Filipiny (2011) – Ryszard Oszal

FILIPINY   –   SAMAR, MASBATE, TICAO, POŁUDNIOWY LUZON

Przelot: Warszawa – Helsinki – Hongkong – Manila – Tacloban (LEYTE) – 30USD

Czas: 1 miesiąc (styczeń, luty 2011)

Pieniądze: 1USD = 43 peso

Paliwo: 1litr – 1,20USD

Tani obiad: 1USD (ryż, mięso, warzywa, bulion)

Kraj katolicki, mniejszość muzułmańska

Język urzędowy – angielski, tagalog, wiele dialektów na różnych wyspach

Ważne! Pora sucha zaczyna się około 10 lutego, przewodniki źle podają. Od 10 lat klimat zmienił się. Od początku lutego pada niedużo ale jednak. Chcąc iść w góry: grudzień, styczeń – widoczność żadna ze względu na chmury.

Linie: Finair, Cebupacificairs (przesiadka w Hongkongu z odbiorem bagażu)

Co do wszystkich informacji o cenach i stolicy Manili – przesyłam do wcześniejszych moich sprawozdań z 2008, 2009 roku.

MANILA

Przesyłam do sprawozdań z 2008 i 2009 roku, obecnie uzupełnię o adresy zakwaterowań tanich.

1. NEW CASA PENSIONNE (12USD – dwójka)

1602 LEON GUINTO COR. PEDRO GIL

Malate, Manila

email: core@ skyinet.net

2. PENSION NATIVIDAD (20USD – dwójka)

1690 M.H. del Pilar

Malate, Manila

www.pensionnatividad.multiply.com

3. MABINI PENSION

1337 A. Mabini St. Ermita. Manila

email: mabini@mabinipension.com  (16USD – dwójka)

4. MALATE PENSIONNE (18USD – dwójka)

1771 M. Adriatico St. Malate. Manila

www.mpensionne.com.ph

5. SANTOS PENSION HOUSE (12USD – dwójka)

1540 A. Mabini St. Ermita, Manila

6. Hotel AMAZONIA (19USD – dwójka)

M.H. Del Pilar cor. Sta. Monica St.

Ermita. Manila

7. ERMITA TOURIST INN (22USD – dwójka)

1549 A. Mabini St. Corner Saldado St

Manila

Przejazd z lotniska do centrum.

Wyjść przed lotnisko, złapać jeepneya do stacji metra naziemnego BACLARAN (0,20USD), jest to początkowa stacja jednej z linii metra o nazwie LRT. Bilet do centrum 0,50USD.

Biura podróży gdzie można załatwić tanie bilety lotnicze znajdują się przy PEDRO GIL STREET i w pobliżu.

W Manili są 3 terminale:

1.                  NINOY AQUINO INTERNATIONAL AIRPORT (NAIA) (przeważnie międzynarodowe loty).

2.                  Międzynarodowe i krajowe loty.

3.                  Zwany przez wszystkich CEBUPACIFIC TERMINAL (linie cebupacificair krajowe
i międzynarodowe).

WYSPA LEYTE

TACLOBAN

Przelot z Manili do TACLOBAN 30USD.

Jeepnay z lotniska do centrum 0,30USD (około 20 minut).

Zakwaterowanie: MANABO LOUGE, ZAMORA STR (12USD dwójka). Przeciętny hotelik ale w samym centrum i miły właściciel. Były marynarz. Parę razy odbierał statki z Gdyni i był ucieszony, że spotkał Polaków. Można też zakwaterować się w luksusowym, jak na warunki filipińskie hoteliku około 1 km od centrum YOUR HOME PENSIONE, LOPEZ JAENA STR (16USD dwójka). Wszystkie pokoje z klimatyzacją, świetne pokoiki.

Tacloban to stolica administracyjna i gospodarcza wyspy LEYTE. Duże miasteczko, duży ruch uliczny. Pełno trycykli, jeepneyów (dżipnej). Tłumy ludzi, hałas, ruch. Mało turystyczne miejsce, właściwie nic ciekawego. Białasów na ulicach tylko nas czterech. Wszystkie oczy skierowane na nas. Bez przerwy dzieci wołają: hi Joe (haj dżo). Spuścizna po protektoracie amerykańskim. Białasa kojarzą z Amerykaninem. Wiele sklepów, banków. Ulice obskurne, brudne, domy, kamienice także. Kilka placów, parków. Wiele młodzieży szkolnej.

Można zjeść zarówno w McDonaldzie jak i minibarach miejscowych. Przeciętny, tani obiad kosztuje 1,5USD – ryż, mięso, warzywa. Generalnie wszystko smaczne. Różne smakołyki pakowane w liście banana, przeważnie na bazie ryżu.

Plątamy się po ulicach obserwując życie zabieganych mieszkańców. Weszliśmy do dzielnicy slumsów. Żyją sobie ludzie uśmiechnięci, dzieci się bawią. Warunki fatalne. Niektóre pomieszczenia uklecone z byle czego. Wszyscy życzliwie do nas się odnoszą. Dzieci szczególnie zaczepiają, wołając do nas „hi Joe”. Generalnie widać, że większość społeczeństwa żyje na niskim poziomie, nawet określiłbym to, na bardzo niskim. Większość społeczeństwa nie stać na podstawowe produkty. Autobus, trycykl wyjeżdżając w trasę zbiera pieniądze od pasażerów za bilety i potem podjeżdża pod stację benzynową.

Wszyscy Filipińczycy są życzliwi, uprzejmi, przyjacielscy w stosunku do nas białasów. Pieniądze można wymienić w tzw. Money Changers (mani czendzers) lub w banku. Jedyną ciekawostką w mieście jest wzgórze kalwaryjskie z umieszczoną na szczycie figurą Chrystusa. Wchodząc na szczyt mijamy stacje męki Chrystusa. Z góry roztacza się wspaniały widok na miasto. Miejsce to można zwiedzić piechotą (z centrum około 0,5 h). Miejsce to nazywa się STATIONS OF THE CROSS.

Inną ciekawostką odległą od miasta około 10 km jest dwukilometrowy most łączący wyspę LEYTE z wyspą SAMAR – SAN JUANICO BRIDGE. Można się dostać jeepneyem do mostu jadąc w stronę wyspy SAMAR (0,25USD). Dość fajna budowla – most wijący się wężykowato przez zatokę SAN JUANICO (czyt. San Huaniko).

WYSPA SAMAR

Park Narodowy SOHOTON

W Tacloban wsiadamy do multicab (małe ciężarowe suzuki z ławeczkami po bokach) koło targu i jedziemy na dworzec autobusowy za miastem – nazywany TERMINAL (0,20USD). Z terminala minibus do BASEY na wyspie Samar (0,80USD). Przejeżdżamy mostem San Juanico na wyspę Samar i po godzinie jesteśmy w BASEY. Trzeba zgłosić się do biura Parku Narodowego SOHTON. Wszystkie opłaty wynoszą 14USD – osoba (łódź, przewodnik, opłaty). Wypływamy łodzią z Basey wzdłuż brzegów wyspy, wśród mangrowców. Płyniemy w górę rzeki BASEY około 2 godzin. Wszystkie łodzie na Filipinach mają strasznie hałasujące silniki dieslowskie. Gdyby nie ten hałas, przejażdżka byłaby czystą przyjemnością. Docieramy do słynnych jaskiń i formacji skalnych. Przy jaskiniach można się kąpać w rzece wśród skał. Jaskinie rzeczywiście są fajne z różnymi formacjami stalaktytów, stalagmitów. W czasie płynięcia rzeką obserwujemy wioski na brzegach. Widzimy dość biedne chaty z dachami krytymi liśćmi. Ale Filipińczycy są uśmiechnięci, przyjaźni.

Powrót minibusem do Taclobanu. W minibusie zamiast 9 osób jest 14, siedzimy upchani jak śledzie.

LAVEZARES

(czyt. Lawizares)

Z Tacloban koło targu –dokładnie koło McDonalds wsiadamy do pedicab
i jedziemy na TERMINAL (dworzec autobusowy). Autobus jadący do Manili zabiera nas do ALLEN (6h, 8USD). Droga wije się wschodnim wybrzeżem wyspy Samar. Docieramy wieczorem do ALLEN. Jeepney do LAVEZARES (0,5h, 0,50USD). W Lavizares nie ma zakwaterowania. Trzeba było zostać w Allen. Udaje się dostać pokój przy przystani BY. THE BEY (2USD – osoba). Coś fatalnego. Strych, pokoje widać nie użytkowane przez długi czas. Na prędko właścicielka sprząta zawalony pokój łóżkami, materacami, kurzem. Na szczęście jest prąd i są wentylatory. Jakoś przesypiamy do rana wcześniej zjadając kolację w barze (bar to przesadne określenie) składającej się jak zawsze z ryżu i innych dodatków, mięsa, warzyw, ryb.

Wyspy BIRI LAS ROSASS

Wsiadamy na łódź na przystani w Lavezares i po godzinie pływając między wyspami docieramy do malutkiego miasteczka z jedną ulicą – BIRI. Łódź kosztuje 1,20USD od osoby ale gdy jest mniej osób trzeba zapłacić więcej. Jeżeli chce się wynająć całą łódź trzeba zapłacić 14USD. Oczywiście od nas białasów chcą więcej zawsze ale trzeba mieć czas i spokojnie się targować. Malutka, sympatyczna miejscowość, przyjaźni ludzie, urzędnicy, policjanci uśmiechnięci, pozdrawiają nas. Jest tylko jedno zakwaterowanie VILLA AMOR (11USD – dwójka bungalow). Murowane bungalowy, wokół palmy, trawa zadbana, murowane stoły i ławki, ogrodzony teren. Niestety plaże na wyspie Biri są kamieniste, właściwie kawałki rafy, glony ale kapać się można, żadnych turystów, tylko tubylcy. Środkiem transportu w miasteczku są motory. Oplata 0,25USD za przejazd. Łapiemy motor (mogą wsiąść nawet 4 osoby) i docieramy na wschodzie wyspy Biri do przepięknych formacji skalnych. Ocean Spokojny przez tysiące lat wyrzeźbił te skały
w różne kształty. Bardzo widokowe miejsce. Jest gorąco, 35oC. Przypieka nas słońce. Trochę nas skóra piecze, chociaż smarowaliśmy się.

Zjeść na wyspie można w miejscu zakwaterowania lub w jedynym barze przy przystani. Ryż, ryba, warzywa – 1USD. W małych sklepikach można kupić picie, jedzenie owoce.

Wynajmujemy łódź za 5USD pół dnia i płyniemy na drugą wyspę SULIRAN (0,5h)
z ładniejszą plażą. Nurkujemy z maską. Tutaj świat ryb i rafy przy brzegu wyspy jest dość ubogi. Ale woda ma różne odcienie lazuru. Jedyny mankament, to od razu jest głęboko, bardzo głęboko, że nie widać w głębi dna. Obserwujemy rozgwiazdy, jeżowce, kraby, pojedyncze rafy, małe rybki, niektóre kolorowe. Plaża to drobniutka rafa koralowa. Przyjemne, bezludne miejsce.

Ludzie na wyspach Biri żyją sobie spokojnie, monotonnie, nie widać pospiechu, nerwowości. Większość domów dość biedna. W głębi na wioskach chaty z mat i liści. Wszędzie dużo dzieci, właściwie na całych Filipinach widzi się przede wszystkim dużo dzieci. Przeciętna rodzina ma czworo, a zdarza się, że na prowincji często normą jest
8 – 10 dzieci.

CATARMAN

Z LAVEZARES łapiemy jeepnaya do stolicy prowincji CATARMAN
(czyt. Katarman) (1,10USD 1h). Miasto hałaśliwe, dużo trycykli. Z dworca autobusowego bierzemy trycykla i kwaterujemy się 4 km za miastem w stronę RAWIS UEP WHITE BEACH RESORT – bungalow z klimatyzacją, 4 osoby 18USD lub na 2 osoby 14USD. Nowe bungalowy na przepięknej żółtej plaży. Szeroka, długa, bezludna. Jest to zamknięty ośrodek uniwersytetu. Tutaj za miastem właśnie znajduje się UEP (UNIWERSYTY EASTERN PHILIPPINES) i wiele innych szkół. Od poniedziałku do piątku są tu tłumy uczniów i studentów.

Można się zakwaterować w samym mieście ale nie jest to dobry pomysł. Jest to nieciekawe miasto. A przy uniwersytecie jest atmosfera kampusu uczelnianego. Trycykle po mieście kosztują 0,30USD od osoby.

Słońce bardzo przypieka. Nie można długo wysiedzieć na plaży. W centrum miasta jest dworzec autobusowy (TERMINAL). Informacja turystyczna jest u Urzędzie Miejskim. Bardzo duży ruch trycykli na wąskich ulicach miasta.

Wodospad PINIPISKAN LAS NAVAS

Jeepney koło bramy resortu do RAWIS (1,10USD 1h). Motory z przystani do CATUBIG (2USD, 0,5h).

CATUBIG to małe miasteczko ze starym kościołem. Białasów żadnych. Wzbudzamy ogólne zainteresowanie. Zbiorowisko tubylców zawsze przy nas się kreci. Dalej motorem z CATUBIG (1USD, 0,5h) do LAS NAVAS. Po drodze obserwujemy rolniczy krajobraz. Zielone pola ryżowe, chaty, rolnicy, palmy kokosowe. Można było na tę drogę wziąć minibusa relacji CATARMAN – LAS NAVAS (3USD, 2h). Nie wiedzieliśmy o tym. Przewodnik nie pisał o tym, gdyż wybudowano mosty, drogi i sytuacja co do transportu się poprawiła. Kiedyś trzeba było większą część drogi pokonać łodzią.

Teraz łódź wynajmujemy w LAS NAVAS do wodospadu (20USD, 1h w górę i 1h w dół rzeki). Wodospad jak wodospad ale najciekawsza była droga rzeką. Obserwacja życia tubylców z łodzi. Wioski, chaty zrobione z mat bambusowych, kryte liśćmi. Ludzie piorący, kapiący się. Widać było, że ich życie skupia się wokół rzeki. Oczywiście wszyscy widząc białasów pozdrawiających ich odwzajemniali się tym samym. Wszyscy wniebowzięci mogący pozdrowić nas. Jedyny mankament to głośny silnik na łodzi.

BORONGAN

Autobus z TERMINALA w CATARMAN do CATBALOGAN i dalej do głównej krzyżówki łączącej drogę na wschód Samaru (4,5USD, 4h). Przesiadka na autobus do BORONGAN przez TAFT (2USD, 4,5h). Droga kręta, górska. Autobus przedpotopowy, stary grat. Wszyscy powciskani jak śledzie w puszce.

Zakwaterowanie w Borongan: ESADEF Complex, Cinco cor. Amboy Str (7USD – dwójka
z klimatyzacją). Przyjemne, czyste, spokojne miejsce, 10 minut od centrum. Można też w: Domsovir Hotel, w centrum przy moście nad rzeką (7USD dwójka). Borongan to miasteczko jak inne na Samarze. Kościół, główny plac, Urząd Miejski, targ, dworzec autobusowy. Dużo trycykli, jeepneye. Jest to baza wypadowa na pobliskie wysepki.

Wyspa ANDO

Trycykl w miasteczku do przystani SABANG SOUTH (0,20USD). Czekamy na przystani aż zapełni się łódź około 0,5h. Dopływamy do wyspy (0,20USD, 0,5h). Była to najtańsza opłata jaką płaciliśmy za łódź. Jest to regularne połączenie z wyspą. Na wyspie dwie piaszczyste ulice. Przechodzimy w poprzek wyspy wśród palm kokosowych około 0,5h na drugą stronę. Jest to skaliste wybrzeże, gdzie rozbijają się fale Oceanu Spokojnego. W czasie odpływu obserwujemy parę morskich zwierząt uwięzionych
w kałużach wśród skalistego podłoża. Z powrotem także trzeba czekać na zapełnienie się łodzi. Dość długo, około 1h.

GUIUAN (czyt. giłan)

Jeepney z dworca autobusowego w Borongan do Guiuan (3USD, 4h). Droga dziurawa. Trzęsie bardzo. Docieramy do miasteczka na końcu świata. Dalej już tylko bezkres Oceanu Spokojnego.

Kwaterunek: MARCELOS PLACE San Jose str (13USD dwójka z klimą). Czysty, przyjemny hotelik 1 km od centrum miasta nad brzegiem morza. Miasteczko jak wszystkie. Dużo trycykli, targ, dworzec autobusowy, stary szesnastowieczny kościół. Parę ulic, wszyscy przyjacielscy, mili, uśmiechnięci. Jedzenie tanie.

SOLONGAN (czyt. solonhan)

Pedicab w centrum do malej wioski, wyspy (1USD, 1h). Jest to miejsce pielgrzymkowe. Plaże słabe. Przed miasteczkiem kwaterujemy się w CALOICO – AN WILLA (22USD trójka). Obok jest bardzo drogie miejsce SURF CAMP (150USD bungalow). Calico-an to kawałek plaży żółtej wśród skał. Fajne, sympatyczne miejsce. Cisza, spokój. Wokół żywej duszy. Droga z Guiuan do Solongan jest w budowie, kurzy się strasznie
w czasie jazdy. Wokół nie ma żadnych domostw. Tylko palmy kokosowe i Ocean Spokojny. Jest to miejsce dla serwerów.

ORMOC

Minibus (Van) z centrum Taclobanu, nie z dworca autobusowego znajdującego się poza miastem (2,5USD, 2h). Ormoc to duże, hałaśliwe miasto. Docieramy do dworca autobusowego, który znajduje się przy porcie skąd odpływają promy, między innymi do CEBU. Z dworca autobusowego próbowaliśmy się dostać jakimś transportem w góry do Parku Narodowego LAKE DANAO. Po półdniowym oczekiwaniu okazało się, że jedzie tam tylko jeden jeepnay w południe. Zrezygnowaliśmy i powróciliśmy do Taclobanu minibusem. Generalnie minibusy, autobusy wyjeżdżają jeżeli zbierze się większość pasażerów. Czasami czeka się kilkanaście minut, a czasami godzinę.

Wyspa LUZON

BULAN

W Taclobanie przy porcie wsiadamy do pedicaba i jedziemy na dworzec autobusowy (Terminal nowy) – 0,20USD. Z dworca jadą autobusy co godzinę do Manili. Na tablicy kierunkowej zawsze pisze PASAY CUBAO, nie Manila. Są to dzielnice Manili gdzie są dworce autobusowe. Autobus jedzie z Taclobanu przez całą wyspę Samar
i Luzon do stolicy. My chcemy się dostać do portu BULAN na LUZONIE. Bilet kosztuje 13USD, łącznie z biletem promowym. Przez Samar autobus dojeżdża do ALLEN (6h). Przeprawa promowa około 2h. Trzeba wysiąść z autobusu. Autobus wjeżdża na prom. My przechodzimy przez terminal promowy opłacając opłaty odprawowe, około 0,5USD. Po przepłynięciu cieśniny wychodzi się na ląd i ponownie wsiada się do autobusu. Oczywiście na całym statku tylko dwóch białasów – to my. Podstawową rozrywką Filipińczyków jest wszędzie karaoke i to na maksymalną głośność sprzętu. Chcąc nie chcąc wsłuchujemy się w dyskotekowe dźwięki sprzętu, aż dudni w uszach. Wysiadamy na krzyżówce za MATNOG (na LUZONIE). Łapiemy jeepnaya do BULAN (0,25USD, 0,5h). Jesteśmy około 1700 w miasteczku. Okazuje się, że jest to dość zaludnione miejsce z małym porcikiem promowym, skąd wyruszają duże samochodowe promy na MASABE (do Masbate City) i na wyspę TICAO.

Wieczorem, w każdym miejscu na Filipinach, na prowincji, w miasteczkach, wsiach jest bardzo ruchliwie, hałaśliwie. Pełno trycykli, ludzie robiący zakupy, spieszący do domów. Ale o 2000 wszystko zamiera, spokój, cisza. Wyludnione ulice.

Niestety wieczorami nie załatwimy żadnego regularnego, publicznego transportu. Myśleliśmy, że nie będzie gdzie przenocować, a tutaj są dwa guesthausy przy porcie. Dosłownie 200m od bramy portu GOTIS LOGING HAUSE (4,5USD dwójka). Pełne zdziwienie. Tak tanio jeszcze nie spaliśmy. Mały pokoik ale z malutką łazienką, dwoma łóżkami i czysty, nadzwyczaj czysty. Do pokoi przechodzi się przez mieszkanie właścicieli. Naprzeciwko tego guesthausu jest drugi. W miasteczku jest wszystko: targ, kościół, Internet, port. W takich miejscach dwóch białasów wywołuje pełne zdziwienie, jakbyśmy byli w zoo i zobaczyli dwie białe małpy. Wszyscy nas pozdrawiają, obserwują, uśmiechają się. Zawsze jest: YES SIR, YOUR WELKOME SIR, HOW ARE YOU SIR.

Wyspa MASBATE

Z BULAN jeden prom samochodowy na dzień, o godzinie 530 rano. Tylko jeden dziennie. Na wyspę TICAO (czyt. tikał) jest więcej łodzi. Bilet na promie (4,5USD, 3h). Od 6 rano – podstawowa rozrywka Filipińczyków – karaoke, na pełen full – koszmar. Dyskotekowe śpiewanie amatorów, większość bez tonacji, głosu. I znów tylko dwóch białasów na statku.

Prom dociera do miasta MASBATE CITY. Ruch, hałas, brud, kurz, śmieci. Pełno trycykli, nawet trudno przejść przez ulicę. Próbujemy zasięgnąć jakieś informacji – nic. My wiemy więcej z przewodnika. Około 1 km od portu docieramy do dworca autobusowego (Terminal). Wsiadamy po dużych problemach do jeepneya, do BAGACAY. Nikt nie potrafi powiedzieć jak, którym jeepneyem tam dojechać. Większość nie zna angielskiego.

BAGACAY

W Masbate City, na dworcu autobusowym wsiedliśmy do jeepneya do BAGACAY (0,40USD, 0,5h). W drodze ktoś z pasażerów powiedział nam gdzie mamy wysiąść.

Wysiadamy przy polnej drodze do BITUON BEACH RESORT. Przechodzimy około 0,5h przez wioski. Sielski, wiejski krajobraz. Bawoły błotne, pola ryżowe, palmy kokosowe, chaty wiejskie kryte liśćmi palmowymi. Docieramy do ośrodka wczasowego nad brzegiem morza. Ładna, jasna plaża. Ośrodek przygotowany na konferencje. Żywej duszy na całym terenie, tylko dwóch białasów. Teren ośrodka jest strzeżony. Kilka budynków, bungalowy, pokoje, sale konferencyjne, basen, fontanny, ogródki, alejki ale wszystko zapuszczone, niezadbane. Widać brak ręki gospodarza. Chociaż morze i plaża w porządku. Jasny piasek koralowy, morze turkusowe, wokół palmy. Spokojnie, cicho, właściwie wyludnione miejsce. Znakomite do wypoczynku, kąpieli i obserwacji wieczornych tarcz księżyca w poświacie ledwo widocznych chmur. Księżyc odbijający się w łagodnych falach morza Samaru, opadający swym blaskiem na plaże ośrodka BITUAN.

Wyspa TICAO (czyt. tikał)

Położona między MASBATE a LUZON. Z portu MASBATE CITY łódź do LUGUNDI na wyspie TICAO (1,5USD, 1h). Przystań, dwie ulice i wieś dookoła. Plaża
z grubym, koralowym piaskiem. Cicho, spokojnie. Biedne chaty wiejskie, kryte liśćmi palmowymi. Autobus z przystani do SAN JACINTO (czyt. San hasinto), (2USD, 2h). Siedzimy ściśnięci z nogami pod brodą, między paczkami. Droga fatalna. Po drodze autobus się psuje. Nie zdążyliśmy na ostatnią łódź o 1300 do BULAN na LUZONIE. Znaleźliśmy zakwaterowanie koło portu PATRICIA LOGING HOUSE (8USD dwójka). Czysty pokoik z wiatrakiem. Z klimą kosztuje 15USD. Miasteczko hałaśliwe. Rolę transportu pełnią motory. Jest Internet. Ale o 2000 jak wszędzie na prowincji życie zamiera. Często też chodzimy wcześnie spać, nawet zdarzyło się usnąć o 1930.

Poznajemy rybaka, który proponuje nam wycieczkę na wyspę SAN MIGUEL, która znajduje się na końcu wyspy TICAO.

Rano motorami jedziemy około 0,5h (1,5USD) polnymi drogami do miejsca TACDUGAN BEACH. Jest to zatoczka z ładną plażą i resort z bungalowami. Jest nastawiony na turystów – białasów. Najtańszy bungalow (dwójka) bez klimy – 30USD. W środku wioski znajduje się mały TAGDUGAN LODGE (11USD dwójka). Przemiła właścicielka, mieszkająca na stałe w SAN JACINTO. Ładne miejsce. Żywej duszy w ośrodku i na plaży. Obok jest wioska. Domki ściśnięte do siebie na małej przestrzeni. Rybak zaprasza nas do siebie do domu. Sympatyczna rodzina, mająca troje dzieci, niewiele jak na zwyczaje filipińskie. Dom murowany ale warunki fatalne. Nie wiedziałem, że cywilizowani ludzie mogą żyć w takich warunkach. O tyle dobrze, że nie ma klepiska,
a jest wylany beton na podłodze. Dziurawy dach. Spadające kawałki sklejki, liści
z dachu. W rogu palenisko. Właściwie betonowy postument, na którym jest palenisko. Okopcone garnki na palącym się drewnie. Pokoje, jeżeli można ta tak nazwać to pomieszczenia wydzielone ściankami bez stropu. Mebli żadnych. Ciuchy w kartonach. Ściany z surowych, szarych pustaków. Łóżka uklecone z kawałków bambusa. Ławki, stołki z desek. Łazienka, to pomieszczenie gdzie zamiast drzwi – kotara. W środku pojemnik z wodą i plastikowym czerpakiem polewa się ciało. Otwory okienne, bez okien ale zaratowane. Przy drzwiach bocznych wałęsające się małe świnki. W kącie sieci rybackie. Coś niemożliwego w XXI wieku. U mnie w garażu niesprzątanym, jest o wiele praktyczniej, wygodniej i lepiej niż w tym domu. Ale rodzina uśmiechnięta, zadowolona. Częstują nas sokiem z orzechów kokosowych, zerwanych właśnie dla nas. Są mili, przyjacielscy. Jemy ryż z rybą. Bierzemy łódź i płyniemy z rybakiem i jego dziećmi na wyspę SAN MIGUEL (18USD, 2h w jedną stronę). Wycieczka zajmuje cały dzień.

Po drodze zatrzymujemy się na kąpiel, podziwianie rafy. Brzegi z jaskiniami, grotami. Woda lazurowa. Na końcu dobijamy do wyspy SAN MIGUEL. Wejście po schodach na wzgórze, gdzie jest wieża (latarnia morska) skąd roztacza się przepiękny widok dookoła na morze i okoliczne wyspy. Przy tym krańcu wyspy, wytrawni nurkowie mogą obserwować manty i rekiny. Jest to niebezpieczny rejon morza, gdyż mieszają się tu prądy morskie, co obserwujemy naocznie z latarni. W latach sześćdziesiątych była tu baza wojskowa. Dzisiaj nic tam nie ma, budynki są zdezelowane, rozpadające się.

Odwiedzenie wyspy Ticao bez tej wycieczki byłoby bezcelowe. Znakomite widoki, morze, zatoki, przezroczysta woda. Trzeba koniecznie zabrać maskę do pływania i buty wodoodporne do chodzenia w morzu po ostrych skałach.

Wieczorem docieramy z powrotem do Tagdugan Beach. Już po zmroku zaprzyjaźniony rybak i my płyniemy łodzią do portu San Jacinto. Są duże fale, noc, nic nie widać. Lepiej trzeba było wracać motorami.

Lepszą opcją jest wynajęcie łodzi w porcie San Jacinto.

Wulkan BULUSAN

Z wyspy TICAO z portu SAN JACINTO wsiadamy na łódź do BULAN na LUZONIE (1,5USD, 1,5h).

Jeepney z BULAN do JROSIN (0,5USD, 0,5h). Z JROSIN jeepney do BULUSAN TOWN ale wysiąść trzeba w wiosce SAN ROQUE (0,5USD, 0,5h). Jest to już górski teren. Podgórze wulkanu BULUSAN.

Zakwaterowanie MASACROT SPRING (12USD dwójka bez klimy). Oprócz pokoi jest to teren rekreacyjny z basenem, oryginalnie wkomponowanym w otoczenie z naturalną wodą spływającą z wulkanu. Po przeciwnej stronie drogi jest drugi taki basen. My błądziliśmy. Najpierw jechaliśmy do BULUSAN TOWN (tam też można się zakwaterować). Potem koło JROSIN (6km od miasta, trycykl 1,5h) można się zakwaterować w MATEO HOT COLD SPRINGS RESORT (10USD dwójka lub 20USD dwójka z klimą). Są to baseny termalne. Fajne miejsce do pływania, relaksu, odpoczynku ale daleko od SAN ROQUE skąd zaczyna się wspinaczka na wulkan.

San Roque to mała wioska. Po kilku godzinach wszyscy nas znają. Umawiamy przewodnika na szczyt wulkanu BULUSAN (20USD – 2osoby). Przeważnie trwa to dwa dni. Ponieważ mamy tylko jeden dzień i zajęłoby to dwanaście godzin nie decydujemy się na zdobywanie wulkanu. Za forsowne dla mnie w jeden dzień. Kumpel jest wytrawnym taternikiem i zajęło by mu to niecałe osiem godzin. Dla mnie, nie wiem czy dwanaście godzin by wystarczyło.

Zwiedziłem sobie jezioro wulkaniczne LAKE BULUSAN (wstęp 0,20USD, 1h piechotą
z wioski San Roque). Fajne, spokojne jezioro, dookoła ścieżka wśród drzew (0,5h). Przy wejściu do jeziora jest zespól baseników (wstęp 0,80USD). Świetne miejsce. Baseny czyste, wykafelkowane o kształcie nieregularnym z krystaliczną wodą. Znakomite miejsce do relaksu wśród drzew porastających stoki wulkanu BULUSAN. Miejsce to nazywa się CRYSTAL SWEMMING POOL.

Przed zmrokiem spacer po wiosce. Wszyscy nas pozdrawiają. Pokazują swój dobytek. Chwalą się rodziną, przeważnie liczną. Pewna babcia prowadząca sklepik, piekarenkę zaprowadziła nas na tyły budynku chwaląc się 12 prosiakami, urodzonymi 10 dni wcześniej. Przesympatyczne małe świnki różnej maści, długości 30 centymetrów. Małe świńskie uszy, ryjki, delikatne chrumkania. Szczególnie miły widok w tej małej oborze.

LEGAZPI

Jeepney z San Roque do Irosin (0,25USD, 0,5h). Jeepney z Irosin do SORSOGON (1USD, 1h). Można było pójść na główną drogę (nazywaną przez mieszkańców highway)
i złapać busa lub autobus prosto do Legazpi. Przesiadka w Sorsogon na minibusa do Legaspi (2USD, 1,5h). Minibusy przyjeżdżają na główny dworzec autobusowy (Terminal) skąd można jeepneyem jechać do centrum lub piechotą 0,5h. Trzeba powiedzieć
w jeepneyu, że chce się jechać koło kościoła. Zakwaterowanie w centrum, przy kościele. Hotel REX (9USD dwójka).

Legaspi to duże miasto, około 180 tysięcy mieszkańców. Białasów można policzyć na palcach jednej ręki, jest bardzo mało. Główna atrakcja LEGAZPI to wulkan MAYON. Piękny widok, około 2 5000 metrów. Słynie z tego, że jest idealnie regularny stożek. Wokół nie ma żadnych gór. Tylko wulkan góruje nad miastem i okolicą. Ze względu na dużą wysokość, często jest pokryty chmurami. Jest to czynny wulkan. W nocy widać lekką łunę ognia bijącego z krateru. W dzień lekką chmurę dymu nad stożkiem. Jest to najczęściej fotografowany wulkan na Filipinach. Można się wspinać na niego ale do pewnej wysokości.

Część ekipy musi wracać do Manili (wylatują do Polski) więc wszyscy jedziemy. Autobus z Terminalu do Manili (13USD). Przyjazd do PASSAY – dzielnicy Manili koło ruchliwej krzyżówki EDSA.

DAET, BAGASBAS

Autobus z Manili z dzielnicy PASAY. Dworce autobusowe mieszczą się około 500 m od krzyżówki EDSA w kierunku przeciwnym niż Zatoka Manilska. Trzeba się pytać o autobus tylko do DAET. Jest to na południe, w stronę LEGAZPI ale inna droga. Bilet 15USD, 8h jazdy. Połowa drogi dość kreta.

DAET to nieciekawe miasto. Jak każde na Filipinach – ruchliwe, pełno trycykli, hałas, ruch. Jesteśmy w nocy, a więc kwaterujemy się KARILIGAN HOTEL (11USD dwójka).
Z DAET trycykl do BAGASBAS BEACH.

Kwaterunek: BAGASBAS SURFERS DINE – INN (11USD dwójka) przy nadmorskim bulwarze.

BAGASBAS BEACH słynie z szerokiej, długiej plaży z falami do surfingu. Niestety plaża jest szara. W związku z tym morze też nie ma odcienia turkusu. Guesthous jest sympatyczny, bungalowy, restauracja bezpośrednio przy plaży. Cały czas wietrznie. Surfingowcy, kitsurfingowcy. Właściwie wioska z fajną plażą. Ciche, bardzo ciche, spokojne miejsce, gdzie życie kończy się o zmroku. Ja niestety po przyjeździe choruję. Zaziębiłem się, nie wiem gdzie, jak. Nic gorszego zaziębić się w tropikach. Mam 380 gorączki przez trzy dni. Kelner z restauracji przyniósł mi leki i kilka dni leżałem słaby.

CARAMOAN

Trycykl z BAGASBAS BEACH do DAET 91USD). Z DAET autobus do NAGA (2,5USD, 2h). Kupuję leki w aptece i przesiadka w kierunku półwyspu CARAMOAN do SABANG, małego porciku, wioski (2USD, 1,5h).

SABANG to wioska sympatyczna, można zjeść, zakwaterować się. Jest jeden guesthous od 8USD – 18USD dwójka. Obserwujemy krótką walkę kogutów. Jak zawsze cała wioska zainteresowana jest nami, jedynymi białasami. Udaje się wynająć z podróżującymi Filipińczykami łódź do GUIJALO (czyt. Gjalo) 4USD, 2h.

GUIJALO to mały porcik. Jesteśmy w nocy. Coś przegryzamy. Dużego wyboru nie ma. Pamiętamy, że na Filipinach około 2100 zamiera życie w mieście, a na wioskach wcześniej.

Trycykl do miasteczka (dosłownie parę ulic) CARAMOAN TOWN. Kwaterunek
w centrum REX INN (12USD dwójka). Czyste, fajne miejsce. Rano trochę hałasu ze szkoły znajdującej się przy hotelu. Miasteczko jest nieciekawe nad wijącą się czystą rzeką. Są tam też inne guesthowsy.

Trycykl do wioski PANIMAN (3USD, 0,5h). Dojazd polną drogą wśród pagórków i pól ryżowych. Wioska znajduje się na samym brzegu morza. Żyje z rybołówstwa. Zakwaterowanie REX INN (14USD dwójka) na brzegu. Wokół łodzie rybackie. Często nie ma prądu. Rybacy cały dzień łowią ryby. Łodzie wypływają około kilometra w morze. Zarzucają sieci. Sieć jest połączona długim sznurem i na brzegu część wioski wyciąga sieć powoli, miarowym krokiem, spokojnym jednakowym rytmem, ostatni ciągnący przechodzi na początek i tak ciągną parę godzin. Ciekawe mają „zaczepy” do głównej liny. Obwiązani są sznurem. Na końcu sznura jest sztywny zaczep, który łatwo się odczepia i chwyta głównej liny. Po wybraniu sieci na brzeg plaży, dzielą się rybami, ważąc je. Kto ile dostaje, trudno mi było to rozgryźć.

Plaża jest długa, koloru ciemnej żółci. Jedna restauracja na wiosce. Często kupujemy ryby, krewetki, kałamarnice od rybaków i właścicielka goesthausu (nazwaliśmy ją babcią) smażyła nam obiadokolację.

Niestety ja jestem nadal chory, słaby i często leżę w łóżku.

Robimy sobie całodniową wycieczkę łodzią na pobliskie wysepki (22USD cała łódź). Piękne wysepki z żółtym piaskiem, turkusowym kolorem morza.

Robimy ognisko i smażymy ryby. Talerze to jakieś liście rosnące obok. Udaje się kupić od poławiacza za 2USD dużą kałamarnicę. Zabieramy ją do guesthousu. „Babcia” usmażyła ją i mieliśmy obiadokolację na 4 osoby. Przezwaliśmy usmażone kałamarnice „gumiakami”, gdyż mięso jest białe, gumiaste ale smaczne. Często jest podawane w sosie koloru atramentu i tylko to jest niezbyt przyjemne.

Podsumowanie

Filipiny to świetny rejon do podróżowania, przyjazny klimat, nie jest duszno. Temperatury w dzień wysokie, w nocy zdecydowanie mniejsze. Ludzie mili, przyjacielscy, mówiący po angielsku. Niedrogo. Transport bezproblemowy. Żywność zarówno styl europejski jak i azjatycki.

Rysiek Oszal


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u