Izrael 2012

 Ewa Flak, Jarosław Kociel

Izrael, czyli szalom w Mea Shearim

Termin: 27 październik – 10 listopada 2012r. (14 dni)

Uczestnicy: Ewa, Jarek, Beata, Mirek, Piotrek

Trasa lotnicza: Warszawa-Tel Awiw (2 loty) – 593zł./os. (LOT)

Trasa lądowa: Tel Awiw- Nazaret- Tyberiada- Akka- Safed- Rosh Haniqra- Hajfa- Mitzpe Ramon (Pustynia Negev)- Jerozolima- Masada- Ein Bikeh (Morze Martwe)- Betlejem- Tel Awiw

Koszty podróży: Całkowity koszt to 2050zł./os.

Kursy walut: 1 USD = 3,72 ILS (lotnisko) 3,85ILS (w mieście), 1EUR = 4,95 ILS,

Czas: + 1godz. w stosunku do Polski

Bezpieczeństwo: Wszędzie jest dużo wojska i policji. Cztery dni po naszym powrocie do Polski wybuchła kilkudniowa wojna. Należy na bieżąco śledzić doniesienia w mediach i na stronach MSZ. W ważnych miejscach turystycznych oraz na lotnisku, dworcach wojsko i policja dokonują szczegółowych kontroli.

Wizy: Bez problemu na lotnisku w Izraelu (należy prosić o nie wbijanie pieczątek)

Język: W Izraelu mówi się po hebrajsku, jidisz (żydowski) oraz angielsku.

Pogoda: Na przełomie października i listopada mieliśmy doskonałą aurę do zwiedzania, średnia dzienna temperatura to około 25ºC (niebo praktycznie bezchmurne)

Elektryczność: 220V,

Przewodniki i mapy:Lonely Planet „Izrael i Palestyna”

Koszyk podróżnika: woda mineralna duża-5 ILS, mała- 3 ILS, coca-cola duża-6-7 ILS, mała-4 ILS, lody duże-20 ILS, małe-4 ILS, chleb krojony-10 ILS, bagietka-3-4 ILS, piwo w sklepie-od 6 ILS, wódka 0,5l- od 15 ILS w górę, wino-20 ILS, makaron spagetti-16 ILS, pomidory w puszce-8 ILS, pierś z kurczaka 25 ILS, wątróbka drobiowa-23 ILS, falafel-15-20 ILS, szałarma-25- 30 ILS, hummus-11-14 ILS, papierosy najtańsze-10 ILS, Marlboro-20 ILS, internet-1 godz.6-10 ILS, kartka pocztowa-10 ILS/10 kartek, (doszły do Polski po 7 dniach), znaczek-4,20 ILS, benzyna- 7,80 ILS

27 październik 2012r.-sobotaKatowice-Warszawa-Tel Awiw

O godz. 10.00 odjechaliśmy PolskimBusem z Katowic do Warszawy (17 zł./os. w dwie strony). Od rana pada deszcz, a od Częstochowy przywitała nas pierwsza zima. Trochę nas to zaniepokoiło, bo nie wiedzieliśmy, czy jak zwykle zaskoczy to drogowców a lotnisko będzie obsługiwało loty. O godz. 14.45 byliśmy w stolicy, podjechaliśmy metrem na Dworzec Centralny, gdzie poczekaliśmy na naszego kompana Mirka. Potem dojechał Piotrek i w pełnym składzie osobowym rozpracowaliśmy integracyjną butelczynę. Wieczorem pojechaliśmy na lotnisko, po wejściu do hali odpraw okazało się, że część lotów już jest odwołana, ale nasz już się wyświetlał, więc spokojnie odprawiliśmy się i czekaliśmy do odlotu. O godz. 22.30 rozpoczął się boarding, ale odlot opóźnił się ponad godzinę, ponieważ okazało się, że przewodnik jakiejś wycieczki nie miał ważnego paszportu i spowodowało to komplikacje.

28 październik 2012r.-niedzielaTel Awiw-Nazaret

O godz. 4.00 byliśmy w Tel Awiwie na lotnisku Ben Guriona, lot trwał niecałe 4h. Przywitało nas tylko 16ºC, więc trochę chłodno jak na ten rejon. Odprawa odbyła się sprawnie, gdzie zadano nam tyko kilka standardowych pytań, oprócz Jarka, każdy z nas otrzymał w paszporcie stempel izraelski. Wymieniliśmy na lotnisku część pieniędzy 1USD=3,72 ILS. Potem kupiliśmy bilety na pociąg do Hajfy za 39,5 ILS/os., po 1,30 h byliśmy na miejscu. Bilety można kupować w automatach i w kasach biletowych. Wychodząc z dworca w Hajfie trzeba kierować się na lewo, gdzie są dwa przystanki autobusowe. Autobus 331 odjeżdża do Nazaretu za 18 ILS/os. jadąc 45 minut. W starym mieście znaleźliśmy Hostel Abu Saeed, gdzie wynegocjowaliśmy cenę 60 ILS/os. w 5 osobowym pokoju. Gospodarz zaprosił nas na kawę i ciasto opowiadając nam trochę o okolicznych zabytkach. Odświeżyliśmy się po podróży, zmieniliśmy odzież na letnią i ruszyliśmy na zwiedzanie Nazaretu. Najpierw weszliśmy na punkt widokowy, skąd rozciąga się panorama miasta. Obrazek trochę ubogi, bo brakuje tu soczystej, bujnej roślinności spotykanej w tropikach, kolorytu dodaje bugenwilla, krzew charakterystyczny w strefie podzwrotnikowej. Spośród 20 kościołów w mieście najokazalej prezentuje się Bazylika Zwiastowania, gdzie obeszliśmy cały kompleks. Wnętrze zdobi cykl malowideł o tematyce maryjnej ufundowanej przez chrześcijan z różnych krajów. Można zobaczyć Maryję o skośnych oczach, w kimonie, albo turbanie i afrykańskich krzykliwych kolorach. Następnie zeszliśmy do centrum miasteczka szukając taniej knajpki, gdzie zjedlibyśmy obiad. Okazało się, że oferta żywieniowa to przede wszystkim falafele, szałarmy, kebaby i hummus. Ceny nas zaskoczyły więc stwierdziliśmy, że grozi nam bankructwo jeśli pociągniemy na falafelach cały wyjazd. Kupiliśmy opakowanie hummusu, kilka chlebków (pity) i zjedliśmy je w hostelu, racząc się miętową herbatką.

29 październik 2012r.-poniedziałekNazaret-Tyberiada (Tiberias)

Po porannej kawie i ciachu, ruszyliśmy na przystanek, skąd odjeżdżają autobusy nr 431 do Tyberiady. Bilet kosztował 18 ILS/os. Dotarliśmy nad Jezioro Galilejskie (-214m p.p.m.), przejeżdżając przez Kanę, ale nikt nam wody w wino nie zmienił. Tyberiada to typowy kurort, ale o tej porze roku już wymarły. Przeszliśmy przez promenadę, potem zwiedziliśmy cmentarz z grobami sławnych żydowskich mędrców. Zauważyliśmy, że żydzi kładą na grobach swoich bliskich kamienie, bo są one trwalsze od kwiatów. Stwierdziliśmy, że spróbujemy dotrzeć do amfiteatru rzymskiego, ale okazało się, że popołudniu już nie jeżdżą autobusy, więc wróciliśmy do Nazaretu. W jednym ze sklepików kupiliśmy warzywa i zrobiliśmy zupę. Wieczorem zapaliliśmy sziszę o smaku mięty, gospodarz poczęstował nas winem i na miłych rozmowach spędziliśmy resztę wieczoru.

30 październik 2012r.-wtorekNazaret-Akka

O godz. 9.00 autobusem nr 343 pojechaliśmy do Akka. Podróż trwała 2 godziny, bo trasa wiedzie przez kilka osiedli i wije się przez wzgórza. Bilet kosztował 30 ILS/os. Zatrzymaliśmy się w Sand Guest House za 60 ILS/os. Kuchnia jest dobrze wyposażona w podstawowe sprzęty, więc zaproponowałam, że mogę gotować obiady dla wszystkich robiąc zrzutkę po 50 ILS pod warunkiem dostępu do aneksów kuchennych w hotelach. Rozpoczęliśmy wędrówkę po wąskich uliczkach starego miasta, szukając klimatów bliskowschodnich bazarów. Niestety, próżno ich wypatrywać. Tutaj już dotarła chińszczyzna, i stary bazar nie tętni już arabskim klimatem. Stare miasto ukrywa wiele ciekawych miejsc. Do środka starej Akki przechodzi się przez dawną fortecę, przy porcie mamy meczet El Jazzar, a nad Starym Miastem góruje potężna Cytadela oraz przylegające podziemne miasto krzyżowców i stara łaźnia turecka. Wstęp jest dosyć drogi, 42 ILS/os., ale można łączyć różne oferty, np. tunel z muzeum i cytadelę. My podłączyliśmy się do wycieczki i zeszliśmy do podziemi. Następnie poszliśmy nad morze, gdzie mieliśmy w planie kąpiel. Plaża nie jest za czysta, tworzą ją drobne muszelki, ostre jak brzytwa rafy. Odpuściliśmy kąpiel, bo wiedzieliśmy, że czeka nas rarytas w postaci Morza Martwego. Miasto od 2001 roku zostało wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO.

31 październik 2012r.-środaAkka-Safed

Rano pojechaliśmy do Safed autobusem nr 361 za 30 ILS/os, gdzie znajdują się najstarsze synagogi. No cóż, miasteczko można spokojnie odpuścić z planu zwiedzania Izraela, chyba, że ktoś chce poczuć klimat starej synagogi. Poleca się tu cytadelę otoczoną ruinami, i jedną jedyną brukową uliczkę. Jest rzeczywiście urokliwie, bo przy niej znajdują się właśnie owe synagogi i ogrom sklepików, galerii i restauracji (jest to miasto artystów i ortodoksów). Tak więc, obeszliśmy tu główne ulice, szukając szczegółów podanych jako atrakcje w przewodniku i tak natrafiliśmy na czerwony meczet, z resztką tynku w kolorze czerwonym i kłódkę na drzwiach wejściowych. Trzeba mieć naprawdę sporo wyobraźni. W Safed znajduje się również kilka muzeów, między innymi Muzeum Kabały jak i Biblijne. Wieczorem w hotelu ugotowaliśmy ryż z warzywami i sałatkę.

01 listopad 2012r.-czwartekAkka-Rosh Haniqra-Hajfa

Rano poszliśmy na dworzec, skąd autobusem nr 271 za 9,20 ILS/os., pojechaliśmy do Naharija, a następnie autobusem nr 32 za 7,60 ILS/os. 11km do Rosh Haniqra. Czekając na transport miejski podeszliśmy do jednej z budek, gdzie siedziały dwie kobiety, myśleliśmy, że to sklepik, a to były wolontariuszki, które przygotowywały posiłki dla żołnierzy. Każdy młody wojak mógł podejść i zostać nakarmiony bułkami z serem, ciasteczkami, herbatą. Dojechaliśmy do Rosh Haniqra, wstęp do grot możliwy jest tylko po wykupieniu przejazdu kolejką linową w dwie strony po 43 ILS/os. Miejsce jest fajne i warto tu przyjechać. Zjeżdża się kolejką w dół, gdzie znajdują się tunele i groty naturalnie wyżłobione przez wodę. Są to białe skały kredowe, w których woda wydrążyła malownicze pieczary. Całkowita długość korytarzy wynosi około 200 metrów. Rozchodzą się one w różnych kierunkach. W przeszłości dostęp do nich był tylko od strony morza, i mogli je odwiedzać jedynie doświadczeni płetwonurkowie. Miejsce to jest położone w bezpośrednim sąsiedztwie granicy z Libanem, jest tutaj nieczynne przejście graniczne. Pierwotnie przebiegała tędy linia kolejowa z Hajfy do Bejrutu w Libanie. Przy nadmorskich klifach Rosh Haniqra podczas II wojny światowej wybudowano most i tunel kolejowy, który miał służyć do transportu wojska. Podczas wojny domowej w Mandacie Palestyny członkowie żydowskiej organizacji paramilitarnej Hagana wysadzili 14 marca 1948 tunel w Rosh Haniqra. Uczyniono to, aby uniemożliwić wojskom libańskim wkroczenie do Palestyny. Po zakończeniu I wojny izraelsko-arabskiej, na początku 1949r., w miejscu tym prowadzono negocjacje i podpisano porozumienie o zawieszeniu broni izraelsko-libańskim. Tunelu jednak nie odbudowano i przejście jest nieczynne. Obecnie stworzono tu małe kino, gdzie odtwarzany jest film o tym miejscu z efektami specjalnymi (burza, kapiąca woda, reflektory). Trochę czasu spędziliśmy przyglądając się miejscowym wędkarzom. Wróciliśmy do Naharija, skąd pociągiem za 19,50 ILS/os., pojechaliśmy do Hajfy. Chcieliśmy zobaczyć Ogrody Bahaickie. Na samą górę można wjechać jedynym w Izraelu metrem (6,60 ILS/os.) działającym na zasadzie grawitacyjnej. Pociąg zjeżdżający z góry wyciąga na szczyt góry drugą kolejkę z dolnej stacji. Cała podróż trwa 7 minut. Na zboczach góry Karmel znajdują się najdłuższe na świecie pochyłe Ogrody Bahaitów. Wejście do ogrodów jest darmowe, ale nie można zejść na sam dół, tylko do pierwszej bramy. Wyróżniają się one takimi elementami jak: kamienne balustrady, fontanny, rzeźbione orły, czy starannie przystrzyżone zielone trawniki. Otrzymaliśmy pouczenie prawie po polsku „nie pluć, nie palić, nie ciumgum” i trochę zgłupieliśmy o co chodzi „nie żuć gum” a, o to chodzi! Potem szliśmy w dół przez 40 minut, chcąc po drodze zobaczyć świątynię, ale już była zamknięta. Dalej do Akka pojechaliśmy pociągiem za 15,50 ILS/os. W jednym z supermarketów kupiliśmy wątróbkę, ziemniaki i znów objedliśmy się jak bąki.

02 listopad 2012r.-piątekAkka-Mitzpe Ramon (Pustynia Negev)

Rano ruszyliśmy na Pustynię Negev. Pociągiem za 67,50 ILS/os., przez 3 godziny zjechaliśmy na południe kraju do Beer Sheva. Stąd autobusem nr 60 za 17 ILS/os., pojechaliśmy do Mitzpe Ramon. Tu znaleźliśmy nocleg w The Green Bacpakers za 70 ILS/os. Fajny, nowy hostel, bardzo ładnie wyposażony z miłą obsługą, powstał w 2011 roku, więc jeszcze nie jest zbyt „zużyty”. Najpierw udaliśmy się do supermarketu, bo trzeba było zdążyć przed rozpoczynającym się szabasem. Hostel położony jest niedaleko punktu widokowego, skąd rozciąga się ciekawa panorama na pustynię i słynny, największy krasowy krater na Ziemi – Ramon, mający prawie 40kmdługości, i 12 km szerokości. Poczekaliśmy do zachodu słońca, który tutaj rozpoczyna się około godz. 16.30, o godz. 17.00 jest całkowicie ciemno. Pustynia to krajobraz iście księżycowy (Negev po hebrajsku znaczy „sucha ziemia”), zajmuje ponad 50% powierzchni Izraela. Działa tu również obserwatorium astronomiczne. Pustynia jest idealnym miejscem do trampingu, trekkingu, objazdu rowerem górskim i pustynnego safari. Fascynuje przyrodą, żyje tu wiele zwierząt, na skałach i dolinach często spotyka się kozice, lisy, gazele, dzikie osły, pelikany, żurawie. Wieczorem obeszliśmy całkowicie wymarłe miasteczko, dobiegały do nas tylko dźwięki muzyki klezmerskiej i śpiewy, ale aby uczestniczyć w szabasowej kolacji trzeba zostać zaproszonym przez miejscowych Żydów. Podeszliśmy do jednej ze szkół jesziwy, gdzie mieszkali młodzi chłopcy. Każdy z nich świetnie mówił po angielsku, pochodzili z całego Izraela. Kilku z nich miało krewnych z Polski, którzy zginęli w Oświęcimiu lub innych obozach koncentracyjnych. Wieczorem zjedliśmy zupę warzywną i ryż z jabłkami.

03 listopad 2012r.-sobotaMitzpe Ramon (pustynia Negev) -Beer Sheva-Jerozolima

Od wczoraj to nasz pierwszy szabas i oswajamy się z realiami. Brak transportu, oraz zamknięte sklepy do godz. 17.00. Wstaliśmy o godz. 6.30, zjedliśmy śniadanie, a potem poszliśmy na szlak. Trasa nie jest wymagająca, ale lepiej mieć w miarę wysokie buty, bo trochę osypują się kamienie przy zejściach w dół kanionu. Mamy tu dobrze oznaczone szlaki, wiodące w różnych kierunkach. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, czasem strome podejście, ciekawe formacje skalne, kolorowe głazy. Przeszliśmy dwa szlaki: niebieski i zielony dochodząc na punkt widokowy Carpenter. Stąd można ruszyć dalej na szlaki, albo asfaltem wrócić do Mitzpe Ramon. My wybraliśmy tę drugą opcję, powoli idąc liczyliśmy na zatrzymanie stopa. Po chwili jechaliśmy już jeepem do miasta, Mirek natomiast przeszedł ten odcinek pieszo. Przy wjeździe do miasteczka od strony krateru znajdują się miejsca wspinaczkowe, gdzie z instruktorem można odbyć krótkie szkolenie a następnie powspinać się. Niedaleko znajduje się też resort z luksusowymi domkami i basenami. Robi to wrażenie biorąc pod uwagę sąsiedztwo pustyni. Dodatkową atrakcję stanowią kozice górskie, które przechadzają się po okolicy wdzięcząc się do obiektywów aparatów fotograficznych. Stanowią one symbol miasteczka. Wróciliśmy do hostelu i tu poczekaliśmy na pierwszy autobus o godz. 17.00 do Beer Shewa. Z głównego dworca autobusowego pojechaliśmy dalej do Jerozolimy, autobusem nr 446 za 51 ILS/os. Czasem kupując dwa bilety na jednym blankiecie, płaciliśmy parę szekli taniej. Po 1,30 h byliśmy w Jerozolimie. Z dworca autobusowego tramwajem za 6,60 ILS/os. pojechaliśmy do starego miasta wysiadając na przystanku City Hall, stąd jest już blisko do Jaffa Gate, która jest głównym wejściem do starówki. Stare miasto otoczone jest murem z 8 bramami, z których 7 nadal jest używanych, zajmuje 1km2, mieszka w nim 20 tys. ludzi i dzieli się na 4 dzielnice: żydowską, chrześcijańską, muzułmańską oraz ormiańską. Niedaleko cytadeli jest hostel Jaffa Gate, gdzie się zatrzymaliśmy za 72 ILS/os. Pokój położony jest jakby w piwnicach, bez okien, ze ścianami z kamienia “zabytkowego”, pewnie pamiętającego jeszcze czasy chrystusowe, z małą łazienką. Odpowiadała nam lokalizacja, dostęp do kuchni, a brak okna okazał się zbawienny, bo od godz. 4.30 muezin nawoływał do modlitwy z pobliskich meczetów, a o godz. 6.00 dzwony z bazyliki i kościołów biły na całe miasto. Tak więc spaliśmy sobie w „naszej” grocie do oporu, tracąc poczucie czasu i rzeczywistości.

04 listopad 2012r.-niedzielaJerozolima

Od rana zwiedzamy wszystkie “święte” miejsca. Ściana Płaczu to jedyna zachowana do dzisiaj część wzniesionej przez króla Salomona Świątyni Jerozolimskiej. Wyznawcy judaizmu zgodnie z tradycją pomiędzy kamienne szczeliny wkładają karteczki z prośbami. Plac podzielony jest płotem z wydzieloną częścią dla mężczyzn i kobiet. Następnie poszliśmy na Wzgórze Oliwne, gdzie jest kilka kościołów, które są otwarte w określonych dniach i godzinach. Wspięliśmy się na punkt widokowy, skąd roztaczała się panorama miasta na meczet Al-Aksa ze złotą kopułą w roli głównej. Poniżej rozciąga się widok na dolinę królów i cmentarz. Zeszliśmy do miasta i przez Lion Gate przeszliśmy drogą krzyżową, aż do Bazyliki Ukrzyżowania i grobu Chrystusa. Wrażenia mieszane, bo cała droga krzyżowa wiedzie przez bazar, stacje są w pobliżu straganów z odzieżą i kebabami. Obrazki dziwne, bo obok pielgrzymów z krzyżem na plecach przechodzą Japończycy z aparatami, dla których jest to jedynie turystyczne miejsce. Brak mistycyzmu, spotykanego w innych tzw. świętych miejscach na świecie. Tłumy przechodzą, robią zdjęcia, aż docierają do grobu Chrystusa. Tu odbywa się kolejne widowisko, jedni siedzą pod kościołem i piją napoje, jedzą kanapki, kilka grup z przewodnikami w różnych językach opowiada historię, legendę (różnie to nazywają) o ukrzyżowaniu i śmierci Jezusa. Przysłuchiwaliśmy się ich opowieściom, po raz kolejny dziwiąc się, jak dużo może być interpretacji historii jednego człowieka. Tłumy przechodzą do maleńkiego kościółka w środku bazyliki i tam czekają w długiej kolejce, aby wyjść i się dziwić o co chodzi w tym wszystkim chodzi i dlaczego to jest takie ważne. Dla wierzących chrześcijan (kościół zarządzają trzy grupy wyznaniowe chrześcijaństwa) jest to podobno niesamowite przeżycie. Coś na kształt Mekki dla muzułmanina. Potem dochodzą do grobu i składają pokłony, kładą wota, torby z różnymi przedmiotami, modlą się. Staliśmy z boku, obserwując to wszystko i nie mogliśmy odnaleźć wiary i mistycyzmu, a jedynie komercję i turystykę.

05 listopad 2012r.-poniedziałekJerozolima

Pojechaliśmy do Yad Vashem, gdzie znajduje się muzeum holokaustu żydowskiego. Wstęp jest bezpłatny, w środku nie można robić zdjęć. Muzeum przedstawia historię prześladowań żydów, ich migrację do Palestyny i powołanie państwa Izrael. Jeśli ktoś nie był w Oświęcimiu, to może zobaczyć dokumenty i zeznania ocalałych z obozów. Jednak wizyta w Oświęcimiu lub Brzezince, pokazuje ogrom przemocy i skalę przedsięwzięcia ludobójstwa. Obok budynku posadzono drzewa dla „Sprawiedliwych wśród narodów świata” i postawiono pomniki dla upamiętnienia osób, pomagającym podczas drugiej wojny światowej. W muzeum można zobaczyć zdjęcia, dokumenty oraz prezentację multimedialną.

Po wizycie w Yad Vashem pojechaliśmy na słynny Market Mahane Yehuda, gdzie popróbowaliśmy słodkości, kupiliśmy trochę warzyw na obiad i zrobiliśmy sesję fotograficzną. Potem udaliśmy się do Mea Shearim, gdzie znajduje się dzielnica ultra ortodoksyjnych żydów. Jest to plątanina wąskich kamiennych uliczek, po których chodzą Żydzi w tradycyjnych strojach chasydzkich. Można tu znaleźć tablicę z napisem: „Prosimy chodzić po naszym osiedlu w skromnym ubraniu !” Haredim (ultra-ortodoksi) mają negatywne stanowisko wobec postępu kulturalnego i ograniczają do minimum kontakt ze światem zewnętrznym, tworząc swoiste getto. Domagają się niezmienionej normy tradycjonalizmu, noszą XIX-wieczne ubiory, nie skracają brody ani pejsów, rygorystycznie przestrzegają koszerności (koszerna jest nawet długość włosa na charakterystycznych, futrzanych kapeluszach – sztrajmelach). Kobiety noszą peruki. Ich stanowisko dobrze oddają słowa Mojżesza Sofera: „Wszystko co nowe, jest przez Torę zakazane !” Niektórzy mają negatywny stosunek do świeckiego państwa Izrael, uważają nawet samo jego istnienie za przejaw bałwochwalstwa. Koszerność określona jest ogromną liczbą przepisów prawa żydowskiego dotyczących spożywania pokarmów. Ponieważ jest to czynność religijna, posiłki powinno zacząć się i zakończyć stosowną modlitwą. Żywność dozwolona do spożycia jest określana jako koszerna (kaszer). Natomiast nieczyste, trefne pożywienie obejmuje: mięso zwierząt parzystokopytnych (wielbłądy) lub nieprzeżuwających (świnie), stworzeń wodnych nie posiadających płetw i łusek (kraby, raki, węgorze), owadów (z wyjątkiem niektórych latających, np. szarańczy) i robaków, większości ptaków, a także mleka i jaj pochodzących od takich zwierząt, owoców z drzew mających nie więcej niż trzy lata. Nie wolno jeść mięsa zwierząt, które nie zostały zabite w sposób rytualny (szechita) przez wykwalifikowanego rzezaka (czyli szojcheta), albo które padły i których wnętrzności nie zostały skrupulatnie sprawdzone. Także warzywa i owoce powinny być sprawdzone. Przepisy te mogą być w pełni stosowane tylko w bardzo zamkniętych społecznościach, np. teoretycznie Żyd powinien być obecny przy dojeniu, aby wykluczyć dolewanie mleka od niekoszernych zwierząt. Z innych przepisów: nie wolno spożywać mięsa razem z mlekiem (ortodoksyjni Żydzi mają zatem dwa komplety garnków, naczyń stołowych, sztućców i zmywarek), a między spożyciem potrawy mięsnej i mlecznej winien minąć stosowny czas. Zabrania się wysiewania na jednym polu dwóch rodzajów ziarna i używania odzieży z dwóch rodzajów włókna.

Tu doznaliśmy szoku kulturowego, staliśmy patrząc na życie przeniesione z XIX-wieku. Kobiety i mężczyźni ubrani w tradycyjnym stylu, przestrzegający wszelkich kanonów swojej religii i tradycji. Mieszkańcy dzielnicy spacerowali po ulicach, robili zakupy, czytali ogłoszenia na murach budynków, rozmawiali przez telefon (jedno z odstępstw od tradycjonalizmu, wymuszone codziennością, jak również jazda taksówkami). Przyglądaliśmy się i próbowaliśmy robić zdjęcia, ale ludzie nam to utrudniali. Nie chcą się fotografować, nie rozmawiają z obcymi, nie wykazują zainteresowania, uciekają na druga stronę ulicy widząc nas z aparatami. Kobiety ubrane w niegustowne ubrania, długie spódnice, jednakowe sweterki i bluzki, rozdeptane buty, z perukami na głowach w jednym modelu, z dziwnymi nakryciami głowy w stylu starych przedwojennych żydówek. Szok. Siedzieliśmy na schodach banku i przyglądaliśmy się dzieciom, które na nasz widok ukradkowo spoglądały, ale widząc obiektyw uciekały i nie były zaciekawione wyświetlającymi się zdjęciami, co też było dla nas nowością, bo na całym świecie dzieciaki cieszą się ze swoich zdjęć jak tylko mogą się zobaczyć. Hermetyczność tej społeczności jest wręcz imponująca. Żyją tak od pokoleń, chcą tak żyć biorąc śluby tylko we własnej grupie. Uroda ich odbiega od ogółu panującego już po drugiej stronie ulicy, oddzielającej dzielnicę od starego miasta. Zachwyca nas uroda Izraelczyków, Arabów, uważamy, że to jedne z piękniejszych nacji na świecie, jednak trudno doszukiwać się piękna w ortodoksyjnych żydach, którzy specjalnie ubiorem, brakiem makijażu i pochodzeniem od zachodnioeuropejskich żydów odziedziczyli ich cechy wyglądu. Posługują się językiem jidysz, nie mówią w hebru, po angielsku, chodzą tylko do swoich szkół, nie utrzymują kontaktów z innymi żydami, nie odbywają służby wojskowej, co jest obowiązkiem każdego obywatela. Żyją przeważnie z zasiłków państwa, z uwagi na kultywowanie tradycyjnego modelu życia i wielodzietność. Okazuje się, że w większości pracują tylko ortodoksyjne żydówki, a mężczyźni poświęcają czas na modlitwy, tłumaczenie Tory. Jak się dowiedzieliśmy, codzienne życie ortodoksyjnego Żyda polega na analizie co jest właściwe, a co nie, co koszerne lub nie. Zastanawiają się nad skromnością kobiet, utrudniając im codzienne życia, poprzez błędnie interpretowanie Talmudu i wynajdowanie kolejnych zakazów. Oczywiście znajdują się w tej społeczności osoby zastanawiające się nad zasadnością tych dziwnych zakazów i nakazów.

Prawo żydowskie (halacha) reguluje życie wyznawcy judaizmu tak szczegółowo, że trudno oddzielić wyznawanie religii od zajęć doczesnych. Jego podstawą jest Pięcioksiąg mojżeszowy (Tora), zinterpretowany w części halachicznej Talmudu. Talmud dzieli halachę na 613 przykazań (micwot): 248 nakazów i 365 zakazów. Halacha była wykładana w ogromnej literaturze kazuistycznej, w której do komentarzy dodawano następne komentarze. Żydzi ortodoksyjni rozpoczynają naukę w specjalnej tego typu placówce w wieku 3 lat od nauki alfabetu hebrajskiego, po czy kolejne 10 lat starają się poznać i zrozumieć teksty religijne, aż do święta Bar Micwa (syn przykazań) w wieku 13 lat. Ten wiek oznacza osiągnięcie przez nich dojrzałości religijnej i wkroczenie do świata dorosłych, co pozwala im od tej pory na czytanie Tory w synagodze. Oczywiście w szkołach nikt nie słyszał o takich przedmiotach jak matematyka, fizyka, geografia, przyroda lub języki obce. W czasie szabasu piątkowego nawet w nagłych przypadkach nie wpuszcza się tu karetki pogotowia, ani straży pożarnej. Mieszkańcom tej dzielnicy nie wolno oglądać telewizji, słuchać radia, a gazety uważane są tu za truciznę zatruwającą duszę. Jedynie plakaty na murach stanowią środek przekazu informacji. Dzielnica wygląda jak rodem skopiowana ze starych fotografii. W starych budynkach gnieżdżą się wielodzietne rodziny hołdujące zasadę „co rok prorok”. Oczywiście dzień zaczyna się tu od modłów. Rzecz zrozumiała prawie nikt tu nie pracuje, żyjąc z zasiłków państwa. Warto podkreślić, że kultura żydowska ze względu na jej głębię i złożoność jest unikalnym zjawiskiem w skali światowej.

06 listopad 2012r.-wtorekJerozolima-Masada-Morze Martwe

Rano pojechaliśmy do Masady autobusem nr 486 za 42 ILS/os. z dworca centralnego (90km). Wstęp do Twierdzy Masada kosztował 27 ILS/os. (wejście piesze 45min.), 54 ILS/os. za kolejkę linową w jedną stronę (5min.). My postanowiliśmy całą trasę w potwornym upale przejść szlakiem. Pałac-Forteca Masada stoi na samotnej skale, z której rozciąga się widok na zachodni brzeg Morza Martwego a od wschodu zobaczymy różnorodne formacje skalne i kibuce. Główne zabudowania i fortyfikacje zostały zbudowane przez króla Heroda w 37 r. p.n.e. Obecne mury mieszczą 70 wieżyczek, 30 wież i 4 bramy (są to ruiny). Dziś cytadela odwiedzana corocznie przez tysiące turystów, stanowi ważny symbol narodowej kultury Izraela. Rekruci wstępujący do wojska składają na szczycie góry przysięgę, która zawiera słowa: „Masada już nigdy więcej się nie podda”. Obeszliśmy obszar wykopalisk w piekącym słońcu, warto więc zaopatrzyć się w wodę do picia. Po zwiedzeniu twierdzy zeszliśmy w dół i dalej autobusem nr 384 za 16 ILS/os. podjechaliśmy do Ein Bokeh, gdzie znajduje się kurort z plażą bezpośrednio nad morzem Martwym. Oddaliśmy się pielęgnacji, moczeniu, peelingom, nacieraniu błotem, „pływaniu”. Jest to naprawdę fajna zabawa, i co najważniejsze nie sposób się tutaj utopić, bo jest się wypieranym na powierzchnię wody niczym korek. Temperatura powietrza wynosiła 36ºC, a wychodząc z wody mieliśmy wrażenie, że jest chłodno. To naprawdę niesamowite prawa fizyki i chemii rządzą tym kawałkiem świata. Nawet zimą temperatura nad morzem nie spada poniżej 20ºC.

Lustro wody Morza Martwego znajduje się w najniższym punkcie na Ziemi, 418m p.p.m. (i ciągle się obniża). Powierzchnia wynosi 1020 km², maksymalna głębokość to 399 m, długość rozciągającego się południkowo wynosi 76 km, a szerokość 4,5-16 km. Ponieważ morze jest nisko położone, woda z niego nie odpływa. W XX wieku ilość wody wpływającej do Morza Martwego zmniejszyła się z powodu wykorzystywania części wód Jordanu przez Izrael i Jordanię, a także zmian klimatycznych. W upalny dzień odparowuje tutaj aż siedem milionów ton – wyjaśnia to, dlaczego się nie rozszerza. Stwierdziliśmy, że był to jeden z fajniejszych dni w Izraelu. Powrót do Jerozolimy z uwagi na uliczne korki trwał 2 ponad godziny.

07 listopad 2012r.-środaJerozolima-Betlejem

Rano poszliśmy do meczetu Al-Aksa, który można zwiedzać tylko w określonych godzinach. Do meczetu niewierny nie może wejść, więc obejrzeć można tylko dziedziniec. Wejście na plac znajduje się w murze przy Ścianie Płaczu, dokąd prowadzi specjalne podejście. Trzeba ustawić się w kolejce, która co rano tworzy się przed wejściem, potem po przejściu kilku kontroli osobistych oraz prześwietleniu bagażu przechodzi się rampą do góry, stąd jest wejście na plac. Około godz. 9.00 autobusem nr 21 za 7,30 ILS/os. pojechaliśmy do Betlejem. Tu zauważyliśmy 8 metrowy mur wybudowany, aby oddzielić Betlejem od Jerozolimy, docelowo ma on mieć 724 km. Władze Izraela unikają nawet słowa mur używając nazwy „płot bezpieczeństwa”- ten mur przewyższa nawet ogrodzenia stosowane w izraelskich więzieniach. Wszędzie widać murale przedstawiające propagandę antyizraelską, nawołującą do pokoju, gołębie z gałązkami oliwnymi, co nie przeszkadza podkładać bomb lub wystrzeliwać rakiety w kierunku wroga. Betlejem jest typowo arabskie, kobiety chodzą ubrane w tradycyjny muzułmański sposób, ich uroda jest zachwycająca. Nie noszą czadorów, a długie płaszcze, finezyjnie wiązane chusty na głowach, wyraziste makijaże. Mężczyźni wszystkich pozdrawiają, chcą sprzedać towar, jest gwarnie i barwnie. Prawdziwy arabski klimat. Poszliśmy do Bazyliki Narodzenia Pańskiego, do której przylega kilka kościołów chrześcijańskich (wstęp wolny). Bazylika jest skromna, panuje względny spokój w porównaniu z Jerozolimą. Udało nam się zobaczyć mszę Zakonu Krzyża Maltańskiego w Grocie Narodzin. Następnie przeszliśmy główną ulicą miasta, zaglądając do różnych sklepów, galerii, kościołów, obserwując codzienne życie. Znaleźliśmy “Sklep polski”, którego właściciel sam nauczył się mówić po polsku, jak również po angielsku, hiszpańsku i rosyjsku. Można u niego kupić polską wódkę, wino, wodę, niestety na piwo jest zbyt wysokie cło. Następnie wytargowaliśmy z taksówkarzem za 100 ILS/16 km w dwie strony, przejazd do Twierdzy Herodion – fortecy króla Heroda Wielkiego. Wstęp kosztuje 27 ILS/os., studenckie 22 ILS/os. Niezwykły stożkowy kształt fortecy zbudowanej na sztucznym wzgórzu sprawia, że budowla naprawdę wygląda z oddali okazale. Miejsce jest ładnie położone, roztacza się z niego piękna panorama na okolicę. Wróciliśmy do Jerozolimy i poszliśmy pod Ścianę Płaczu, aby zobaczyć ją w wieczornej scenerii. Miejsce cały czas tętni życiem, można stać z boku i przyglądać się ludziom, którzy tworzą barwny korowód. Przychodzą ortodoksyjni żydzi, aby odmówić wspólną modlitwę, rodziny, żołnierze, wycieczki. Potem przeszliśmy do nowszej części miasta i zajrzeliśmy do kilku sklepów. Centrum jest nowoczesne, chociaż stylizowane na starą architekturę. Zdziwiła nas zwiększona liczba wojska i policji stojących pod większymi hotelami, bankami i patrolującymi miasto.

08 listopad 2012r.-czwartekJerozolima-Tel Awiw

Od rana zwiedzamy resztę miasta. Poszliśmy zobaczyć wiatrak Montefiorego, a następnie udaliśmy się jeszcze raz do dzielnicy żydów ortodoksyjnych. Po naszej wcześniejszej wizycie mieliśmy niedosyt i postanowiliśmy powłóczyć się jeszcze raz uliczkami tej dzielnicy. Spędziliśmy tu kilka godzin obserwując i fotografując. Udało nam się nawet porozmawiać z dwoma chłopakami, którzy przyjechali do szkoły jesziwy z Nowego Jorku, aby studiować Talmud. Ubrani według zasad ortodoksyjnych, z pejsami, opowiadali o życiu tu i w Stanach. Stwierdzili, że jeśli ktoś nie jest żydem nie może zrozumieć tego co tu widzi. Podstawowym słowem jest tradycja i to ona tutaj wyznacza rytm życia i sposób funkcjonowania społeczności. Powiedzieli, że jeśli przyjechalibyśmy do Brooklynu to zobaczylibyśmy takie same obrazki, ponieważ ortodoksi tak samo żyją tam i w Izraelu. Sami są zaskoczeni hermetycznością społeczności, ale muszą się dostosować. Po południu wróciliśmy do hostelu, zabraliśmy bagaże i pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Stąd autobusem nr 405 pojechaliśmy do Tel Awiwu za 98 ILS/os. Podróż trwała 50 minut. Z dworca do centrum miasta podjechaliśmy autobusem nr 4, za 6,60 ILS/os. Zatrzymaliśmy się w Hayarkon 48 Hostel. Wcześniej obeszliśmy kilka innych hoteli, które okazały się norami lub noclegowniami dla robotników na kontraktach. Hostel pełni swą role, zatrzymują się tu turyści z całego świata, bo cena jest w miarę przystępna jak na izraelskie warunki. Płaciliśmy 98 ILS/os., mieliśmy dostęp do dobrze wyposażonej kuchni, parę metrów od hostelu jest już plaża i promenada. Po złożeniu bagaży postanowiliśmy przejść się trochę po okolicy, zrobiliśmy zakupy na obiado-kolację i posiedzieliśmy nad morzem. Wieczorem na promenadzie tętni życie, jest chłodniej, dlatego pojawiają się biegacze, rowerzyści, ludzie spacerujący z psami, turyści. W nocy mieliśmy pierwszą burzę, z oberwaniem chmury.

09 listopad 2012r.-piątekTel Awiw

Od rana zwiedzamy miasto. Jak zwykle się rozdzieliliśmy, aby każdy mógł mieć rożne zdjęcia oraz wrażenia. Potem i tak spotykaliśmy się w niektórych punktach turystycznych. Pięć osób zwiedzających na raz to już jest tłum i potem okazuje się, że wszyscy mamy takie same zdjęcia. Ustaliliśmy więc już w Jerozolimie, że każdy ma wolny czas i robi co chce. Wieczorem spotykamy się na kolacji. Oczywiście jeśli mieliśmy gdzieś jechać to razem, ale zwiedzanie i włóczenie się po miastach każdy robił na własną rękę. Tak też było tym razem. Poszliśmy do Jaffy, gdzie znajduje się stare miasto, port rybacki, latarnia, pchli targ, stadion (Hapoel Tel Awiw), stary dworzec kolejowy zamieniony na centrum handlowe, galerie i restauracje oraz „Białe Miasto”- część centrum wzniesiona w latach 1930-1950. Pomalowane na biało domy z wąskimi oknami, są tak wyjątkowe że trafiły na listę UNESCO. Potem szwendaliśmy się po dzielnicy jemeńskiej, gdzie znajduje się Bazar Karmel, można tu znaleźć najróżniejsze egzotyczne owoce, warzywa, zioła oraz marynaty. Ponieważ zbliżał się szabas, panowała nerwowa atmosfera wyprzedaży, sklepikarze spieszyli się, aby do godz. 15.00 sprzedać jak najwięcej towaru. Zrobiliśmy zakupy na ostatni obiad i zanieśliśmy je do hostelu. Potem jeszcze przeszliśmy się do końca nadmorskiej Beach Promenade, gdzie natrafiliśmy na niezwykły 8-piętrowy budynek mieszkalny w stylu Gaudiego. Nad niebo nadciągnęły ciężkie chmury, a w oddali widać było błyskawice. Spodziewaliśmy się, że w nocy ponownie spadnie deszcz. Tak też się stało, około godz. 22.00 rozpoczęła się gwałtowna nawałnica, która zalewała ulice. O północy pod hostelem zatrzymaliśmy taksówkę i za 180 ILS pojechaliśmy na lotnisko, które znajduje się 14 km za miastem. Taksówkarz trochę się denerwował, bo w Izraelu nie wolno jeździć w 6 osób, ale bez problemu dotarliśmy do celu. Tu rozpoczęły się liczne kontrole, pytania, przesłuchania i odprawy. Jak wiadomo opuszczając Izrael trzeba stawić się 3 godz. przed odlotem.

10 listopad 2012r.- sobotaTel Awiw-Warszawa

O godz. 5.00 mieliśmy boarding do samolotu, a o godz. 6.00 wystartowaliśmy do Warszawy. Ponieważ całą noc nie spaliśmy po wylądowaniu wyglądaliśmy jak wypluci. Beata stwierdziła, że jedzie do Bytomia, Mirek do rodziców, a Piotrek do siebie, my jeszcze mieliśmy startować w niedzielnym „Biegu Niepodległości”, więc pojechaliśmy po odbiór pakietów startowych. Potem udaliśmy się do Pawła-kuzyna, u którego mieliśmy nocować. Po późnym śniadaniu poszliśmy spać, potem po solidnym obiedzie raczyliśmy się różnymi trunkami, odpowiednimi dla sportowców.

11 listopad 2012r.-niedziela●Warszawa-Katowice-Bytom

O godz. 11.11 rozpoczął się „Bieg Niepodległości” na dystansie 10km. Impreza bardzo fajna, szkoda, że przyćmiona późniejszymi rozruchami i zamieszkami. Dotarliśmy w zaszczytnym czasie…..dobrym, jak na mnie biegacza amatora. Ponieważ Jarek od kilku lat już biega maratony i inne biegi „przygodowe”, ustaliliśmy, że teraz pobiegnie ze mną jako wsparcie moralne, a nie na wynik. Po biegu pojechaliśmy na obiad do Piotrka, który uraczył nas prawdziwym niekoszernym schabowym, ziemniaczkami i sałatką. Do tego podał pyszny koktajl bananowy. Niestety to wspaniałe popołudnie musieliśmy zakończyć, bo o godz. 18.00 mieliśmy PolskiegoBusa do Katowic. Okazało się, że Warszawa jest tak zakorkowana, że groziło nam spóźnienie. Dzwoniliśmy do dyspozytora o przytrzymanie autobusu, ale na szczęście zdążyliśmy na czas. Tak więc podróż zakończyliśmy o godz. 23.40 meldując się w domu.

Podsumowanie:

Jeden dzień wystarczy, by przejechać Izrael z północy na południe, a ledwie 40 minut potrzeba na przemieszczenie się z zachodu na wschód (w najwęższym miejscu). Transport okazał się tutaj bardzo dobrze zorganizowany, autobusem i pociągiem dojedzie się praktycznie wszędzie. Rankiem można cieszyć oczy widokiem ośnieżonego szczytu góry Hermon (2236m) na północy, a po południu pływać wśród raf koralowych nad Morzem Czerwonym. Jest to mały kraj o długości 470km, i maksymalnej szerokości 135km. W całym Izraelu widok uzbrojonego żołnierza w kamizelce kuloodpornej jest rzeczą normalną. Kontrole osobiste przeprowadza się przed wejściem na dworzec, do urzędów i do większych sklepów. Każdego wieczoru latają nam nad głowami bojowe myśliwce F16. Jerozolima choć należy do Izraela stanowi terytorium sporne pomiędzy Żydami a Palestyńczykami, którzy uważają te miasto za swoją stolicę. Nie warto również próbować odgadnąć co kryją napisy przypominające zbiór niedokończonych kwadracików. Dla większości Europejczyków hebrajskie słowa i zdania pozostaną tajemniczymi znakami zupełnie jak wyrazy pisane po arabsku, chińsku, japońsku. Izraelskie przysłowie mówi, że Jerozolima modli się, Tel Awiw bawi, Hajfa pracuje, a Ejlat wypoczywa, i jest w tym sporo prawdy. W tym kraju chrześcijanie mają obecnie 2012 r., Żydzi 5772 r., a Palestyńczycy 1433 r. Jest to państwo młodych dynamicznych ludzi, którzy potrafią się bawić i korzystać z życia. Są tu trzy morza, piaszczyste plaże, największa depresja na świecie, góry, pustynia, kawał historii oraz święte miejsca dla trzech wielkich religii: judaizmu, islamu, chrześcijaństwa. Izrael to kulturalny tygiel, przenikanie się Wschodu i Zachodu, tradycji i nowoczesności…

Ciekawostki:

  • Izrael-powierzchnia 22 tys. km2, ludność 7 mln.,

  • Morze Martwe to największa depresja na świecie wynosząca – 418 m p.p.m. dzięki czemu powietrze zawiera tutaj o 10% więcej tlenu. Stężenie soli Morza Martwego wynosi 28%, na głębokości 50m 36%, a w innych morzach do 4%. Żaden organizm nie jest w stanie przetrwać w takiej wodzie.

  • W Tel Awiwie, gdzie osiedliło się najwięcej Żydów polskiego pochodzenia są ulice: Adama Mickiewicza, Elizy Orzeszkowej, Fryderyka Chopina, Ludwika Zamenhofa. W jednej z dzielnic wszystkie ulice noszą nazwy związane z Polską m.in. Gminy Warszawskiej, Krakowskiej, Poznańskiej, Białostockiej czy Sejmu Czterech Ziem.

  • Izrael ma dostęp do trzech mórz: Śródziemnego, Czerwonego, Martwego.

  • Małżeństwa mieszane zasadniczo nie są dozwolone, jeżeli jednak to nastąpi, dziecko z takiego związku uznane jest za żyda jedynie wtedy, gdy zrodzone jest z matki Żydówki.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u