Salwador – Marek Dominko

Marek Dominko

Termin wyjazdu : luty 2007

Liczba uczestników:  4 osoby

Pieniądze: dolary amerykańskie wprowadzono w 2000 r. poprzednio funkcjonowały colony

Wiza : obywatele polscy nie muszą posiadać wiz

Prąd: 110V, wtyczki jak w USA

Łączność: korzystaliśmy wyłącznie z internetu  /1 godz – 1 USD/ dostępnego w większych miastach, szybkość różna , skype rzadko.

Dojazd: Posiadając wizę USA najlepiej linią British Airlines z przesiadką w Miami na American Airlines. Koszt ok. 2500 PLN lub drogą lądową z krajów sąsiednich. Salwador posiada połączenia lotnicze ze wszystkimi krajami Ameryki Środkowej. Przy wylocie  pobierana jest opłata lotniskowa w wysokości 27 USD.

El Salvador znaczy zbawiciel czyli kraj zbawiciela, powszechność nazw związanych z religią katolicką i nowym testamentem jest powszechna w całej Ameryce Łacińskiej, nie inaczej jest w Salwadorze. Kraj ten był i jest omijany przez turystów i podróżników. Ciąży na nim fatum niebezpiecznego i nie mającego żadnych atrakcji. Postanowiliśmy to sprawdzić.

Granicę z Hondurasem w El Poy przekraczamy pieszo. Po stronie Salwadoru przejście nazywa się San Ignacio. Okazujemy paszporty, a tu miłe zaskoczenie, żadnych opłat, stempli. Na pobliskim placyku stoją jednakowo pomalowane chiken busy. Przejazd do miasteczka La Palma kosztuje 0,6 USD. Wszystkie autobusy zarówno miejskie jak i podmiejskie i międzymiastowe posiadają numery a wewnątrz umieszczony jest cennik za poszczególne odcinki. Konduktorzy wydają bilety z wydrukowaną ceną co nie jest spotykane w innych miastach regionu. Osada La Palma robi bardzo miłe wrażenie. Wiele budynków jest kolorowo pomalowanych, dominuje tematyka zwierząt, ptaków, ludzi i kwiatów. Jest tu również wiele

sklepików z obrazami, figurkami i różnoraką galanterią wykonaną głównie z drewna i gliny. Wszystko w podobnym stylu nigdzie indziej nie spotykanym. W innych podobnych miejscach byłoby tłoczno i gwarno tu natomiast cisza i spokój, turystów żadnych. Na miejscowych straganach można nabyć lokalne przysmaki w tym wiele odmian kandyzowanych owoców. Do stolicy San Salwador autobus kosztuje 1,5 USD jest przelotowy i zatrzymuje się przy głównej ulicy.

Zachęceni tanimi cenami bierzemy taksówkę  /4 USD/ do hotelu wybranego z przewodnika.

Hotel Nueva Panamerican jest typowym nijakim ale obszernym zamykanym na kratę hotelem

miejskim położonym w samym centrum miasta za który płacimy po 5 USD/os. Stolica kraju z przedmieściami liczy już ponad 2 miliony mieszkańców i generalnie podobna jest do innych metropolii latynoamerykańskich. Ulice biegnące z północy na południe to avenidy  czyli aleje a z zachodu na wschód to calle czyli ulice. Ulice są ponumerowane a ich liczba rośnie w miarę oddalania się od centrum miasta. Samym środkiem miasta jest kwadratowy plac, w pobliżu którego znajdują się wszystkie ważniejsze budowle. Do najciekawszych należy katedra z zewnętrznymi malowidłami nawiązującymi do ornamentyki Majów. Piękne są także malowidła wewnątrz kościoła. W pobliżu znajduje się również niesamowity kościoł Rossario z zewnątrz betonowy podobny do hali fabrycznej. Wewnątrz posiada zawsze oświetlone witraże w kolorach tęczy oraz ciekawą drogę krzyżową. W bogatej dzielnicy przy głównej ulicy znajduje się figura EL Salwador del Mundo /Chrystus Zbawiciel Świata/ patrona kraju i miasta. W centrum miasta na ulicach dominuje handel i wszelakie usługi. Chodniki zastawione są straganami, upał spaliny i sterty miasta dopełniają obrazu miasta. Do tego wszystkiego dochodzi krzyk sprzedawców i głośna wszechobecna muzyka pirackich płyt. Cena płyt jest jedna – czyli 1 USD, to jaki jest koszt produkcji.

Kuchnia Salwadoru jest podobna do innych w Ameryce Środkowej ale z jednym wyjątkiem. Narodową potrawą są pupuse. Jest to smaczne danie z tortilli upieczonych z ryżowej mąki, w które zawija się mięso, ser, fasolę, warzywa i polewa sosem. W Salwadorze nie musimy myśleć o jedzeniu. Ono samo do nas trafi, zarówno na ulicy jak i w autobusie. Ogólnie wybór dań zarówno w barach jak i żywności w sklepach i bazarach jest dużo większy niż w okolicznych krajach.

Specyfiką kraju jest łatwość posiadania broni palnej. Prawdopodobnie ponad milion nielegalnej broni zarówno krótkiej jak i długiej jest w prywatnych rękach. Jest wiele informacji w miejscach publicznych aby nie wchodzić z bronią, są również znaki drogowe zakazujące posiadania broni, ale kto to przestrzega i kto sprawdza. Ochroną własności prywatnej zajmuje się kilkanaście tysięcy strażników oraz kolczaste druty i liczne okratowania domów i sklepów.

Mamy dość miasta i uciekamy nad ocean. W mieście są trzy dworce autobusowe i najrozsądniej dojechać na nie taksówką. Autobus do La Libertad kosztuje zaledwie 0,6 USD. W Salwadorze warto pomyśleć o drobnych banknotach a zwłaszcza o bilonie, którego często brakuje. W miasteczku urzekło nas molo na którym oprawianych jest wiele gatunków  świeżych różnorodnych ryb i skorupiaków. W nadbrzeżnych jadłodajniach warto je skosztować, są smaczne i tanie.

Salwador jest krajem muzyki, która jest wszechobecna. Nie rzadko spotkamy ulicznych grajków, którzy za drobną opłatą zachodzą do barów i przygrywają biesiadnikom. Dominuje muzyka latynoska, każda inna jest dla Salwadorczyków niezrozumiała, niepojęta co najwyżej tolerowana gdy słuchają ją gringo. Ludność kraju jest w zasadzie jednolita, dominują potomkowie hiszpańskich osadników w niewielkim stopniu wymieszani z ludnością indiańską. Ludności indiańskiej jest zaledwie kilka procent i mieszkają z dala od miast. Brakuje tu przedstawicieli azjatów jak i ludności pochodzenia afrykańskiego spowodowane jest to brakiem znaczniejszych portów.

Wzdłuż wybrzeża zlokalizowanych jest wiele miejscowości wypoczynkowych. Plaże nad Pacyfikiem charakteryzują się ciemnym czasem wręcz czarnym piaskiem pochodzenia wulkanicznego oraz bezdeszczową zimą. Panują tu dogodne warunki do uprawiania surfingu. Tutejsze fale są długie, wysokie o równych odstępach. One to powodują, że wielu młodych Amerykanów przyjeżdża tu specjalnie aby uprawiać ten ostatnio modny sport. Aby spędzić w spokoju następny dzień jedziemy 19 km na zachód do Playa el Zonte. Jest tu parę hotelików o różnym standardzie ale o zbliżonych cenach. Przypadkiem trafiamy do wyjątkowo czystego Horizonte Surf Camp. Zadbane trawniki, basen kąpielowy, hamaki, udomowione papugi ary, świeże ręczniki za to wszystko płacimy po 7,5 USD/os. Wieczorem w pobliskiej restauracji przy świecach jemy danie z owoców morza popijając cuba libre /całość 6 USD/.

Następnym etapem jest drugie pod względem ludności  miasto Santa Ana. Centrum stanowi park – plac Libertad z neogotycką katedrą z 1911r i teatrem. Tak jak większość kościołów w Ameryce Środkowej fasady z zewnątrz prezentują się okazale natomiast wnętrza są ubogie, puste wręcz zaniedbane. Santa Ana w porównaniu ze stolicą jest głęboką prowincją. Hotel Libertad to stary obszerny lecz podniszczony budynek. Za pokój 2 osobowy do którego wniesiono dodatkowo 2 łóżka a i tak było luźno zapłaciliśmy promocyjnie 30 USD za 4 osoby. Po 30 min jazdy docieramy do Lago de Coatepeque. Jest to wulkaniczne jezioro o zielonkawej wodzie mającą średnicę 6 km i zbocza dochodzące do 300 metrów. Wokół jeziora znajduje się wiele tanich hotelików, restauracji i pomostów. Można tu wynająć jedną z licznych łodzi i oddać się błogiej obserwacji zielonych zboczy krateru.

Autobus do granicy z Gwatemalą w San Cristobal jedzie 1,5 godz. Drogi w Salwadorze są dobrze oznakowane, mają równą asfaltową nawierzchnię co pozwala na szybką jazdę.

Salwador okazał się krajem tanim i przy zachowaniu  niezbędnych środków ostrożności krajem dość bezpiecznym. Przez 4 dni pobytu wydałem łącznie z drobnymi zakupami 57 USD. Podróżując po Ameryce Środkowej zawitajmy do Salwadoru wart jest tego i na pewno długo pozostanie w naszej pamięci.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u