Peru – Michał Kozok

Peru

Michał Kozok

27.02 do 9.04.04, 42 dni, kurs 1€ = 3.45 S (Sol)

zwiedzanie – Pływające Wyspy (Islas Flotantes) Indian Uros na jeziorze Titicaca zbudowane są z trzciny i są niezwykle ciekawe i oryginalne, lecz te na które zabrał nas przewodnik, można już nazwać jedynie pływającą cepelią. Indianie w ten sposób izolowali się od agresywnych najeźdzców już od ponad 600 lat. Obecnie żyje tak jeszcze około kilkuset Indian na 22 wyspach, lecz z biurem podróży odwiedzisz tylko kilka z nich. Z trzciny buduje się nie tylko pływającą wyspę, ale także domy, łodzie i różne przybory (w tym turystyczne pamiątki). Nieco mniejszy wpływ turystyki na styl życia Indian możemy zaobserwować na wyspie Taquilla (tu używa się języka Quechua, a nie Aymara jak w większości regionu jeziora Titicaca). W zwyczaju mają noszenie wełnianej czapki odpowiedniego koloru (którą sami sobie robią), w zależności od ich stanu małżeńskiego. Na wyspy możemy pojechać normalnym kursowym statkiem, ale ceny wycieczek są konkurencyjne, a na dodatek zaoszczędzimy czas i zawsze czegoś ciekawego dowiemy się od przewodnika. Korzystałem z usług agencji Carlos – z wycieczkami nie było problemu, ale później musiałem walczyć o zwrot należności za bilet autobusowy do Arequipy (nie dotrzymali umowy czasowej), pomogła mi dopiero policja.

Z innym przewoźnikiem dotarłem w końcu do Arequipy, bardzo ładnego kolonialnego miasta. Polecam złożyć wizytę w Monasterio de Santa Catalina, gdzie mieszkały zakonnice (często wdowy z bogatych hiszpańskich rodzin). Bez możliwości wyjścia z ich klasztoru – twierdzy, prowadziły tajemnicze hedonistyczne życie przez cztery stulecia. Przy wejściu wynajmnijmy anglojęzycznych przewodników, którzy podzielą się swoją wiedzą, kasują „co łaska” (daliśmy 15 soli od 3 osób). Jest to jedno z takich miejsc, które robi dużo większe wrażenie, jeśli wiemy co oglądamy. Słynne muzeum Santuarios Andinos posiada ciekawe kolekcje, w tym zamarznięte ciała dzieci Inków składane w ofierze, znalezione na pobliskich 6-tysięcznikach, m.in. na Ampato. Najsłynniejsza z nich, idealnie zachowana 500-letnia mumia Juanita – zwana „Lodową Księżniczką”, nie występuje w muzeum w okresie od stycznia do kwietnia, zastępowana repliką lub mniej efektownymi innymi ofiarami. W Arequipa umówiłem się z dwójką swoich znajomych, z którymi studiowałem na krakowskim AWF.

Tak więc do Kanionu Colca, drugiego najgłębszego na świecie (Colca 3191m, Cotahuasi 163m głębszy), pojechałem już z Dorotą i Sebastianem. Ruszyliśmy z wisoki Cabanaconde prosto w dół kanionu, po 2 godzinach dotarliśmy do Sangalle (Oasis), gdzie spędziliśmy noc w namiotach. Można tam skorzystać z basenu pod rozgwieżdżonym niebem. Następny dzień przyniósł nam wiele niesamowitych widoków, a w tło krajobrazu wzbiły się kondory. Aby nie wracać tą samą drogą przekroczyliśmy rzekę i spacerując przez ciekawe wioski Malata, Cosnirhua oraz San Juan de Chuccha, po raz ostatni wykąpalismy się w rzece Colca i zaczęliśmy się wdrapywać przez 5 godzin z powrotem na szczyt (Mirador del Tapay), jakieś 1200 metrów w pionie. Brakło nam wody, ale ochłodą upalnej wspinaczki były słodkie owoce kaktusa. Na punkt widokowy Cruz del Condor dotarłem już przy zmierzchu dnia, także opuściłem pewnie ciekawe widowisko, jakie z bliska prezentują tutaj kondory (wcześnie rano). Stąd do wioski Cabanaconde jest jeszcze 10 km drogą, ale można iść na skróty przez pola – 6 km.

Następnym naszym celem był wulkan Chachani, 6075m n.p.m. W agencjach gwarantowali nam, że wulkan nie może być zdobyty bez wykfalifikowanego przewodnika, zarówno pod względem prawnym jak i trudności technicznych. Nie uwierzyliśmy i w końcu znaleźliśmy biuro Acuarius Travel na calle Santa Catalina 110, które wypożyczyło nam sprzęt wspinaczkowy i bez zbędnych kłamstw, zobowiązało się nas zawieźć pod podnóże wulkanu i odebrać stamtąd dnia następnego. Rozpoczęliśmy na wysokości 5000 m, a na nocleg doszliśmy 300 m wyżej do Campamento Base, znajdujący się w kierunku przełęczy między górami Coronado i Angel. Ja mając już za sobą pobyt na boliwijskiej wyżynie posiadałem odpowiednią aklimatyzację, czego nie mogli powiedzieć moi znajomi, ledwo co przybyli z Europy. Zaraz po nieprzespanej nocy u podnóża góry musieli się wycofać. Jak to zwykle w Peru bywa, brak jakichkolwiek map topograficznych regionu – musiałem więc korzystać ze szkicu. O wschodzie słońca ruszyłem z obozu w stronę przełęczy. Tu należy trawersować górę Angel od strony południowej. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem (właściwą drogę zobaczyłem dopiero z wierzchołka Chachani), więc pchałem się na szczyt Angel (5800 m), niepotrzebnie tracąc siły i utrudniając sobie drogę technicznie, użyłem nawet raków i czekanu na zlodowaciałym podejściu. Po obejściu góry (wejściu i zejściu w moim przypadku) rozpoczynamy wejście na wschodnie zbocze Fatimy. Nie wchodzimy jednak na sam szczyt, tylko stopniowo zaczynamy trawersować ścianę w kierunku południowym. Byłem zmęczony więc przespałem się na przełęczy, a po obudzeniu pozostał mi już tylko atak szczytowy na Chachani. Dotarcie na górę krateru zajęło mi 6 godzin, powrót w pośpiechu 2.5 godziny (samochód z agencji miał nas odebrać o godzinie 14.30), ale byłem już mocno zmęczony. Sprzęt alpinistyczny nie okazał się więc niezbędny.

Sercem Inkaskiego Imperium było Cuzco, zaprojektowane w tradycyjnym kształcie Pumy. Jest to pięknie położone miasto, z licznymi, wąskimi, krętymi, biegnącymi w górę i w dół uliczkami. Bardzo praktycznym sposobem na zwiedzanie miasta okazuje się zakup Boleto Turistico, który upoważnia do wstępów do wielu ciekawych atrakcji przez 10 dni (katedra i kościoły w mieście oraz ruiny w okolicy). Proszę zwrócić uwagę na obraz w katedrze, na którym Jezus podczas posiłku spożywa peruwiański przysmak cuy, czyli świnkę morską. To właśnie z Cuzco Indianie zbierali złoto i srebro na okup za swojego przywódcę Atahualpę (w XVI wieku), po czym Pizarro i tak zgładził ich lidera w marionetkowym procesie, co praktycznie oznaczało koniec inkskiego imperium. Jedna z teorii brzmi, że właśnie po tym wydarzeniu Indianie ukrywali się w dżungli budując miasta na wzgórzach gór (m.in. Machu Picchu). Jednak miejscowi naganiacze potrafią zepsuć nastrój Cuzco, nie zaznasz ani chwili spokoju. Na siłę chcą ci coś sprzedać, kłamią i zrobią wszystko, abyś tylko zapłacił. Jeden z nich, nie wiedząc co sprzedaje (pośrednik), wciskał nam kit o raftingu oferując spływ w górę rzeki, pod prąd! On po prosu nie wiedział co mówi, chciał tylko swoją prowizję od przyprowadzonego białego turysty do biura. Inny natomiast na pytanie w języku polskim: „Czy macie musztardę?” (nasze przekorne mas tarde, czyli „później”), nic nie zrozumiawszy, twierdząco przytakiwał głową i krzyczał si. Przynajmniej było wesoło. Spotkaliśmy tutaj dwóch Polaków i razem udaliśmy się na rafting, korzystając z usług agencji Mayuc, Portal Confiturias 211, Plaza de Armas. Spływ pontonem na rzece Urubamba z progami klasy IV przysporzył nam nieco emocji. Moim zdaniem progi klasy III, to troszkę za mało adrenaliny i takie spływy kosztują około 15 €. Ten nasz był ponad dwukrotnie droższy, ale warty tej różnicy. Aby je rozróżnić, proszę zwrócić uwagę, aby spływ odbywał się na odcinku tuż przed Casa Cusi. Zwiedzania w okolicy też jest sporo, a poza najbliższymi ruinami, wybrałem się także na niedzielny targ w Chinchero, jak i do Sacred Valley. Inną alternatywą zwiedzania okolicznych ruin są konne wycieczki, dobre nawet dla laików.

W związku ze zmianą rządowych przepisów, na zezwolenie na treking do Machu Picchu trzeba czekać minimum 3 dni. W dodatku jest drogo (za wszystko ponad 150 € ze zniżką studencką, 170 € normalny), mnóstwo ludzi (nie można iść indywidualnie, 33 km szlak pokonuje się w ciągu 4 dni) oraz jest pora deszczowa. Nie zapomnij, że w lutym szlak jest zamknięty. Zdecydowaliśmy się więc na przejazd pociągiem. Jeśli mamy czas to odradzam korzystanie z drogiego bezpośredniego pociągu z Cuzco (od 53 € w dwie strony). Tańszą alternatywę rozpisałem szczegółowo w tabelce „transport”. Z Agua Calientes możemy pojechać do ruin minibusem za 4.5 € w jedną stronę (8 km asfaltem), albo przejść się 4 km ścieżką (1 godzinna wspinaczka), powrót szczególnie łatwy, bo w dół (40 min). Potwierdzam opinie, iż Machu Picchu jest cudownym miejscem. W tym zaginionym w dżungli inkaskim mieście można spacerować godzinami, wspinając się również na okoliczne szczyty (polecam Huayna Picchu, na wejście trzeba zgłosić się u strażników przed godziną 14, sprint na szczyt zajął mi 25 minut, ale normalnie przeznaczmy około godziny). Na teren ruin nie można wnosić dużych plecaków, jedzenia, a nawet wody! Przy wejściu znajdują się schowki. Przeczekaliśmy wszystkie wycieczki i tuż przed zamknięciem obiektu byliśmy prawie jedynymi zwiedzającymi, a rozpływająca się mgła dodawała tajemniczości temu wspaniałemu miejscu.

Wracając odwiedziliśmy poznaną na raftingu Amerykankę, która pracuje w Ollantaytambo jako wolontariuszka (nad wioską dominują ciekawe masywne fortece). Zaoferowała nam wspólny wyjazd do małych wiosek (Huilloc i Patakancha), gdzie pracowała z dziećmi. Tam przyglądaliśmy się zwyczajnemu, a dla nas bardzo ciekawemu, życiu potomków Inków. Dla dzieci zrobiliśmy muzyczno-sportowe przedstawienie, był to dla nich szok – nie wiedziały jak zareagować. Z osłupienia wyrwałem je dopiero, jak niechcący wrzuciłem do rzeki ich piłkę, która popłynęła z nurtem. Na szczęście wyłowiliśmy ją kilkaset metrów dalej. Był z nami także miejscowy i widząc nasze zainteresowanie kulturą i życiem jego przodków, zaoferował nam wyjazd w prawdziwie odizolowane tereny. Nie było chwili zastanowienia, rozpoczęliśmy przygotowania.

Pojechaliśmy więc z zaprzyjaźnionym Peruwiańczykiem odwiedzić jego znajomych – Indian Qeros. Najpierw odbyliśmy kilkugodzinną przejażdżkę z Cuzco, podczas której spoglądając przez okno autobusu, momentami nie widziałem pobocza, gdyż jechaliśmy skrajem przepaści. W miasteczku Paucartambo zaimponowały mi dzieciaki, kiedy to o godzinie czwartej nad ranem, po ciemku, w zimnie i w deszczu, chodziły od domu do domu kompletując drużynę piłkarską – oni naprawdę kochają sport. Dnia następnego wynajmujemy ciężarówkę i pniemy się jeszcze wyżej w górskie odstępy. Dalej nie można już jechać, trzeba iść. Wynajmujemy więc dwa konie do noszenia bagaży i maszerujemy cały dzień w górę kanionu. Do pierwszej wioski (20 domków) docieramy dopiero pod wieczór. Tam mieszka jeden z ostatnich najwyższych kapłanów Qeros. Ma ponad 90 lat, lecz niestety jest chory. Gości nas jego syn Nasario wraz z rodziną, poczęstowali zupą z alpaki, byli mili. Przynieśliśmy im trochę jedzenia i nigdy wcześniej nie widziałem, aby ktoś tak się cieszył na widok kukurydzy, cukru czy owoców. Całowali produkty i świeciły im się załzawione oczy. Jest tu powyżej 4000 m n.p.m., klimat jest więc surowy – zimno, ośnieżone góry, bezdrzewne zielone łąki. Poza uprawą ziemiaka na trudno dostępnych stromych górskich zboczach, Indianie hodują także owce i alpaki, czasem kury i konie – klimat jest zbyt surowy dla reszty. Domy zbudowane są z nieociosanych kamieni, tylko nieliczne z użyciem zaprawy, czyli domieszki piasku i wody. Brak w nich okien, komina, strychu czy piwnicy. Dach to trawa położona na pniach drzew, sprowadzonych z dżungli. W środku panuje półmrok, nie ma stolu, krzeseł, łóżek. Ognisko jest źródłem ciepła i światła, pełni też funkcję kuchenki. W Qeros nie mają drewna (najbliższe drzewa oddalone są o 2 dni drogi), używają więc odchodów zwierzęcych jako opału. Podobało mi się, jak sąsiad przyszedł z wiązką trawy po ogień. Z powodu braku elektrycznosci i jakiejkolwiek rozrywki po zapadnięciu zmroku, poszliśmy spać już po godzinie 19, kładąc się na owczych skórach. Wioska wydaje się być zapomiana przez państwo, jej mieszkańcy nic od Rządu nie dostali i nic w zamian nie dają, żyją sami dla siebie. Na co dzień używają języka Quechua, podstawy hiszpańskiego zna niewiele osób. Tutaj to normalne, że kobiety w wieku 14 – 15 lat zostają matkami. Kolejnego dnia dochodzimy do wioski Qeros Grande, największej w okolicy. Jest tu nawet szkoła. Tutaj nasz znajomy, Kenner, spotkał się ze swoim duchowym przywódcą, szamanem Matiasem. Podarowalismy Matiasowi i jego rodzinie wór jedzenia. Pod wieczór szaman wziął nas na wzgórze i wśród starych inkaskich ruin odprawił dla nas ceremonię Pago a la Pachamama y a los Apus, ku naszej pomyślności. Żuliśmy licie koki, popijaliśmy caniazo (70% alkohol), wino kartonowe (Matias nie wiedział jak się go otwiera). Szaman układał różne przedmioty (święte drewno, słodycze, kapiszony, wstążki, dzwonek, bawełnę i inne cudactwa) ze swojej mesy, wymawiając przy tym zaklęcia czy grając na fujarce. Modlił się nad naszymi głowami do Boga Gór i Matki Ziemi. Na koniec spaliliśmy ofiarę w ogniu. Innego dnia odwiedzilismy kolejną wioskę (Chalmachimpana) i tym razem Matias odprawił ceremonię wysoko w górach, nad jeziorem Cata Cocha. Zastała nas noc, a towarzyszące pioruny (bez deszczu) rozświetlały okolicę, dodając mistycyzmu całemu obrzędowi. Syn szamana, Luis, zakochał się w naszych czołówkach i Sebastian wymienił jedną na jego indiańską czapkę. Od dzisiaj Luis może bezpieczniej chodzić po zmroku, gdyż jego latarka pozostawiała wiele do życzenia. Podobał mi się także 10-letni chłopiec (mówił trochę po hiszpańsku), kiedy spytałem go, czy daleko jest następna wioska. Chłopiec z uśmiechem i zaskoczeniem na twarzy zaprzeczył, powiedział: „Blisko, tylko 11 kilometrów!” – czyli jakieś 3 godziny drogi. Hmmm, ciekawe co dla niego jest daleko? Te 4 dni które tam przeżyłem, to jakbym cofnął się w czasie o kilkaset lat (z wyjątkami takimi jak widok łyżki, miski czy czasem fabrycznych spodni, ale ogólnie styl życia pozostał prymitywny). Zapamiętałem szczególnie radość ludzi na widok jedzenia – od tej pory kukurydzę widzę już w innym wymiarze.

Następnym naszym celem była Nazca, a dokładniej jej tajemnicze linie położone na płaskowyżu (ponad 300 figur i 70 rysunków zwierząt i roślin), a ze względu na spore wymiary widoczne są tylko z lotu ptaka. Uważaj na naciągające agencje, my sami pojechaliśmy na lotnisko i tam wytargowaliśmy atrakcyjną cenę w taxi Aereo Ejecutivo S.R.L (wzięliśmy pakiet za awionetkę i dojazd do cmentarza Chauchilla z przewodnikiem). Warto jechać tam wcześnie rano, póki widoczność jest dobra. W trójkę wynajęliśmy więc samolot i wraz z pilotem manewrowaliśmy nad wyżyną tak, aby ze wszystkich stron oglądnąć 13 najciekawszych figur. Po lądowaniu pilot oczekuje jakiegoś napiwku, ale nie jest to obowiązkowe. Rzeczywiscie lepiej nie jeść śniadania, ja miałem dość jakichkolwiek przechyłów i cieszyłem się, jak wróciłem z powrotem na ziemię. Od maja do sierpnia ceny mogą być wyższe niż podawane przeze mnie. Alternatywą lotu może być widok z wieży obserwacyjnej, stojącej 20 km na północ od Nazca, przy głównej drodze do Ica. Możemy z niej zobaczyć 3 figury, ale to nie to samo co z samolotu, lecz pieniędzy trochę zaoszczędzimy (wstęp 0.3 €). Duże wrażenie zrobił na nas także cmentarz Chauchilla z początku zeszłego tysiąclecia, gdzie mogliśmy zobaczyć dobrze zachowane mumie. Tutaj również skorzystaliśmy z usługi przewodnika, lecz nie jest to konieczne, jeśli posiadamy opis tego miejsca.

Ica słynie z swojego festiwalu wina (poczatek marca), a że spóźniliśmy się, pojechaliśmy od razu do pobliskiej oazy Huacachina. Wieczorem pojechaliśmy na kolejny szalony rajd, lecz tym razem bardziej przyziemny. Motorowym wehikułem dune-buggy szybko jeździliśmy po pustynnych wydmach, co dostarczyło nam wielu emocji (szczególnie strome zjazdy w dół). Próbowaliśmy także zjeżdzać o własnych siłach, stojąc na desce. Trochę to się różni od zimowego snowboardu, lecz jest bezpieczniejsze, cieplejsze oraz bardziej miękkie – zaliczyliśmy kilka akrobatycznych wywrotek na piasku – zabawa była przednia.

Później dotarliśmy do Paracas, pojechaliśmy do portu, gdzie znaleźliśmy bezpośrednio przewoźnika „Aproib”, który organizuje rejsy na wyspy Ballestas na Pacyfiku. Wydaje mi się, że nie dotarlismy do głównych wysp Ballestas (wg mapy oddalone są aż 30 km od Paracas) Niemniej jednak było ciekawie, a odwiedzony przez nas archipelag był zamieszkany przez m.in. kolonie lwów morskich (ryczących niemożliwie muzykalnie), flamingów, pelikanów i kilka pingwinów. Ciekawostką jest, iż na wyspach tych eksploatuje się guano, czyli ptasie odchody, które Peru eksportuje. Swojego czasu naturalny nawóz był niezłym biznesem, który nawet doprowadził do wojny z Hiszpanią (1865–66). Popularną wycieczką jest także pobyt na terenie Parku Paracas, gdzie znajdziemy archeologiczne dowody tej wysoko rozwiniętej preinkaskiej cywilizacji. Ich najsłynniejszą wizytówką jest narysowany na zboczu góry ogromny „świecznik” (150 m wysokości Candelabra).

Lima nam się specjalnie nie podobała, zwiedziliśmy tylko klasztor San Francisco z ciekawymi katakumbami, gdzie pochowanych jest ponad 70,000 osób. Przewodnik mówi po angielsku. Banco de Credito to bank, który nie pobierał żadnej prowizji przy realizacji czeków American Express. Niestety nawet w stolicy nie potrafiliśmy zakupić odpowiednich map topograficznych Andów. Odebrałem z hotelu swój sprzęt wspinaczkowy, który miesiąc wcześniej przywiozła i zostawiła mi tutaj koleżanka i ruszyliśmy dalej.

Dojechaliśmy do Huaraz, bazy wypadowej w śnieżne góry Cordyliery Blanca. Kiedyś była to kryjówka partyzantów z Świetlistego Szlaku, lecz teraz ma opinię bezpiecznego regionu. Najbardziej popularny szlak w okolicy Huaraz to 4–5 dniowa pętla Santa Cruz, gdzie za samo wejście do Parku Narodowego Huascaran zapłacimy 20 €. Wybraliśmy więc teren bezpłatny i bez ludzi (rejon Huapi), lecz niestety bez map topograficznych. Tak więc ze śmieszną mapą turystyczną i opisami miejscowych, ze zbyt ciężkimi plecakami, sporo błądziliśmy i nieźle naszukaliśmy się odpowiedniej grani czy przełęczy. Rozpoczęliśmy marsz za wioską Pitec, tam gdzie kończy się szutrowa droga (przy bramie zwaną portada). Po 3 godzinach spokojnego marszu doliną Quilcayhuanca skręciliśmy na rozstaju w lewy wąwóz, gdzie po jakimś czasie zobaczyliśmy po lewej stronie zygzakowatą ścieżkę w górę, prowadzącą do dwóch jeziorek. My nie skręciliśmy i poszliśmy prosto do jeziora Cuchillococha (4625 m), gdzie po kąpieli przespaliśmy się. Stąd staraliśmy się przedrzeć przez przełęcz prowadzącą do sąsiedniej doliny, ale 2 kolejne granie okazały się nie do przejścia dla amatorów. Musieliśmy dalej szukać przejścia, jakie istniało według szkicu, który otrzymaliśmy od lokalnych. Końcem końców dotarliśmy do wcześniej opisanych dwóch jeziorek i rano poszliśmy lewą ścieżką, gdzie znaleźliśmy przełęcz (5100 m). Przełęcz znajduje się pomiędzy wierzchołkami Huapi i Choco. Stąd zeszliśmy do doliny Cojup, gdzie można przespać się w Casa Campo i wspinać się na następną przełęcz (na płd od szczytu Ishinca), aby dotrzeć do kolejnej doliny. My już zmęczeni wracaliśmy do bramy (portada), a ponieważ było późno i nic już stąd nie jeździło, doszliśmy aż do miejscowości Marian, skąd taksówką wróciliśmy do Huaraz. Niestety była to pora deszczowa, więc moknęliśmy każdego dnia (chociaż na tych wysokościach od śniegu, a nie od deszczu), ale na szczęście otaczające nas piękne sześciotysięczne ośnieżone górskie masywy dodawały uroku ciężkiemu marszowi. Inne plusy tej dziczy to fakt, że przez 3 dni nie spotkaliśmy ani jednego człowieka, nawet tubylca. Niestety po powrocie wraz z Sebastianem mieliśmy problemy żołądkowe, dreszcze oraz gorączkę, prawdopodobnie po spożyciu wody z lodowca. Po 3 dniach męczarni poczuliśmy się lepiej i nie chcąc tracić dobrej aklimatyzacji, wynajęliśmy przewodnika i ruszyliśmy atakować Toclaraju (6032 m), teoretycznie jedną z nielicznych możliwych wyższych gór podczas pory deszczowej dla zaawansowanych amatorów. Rozpoczęliśmy w Collon, gdzie wynajęliśmy osła i jego właściciela (15 €), tak więc na lekko szliśmy 4 h nieznacznie pod górę doliną Ishinca. Tu przespaliśmy sie koło schroniska (można wewnątrz za 10 €) i nazajutrz związani liną, w rakach, z czekanem w ręku wkroczyliśmy na lodowiec, gdzie rozbiliśmy obóz II. W nocy mieliśmy ruszać w stronę szczytu. To jednak my musieliśmy budzić przewodnika, który mimo idealnej pogody szukał pretekstu, aby nie ruszyć w górę. Odpuściliśmy po drugiej próbie namawiania na wymarsz. Rano wkurzeni sprowadziliśmy Raula z lodowca i zaraz po odwiązaniu liny pognaliśmy sami (7.5 h) z powrotem przez Collon do asfaltu w Paltay. W Huaraz udaliśmy się prosto do agencji, a gdy tam nie chciano oddać nam pieniędzy, na policję turystyczną. Policjanci wyrazili zainteresowanie sprawą i okazało się, że przewodnik (aspirant Raul Leon Jara) nie miał odpowiednich uprawnień i doświadczenia, po prostu bał się góry. Sporządzono protokół, ściągnięto nam odciski palców i sprawę skierowano do sądu. Agencja oszustów nosi nazwę Euro Inca Trek, znajduje się na ulicy Luzuriaga 650. Oszust-właściciel John Castillo Espinoza ma jeszcze inne biuro na rynku między pocztą a informacją. Także zainteresowanym proponuję udać sie bezpośrednio do chaty przewodników górskich (Casa de Guias na Plaza Ginebra 28 G), zapłacić trochę więcej, ale mieć pewnego licencjowanego przewodnika. Ja miałem swój własny sprzęt, ale można go też tutaj wypożyczyć na miejscu, płacąc dziennie około: 1 € za czołówkę, 2 € za linę lub raki, 3 € za czekan. Odreagować w Huaraz można w smacznej i taniej restauracji Samuel, na ulicy Luzuriaga, 2 kwadry na płn od Plaza.

To właśnie jest Peru, piękny kraj, lecz można zostać oszukanym na każdym kroku: na przejazdach, w sklepie, w restauracji, w agencji. Wcześniej w górach mieliśmy też mały wypadek, o którym wspomnę. Podczas gotowania kolacji, przez własną nieostrożność, w przedsionku namiotu wybuchła mi trzymana w ręku butla gazowa. Z Sebą szybko ugasiliśmy ogień zasypując butlę śniegiem, lecz drugi większy wybuch, odrzucił nas w tył namiotu, blokując wyjście ścianą ognia. Przez ten moment wewnątrz namiotu (myślę, że trwało to ok. 5 sekund), przeszły mi przez głowę setki myśli. Pamiętam, że szukałem noża, aby ciąć namiot, ale nagle, nie wiem jakim cudem, gdzieś koło ognia wyczołgałem się na zewnątrz, tak jak moi partnerzy. To nauczyło mnie zmieniać butle gazowe na zewnątrz, jak i używać butli wkręcanych na gwint, a nie wciskanych! Poza przypalonami rzęsami i namiotem (nie spłonął, bo był mokry i mało jest tlenu na wysokości ponad 5000 metrów) na szczęście nikomu nic się nie stało.

Potem w Huaraz rozstałem się już ze znajomymi, którzy pojechali do Santiago, skąd lecą do szkoły do Sydney. Pożegnałem góry i towarzyszy podróży, wysłałem ekwipunek wspinaczkowy pocztą do Australii i ruszyłem samotnie do wschodniej części Peru. Przez 3 dni męczyłem się jazdą po szutrowych drogach, które są tutaj w kiepskiej kondycji – raz 160 km przejechaliśmy w 12 godzin! Stoi się lub siedzi na twardej desce, na naczepie (1.5m x 1.5m) terenowego samochodu – mój rekord to 16 osób z bagażami, 3 koguty, 2 psy oraz świnka. Jest się narażonym na deszcz, błoto, żar słońca, kurz oraz na przechyły połączone z podskokami na wertepach – po wyjściu z pojazdu boli tyłek od siedzenia i ręce od trzymania. Urozmaicenia dodaje też fakt, że wyjazdy z poszczególnych miasteczek odbywają się niezwykle wcześnie, czasami nawet o 3 rano. Przewodnik Lonely Planet straszy również, że droga wzdłuż rzeki Huallaga, z Tingo Maria do Tarapoto, to peruwiańska stolica uprawy koki, także odradza się przejazd tędy (alternatywnie można pojechać asfaltową i bezpieczneijszą drogą do Pucallpa, skąd istnieje bardzo dobre połączenie promowe z Iquitos). Ja męczyłem się jeszcze bardziej, gdyż czasami mam dziwne pomysły i tym razem postanowiłem ćwiczyć siłę woli, nie tykając jedzenia i wody przez 40 godzin. Inspiracją był Wielki Piątek, a jak dotarłem do Yurimagaus, świętowałem Wielkanoc i dopiero telefon do domu uświadomił mnie, że to o tydzień za wcześnie. Także czekał mnie kolejny post, hmm… – nie ma mowy. W Yurimagaus rozpocząłem swoją podróż wodną po dorzeczu Amazonki, gdzie płynąłem barką towarową, spoglądając na zielone nabrzeże selwy, a na nocnym niebie mogłem podziwiać jednocześnie konstelacje Krzyża Południa i Wielkiego Wozu (szczegóły podróży barką opisane są w „transport” Brazylia i Peru). Odwiedzilem Iquitos, największe miasto na świecie bez połączenia drogowego, a po 4 dniach dopłynąłem do trójkąta granic, gdzie łączą się Peru, Brazylia i Kolumbia. Na barce miałem też swoje 5 minut, kiedy raz spadłem z hamaka i uderzyłem z hukiem o podłogę – dzieci miały ubaw ze mnie do końca rejsu.

miejscowość obiekt cena w S €/ 1os czas ocena uwagi
Puno pływające wyspy Uros i Taquile 22*S €6.4 dzień ok
BP – przewodnik, łódź
Arequipa i okolice
Monasterio de Santa Catalina 25 S €7.2 2 h warto
przewodnik po angielsku
kościół La Compana, katedra 30min ok
kanion Colca i wulkan Chachani 4 dni warto
trekking, namiot
Cuzco rafting na rzece Urubamba 121 S €35.0 dzień warto
BP – przewodnik, ponton, progi IV klasy, obiad
muzea i kościoły w mieście i okolicach 17.5 S €5.1 ok
wstępy do okolicznych atrakcji, bileto touristico, ISIC 50%
ruiny Santo Domingo , Coricancha 6 S €1.7 1 h ok
opisy po hiszpańsku
wycieczka konna do pobliskich ruin 12 S €3.5 2 h ok
konie znają drogę, nie słuchają poleceń, wstęp na bileto turistico
Aguas Caliente ruiny Machu Picchu 36 S €10.4 dzień super
ISIC 50%
termiczne kąpielisko 5 S €1.4 2 h ok
można pożyczyć ręcznik i strój
Nazca cmentarz Chauchilla 32 S/ 3os €3.1 2 h warto
BP – przewodnik, transp. i wstep
linie Nazca z lotu ptaka 259*S/ 3os + tax 10 S/ os €27.9 30min warto
awionetka na 3os i pilot, pakiet razem z cmentarzem Chauchilla
Ica piaszczyste wydmy 41 S €12.0 2 h warto
BP – przewodnik, auto budgy i deska sandbordowa (5zjazdów)
Paracas
Wyspy Ballestas (guano)
35*S €10.1 1.5 h warto
BP – przewodnik, łódź
Lima
Monastery San Francisco
2.5 S €0.7 40min ok
przewodnik po angielsku, ciekawe katakumby, ISIC 50%
Huaraz
Cordylliera Blanca
690*S/ 2os €100.0 3 dni porażka
BP – przewodnik, sprzęt, biuro naciąga, sprawa w sądzie
€224.5

noclegi – targowanie zalecane.

miasto hotel i adres N nocleg cena za noc €/ 1os oc uwagi
Puno hotel Centenario, LP, calle Deza 211 2 pok 2os/ samemu 12.5*S €3.6 4
zimna woda
Arequipa Casa La Reyna, LP, kolo Monast. de Santa Catalina 1 dormitorium 4os 12 S/ os €3.5 6
kuchnia, przechowalnia za 1 S
Kanion Colca Eden, k/Oasis 1 namiot 2 S/ os €0.6 5
basen
Cuzco Tumi II, calle Nueva Baja 450 3 pok 4os/ 3os 10 S/ os €2.9 5
brudna kuchnia, zimna woda, darmowa przechow.
Hospedaje Johona, calle Nueva Baja 496 1 pok 3os/ 3os 9 S/ os €2.6 8
wc w pokoju, darmowa przechowalnia
Aguas Caliente Kcuychi Hospedaje, k/PKP 2 pok 3os/ 3os 15 S/ os €4.3 8
wc w pokoju
Paucartambo El Alberque k/PKS 1 pok 3os/ 3os 5 S/ os €1.4 3
warunki spartańskie
Nazca Sol de Nazca 1 pok 3os/ 3os 5 S/ os €1.4 6
wc w pokoju, tylko 3 h
Ica Casa de Arena Lodge 1 pok 3os/ 3os 10 S/ os €2.9 8
BCK – wiatrak, basen, bar, restauracja, brak pościeli
Lima Hotel Espana, LP, calle Azangaro 105, k/ Monasterio San Francisco 2 pok 3os/ 3os 14 S/ os €4.1 9
BCK – przechowalnia za darmo
Huarez
El Tombo, k/ stadionu, ulica Confraternidad Internacional Oeste
4 pok 3os/ 3os 8 S/ os €2.3 8
ping-pong, kuchnia, video, darmowa przechowalnia
1 łoże matrymonialne 8 S €2.3 8
La Union
Hostal Paraisso
1 łoże matrymonialne 8 S €2.3 4
toalety tragedia, zimna woda
Tingo Maria
Gran Hostal, Avenida Raimondi 214
1 pokój 1os 10 S €2.9 5
zimna woda
Juan Jui
Hotel a Daivio
1 pokój 1os 7 S €2.0 3
brak bieżącej wody, klitka
Yurimagaus
Hostal Cajamarca, calle Manco Capac 114
1 pokój 1os 10 S €2.9 5
zimna woda, są też lepsze lecz droższe pokoje
na dziko w górach
7 namiot
w transporcie
8 autobusy,barka
w gościnie w Qeros
3 chata
42 €67(24)

transport – ceny autobusów i promów możemy targować, szczególnie jeśli kupujemy kilka biletów.

Promy do i z Iquitos odpływają kilka razy w tygodniu, niemalże co drugi dzień. Zabierając się na pokład barki płynącej z Yurimagaus do Iquitos, wytargowałem podróż na górnym pokładzie (mniej zatłoczonym) za tańszą cenę dolnego pokładu. Niestety żywić musiałem się w tańszej klasie i to jedzenie nie przechodziło mi przez gardło, musiałem ratować się owocami, które można było dokupić od miejscowych na częstych postojach. Można wykupić jedzenie „lepszej jakości”, tak też powinienem był zrobić. Jeszcze gorzej było na ruderze przypominającej prom, na trasie z Iquitos do Tabatinga, gdzie był problem z rozwieszeniem hamaka gdziekolwiek, straszny tłum. Z tego powodu wraz z innymi gringo zmienialiśmy się na warcie pilnując bagażów. Dodatkowe porady przy podróżowaniu barką opisałem w części „transport Brazylia”.

W Arequipa taksówki kosztują 3 sole, gdziekolwiek w odległości nie większej niż z centrum do dworca, niezależnie od ilości pasażerów.

Wyjazd z Limy nastręczy nam trochę problemów, gdyż każda z firm przewozowych posiada swój własny dwo rzec.

Pomiedzy Huaraz i Yurimagaus płaciłem za miejsce na pace, ale za dopłatą można jechać w szoferce jeepa.

dzień trasa transport cena w S €/ 1os czas km
46
Yunguyo – Puno
samochód prywatny
5*S €1. 4 2.5 h 125
47
Puno – Uros – Taquile + powrót
statek
koszt w “zwiedzaniu” 3 h 50
48
Puno – Arequipa
autobus
16 S €4.6 268
49
Arequipa – Cabanaconde
autobus
16.5 S €4.8 6 h 230
50
Cruz del Condor – Cabanaconde
autostop
15 min 10
50
Cabanaconde – Arequipa
autobus nocny
15 S €4.3 8 h 230
51 52
Arequipa – pod wulkan Chachani 5000mnpm + odbiór dnia następnego i powrót do Arequipy
wynajęcie jeepa z kierowcą
259*S/ 3os €25.0 2x 2.5 h 2x 80
52
Arequipa – Cuzco
autobus nocny
26.5 S €7.7 11 h 521
55
Cuzco – Chinchero + powrót
minibus + taxi w 5os
2S + 10S/ 5os €1.2 45min+30min 2x 28
56
Cuzco – Urubamba
autobus
3 S €0.9 1.5 h 50
56
Urubamba – Ollantaytambo
minibus
1 S €0.3 30 min 15
56
Olantaytambo – Aguas Calientes
pociąg (cena turyst.)
84.5 S €24.5 1h 45min 36
57
Aguas Calientes – Machu Picchu + powrót
pieszo na góre + w dól
1 h + 30 min 2x 4
58
Aguas Calientes – Ollantaytambo
pociąg
84.5 S €24.5 1h 45min 36
58
Ollantaytambo – Huilloc – Patakancha + powrót
taxi w 4os
60*S/ 4os €4.3 2x 1h 2x 22
58
Ollantaytambo – Urubamba – Cuzco
minibus – autobus
1S + 3S €1.2 30min + 1.5h 65
59
Cuzco – Paucartambo
autobus
7 S €2.0 4 h 115
60
Paucartambo – Callacancha
wynajęcie ciężarówki z kierowcą
60*S/ 3os €5.8 1h 15min 20
60
Callacancha – Chua Chua
konie bagażowe, my pieszo
30*S/ 3os €2.9 8 h 22
61
Chua Chua – Q’eros Grande
16*S /3os €1.5 3 h 11
62
Q’eros – Chalmachimpana
4 h 10
63
Chalmachimpana – Callacancha
pieszo z bagażami
8 h 26
63
Callacancha – Paucartambo
wynajęcie ciężarówki z kierowcą
80*S/ 3os €7.7 1h 15min 20
64
Paucartambo – Cuzco
autobus
7 S €2.0 3 h 115
64
Cuzco – Nazca
autobus nocny
50*S €14.5 12 h 538
65
Nazca – na lotnisko
taxi w 3os
2 S/ 3os €0.2 10 min 4
65
z lotniska Nazca na cmentarz+ powrót
taxi w 3os
koszt w “zwiedzaniu” 2x 30min 2x 27
65
Nazca – Ica
autobus
6 S €1.7 2.5 h 141
66
Ica – Pisco
autobus
3 S €0.9 45 min 67
66
Pisco – Paracas
taxi w 3os
8*S/ 3os €0.8 20 min 17
66
Paracas – wyspy Ballestas + powrót
motorówka
koszt w “zwiedzaniu” 1.5 h 30
66
Paracas – Pisco
minibus
1 S €0.3 20 min 17
66
Pisco – Lima
taxi + autobus
13 S €3.8 3.5 h 235
68
Lima – Huaraz
autobus
30 S €8.7 8 h 452
70
Huaraz – Pitec (Portada) na trekking w Colldyriera Blanca
taxi w 3os
50*S/ 3os €4.8 1h 15min 30
73
Marian – Huaraz
taxi w 3os
7 S/ 3os €0.7 20 min 15
77
Huazraz – Collon na treking
taxi w 2os
30 S/ 2os €4.3 1h 15min 30
77
Collon – Refugio w Cordylierra Blanca
pieszo, bagaże na osłach + poganiacz
52 S/ 2os €7.5 5 h 12
79
Paltay – Huaraz
minibus
1 S €0.3 30 min 20
80
Huaraz – La Union
autobus
15 S €4.3 6 h 175
81
La Union – Huanuco
autobus
10 S €2.9 7 h 107
81
Huanuco – Tingo Maria
autobus
7 S €2.0 3 h 80
82
Tingo Maria – Tocache
zbiorowa taxi
25 S/ os €7.2 4 h 150
82
Tocache – Juanjui
jeep, na pace
30 S €8.7 12 h 148
83
Juanjui – Tarapoto
jeep, na pace
10 S €2.9 5 h 105
83
Tarapoto – Yurimagaus
jeep, na pace
10 S €2.9 9 h 98
84-86
Yurimagaus – Iquitos
barka, pokład górny, jedzenie ekonomiczne
40*S €11.6 41 h 650
86-88
Iquitos – Santa Rosa (trójkąt granic z Brazylią i Kolumbią)
barka
45*S €13.0 36 h 400
88 Santa Rosa – Tabatinga (Brazylia) łódka 2 S €0.6 10 min 2
transport miejski autobusy, tricykle itp. 36 S €10.4
€241.6 5820

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u