Irian Jaya – Indonezja – Anna Matej, Mirek Osip

Anna Matej, Mirek Osip

Anna Matej, Mirek Osip

IRIAN JAYA – INDONEZJA

(…i trochę w Singapurze, Bangkoku i na Bali)

DATA: 13.09.2003 – 04.10.2003

SKŁAD: dwie osoby

TRASA LOTNICZA (z między lądowaniami): Warszawa – Helsinki – Bangkok – Singapur – Jakarta (Java) – Ujung Pandang (Sulawesi) – Biak – Jayapura (Irian Jaya) – Wamena – Jayapura – Timika – Denpasar (Bali) – Singapur – Bangkok – Helsinki – Warszawa

WIZA: wizę turystyczną na pobyt przez 25 dni w Indonezji uzyskaliśmy w Ambasadzie Republiki Indonezji w Warszawie ul. Estońska 3/5. Koszt wizy 35 USD. Uwaga: Przy staraniu się o wizę pod żadnym pozorem nie należy podawać jako miejsca przeznaczenia – stanu Irian Jaya. Od strony formalnej ruch turystyczny na tym terenie nie jest preferowany przez władze administracyjną.

SZCZEPIENIA I LEKI: profilaktycznie na malarie Lariam (8 tabletek 150 zł), szczepienia: obowiązkowo żółta febra, my zaaplikowaliśmy sobie dodatkowo żółtaczkę A i B, oraz dur brzuszny.

BILETY: bilet lotniczy Warszawa – Singapur – Warszawa nabyliśmy w specjalnej promocji w biurze fińskich linii lotniczych Finnar za 550 $ na tydzień przed wylotem. Można znaleźć tańsze opcje pod warunkiem, że zakup nastąpi z kilku miesięcznym wyprzedzeniem. Pozostałe bilety kupowaliśmy po drodze (szczegóły patrz w dzienniku).

INSPIRACJA: książka Grzegorza Torzeckiego – „IRIAN JAYA. Wojowników raj utracony”

DZIENNIK PODRÓŻY:

Dzień 1 Helsinki

Po przelocie z Warszawy mamy 10 godzin do przesiadki. Autobus z lotniska do centrum Helsinek (30 minut) za 4,90 euro. Degustacja specjałów kuchni fińskiej w scenerii starego miasta w Seahorse ul. Kapteeninkatu 11. Resztę czasu spędzamy w tradycyjnej fińskiej saunie ul. Hariutorinkatu 1 (mężczyźni i kobiety oddzielnie) wejście 6,50 euro, extra ręcznik 1,5

euro.

Dzień 2 Singapur

12 godzin lotu. Różnica czasu w stosunku do Polski 6 godzin do przodu. 1 USD = 1,72 S$. Przejazd autobusem nr 36, a potem 190 – 1,40 S$ do miasta (trzeba mieć wyliczoną kasę – w autobusach nie wydają reszty). Nocleg w Hostelu YMCA Metropolitan – 68S $ (śniadanie w cenie). Jeszcze zdążymy obejrzeć jedyne na świecie nocne safari w singapurskim ZOO, gdzie dzikie zwierzęta poruszają się po otwartej przestrzeni (wstep 19,1 S$)

Dzień 3 Singapur

Miasto zakazów: nie palić, nie pluć, nie żuć gumy, nie śmiecić, itd. I za wszystko spore kary. Próbujemy lokalny przysmak owoc-durianu (1szt.- 5S$) Jego wyjątkowo intensywny smak (coś podobnego do aromatu acetonu) rozprzestrzenia się na kilkadziesiąt metrów od miejsca konsumpcji (nie mieszać z alkoholem!). Uzupełniamy ekwipunek fotograficzny w elektronicznym centrum handlowym Sim Lim Square (ok.30% taniej niż w Polsce + do tego zwrotu 4% podatku GST na lotnisku). Pora szukać biletu – składamy wizytę w biurze indonezyjskich linii lotniczych Garuda Indonesia. Bilet Singapur – Jayapura kosztuje w jedną stronę 404 S$. Urzędniczka prosi, aby sprawdzić w Ambasadzie Indonezji, czy nie jest nam potrzebne specjalne zezwolenie na wizytę w tym rejonie. Jedziemy do ambasady (7 Chatsworth Road), gdzie ten sam tekst, co w Polsce -”…do Irian Jaya ? Turyści tam nie jeżdżą!.. Dlaczego? Nie możemy zagwarantować wam bezpieczeństwa”. Mimo to lecimy.

Dzień 4 Jayapura

Po 12 godzinach lotu, jednej przesiadce (Jakarta) i dwóch międzylądowaniach (Ujung Pandang i Biak) jesteśmy w Jayapurze (lotnisko jest zlokalizowane 36 km od miasta w miejscowości Sentani). Zmiana czasu o kolejne 2 godziny do przodu. Kurs 1 USD = 8.020 RP (rupia indonezyjska). Transport publiczny jest tu słabo rozwinięty. Wynajmujemy taksówkę na pół dnia, aby obejrzeć okolice – 250.000 RP. Sama Jayapura nie jest zbyt interesująca, ale to tu koniecznie trzeba załatwić surat jalan, specjalne zezwolenie na wstęp na tereny zamknięte dla turystów (generalnie wszędzie poza Jayapurę). Znajdujemy centralną komendę policji (Jin.A.Yani 11). Potrzebne są: dwa zdjęcia, kserokopia strony paszportu ze zdjęciem, departure card upoważniająca do pobytu na terenie Indonezji i 15.000 RP od osoby. Procedura jest realizowana według wzorca idealnie funkcjonującej biurokracji, wymaga cierpliwości, pokory i miłego usposobienia do przedstawicieli lokalnej władzy. Przed wyjściem w góry należy zrobić z 10 ksero kopii dokumentu. Dla odzyskania równowagi duchowej odwiedzamy fermę krokodyli. Żyje tu w kilkunastu basenach ok. 500 szt. bogato uzębionych osobników (niektórym brakuje którejś kończyny – to chyba wstęp do kanibalizmu). Nocleg w hotelu Semeru w Sentani kosztuje 10.000 RP (w tym dwa łóżka, śniadanie, …oraz robaki i jaszczurki). Znajdujemy przewodnika Izaaka (to przedstawiciel plemienia Dani mówiący po angielsku), z którym negocjujemy wyprawę w góry. Po długich nocnych negocjacjach umowa opiewa na 9-cio dniową wyprawę z Wameny w rejon południowo-wschodni Doliny Baliem (Kraj Yali). Ostatecznie cena to 800.000 RP (w tym full serwis, tj: noclegi, ewentualne przejazdy, tragarze, wyżywienie i robienie zdjęć w wioskach).

Dzień 5 Jayapura/Wamena

Rano samolot do Wameny z przewoźnikiem cargo – Trigana Air – 436.000 RP za osobę w jedną stronę. Połowa samolotu to towar. Tylko 36 nienumerowanych miejsc siedzących. Pilotów siedzących w kokpicie widać przez firanką. W trakcie lotu odpada jeden fotel. Facet musi siedzieć na paczkach z towarem. Po dwóch godzinach lotu z duszą na ramieniu jesteśmy na miejscu. Wamena jest bazą wypadową w rejon doliny rzeki Baliem. Miejscowość licząca około 10.000 mieszkańców, to główny ośrodek administracyjny obszaru wyżyn. Stąd zaczyna się większość wypraw w krainę Papuasów. Już pierwszy rzut oka na tubylców wskazuje, że cywilizacja dociera tu ze sporym opóźnieniem. Wśród tłumu osób, których spojrzenia mają przenikliwy charakter, często można zauważyć osobników w strojach tradycyjnych, czyli zasadniczo bez ubrania. Ceny w Wamenie rosną proporcjonalnie do trudności dotarcia w to miejsce. Co ciekawe jest to miejscowość objęta całkowitą prohibicją (należy bazować tylko na własnych zapasach). Znajdujemy hotel Ranna Jaya za 125.000 RP. Kurs w Wamenie 1 USD = 7500 RP. Warto obejrzeć ciekawy targ, na którym swoją specjalną kwaterę ma handel świniami. Poza tym niewiele: marchew, czosnek, pomidory, ryby, tytoń, i cebula. Przy wyjściu rozróba: w ekspresyjnych rękoczynach dwie kobiety!, krew się leje. Wracamy do hotelu. Niby nie było słońca, ale spaliliśmy się jak raki. Kolacja w jedynej restauracji w mieście Mas Budi (zafundowaliśmy sobie krewetki na ostro za 65.000 RP). Litrowa butelka wody mineralnej w sklepie – 13 000 RP. Jutro wyruszamy w góry.

Dzień 6 Wamena/Dolina Baliem

Rano wysyłamy jeszcze kartki pocztowe, (kto wie, czy uda nam się wrócić). Kartka 3.000 RP + znaczek do Europy 4.000 RP. Cała ekipa ładuje się do wynajętej terenowej Toyoty: przewodnik, 3 tragarzy, kucharz, nas dwójka, no i ekwipunek na 9 dni. Ruszamy w kierunku południowo – wschodnim. Za Wameną kończy się asfaltowa droga. Dalej jedziemy wzdłuż rzeki Baliem, mijając wioski: Hepoba, Hitigima i Sugokmo. (uwaga: nazwy wiosek w Dolinie Baliem mogą mieć nieco inną pisownie, nasza pisownia jest zgodna z fonetycznym brzmieniem poszczególnych nazw). Za tą ostatnią wioską droga się kończy, dalej czeka nas już tylko piesza wędrówka. Po przeprawie przez rwący strumyk jest wioska Yetni, a później centralna miejscowość Kurima, to ostatnia ostoja indonezyjskiej władzy. Dalej to już wolny kraj Papuasów. Na posterunku policji trzeba dopełnić wszystkich formalności (kolejne trzy kopie surat jalan mamy mniej). Jesteśmy taką atrakcją, że nawet młody dowódca posterunku robi sobie z nami zdjęcie (obowiązkowo z kałachem). W wiosce jest również mały targ, gdzie można zrobić ostatnie uzupełnienie zapasów żywnościowych. Mijamy wiszący most, i po lewej stronie wąwozu wspinamy się w górę. Po dwóch godzinach intensywnego marszu zaczyna ostro padać deszcz. I tak już będzie do wieczora. Przed zmrokiem docieramy do małej osady Hitugi. Od początku wzbudzamy duże zainteresowanie tubylców. To już teren gdzie wszyscy mężczyźni chodzą w kotekach, a kobiety z odkrytymi piersiami. Zwiedzamy wioskę. Architektura tego regionu to tradycyjna zagroda papuaska. Składa się ona z domu mężczyzn, domu kobiet, kuchni, chaty dla świń i małego poletka. Mieszkaniem jest drewniana, kryta strzechą chata, gdzie centralnie zlokalizowane palenisko wypełnia je gęstym duszącym dymem. Kucharz w miedzy czasie upitrasił zupę warzywną. Sprawdzamy jeszcze cenę świń – w wiosce to wartość 3 mln RP (w Wamenie jest drożej, nawet do 5 RP). Świnia jest najbardziej pożądanym dobrem materialnym, wyznacznikiem prestiżu, lokatą kapitału i „walutą wymienną”. Jej krew, stosowana jest do nacierania i uważana za bardzo skuteczne lekarstwo. Zgodnie z odwieczną tradycją za żonę trzeba dać jej rodzinie od kilku do kilkudziesięciu świń, a potem od jednej do pięciu świń za każde urodzone dziecko. Śpimy w drewnianym domu nauczyciela.

Dzień 7 Dolina Baliem

Całą noc padał deszcz. Więc nic dziwnego, że za opłotkami wioski wchodzimy w niezłe błoto. Brnąc w błocie kilka godzin przez strome zbocza, dochodzimy do wioski Youarima. Obok wiszącego mostu robimy przerwę, którą tubylcy umilają nam grą na przygotowanych przez siebie gitarach. Podążamy dalej prawym brzegiem rzeki, docierając do pól uprawnych z ziemniakami. Znowu deszcz. Mijamy wiszący drewniany most. Rzekę trzeba przekroczyć w brud. Buty pełne wody. Szlak pnie się pionowo do góry. Różnica poziomów jest bardzo duża. Potrzeba robić więcej przerw. Najwygodniej zdjąć całkiem spodnie i iść w kąpielówkach. Bosi tragarze mają niezły ubaw. Zlani potem, w końcu jesteśmy na szczycie skąd widać Tricorę (najwyższy szczyt gór Pegunungan Jayawijaya 4730 m.n.p.m). Po półgodzinnej wędrówce wchodzimy w tropikalną dżunglę (palmy, ogromne paprocie, kolczaste liany). Później droga zmienia się w bagnisty szlak, gdzie trzeba skakać pomiędzy leżącymi pniami drzew (miejscami przypomina białowieski szlak Zebra-Żubra) W końcu docieramy do miejsca noclegu (wioska Yogosem). Tutaj trzeba wysuszyć buty i pozostałe rzeczy. Jesteśmy wykończeni.

Dzień 8 Dolina Baliem

Noc była bardzo zimna. Do tego w nocy mieliśmy wizytę nieoczekiwanych gości. Okazało się że spaliśmy w miejscowym sklepie, a komuś zabrakło papierosów. Wstajemy o 6 rano a mimo to przed drzwiami czeka już na nas pół wioski. Próba schowania się za domkiem nieskuteczna. Trzeba swoje potrzeby fizjologiczne załatwiać na oczach „publiczności”. Kierujemy się na wschód w górę rzeki. Godzina wspinaczki, a pot leje się z nas strugami. Wynajmujemy jeszcze jednego tragarza, który za 20.000 RP dziennie, będzie niósł nasze plecaki. To lokalny rolnik, który został oderwany od pracy. Teraz droga prowadzi już nurtem rzeki. To jedyny sposób by wspiąć się do góry. Po obu stronach niedostępna dżungla. Nasz przewodnik dostaje gorączki i boli go żołądek. Jeden z tragarzy ma ból zęba. Dla obydwu aplikujemy zapasy z naszej apteczki. W końcu docieramy do źródeł rzeki Siam. Kryzys naszego przewodnika zaczyna się pogłębiać. Prawdopodobnie jest to atak malarii. Zastępuje go jeden z tragarzy, i w końcu docieramy na szczyt skąd widać wioskę Kiromę. Teraz droga prowadzi przez odkryty płaskowyż, sporadycznie porośnięty małymi palmami. Wkrótce okazuje się, że są to zdradzieckie bagna. Trzeba dobrze znać drogę, by nie ugrzęznąć po pachy. Po trzech godzinach docieramy do przydrożnego szałasu (miejsce przez tubylców nazywane Wongul). Ponieważ ciągle pada deszcz, decydujemy się zostać tutaj na noc. Za chwile przyłączają się do nas trzej tubylcy podążający do Angguruk. Wentylacja w szałasie jest rewelacyjna. Tak lgniemy do ogniska, że w nocy buty zostały nadpalone. Tubylcy intonują jakąś piosenkę przy dźwiękach drumli.

Dzień 9 Dolina Baliem

Kolejna zaprawa ostrej wspinaczki doprowadza nas na rozległy płaskowyż. Po drodze zaczynamy mijać osobników z plemienia Yali. Płaskowyż jest na wysokości około 4.000 m n.p.m. Zaczyna dokuczać choroba wysokościowa. Wokół skaliste ściany porośnięte rudymi mchami. Na horyzoncie widać tzw. okno na krainę Yali, nazywane w lokalnym języku Maglik. Po dwóch godzinach drogi dochodzimy do przełęczy, z której ściana spada pionowo w dół. Choroba naszego przewodnika się pogłębia. Jest podejrzenie o: żółtą febrę, malarię i zimny wiatr … Problemy z żołądkiem to tylko uzupełnienie. Problemem jest również fakt, że tylko on z całej grupy mówi po angielsku. Szlak schodzi w dół po drewnianych drabinach często nadwyrężonych piętnem czasu. A wszystko to w scenerii tropikalnej roślinności, skały są śliskie a ziemia mazista. Przez ponad trzy godziny nachylenie zbocza jest ciągle pionowe. Później droga wiedzie przez dżunglę po obślizgłych pniach drzew. W końcu docieramy do „wycinki” wśród puszczy, gdzie czwórka tubylców przygotowuje teren pod pole uprawne. Robimy tam krótką przerwę na pieczonego ziemniaka, aplikujemy naszemu przewodnikowi kolejne tabletki antymalaryczne i rozpoczynamy zejście do widocznej z góry wioski Piliam. Wokół rozpościerają się uprawne pola. Już z daleka wzbudzamy ogromne zainteresowanie. Samo dojście do naszego noclegu utrudnia nam blisko 50-osobowa gromada dzieci. Zasypiamy ze wzrokiem tysiąca oczu wpatrzonych w nas przez wszystkie możliwe szpary w ścianach naszego drewnianego domku.

Dzień 10 Dolina Baliem

Wioska jest bardzo urocza. W praktyce to dwie sąsiadujące ze sobą wioski (Piliam i Pronggoli). Protestancka misja w Prongoli powstała już 1961 roku. Rano cała wieś czeka przed naszym domkiem, zastanawiając się czy będzie święto czy jednak mają iść do pracy w ogrodzie. Święto to zabicie świni na nasze przybycie, oczywiście za nasze pieniądze (ok. 1 mln RP). My jednak wybieramy wersję z rytualnym tańcem, w którym bierze udział ok. 20 osób. Rozpoczynają się przygotowania. Mężczyźni w odświętnych strojach z obręczami na biodrach i spiczastymi kotekami, a kobiety w „spódnicach” z suszonych liści. Naszyjniki z kości świni i w przegrodach nosowych ociekające krwią półokrągłe kły. Mężczyźni dodatkowo wymachują łukami i włóczniami. Wszyscy w rytualnym tańcu po okręgu odśpiewują tajemniczą pieśń. Przedstawienie kosztuje nas 300.000 RP, które na koniec spektaklu wódz wioski publicznie pokazuje uczestnikom tańca. Tradycyjnie rozpoczyna się handel: kolorowe korale na szyję (40.000 RP), koteka (10.000 RP), kły świni do noszenia w przegrodzie nosowej (10.000 RP), pióra ptaka rajskiego (20-50.000 RP). Po zakupach robimy sobie wycieczkę do lokalnej łaźni – strumyka za wioską, gdzie bierzemy zimny prysznic. Nasze nagie ciała wzbudzają ogromne zainteresowanie młodszej społeczności wioski. Na nic się zdaje obrzucanie kamieniami lokalnych stoków przez naszego przewodnika. Na szczęście choroba wyraźnie go puszcza. Po południu wyruszamy w drogę powrotną. Do wieczora docieramy do szałasu zlokalizowanego pod głównym podejściem. Po raz pierwszy śpimy w namiocie, który całą drogę był niesiony specjalnie dla nas.

Dzień 11 Dolina Baliem

Pobudka 6 rano. Klasycznie zalewana kawa i tostowy chleb z dżemem ananasowym i masłem orzechowym. Po śniadaniu czeka nas ostra wspinaczka. Po trzech godzinach pionowej wspinaczki docieramy na szczyt (a wypiliśmy tylko 1 litr wody). Teraz przed nami już tylko długie grzęzawiska, pozbawione opału, które stanowią duże zagrożenie dla wędrowców w czasie deszczu. Pozostawiamy za sobą kościotrupy drzew obrośnięte jasnym nalotem mchów. W końcu docieramy do rozpoczynającej swój bieg rzeki Mudi. Dalej droga prowadzi wzdłuż nurtu tej rzeki. Dzisiaj padamy spać jak muchy.

Dzień 12 Dolina Baliem

Wstajemy przed 6. To kolejny dzień potężnej wędrówki. Dziś przejdziemy z Wongul aż do Hitugi. To ponad 12 godzin forsownego marszu. Tylko jedna przerwa na słodkiego ziemniaka. Po drodze żegnamy się z wypożyczonym tragarzem. Papierosy Guadang (słodkie) kosztują tutaj 10 000 RP, w Wamenie 6 000 RP, a w Jayapurze 3 000 RP. Po tym marszu Anna ma problemy z nogą. Kolano obwija elastycznym bandażem, aby dotrzeć do celu.

Dzień 13 Dolina Baliem/Wamena/Jayapura

Z Hitugi pozostaje nam 6 godzin drogi do Wameny. Ciągle schodzimy w dół. Po drodze kupiliśmy opaskę na głowę z kurzych piór osłaniającą twarz przed słońcem za 20.000 RP. Papuasi wykazują ogromną pomysłowość w wymyślaniu przeróżnych nakryć głowy. W końcu docieramy na znajomy nam „przystanek taxi”. Na transport czeka ok. 50 osób. Ale jako biali mamy fory. Po godzinie już jesteśmy w samochodzie. W Wamenie kupujemy bilet lotniczy powrotny do Jayapury za 311 000 RP w Trigana Air. Chwila na zakupienie dwóch paczek lokalnej kawy i jedynego dostępnego planu terenu doliny (z resztą bardzo niedokładnego). Po dwóch godzinach ryzykownego lotu lądujemy w Jayapurze. Rozliczamy się z naszym przewodnikiem na pożegnalnej kolacji, mimo że wycieczka trwała 8 a nie 9 dni, musieliśmy zapłacić całą sumę. Na koniec nasz przewodnik wyciągną 0,357 l Robinsona (whisky), aby pozostawić „friendly” akcent. Życie dla turystów w Irian Jaya jest drogie. Teraz chcemy kilka dni odpocząć na Bali (w biurze linii lotniczych Garuda Indonesia w Jayapurze nie można płacić kartą kredytową). Nocujemy w tym samym hotelu co poprzednio.

Dzień 14 Bali

,p>W nocy było chyba oberwanie chmury. Lot do Denpasar trwał cztery godziny z międzylądowaniem w Timice (miasteczko z drogą do największej kopalni złota). Nocleg w Hotelu Komala Indach II w rejonie Kuta (koszt domku letniskowego ze śniadaniem do łóżka 65 000 RP). Kurort nie może powtórnie nabrać swojej świetności z okresu przed zamachem z 14 października 2002. Mimo, że w naszej ocenie turystów jest tu zdecydowanie za dużo, to na każdym kroku słychać narzekania na ich brak. Od ryksiarza, masażystki, fryzjera i nawet od prostytutki, która twierdzi, że klienteli jest o połowę mniej niż przed rokiem. Obowiązkiem każdego turysty jest dyżur na plaży w czasie romantycznego zachodu słońca (ok.18.30). Dla podkreślenia klimatu kupujemy australijski szampan za 115.000 RP. Na plaży o zachodzie następuje erupcja działalności handlowej: masaż pleców za 20.000 RP, pierścionek z symbolem Bali (wiatr, ogień, woda) 100.000 RP, nocna wycieczka rikszą wzdłuż wybrzeża 20 000 RP. W Denpasar kupujemy również bilety powrotne do Bangkoku z jednodniowym postojem w Singapurze – 340 $/osobę.

Dzień 15 Bali

Zmęczeni plażową atmosferą Bali rano jedziemy do Ubud (kulturowe centrum Bali). Bagaże zostawiamy w hotelu. Zamierzamy wrócić jutro przed zachodem słońca. Jedna godzina drogi i klimat zmienia się diametralnie. W mieście pełno świątyń, galerii sztuki, warsztatów rękodzieła i wreszcie domów z bogatą ornamentyką. Jedziemy jeszcze dalej w głąb wyspy do miejscowości Tampaksiring. To małe miasteczko z dwoma imponującymi starożytnymi zabytkami. Pierwszy z nich to Gunung Kawi, grobowiec rodziny królewskiej z X w. (kobietom w czasie menstruacji wejście zabronione). To samo dotyczy osób z odkrytymi ramionami i nogami. W tym celu za 100.000 RP kupujemy dwie specjalne chusty (oczywiście przepłacamy jak się później okazuje). Półtora kilometra dalej jest kolejna świątynia Tirta Empul. W obiekcie jest publiczna łaźnia, z której warto skorzystać. Nieopodal jest jeszcze kolejna świątynia Goa Gajach. Do wszystkich trzech świątyń cena biletu jest taka sama i wynosi 4.100 RP. Wracamy do Ubud na pokazy tradycyjnych balijskich tańców. Najbardziej znany jest Kecak. My jednak wybieramy Legong w pięknym starym teatrze wodnym. Bilet na półtoragodzinny spektakl kosztuje 50.000 RP. W czasie przedstawienia zaprezentowano siedem różnych tańców. Charakterystycznym dla tego rodzaju tańca jest ruch gałek ocznych oraz palców (dłonie i stopy). Nocleg w Hotelu Hiacynt kosztuje 45.000 RP.

Dzień 16 Bali

W Ubud jest kilka muzeów. My wybieramy: Puri Lukisan, gdzie jest wiele prac Rudolfa Bonnet’a ojca nowoczesnej balijskiej szkoły malarskiej (bilet 20.000 RP), i Neka z tradycyjnym balijskim malarstwem. W pobliżu muzeum jest kilka interesujących galerii z pracami lokalnych artystów (trzeba ostro negocjować). Po południu wracamy do Kuty autobusem biura Perama (bilet 20.000 RP). Wizyta w pralni, gdzie za 17.000 RP wszystko łącznie z butami staje się czyste już po kilku godzinach. Wieczorem po tradycyjnym zachodzie słońca wizyta w salonie kosmetycznym (200.000 RP za zrobienie warkoczyków na głowie – czas robienia to 3 godziny przez 2 osoby, masaż całego ciała 50.000 RP, manicure i pedicure 20.000 RP).

Dzień 17 Singapur

Wylot do Singapuru. Jeszcze golenie 2-tygodniowej brody 15.000 RP. Jesteśmy powtórnie w Singapurze. Reklamacja obiektywu, i zakup nowej karty pamięci 256 MB do aparatu cyfrowego za 180 S$. Świetne zielone wino imbirowe STONE’S (17 S$ butelka 0,75l). Smakoszom owoców moża polecam miejsce czynne do późna w nocy (byliśmy tam po północy) na skrzyżowaniu Albert Str. z Waterloo. Aby zachować świeżość potraw różne ośmiornice, kałamarnice i inne często trudno identyfikowalne stwory pływają do końca swoich chwil w ogromnych wystawowych akwariach. Najtańszy pokój 2-osobowy w mieście przy Bencoolen Street (klimatyzacja + łóżko) – 35S$ / dobę.

Dzień 18 Bangkok

Dziś lecimy do Bangkoku. Na miejscu potrzebna jest wiza on arrival (jedno zdjęcie + opłata 1.000 baht-ów), krótki wniosek wizowy i 15 dniowa wiza jest w kieszeni. Kurs: 1 USD = 40 B (tajlandzki baht). Do centrum jedzie się autobusem A2 (100 B za osobę). Ogromne korki. Autobus jechał 3 godziny. Pokój 2-osobowy w pobliżu Khao San Road (wiatrak + telefon) – 290 B / dobę. Wieczorem fundujemy sobie spektakl z boksem tajskim. Walki odbywają się na Lumpinee Stadion (miejsce VIP pod samym ringiem 1.700 B).Tradycyjny tajski boks to coś pomiędzy sportem, religią i sztuką samoobrony. Widownia jest zapełniona do ostatniego miejsca. Walk jest siedem. Towarzyszy im ogromny doping i zakłady. Każdą walkę poprzedza rytualny taniec-modlitwa wykonywany na ringu przez obydwu zawodników. W tym typie boksu wszystkie części ciała zawodników mogą stanowić broń uderzeniową. Każda walka ma pięć rund, po których następuje werdykt trzech sędziów. Całość przedstawienia trwała 4 godziny. Wracając przez Khao San Road wykupujemy w jednym z biur turystycznych wycieczkę na jutro po okolicy Bangkoku ( 450 B / za osobę z obiadem).

Dzień 19 Bangkok

Tak jak brzmiała instrukcja byliśmy już o 7.00 rano pod biurem. Oczywiście żadnego busa nie ma. Organizacja tych wycieczek następuje dopiero rano, kiedy już wiadomo ilu turystów faktycznie się pojawi. Wówczas organizowany jest transport. Wyruszamy faktycznie o 9.30. Najbardziej egzotyczną atrakcją jest pływający targ w Damnoen Saduak, aczkolwiek ma się czasami wrażenie ze momentami jest tam więcej turystów niż tubylców. Uwagę zwraca fakt, że zdecydowana większość handlujących na targu to kobiety, co nadaje dodatkowej atrakcyjności całemu otoczeniu. Zmieniamy busa i kierujemy się do Kanchanaburi – miejscowości gdzie główną atrakcją jest słynny most na rzece Kwai, budowany przez alianckich jeńców pod japońską okupacją. Ciekawe muzeum przedstawiające całą historię budowy – 30B/ osobę. Kolejna zaplanowana na naszej drodze atrakcja to najwyższa na świecie buddyjska budowla – stupa Pathom Chedi (127m). Wstęp 20 B. Wieczorem wracamy do Bangkoku, gdzie tradycyjnie wpadamy w gigantyczny korek. Dla zrelaksowania 2-godzinny tajski masaż (260 B / osobę).

Dzień 20 Bangkok

Dziś dzień po Bangkoku. Najlepiej w mieście poruszać się promami. Świątynia Wchodzącego Słońca (20 B), świątynia Wat Pho ze złotym leżącym posagiem Buddy, ferma węży w Instytucie Pasteura z pokazem ściągania jadu z kobry (70 B), najstarszy hotel Oriental (trzeba mieć długie spodnie i zakryte buty, aby wejść do środka), targ kwiatowy Pahurat. Wieczorem odbieramy zdjęcia (17 filmów x pocztówka – 3.611 B, to znacznie taniej niż w Polsce). Przed snem masaż stóp (100 B/ h) i oglądanie zdjęć.

Dzień 21 Bangkok (3.10.2003)

Dziś wieczorem wylatujemy z tego tygla do Polski (znowu przez Helsinki). Rano wykwaterowujemy się. Zostawiamy bagaże na recepcji i jedziemy do Pałacu Królewskiego. Po drodze incydent z policją. Kara za rzucenie papierosa na chodnik 2.000 B! Po negocjacjach wystarczyło posprzątać przez 5 minut chodnik. Całość zajścia wyglądała na próbę „strzyżenia turystów”. Bilet do Pałacu i Świątyni Szmaragdowego Buddy– 200 B. Warto wynająć przewodnika (emerytowany nauczyciel oprowadzi po obiekcie za 150 B). Później muzeum Łodzi Królewskich. Niestety zamknięte bo odbywają się regaty (ochrona wpuszcza nas do środka za 50 B). Dziś najtańszy obiad w Bangkoku – studencka stołówka na Uniwersytecie (20 B za bardzo dobrą zupę rybną). Tradycyjnie masaż, tym razem z gorącym ziołowym olejkiem (240 B/osobę). Bilet busem na lotnisko z Khao San Rod kosztuje 70 B. Nadajemy wszystkie bagaże (tak się nam przynajmniej wydaje) i wsiadamy do samolotu.

Dzień 22 Helsinki/Warszawa

Cały lot do Helsinek przegadaliśmy z Polką, która 4 miesiące spędziła w Kambodży. W Helsinkach okazuje się, że na lotnisku w Bangkoku zostały dwa płótna z obrazami z Bali. Trochę szkoda. Cóż kiedyś trzeba będzie tam pojechać jeszcze raz.

PODSUMOWANIE:

10 dni w Irian Jaya, 3 dni na Bali, 4 dni w Bangkoku, 2 dni w Singapurze, 1 dzień w Helsinkach. Faktycznie można nie mieć czasu, aby się podrapać…Pewnie niektórzy powiedzą – japoński model zwiedzania. Ale faktycznie nie mieliśmy aż tak złego odczucia, a z drugiej strony, co zrobić jak otrzymanie urlopu dłuższego niż 3 tygodnie graniczy z cudem – a jest przecież tyle fajnych miejsc.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u