Mabuhay Filipiny – Monika Witkowska

Monika Witkowska

Mabuhay to po filipińsku “Cześć! Witaj!”. Zwrot ten słyszy się na każdym kroku, co zresztą świadczy o gościnności i serdeczności mieszkańców archipelagu.

O Filipinach mogę mówić w samych superlatywach. W rankingu moich ulubionych krajów są one teraz na pierwszej pozycji (na równi z Turcją i Nową Zelandią). Powodów jest wiele: ludzie, krajobrazy, przyroda, czysta woda (nurkujący dodaliby tu zapewne: bogaty podwodny świat i tanie koszty nurkowania), a do tego jest to kraj tani i łatwy w podróżowaniu, nawet w pojedynkę. Po prostu jeśli chcecie wybrać się gdzieś daleko, w egzotyczne strony, a nie jesteście zdecydowani gdzie – jedźcie na Filipiny.

A teraz trochę uwag, które mam nadzieję pomogą zaplanować podróż i uniknąć błędów popełnionych przeze mnie.

Moja wyprawa:

Termin: przełom marca i kwietnia 1999 r.

Skład: w pojedynkę (oprócz trzech dni Świąt Wielkanocnych i jednego dnia w Banaue spędzonego wspólnie z kolegami z Polski)

Trasa: wyspy Luzon, Marinduque, Cebu, Bohol + Panglao i Palawan

* * * * *

Krótko o kraju:

Powierzchnia: 307 tys. km kw., przy czym na obszar ten składa się 7107 wysp, z których tylko 2 tys. jest zamieszkałych. Wyspy są dość mocno rozrzucone – z północy na południe rozciągłość wynosi 1850 km. Większość z nich ma górzysty charakter – najwyższy szczyt to Mt. Apo na wyspie Mindanao (2954 m n.p.m.). Nie brak klasycznych wulkanów – w sumie jest ich 37, w tym 18 aktywnych.

Ludność: Według ostatniego spisu w 1996 r. Filipiny liczyły ok. 70 mln obywateli, z których 10 mln żyje w aglomeracji Manili. Ponad 80 proc. ludności to rzymsko-katolicy. Na Mindanao i w archipelagu Sulu żyje wielu muzułmanów.

Język: Narodowym językiem, który obowiązuje na wszystkich wyspach jest filipiński (pilipino) oparty na dialekcie tagalo. Poza tym w powszechnym użyciu są inne, lokalne dialekty, np. cebuano, ilocano, etc. Młodzież, zwłaszcza w dużych miastach coraz częściej mówi (i to dobrze) po angielsku. Wielu starszych ludzi pamięta jeszcze hiszpański.

Różnica czasu: +7 godzin

Klimat: typowe tropiki – przez cały rok jest tu gorąco i wilgotno. Ogólnie można wyróżnić dwie pory roku – suchą (styczeń-czerwiec) i mokrą (lipiec-grudzień). Od maja do listopada zdarzają się tajfuny.

Określenie “pora sucha” proponuję jednak traktować umownie. W kwietniu, kiedy podróżowałam po Filipinach, lało niemal codziennie. Pogoda jest też uzależniona od miejsc. Najbardziej tropikalny upał odczułam na Palawanie (temperatura ok. 35 stopni i duża wilgotność, zwłaszcza w dżungli), najbardziej odpowiadał mi łagodnie ciepły klimat północnego Luzonu.

ORGANIZACJA PODRÓŻY

Wiza: przy pobytach do 21 dni wiza nie jest potrzebna. Jeśli chcemy zostać dłużej trzeba skontaktować się z konsulatem Republiki Filipin w Warszawie, ul. Piłsudskiego 9, tel. (22) 827 76 07.

Przelot: korzystałam z biletu Malaysia Airlines, który w wymienionym wyżej okresie (Święta Wielkanocne) objęty jest najdroższą taryfą. Połączenie Warszawa-Manila (via Frankfurt i Kuala Lumpur) kosztuje wówczas ok. 950 dolarów. Warto sprawdzić także innych przewoźników, np. Cathay Pacific czy Lufthansę. Na Filipinach są dwa lotniska międzynarodowe – w Manilii i w Cebu.

Kiedy jechać: Pod względem klimatu najlepsza pora do podróżowania po Filipinach trwa od połowy grudnia do połowy maja. Styczeń i maj są ponoć najciekawsze, jeśli chodzi o pełne kolorytu festiwale. Co do mnie – specjalnie wybrałam okres Wielkanocy, ze względu na interesujące mnie świąteczne obrzędy. Niestety bardzo trudno się wtedy przemieszczać – Filipińczycy masowo wówczas podróżują, na drogach są korki, trzeba liczyć się z problemami przy kupnie biletu na samolot czy nawet lokalny autobus. Podobna sytuacja jest także na Boże Narodzenie.

“Pomoce metodyczne”: Z materiałów, które miałam najbardziej przydały mi się:

ˇ      anglojęzyczny przewodnik Lonely Planet (polskojęzycznych jeszcze nie ma)

ˇ      mapa “Philippines” wydawnictwa Nelles, skala 1 : 1 500 000 (całe Filipiny + bardzo przydatny plan Manili)

Przed wyjazdem można też zajrzeć na stronę internetową http:// www.tourism.gov.ph

Co zabrać: to co zwykle na wyprawy, w tym m.in.:

ˇ      buty trekkingowe – ja nie wzięłam (po tym jak w Afryce Zachodniej nosiłam je przez 3 tygodnie i nie założyłam ani razu), a potem bardzo tego żałowałam (najbardziej w dżungli na Palawanie i w górach północnego Luzonu). Na siłę wszędzie możemy wejść w tenisówkach, ale nie jest to ani wygodne (ślisko, kamienie), ani rozsądne (ryzyko skręcenia nogi, żmije etc.)

ˇ      krem z filtrem (można kupić na miejscu) – miałam, ale przypomniałam sobie o nim dopiero gdy jeżdżąc przez cały dzień motorem, spaliłam się na raka. Tego samego dnia zaczęła mi schodzić skóra…

ˇ      coś na komary – inna sprawa, że na posiadany przeze mnie Autan wredne owady nie reagowały

ˇ      polar lub ciepły sweter – przydaje się w górach i w klimatyzowanych, mocno wyziębionych autobusach (zwłaszcza nocnych)

ˇ      kurtka przeciwdeszczowa – może lać nawet w tzw. porze suchej

ˇ      klapki – pod prysznic, na plażę – dla wygody i ochrony przed grzybicą

ˇ      grzałka – dla zwolenników zupek typu “gorący kubek” i tych którzy lubią napić się herbaty przed snem; uwaga: jak grzałka, to i kubek, i na wszelki wypadek odpowiednia wtyczka -patrz: “elektryczność”

ˇ      latarka – przydała się najbardziej w Sabong (wioska jest nieoświetlona) i w jaskiniach w Sagada

ˇ      papier toaletowy – w toaletach zwykle go nie ma, lepiej więc mieć zapas (można kupić na miejscu)

ˇ      kalkulator – przydatny do przeliczania kursów i negocjowania cen

ˇ      budzik – jeśli musimy rano wstać, nie liczmy na budzenie obsługi hotelowej – duża szansa, że zapomną o naszej prośbie

ˇ      bandaż elastyczny – zwłaszcza dla tych, którzy mają w górach problemy z kolanami

ˇ      mały ręczniczek – duże ręczniki długo schną, trudno je wyprać. A mały w razie czego można nawet wyrzucić i za przelicznik 1 zł kupić sobie nowy

ˇ      jakieś upominki dla poznanych ludzi – np. pamiątki z Polski, pocztówki ze śniegiem, T-shirty. Ale Filipiny to nie biedna Afryka, gdzie dzieciaki rzucają się na byle co – nie rewanżujmy się za nocleg plastikowym długopisem, który w miejscowym sklepie kosztuje jeszcze taniej niż u nas

JUŻ NA MIEJSCU – warto wiedzieć

Polski konsulat honorowy na Filipinach: ponieważ brak jest na Filipinach ambasady naszego kraju (Filipinami zajmuje się ambasada RP w Tajlandii), w razie czego o pomoc możemy zwrócić się do konsula honorowego, którym jest pan Fernando Lising urzędujący w Manilii, UPL Building, Sta. Clara St., Intramuros, tel. (oo63) 5271582, 5271582, fax 5271603.

Bezpieczeństwo: W moim odczuciu ogólnie jest to bezpieczny kraj. Wielokrotnie jeździłam autostopem, chodziłam po slumsach, przyjeżdżałam dokądś w środku nocy – nigdzie nie spotkało mnie nic niebezpiecznego. Jedyny szczęśliwie zakończony wyjątek stanowiło spotkanie z bandą wyrostków około północy, koło Cultural Park w Manili, ale sama jestem sobie winna (o tej porze powinnam siedzieć w hotelu lub pubie). Po prostu – trzeba być rozsądnym i nie prowokować losu, bo źli ludzie mogą znaleźć się wszędzie.

Ogólnie Manila i Baguio mają nienajlepszą opinię. Nawet w hostelach wiszą kartki ostrzegające przed elegancko ubranymi, szarmanckimi panami zapraszającymi pozornie bezinteresownie na drinka. Po wypiciu drinka z dodatkiem narkotyku przebudzenie może być niewesołe. Niebezpieczna może być też natura. Są miejsca, gdzie lepiej samemu nie wchodzić – wynajęcie miejscowego przewodnika może oszczędzić nam życie (np. Wielka Jaskinia w Sagadzie czy aktywny ostatnio wulkan Pinatubo).

Zdrowie: Nie są wymagane żadne szczepienia. Jeśli wybieramy się w miejsca zagrożone malarią (np. Palawan czy Mindanao) – lepiej wziąć tabletki antymalaryczne.

Tabletki do odkażania wody nie przydały mi się – wszędzie można było kupić wodę mineralną. Jedyne moje “kłopoty” zdrowotne, które dopadły mnie na Filipinach to przeziębienie (efekt całodniowej wędrówki po górach w przemoczonych ciuchach albo skutki nocnej jazdy w klimatyzowanym autobusie w cieniutkim T-shircie) oraz pogryzienia przez pluskwy w jednym z hosteli.

Waluta: Jednostką monetarną jest peso, które dzieli się na 100 centavos.

Podczas mojego pobytu kurs wahał się w zależności od miejsca wymiany od 35 do 38,65 peso za 1 USD. Przy wymianie do wyboru mamy banki, kantory zw. moneychanger (w Manili niektóre całodobowe) i nie zawsze korzystną wymianę na czarno w niektórych sklepach, na bazarach etc. Nie jestem pewna czy tak jest zawsze, ale najlepszy kurs oferowano mi na lotnisku międzynarodowym (zaraz po przylocie) w Manili w punkcie Banco de Oro (jest tam kilka banków różniących się nieznacznie kursem). Często za banknoty 50- lub 100-dolarowe kurs jest lepszy niż np. za 10-dolarówki. Jeśli z kolei mamy tylko duże nominały, np. 100 dolarów, a chcemy wymienić 20 – możemy mieć problemy (nie będą mieli drobnych do wydania). W sklepach, renomowanych restauracjach można płacić kartami.

Jak się ubierać: Strój jest ogólnie dowolny – nawet w tradycyjnych wioskach można chodzić w krótkich spodenkach, koszulkach bez rękawów etc. Jedynie tam, gdzie większość stanowią muzułmanie (np. na Mindanao) lepiej ubierać się bardziej “okrywająco”. Filipińczycy są raczej eleganccy, dobrze jest więc dbać, aby nasze ubranie wyglądało przynajmniej schludnie. Nie ma sensu zabierać z sobą dużo ciuchów – w razie czego na miejscu za niewielkie pieniądze coś dokupimy (za skarpetki zapłacimy ok. 30, za koszulkę od 50 peso).

Kontakt ze światem:

ˇ      Telefony – najlepiej dzwonić przy użyciu karty. Jeśli zamówimy rozmowę (usługi tego typu świadczą specjalne punkty) płacimy od razu 160 peso za 1 minutę i nawet jeśli po 10 sekundach rozmowa zostanie przerwana – pieniądze nam przepadają. W niedzielę stawki są o 25 proc. niższe. Rozmowy lokalne są bardzo tanie – 2 peso za 2 minuty.

ˇ      Fax – często są z tym problemy. Za 1 stronę wysłaną z hotelu dysponującym tym urządzeniem zapłaciłam 200 peso.

ˇ      Internet – w wielu miejscach działają internet-cafe, zwane na Filipinach “Cyber Cafe”. W Cebu jest ich kilka w centrum handlowym zwanym “SM” (pytajcie o “es-em”) – za godzinę wysyłania e-maili płaci się tylko 25-35 peso! W Manilii jest drożej – np. w Robinson Mall na rogu Adriatico i Santa Monica Street za 25 peso mamy dostęp do internetu przez 15 minut.

ˇ      Gazety po angielsku – możemy je kupić za 4-6 peso nawet w zapadłych dziurach.

Elektryczność: 220 V, wyjątkowo 110 V; wtyczki typu amerykańskiego – z dwoma płaskimi bolcami.

System miar i wag: tak jak u nas, czyli nie ma problemów z przeliczaniem

Ludzie: Niesamowicie mili. I nie zmaterializowani. Do tego inteligentni, ciekawi jak się żyje w innych krajach. Chętnie pokażą drogę, pozują do zdjęć i w przeciwieństwie do tego co jest w wielu innych krajach – nie domagają się pieniędzy. Niestety zwykle nie orientują się na mapie, a jeśli czegoś nie wiedzą – zamiast uczciwie się do tego przyznać powiedzą byle co, byle odpowiedzieć. A jak nic nie rozumieją, to i tak przytakują.

Fotografowanie:

ˇ      ludzie bardzo chętnie zgadzają się na zdjęcia, na szczęście nie żądając za to pieniędzy

ˇ      polecam zabranie filtrów do obiektywów – UV i polaryzacyjnych

ˇ      nie ma problemu z kupnem negatywów. Zapasy diapozytywów (slajdów) można uzupełniać w dużych miastach

ˇ      na lotniskach przeprowadzane są wielokrotne kontrole bagażu za pomocą promieni rentgenowskich. Jeśli nie dowierzamy maszynom – lepiej wcześniej wyjąć filmy z bagażu, ale nie zdziwmy się, gdy obsługa będzie nam kazała wyjmować każdy z nich z pudełka.

ZAKWATEROWANIE:

ˇ      nie ma problemów ze znalezieniem noclegu – od łóżek w dormitoriach po świetne dla kilkuosobowej grupki bungalowy i luksusowe hotele

ˇ      jeśli liczymy na hostele rekomendowane w przewodniku Lonely Planet, bierzmy pod uwagę, że często są one przepełnione, a podane ceny – już nieaktualne

ˇ      w wielu hotelach są kartki, że “check in = check out”, czyli możemy zostać w swoim pokoju przez całe 24 godziny (np. meldujemy się o 18-tej i mamy lokum do 18-tej dnia następnego)

ˇ      jeśli do danego hotelu przyjeżdżamy tylko na kilka godzin, niekiedy można wynegocjować niższe stawki – np. na 2, 4 czy 6 godzin

ˇ      dormitoria często są koedukacyjne; ceny dormitoriów wynoszą od 75 do ok. 150 peso

ˇ      bywa, że w hostelu nie ma ani dormitorium, ani “jedynek”, wówczas nie ma wyboru – trzeba wziąć pokój 2-osobowy

ˇ      często są problemy z pokojami 3-osobowymi, a gospodarze nie chcą się zgadzać by w “dwójce” spały trzy osoby

ˇ      najdroższe noclegi są w Baguio i Manili

WYŻYWIENIE

ˇ      jedzenie jest tanie – zwłaszcza w ulicznych knajpkach i fast-foodach, gdzie za 1 dolara już można coś konkretnego zjeść

ˇ      Filipińczycy kochają fast-foody. Na każdym kroku znajdziemy restauracje Pizza Hut, McDonald`s, KFC, a także moją ulubioną filipińską sieć – “Jollibee”. Zestawy typu spaghetti lub hamburger + napój kupimy już za 30 peso

ˇ      ąniadania możemy jadać w hostelach, płacąc za nie zwykle 40-60 peso. Zazwyczaj do wyboru są różne zestawy – śniadanie amerykańskie, holenderskie (tam gdzie przyjeżdża dużo Holendrów) i oczywiście – filipińskie. Skład tego ostatniego zestawu: ryż, kawałek jakiegoś mięsa, jaja sadzone + kawa/herbata

ˇ      owoców, często nam nieznanych, jest zatrzęsienie. Kokosy, mango, papaje, ananasy, staraple, rambutany, kalamansi i wiele innych. Ceny są zróżnicowane w zależności od wyspy – np. mango na bazarze w Cebu kosztuje 3 peso, w Manili 10 peso

ˇ      nie brak na Filipinach oryginalnych potraw, które mogą nas nieco szokować. Kiedyś zapytano mnie czy jada się w Polsce “adidasy”. Okazało się, że chodzi o pieczone łapki kurczaka. Innym razem zafundowano mi “ballut” – przysmak który okazał się na pół ugotowanym jajkiem z embrionem kurczaka w środku. Wody płodowe wypiłam, ale gdy doszłam do ukrwionej główki z zaczątkami piór – apetyt mi przeszedł

ˇ      przykładowe ceny jedzenia (w peso)

kokos w Manili – 14, ananas – 35, coca-cola -12, w Jollibee – zestaw hamburger+frytki+cola – 39, zestaw spaghetti + cola – 28, sok ananasowy – 14, śniadanie w restauracji – 40-60, zupa na ulicy – 10, ryż z warzywami – 60, omlet – 40-60, herbata, kawa, czekolada na gorąco – 6-15, pieczony banan (na ulicy) – 3, 1 kg ryżu – 15-40, piwo – 10-15 (w luksusowych lokalach 53-90!)

TRANSPORT

Samoloty:

ˇ      Atrakcyjne cenowo air-passy, którymi jeszcze dwa lata temu posługiwali się podróżujący po archipelagu, już nie istnieją. Sytuacja może się jednak zmienić, bo Philippine Airlines (PAL) po chwilowych problemach ekonomicznych dość szybko stają na nogi.

ˇ      Zanim kupimy bilet, warto sprawdzić oferty różnych przewoźników. Oprócz wspomnianej linii PAL działają m.in. Air Philippines, Asian Spirit, Cebu Pacific i inne. Ceny są zbliżone, ale często pojawiają się naprawdę ciekawe promocje. Zdarza się, że loty wcześnie ranne są tańsze. Zwykle przy wykupywaniu biletu w obie strony cena jest o 10 proc. niższa. Na lotnisku i w biurach agentów w centrum miasta bilety kosztują przeważnie tyle samo. Warto wcześniej robić rezerwacje lub wręcz kupić bilety, bo zwłaszcza w okresie świątecznym mogą być z nimi problemy.

ˇ      Pamiętajmy o opłatach wylotowych, nawet na rejsach krajowych. Na przykład w Manili przy wylotach międzynarodowych zapłacimy 550 peso, przy wewnętrznych – 100 peso. W Cebu opłata przed rejsem krajowym wynosi 80 peso. W Puerto Princessa na szczęście opłat nie ma.

Autobusy:

ˇ      W zależności od tego dokąd jedziemy i jaką linią musimy udać się na odpowiedni dworzec. Na szczęście dworce autobusowe są koło siebie, jeśli więc nie ma miejsc lub nie odpowiada nam rozkład jazdy – możemy iść do konkurencji.

ˇ      Jeśli jedziemy autobusem do Manili, często tabliczka z nazwą dokąd jest kurs nie podaje Manili a jej rejony, w których jest dworzec np. Pasay City, Makati etc.

ˇ      Ceny na tym samym dystansie są zróżnicowane w zależności od standardu pojazdu, czasu jazdy i drogi. Na przykład z Manili do San Fernando Pampanga możemy jechać dwie godziny po lokalnych drogach starym gratem za 25 peso, możemy też zapłacić dwa razy drożej, ale klimatyzowanym busem dojechać autostradą w ciągu 30 minut.

ˇ      Na długich trasach dość często są postoje – na toaletę, na jedzenie…

ˇ      Bardzo trudno oszacować czas przejazdu. Awarie wozów czy roboty na drogach są na porządku dziennym. Bardzo czasochłonne są przejazdy przez góry – 90 km między Sagadą a Baguio autobus pokonuje w 6-7 godzin!

Jeepney`e: Przebudowane, zostawione przez wojska amerykańskie jeppy to bez wątpliwości najpopularniejszy i najtańszy na Filipinach środek transportu. Zabierają teoretycznie 18 pasażerów + tony bagażu ładowanego na dach. Większość z nich jeździ w miastach, na krótkich odcinkach, są jednak i takie, które obsługują dalekie dystanse. Jeepneye nie mają przystanków – zatrzymuje się je, stając przy drodze, a jeśli chcemy wysiąść – wystarczy uderzyć w dach krzycząc “para”. Biletów nie ma – płaci się kierowcy lub konduktorowi (jeśli taki jest). Lokalny przejazd kosztuje 2,5 peso (czasem inkasują 3 i nie wydają reszty), ile kosztuje jazda na dalsze odległości – powiedzą nam miejscowi.

Taksówki: Za samo otwarcie drzwi musimy liczyć 30 peso. Ostateczna cena może albo wynikać ze wskazań taksometru, albo z naszych uzgodnień na początku trasy (to się czasem lepiej opłaca). Lonely Planet uprzedza, że niektóre taksówki mają “przyśpieszone” liczniki – zwłaszcza te, które stoją przed lotniskiem czy hotelami.

Tricykle: – trójkołówka, czyli po prostu rodzaj rikszy. Podróżowanie nawet w 3 osoby + kierowca nie jest zwykle problemem. Środek transportu głównie w miastach i w ich okolicach. Ceny należy negocjować jeszcze przed startem.

Metro-train: – kolejka naziemna w Manili. Najlepszy środek transportu jeśli musimy przejechać z jednego końca miasta na drugi (z północy na południe). Płaci się 10 peso i nie stoi się w korkach. Szkoda, że jest tylko jedna linia.

Pociąg: jedyna linia kolejowa na całych Filipinach prowadzi od Manili na południowy Luzon. Nie korzystałam. Ponoć pociąg kosztuje tyle samo co autobus, a jest znacznie wolniejszy.

Promy: Kursują pomiędzy wyspami. Niektóre z nich to superszybkie (i drogie) wodoloty – np. linie Supercat, Water Jet czy Bullet Xpress, niektóre – niewzbudzające zaufania, wolne, ale za to tanie statki. Promami pływałam tylko na krótkich odcinkach (z Cebu na Bohol, z Luzon na Marinduque). Jeśli chcemy płynąć na długich trasach, bierzmy pod uwagę liczne niespodzianki. Walka o bilet między Luzonem a Cebu zajęła mi pół dnia – szukanie nabrzeża, stanie w kolejkach, a i tak okazało się, że interesujący mnie prom nie odpłynie bo ma popsuty silnik.

Motory: Świetny pomysł na objeżdżanie wyspy – wynajmowanie motoru z miejscowym kierowcą. Praktykowane zwłaszcza na Boholu. Całodniowa wycieczka kosztuje 300-600 peso.

Autostop: Z moich doświadczeń wynika, że Filipińczycy dość chętnie biorą “na stopa”. Ale ponieważ transport publiczny jest tani, autostop należy do rzadkości.

Przykładowe ceny komunikacji:

ˇ      samolot Manila-Cebu w obie strony – 1450 peso, w jedną stronę 1610

ˇ      prom na trasie Manila-Cebu- bilet pokładowy w jedną stronę – 750 peso, za wyżywienie (2 posiłki) – dodatkowo 100 peso

ˇ      taxi z centrum na lotnisko w Cebu (niezależnie od pory doby) – 150 peso

ˇ      autobus Manila-San Fernando Pampanga (stara, długa droga – 2 h) – 27,5 peso

ˇ      prom z Luzonu na Marinduque (1,5 godziny rejsu) – w zależności od klasy 75-125 peso

ˇ      superszybki wodolot z Cebu na Bohol (rejs 1,5 godzinny) – 220 peso

ZWIEDZANIE – PROGRAM

ˇ      Każda z wysp ma inny charakter, jeśli więc chcemy poznać Filipiny, musimy postarać się zobaczyć jak najwięcej z nich.

ˇ      Im mniejszy mamy bagaż, tym jesteśmy bardziej mobilni. Ja wprawdzie miałam duży plecak, ale traktując Manilę jako bazę wypadową, starałam się zostawiać wszystko co niepotrzebne w hostelu, w którym opłaciłam depozyt (35 peso za tydzień) i na kilkudniowe wypady wyjeżdżałam tylko z małym plecaczkiem.

ˇ      Jeśli mamy okazję, warto zaglądać do miejscowych punktów informacji turystycznej – w każdym większym mieście takie biuro znajdziemy. Możemy tam dostać bezpłatne plany miast, darmowe gazety z informacjami dla przyjezdnych, a gdy trzeba – z pomocą pracowników, np. zarezerwować hostel czy wykupić wycieczkę.

ˇ      Przy zwiedzaniu, czy np. rejsach promem, na ulgi mogą liczyć posiadacze legitymacji ISIC oraz seniorzy, którzy przekroczyli 60. rok życia. Niestety, w przypadku podróży samolotem i tak zwykle korzysta się ze specjalnych taryf, zniżki studenckie i emeryckie nie są więc już brane pod uwagę.

Trasa: Zrealizowany przeze mnie program, w skrócie

1 dzień – Manila – przylot, szukanie noclegu

2 dzień – Manila (procesja Palmowej Niedzieli, załatwianie biletów na prom i samolot, wioska Nayong Pilipino, miasto “by night”)

3 dzień – Manila – Cebu (zwiedzanie Cebu i jego obrzeży: świątynie buddyjskie, krzyż Magellana, bazylika Minor del Santo Nińo, Fort San Pedro, Colon Street, bazar)

4 dzień – Cebu – wyspa Bohol (przeprawa promem, Czekoladowe Wzgórza)

5 dzień – Bohol (Czekoladowe Wzgórza – c.d., objazd wyspy Bohol (bambusowy most, małpki tarsier, kościół w Baclayon) oraz wysepka Panglao (jaskinia Hinagdanan, plaża Alona Beach), prom z Tagbilaran do Cebu

6 dzień – Cebu – Manila (pałac prezydenta, meczet Globo de Oro, chiński cmentarz, walki kogutów), przejazd do San Fernando Pampanga, zwiedzanie miasteczka

7 dzień – obchody Wielkiego Piątku – procesje biczowników i ceremonia przybicia chętnych do krzyża, po południu przejazd do Luceny

8 dzień – przeprawa promem pomiędzy wyspami Luzon i Marinduque, zwiedzanie Boac, wycieczka do Buenavisty, wieczorny spektakl Festiwalu Moriones w Boac

9 dzień – parada i widowisko “zabicia Longinusa” w Mogpog, powrót promem na Luzon i przejazd do Manilii

10 dzień – Manila (do południa – c.d. zwiedzania miasta – Rizal Park, ogród japoński i chiński, starówka z katedrą, kościół San Augustin, Fort Santiago), przelot na Palawan, przejazd do Sabang

11 dzień – Sabang – spacer do wodospadów, przeprawa przez dżunglę do Podziemnej Rzeki, rejs łodzią w jaskinii, jaszczury i małpy, przejazd do Puerto Princessa , bazar miejski

12 dzień – Puerto Princessa i okolice (kolonia karna Iwahig, farma krokodyli), przelot z Palawanu do Manili, nocny przejazd do Banaue

13 dzień – Banaue – wycieczka górska do Batad – wioski słynnej z tarasów ryżowych, po powrocie do Boac – muzeum miejskie i sklepy z pamiątkami

14 dzień – Banaue (główny punkt widokowy na tarasy – Banaue View Point) -Sagada (jaskinie – Big Cave, wiszące trumny, Dolina Echa, punkt widokowy przy cmentarzu)

15 dzień – Sagada (Dolina Echa raz jeszcze), przejazd do Baguio (zwiedzanie miasta – targ, cmentarz negatywizmu, park miejski, próby znalezienia lekarzy od operacji bez skalpela), przejazd do Angeles

16 dzień – Angeles (trekking u podnóża wulkanu Pinatubo), powrót do Manili, pożegnalny wieczór w restauracji

17 dzień – Manila (ostatnie zakupy, świątynia buddyjska przy Adriatico Street, bazylika Quiapo)- wylot

Uwagi: był to program bardzo intensywny i przez to męczący, choć mnie akurat to nie przeszkadzało. Normalne było wstawanie o świcie, kładzenie się spać późną nocą (albo w ogóle). Ogólna konkluzja: warto poświęcić na Filipiny więcej czasu, po prostu wszędzie byłam ZA KRÓTKO.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u