłacić 200 rupii za możliwość kręcenia filmu wideo; pstrykanie zdjęć nie wymaga już dodatkowych opłat. Hindusi natomiast płacą znacznie mniej za wjazd. Sam Park jest otoczony prawie ze wszystkich stron wysokim pasmem górskim wznoszącym się na 300-400 metrów ponad nim. Kiedyś były to tereny łowieckie maharadży.

Nasz szlak biegnie wzdłuż ruin fortecy Ranthambore, a już po kilku minutach przy drodze zaczynają się pojawiać piękne cętkowane antylopy chital jak i największe antylopy Indii – sambary. Zwierzęta pasą się spokojnie, choć nasz samochód nie jest zbytnio cichy. Jeździć można tylko po wyznaczonych drogach. To pora sucha, stąd widoczność jest lepsza. Park jest zamknięty dla zwiedzających w czasie pory monsunowej i czynny jest od października do czerwca.

Wkrótce nasz przewodnik pokazuje nam na piaszczystej drodze ślady tygrysa. Często tędy spacerują, gdyż podłoże jest tu bardzo miękkie w przeciwieństwie do otaczającego buszu. Kilkakrotnie zatrzymujemy się, aby zastygnąć w ciszy, gdyż znaki na niebie (ptaki) i ziemi (zabita przez tygrysa krowa na drodze) świadczą o jego bliskiej obecności. Ale nasz król azjatyckich zwierząt w tym dniu nie raczył się pokazać. Nie znaczy to wcale, że dzień był zmarnowany. Jazda wśród suchych lasów o złocistoczerwonej poświacie, szczególnie w godzinach popołudniowych, przepiękne krajobrazy i ta nutka nadziei, że jednak Go ujrzymy.

01.12.02
Ranthambore
W Indiach w listopadzie potrafi być jednak zimno. Doświadczyliśmy tego jadąc odkrytą ciężarówką o godzinie 6.30. Jednakże w miarę jak słońce powoli wstawało ponad horyzont, a samochód stopniowo zwalniał prędkość na terenie parku, zaczynało być coraz cieplej. Ponownie nurtuje nas zagadka czy dziś zobaczymy naszego pasiastego drapieżcę. Kierowcy nie porozumiewają się pomiędzy sobą krótkofalówkami i jesteśmy zdani prawie tylko na siebie lub informacje nabyte w trakcie sporadycznych spotkań z innymi wozami.

Choć stoimy dość długo w absolutnej ciszy nic dramatycznego się nie dzieje. Kiedy jednak odjedziemy stąd na kilka minut i wrócimy, okazuje się, że turyści w innym samochodzie dosłownie przed chwilą widzieli wolno spacerującego drapieżcę. Trudno, szczęście nam nie sprzyjało i przed 11 musimy opuścić teren parku. Cała nadzieja, że popołudniowa jazda przyniesie jakąś odmianę.

Ponownie w drodze. Spotykamy już stałych bywalców, którzy po raz piąty i szósty wjeżdżają do parku, aby ujrzeć tygrysa. I raczej są zdeterminowani nie wyjechać z Ranthambore, dopóki im się jeden z tych czterdziestu ocalałych drapieżników nie ukaże. My nie mamy takich postanowień i niezależnie od wyniku naszego polowania jutro ruszymy dalej. Trafiamy ponownie na ślady tygrysa na ścieżce, aż w końcu nasz przewodnik daje nam znak. Jest, jest!!! Ale jest bardzo, bardzo daleko, na linii drzew około 300 metrów od nas i widziany dosłownie tylko przez chwilę, gdyż ponownie gdzieś się skrył lub zwyczajnie położył. Ale park nie samym tygrysem żyje. Wszędzie mnóstwo jeleni, ptaków, a nawet czasem zdarzy się i krokodyl. Odjeżdżamy z parku o zachodzie słońca i w ramach pocieszenia kupujemy pamiątkowe koszulki obowiązkowo z tygrysem.

02.12.02
Ranthambore – Bharatpur – Keoladeo Park
Na mapie odległość wygląda niepozornie. Ale droga zajmie nam przeszło 6 godzin. Z okolicy Ranthambore biegnie do Bharatpur linia kolejowa, którą można chyba byłoby dostać się nieco szybciej. Radżastan prezentuje się jako kraina wielbłąda, który jest tutaj zwierzęciem pociągowym. Ponadto panuje susza i jedyne źródło życia – studnie – są wiecznie oblegane przez kolorowo ubrane kobiety. Niedaleko Bharatpur wjeżdżamy już w krainę bardziej wilgotną, gdzie z kolei wozy ciągnięte są przez bawoły. Zamieszkujemy w hotelu o nazwie Laxmi Villas Palace, będącego dawną rezydencją myśliwską radżów polujących na terenie obecnego Parku Narodowego Keoladeo. Sam park jest jednym z najważniejszych na świecie rezerwatów ptaków wędrownych z całej Syberii i innych części Azji.

Najlepszą porą do oglądania jest podobno okres między październikiem a lutym, kiedy zlatują się tu ptaki wędrowne. W samym parku samochodem jeździć nie można, można natomiast pożyczyć rowery, co też i czynimy. Przed samym wejściem ostrzegają nas znaki przed buszującą tu jedną, jedyną tygrysicą, która schroniła się w odległej części parku i jak dotąd nie miała możliwości stania się ludojadem. Niestety aktualnie panująca susza spowodowała, iż zamiast rozlewisk wodnych są jedynie bajorka, co sprawiło, że więcej jest tu krów pasących niż samych ptaków, które poszukały innych siedzib. Naszemu przewodnikowi udało się jednak wypatrzyć kilka ciekawych ptaszków, w tym też i parę żurawi syberyjskich jak i kilka sówek. O zmroku mignęła nam również i hiena, których jest tutaj zaledwie siedem sztuk.

03.12.02
Bharatpur- Fatehpur Sikri- Orcha
Niedaleko Bharatpuru – w połowie drogi do Agry – znajduje się Fatehpur Sikri, wymarłe miasto, które za panowania cesarza Akbara przez 14 lat pełniło funkcję stolicy imperium mongolskiego. Aby jednak wejść do środka trzeba przecisnąć się i strząsnąć z siebie całe chmary licencjonowanych przewodników czy tzw. strażników miasta. Kiedy jednak wyjdziemy z tej batalii można odpocząć i chłonąć urok tego miejsca, które zdumiewa rozmachem jak i ładem oraz symetrią budowli. Na dziedzińcu meczetu jedno wielkie targowisko, co powoduje, iż chodząc w skarpetkach, trzeba bardzo uważać na wszelkie brudy i śmieci. Śliczny jest grób Szejcha Salima Cziśtego, które szczególnie często odwiedzają bezdzietne kobiety modlące się o potomstwo jak i czasem tacy turyści jak my.

W planie mamy dojechać jak najdalej w kierunku Khajuraho, ale tylko do zmierzchu. Droga ma różne oblicza. Czasem na drodze dwupasmowej, tym samym pasem w przeciwną stronę mknie traktor czy samochód. W miasteczkach trzeba się przedzierać między rowerami, rikszami i pieszymi. I tylko klakson, klakson, klakson… W Indiach nie istnieje pojęcie trójkąta ostrzegawczego czy świateł awaryjnych. Kierowcy ciężarówki, które lubią się psuć, ustawiają za samochodem kupkę mniejszych i większych kamieni i każdy, kto je widzi omija to z daleka. Problemem może być jednak noc, gdyż kamienie nie mają żadnych świateł odblaskowych czy pulsujących. Podobnie wygląda przy robotach drogowych, wtedy są ustawiane tylko nieco większe kamienie. W tym dniu dojeżdżamy do miejscowości Orcha, niedaleko Jhansi i zaledwie 170 kilometrów od Khajuraho. Zamieszkujemy w The Orcha Resort (tel. 91-517-452759), ale nie w samym hotelu, tylko obok w namiocie. Ale jest w nim dosłownie wszystko – umywalka, ubikacja, ciepła woda, telewizor. Trzeba się tylko ciepło przykryć, gdyż o tej porze bywa w nocy nieco chłodniej. Cena do zaakceptowania 1200 rupii.

04.12.02
Orcha – Khajuraho
Budzimy się w otoczeniu naprawdę niezwykłym. Za rzędem namiotów rozciągają się ogromne budowle, będące grobowcami (ćhatri) dawnych władców tego miasta. Opodal przepływa rzeka Betwa, przy której rano Hindusi dokonują codziennych ablucji. A nam pora ruszać dalej i po 4 godzinach jesteśmy w Khajuraho. Rozlokowujemy się w hotelu Greenwood należacym do sieci Best Western i jedziemy do słynnych świątyń
Wszystkie świątynie przypominają jedną wielką rzeźbę. Z 85 świątyń zostało do dziś 22, a kilka z nich są w ruinie. Traktowane są jako jedne z najpiękniejszych świątyń na terenie Indii – i nie jest to rzeczą dziwną, że często lądują tam wyczarterowane samoloty na najbardziej atrakcyjnej trasie Pólnocnych Indii i Nepalu, czyli Delhi – Agra – Kathmandu i oczywiście Khajuraho. Obecnie, kiedy wjeżdżaliśmy, wyglądało to jak typowe hinduskie miasteczko – zaniedbane domy, małe hoteliki, nieco brudu, bałaganu, trochę sklepików i ogrodzony teren. Za płotem zaś wśród wystrzyżonych trawników rozrzucone były pozostałe do dziś świątynie.
W Khajuraho mamy sposobność przyjrzeć się występom tanecznym, w których dominują żywe tańce charakteryzujące kulturę Północnych Indii

05.12.02
Khajuraho – Agra
Choć do Agry jest prawie 400 kilometrów, to w ciągu 8 godzin udało się nam dotrzeć do celu (śpieszyliśmy się, bo następnego dnia był piątek, a wtedy Taj Mahal jest zamknięty). Aby dojechać do Taj Mahal trzeba zostawić samochód na parkingu na 1,5 kilometra od mauzoleum i wybrać jakiś środek lokomocji. Przed nami utworzył się wianuszek rikszarzy oferujących przejazd za 50 rupii, my jednak za radą naszego kierowcy wybraliśmy busik za 5 rupii. Przed kasą biletową podwójna kontrola, w tym wykrywacz metali. Bilet najdroższy ze wszystkich kosztował 750 rupii, ale Jacek jako człowiek < 15 roku życia wchodzi za darmo. W porównaniu do cen z przewodnika bilet ten uległ pewnej obniżce. Dodatkowa opłata za wideo wynosi 20 rupii, ale co z tego, kiedy nie można filmować z odległości bliższej niż 300 metrów i później trzeba zostawić ją w przechowalni.

06.12.02
Agra – Delhi
Śpimy w hotelu trójgwiazdkowym Deedra-E-Taj (e-mail deth@sancharnet.in, adres Fatehabad Road, Agra – 282 002, Indie) – pokój kosztuje 1575 rupii, ale jest przestronny i warty tej ceny. Mgła panująca o tej porze roku nie pozwala ujrzeć ponownie Taj Mahal, lepiej zaś widoczne są niedalekie śmietniska, a w nich grzebiące w odpadkach krowy jak i świnie. Oba gatunki pod wyraźną ochroną. Krowy dla Hindusów, świnie zaś jako nieczyste dla muzułmanów. Zwiedzamy Czerwony Fort. W Agrze odwiedzamy jeszcze Itimad-ud-Daulah, budowlę zwaną „Małym Tadżem” i ruszamy już z powrotem do Delhi. Jedziemy dwupasmową szosą. Udaje nam się jeszcze przed zmrokiem dojechać na południowe przedmieścia Delhi do kompleksu Qutb Minar pochodzącego z początków panowania muzułmańskiego w Indiach.
Tam też stoi słynna żelazna kolumna sprzed 1600 lat. Jeśli się wypowie życzenie, obejmując ją rękami i stojąc do niej plecami, powinno się ono spełnić. Cóż z tego skoro kolumna jest ogrodzona płotem. Sam Kutab Minar to wspaniale ozdobiona wieża wysoka na 73 metrów wysokości. Tam z kolei w ostatnich czasach zdarzały się efektowne samobójstwa, czemu ma zapobiegać tabliczka „Wejście na wieżę zamknięte z powodu remontu”. I tak wieczorem trafiamy do naszego Hotelu Ajanta. W sumie realizacja naszego kontraktu wypadła całkiem przyzwoicie; jednak z powodu zmiany planów i ominięcia dwóch zaplanowanych noclegów, musieliśmy za noclegi w Agrze i Orcha sami zapłacić. Wprawdzie z początku była mowa, że możemy śmiało zmieniać plany podróży, ale okazało się, że na własny rachunek. Zostało nam jeszcze 3 dni i zamierzamy jeszcze raz skorzystać z szansy ujrzenia tygrysa. Jako cel wybieramy Park Narodowy Corbetta położony u podnóża Himalajów, około 7-8 godzin jazdy od Delhi (300 kilometrów). W ciągu 2 godzin wieczornych dobijamy szczegółów: za 3-dniową jazdę samochodem z kierowcą zapłacimy 125 USD, a dalsze 125 USD za nocleg z posiłkami w dość eleganckim ośrodku o nazwie Soluna Resort w pobliżu Parku.

07.12.02
Delhi- Park Narodowy Corbetta
Nasz nowy kierowca jest Sikhem i mówi nieco lepiej po angielsku niż poprzedni. Wpierw szosą dwupasmową (nr 24) do Morarabad, a następnie drogą z potwornymi dziurami dojeżdżamy w ciągu 6 godzin do Ramnagar. To miejscowość leżąca u wrót parku i tam próbujemy dowiedzieć się wszystkiego o warunkach wjazdu do parku. Do centrum parku – Dhikala, gdzie prowadzi jedno z wejść można dotrzeć tylko wtedy, kiedy się wykupi tam nocleg lub też odbędzie się przejazd odkrytym autobusem za 1200 rupii. Ale my już mamy wykupiony nocleg gdzie indziej i ta wersja nie wchodzi w rachubę. W końcu decydujemy się wjechać do niewielkiego fragmentu rezerwatu przez bramę parku zwaną Bijrani. Ale niestety grasuje tam tylko 7-8 tygrysów z całej populacji liczącej około 128 w całym Parku Corbetta. Korzystamy z dżipa, i cała ta wycieczka z przewodnikiem, wejściem dla 2 osób oraz wynajęciem dżipu kosztuje nas 1200 rupii. Nie wykupujemy jedynie pozwolenia na kręcenie wideo, gdyż według przewodnika Lonely Planet kosztuje to 5000 rupii. Krajobraz jest całkiem odmienny niż w Ranthambore, jest znacznie bardziej zielono, drzewa nie utraciły swoich liści, zaś gdzieniegdzie rośnie bardzo wysoka „trawa słoniowa”. Nieco dalej spotkać tu można czasem całe stada dzikich słoni. Dojeżdżamy do polany, gdzie można również wynająć pokój dwuosobowy za 1200 rupii. Choć warunki nie są może komfortowe, ale za to można odczuć niedaleką dżunglę, która naprawdę ożywa dopiero w nocy.
Nagle alarm. Parę minut temu, dosłownie 400 metrów stąd widziano tygrysa. Jedziemy szybko, ale po tygrysie śladu już nie ma; nie zaczekał na nas, gdzieś odszedł w bok. Oczekujemy już w nieco większej grupie. Oprócz naszego dżipa w napięciu trwają: drugi dżip i dwa słonie z pasażerami. Nagle niesamowity ryk tygrysa, z góry przebiega błyskawicznie kilka jeleni, ale samego drapieżnika nie widać. Wracamy więc z kwitkiem na polanę, kiedy nagle na drodze w odległości 30 metrów widzimy pasiastego drapieżnika, który czai się do skoku na pasącego się w pobliżu jelenia. Powoli pojawiają się kolejni widzowie: następny dżip i 2 słonie. Trwa to dobre kilka minut, kiedy pstrykamy z aparatów, aż w końcu, kiedy słoń zaczyna podchodzić coraz bliżej do polującego tygrysa; ten majestatycznie rezygnuje z polowania. Przechodzi na drugą stronę drogi, aż w końcu zniknie w niedalekim gąszczu. Przy wyjeździe z parku opisujemy kredą całe zdarzenie na tablicy. Okazuje się, ze filmowanie wideo dla amatorów kosztuje tylko 100 rupii, co niewątpliwie nieco psuje nasz doskonały nastrój. Jeszcze całą godzinę zajmie nam dobrnięcie do naszego ośrodka, gdzie spędzamy czas przy ognisku umawiając w następnym dniu wieczorem nocne safari.

08.12.02
Park Narodowy Corbetta
Z powrotem pojawiamy się koło bramy Bijani, gdzie czeka na nas już wczorajszy kierowca. Tym razem wjeżdżamy tam na prawie cały dzień. Nasza wyprawa dżipem dojeżdża znacznie dalej. Kiedy słońce wznosi się coraz wyżej, zwierzęta też znikają z zasięgu wzroku. Popołudniu przesiadamy się na słonia. To całkiem inne doświadczenie. Słoń wybiera całkiem inną marsztrutę, idzie wzdłuż strumienia, następnie poprzez wysoką trawę dochodzi do linii lasu, gdzie kluczy między zaroślami. Ale tygrysa w tym dniu już nie widzieliśmy. Późnym wieczorem udajemy się z właścicielem naszego hotelu na nocne safari. Podobno jest szansa zobaczyć lamparta, który jest nocnym drapieżnikiem. Obok kierowcy siedzący pomocnik omiata silną lampą okoliczne lasy. Ale kręcimy się 2 i pół godziny, a nic ciekawego nie udaje się nam zobaczyć. A jest coraz zimniej. Na sam koniec samochód gaśnie na samym środku drogi, a wychodzić z niego niebezpiecznie, gdyż lampart może zaatakować, dopiero gdy człowiek wysiądzie z samochodu. W końcu samochód ruszył i tak o 1.30 nad ranem zakończyła się nasza nocna przygoda

O9.12.02
Park Narodowy Corbetta- Delhi
Do Delhi dojeżdżamy dopiero po 7 godzinach. Jeszcze tylko czeka nas mała przejażdżka na Chandi Chowk motorową rikszą za 70 rupii, robimy ostatnie zakupy na Connaugt Place i późnym wieczorem odjeżdżamy na lotnisko, aby następnego dnia wrócić wreszcie do domu.

Ceny:
Taksówka lotnisko- Hotel Ajanta 300 Rp
Wejście do Mauzoleum Humajuna 250 Rp
Przejazd taksówką po centrum Delhi – zwiedzanie ½ dnia 300 Rp
Nocleg 2 osób w pokoju 2-osobowym w Hotelu Ajanta 950 Rp
Przejazd 2000 km + opłata za kierowcę na 8 dni + opłaty rogatkowe i parkingowe oraz opłata za 8 noclegów – 480 USD
Jazda na słoniu – do Pałacu w Amber – 2 osoby 400 Rp
Wejście do pałacu w Amber 300 Rp
Przejazd rikszą (Dżajpur) 30-40 Rp
Wejście do Pałacu Maharadży w Dżajpurze 150 Rp, 80 Rp- dzieci
Kręcenie filmu video w Pałacu Maharadży w Dżajpurze 150 Rp
Aparat fotograficzny w Pałacu w Dżajpurze 50 Rp
Mac Donald
Frytki duże 36 Rp
Kolacja dwóch osób 200-340 Rp
Coca Cola 1,5 litra 43 Rp
Restauracja dla 2 osób obiad 250-300-400 Rp
Omlet 35 Rp
Jajecznica 30 Rp
Zupa 25-40 Rp
Chicken curry 75 Rp
Jednorazowa cena wjazdu do Parku Ranthambore 350 RP
(razem z opłatą za przewodnika i przejazd dużą ciężarówką)
Osobno opłata każdorazowa za kręcenie filmu video 200 Rp
Wejscie do Parku Keoladeo (razem z fotografowaniem) 200 Rp
Kręcenie filmu video w Keoladeo 200 Rp
Wejście do Fatehpur Sikri 250 Rp – do 15 lat bezpłatnie,
Wideofilmowanie w Fatehpur Sikri 25 RP
Khajuraho wejście 250 Rp – do 15 lat bezpłatnie,
Wejście do Taj Mahal 750 Rp
(do 15 roku życia bezpłatnie)
Wideofilmowanie w Taj Mahal – z oddali 25 Rp
Wejście do Iti-um-Daul 100 Rp + 2 USD (tax)
Wejście do Kutb Minar (Delhi) 250 Rp
Wideofilmowanie w Kutb Minar 25 Rp
Wjazd do Parku Corbetta
Jeep na 2,5 h – wypożyczenie 500 Rp
Wjazd dla 1 osoby 200 Rp
Opłacenie przewodnika (na krótko) 100 Rp
Wjazd samego jeepu 150 Rp
Wejście kierowcy 50 Rp
Wideofilmowanie 100 Rp
Aparat fotograficzny bezpłatnie
Kilka użytecznych adresy internetowych:
www.royalfamilyjaipur.com
www.india-travel.com
www.indianjungles.com
www.delhihotels.net
www.india-accomodation.com


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u