Na Małych Wyspach Sundajskich – Jarek Rudnik, Helle-Mai Pedastsaar

Jarek Rudnik, Helle-Mai Pedastsaar

Wyspy Sundajskie to archipelag wysp indonezyjskich ciągnących się od Bali aż po Timor. Podczas dwumiesięcznej podróży po Indonezji (ja i moja dziewczyna) zdecydowaliśmy się odwiedzić dwie spośród nich: Sumbe i Flores. Te dwie wyspy prezentują bardzo różnorodną mieszankę kultur i religii, są także wspaniałym miejscem na podziwianie krajobrazów. Na dokładne zwiedzenie obydwóch wysp należy przeznaczyć około trzech tygodni.
Podczas podróży po Małych Wyspach Sundajskich bardzo przydatny jest przewodnik wydawnictwa Lonely Planet „Indonesia’s Eastern Islands”. Także przewodnik „Indonesia” tego samego wydawnictwa jest zasobny w informacje o Małych Wyspach Sundajskich. Należy pamiętać, że Małe Wyspy Sundajskie nazywane są w języku angielskim Eastern Islands inna nazwa to Nusa Tenggara, która to zapożyczona jest z języka indonezyjskiego.

Kilka podstawowych informacji

Wizy

Polscy obywatele nadal potrzebują wizy na podróż do Indonezji. Obecnie otrzymanie ich nie stwarza żadnych problemów. Po oddaniu wniosków czeka się trzy dni. Turystyczna wiza na miesiąc czasu kosztuje 30 USD a na dwa miesiące 40 USD. Są to wizy jednokrotnego przekroczenia granicy.

Dojazd

Najbliższe lotnisko obsługujące bezpośrednie połączenia lotnicze z Europy znajduje się na Bali. Z Bali na wyspy oprócz połączeń lotniczych można dostać się tylko drogą morską. Istnieje możliwość przejazdu z Bali poprzez Lombok, Sumbawę na Flores przemieszczając się autobusami i promami. Z Flores na Sumbę można dostać się także promem. Inna możliwość (jaką my wybraliśmy) to bezpośrednie połączenie morskie z Bali na Sumbę statkiem Pelni.

Jedzenie

Na opisywanych wyspach jedzenie nie jest już takie bogate w składniki jak to na Jawie, czy Bali. Jednak zawsze można znaleźć coś taniego i dobrego. Cena typowego dania ryżu z mięsem (przeważnie z kurczaka) wynosi od 3000 do 6000rp. Pamiętajcie, że często te lepiej wyglądające restauracje wcale nie serwują lepszego jedzenia niż małe uliczne restauracyjki, a są one tylko droższe.

Noclegi

Wymienione poniżej miejsca to te w których nocowaliśmy – przeważnie staraliśmy wybrać się coś w miarę taniego i ładnego. W przewodnikach jest o wiele więcej adresów hotelu i na pewno wszędzie będzie spory wybór. Pokoje dwuosobowe (często ma się do wyboru dwa łóżka lub jedno „małżeńskie”) kosztują od 20000rp. Ich standard jest przeważnie OK, chociaż jak zawsze zdarzają się wyjątki. Właściwie wszystkie łazienki w hotelach w jakich spaliśmy posiadały mandi. Jest to taka balia w której znajduje się woda do obmywania. Toaleta to prawie zawsze tak zwany „narciarz”, dziura w podłodze z podwyższeniem na postawienie nóg.

Wymiana pieniędzy

Jeżeli swoją podróż po Małych Wyspach Sundajskich rozpoczniecie od Bali to pamiętajcie wymienić tam wystarczającą ilość pieniędzy. Na Sumbie i Flores wymiana pieniędzy lub czeków (właściwie tylko w dolarach amerykańskich) jest bardzo kłopotliwa. Możliwa jest, z nielicznymi wyjątkami, tylko w bankach. Trzeba czekać bardzo długo, podpisywać wiele papierów i co najważniejsze, kurs wymiany jest o ponad 15% niższy niż w kantorach na Bali. Podczas zwiedzania wysp na noclegi, transport, jedzenie i wszelkiego rodzaju opłaty za wstępy średnio wydawaliśmy około 60000rp (rupii), co wtedy odpowiadało około 7 dolarom amerykańskim.

Nasza trasa

Wschodnia Sumba

Naszą podróż w kierunku wysp rozpoczęliśmy z Bali, gdzie z portu Benoa co dwa tygodnie (w tym roku w poniedziałek) o godzinie 16 wypływa statek narodowych linii Pelni KM Awu. Cena biletu w klasie „ekonomi” wynosi 111000rp. Statek po 26 godzinach powinien dopłynąć do portu Waingapu na Sumbie. Podobno (wiemy to od innych turystów) raz w tygodniu z portu w Benoa wypływa szybka łódź w kierunku Sumby. Podróż trwa jeden dzień i kosztuje 250000rp. Kiedy KM Awu zjawił się w porcie stolicy Sumby było już ciemno. Jednym z większych problemów jakie mieliśmy zaraz po dotarciu do portu w Waingapu było dostanie się do miasta. Przed bramą portową grasuje „mafia” kierowców bemo i nie ma siły by dojechać do wybranego hotel tanio. Przygotujcie się do płacenia jakieś 5000rp od osoby, jeżeli będziecie dobrze się targować. Miłym miejscem na nocleg jest Hotel Kaliuda, gdzie za noc w dwójce (bez mandi) zapłaciliśmy 27500rp. W cenę wliczone było skromne śniadanie: tosty z bananami i kawa bądź herbata.
Sama stolica Sumby nie jest, żadną specjalną atrakcją wyspy. Miejsca na wyspie, które przyjeżdżają odwiedzać, jeszcze nieliczni turyści, to tradycyjne wsie wyznawców religii marapu. Jedne z ciekawszych wsi znajdujących się na wschód od Waingapu, to te w okolicy Melolo. Autobusy do tej miejscowości odjeżdżają z dworca przy bazarze miejskim (cena biletu 4000rp). Obecnie w Melolo jedyny istniejący hotelik został zamknięty, ale o nocleg można zapytać pana Sony’ego mieszkającego naprzeciwko hoteliku. Spaliśmy u niego płacąc 20000rp. Z Melolo można wybrać się na wycieczkę do wsi Umabara i Pau, gdzie znajdują się tradycyjne domy. Bardzo ciekawym miejscem jest też wieś Rende. Bemo z Melolo do niej kosztuje 2000rp. Odwiedzając wsie należy być taktownym i zawsze na początku zapytać czy można wejść do wsi. Indonezyjski zwrot to: boleh lihat, co znaczy czy mogę popatrzeć. We wsiach tych należy wpisać się do specjalnej księgi i uiścić opłatę 2000pr od osoby.

Plaża w Tarimbang

Z Waingapu wiedzie bardzo ciekawa, a zarazem uciążliwa i męcząca droga, na jedną z najpiękniejszych plaż, jakie widzieliśmy podczas podróży po wyspach – we wsi Tarimbang. Jak się po fakcie przekonaliśmy, najlepszym rozwiązaniem dotarcia do Tarimbang jest wynajęcie jeepa lub minibusa. Cena nie należy do najniższych, można utargować do 150000rp za charter. Postanowiliśmy dotrzeć tam jadąc publiczną komunikacją. Najpierw autobus (z dworca znajdującego się na zachód od Waingapu – bemo jeździ tam za 1000rp od osoby) do Praipaha. Za autobus zapłaciliśmy po 4000rp. Z Praipaha po kilku godzinach czekania załapaliśmy się na ciężarówkę w kierunku Tarimbang. Nią dojechaliśmy za 2500rp od osoby do skrzyżowania dróg (jedna z nich po 10 kilometrach docierała do plaży w Tarimbang) w Pabahawihi. Od tego miejsca nie ma już praktycznie żadnego transportu, więc zdecydowani byliśmy na 10 kilometrowy marsz. Na szczęście pojawił się jeep z grupką turystów. Za 10000rp od osoby zostaliśmy podwiezieni na miejsce. Od pracowników hoteliku w którym spaliśmy dowiedzieliśmy się że do Tarimbang z Waingapu można dotrzeć czasami śodkiem transportu publicznego, jednak nadal nie wiemy czy to prawda.
Plaża w Tarimbang jest wspaniała. Olbrzymia zatoka z pięknym białym piaskiem. Należy jednak uważać podczas kąpieli; fale morskie i prądy wodne są czasami bardzo silne i łatwo mogą porwać w otchłań morską.
W Tarimbang są dwa miejsca noclegowe, obydwa o podobnym standardzie i cenach. Pierwsze z nich to Bogenvil, gdzie nocleg jest w bungalowach, a drugie miejsce nie ma jeszcze nazwy i jest to tradycyjna chata. W obydwóch hotelikach śpi się na materacach. Ceny są takie same – 40000rp za noc i wyżywienie plus 10000rp opłaty klimatycznej od osoby. Wybraliśmy hotelik bez nazwy ponieważ był ładniejszy. Wyżywienie wliczone w cenę to trzy posiłki dziennie: na śniadanie smażone banany, obiad i kolacja to ryż z mięsem z szyjki kury i jakieś zielone liście warzyw. Do posiłków przynoszona jest kawa bądź herbata. Jedzenie podawane przez właścicieli hoteliku to jedyne co można zdobyć w Tarimbang, gdyż nie ma tutaj żadnego bazaru, o restauracji nie wspominając. Ale nie ma co narzekać, wypad na wspaniałą plaże zadowoli każdą marudę. Spędziliśmy tutaj na leniuchowaniu trzy dni i ograniczeni czasem oraz chętni poznawania innych miejsc na Sumbie ruszyliśmy w kierunku zachodniej części wyspy.

Tradycyjne wsie w okolicy Waikabubak

Próbując wydostać się z Tarimbang macie do wyboru zabrać się kursującą nieregularnie ciężarówką, albo próbować wynająć jeepa. Mam udało się to drugie. Za podwiezienie do Praipaha zapłaciliśmy po 30000rp. Następnie udało się nam zabrać na stopa (nawet za darmo) do Lewa. Skąd ciężarówką za 7500rp od osoby dojechaliśmy do Waikabubak. Nocleg w tym mieście można znaleźć między innymi w Tarung Wisata Hotel. Chociaż znajduje się on blisko bazaru (nad ranem jest bardzo głośno), to pokoje są w porządku i płaci się po 25000rp za dwójkę z mandi. Na śniadanie (wliczone w cenę) dostaniecie „donaty”.
Waikabubak to jedne z najlepszych miejsc na Sumbie by wybrać się do tradycyjnych wsi mieszkańców wyspy. Właściwie kilka wsi znajduje się już na obrzeżach miasta i można odwiedzić je w ciągu jednego dnia. Proponujemy wybrać się na prawo wychodząc z hotelu Tarung Wisata i po chwili skręcić na trakt wiodący w górę wzgórza znajdujący się po prawej stronie drogi. Jest to droga to wsi Tarung. Bez problemu można ją odwiedzić. Mieszkańcy wsi przyzwyczaili się już do turystów, kilku z nich mówi trochę po angielsku i z pewnością będą chcieli z wami trochę pogawędzić. Przechodząc przez Tarung dojdziecie do następnej wsi Waitabar. Stąd można zejść do drogi wiodącej do miasta. Po drugiej stronie miasta znajduje się wieś Tambelar, także warta odwiedzin. Pamiętajcie, że wsie w okolicy Waikabubak możecie bez problemu odwiedzić na własną rękę, nie będzie potrzebny wam żaden przewodnik, którzy zgłaszają swoje oferty w hotelikach. By zobaczyć Waikabubak i okoliczne wsie wystarczy jeden cały dzień, ale jeśli chcecie zwiedzić więcej w zachodniej części Sumby pamiętajcie, że tutaj jest bardzo ciężko z transportem i dostanie się do małych ale atrakcyjnych turystycznie tradycyjnych wsi, to bez wynajęcia samochodu bądź motocyklu, wyprawa jak na koniec świata.

W kierunku Flores

Z Waikabubak można dostać się do Waingapu autobusem klasy delux. W rozumieniu mieszkańców Sumby to nic lepszego jak gorszy autobus jeżdżący po naszych drogach. Cena przejazdu wynosi 10000rp. Warto zarezerwować miejsca w hotelu bądź na dworcu na dzień przed wyjazdem, wtedy będziecie mieli lepszy wybór miejsc i autobus przyjedzie po was do hotelu. Z dworca autobusowego w Waingapu za 1000rp można dojechać bemo do centrum. W biurze znajdującym się na rogu ulic Sudirman i Wanggameti (w portowej części miasta) można kupić bilety na prom do Ende na wyspie Flores. Dni kursowania promu często zmieniają się; ostatnio z Waingapu prom wypływał w środy o godzinie 19. Cena na trasę do Ende wynosi 23000rp w klasie ekonomiczniej.
Do portu w Ende prom przypływa następnego dnia około siódmej rano. By dostać się w miarę szybko do Moni, wioski u podnóża wulkanu Kelimutu, należy wziąć bemo (ponownie będziecie musieli stoczyć walkę o cenę przejazdu – my płaciliśmy po 5000rp) do dworca autobusowego Wolowana. Stąd odjeżdżają autobusy i minibusy do Moni. Cena przejazdu to 5000rp.

Trzy jeziora wulkanu Kelimutu

W Moni zatrzymaliśmy się w hotelu Aisata Kelimutu. Za nocleg zapłaciliśmy 25000rp w pokoju z prysznicem. W cenę wliczone było śniadanie (naleśniki z bananami plus kawa bądź herbata), które spożywa się w pobliskiej, bardzo miłej kafejce Bitang Caffee. Nasze miejsce noclegu było OK, chociaż wiemy, że w tej samej cenie można było znaleźć ładniejsze.
Wyprawa na wulkan Kelimutu rozpoczyna się około czwartej nad ranem. Rezerwacje można zrobić w hotelu w którym będziecie spać. Cena za przejazd w górę wynosi 15000rp i jedzie się na pace ciężarówki. Pamiętajcie ubrać się ciepło, na górze będzie bardzo zimno. Po drodze na wulkan będziecie musieli zapłacić za wejście na teren parku (1000rp). Jeszcze przed świtem kierowcy zaprowadzą was na krawędź wulkanu skąd będzie można podziwiać wschód słońca, jeżeli będzie bezchmurne niebo. Ponieważ czekanie będzie trwało jakieś 45 minut będziecie mogli kupić od kierowców kawę lub herbatę (za 3000rp). Na kraterze wulkanu jest wiele miejsc widokowych i warto udać się do wszystkich. Ciężarówka zjeżdża na dół około siódmej (zjazd kosztuje 10000rp). Ale warto chyba zejść do Moni o własnych nogach. Po paru kilometrach marszu drogą w miejscu, gdzie znajduje się szlaban strzegący wjazdu do parku (to miejsce w którym pobierano od was opłatę podczas wjazdu) jest skrót do Moni. Zejście ze szczytu do wsi zajmie jakieś 2 do 3 godzin. Jeżeli chcecie zobaczyć piękne widoki okolic Moni warto, wracając z wulkanu Kelimutu, skręcić w prawo w Nuadepi – wsi położonej zaraz przed wodospadem. Droga na którą wejdziecie prowadzi wzdłuż stoku do wsi Woloara. Wędrówka tą trasą zajmie jakąś godzinę by dotrzeć do Moni.

Podróż przez centralną część wyspy Flores

Z Moni minibusem (przejazd po 5000rp) udaliśmy się z powrotem do Ende. Na nocleg zatrzymaliśmy się w Hotel Ikhlas, gdzie za pokój dwuosobowym z mandi zapłaciliśmy 20000rp. Hotel jest bardzo dobrym miejscem na zdobycie wielu informacji turystycznych. Można też tutaj w hotelowej restauracji zjeść tanio i smacznie. W Ende właściwie nie ma nic ciekawego, ale jeżeli będziecie mieli chwilę czasu warto wybrać się na czarną plażę powstałą z piasku wulkanicznego. Do dworca autobusowego Ndao, skąd odjeżdżają autobusy do Bajawy, można dostać się bemo za 1000rp. Autobus do Bajawa kosztuje 15000rp, jeden z nich odjeżdża o 7.30 i po ponad pięciu godzinach jazdy po serpentynowej drodze przez góry dociera na miejsce, do dworca autobusowego Watujaji. Z dworca do centrum miasta można dostać się bemo (cena 1000rp). Nocleg proponujemy w miłym Homestay Sunflower. Za pokój dwuosobowy z mandi przyjdzie zapłacić 20000rp. Miejsce to posiada taras z którego roztacza się wspaniały widok na wulkan Igerie i górę Wolobodo. Zanim zdążycie rozpakować się u drzwi pojawi się zapewne miejscowy przewodnik z ofertą zabrania was na wycieczkę do okolicznych wiosek. Ceny zaczynają się od 70000rp od osoby za zwiedzanie prywatnym samochodem trzech wiosek.
My ponownie wybraliśmy zwiedzanie na własną rękę. Wśród wielu tradycyjnych wiosek położonych na południe wybraliśmy wieś Bela. Jest to typowa wieś plemienna ludów Ngada, gdzie można znaleźć przykłady symboli dzielących wieś na część męską i żeńską. Do Bela można dostać się z dworca Watujaji. Należy wybrać drogę prowadzącą przez dużą drewnianą bramę nad drogą biegnącą po prawej stronie od dworca. Jeżeli nie uda się wam złapać jakiegoś transportu (my dojechaliśmy ciężarówką płacąc po 1000rp) możecie dość pieszo, co zajmie około dwóch godzin. Odwiedzając wieś należy wpisać się do specjalnej księgi (tak naprawdę szesnastokartkowego zeszytu) i zapłacić 2500rp.
Inną wycieczkę którą proponujemy to dojazd do wsi Menge położonej na północ od Bajawy i wejście na niewielki wulkan Wawomuda; jego ostatni wybuch nastąpił w styczniu 2001 roku. Do Menge musieliśmy wynająć bemo, za które zapłaciliśmy 15000rp; spowrotem udało się nam złapać ciężarówkę jadącą do Bajawy, za którą zapłaciliśmy po 1000rp. Po dotarciu do Menge będziecie pewnie musieli zapytać o drogę w kierunku wulkanu. Nie wyróżnia się on wśród krajobrazu, dlatego ciężko rozpoznać na którą górę należy zacząć się wspinać. Przez całą drogę towarzyszyli nam chłopcy ze wsi, nawet i dobrze bo łatwiej było ją odnaleźć. Za towarzystwo oczywiście poprosili o drobny pieniężny podarunek na „cukierki”. Samo wejście na Wawomudę nie jest trudne i zajmuje nie więcej niż dwie godziny. Podczas ostatniego wybuchu wulkan zapadł się do środka i na dnie krateru utworzyło się pięć małych jeziorek o czerwonym kolorze wody. Większość roślinności porastającej wulkan to spalone pnie drzew, które tworzą niesamowity nastrój przypominający o śmiercionośnej sile wulkanu.
Kolejnym miejscem na naszej trasie przez Flores było miasto Ruteng. Z Bajawy można dostać się tutaj autobusem za 15000rp. Podróż ta, jak i inne wojaże na Flores będzie zapewne dla was niezłym przeżyciem. Autobus kluczy po drodze wykutej w półkach skalnych nad wysokimi przepaściami. Co jakiś będzie on musiał omijać oderwane skały leżące na drodze i duże szczeliny powstałe w wyniku wstrząsów tektonicznych. Do tego należy dodać dość dużą prędkość z jaką kierowca prowadzi autobus i miejscowych pasażerów dosyć często wymiotujących. W ten sposób powstaje jedna z „atrakcji” Flores.
W Ruteng można zatrzymać się w kilku hotelikach, ale na pewno nie wstępujcie do hotelu Manggarai. Nie warto płacić tam 25000rp za bardzo ciemny i nieprzyjemny pokój z mandi. My niestety nie mieliśmy wyboru, bo wszystkie miejsca w innych hotelach były pozajmowane. Ruteng ma dwie dość istotne atrakcje na obrzeżach. Pierwsza to góra Golo Curu, na której szczyt prowadzą kapliczki drogi krzyżowej. Trasę na sam szczyt można przejść wciągu niecałej godzinny z centrum miasta. Drugą atrakcją jest kamienny ołtarz we wsi Compang Ruteng. Można się tutaj dostać bemo jadącym z miasta za 1000rp, bądź iść około godzinę pieszo.

Smoki z Komodo

Dalsza droga z Ruteng na zachód prowadzi do Labuanbajo, miasteczka położonego na zachodnim krańcu Flores. Przejazd autobusem z Ruteng kosztuje 15000rp. O nocleg w Labuanbajo nie jest trudno, należy jednak przed wyborem zdecydować za ile chcecie dostać się na wyspę Rinca, gdzie można zobaczyć smoki z Komodo. Jeżeli chcecie tam jak najtaniej, proponuję nocleg w Gardena Hotel. Pokój z mandi w bungalowach kosztuje 40000rp. W cenę wliczone jest śniadanie składające się z naleśników z bananami i herbaty czy też kawy. Wielkim plusem tego hotelu jest wspaniała restauracja, z której menu szczególnie polecam barracuda hot plate. Ponieważ w hotelu Gardena zatrzymuje się wielu turystów istnieje tutaj duża możliwość, że koszty wynajęcia łodzi na Rinca będziecie mogli rozłożyć na kilka osób. Cena za czarter łodzi wynosi 150000rp. O czarter należy pytać w recepcji. W innych hotelach, między innymi w Bajo Beach Hotel, gdzie my spaliśmy jest o wiele mniej turystów i podzielenie kosztów za czarter łodzi nie jest już takie łatwe. W hotelu Bajo Beach za dwójkę z prysznicem płaci się 35000rp, a w cenę wliczone jest śniadanie (tosty i herbata albo kawa). Miejsce to wydaje się o wiele cichsze niż wcześniej wspominany hotel Gardena.
Czarter łodzi na Rinca obejmuje taką samą trasę u wszystkich właścicieli łodzi. Łódź odpływa około 10 rano i po ponad dwóch godzinach dociera do przystani na Rinca. Na wyspie trzeba zarejestrować się w biurze parku i uiścić opłaty: wstęp 20000rp od osoby, wynajęcie przewodnika 10000rp od grupy oraz 4000rp za parking dla łodzi. Wycieczka z przewodnikiem, by zobaczyć największe jaszczurki świata trwa około dwóch godzin i raczej powinniście mieć szczęście i zobaczyć chociaż jedną. Naprawdę warto; zobaczenie ich z bliska jest niesamowite! W drodze powrotnej z Rinca, łódź zatrzyma się na przy wysepce Bidadari, gdzie przez godzinę będziecie mogli ponurkować i obejrzeć, niestety już obumierającą rafę koralową (maski i rurki można wypożyczyć w kilku miejscach w Labuanbajo za 5000rp). Powrót do Labuanbajo przewidziany jest na czwartą po południu.
Na koniec chcieliśmy zwrócić uwagę, że nie warto wybierać się na Komodo jeżeli chcecie tylko zobaczyć tam warany. Jak wiemy od wielu turystów możliwość zobaczenia ich na Komodo jest o wiele mniejsza niż na Rinca, a dodatkowo wynajęcie łodzi jest o wiele droższe.

Powrót na Bali

Z Labuanbajo na Bali dojechaliśmy autobusem. Bilet łączony na autobusy i promy kosztuje 175000rp (utargowaliśmy do 150000rp). Najpierw o 8 rano należy udać się na prom płynący do Sape na Sumbawie, a następnie z promu trzeba przesiąść się na autobus do Bimy, skąd o godzinie 20 odjeżdża już bezpośredni bardzo wygodny i nowoczesny autobus do Denpasar na Bali. Po drodze autobus pokonuje dwie przeprawy promowe, a zmęczeni pasażerowie mają serwowaną kolację o drugiej w nocy i śniadanie około 9 rano. Przyjazd do Denpasar jest około 19 następnego dnia. Czyli cała podróż z Labuanbajo do Denpasar trwa mniej więcej 35 godzin.

Rozmaitości ze świata

Do parlamentu w Seulu trafił projekt ustawy o obrocie psiną. Ustawa ma ustrzec Koreę przed krytyką obrońców zwierząt. Psina jest po wołowinie i wieprzowinie najchętniej jedzonym w Korei mięsem. Obrońcy zwierząt z całego świata – najbardziej zawzięta w tej sprawie jest francuska aktorka Brigitte Bardot – od dawna krytykują jednak Koreańczyków za sposób, w jaki obchodzą się z przeznaczonymi na ubój psami. Zdarza się, że są one bite, przypalane albo nawet gotowane żywcem. Zasady uboju psów nie są regulowane przez prawo. Teraz ma je określić ustawa.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u