Assam i Arunaczal Pradesz – Północno-wschodnie zakątki Indii – Katarzyna i Andrzej Mazurkiewiczowie

Katarzyna i Andrzej Mazurkiewiczowie

Pod koniec sierpnia 1995 roku ufnie udaliśmy się do ambasady chińskiej w Delhi, aby zdobyć wizę chińską, a po zrealizowaniu naszych indyjskich planów (Spiti), w październiku udać się do Tybetu. Okazało się, że na otrzymanie tej wizy mają szansę jedynie delegatki na Światową Konferencję Kobiet w Pekinie. Pozostałych chiński urzędnik obdarzał promiennym uśmiechem i zachęcał do przyjścia z wnioskami wizowymi za dwa miesiące…

Zaczęliśmy zastanawiać się nad naszymi październikowymi planami. Nie mieliśmy ochoty na południowe Indie (za płasko), na Nepal (za tłoczno), na przeloty samolotem do innych krajów (za drogo).

Na szczęście Andrzej wytropił sierpniowy numer miesięcznika “Discover India” zatytułowany: “Destination Arunachal Pradesh”. Cały numer pisma poświęcony był temu dalekiemu zakątkowi Indii wciśniętemu między Bhutan, Tybet, Birmę i Assam. Rejon ten, będący spornym terenem między Indiami i Chinami, do ubiegłego roku był dostępny tylko dla wąskiego grona naukowców. Od 1995 roku można uzyskać zezwolenie na wyjazd do kilku miejscowości leżących na południu tego stanu.

Zdjęcia w “Discover India” były tak intrygujące (dżungla, bambusowe chaty, malownicze twarze należące do świata kultury plemiennej), że nie zastanawialiśmy się długo. Naszym “destination” na październik miał zostać Arunaczal Pradesz, a przy okazji również Assam (od niedawna całkowicie otwarty dla turystów).

Zezwolenie

W Delhi załatwia się go w Foreigner’s Registration Office. Adres: Hens Bhavan, Bahadur shah, Zafar Marg. W naszym przypadku trwało to 15 minut, a konieczny był tylko paszport. Pozwolenie na wjazd do Arunaczal wydaje się na 15 dni, grupie minimum 4-osobowej. Spotkaliśmy w Delhi przypadkowo znajomych, których namówiliśmy na Arunaczal. Potem ich plany uległy zmianie i pojechaliśmy we dwójkę. Zezwolenie obejmuje następujące miejscowości: Itanagar, Ziro, Along, Pasighat, Miao, Namdapha Forest, Tipi (być może w tym roku otwarto inne rejony), a jego posiadanie sprawdzane jest na granicy stanów Assam i Arunachal Pradesh (przy wjeździe i wyjeździe) oraz przez policję w odwiedzanych miejscowościach.

Sezon

Oficjalny sezon rozpoczyna się 1 października i trwa do 31 maja. Ceny są wtedy wyższe niż poza sezonem. Nie warto łakomić się na niższe ceny, gdyż w tych rejonach od maja do października występują bardzo silne opady monsunowe.

Dojazd

Gauhati, stolica Assamu, nazywana jest bramą północno-wschodnich Indii i tam właśnie trzeba dotrzeć. Z Kalkuty kursuje tam kilka bezpośrednich pociągów dziennnie, jak Howrah-Gauhati Express, jadący około 18 godzin lub Kanchenjunga Express, około 26 godzin. Cena biletu w popularnej klasie sleeper wynosi około 200 Rs. Dystans wynosi 961 kilometrów.

Z Delhi są cztery bezpośrednie pociągi do Gauhati:

– Brahmaputra Mail, odjazd 19:15 Delhi RS (ok. 40,5 godzin jazdy),

– North-East Exp., odjazd 7:00 New Delhi RS (ok. 35,5 godzin jazdy),

– Avadh-Assam Exp., odjazd 8:50 Delhi RS (ok. 45 godzin jazdy).

W tych pociągach za przejechanie 2050 km w wagonie klasy sleeper płaci się około 300 Rs.

Szybszy i bardziej luksusowy pociąg to Rajdhani Express, który jedzie 27,5 godzin, a bilet w najtańszej klasie air condition chair (fotele lotnicze) kosztuje około 1150 Rs (kursuje w poniedziałki, środy i soboty).

Dobrą stacją przesiadkową jest New Jalpaiguri, dokąd dojeżdża dużo pociągów z całych Indii, a skąd do Gauhati jest około 11 godzin jazdy.

Samolot: Z Kalkuty są dwa loty dziennie do Gauhati, ale także loty do innych miast assamskich (Jorhat, Tezpur, Dibrugarh, Agartala, Dimapur).

4-7 października 1995 Delhi-Gauhati

Po wnikliwej analizie rozkładu jazdy wybraliśmy pociąg Brahmaputra Mail. Wymyśliliśmy, że wyjeżdżając wieczorem z Delhi, spędzimy dwie noce oraz jeden dzień w pociągu i dotrzemy na miejsce nie wydając w ten sposób pieniędzy na dwa noclegi w hotelu. Dumni ze swej strategii dotarliśmy na dworzec kolejowy w Old Delhi godzinę przed odjazdem pociągu, tak aby bez pośpiechu znaleźć przedział i starannie się w nim rozlokować.

Okazało się, że pociąg jeszcze nie przyjechał z Gauhati i zamiast wyjechać o 19:35 wyjedzie o 5 rano dnia następnego. Punktualnie o piątej pociąg dziarsko ruszył i do 22:33 przejechał dystans około 200 km czasami jadąc, a przeważnie stojąc w szczerym, indyjskim polu. Do Gauhati dotarliśmy z 30-godzinnym opóźnieniem. Z informacji zebranych podczas naszej podróży (a czasu mieliśmy sporo) wynika, że spośród tańszych pociągów najbardziej niezawodny jest North-East Express, zaś Brahmaputrą Mail jeżdżą ci nieszczęśnicy, którzy w porę nie kupili biletów na inne pociągi.

W okresie monsunu i tuż po nim, pociągi z kierunku północno-wschodniego mają często bardzo duże opóźnienia. Gdy opóźnienie przekroczy dobę zdarza się, że kursy pociągów są odwoływane.

7 października, sobota Przyjazd do Gauhati

Wieczorem, lepcy, brudni i śmierdzący wysiedliśmy z naszego pociągu. Szukając hotelu przekonaliśmy się, że doskonale pasujemy do miasta, bo Gauhati też jest lepkie, brudne i śmierdzące. Sterty niesprzątanych od dawna, fermentujących śmieci leżą prawie wszędzie. Hoteli jest mnóstwo, zwłaszcza w rejonie Paltan Bazar, ale mimo, że są w nich miejsca, nikt nie chce nas przyjąć. Odsyłają nas zgodnie w pierwszym, drugim i dziesiątym hotelu do dość drogiego hotelu Nandan. Okazało się, że obsługa hoteli niechętnie przyjmuje cudzoziemców, gdyż nie chce im się wypełniać specjalnych formularzy i zanosić ich na policję. Ostatecznie lituje się nad nami obsługa hotelu Ambasador. Mają pokoje o różnym standardzie – te najtańsze 2­osobowe z łazienką kosztują 100 Rs, bez łazienki 75 Rs. Każdy hotel prowadzi własną restaurację, a przy Paltan Bazar jest trochę małych knajpek (mały kawałek ryby 15 Rs – nie warto). W każdym razie, jeżeli ktoś preferuje podróże kulinarne, to Assam nie jest najlepszym miejscem. Dobrym miejscem do odpoczynku jest spokojna, stylizowana na bambusową chatę knajpka w Nehru Park. Jedzenie też nie najgorsze.

8 października Gauhati

W dość drogim (pokój 2-osobowy za 220 Rs) Tourist Bungalow, na Station Road, niedaleko dworca kolejowego znajduje się Tourist Information Center. Można tam dostać plan Gauhati, mapę drogową Assamu, trochę prospektów. Nie było żadnych informacji na temat Arunaczal Pradesz. Dwie niezłe księgarnie znajdują się na Panbazar. Nareszcie kupiliśmy kilka książek na temat Arunaczalu (w Delhi intensywnie szukaliśmy i nie znaleźliśmy prawie niczego). Było też sporo książek o Assamie i sąsiadujących z nim (też otwartych dla turystów) stanach Nagaland, Mizoram, Manipuram i Meghalaya.

Zwiedzanie

Najciekawszym obiektem jest Kamakhya Temple, oddalona o 10 km od Gauhati. Leży na wzgórzu Nalachal, a dojeżdza się tam autobusem odjeżdżającym z M. G. Road (przy nabrzeżu Brahmaputry). Świątynia ta jest związana z hinduizmem tantrycznym. Gdy Shiva niósł ciało swej żony Sati, tu upadło jej ‘yoni’. Przybywa tu wielu pielgrzymów i sadhu z całych Indii. Można chłonąć niezwykłą dewocyjno – mistyczną atmosferę.

Umananda Temple to świątynia na wyspie, znajdującej się pośrodku Brahmaputry. W pobliżu hotelu Brahmaputra Ashok jest dojście na brzeg, skąd odpływają łodzie motorowe. Za kurs w jedną stronę życzono sobie 100 Rs, dlatego lepiej poczekać, aż zbierze się więcej chętnych.

Z Gauhati jest dobry dojazd do Shilongu, kurortowej miejscowości malowniczo położonej na wzgórzach (stan Meghalaya). Kursuje tam bardzo dużo autobusów z Gauhati (100 km).

Cherrapunji to położona 58 km na południe od Gauhati miejscowość będąca najbardziej deszczowym miejscem świata (1150 cm opadów rocznie).

Assam – komunikacja

W Assamie jest świetnie rozwinięta komunikacja autobusowa. Do ważniejszych miejscowości kursuje kilka autobusów dziennie z dobrze zorganizowanych prywatnych agencji dalekobieżnych np. Blau Hill (ma swój prywatny, zaskakująco jak na Indie kulturalny dworzec, w uliczce za hotelem Nandan), Network, czy Green Valley. Agencje te mają świetnie rozwiniętą sieć sprzedaży biletów. Na krótszych trasach kursują z bardzo dużą częstotliwością mikrobusy.

9 – 10 października Itanagar

Dojazd

Autobusem z Gauhati, Ziro lub Alongu (Ziro, Along po jednym autobusie). Z Gauhati kursuje przelotowy autobus miejski jadący z Shilongu. Z Gauhati wyjeżdża około 5:30, a bilety można kupić tylko w autobusie. Świetne są nocne autobusy linii Blau Hill, odjeżdżające z Gauhati o 18:30, 19:45, 20:45, jadą około 10 godzin. Są to autobusy deluxe; cena biletu 120 Rs.

Hotele

Najbardziej luksusowy i najdroższy jest hotel Donyi Polo Ashok. Blisko dworca autobusowego jest godny polecenia (bardzo czysto, sympatyczna obsługa) hotel Blue Pine (dwuosobowy pokój z łazienką kosztuje 200 Rs, bez łazienki 120 Rs – wspólna łazienka bardzo czysta). W hotelu jest niezła knajpa, gdzie ceny wynoszą od 30 do 70 rupii za potrawę. W pobliżu jest trochę gorszy hotel Shangri La, gdzie dwuosobowy pokój z łazienką kosztuje 120 Rs. W knajpce przy tym hotelu są pyszne momo (pierożki z mięsem) – porcja 10 Rs. Nie radzimy zamawiać omletu, chyba, że ostatnio nauczyli się go robić.

Targowanie się w hotelach, przy zakupach, czy o cenę transportu nie przynosiło rezultatu. Arunaczalczycy podawali zawsze ostateczną cenę (taką samą dla miejscowych jak i dla przyjezdnych) i co najdziwniejsze – nie zarejestrowaliśmy przypadków naciągania.

Zwiedzanie

– Warto jest zacząć od wizyty w stanowym Ministerstwie Turystyki w oddalonym o 14 km Naharlagun. Dostaliśmy tam dość dobry do wstępnego planowania prospekt z niezbyt aktualnymi cenami. Dowiedzieliśmy się, że na razie nie ma szans na otrzymanie pozwolenia na rejon klasztoru Tawang (największy klasztor Azji). Na nasze pytanie, jak daleko możemy się oddalić od miejscowości wymienionych w pozwoleniu, otrzymaliśmy satysfakcjonującą nas odpowiedź: 100 – 150 km.

W Ministerstwie można się również dowiedzieć o terminach i miejscach, gdzie odbywają się imprezy kulturalne (na przykład tańce w strojach plemiennych). Nie zawsze to co jest podane w prospekcie jako obiekt do zwiedzania, jest rzeczywiście warte naszej uwagi i czasu.

– Klasztor buddyjski – ładnie położony, niezbyt ciekawy.

– Nehru Memorial Museum znajduje się obok świątyni buddyjskiej. Zwraca uwagę ciekawa ekspozycja na temat najważniejszych grup plemiennych Arunaczalu oraz wystawa rękodzieła: tkactwo, plecionkarstwo, rzeźba w drewnie. W muzeum ogromny wybór książek, w tym szczegółowe monografie o poszczególnych plemionach.

– Itafort to niezbyt ciekawe ruiny fortu istniejącego między XIV a XVI wiekiem.

– Poszukiwanie wspomnianych w prospekcie świątyń wyznawców Donyi Polo (miejscowa wiara w boską moc Słońca i Księżyca) kończy się fiaskiem. Wytłumaczono nam, że w religii Donyi Polo nie są potrzebne ludziom świątynie, gdyż Słońce i Księżyc są zawsze na niebie.

– Jezioro Ganga w pobliżu Itanagaru – podobno bardzo ładne.

Pamiątki

Emporium – sklep z miejscowym rękodziełem tkackim i plecionkarskim znajduje się przy skręcie z głównej drogi na drogę wiodącą do hotelu Danyi Polo Ashok.

W stolicach innych dystryktów też są takie sklepy, ale w Itanagarze był największy wybór.

Świat kultury plemiennej

Arunaczal Pradesz zamieszkuje 26 różnych grup plemiennych. Część z nich to wyznawcy buddyzmu, część ­ wyznawcy Donyi Polo. Mieszkają najczęściej w bambusowych chatach, a ich tradycyjne zajęcia to uprawa ryżu, tkactwo, plecionkarstwo (bambus i trzcina), rybołówstwo oraz łowiectwo (w przypadku plemion zamieszkujących obszary dżungli). Wiele emocji wzbudzają zamieszkujące dystrykt Tirap (blisko granicy z Nagalandem) plemiona Wancho i Noctu, przedstawiciele których do niedawna jeszcze byli łowcami głów. Odwiedzenie przynajmniej kilku wiosek było naszym głównym celem. Po przybyciu do stolicy danego dystryktu pytaliśmy o najbliżej znajdujące się wioski, wędrowaliśmy do nich i bardzo szybko zaprzyjaźnialiśmy się z ludźmi. Najważniejszym etapem było rozśmieszenie nieufnie obserwujących nas (na początku) dzieci, a już wkrótce ktoś z dorosłych zapraszał nas do swej chaty na apang, czyli doskonałe, lokalnie wyrabiane piwo z prosa lub ryżu. Przy apangu bardzo szybko następowała “integracja” z miejscowymi. Mieszkający tutaj ludzie są bardzo dumni ze swej przynależności plemiennej. Obruszali się, gdy zgadując, z jakiego są plemienia, podawaliśmy złą nazwę. Z godnością prostowali naszą omyłkę. W swojej wiosce na co dzień nie noszą strojów plemiennych (bambusowe kapelusze przyozdobione skórą niedźwiedzia, szponami drapieżnych ptaków, czy niezwykle efektownymi dziobami dzioborożców). Gdy wyruszają do miasta, lub w drogę, wkładają uroczyste stroje, bardzo różnorodne w zależności od plemienia. Niezależnie od stroju (dżinsy, mundur policjanta) noszą maczety – atrybut człowieka dżungli. Są bardzo życzliwi, bezinteresowni i bardzo gościnni. W bardziej oddalonych od Itanagaru wioskach często patrzyli na nas ze zdziwieniem w oczach, a na uśmiech reagowali uśmiechem – czasem śmiechem. Nie był to jednak śmiech szyderczy, ale pełen rozbawienia i zdziwienia, że ktoś może tak komicznie wyglądać jak my. Gdy wychodziliśmy na ulice, biegał za nami tłum ludzi. Trącali się łokciami i pokazywali palcami. Nawoływali innych – “chodźcie szybko, cudzoziemcy przyjechali”. Oczywiście o robieniu zdjęć z ukrycia nie było mowy. Po prostu nie mieliśmy szans na ukrycie się i pozostanie niezauważonymi. Patrzyliśmy na tych malowniczych ludzi jak urzeczeni. Oni na nas też… Chętnie pozowali do zdjęć, ale najpierw szli do swych chat, aby ubrać się w uroczysty strój plemienny. Nakrycia głowy są tak plastyczne, tak efektowne, że te pierwsze portrety fotografowaliśmy w trzech planach (z przodu, z boku i z tyłu). Po takiej sesji fotograficznej wspólnie regenerowaliśmy się popijając apang w chacie fotografowanego, bądź w wioskowym pubie – chacie z większą niż zwykle werandą. Apang to biały, dość gęsty napój o bardzo przyjemnym smaku i zapachu. Pożywny, smaczny, a każdy następny kufel tego trunku smakuje coraz bardziej. Przy apangu spędziliśmy wiele miłych chwil i jest on jednym z ważnych powodów, dla których chcemy tam wrócić…

11 października Przejazd z Itanagaru do Ziro

Ziro to niewielkie miasteczko, będące stolicą dystryktu Lower Subansiri. Leży na wysokości 2300 m npm. Można tam dojechać autobusem z Itanagaru (wyjazd o 6 rano, czas jazdy 8-10 godzin, cena biletu 60 Rs) lub z North Lakimpur, miejscowości leżącej w północnym Assamie.

Te rejony zamieszkują Apatani. Podczas przejazdu przekonaliśmy się, że najbardziej zdezelowane autobusy w Indiach to te w Arunaczal Pradesz. Bez szyb, bez resorów, z wielkimi dziurami w karoserii, psuły się odpowiednio często. Drogi też nie są najlepsze, w związku z tym jeździ się dość powoli. Z 15 dni, jakie spędziliśmy w Arunaczal, połowę czasu spędziliśmy w autobusach. Ponieważ drogi poprowadzone są w poprzek wzgórz porośniętych bardzo bujną roślinnością, nie jest wskazane jeżdżenie na dachu. Raz spróbowaliśmy i szybko zrezygnowaliśmy. Nieustannie trzeba było się rozpłaszczać na dachu, aby uniknąć wychłostania przez różne zwisające pnącza.

Hotele w Ziro

Circuit House to komfortowy hotel dla urzędników rządowych. Cena za dwuosobowy pokój z łazienką wynosi 150 Rs; jest tu możliwość zamówienia posiłków na miejscu. W oddalonym o 7 km Old Ziro za dwuosobowy pokój z łazienką zapłaciliśmy 60 Rs. Standard niezły, za posiłek płaci się 15 Rs (dojazd z Ziro autobusem lub rikszą za 30 Rs). Na noclegi w obu hotelach trzeba mieć skierowanie od Deputy Comissioner, którego siedziba znajduje się w centrum Ziro naprzeciwko poczty.

Z Old Ziro jest znacznie bliżej do wiosek apatańskich. Są one bardzo malownicze. Chaty stojące na palach otaczają płoty z ustawionych pionowo bambusowych tyczek. W głównej izbie mieszka cała rodzina. Pośrodku jest otwarte palenisko. Dym uchodzi przez szczeliny w bambusowych plecionych ścianach. Nad paleniskiem wiszą bambusowe maty, na których suszy się ryż, mięso, drewno. Często w chatach są przechowywane czaszki ofiarnych zwierząt, zabijanych podczas lutowego święta Nyokum. Głównym zajęciem Apatani jest uprawa ryżu. Wioski, pola ryżowe, wnętrza chat są bardzo malownicze, ale najciekawsze są twarze ludzi. Mężczyźni dość długie włosy upinają w koczek nad czołem przetykając przez włosy fantazyjną długą igłę. Do tego maczeta, plecaczek upleciony z bambusa i wyglądają naprawdę pięknie. Kobiety o bardzo regularnych, subtelnych rysach tatuują czarny pionowy pas na czole i pięć pionowych kresek na brodzie. Nozdrza deformują im czarne skórzane krążki, które monstrualnie rozdymają nos. Wygląda to co najmniej zaskakująco, ale czuliśmy się trochę dziwnie, gdy apatańskie niewiasty zaśmiewały się do rozpuku patrząc na nasze dziwne twarze.

12 października Ziro

Większą część dnia spędziliśmy w apatańskiej wiosce z przypadkowo poznaną apatańską nauczycielką języka angielskiego. Najpierw zostaliśmy oprowadzeni po wiosce, a potem, popijając apang, umacnialiśmy przyjaźń apatańsko – polską.

13 października Przejazd z Ziro do Daporijo

Z Ziro pojechaliśmy do Daporijo, stolicy dystryktu Upper Subansiri, zamieszkałego głównie przez Taginów, Galongów i Hill Miri. Można tu dojechać autobusem z North Lakinpuru, lub wyjeżdżającym o godzinie 7 rano autobusem z Ziro. Zwykle na dworcach autobusowych jest coś w rodzaju rozkładu jazdy napisanego kredą na czarnej tablicy. Autobusy często się psują i zdarzają się jedno­ lub kilkudniowe przerwy w komunikacji. Na Daporijo nie mieliśmy pozwolenia, ale ponieważ leży ono po drodze do Alongu, na który już zezwolenie obowiązuje, zatrzymaliśmy się tutaj. Nigdzie indziej nasze pojawienie się nie wywołało takiej sensacji i takich emocji. Od 50 do 100 osób towarzyszyło nam stale na ulicach. Gdy wracaliśmy do hotelu (Santosh – 100 Rs za 2-osobowy pokój), obsługa zasuwała za nami kratę, aby powstrzymać napór wciąż rosnącego tłumu. Właściciel hotelu nie był jednak bezdusznym człowiekiem. Ulegał prośbom tych, którzy nas jeszcze nie widzieli i w małych grupkach – najwyżej po kilkanaście osób – wprowadzał ich do naszego pokoju aby mogli zobaczyć prawdziwego, żywego cudzoziemca.

14 pażdziernika Daporijo

Zwiedzaliśmy wioski zamieszkałe przez Taginów. Wieczorem Taginowie zwiedzali Polaków zamieszkałych w hotelu.

15 października Przejazd z Daporijo do Alongu

Do Alongu, stolicy dystryktu West Siang (zamieszkują tu Adi, dzielący się na podgrupy plemienne Minyong, Galong, Bori, Shimon i inne) wyjechaliśmy rano. Godzina nie została określona. Poinformowano nas, że pojedziemy wtedy, gdy autobus będzie sprawny.

Along można osiągnąć autobusami z Daporijo, Silapataru i Itanagaru (cena za przejazd z Daporijo – 60 Rs).

Hotele

Circuit House to wytworny, rządowy hotel w stylu kolonialnym w cenie 150 Rs za pokój. Jak zwykle trzeba mieć skierowanie od Deputy Comissioner.

Bardzo dobrym hotelem jest znajdujący się w bocznej uliczce naprzeciwko Circuit House hotel Yombow. Cena pokoju z łazienką wynosi 130 Rs, a bez łazienki 120 Rs. Jest tu bardzo dobra knajpa.

Along był jedyną odwiedzoną przez nas miejscowością w Arunaczalu, gdzie był typowy, dobrze zaopatrzony owocowo – warzywny bazarek. W innych miejscowościach było bardzo kiepsko z owocami.

16 października Along

Według ustalonego już scenariusza wędrowaliśmy po wiosach. Sporo czasu spędziliśmy nad rzeką obserwując rybaków.

17 października Przejazd z Alongu do Pasighatu

Stolica dystryktu East Siang jest chyba najmniej ciekawa. Położona na nizinie nad rzeką Siang (Brahmaputra), zamieszkała jest przez plemiona Adi. Głównym zajęciem mieszkańców jest rybołówstwo.

Autobusy z Alongu wyjeżdżają o 7 rano (bilet kosztuje 30 Rs) i dojeżdżają do Pasighatu po czterech godzinach jazdy. Zatrzymaliśmy się w hotelu Santosh, płacąc 100 Rs za pokój 2-osobowy.

18 października Pasighat-Dibrugarh

Rannym autobusem wyjechaliśmy do leżącego już w Assamie Oyramghatu (około godzina jazdy), a stamtąd promem popłynęliśmy do Dibrugarhu. Prom płynie raz dziennie, cena biletu 30 Rs, czas przeprawy 4,5 godziny (w drugą stronę 9 godzin).

Z miejsca, do którego przybija prom, do Dibrugarhu dojeżdża się jeepem (cena od osoby 20 Rs). Wjeżdżając do Assamu należy sobie znów przypomnieć, że w Indiach nie ma stałych cen i trzeba się targować.

Dibrugarh to typowe indyjskie miasto, zgiełkliwe i niezbyt ciekawe. Nocowaliśmy tam w polecanym przez współpasażera promu, New Ashoka Hotel (132 Rs za 2-osobowy pokój z łazienką). Można go polecić dalej.

Sprawdziliśmy kilka knajpek – najlepsza jest Jain Restaurant (przy tej samej ulicy co hotel). Knajpa cieszy się dużym powodzeniem i jest tam najlepsza “dosa” (cienki, chrupiący placek z nadzieniem, pieczony na bardzo gorącej, gładkiej blasze) jaką jedliśmy w Indiach. Było to chyba najbardziej atrakcyjne miejsce w tym mieście.

Uwaga: onion dosa (cebulowa) kosztuje 12 Rs, butter dosa (maślana) 15 Rs, cheese dosa (serowa) 30 Rs, a smakują i wyglądają identycznie.

19 października Dibrugarh-Miao

Bezpośredni autobus z Dibrugarhu do Miao (znów Arunaczal) wyjeżdża o 12:30 z Arunachal Bus Stand, kosztuje 34 Rs. Oprócz tego można dojechać do miejscowości Tinsukia, skąd są kolejne trzy autobusy do Miao.

Do Miao dojeżdżamy o zmierzchu. Spotkani ludzie za darmo (jak to w Arunaczal przyjęte) zawożą nas do Tourist Lodge (około 3 km od Bus Stand). Bardzo serdeczna obsługa; pokój z łazienką kosztuje 100 Rs a smaczny posiłek 15 Rs.

20 października Miao-Deban

Aby dostać się do Namdapha Tiger Reserve – parku narodowego leżącego w dżungli, należy udać się do siedziby parku w Miao, aby uzyskać zgodę dyrektora. W przypadku, gdy w hotelikach w miejscowości Deban na terenie parku są miejsca, nie ma problemów z uzyskaniem takiej zgody. Oczywiście naukowcy mają pierwszeństwo przed turystami.

Deban leży 24 km od Miao i brak tu regularnej komunikacji. Warto dowiedzieć się w dyrekcji parku, czy nie będzie tam jechał jakiś samochód od nich. Jeżeli nie, trzeba wynająć taksówkę (cena 550 Rs).

Ceny w parku : wstęp – 50 Rs, samochód – 100 Rs, aparat fotograficzny – 75 Rs, kamera video – 750 Rs, noclegi (pokój z łazienką) – 95 Rs.

Forest Lodge w Debanie jest bardzo pięknie położony; bardzo dobry standard, świetne jedzenie – koszt całodziennego wyżywienia 150 Rs.

W cenę wstępu do parku jest wliczona opieka przewodnika, z którym można wędrować po wytyczonych przez dżunglę ścieżkach. Bez problemu spostrzegamy rozmaite małpy, ptaki, gigantyczne barwne motyle i oczywiście niesłychanie bujną roślinność. Na zobaczenie chociażby jednego z wielkich drapieżników (tygrys, lampart, śnieżna pantera) mamy zaledwie maleńką szansę.

21 października

Buszowanie po dżungli.

22 października Deban-Miao

Powrót piechotą do Miao.

23 października Miao – Dibrrugarh

Porannym autobusem wyruszyliśmy w stronę Dibrugarhu, wysiadając w dużej wsi Namphai. Jest to wieś zamieszkała przez plemię Tangsa. Przypadkowo spotkaliśmy bardzo miłego misjonarza, który wędrował z nami do swojej rodzinnej wioski, pokazując nam najbardziej tradycyjne chaty.

Jedna z kobiet włożyła swoją wyjściową biżuterię do fotografii – naszyjnik zrobiony z kolonialnych, brytyjskich monet.

Wieczorem dotarliśmy do Dibrugarhu, gdzie akurat obchodzono uroczyście święto Diwali – festiwal światła. W tej części Indii jest on poświęcony bogini Kali. Wieczorem przed wszystkimi domami i miejscami pracy zapala się lampki oliwne, a w nocy rozpoczyna się zabawa z fajerwerkami, która trwa do białego rana.

24 października Dibugarh – zaćmienie słońca

Chcieliśmy popłynąć promem na drugą stronę Brahmaputry, aby obejrzeć ruiny Malinitanu, ale prom nie kursował z powodu zaćmienia słońca. Zmieniliśmy więc plany i postanowiliśmy pojechać na najbliższe plantacje herbaty, pofotografować pracujące tam kobiety, ale nie spotkaliśmy tam nikogo. Tego dnia całkowite zaćmienie słońca było w Radżastanie, a w Assamie mogliśmy obserwować tylko częściowe zaćmienie. Ludzie w tym dniu nie pracowali, gdyż, jak nam wyjaśniono, w takim dniu może być koniec świata i należy się przygotować…

Pojechaliśmy więc kursującym mimo zaćmienia słońca autobusem na assamską wieś i pobrodziliśmy wśród pól ryżowych, rozlewisk, bambusowych chat i bawołów z nieodłącznymi czapelkami złotawymi na grzbiecie.

25 października Dibrugarh-Malinitan-Sibsagar

Promem przepłynęliśmy Brahmaputrę (20 Rs), potem jeepem (10 Rs) do rzeczki, łodzią (5 Rs) przez rzeczkę i kolejnym jeepem (10 Rs) do Silapataru. Stamtąd rikszą motorową (7 km) do Likabali, gdzie zwiedziliśmy ruiny świątyni Malinitan. Są one warte zobaczenia, ale tylko, gdy się jedzie z Alongu do Silapataru. Osobny wyjazd nie jest konieczny.

Wróciliśmy do Dibrugarhu tą samą drogą, zabraliśmy bagaże i mikrobusem pojechaliśmy do Sibsagaru. W Assamie komunikacja jest tak dobra, że nie ma potrzeby analizowania rozkładu jazdy.

W Sibsagarze nocowaliśmy w znajdującym się blisko dworca autobusowego hotelu Annapurna Lodge (120 Rs za 2-osobowy pokój z łazienką).

26 października Sibsagar-Kaziranga

Sibsagar był stolicą królestwa Ahomów, dynastii władającej Assamem do przybycia Anglików w 1825 roku. Poza Gauhati jest to jedyne miejsce w Assamie, gdzie warto zwiedzić zabytki architektury:

– dwustuletni zbiornik, nad brzegami którego stoją trzy hinduistyczne świątynie (Shivadol, Vishnudol i Dewidol);

– pałac Kareng Ghar z XVII / XVIII w., znajdujący się 6 km od miasta, w pobliżu którego można obejrzeć Rang Ghar, dwupiętrowy, owalny pawilon, z którego członkowie rodziny królewskiej obserwowali walki słoni.

Na koniec pojechaliśmy jeszcze autobusem do oddalonego o 13 km od Sibsagaru, królewskiego pałacu Gargaon.

27 października Kaziranga

W Kazirandze są hotele prowadzone przez Assam Tourist, o różnym standardzie i różnych cenach. Najtańszy, bardzo przyzwoity, to Bonoshree Lodge, w którym dwuosobowy pokój z łazienką kosztuje w sezonie 170 Rs, a poza sezonem 140 Rs. Cen hoteli o lepszym standardzie nie podajemy. Rezerwacji można dokonać pod adresem: Joint Director of Tourism, P. O. Kaziranga National Park, Dist. Golaghat, Assam, pin – 785109.

Jedzenie można zamówić albo w tym turystycznym kompleksie, albo zjeść w którejś z knajpek przy głównej drodze.

Celem, dla którego przyjeżdża się do Kazirangi, jest wspaniały park narodowy. Występuje tu roślinność sawannowa (trawa o wysokości około 6 metrów). Najlepszą metodą na oglądanie zwierząt jest poranna lub wieczorna przejażdżka na słoniu (cena za 1 godzinę wynosi 50 Rs od osoby).

Najbardziej efektowne z występujących tu zwierząt są nosorożce indyjskie, których jest tutaj ponad 1400 na stosunkowo niedużej powierzchni.

28 października Kaziranga

Oprócz parku narodowego są tu ciekawe wioski, plantacja i fabryka herbaty, (można zwiedzać po uzgodnieniu z kierownikiem), plantacja kawy, plantacja kauczuku oraz maleńka manufaktura przetwarzająca kauczuk.

Warto spędzić tu kilka dni. Zdecydowanie odradzamy wycieczkę do Kazirangi proponowaną przez Assam Tourist w Gauhati. Trwa dwa dni łącznie z dojazdem. Większość czasu spędza się w drodze, a dostanie się tu na własną rękę nie jest żadnym problemem.

29 pażdziernika Kaziranga-Tezpur-Balukpong

Przesiadając się płynnie z jednego mikrobusu na drugi przemieszczaliśmy się dalej. Sugerując się prospektem zatrzymaliśmy się na chwilę w Tezpurze, który obok Gauhati i Sibsagaru polecany jest jako miejsce z ciekawymi zabytkami architektury. Zdjęcia w prospekcie wyglądają dużo efektowniej niż rzeczywistość. Szczątki ruin wykorzystano do kiczowatej dekoracji parku miejskiego. Jeżeli ktoś się uprze, aby spędzić parę godzin w Tezpurze – można przejść kawałek brzegiem rzeki (ciekawe osady rybackie) i wejść na wzgórze nad miastem (widok na Brahmaputrę). Lepiej się jednak nie upierać.

Potem pojechaliśmy do Balukpongu, miejscowości leżącej przy granicy z Arunaczalem, gdzie zanocowaliśmy w Balukpong Inspection Bungalow (120 Rs za 2-osobowy pokój z łazienką).

Zamierzając wykąpać się w pobliskiej rzece, przypadkowo trafiliśmy na hinduistyczne święto słońca. Barwnie ubrani ludzie składają ofiary z różnych produktów rzece i odbywają w niej rytualne kąpiele. Jest to biharskie święto, a w Assamie jest bardzo wielu ludzi, którzy uciekli z Biharu (jest to jeden z najbiedniejszych stanów Indii) przed nędzą.

30 października Balukpong-Tipi-Gauhati

Z Balukpongu wędrujemy kilka kilometrów do leżącego już w Arunaczal Tipi. Na granicy długo i starannie spisują nasze personalia, ale wpuszczają nas bez problemu (w naszym zezwoleniu Tipi nie było wymienione).

W Tipi jest bardzo znane orchidarium, gdzie hoduje się ponad 500 gatunków orchidei (wiele z nich rośnie w tym stanie w warunkach naturalnych). Przeznaczyliśmy na zdjęcia orchidei trzy filmy, żeby później było z czego wybierać. Za prawo do robienia zdjęć należy opłacić symboliczną opłatę 5 Rs. Główny pracownik orchidarium był nieco speszony. W chwilę później my też… Okazało się, że trafiliśmy na okres największego spoczynku tych pięknych roślin. Uwieczniliśmy więc wszystkie trzy kwitnące orchidee po czym dowiedzieliśmy się, że najlepszy okres jest między grudniem a kwietniem.

Wieczorem wróciliśmy do Gauhati. Znowu napotkaliśmy na te same problemy ze znalezieniem miejsca w hotelu. W “naszym” hotelu Ambasador też nam odmówili, ale na szczęście ktoś z obsługi poznał, że już u nich nocowaliśmy i dali nam jeden z licznych wolnych pokoi.

31 października Gauhati-wyjazd do Delhi

Kupiliśmy bilet na North-East Express do Delhi, a w oczekiwaniu na odjazd buszowaliśmy po gauhackich księgarniach. Wsiadając do pociągu mieliśmy nadzieję, że jeszcze tu wrócimy…


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u