Motocyklem przez Himalaje 2012 – Witold i Adrian Palak

Uczestnicy: Witold Palak – ojciec, Adrian Palak – syn ( 16 lat)

Termin: 15 sierpień- 12 listopad 2012 (3 miesiące).

Ponieważ była to jedynie część 8-miesięcznej wyprawy przez pół świata, bilety lotnicze kupowaliśmy tylko w jedną stronę. Wyszło taniej i nie martwiliśmy się o zmiany rezerwacji powrotnych. Bardzo solidne biuro z biletami- Kalejdoskop, Lublin, p.Krzysztof Smoleń, e-mail: kalejdoskop@ kalejdoskop.pl Korzystam z jego usług od 15 lat.

Trasa : Warszawa-Kiev-Delhi. Przewoźnik-Aerosvit- 1304 PLN [w jedną stronę].

Trasa wyprawy motocyklowej:

– Indie: New Delhi- Shimla- Manali- Mandi- Daramsala- Srinagar- Kargil- Padum- Kargil- Leh- Khardung- Leh- Sarchu- Darcha- Keylong- Manali- Kullu- Jalori Pass- Shimla- Rishikesh

– Nepal: Mahendranagar- Pokhara- Kathmandu- Sinduli- Ilam- Karkavitta

– Indie 2: Siliguri- Darjeeling

Ceny – dla ułatwienia podaję w USD. My mieliśmy kurs: 52-55 rupii/1 USD. Ja przyjąłem bezpieczny przelicznik, z poprawką na zmianę kursu: 1 USD= 50 rs. Warto wymieniać w dużych miastach. W Ladakhu- niewiele banków, kurs gorszy, obowiązkowa gotówka. Reszta przykładowych cen- na końcu.

Kupno motocykla w Delhi:

Najsłynniejszym miejscem, rozpropagowanym przez Westów dealerem jest Lalli Singh. Adres- 1740-A/55 Hari Singh Nalwa St, Abdul Azis Road, Karol Bagh. Zaraz obok niego- nie mniej znany Tony Bike Center. Akcesoria motocyklowe: największy wybór i najlepsze ceny- Choppra Electronic. Wszystkie te lokale mieszczą się obok siebie, na Karol Bagh, 2 stacje metra od Ramakrishna Ashram Marg. Lalli Singh i Tony nastawieni są na wypożyczenie motocykli ( w zależności od długości okresu wypożyczenia- 20-25 USD/dzień). Jeśli chce się jechać dłużej niż 1 miesiąc- warto pomyśleć o kupnie własnego, używanego. Nawet po sprzedaży za połowę zapłaconej ceny- wyjdzie taniej, a nie trzeba się martwić o oddanie w to samo miejsce, każdą rysę, zmniejszającej pozostawioną kaucję. Można więc, tak jak my, przejechać na drogi koniec Indii, wjechać do Nepalu i sprzedać bez problemu sprzęty. Za motocyklami można rozglądać się na Karol Bagh; jest kilka uliczek, na których stoją maszyny. Najbardziej popularne motorki 125-250 cc to Bajaj, Honda,Yamaha. Nieco mniej jest Royal Enfield, a te są najlepsze na górskie drogi. My kupiliśmy motocykle tuż obok naszego hotelu, na Pahar Ganju.Firma Vintage,Classic & Customized Bikes, 2332 Rajguru Road. Właściciel- D.D.( Didi). Ceny oscylują w granicach 40-60 tys.rupii. Wiek czy przebieg nie mają większego znaczenia. Przeciętnie trzeba liczyć ok.1000 USD za używany motocykl Royal Enfield, 350 lub 500 cc. Ceny na nowe akcesoria (nasze zakupy): kask Ninja-30 USD, ochraniacze na kolana i łokcie-16 USD, rękawice -8 USD. My nic nie braliśmy z Polski, na akcesoria na 2 osoby wydaliśmy 100 USD. Był to sprzęt średniej klasy, ale można kupić też dużo lepsze i droższe. Za 2 motocykle Royal Enfield 350 cc – 12 letnia Electra i 20 letni Bullet Classic, plus torba części zapasowych, płacę 2000 USD.

Do zakupu praktycznie niepotrzebne są żadne dokumenty. Sprzedawać najlepiej w miejscach turystycznych, niskobudżetowych. Sprzedaż w rejonie (stanie) Indii innym niż w tym , w którym zarejestrowany motor, jest mniej korzystna cenowo, ale bez problemu. Dobrą cenę, czasem nawet 100% zainwestowanej sumy, mogą dać inni turyści, pragnący kupić Enfieldy. W Indiach teoretycznie wymagane jest międzynarodowe prawo jazdy, ale my nigdy nie mieliśmy sprawdzanych dokumentów. Policja bardzo uprzejmie traktuje obcokrajowców, o ile nie łamią przepisów. W ogólnym chaosie komunikacyjnym najczęściej przymyka oko.

Zasady jazdy:

W Indiach i Nepalu obowiązuje ruch lewostronny. Nie jeździć po zachodzie słońca, nie wpadać na krowy, mieć sprawny klakson, ustępować pierwszeństwa ciężarówkom i ZAWSZE-autobusom. ZAPOMNIEĆ O PRZEPISACH RUCHU DROGOWEGO! Owszem, starać się ich samemu przestrzegać, ale ABSOLUTNIE nie liczyć, że Hindus je zna lub respektuje. Mieć pod ręką kilka banknotów po 100 rs- w razie kontaktu z policją zdecydowanie pomagają. W przypadku niegroźnej stłuczki- nie dyskutować, tylko jak najszybciej zmykać z miejsca kolizji. Błyskawicznie robi się zbiegowisko, rośnie agresja, a Hindusi często w takiej sytuacji pomagają sobie kijami, kamieniami lub gumowymi klapkami ściągniętymi ze stopy. PO POJAWIENIU SIĘ POLICJI- WINA ZAWSZE BĘDZIE NASZA. Kanistry z zapasem benzyny-zawsze odpinać na noc i zabierać do pokoju. Nie tankować do pełna przed końcem dnia, bo w nocy mogą spuścić nam benzynę. Zakładać łańcuch, spinać motocykle do siebie i do elementu trwałego (słup, krata).Mieć ze sobą taśmę klejącą, drut wiązałkowy, kombinerki- to oprócz kompletu kluczy. W górach- mieć zapas tarcz do sprzęgła. Kosztują 10 USD, wymienić je łatwo, a na błotnistych podjazdach- równie łatwo je spalić, ciągnąc na półsprzęgle (częsty błąd niezbyt wprawionych kierowców). W Enfieldach często pada elektryka- warto kupić zapasowe kable, żarówki, śruby do skręcania rozlatujących się części. Należy co kilka dni sprawdzać spawy, bo na indyjskich wybojach często puszczają. W każdej większej wsi jest spawarka i wulkanizacja ( usługa- od 1 USD).

Podróż:

16/08 – Lądowanie w Delhi w środku nocy. Na lotnisku czekamy do rana (można się zdrzemnąć na fotelach, jeśli jedna osoba pilnuje bagaży). Porannym Airport Bus [150 rs-3 USD] dojechaliśmy na New Delhi Railway Station. Stamtąd trzeba tylko przejść na drugą stronę dworca i jesteśmy na Main Bazaar-długiej ulicy pełnej tanich hoteli, knajpek, sklepów z badziewiem potrzebnym na wędrówkę, no i turystami z niezbyt pełną kieszenią za to głowami pełnymi cennych informacji. Dzielnica- to najsłynniejszy wśród plecakarzy Pahar Ganj. Dojechać tam można też metrem. Należy wysiąść na stacji Ramakrishna Ashram Marg i za 5 minut jesteśmy „na śmietniku”, jak pieszczotliwie nazywam Pahar Ganj. Hotele- 7-15 USD za double room. Jest ich nieskończoność, jeden za drugim. Nie podaję nazwy naszego, bo wybór jest tak ogromny, że każdy w tym przedziale znajdzie coś dla siebie.

Pierwsze 6 dni- to rozglądanie się za dealerami motocyklowymi, przygotowywanie sprzętów do jazdy. Prawdziwy początek podróży nastąpił tydzień po wylocie z Polski.

22/08 – Dzisiaj nareszcie start! Pobudka 3:45. Błyskawiczne pakowanie. Niebo, od 4 dni zachmurzone i deszczowe, dziś nieco łaskawsze. O 6:00-start spod hotelu. B. ważny jest wczesny przejazd przez Delhi, nawet o 5 rano, bo od godz.8 jest koszmar. Wyjazd z Pahar Ganj- na Karnal Road, kierunek- Chandigarh. National Highway 1- na północ. Niezła droga. 260 km pokonujemy w 6 godzin. To pierwszy dzień na Enfieldach, więc jedziemy ostrożnie, a kilka razy chowamy się przed deszczem. Chandigarh traktujemy tranzytowo, kierujemy się na Shimla. To tylko 100 km, ale wszyscy mówili, że to 4 godz. jazdy. Kręta, wąska droga, szaleńcy w ciężarówkach i autobusach. Dziś, pierwszego dnia jazdy, robimy 30 km. Tego rekordu nie pobijemy już do końca podróży! Noclegi w okolicy Shimla- wyższe niż w Delhi, a trzykrotnie wyższe niż w pozostałych miejscach w Indiach. My stajemy w przydrożnym motelu „Nature Inn”, za mocno targowane 17 USD.

23/08 – Piękna, górska trasa-przez Solan. Tam w serwisie Royal Enfield pierwsze naprawy- tarcze sprzęgła, łożyska, 2 pierścienie w skrzyni biegów. W sumie 6 usterek, 6 godzin pracy i zapłata- jedynie 40 USD! W Barog nocleg w przy drożnym Highway Hotel,9 USD. Po rozmowie z właścicielem wyszło, że jego syn mieszka z żoną Polką w Warszawie i prowadzi hinduską restaurację.

24/08 – Ulewa. Śpimy do 9.Wyjazd w deszczu. Kierujemy się na Shimla. Miasto pięknie położone, godne postoju, lecz deszcz i mgła wyganiają nas w trasę. Przez Shimla musimy i tak wracać, a za miesiąc ma być lepsza pogoda. Kręte, strome drogi, prędkość 20-25 km/godz. Fatalne nawyki lokalnych kierowców. Musimy non stop uważać. Ślisko, a nasze opony bardziej nadają się do hinduskiego ogródka niż na zabłocone drogi. Jesteśmy przemoczeni, ubłoceni i wyczerpani. Nocleg w Darlaghat, w przydrożnym Guest House, piękny pokój, łazienka z gorącą wodą-12 USD.

25/09 – Leje! Siedzimy w hotelowej restauracji, spakowani, czekamy na przerwę w polewaniu. Następuje takowa o 15:00. Ruszamy, aby nie siedzieć w miejscu. Wiele nie przejechaliśmy. Nocleg w Sunder Nagar, elegancki Raja Hotel. Bierzemy najtańszy pokój, 10 USD, z wygodami i gorącą wodą.

26/08 – Dojeżdżamy do Mandi. Miasto wielu świątyń, mostów, skrzyżowanie dróg. Tu musimy podjąć decyzję, którą trasą wjeżdżać do Ladakhu. Droga na północ-przez Manali i Rohtang Pass- to najkrótsza trasa do Leh, stolicy Ladakhu. Ponieważ my mamy robić pętlę, możemy wybrać też trasę na północny wschód- do Kaszmiru, aby ze Srinagaru wjechać do Ladakhu przez przełęcz Zoji La. Ważnym czynnikiem jest pogoda. Wybieramy północ, aby jak najszybciej mieć owiany złą sławą Rohtang za sobą. Tuż za Mandi zaczyna się piękna trasa. Coraz więcej gór, dość duży ruch. W Kullu koleleny rozjazd- można jechać lewym lub prawym brzegiem rzeki Beas. Obie równoległe. Prowadzą do Manali. Zachodnia trasa szybsza i lepsza, wschodnia- bardziej romantyczna, choć z gorszą nawierzchnią. Jedziemy szybszą. Stajemy na nocleg w cichej wiosce Katrain, 20 km przed Manali. Porządny Bhalla GH, wielki pokój za 7 USD.

27,28/08 – Manali. Jeszcze niedawno raj hippisowski, marycha na każdym kroku, tanie noclegi, rewelacyjny, niemal polski klimat, góry dookoła, coś na kształt Zakopanego. Teraz z używkami gorzej i mniej bezpiecznie (sporo agentów na usługach policji, sprzedających ganję lub haszysz turystom, a potem łupiących ich po kieszeni wespół ze skorumpowaną policją. Można też skończyć za kratami). Mimo to co chwila słyszymy szept „smoke? smoke?”. Manali dysponuje ogromną bazę noclegową. Dużo plecakarzy zatrzymuje się w Old Manali, dzielnicy pełnej świątyń, stromych uliczek, sklepów, knajpek, ale też i smrodu spalin, hałasu klaksonów i tłumów ludzi. My wybieramy Vashisht, wioskę 3 km od centrum, położoną na zboczu górskim. Mnóstwo tanich hoteli, restauracji i białasów. Gorące źródła siarkowe, położone wewnątrz dziedzińca świątyni. Wstęp wolny. Trudno o zaparkowanie motocykli. Green GH, miły pokój z łazienką za rekordowe 4 USD! Syn właściciela organizuje grupy motocyklowe. Na Enfieldach jeżdżą do Leh. W Vashisht znajduje się też najlepszy warsztat naprawy lub wynajmu motocykli- Anu Workshop. Można u niego również zakupić sprzęty. Anu- właściciel serwisu, to młody, sympatyczny chłopak, udzielający cennych porad i mający dobrych mechaników. Co prawda w Manali jest więcej warsztatów naprawy Enfieldów, lecz to Anu ma najlepszą renomę. Manali jest dla większości motocyklistów punktem startowym wyprawy do Ladakhu. Tutaj należy też zaopatrzyć się w baniaki na zapas benzyny, gumowce, części zapasowe. Poza tym – można tu siedzieć całymi miesiącami. Fantastyczna atmosfera i okolice.

29/08 – Przejazd przez Rohtang Pass jest niemożliwy we wtorki. Jest to dzień serwisowy: naprawa nawierzchni, usuwanie lawin kamieni, błota. Dziś środa, pora ruszać. Pierwszy błąd to wyjazd o 10 rano. Mimo, że do przełęczy tylko 50 km, wyjechać należy o świcie. Ostatnie 20 km- to droga przez mękę. Błoto, wyboje, lawiny kamieni tarasujące drogę. Do tego choroba wysokościowa. Zakupiliśmy Diamox- lek na tę dolegliwość, lecz choroba jest silniejsza. Po kilku godzinach walki poddajemy się i zarządzam odwrót. Nocleg w tym samym Green GH w Manali. Posiada on niewielki plac na parking dla motorów.

31/08 – Po całodniowym odpoczynku dziś wracamy w stronę Kullu. Tym razem drugim, wschodnim brzegiem rzeki Beas, malowniczą Doliną Kullu. Dużo ciekawsza trasa, kręta i wąska, lecz wiodąca przez wioski i ogrody jabłkowe. Po drodze, w Naggar, zwiedzamy drewniany zamek królewski oraz muzeum i galerię malarstwa Roerichów.

1-4/09 – Po noclegu w Mandi kierujemy się na północny-zachód, do Daramsali, a dokładniej-do McLeod Ganj, 10 km dalej i pół km wyżej, gdzie znajduje się siedziba Dalaj Lamy. Bardzo turystyczne, piękne miejsce, rewelacyjny klimat, bogata i tania baza noclegowa, dużo restauracji, także z europejskim menu. Hotele od 4 USD wzwyż. Świetna okolica na trekking, gorsza na jazdę motocyklami-tłok i stromizny. Udaje nam się dostać wejściówki na wykład Dalaj Lamy (koszt: 30 groszy!). Kilka tysięcy słuchaczy, dużo białasów, zakaz wnoszenia aparatów foto i komórek. W McLeod Ganj to kolejne świetne miejsce na dłuższy postój. Kursy medytacji, szkoły tybetańskie dla turystów, trekking.

5-7/09 – Nareszcie słońce! Dziś „robimy” 3 stany: Himachal Pradesh, kilka kilometrów przez Punjab, wreszcie Jammu&Kashmir. Przejazd b.wąskim tunelem Banihal (bezpłatny). Dolina kaszmirska zaskakuje nas …brzydotą! Pewnie głównie za sprawą pogody, bo znów lało nieustannie. Paskudne, zaniedbane mieściny, błoto, co chwila posterunki lub koszary wojskowe. Konieczna rejestracja dla obcokrajowców (bezpłatna), tuż przed tunelem, przy drodze. Po 2 dniach dojeżdżamy do Srinagaru.

8-11/09 – Bardziej z musu niż ochoty 3 dni spędzamy w Srinagarze. Nocleg na jednym z setek house-boat’ów, zacumowanych przy brzegu Dal Lake. Kajuta w pływającym hotelu-od 10 USD. Obowiązkowy punkt programu-pływanie po jeziorze Dal shikarą- łodzią z baldachimem- utargowałem na 5 USD za 2 godz.rejs. Ceny niskie, bo ciągle brak turystów. My odbieramy Kaszmir jako bezpieczne, przyjazne i tanie miejsce. Gdyby nie ten codzienny deszcz…W Srinagarze ostatnia szansa na Internet. Następna –za 450 km.

10/09 – Korzystając chwilowej przerwy w polewaniu opuszczamy gościnny Srinagar i kierujemy się w stronę Zoji La- przełęczy będącej kolejną bramą wjazdową do Ladakhu. To tylko 100 km. Tym razem już piękne widoki. W wiosce Ganderbal oficjalnie opuszczamy Kashmir Valley i wjeżdżamy w Great Himalaya! Jedziemy wzdłuż Sind. Niestety- ogromna ulewa zatrzymuje nas w wiosce Sonamarg, 22 km przez przełęczą. Ostatni możliwy nocleg przed Zoji La. Kilka hoteli- 6-10 USD.

11/09 – Data dziś symboliczna – więc pora na atak! Pierwsze 10 km-super, ale potem zaczyna się!Walczymy z błotem, ciężarówkami, gasnącymi silnikami, chorobą wysokościową i przepaściami. Wąska droga, musimy ustępować pierwszeństwa większym pojazdom. Wreszcie zdobywamy Zoji La-3529 m i wyłożoną kostką brukową szosą (!) wjeżdżamy do Ladakhu. Nareszcie sucho i słonecznie. Zimno. Niemal brak ruchu na drodze. Mijamy Drass- najzimniejsze zamieszkałe miejsce w Indiach.W zimie temperatura spada do minus 50’C. Nocleg w Kargil (2704 m)-ortodoksyjnie muzułmańskie miasto. Stąd wiedzie jedyna bita droga do Zanskaru. Nocleg w Paradise GH, naprzeciwko szpitala-7 USD.

12/09 – Z 250 km do Padum, stolicy Zanskaru, jedynie pierwsze 70 to asfalt. Reszta- to kamienista dróżka, z nielicznymi wioskami, w których ciężko o jedzenie. B.uboga baza noclegowa. Kargil- to ostatnia baza zaopatrzeniowa. Brak alkoholu. Co kilka dni jeździ do Padum zdezelowany autobus, przerobiony z ciężarówki. Można też wynająć prywatny transport taxi. Tu też należy zatankować i zabrać zapas paliwa. W Padum bywa benzyna, ale nie zawsze. Jeśli chce się pojeździć po Zanskarze -trzeba paliwa na 700 km. Robimy więc zapasy i po południu ruszamy. Najpierw doliną, wzdłuż rzeki Suru- żyzne pola, zielono, miło. Suru Valley to spichlerz Ladakhu. Możliwe noclegi- w wioskach Sankoo, Namsuru, Panikhar, Tangol, Parkachik. Ceny- 4-8 USD. Kiepsko z jedzeniem. Lepiej liczyć na siebie. Nas noc zastała w górach, więc kiedy w Tangol widzimy nieczynny Alpine Hut- włamujemy się do środka. Budzimy tym stróża, który chętnie zezwala nam na nocleg (4 USD).

13/09 – Piękna pogoda, super widoki, m.in. na 7-tysięczniki Nun I Kun. Za wioską Parkachik (jest tam następny z sieci Alpine Hut) roboty drogowe. Wysadzanie skał dynamitem. Na czas naszego przejazdu wybuchy zostają wstrzymane. Szosa- od 20 km po kamieniach. Liczne strumienie, które musimy pokonać. Zero ruchu. Zero wiosek. Tylko nas dwóch- i Himalaje. Na 13 dojeżdżamy do Rangdum- wioski na ogromnym plateau, mniej więcej pośrodku drogi do Padum. Mimo, że do Padum tylko 120 km, zarządzam postój. W wiosce jest Alpine Hut (nieczynny), kilka baraków z błotnych cegieł i blachy falistej, pełniących rolę hotelu, restauracji i sklepu. Ceny; 5-8 USD. My stajemy na nocleg w Rangdum Gompa. Mnisi pozwalają na nocleg- za symboliczną opłatą. My płacimy naszą średnią-5 USD. Nocleg w monastyrze.

14/09 – Poranna puja w klasztorze-i w drogę.29 km dalej- brama wjazdowa do Zanskaru- przełęcz Pensi La- 4406 m. Jedziemy skrajem lodowca Drang-Drung, doliną rzeki Stod. Pustkowie. Nieliczne wioski. Brak bazy noclegowej. Jedynie w wiosce Phey widzę szyld „Tourist GH”. W Padum jest sporo hoteli. Te dalej od centrum, czyli 1 km, lepsze i tańsze. My bierzemy „Chamling Kailash”, w samym centrum, z parkingiem na wewnętrznym dziedzińcu, restauracją- 10 USD.

15-18/09 – Szukamy jakiegoś warsztatu. Jest jeden w całej stolicy Zanskaru, ma też spawarkę. Brak prądu cały dzień, więc jeździmy po okolicy. Odwiedzamy okoliczne monastyry- Karsha, Stongde, a także stare Padum. Trafiamy na jedyna stację benzynową- tankujemy do pełna i pozbawiamy się stresu. Na drugi dzień spawamy rozlatujący się bagażnik, wymieniamy niektóre linki, korzystamy z maksymalnie możliwego serwisu- całość za 10 USD. Odwiedzamy Zangla- dawną stolicę i najdalszy punkt, do którego prowadzi droga. Zwiedzamy monastyry Bardan i Sani. Trafiamy na muzułmańskie wesele. Dla smakoszy- w Padum brak kurczaków i jajek.

19-21/09 – W nocy spadł śnieg, więc uciekamy z Padum, zanim zasypie nas na 8 miesięcy! Wracamy tą samą drogą- przez Zoji La, Rangdum, Parkachik – do Kargil. Tam porządniejszy warsztat – reanimujemy nasze sprzęty. Kilka godzin napraw, dwukrotne rozbieranie skrzyni biegów, nowe oleje, nowe śrubki- razem płacę 20 USD.

22-23/09 – Z Kargil kontynuujemy jazdę „himalajską autostradą”- przez Mulbeck (rewelacyjna Chamba Statue przy drodze, monastyr na szczycie góry, kilka hotelików-6-8 USD/pokój). Dobra nawierzchnia, choć częste roboty drogowe. Fantastyczne widoki. 2 wysokie przełęcze-Namika La(3718 m), Fotu La(4094). Nocleg w bajkowo położonym Lamayuru. Stąd zaczyna się trasa trekkingowa do Zanskaru, więc bogata baza noclegowa. Stajemy w Tharpaling GH, przerobionym na hotel dużym, typowym ladakhowskim domu rodzinnym. Przesympatyczna domowa atmosfera, kolacja na zamówienie, ogromny pokój za 6 USD. Wspinaczka na wzgórze- rewelacyjny widok na zabudowania klasztorne, wioskę i księżycowy krajobraz.

23/09 – Za Lamayuru zaczyna się Moonland – jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w Ladakhu. Przeciskamy się przez potężny kanion .Po drodze zajeżdżamy pod Rizong Gompa, a po 2 godzinach- do jednego z najsłynniejszych monastyrów – w Alchi. Tam muszę gimnastykować się z mnichem, bo nie wolno robić zdjęć wewnątrz klasztorów, ale udaje mi się zrobić kilka bez lampy. W Alchi dobra baza hotelowo-gastronomiczna, miejsce –jak na Ladakh- bardzo turystyczne. Hotele-6-20 USD. Wjechaliśmy do krainy monastyrów, więc po drodze zwiedzamy kolejne – w Likir, Basgo, Spitok. Przed Leh zaczyna się świetna szosa, rozpędzamy się po raz pierwszy w tej podróży do setki!

24/09 – Leh, stolica Ladakhu, posiada lotnisko. W zimie- jedyna szansa na połączenie z resztą Indii- to samolot. Dużo hoteli, w tym niemal luksusowych. W klasie turystycznej- ceny ok.8-12 USD. Jest bank, kantory, kafejki internetowe. Wolny net- 1 USD/godz. Obcokrajowcy mogą wykupić permit na tereny kontrolowane (Dolina Nubra, Tso Moriri,Tso Pangong ) jedynie przez biuro podróży. Bezpłatny oficjalnie permit kosztuje 10-15 USD. Trzeba wypisać jak najwięcej miejsc, których i tak się zdąży zwiedzić, bo permit jest na 6-10 dni. Należy zrobić kilka odbitek ksero permitów, bo są zabierane na każdym check-poincie. Prąd w Leh jest często wyłączany- ładować baterie, gdy tylko jest. Z reguły włączają prąd o 19 i jest do 7 rano. Świetne stare budynki, przerobione na hoteliki, są na Starym Mieście, tuż pod pałacem królewskim. Najsympatyczniejszy- Old Leh GH- 8-10 USD. Maleńkie piekarnie-rano pieczywo prosto z pieca. Pyszne sery z mleka jaka. Wieczorem- liczne garkuchnie z momo. Sklep monopolowy, apteki, świetnie zaopatrzona księgarnia, pamiątki i sprzęt turystyczny. Możliwość wypożyczenia motocykla lub wykupienia rajdu do Manali. Zwiedzanie Leh Palace- od wschodu do zachodu słońca- 2 USD.

25/09 – Rwie nas do spotkania z Khardung La- najwyższą przejezdną przełęczą na świecie- 5602 m. Zamiast przejrzeć motory- z rana wydzieramy w stronę przełęczy. Mamy ciepłe ciuchy, zapas paliwa i jedzenia. 39 km non stop pod górę. Pierwszy check-point w South Pullu, 4847m i kończy się asfalt. Głazy, pył skalny, wyboje, roboty drogowe. Ruch czasami jednokierunkowy- balansujemy nad przepaściami. Teoretycznie jazda z Leh w stronę Nubra dozwolona jest od 9 do 13, potem tylko w odwrotnym kierunku. Nie dotyczy to pojazdów wojskowych, które co jakiś czas spychają nas na krawędź skalnej drogi nad urwiskiem. Po 2 godzinach wjeżdżamy na przełęcz. Khardung La zdobyta! Zimno, wiatr, problemy z oddychaniem. Gorąca herbata w najwyższej na świecie kafeterii. Z ogromnym wysiłkiem ledwie podchodzę kilkanaście schodów do gompy. Sporo samochodów, żadnych motocykli. Jesteśmy obfotografowywani jak gwiazdy rocka. Po godzinie chcemy już zjeżdżać w dół. W South Pullu nieczynny hotel z restauracją. Zjeżdżamy dalej w dół- lepsza nawierzchnia, brak ruchu. Przed nami pasmo Karakorum. Kierujemy się w stronę Nubra Valley, ale tuż przed zachodem słońca, w samym środku gór, pada skrzynia biegów w motocyklu Adriana. Najbliższa wioska- 6 km wstecz, delikatnie pod górę. Holuję syna na sznurku od suszenia bielizny, ale rwie się i robi za krótki. Na szczęście jedzie samochod i bierze Adriana na hol- do Khardung Village. Tam noclegi nieczynne-po sezonie. Udaje nam się wybłagać pokój- norkę za 6 USD. Kąpiel- w wiadrze, toaleta- dziura w ziemi i łopatka do zasypywania. Jedyna czynna paszarnia oferuje odsmażany ryż ze śladową ilością warzyw.

26-27/09 – Od rana stoimy przy drodze, chcemy złapać jakąś ciężarówkę z powrotem do Leh. Ruch zerowy, jedynymi pojazdami są ciężarówki Indian Army, lecz ci nie stają. Dopiero o 15 zabiera nas pusty trak, jadący do Leh. Ładujemy motory na pakę i wspinamy się z powrotem na 5602 m. Kierowca jest pijanym a jazda tuż nad przepaściami, więc na przełęczy wysiadamy. Płacę kierowcy 20 USD. Zostawiamy Enfieldy na przełęczy i z innym kierowcą wracamy do Leh. Na drugi dzień, po eleganckim noclegu w hotelu, wracamy okazją na przełęcz-za 4 USD. Zjeżdżamy na luzie pod sam hotel w Leh- 40 km.Od razu umawiam mechanika na naprawę.

28/09- 1/10 – Kilka dni przymusowego postoju w Leh przeznaczamy na piesze wędrówki po okolicy. W tym czasie fachowcy reanimują nasze sprzęty. Wymiana amortyzatorów, nowa głowica przy kierownicy, kilka nowych elementów w skrzyni biegów,nowe tarcze sprzęgła, komplet zębatek, nowy łańcuch, wymiana żarówek i wszystkich olejów-w Bullecie Adriana oraz kapitalny remont silnika, nowy układ napędowy, tarcze sprzęgła, regulacja skrzyni biegów, naprawa świateł plus montaż metalowego kosza bagażowego w mojej Electrze- za to wszystko płacę 400 USD.

2/10 – Po południu wyjazd z Leh. Kierujemy się na południe, w stronę Manali. To niemal 500 km przez górskie, księżycowe tereny, bez stacji benzynowych, serwisu, z nielicznymi miejscami na nocleg czy skromny posiłek. Zwiedzamy pałac królewski w Shey, wielki kompleks klasztorny w Thoksey, monastyr w Hemis. 80 km od Leh, w wiosce Rumtse, na wys .4267 m, stajemy na nocleg w przydrożnej kantynie/noclegowni dla kierowców ciężarówek. Za dnia siedziska restauracyjne, w nocy-robią za łóżka. Jest to jednocześnie jedyny sklep. Cena: 2 USD za „łóżko”.

3/10 – 30 km za Rumtse znajduje się druga najwyższa przejezdna przełęcz na świecie- Tanglang La (5328 m).Podjazd zajmuje nam 2 godziny. Zimno, wichura, lecz widoki nieziemskie. Zjazd na długie na 50 km plateau- Morey Plains, równinę położoną na wys.4 tys.m. Mróz, choć słonecznie. Totalne odludzie. Nie decydujemy się na następną przełęcz i pomimo wczesnej jeszcze godziny zostajemy na nocleg obok koszar woskowych w Pang. To kilka ruder, w jednej jest coś w rodzaju sklepiku, restauracji, za ścianą zaś- graciarnia, magazyn i noclegownia w jednym. Nasz najwyższy dotąd nocleg- 4767 m- 2 USD/os. 500 m dalej jest więcej lepszych namiotów i knajpek (nocleg- 5 USD/os.),prosty gorący posiłek- 1-2 USD.

4/10 – W nocy zamarzła nasza woda w butelce. Kierowcy ciężarówek palili ogniska pod zbiornikami z paliwem. Spaliśmy we wszystkich ciuchach, jakie mieliśmy ze sobą. Kolejne przełęcze- Kangla La (4878), Lachalung La(5085), Nakeela Pass (4739), zjazd przez Gatta Loops-21 ostrych serpentyn,, wzdłuż rzeki Yunam- aż do Sarchu. To miejsce postoju dla autobusów i innych pojazów, które w 2 dni pokonują trasę do Manali. Kilka knajpek, sklepy z alkoholem, noclegownie w prymitywnych budach ( 2-4 USD/os.) Są tez bardziej luksusowe namioty z łazienkami, gorącą wodą, prądem i posiłkami: 15-20 USD/os. My ryzykujemy dalszą jazdę- non stop górskimi drogami, ale już asfaltowymi. Wjeżdżamy w śnieg. Za przełęczą Baralach La (4891),długi zjazd serpentynami, przez Zing Zingbar, gdzie jest poserunek wojskowy, lecz brak noclegowni i jedzenia. Robi się zimno i powoli się ściemnia. W wiosce Patseo jest Rest House, lecz nie było w nim żywej duszy. Jedziemy w zapadających ciemnościach 15 km dalej do wioski Darcha, gdzie zaczynają się lub kończą trasy trekkingowi do Lamayuru. Tam też b. uboga baza noclegowa. Kilka hangarów wojskowych, przerobionych na noclegownie, stoi tuż przy drodze. Śpimy na składanych leżankach (2 USD/os.), razem z 3-pokoleniową rodziną gospodarzy. Pichcą nam coś prostego. Można tu też kupić coś na drogę do jedzenia.

5/10- Blaszana toaleta na zewnątrz, zimna woda z rury z ziemi. Jedziemy dalej. Coraz lepsza droga, wioski- nareszcie siedziby ludzkie. W Keylong, a raczej 6 km dalej, w Tandi, jest pierwsza od 380 km stacja benzynowa. Tankujemy paliwo. Stąd do Manali tylko 108 km, lecz za 57 km musimy po raz drugi zmierzyć się z Rohtangiem. Tym razem pogoda dobra, podjazd trudny, ale dajemy radę. Z Rohtang Pass zjazd 51 km do Manali.

I tu kończy się nasza przygoda motocyklowa z indyjskimi Himalajami. Z Manali jedziemy jeszcze przez Kullu, ostry i rewelacyjny Jalori Pass, przez Shimla-na niziny . Przez Rishikesh udajemy się na przejście graniczne z Nepalem, w Mahendranagar. Tam wiza na granicy (4 tyg-40 USD), cło na motocykle- 1,5 USD/szt/dzień. Przez 4 tygodnie przemierzamy cały Nepal, docieramy do granicy w Karkavitta i wracamy do Indii. Ważna uwaga: mimo, że mamy wizę indyjską wielokrotnego wjazdu, musi być interwał czasowy- 2 miesiące pomiędzy kolejnymi wjazdami do Indii. Taki indyjski Paragraf 22. Aby w jechać wcześniej, należy w konsulacie Indii w Kathmandu, uzyskać pieczątkę wjazdu powrotnego- Visa Endorsement- 12 USD- załatwiane w 1 dzień. Zdjęcia, ksero można zrobić w kantorku obok konsulatu.

Dojeżdżamy do Darjeelingu i sprzedajemy- z niejakim trudem, nasz sprzęty, za 1000 USD, czyli połowę ceny zapłaconej 3 miesiące wcześniej w Delhi. My sprzedaliśmy je lokalesom, ale najlepiej szukać innych białasów, którzy chcą kupić Enfielda.

Przykładowe ceny:

– Kurs: 1 USD= 55 rs w Delhi (w stolicy najlepszy kurs).50-52 rs/1 USD w Leh. Waluta USA jest najchętniej widziana. W małych wioskach inne waluty są niechętnie oglądane. Brak banków i ATM. W Zanskarze konieczna gotówka, choć w Padum jest już 1 bank. W Leh- jest bank i ATM, oraz kilka kantorów.

– Hotel, guest house, homestay- 4-10 USD. Cena- jak w całych Indiach- za pokój, nie za osobę. Jeśli za 1 osobę- zaznaczyłem. W wioskach- warunki dla hardcorowców.

– Benzyna: 72-78 rs/ (1,5 USD/l). W Padum- 86-95 rs/l.

– Autostrady – dla motocyklistów bezpłatne. Również darmowe przejazdy przez przełęcze i tunele.

– Jedzenie: w przydrożnych dhabach- restauracjach- ryż smażony z warzywami- 1-1,5 USD. Chowmein- smażony makaron- odrobinę drożej. Przepyszne tybetańskie pierożki momo – 0,60- 1,2 USD/ porcja 8-10 szt. Często brak wegetariańskich, tylko z baraniną. Pyszny kashmiri bread- prosto z pieca tandoor- 15 placków/1 USD. W tej samej cenie podpłomyki- chapati. Dla miłośników chipsów– pakora– smażone we wrzącym oleju kawałki ciasta z przyprawami. W nieco lepszych restauracjach można najeść się do syta za 3-5 USD.

– Picie: woda 1,5 l- 0,5 USD, napoje Limca, Cola, Mirinda- 1-1,2 USD/ 1,5 l/ Piwo- 1,5-2 USD/ duża butelka. W Leh są 2 punkty sprzedaży alkoholu, w Srinagarze- 3 sklepy, w Padum- jeden bar. Czasem trafić można na chang– rodzaj tybetańskiego piwa z jęczmienia. W Nepalu, w tanich restauracjach można kupić- spod lady- raksi- takie słabe sake. 1 l za 1 USD.

– Serwis motocyklowy- tanio jak barszcz. Mechanik, wulkanizator i spawacz- w każdej większej wiosce. Części zapasowe trzeba wozić ze sobą. W większych miastach-dostępny serwis Royal Enfield i sklep z częściami.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u