Lądem z Chin – Małgorzata Maniecka

Małgorzata Maniecka

Czas trwania wyprawy: 30.06.07-25.08.07  (57 dni)

Ilość uczestników: 1 KOSZT WYPRAWY: 1700USD

Przejechane kraje: Chiny, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan, Rosja

TRASA:Babu-Pekin-Harbin-Xilinhot-Hohhot-Lanzhou-Urumczi-Alma Ata-Shymkent-Turkistan-Taszkient-Shakrisabz-Samarkanda-Penjikent-Ajni-Duszanbe-Khorog-Murgab-Karakol-Duszanbe-Istaravshan-Khojand-Jezioro Kayrrakum-Krasnojarsk-Moskwa-Warszawa

WALUTY

Chiny: 1USD-7.58RMB (Yuan), 1Y-16Tenge (T)

Kazachstan: 1USD-122T, 1E-168.5T, 1Y-16.3T

Uzbekistan: 1USD-1260Sum (S), 1E-1600S

Tadżykistan: 1USD-3.45 TJS, 1E-4.71TJS, 10S-2.05TJS,

Rosja:1USD-25.60R, 1 Euro-34-35R

WIZY

załatwiane w Chinach:

tadżycka (1 miesiąc)-410Y, uzbecka-440Y (2 razy tranzyt po 3 dni) i kazachska-306Y (tranzyt na 5 dni).

Dziennik podróży:

Czwartek, 5. Lipca 2007

Skończyła się moja praca w Chinach i mój 2 letni tam pobyt. Teraz czekała mnie droga powrotna do kraju, oczywiście lądem.  Pierwszy etap to Babu-Guilin (Guangxi) – 3.5h (63Y, 200km). Następny odcinek to trasa Babu – Pekin z kupionym wcześniej biletem (hard seat, 238Y, 2145km, 27.5h). Przybyliśmy zatłoczonym pociągiem na Beijing West Station. Niestety było już po 23. i nie mieliśmy żadnego autobusu do centrum. Złapaliśmy taxi ( oczywiście z licznikiem) i za 20Y dojechaliśmy “prawie” pod hotel (kierowcy mają często problem z topografią). Kierowcy przy dworcu chcieli za ten kurs 100Y.

Włączenie licznika w taksówce (są klimatyzowane) w Pekinie – 10Y. Jednak tam gdzie można lepiej dojechać metrem, bo jest to dużo szybciej no i taniej (3Y) niezależnie od ilości przejechanych przystanków. Miasto jest zakorkowane dokumentnie.

Sobota, 7. Lipca 2007

Przyjechałam do Pekinu, aby załatwić wizy do Tadżykistanu i Uzbekistanu. Pierwsze 2. noce przenocowaliśmy w (nie jest w ogóle godny polecenia): Eastern Morning Sun Youth Hostel (jest w LP), znajduje się na 4. poziomie pod ziemią w kompleksie PLAZA w samym centrum Pekinu, bliziutko stacji metra Wangfung (linia czerwona). Nie ma tu dormów, okropny pokój 2 os. bez łazienki 120Y.

Później przeniosłam się na jedną noc do hotelu SAGA, (50Y za łóżko w dormie 8 os.), ale to też nie specjalny. Nocowałam też jedną noc w bardzo starym 200. letnim budynku, na południe od Tiananmen SQ. w Hutongu w Hostelu Chong Gong. Pokój 2 os. -100Y, dorm 6 os. -35Y.

We wtorek udałam się do 2. ambasad: tadżyckiej i uzbeckiej. Okazało się że adres tej pierwszej, który wzięłam z forum LP jest nieaktualny od pół roku i zaczęły się poszukiwania. W końcu ktoś mi podpowiedział, że jest to vis a vis Lufthansy i hotelu Kempinsky. Szybko bez problemu zostałam przyjęta, i pojechałam z powrotem do ambasady Uzbekistanu. Wizy miałam odebrać w piątek do południa. Tadżycką wraz z darmowym miesięcznym permitem GBAO dostałam rano, a urzędnik w ambasadzie uzbeckiej kazał mi przyjechać jeszcze raz po południu.

Dziś rano opuściłam Pekin i już jestem w Heiliongjiangu na północy Chin w Harbinie. Przyjechałam tu pociągiem (hard seat, 11.5h = 157Y). Zatrzymałam się na jedną noc w hotelu polecanym przez LP: Zhongda Dajiudan położony jest przy głównym deptaku. Niestety nie ma dormów, najtańszy pokój z łazienką 100Y.

Poniedziałek, 9. Lipca 2007

Rano wybrałam się na dworzec autobusowy (A 101, 103) za jedyne 1Y. Przechowalnia bagażu na dobę to koszt 10Y. Na dworcu kolejowym naprzeciwko kupuję “hard seat” (1300 km – 131Y). Tuż koło dworca kolejowego, po wyjściu w prawo znajduje się przystanek autobusu nr 88 (1Y, 1h przez całe miasto) i nim można dojechać “prawie” do SIBERIAN TIGER PARK (wstęp 65Y) . 0,5h zwiedzanie klatek z tygrysami odbywa się w okratowanych mini busach, ale oprócz tego można jeszcze pochodzić nad klatkami innych osobników, też tygrysów oraz pum, leopardów, lwów itd. Podczas zwiedzania parku poznaję grupę nauczycieli z Wuhan i zabierają mnie ze sobą z powrotem do centrum. W samym centrum znajduje się przepiękna cerkiew Św. Zofii z 1904r. Wstęp – 35Y !!!

Chcąc odebrać bagaż z dworca autobusowego musiałam skorzystać z wejścia od tyłu, bo mimo że było ok. 21 dworzec był już zamknięty. Z bagażem wyruszyłam na pociąg na 21.55 (20h jazdy).

Wtorek, 10.Lipca 2007

W pociągu bez problemu dokupuję bilet na kuszetkę -114Y i przenoszę się do innego wagonu. Na postoju znajomi innej pasażerki przyjeżdżają po mnie mini busem i wiozą do miasteczka . Na tyłach tego drogiego hotelu (Beiji Chun) jest kilka tanich i w jednym z nich CAIZHENG HOTEL znajduję nocleg za 25Y w pokoju 3 os. bez łazienki. Na tyłach hotelu, jest kawiarenka internetowa – 2Y/1h.

Bardzo chciałam zobaczyć rzekę Amur (Heilongjiang Ho) i granicę z Rosją, dlatego następnego dnia rano ruszam autobusem do miejscowości Beiji Town, oddalonej o około 80 km (16Y) na północ od Mohe. Autobus wyjeżdża bardzo punktualnie, ale po chwili skręcamy do jakiejś dziury i tam czekamy na przyjazd pociągu. Kierowca i konduktor rozwieszają na masce samochodu plakat z informacją o godzinie odjazdu pojazdu a bileterka idzie do wyjścia z dworca z tablicą w celu zebrania pasażerów.

Dopiero koło południa docieram na miejsce ( a wyjechałam o 9.15). Przed wjazdem do Beiji Town czyli North Pole Village muszę zapłacić za wstęp do parku narodowego – 60Y.

Środa, 11.Lipca 2007

Wioska jest stosunkowo mała, raczej nie nazwałabym tego miasteczkiem, położona na brzegu Amuru. Nie ma tu przejścia granicznego. Po rzece można przejechać się motorówką lub łodzią za jedyne……100Y. Rezygnuję. Muszę niestety wrócić tym samym autobusem do Mohe.

Czwartek, 12. Lipca, 2007

Okazało się, że jedyną możliwością wydostania się z Mohe (poza pociągiem, którym przyjechałam) jest autobus następnego dnia do Mangui już w Mongolii Wewnętrznej (32Y-150km, 3,5h) a dopiero stamtąd dalej pociąg zwykły na południe. Kiedy przybyliśmy na miejsce, miałam nadzieję, że o 6. będzie pociąg. Okazało się, że tak, ale rano. Jakaś kobieta zwinęła mnie od razu do swojego “hotelu” za 5Y !!! Hotel Nam Bei Ton, przy samym dworcu okazał się być po prostu barakiem z kilkoma dziuplami jak w melaminie i z wychodkiem na zewnątrz. Rano kupuję bilet do Yakeshi (32Y, około 500 km) i wsiadam do pociągu. Podróż trwa 10 h.

Wtorek, 17. Lipca 2007

Z braku innych możliwości chcąc jechać dalej na południe kupuję sobie bilet na zwykły pociąg -70Y (10h) do Baicheng. Serwis był wspaniały. Już o 7. jestem w Baicheng i tu okazuje się, że to był błąd, należało od razu jechać dalej na południe do Tangliao (27Y, 6H). No cóż, znowu czeka mnie czekanie i zwiedzanie następnego miasta. Po południu przybywam do Tangliao z nadzieją, że stąd już pojadę bezpośrednio autobusem na zachód do Xilinhot, jednak ten jest dopiero następnego dnia (110Y, 700km, 10H). Zatrzymałam się w hotelu (Rui Xin) który jest nowy, znajduje się w bocznej uliczce koło dworca, jest więc cicho. Są tu pokoje od 20-118Y, z tym że te po 20 i 30 Y to takie dziuple, bez łazienki i bardzo małe.

Wtorek, 17. Lipca 2007

Następnego dnia jadę autobusem do Xilinhot. Chcąc zobaczyć prawdziwych Mongołów zmierzam do poleconego miejsca. Ładuję się na taxi motorowe z przyczepą (20Y) i już po 20 minutach jestem na miejscu. Okazuje się jednak, że to po prostu restauracja i kilka jurt w których są stoliki. Jednak 10km dalej jest “wioska turystyczna” (Shi Lin He Grassland Hotel), pięknie stylizowana, położona na stepie, z dala od drogi. Są jurty, sklep z pamiątkami, restauracja i konie. Wynajęłam całą jurtę za… jedyne 100Y (utargowałam z 160Y), taniej się niestety nie dało.Jazda konna, za droga impreza – 80Y/1h.

Następnego dnia postanawiam jechać do Hohhot. Poznani po drodze ludzie odwieźli mnie na sam dworzec kolejowy, daleko za miasto (na autobus już nie było biletów). Jest stąd tylko jeden zwykły pociąg dziennie (55Y, 600 km, ponad 11h).

O 21.30 przybywamy do Hohhot, postanawiam tutaj zanocować. Wcześniej jednak kupuję sobie bilet na następny dzień, na pociąg do Lanzhou (nie ma bezpośredniego do Urumczi).

Podróż będzie trwała około 20h, 1400 km, 153Y. Z braku kuszetki kupuję hard seat. Kieruję się do hotelu polecanego w LP, jednak i pierwszy i drugi są w remoncie. Sprawdzam kolejne, gdzie są naprawdę tanie dormy (20-30Y ale chyba dla Chińczyków), wszędzie nie ma miejsca. Najtańszy pokój to wydatek rzędu -70Y, bez łazienki. To trochę za drogo. Jakaś starsza kobieta zaczepia mnie na ulicy i oferuje pokój w swoim mieszkaniu 300m od dworca za 30Y. Decyduję się i nie żałuję.

Po małym zwiedzaniu wsiadam do pociągu i jakże jestem mile zaskoczona, bo mam kuszetkę a nie miejsce siedzące. A więc 20h w luksusie za jedyne 153Y (60 zł).

O 7.30 następnego dnia dojeżdżamy do Lanzhou, skąd do Urumczi (Xinjang) udaje mi się dostać tylko bilet bez miejsca siedzącego (185Y, 24h). Mam jednak cichą nadzieję, że coś załatwię w pociągu, nie wyobrażam sobie siedzieć tyle godzin na plecaku w korytarzu.

Czwartek, 19. Lipca 2007

Pociąg był strasznie zatłoczony. Sama nie wiem jak tą podróż wytrzymałam (25h-1850 km) w takich warunkach. W Urumczi udałam się najpierw do hotelu przy samym dworcu (z LP) ale oczywiście nie było miejsc w dormitorium, więc zdecydowałam się na inny, w poł-wsch. części miasta, też polecany przez LP: Xinjiang Sikver Briches Int. YH (dorm. 35 i 40Y, są też dwójki). Hotel znajduje się blisko centrum handlowego Carrefour. Jest tu też Internet, pralka, biuro podróży, mały barek. Z czystością troszkę na bakier, ale można przeżyć. Obsługa jest bardzo miła i mówi po angielsku. Musiałam tu jechać z przesiadką 2. autobusami (A58 i A105, bilet 1Y).

Stąd też w miarę blisko jest do ambasady Kazachstanu, dlatego postanowiłam tu zanocować. Dziś właśnie złożyłam dokumenty w tejże ambasadzie i stoczyłam “bój”, bo okazało się, że nie mogą mi dać dwukrotnej wizy tranzytowej. Dostanę tylko jednokrotną (na pięć dni-306Y), odbiór jutro w południe, a drugą wizę mam sobie już załatwić gdzieś po drodze w innym kraju.

Po południu udałam się na dworzec autobusowy celem zakupu biletu do Alma Aty. Spod hotelu jest bezpośredni autobus (A 105) na sam dworzec Nan Zi Gou, ale dworzec tzw. Międzynarodowy do Kazachstanu mieści się kawałek dalej, jakby na jego tyłach (za KTV). Tu już bez problemów kupiłam bilet na jutro na autobus sypialny (360Y).

Niedziela, 22. Lipca 2007

Następny dzień schodzi mi na załatwieniu różnych drobnych spraw, a przede wszystkim odebraniu wizy kazachskiej, szybko, bez kolejki. Wieczorem już na godzinę przed odjazdem autobusu jestem na dworcu. Autokarów udających się do Kazachstanu (nie tylko do Alma Aty) jest chyba z 10. Każda sztuka bagażu jest ważona i wszystko zapisywane jest na bilecie. Można mieć tylko 25 kg na osobę. Ja tu jako jedyna mam tylko plecak – 13kg i nic nie muszę płacić.

Przed granicą w Khorog kierowca rzuca hasło: składka dla celników po 50Y od łebka bo inaczej będą sprawdzać bagaże i trwać to będzie wieki. Nie bardzo mi to pasuje, ale nie mam wyjścia, też muszę zapłacić, tyle że tylko 30Y.

Przejście w Khorog jest bardzo duże i straszny tu ruch (ciężarówki, autobusy) w obie strony, a widziałam, że chyba buduje się nowe przejście graniczne. Również mnóstwo tu koników, wymieniam Juany na Tenge: 1Y = 16T, 1USD=125T . Na celnicy tłok.

Do Khorog można też przyjechać lokalnym autobusem z Urumczi, przejść granicę i za 20 USD jechać do Alma Aty. Granica kazachska znajduje się tylko w odległości 1 km od chińskiej, tu już bez problemów i czekania przechodzę granicę, potem wracam do autobusu po plecak i jeszcze raz ją przechodzę. Taka jest procedura. Nikt niczego mi nie sprawdza i widzę, że i Kazachów nie kontrolują. Tu na parkingu można też się czegoś napić i zjeść nim podjedzie.

Po 20h jesteśmy na miejscu, na dworcu Sayran. Jest tu hotel i mają dormitorium ale tylko dla mężczyzn (800 T), a dwójka kosztuje 3500T ale już brak. Pani w recepcji godzi się dać nam (4. osobom) pokój 2 os., ale uprzedza, aby nikomu nic nie mówić i nie szwendać się po hotelu, co by nikt nie zauważył ile nas jest.

Wieczorem już stąd uciekam, jadę dalej do Szymkientu – na zachód. Możliwości transportu jest bardzo dużo, właśnie z dworca Sayran.

Środa, 25. Lipca 2007

Okazało się, że jest centrum w Alma Aty, które mieści się niedaleko Zielonego Bazaru na ulicy Zhilbek Zholy. Ceny potraw takie jak w Europie. Tu można również wymienić pieniądze i skorzystać z internetu za jedyne 138T/1h.

Wieczorem jeszcze podjeżdżam tramwajem do St Nicholas Cathedral ( Nicholsky Sobor), kościół jednak jest już zamknięty, mogę zobaczyć go tylko od zewnątrz. Potem jadę autobusem na dworzec w Saran. Jest akurat autobus do Shymkientu (700 km, 1400T) i są jeszcze miejsca, więc decyduję się nim jechać. Marszrutka kosztuje 2000T. Lecz kiedy chcę włożyć bagaż do plecaka, okazuje się, że muszę jeszcze kupić bilet bagażowy na plecak za 280T.

W Szymkiencie ląduję po 11h i wysiadam na starym dworcu autobusowym, ale tu nie ma żadnych autobusów do Turkistanu. Muszę zatem przejechać na nowy dworzec autobusowy Sayran, ale nie stanowi to żadnego problemu, co chwilkę jest autobus lub marszrutka (0.40T). Na nowym dworcu jest mnóstwo jadłodajni i bazar. Można tu też dokonać wymiany pieniędzy. Podróż do Turkistanu trwa tylko 2.5h (170km, 300T).

W Turkistanie zatrzymałam się w hotelu Edem i po długich negocjacjach udało mi się dostać pokój 2 os. (nie ma jedynek ani dormów) z łazienką, TV i AC za 1000T, pierwotna suma była 2000T. Sprawdziłam też hotel Sabina, ale tam drożej i brak łazienki.

W Turkistanie nie było problemów ze znalezieniem internetu (140T/h) tyle, że polskie strony nie chciały się otwierać, ale za to był Skype. Następnego dnia musiałam się wrócić do Shymkientu, gdzie ponownie pojechałam na stary dworzec i dopiero tu znalazłam odpowiedni transport – minibusa (nazywają to też Gazelle) do granicy z Uzbekistanem. Podróż była krótka, tylko 1.5h (350T, 110km). W Czerniejwka (Jibek Joli), w małej wsi jest przejście graniczne między Kazachstanem a Uzbekistanem. Czynne jest ono od 8-22 i strasznie duży tu ruch. Dokonuję wymiany pieniędzy (1T-10,25sum, 1USD-1260s, 1Euro-1600s) i dostaję taką masę dużych banknotów, że zajmuje to połowę reklamówki.

Środa, 25. Lipca 2007

Przechodzę bez problemów granicę. Taksówkarze oferują mi transport do stolicy za jedyne… 3000 sum a marszrutką kosztuje tylko 400s (10-13km). Kierowca wysadza mnie na przystanku autobusowym (200s), bowiem ja chcę się dostać do hotelu przy dworcu kolejowym (North) “Lokomotiv”. Po pół godzinie jestem na miejscu.

Dworzec położony jest na południu miasta (choć nazywa się North Train station). Hotel “lokomotiv” niestety nieczynny, zamknięty, ale na dworcu jest Kamera Otdycha i tu znajduję łóżko za 7000s. Internet na dworcu – 400s/1h.

W Taszkiencie brak taksometrów, 1km kosztuje w przybliżeniu 1000s, ale można się potargować. Prywatne samochody też oferują podwiezienie. Metro to chyba najszybszy i najpewniejszy środek transportu (200s). Dziś pojechałam do ambasady Kazachskiej celem wyrobienia wizy tranzytowej na powrót do kraju. Po awanturach o 5. mogę odebrać paszport. Opłata za wizę tranzytową tylko w dolarach – 20USD.

Niedziela, 29. Lipca 2007

Wracam do hotelu, aby zabrać bagaż (tu za przechowanie żądają 2000s) i przenoszę go do przechowalni bagażu na dworcu kolejowym (300s). Aby oddać bagaż trzeba okazać paszport a procedura spisywania danych trwa stosunkowo długo. Do centrum najlepiej i najszybciej dojechać metrem (200s).

Kiedy już jestem przy okienku ambasady, dowiaduję się, że wizy nie dostanę – muszę mieć wizę rosyjską. Żadne tłumaczenie nie pomaga, ani ta umowa o ruchu bezwizowym, którą skopiowałam i dołączyłam do wniosku. Niestety brak mi czasu na poproszenie o pomoc polskiej ambasady.

Do Shakhrisabz jadę metrem do stacji Sebir Rakhimow (z przesiadką), a z tamtąd do hipodromu, który oddalony jest ok. 10 km. Taksówkarze żądają za przejazd tego odcinka 2000s, ale udaje mi się wsiąść do taryfy, w której już są pasażerowie i płacę tylko 1000s. Dalej płacę za przejazd (450 km) 15000s, choć inni plącą mniej, chyba 12000s. Na miejscu mam zamiar zatrzymać się w hotelu Aquarium (pokój “tylko” 25USD), jednak jeden z pasażerów (student z Taszkientu) zaprasza mnie do siebie do domu. Jego miejscowość – Jakkabag jest oddalona jeszcze 15 km od Shakhrisabz.

Następnego dnia zwiedzam miasto. Tu rzeczywiście jest fajnie, nikt nie oszukuje a ceny za wstępy do poszczególnych obiektów są bardzo niskie (1500s). Zniżek brak.

Niedziela, 29. Lipca 2007

Po południu jadę już z powrotem w kierunku Samarkandy. Najpierw marszrutka do Kitab (19km, 300s), a dopiero stąd taksówka (3500s) do Samarkandy. Tam będę miała dalszy transport do granicy uzbecko-tadżyckiej. W Samarkandzie wysiadam przy Radżastanie, tu jest postój marszrutek do granicy w Dzartepie (50 km) który trudno znaleźć. Po chwili siedzę już w marszrutce (1500s, 1h). Przejście jest stosunkowo małe, czynne 24h, ale zupełnie brak cinkciarzy. Po stronie uzbeckiej muszę jeszcze raz wypełnić deklarację, a u Tadżyków super-tylko stempel na wizie i to wszystko. Do Penjikentu (25km, miasteczko przygraniczne) docieram taksówką zbiorową dosłownie w kilka minut – 2000s. Wybór hoteli jest tu niewielki (w jednym jest tylko łóżko za 1USD, ale brak wody, WC i łazienki, mycie się na ulicy) i kieruję się do Inturistu. Cena za łóżko 10USD, a hotel jak rudera, wszystko popsute i do tego brak wody. Cena za pokój 2 os. to 20USD.

Niedziela, 29. Lipca 2007

Tutejsza waluta nazywa się: somani tadżycki (TJS) 1USD=3.45TJS, a somy uzbeckie można wymienić po następującym kursie: 1000s=2.73TJS.

W końcu chcę jechać do Ayni, które jest w odległości 100km. od Penjikentu. Nic tam jednak już o tej porze nie jedzie i jadę najpierw rozklekotanym autobusem 45km do wioski Szurcza (2TJS). Z stamtąd jadę taksówką w której są 3 pasażerki. Zabieram się do Ayni (15TJS, 50 km). Przed Ayni jest rozjazd na północ i południe, gdzie zatrzymywane są wszystkie samochody – tu policja dopiero kasuje. Stąd już znalezienie transportu nie stanowi żadnego problemu. Ja jednak znajduję nocleg za 3TJS (około 1USD) w prawdziwej chaihanie (herbaciarnia).

Poniedziałek, 30. Lipca 2007

Rano dogaduję się z jednym kierowcą i godzi się mnie zabrać do Duszanbe za 40 TJS (170 km, 8,5h). W Duszanbe postanawiam iść do hotelu Vaksh (Rodaki 24, koło opery), bo to chyba tu najtańsza opcja. Łóżko w pokoju 4 os. kosztuje 10USD. Łazienka i WC na korytarzu, wszystko się rozwala i jest w opłakanym stanie, lecz nie mam wyboru.

Poniedziałek, 30. Lipca 2007

Wieczorem kręcę się po centrum – stanowi go szeroka i pełna drzew aleja o nazwie Rudaki. Kawiarenki internetowe są w cenie 2TJS za 1h.

Niedzielę spędzam częściowo w Hissar (35km, 1.5TJS), Aby tam dojechać należy na ul. Rudaki wsiąść w autobus nr 8 (0.40TJS) i dojechać do Zarnisor – jest tu postój marszrutek i spory bazar.

Dzisiejsze popołudnie spędziłam na poszukiwaniu ambasady Turkmenistanu, a kiedy ich już znalazłam (akurat wczoraj się przeprowadzili), dowiedziałam się, że tranzyt mogę dostać tylko na podstawie wizy irańskiej lub azerskiej. Został mi już tylko miesiąc, więc muszę zrezygnować z odwiedzenia tego kraju.

Poniedziałek, 30. Lipca 2007

Właśnie wróciłam z miejsca, gdzie rano odjeżdżają taksówki do Khorog. Postój nazywa się Ostanowka Pamir i znajduje się niedaleko dworca kolejowego. Można podjechać trolejbusem nr 1,3 i 8 do końca i wsiąść dalej w marszutke. W sumie miejsce to oddalone jest od dworca może 2 km. Taksówki do Khorog odjeżdżają miedzy 6 a 7 rano. Przy okazji wstąpiłam też na dworzec i dowiedziałam się, kiedy kursują pociągi do Moskwy: 3 razy w tygodniu: poniedziałek, czwartek i piątek o 4.40 rano a bilet na plackartnyj kosztuje 590TJS. Z kupnem biletu nie ma najmniejszego problemu. Podroż trwa 4 doby. Mam już registrację OVIR-u. Udało mi się to załatwić na miejscu, w hotelu – koszt 22TJS i nie musiałam nigdzie łazić i znowu szukać ich biura. Po centrum jeżdżą trolejbusy (0.30TJS), które właściwie zatrzymują się na każdy ruch ręką.

Sobota, 11. Sierpnia 2007

Następnego dnia już wczesnym rankiem byłam na “Pamirskim przystanku”. Dojechałam tam autobusem i marszrutką. Taxi jest przynajmniej 8 razy droższe. Dalej wybrałam toyotę cruiser (150TJS, 530 km). Droga początkowo była super, z tym że co kawałek stoją policjanci i zatrzymują wszystkie pojazdy celem ściągnięcia “haraczu” – 2TJS.

Teraz już jedziemy wzdłuż granicy z Afganistanem. Co chwilkę posterunek policji. Pierwszy check point w Lasztie Szier, 200 km od Duszanbe, na drugim wpisują mnie do książki. Kierowca wysadza mnie w środku Khorogu, ale jest godzina 3.30 i wszystko jest pozamykane. Nocuję wedle wskazań kierowcy.

Sobota, 11. Sierpnia 2007

Po rozmowie z gospodarzem i jego żoną okazuje się, że maja tu pokój i mogę się zatrzymać. Gospodyni prowadzi mnie do łaźni (banja), gdzie za 1TJS można się porządnie wykąpać w ciepłej wodzie. Można przychodzić co drugi dzień: jeden dzień dla mężczyzn a drugi dla kobiet.

Jest czwartek rano, chcę zobaczyć korytarz Wahan (wzdłuż granicy z Afganistanem), więc jadę do Iskashim. Przystanek marszrutek znajduje się po drugiej stronie rzeki na przeciwko bazaru. Pakuję się do marszrutki (20TJS, 120km), gdzie jest już trochę pasażerów. Na przejściu na moście można by swobodnie wjechać do Afganistanu, bowiem w Khorog jest ambasada afgańska. W Iskashim zmieniamy pojazd (moskvich), aby dalej udać się do Langar (120 km, 50TJS). W Langar kierowca wiezie nas od razu do swojej znajomej, gdzie możemy zanocować. Następnego dnia rano wychodzimy na drogę aby złapać coś do Murghab, ale tu nic nie jeździ i tylko prywatnie możemy sobie coś wynająć. Po licznych perypetiach, targowaniu się udaje nam się coś znaleźć. Tu gdy wynajmuje się auto należy najpierw podjechać na stację i zatankować go za własne pieniądze. Kiedy okazuje się że wynajętym samochodem musimy zawrócić mamy problem z jej odzyskaniem.Po powrocie trafiamy do poprzedniej kwatery, gdzie po chwili przychodzą 2. młodzi faceci i proponują tą samą podroż, nazajutrz za prawie tą samą cenę – 166TJS/os. No cóż, nie ma co wybierać, tu ciężko z transportem i umawiamy się na 8. rano.

Sobota, 11. Sierpnia 2007

Po licznych przygodach z psującymi się samochodami i zmianami kierowców dojeżdżamy do Alichur. Jest tu schronisko, byle jakie za 6USD/os bez wody. Szukamy kwatery i na terenie byłego kołchozu znajdujemy nocleg. Następnego dnia okazuje się, że od razu mamy transport do Murghab (50TJS/os.). Niestety w drodze po problemach technicznych nasz Kierowca stwierdza, że nie da rady pojechać dalej i zatrzymuje nam chińskiego TIR-a (40TJS). Na osobę wyszło więc po 24TJS za 100 km. Chińczyk wysadza nas w centrum “miasta”, akurat koło hotelu Murghab. Sprawdzamy warunki, brak wody i WC, cena niska, tylko 5TJS. Brak prysznica, szukamy więc dalej i niedaleko znajdujemy wspaniałą kwaterę Homestay Erlan. Cena za os.6USD, posiłki: śniadanie 1.50USD, obiad i kolacja w cenie: 2.25USD. Kwatera należy do organizacji Meta, która pomaga tutejszym mieszkańcom. Spędzamy tu 2 noclegi.

W Murghab już nie ma internetu. Z bazaru odjeżdżają marszrutki do Khorog i Osz (65 TJS). Następny dzień poświęcamy na wycieczkę po okolicy, jedziemy z kierowcą nad jezioro Rang Kul – 65km od Murghab. Można zanocować w kwaterze prywatnej (6USD/os). Wycieczka w góry na cały dzień kosztuje 60USD a 2h-20USD. W czasie kolejnej “herbaty” wpadamy na pomysł, by pojechać przez góry do granicy z Chinami i wieczorem wrócić do Murghab. Kierowca ma czas, a auto jest chyba najlepszym pojazdem jaki mieliśmy do tej pory. Dowiaduję się, że granicę można przekraczać (szkoda, że prosto z Chin nie przyjechałam tędy), ale otwarta jest zawsze 10 dni, potem zamknięta przez kilka i znowu otwarta. Po kilku minutach możemy już odjechać i kiedy się ściemnia wjeżdżamy do Murghab. Za cały ten odcinek – 230 km zapłaciliśmy po 90 TJS na osobę.

Poniedziałek, 13. Sierpnia 2007

W Murgab był ponoć internet, ale obecnie nie działa. Można za to bez problemu zadzwonić z poczty do Polski. Jedna minuta kosztuje 2.5TJS. Następnego dnia znajdujemy kierowcę do Karakol (29USD, 150 km, około 4h). Później dowiaduję się, że z bazaru jest marszrutka za jedyne 50TJD, ale trzeba długo czekać aż się zapełni. Jest też i do Osz (Kirgizja) i kosztuje 65TJS. Tuż przed Karakol jest check point i dokumenty są sprawdzane aż 2 razy (kierowcy również). Nikt się nie czepia mojej rejestracji – mam tylko ta z Dushanbe. Bez problemu znajdujemy kwaterę (Homestay) zaraz na początku wsi (5USD/os.). Znaleźliśmy też transport do Savnov na następny dzień: 200 km (+200 z powrotem) za 159USD. Płacę tylko cześć – 27USD, bowiem z Savnov nie wrócę już do Karakol.

Poniedziałek, 13. Sierpnia 2007

Kierowca przyjeżdża punktualnie następnego ranka. Przy wyjeździe z Karakol znowu kontrola dokumentów, trwa to ponad pół godziny. Prawie cały dzień spędzamy w podroży i po 11h docieramy do Savnob (2800m), które ma połączenie z Murgab (marszrutka). Na spotkanie wychodzi nam tutejszy nauczyciel języka angielskiego, który proponuje nam nocleg u siebie w domu.

Środa, 15. Sierpnia 2007

O 10. przyjeżdża marszrutka i po załadowaniu pasażerów następuje szybko odjazd. Przejeżdżamy 220km (40TJS), cały czas w dół, wzdłuż koryta rzeki Bartang. Po drodze jest jeszcze postój w restauracji. Po przybyciu do Khorog kieruję się na “starą” kwaterę. Po udaniu się do łaźni idę na Internet. Właściwie to chyba jest tu tylko jedna kawiarenka (1h=2TJS). Zwiedzam też ogród botaniczny, drugi najwyżej położony na świecie – 3800m. Marszrutką nr 1 (1TJS) jadę na wschód miasta, około 20 minut. Wszystkie maszyny do Dushanbe odjeżdżają z placu przy bazarze wczesnym rankiem (cena 120-150TJS za 621 km). W niedzielę wyruszam wołgą za 100TJS. Jest 2. w nocy, podroż trwała 17.5h. Chyba nie ma tu reguły do jakiego samochodu się wsiądzie, zawsze trzeba liczyć się z przygodami i należy wziąć poprawkę, na podawany czas przejazdu. Wysiadam przy hotelu Vaksh – łóźko (10USD).

Środa, 15. Sierpnia 2007

W Duszanbe jestem tylko kilka godzin. Udaję się na północ miasta na przystanek Rajon Nurobob, skąd odjeżdżają samochody do Khojand. Aby tam się dostać, należy jechać z ul. Rudaki trolejbusem nr 1 lub 3 do parku Ayni a potem przesiąść się na marszrutkę nr 17, która przejeżdża właśnie koło tego przystanku. Czeka tu kilka pojazdów, można wybierać. Cena za przejazd wcale nie jest mała – 150TJS za 360 km a to ze wzgl. na fatalny stan drogi, którą akurat budują i poprawiają Chińczycy, co powoduje też liczne opóźnienia. Kierowca podwozi mnie do hotelu Istaravshan (ul: Lenina 80) – 10 albo 20TJS. Na parterze w hotelu jest internet (1h=1TJS). Jadę marszrutką (0.35TJS) na bazar, który jest jednym z najlepszych jakie widziałam w życiu. Można też wymienić dolary: kurs jest trochę niższy niż w Duszanbe, za 1USD płacą 3.44TJS.

Piątek, 17. Sierpnia 2007

Od wczoraj jestem już w Khojand, gdzie przyjechałam jeepem w cenie: 10 TJS, ok. 1.45h (100 km). Zatrzymuję się w starym, 50. letnim hotelu Sharq przy samym bazarze. Brak łazienek i jest tylko jedno WC ale najważniejsze, że jest woda cały czas. Pokoje od 8TJS, dwójka za 24TJS. Zwiedzam miasto. Jutro wczesnym rankiem udam się na granicę z Uzbekistanem. Bezpośrednich połączeń z Taszkientem brak, z tego powodu, że Uzbekowie nie wpuszczają Tadżyków do swojego kraju.

Niedziela, 19.Sierpnia 2007

Jeszcze tego samego dnia zmieniam zdanie i kupuję bilet na niedzielę wieczór na samolot do Krasnojarska (304USD) tracąc dobrowolnie wizę tranzytową do Uzbekistanu. Udaję się nad jezioro Karyakkum, które znajduje się w odległości 23 km od Khojand. Dojazd marszrutką 16 i 40 z ul.Lenina na przeciwko bazaru (1 TJS). W ośrodku nad jeziorem nietrudno o nocleg (23 TJS) w pokoju 2 os. lub za 70TJS w luksusowym “apartamencie” z łazienką. Dziś już jestem z powrotem w Khojand.

Wtorek, 21. Sierpnia 2007

Przejazd na lotnisko marszrutką nr 80 (0.80 TJS) trwał około 40 minut. Lot liniami Krasair trwał 4h. Przy odprawie paszportowej dowiedziałam się, że bez dalszego biletu nie mogę wjechać na terytorium Rosji. Pokazałam umowę pomiędzy Rosją a Polską regulującą przejazdy bezwizowe dla Polaków, jednak nic to nie pomogło. Po licznych perypetiach jeżdżąc z celnikami w poszukiwaniu biletu, zakupiłam taki na pociąg do Warszawy w 2. odcinkach: Krasnojarsk – Moskwa i dalej do Polski. Za cały ten odcinek zapłaciłam 4632R i jak tylko odjechali oddałam w kasie bilet Moskwa-Warszawa (2159R) ze stratą 167R .

Sobota, 1. Września 2007

Kafejka internetowa jest na terenie dworca – 1h, 65R). Dworzec jest nowoczesny, dużo w nim kiosków z jedzeniem, piciem itd. oraz automatów ze smaczną kawą (12-15R). Czekała mnie podróż 68 godzinna (4100 km – 2325R). Ceny w wagonie restauracyjnym przyprawiają o zawrót głowy, ale prawie na każdej stacji można coś kupić do zjedzenia w kiosku lub u bab. Jest to pociąg “nie firmiennyj” który jedzie trasą kolei transsyberyjskiej, ale dużo częściej się zatrzymuje. W piątek nad ranem przybywam do Moskwy.

W metrze straszny tłok do kas, u konika można kupić bilet na przejazd metrem za 30R (w kasie 17R, karnet 10. przejazdów – 140R). Udaję się na dworzec Białoruski skąd odjeżdżają pociągi do Polski. Kupuję bilet – już bezpośrednio do Warszawy. O 10.23 odchodzi pociąg. Bilet na kuszetkę (oczywiście już taką normalną w przedziale, innych opcji nie ma) kosztuje 2158R. Tańszy pociąg (1000R) jedzie 15h i przyjeżdża nocą.

Sobota, 1. Września 2007

W środku nocy wjeżdżamy do Brześcia. Wcześniej przychodzi prowadnica i podaje mi deklaracje celna. Ważne jest żeby podać dokładnie wszystkie posiadane kwoty jeśli chce się uniknąć nieprzyjemności. Wczesnym rankiem wysiadam na dworcu Centralnym.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u