Od Kiribati do Nauru – Wojciech Dąbrowski

Od Kiribati do Nauru

Wojciech Dąbrowski

Obie nazwy tych wyspiarskich państewek brzmią bardzo egzotycznie i jednocześnie obco. Rzadko kto potrafi je zlokalizować na mapie. Miniaturowe republiki leżą w bliskim sąsiedztwie równika na północ od Fidżi. Aby dotrzeć do ich stolic trzeba skorzystać z usług linii lotniczej Air Nauru, dysponującej jednym tylko samolotem i do tego bardzo napiętym rozkładem lotów. Nie trudno domyśleć się, że ewentualna awaria tej maszyny ma poważne konsekwencje dla wielu „uwięzionych” na wyspach pasażerów. W trakcie mojej podróży przeleciałem tym wysłużonym boeingiem ładnych kilka tysięcy mil… A gdy się popsuł, przymusowo przesiedziałem dodatkowe dwie doby na atolu Tarawa… Jeśli zatem wybierzecie się na Centralny Pacyfik radzę w programie podróży przewidzieć trochę rezerwy na przymusowe postoje i opóźnienia, aby uniknąć komplikacji.

Pracowity i niezastąpiony boeing 737 z naurańskim słońcem na ogonie lata z Nauru w trzech kierunkach: pierwszy to Australia, drugi to filipińska Manila do której lecą przez Pohnpei i Guam. Trzeci to Fidżi osiągane przez Tarawę w Kiribati. Właśnie ten drugi i trzeci kierunek tworzą dwa przęsła jedynego mostu lotniczego łączącego wyspy Polinezji i Mikronezji. Air Nauru oferuje bardzo ciekawy airpass na przeloty turystyczne w całej swojej sieci. Jest jednak pewien problem z dostępem do tego biletu. Wynika on z tego, że popyt na taki pass poza Australią jest minimalny, wobec tego jest on znany i dostępny jedynie w Australii. Za 1099 AUD (około 550 USD) pozwala przelecieć z Australii lub innego punktu sieci na wybrane 3 wyspy (zrobić tam stopovery) i Nauru oraz wrócić. Międzylądowania i oczekiwanie na połączenie nie są liczone jako stopover. Skontaktowałem się internetem z przedstawicielem Air Nauru w Australii (tonyh@asainternational.com.au, fax: +61 3 9620 9155) przekazałem zestaw wybranych przelotów i po potwierdzeniu ceny poleciłem pobrać odpowiednią kwotę z mojej karty VISA. Za dodatkową opłatą 50 AUD agent przesłał mi bilet do Polski. Ten bilet stał się moim kluczem do wysp Centralnego Pacyfiku.

Kiribati

Warto wiedzieć że tubylcy wymawiają nazwę tego państwa „Kiribas”. Rzadko kiedy akcentuje się w podręcznikach geografii że jest to najbardziej rozległy kraj Oceanii. W jego skład wchodzą trzy grupy wysp: Line, Phoenix i Gilberta. Rozrzucone są one na obszarze o rozmiarach 2000 kilometrów z północy na południe i prawie 4000 kilometrów ze wschodu na zachód. Wysepki są małe i w większości bezludne. Ale tropikalne wody wokół nich są bogate w ryby i nie należy się dziwić, że to sprzedaż licencji połowowych daje największe wpływy do budżetu tego maleńkiego w istocie kraju zamieszkanego zaledwie przez 87 tysięcy ludzi. Samoloty do rozległego państwa Kiribati docierają tylko z dwóch kierunków: na południowym zachodzie z Nadi lub Nauru do Tarawy i na północnym wschodzie z Honolulu do Wyspy Bożego Narodzenia. Między Tarawą i Christmas Island nic nie lata. Dochodzi do paradoksu: urzędnicy państwowi, którzy zmierzają ze stolicy na wyspę Bożego Narodzenia nazywaną przez tubylców Kiritimati muszą lecieć tam bardzo okrężną drogą – przez Guam i Honolulu. Nieregularnie lata do Tarawy mały dornier Air Marshall z Majuro na Wyspach Marshalla.

Do Kiribati przyleciałem oczywiście samolotem Air Nauru. Już z powietrza, przy podchodzeniu do lądowania można było objąć wzrokiem cały atol, którego wysepki tworzą kształt odwróconej litery L. W jej załamaniu leży lotnisko nazywane dumnie Bonriki International Airport (od wysepki Bonriki na której je zbudowano). Pasowi startowemu lotniska brakuje oświetlenia pozycyjnego, co uniemożliwia starty i lądowania po zmroku. Terminal jest bardzo skromny. Żadnego bufetu. W toaletach czasem brakuje wody.

Bonriki ze swoim lotniskiem w naturalny sposób dzieli atol na dwie części: południową (to ta podstawa litery L) której wysepki połączone są groblami i mostami po których biegnie asfaltowa droga – to tu zlokalizowane są państwowe urzędy, obiekty handlowe i „zabytki” oraz północną – słabo zaludnioną, gdzie nie ma dróg i mostów a życie mieszkańców toczy się w niezmienionym od wieków stylu.

Turkusowa laguna Tarawy jest bardzo rozległa – w najszerszym miejscu ma ponad 10 mil średnicy. Można po niej pływać z krajowcami tradycyjnymi łodziami z bocznym pływakiem. Podobno stawka za wynajęcie motorowej łodzi z przewoźnikiem dla kilku osób wynosi 85 AUD za godzinę. Za przepłynięcie z Południowej Tarawy na Północną razem z krajowcami pobierają 4 AUD od osoby. Głębokie wejście do laguny znajduje się u krańca Południowej Tarawy przy wysepce .

Betio

Na tej wysepce od strony laguny jest mały porcik skąd nieregularnie odpływają małe frachtowce dowożące zaopatrzenie na pozostałe atole. Obok niego – dzielnica składów portowych, a na cyplu w wejścia do laguny – resztki bunkrów i dobrze zachowane działa, które Japończycy zainstalowali tu podczas II wojny światowej (przywieźli je ze zdobytego przez siebie Singapuru). Tarawa była w tym czasie miejscem krwawych walk. Straty atakujących wyspę Amerykanów wyniosły ponad 3 tysiące ludzi a w obronie zginęło ponad 4500 Japończyków. Na Betio są cmentarze wojenne obu stron. Z innych ciekawostek – najładniejsza plaża Południowej Tarawy (u wjazdu na wysepkę, od strony oceanu) i biuro informacji turystycznej przy Ministerstwie Handlu, Przemysłu i Turystyki.

Następną z kolei wyspą – jadąc w kierunku lotniska – jest Bairiki. Tu zgrupowane wokół Bairiki Square stoją najważniejsze budynki administracyjne: główna poczta gdzie sprzedają znaczki będące filatelistyczna rzadkością, bank, ministerstwa i przedstawicielstwa dyplomatyczne Wielkiej Brytanii i Australii. Niedawno wybudowano także nowoczesny budynek parlamentu – budowla otoczona jest kanałem, który podczas przypływu wypełnia się wodą. Na pewno warto ją obejrzeć i sfotografować.

Na Bairiki znajdziecie także główny bazar Kiribati, a na nim nie tylko używane ciuchy ale także warzywa i owoce: za dorodną papaję chcą 1 AUD, za kilo bananów – 4 (ziemia nie jest tu dostatecznie urodzajna i niewiele ich rośnie na wyspie), gotowane owoce chlebowca; są też gotowe porcje na lunch: ryż z rybami i warzywami. A że ruch na bazarze niewielki to przekupki wypełniają sobie czas paleniem skrętów i grą w karty. Potem jest kilka małych wiosek, a wśród nich Tebunia, gdzie mieszkam w pozbawionym szyldu „Sweet Coconut Motel” (co za nazwa!) będącym tak naprawdę skromnym guesthousem wzniesionym na brzegu szumiącego oceanu, w którym za pokój z łazienką na korytarzu płacę 20 AUD. Aby tu trafić trzeba wysiąść przy budyneczku Peace Corps.

Wreszcie wjeżdżamy na wysepkę Bikenibeu gdzie jest „sztandarowy” Hotel Otintaai, biuro Air Nauru, szpital, szkoły, kolorowy katolicki kościół oraz małe centrum kulturalne w którym eksponuje się wyroby miejscowego rękodzieła z muszli i plecionek oraz pamiątki z czasów wojny.

Dalej jest Bonriki z lotniskiem połączona ostatnim mostkiem z Buotą – tu zaczyna się „dzika” Północna Tarawa. Przez całą długość „cywilizowanej” Południowej Tarawy (około 12 mil) kursują grzmiące muzyką mikrobusy pełniące tu funkcje środków publicznej komunikacji. Przy wejściu takiego busika siedzi z reguły korpulentna mama-konduktorka. Opłaty zależne są od przejechanej trasy: od 50 centów do 2 AUD za najdłuższy odcinek.

Prawdziwą przygodą okazała się samotna wyprawa na Północna Tarawę, która podjąłem kolejnego dnia. Publicznym mikrobusem dojechałem do znanej mi już Buoty i dalej ruszyłem pieszo – ścieżkami wydeptanymi przez palmowe zagajniki, w których rozrzucone były domy tubylców. Ich podwyższone pale zapewniają lepsze chłodzenie wnętrza… Zaraz na początku Buoty odwiedziłem szkołę mieszczącą się w kilku przewiewnych szopach pod strzechą. Dzieci uczyły się w łączonych klasach siedząc w trzech „classrooms” pod strzechami na matach wyścielających podłogę. Pan dyrektor specjalnie przerwał zajęcia, aby dzieci mogły się przyjrzeć rzadkiemu gościowi i aby gość mógł zrobić im zdjęcia… To było bardzo ciekawe spotkanie.

Forsując w bród (był właśnie odpływ) kanały oddzielające kolejne motus – wysepki tworzące atol z zapałem maszerowałem dalej i dalej. Zaskoczeni widokiem białego krajowcy zapraszali mnie do swoich domów – przewiewnych budowli bez ścian – na niskich palach, krytych strzechą. Wokół nich biegały dzieciaki – nago, bo jest przecież bardzo gorąco – to prawie równik… Nie nauczyły się jeszcze żebrać… Częstowali mnie płynem ze świeżo ściętych kokosów, todi – sokiem pozyskiwanym z naciętych pędów w koronie palmy, kokosowymi wiórkami, ryżem z gotowanymi małżami. Te małże tubylcy zbierają podczas odpływu na dnie laguny. Razem wysysaliśmy włókniste owoce pandanusów. Gdy spocony i spragniony dotarłem do samotnego domostwa na motu Tabiteuea gospodarz bez słowa wspiął się na najbliższą palmę po świeże kokosy… Nie znał angielskiego, a ja po kiribasku potrafiłem powiedzieć tylko dwa słowa: Mauri! Witaj! i Korapa! Dziękuję! Wystarczyło!

Wędrując przez kolejne motus nie od razu zauważyłem, że po południu zaczął się przypływ, który mógł odciąć mi powrotną drogę i pozostawić na niezamieszkanych wysepkach. Wody przybywało bardzo szybko… Kolejnego kanału już nie mogłem sforsować. Trzeba było zawrócić. Na szczęście jakoś się jeszcze przeprawiłem wstecz do wioski – skończyło się na zmoczeniu szortów. A potem już łodzią popłynęliśmy przez lagunę do mojego hotelu… Tego dnia zrozumiałem po co w miejscowej gazecie drukują prognozę przypływów i odpływów na najbliższy tydzień.

Z Tarawy można popłynąć stateczkiem lub polecieć małym samolotem na niezbyt odległe, ale mniej uczęszczane atole: Butaritari (tamtejszy Pearl Shell Guest House ma nawet światło elektryczne) i Marakei słynny z legendarnych duchów. Ci, którzy nie mają dość czasu na tak dalekie ekspedycje mogą zamieszkać na kilka dni w Buariki Hideaway – noclegowni w lokalnym stylu prowadzonej na najbardziej odległym krańcu Północnej Tarawy. Za życie w tym raju płaci się dziennie 30 AUD + drugie tyle za posiłki.

Kilka słów o Wyspie Bożego Narodzenia, Do tej słynnej wyspy jeszcze nie dotarłem, ale był tam kilka lat temu znany polski podróżnik, bywalec OSOTT-ów, Mietek Piechocki. Oto garść informacji, które on przywiózł, uzupełniona i zaktualizowana danymi, które zebrałem na stołecznej Tarawie. Na wysepkę nie jest łatwo trafić. Czasy, kiedy między wyspami Pacyfiku pasażerowie podróżowali statkami należą już do przeszłości. Wyjątkiem są drogie statki wycieczkowe które kilka razy do roku rzucają kotwicę w pobliżu wyspy (nie ma tu portu). Trampom pozostaje zatem samolot. Korzystając z drogi powietrznej na Wyspę Bożego Narodzenia można dotrzeć tylko z Honolulu na Hawajach. Ze stolicy kraju – Tarawy, odległej o blisko 2000 mil nie ma bezpośredniego połączenia lotniczego. Komputery lotniczych systemów rezerwacyjnych nie zawsze reagują na wprowadzony symbol lotniska: CXI, bo stary, mocno już sfatygowany turbośmigłowy samolot lata z Hawajów nieregularnie – przeważnie tylko raz na tydzień. Dlatego o szczegółowe informacje warto skontaktować się z linią która aktualnie obsługuje tą trasę – Aloha Airlines tel +1 808 484 1111.

Najwytrwalsi podróżnicy, którzy w konsulacie w Honolulu (tel. 808 521 7703) lub faksem otrzymają wizę i mimo wszystkich przeciwności losu jednak tutaj dotrą mają do dyspozycji raczej drogi hotel „Capitain Cook” i tańszy 5-pokojowy „Mini Hotel”, gdzie za nocleg trzeba zapłacić 60 AUD. Za to piaszczystych plaż i kąpieli w kryształowo czystych wodach lagun można zażywać bezpłatnie. Wyspa jest typowym, płaskim, ponoć największym w całej Oceanii koralowym atolem. Z innych atrakcji oferowanych turystom należy wymienić nurkowanie z fajką w podwodnych ogrodach koralowych raf, łowienie ryb i podglądanie morskiego ptactwa, które na atolu gnieździ się w wielkich stadach.

Na Wyspie Bożego Narodzenia jest coś, co bardzo jest bliskie sercu każdego Polaka. Jedna z trzech głównych osad na atolu nazywa się po prostu Poland. Skąd ta nazwa? Podstawą utrzymania wyspiarzy jest między innymi produkcja i eksport kopry pozyskiwanej z orzechów kokosowych. Kiedy przed laty zakładano na atolu palmowe plantacje poważnym problemem stało się zasilanie młodych drzew słodką wodą w okresach suszy. Dopiero Polak, pan Stanisław – mechanik z amerykańskiego statku przypływającego po koprę pokazał krajowcom, jak poradzić sobie z nawadnianiem. Od tego czasu minęło wiele lat i nikt już niestety nie pamięta nazwiska tego Polaka – tym bardziej, ze podobno było trudne do wymówienia.

Mieszkańcy Kiritimati z wdzięczności dla swego dobroczyńcy nazwali osadę, która powstała przy plantacji Poland, a głęboką zatokę w lagunie – Zatoką Świętego Stanisława. Polska na Pacyfiku rozrosła się z czasem do tego stopnia, że pięć lat temu wybudowano w niej kościółek – również pod wezwaniem polskiego świętego. Dziś mieszka tu ponad 200 dusz.

Nauru

O Nauru wiedziałem z lektury, że to samotna, zniszczona przez ludzi wyspa. Nigdy nie pragnąłem na nią pojechać. Los jednak spłatał mi figla: okazało się, że to właśnie przez nią przebiega najkrótsze i najtańsze połączenie z Kiribati do Azji. Nauru było nie do ominięcia! A rozkłady lotów zmuszały mnie do kilkudniowego postoju. Postanowiłem potraktować ten postój jako ciekawostkę, która przypadkowo znalazła się na mojej drodze.

Nauru to samotna wyspa na Centralnym Pacyfiku, leżącą zaledwie 21 mil na południe od równika… Ma jakieś 5 kilometrów średnicy. Pusty środek wyspy jest prawie płaski i wyniesiony średnio kilkanaście metrów ponad poziom morza. Na obrzeżach pozostaje mało miejsca dla 11 tysięcy mieszkających tu ludzi. Aby przedłużyć o kilkadziesiąt niezbędnych metrów pas startowy wylano beton na odcinku otaczającej wyspę rafy… Niezmiernie rzadko ląduje tu inny samolot niż ten, którym przyleciałem. Ale Air Nauru planuje podobno kupno drugiej maszyny aby móc latać także na Hawaje i do Hongkongu.

Nauru jest niepodległym państwem, o którym w przewodnikach piszą, że jest bardzo bogate… Źródłem tego bogactwa są złoża fosforytów zalegające we wnętrzu wyspy i eksploatowane od kilkudziesięciu lat… Szczerze mówiąc tego bogactwa wcale na tutejszych ulicach nie widać… Honoru republiki bronią schludne budynki rządowe zbudowane naprzeciw lotniska…

Na Nauru czekała mnie bardzo miła niespodzianka: znalazłem tam prawdziwą Polkę, sympatyczną panią Mirkę, która mieszka tam od 30 lat! Jest żoną Naurańczyka, który przez kilka lat był prezydentem Republiki Nauru. No proszę! Nie wiedzieliśmy tego wcale, że na dalekim Nauru mającym około 10 tysięcy obywateli Polka była Pierwszą Damą… Dziś prowadzi sklep z podarkami… Bardzo miła osoba…

Na Nauru nie ma portu. Wszelki nadchodzące ładunki przeładowywane są poza linią rafy z małych frachtowców na duże amfibie wywożące następnie towar na ląd. Przy najlepszej miejscowej plaży w Aiwo stoją po kolana w wodzie – jak przedpotopowe zwierzęta – wieże potężnych transporterów z których sypie się fosforyty do ładowni statków… Aiwo jest centrum handlowym Nauru – jest tu poczta, bank, jeden z dwóch hoteli (ten tańszy: 45 AUD za pokój z łazienką i klimatyzacją – w nim właśnie się zatrzymałem), ładny protestancki kościółek i kilka chińskich sklepików w których sprzedaje się wszystko – przysłowiowe mydło i powidło… W jednym z takich sklepików znalazłem pochyloną nad maszyną do szycia Chinkę o imieniu Zhao. Zszyła solidnie najpierw moje rozerwane spodnie, a potem porwany w luku bagażowym pokrowiec od plecaka i… nie chciała wziąć ani centa. Byłem bardzo zbudowany…

Na Nauru niewiele jest do oglądania. Po obrzeżu wysepki przebiega asfaltowa droga. Jadąc nią w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara dotarłem najpierw do budynków rządowych i parlamentu. Dalej w kilku miejscach na wybrzeżu są pamiątki po wojnie – niewielkie bunkry wzniesione przez Japończyków. Szukając turystycznych atrakcji trafiłem na wschodnie wybrzeże, gdzie zlokalizowany jest drugi i najlepszy hotel wyspy „Menen”. Dalej jest Anibare Bay – niewielka zatoka z maleńką przystanią dla rybackich łodzi i plażą ozdobioną koralowymi słupami o oryginalnych kształtach – to jedno z tych nielicznych miejsc, które warto tu fotografować.

Wzdłuż plaży rośnie nawet trochę zakurzonych palm. Ale i tak daleko temu krajobrazowi do kipiących zielenią pejzaży innych wysp Pacyfiku… Dlaczego? Eksploatując fosforyty ludzie zniszczyli pierwotną przyrodę we wnętrzu wyspy. Uwolnili przy tym tony białego pyłu, które oceaniczna bryza unosi i osadza na tym co pozostało. Ostatnio nałożyły się na to także zmiany klimatu. Od trzech bodaj lat na Nauru porządnie nie padało. Niektórzy twierdzą, że to wina El Ninio. Wodę spożywczą (jest droga!) uzyskuje się przez odsalanie wody morskiej. Obraz jest w sumie bardzo smutny…

Jadąc dalej – w najbardziej zielonej, północnej części wyspy można odwiedzić skromny, ale ładny z zewnątrz katolicki kościół przy którym rezyduje ksiądz-Niemiec. Przy kościele jest szkoła… Potem jeszcze spojrzenie na port z punktu widokowego na zboczu w Denigomodu. I to już chyba wszystko… Na innych wyspach Mikronezji można gdzieś popłynąć – na mniejsze, bezludne wysepki. A Nauru tkwi w oceanie samotne jak palec – do najbliższego innego lądu jest kilkaset kilometrów…

Można oczywiście wjechać (od strony Aiwo) do środka wyspy. Na początku trasy jest tam mały słodkowodny staw Buada Lagoon – mała oaza zieleni z kaplicą na brzegu. Jeśli wjechać szutrowa drogą nieco wyżej to przed oczami zdumionego turysty otwiera się prawdziwie księżycowy krajobraz: wielkie, jasnoszare połacie wyrobisk. To tu wydobywa się fosforyty, które przez wiele lat były bogactwem kraju. Ale złoża są na wyczerpaniu. Wystarczy jeszcze na kilka lat niezbyt intensywnej eksploatacji. I co dalej? Rząd przygotował przewidziany do realizacji na 25 lat program rekultywacji wnętrza wyspy. Tylko, że jakoś nie mogą zacząć… A po to żeby starczyło środków finansowych także „na potem” za część „fosforytowych” pieniędzy władza kupiła jakieś duże hotele na Hawajach… Nie wszyscy uważają to za najlepszą lokatę.

Informacje praktyczne

Wiza Nauru

Jeżeli nie będziecie na Nauru tranzytem (oczekując na najbliższy lot w wybranym przez was kierunku) to wypada mieć promesę wizy. Uzyskuje się ją wysyłając faks z waszymi danymi i terminem pobytu do: Principal Immigration Officer, Republic of Nauru faks +674 4443189. Po kilku dniach powinniście dostać faksem promesę.

Wiza Kiribati

Od Polaków przylatujących na Kiribati wymaga się posiadania wizy. Teoretycznie można ją dostać po przylocie na lotnisko w Tarawie za okazaniem biletu na dalszą podróż. Ale aby nie narażać się na kłopoty przy rejestracji na lot lepiej wystąpić faksem o promesę wizy do: Principal Immigration Officer, Republic of Kiribati faks: +686 21466 tel.+686 21342 (odpowiadają po kilku tygodniach, czasem trzeba się przypomnieć). Wizę wstemplowują do paszportu za opłatą 40 AUD po przylocie na lotnisko w Tarawie. Jeżeli będziecie lecieć z postojem na Hawajach, to jest tam honorowy konsul Kiribati udzielający wiz.

Klimat

Wyspy leżą w strefie równikowego klimatu morskiego cechującego się małymi różnicami dziennych i nocnych temperatur (zawsze 28-30 stopni) i dużą wilgotnością powietrza. Najwięcej opadów występuje w okresie od grudnia do marca. Słońce operuje bardzo intensywnie – niezbędne ciemne okulary i kremy- ekrany przeciwsłoneczne. Są moskity – warto zabrać repellenty i ewentualnie moskitierę, gdy planujemy noclegi w najtańszych guest-housach.

Informacja turystyczna

Rozdział o Kiribati znajdziecie w grubym „South Pacific Handbook” wydawnictwa Moon Publications – ta książka nazywana jest biblią Pacyfiku. W samym Kiribati najlepszym źródłem informacji będzie rządowe biuro it wydające może mało kolorowe ale treściwe broszurki dla turystów – Kiribati Visitor’s Bureau PO Box 510, Betio, Tarawa. Tel (686) 26 157 fax: (686) 26 233. W internecie warto zajrzeć na stronę www.wysiwyg.co.nz/kiribati/index.html. Znajdziecie tam między innymi informacje o komunikacji i ważniejszych archipelagach. Do opublikowanych w internecie informacji radzę jednak podchodzić z rezerwą – niektóre strony nie były aktualizowane od kilku lat. Na mojej stronie http://wdabr.gdansk.tpsa.pl/virtual/wdabr/5rtw2.htm jest także sporo zdjęć, mapy i informacje.

Waluta i ceny

W obu państwach krajową jednostką monetarną jest dolar australijski. Ceny na Kiribati: puszka coca-coli 1,20, piwo 1,50, kilo chleba –1, mielonka – 2, pocztówka – 0,70, a znaczek do Europy drugie tyle. Posiłki w restauracji: śniadanie, lunch, dinner: odpowiednio 8–10–12 AUD. Przy odlocie pobiera się opłatę lotniskową 20 AUD. Ceny na Nauru: karton soku – 3 AUD, kostka masła 2,80, kilo chleba – 2, puszka rybek – 3, mielonka – 4,50, opłata lotniskowa – 25 AUD.

Noclegi na Kiribati

Najlepszym hotelem na Tarawie jest Otintaai Hotel (99 AUD za 2-os pokój z klimatyzacją). Dla tych, którzy chcą spróbować życia w warunkach zbliżonych do tubylczych, przedstawiciel Air Nauru – przedsiębiorczy pan Karea udostępnia po 35 AUD noclegi (z dwoma posiłkami) w chatach na palach wzniesionych na skraju laguny, na wysepce Abatao. Do Karea’s Place dopływa się albo łodzią przez lagunę, albo podczas odpływu pokonuje się w bród kanał z sąsiedniej Buoty. Poza wspomnianym już „Sweet Coconut” są jeszcze w Południowej Tarawie dwa czy trzy małe motele oferujące noclegi od 55 AUD za noc.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u