Panama i Kostaryka – Marek Dominko

Marek Dominko

Termin wyjazdu – styczeń 2007

Ilość uczestników – 2 osoby

Wizy – obywatele polscy nie muszą posiadać wizy

Waluta – Panama, w obiegu znajdują się dolary amerykańskie, w użyciu jest bilon amerykański oraz panamski, ten ostatni występuje rzadko.

Kostaryka – 1 USD – 518 colon

Bankomaty znajdują się w większych miastach, czeki American Ekspres posiadają gorszy kurs. Nie wszędzie można wymienić inną walutę.

Język – warto znać podstawy hiszpańskiego lub przynajmniej podstawowe słowa i zwroty.

Łączność ze światem – korzystaliśmy wyłącznie z internetu dostępnego w miastach, szybkość różna, skype rzadki.

Dojazd – samolotami linii Copa i Taca z Cancun w Meksyku /jeden bilet w jedną stronę w cenie ok. 1100 PLN/, bilet kupiony w Polsce w wyszukiwarce esky.pl. Jeżeli posiadamy wizę USA to w cenie promocyjnej /ok 2800 PLN/  bywają bilety British Airlines z przesiadką w Londynie i Miami do dowolnej stolicy Ameryki Środkowej.

Panama

Odprawa na lotnisku w Panama City odbywa się sprawnie i bezproblemowo. Lotnisko jest spore, prawie puste, silnie klimatyzowane i nie posiada internetu ani komunikacji publicznej z miastem. Taksówkarze proponują kurs do miasta za 30 USD ale ze względu na późną porę decydujemy się na nocleg na lotnisku co nikogo nie dziwi. Ok. 500 m od terminalu jest rondo, przy którym stają lokalne autobusy. Czekamy na autobus jadący na Plaza de Cinco Mayo,( 0,5 USD) tyle samo za plecak. W pobliży znajduje się Stare Miasto czyli Casco Viejo. Znajdujemy tu Hotel Colon (11 USD/2os) w cenie promocyjnej dla turystów. Panama City jak się później okazało jest niewątpliwie najciekawszą ze stolic republik bananowych. Casco Viejo jest interesującą starówka z wieloma zabytkowymi budowlami i świątyniami w tym kościołem San Jose mającym wspaniały złoty ołtarz. Tylko tu można kupić oryginalne kapelusze panama (10 USD), charakteryzujące się możliwością zwinięcia w mały rulonik, inną pamiątka mogą być ciekawe samochodowe  tablice rejestracyjne. W dzielnicy porządku pilnuje policja turystyczna na rowerach, która jest bardzo uczynna . Z nadbrzeża rozciąga się rozległy widok na nowoczesną dzielnicę biznesową zabudowana wieloma wieżowcami zwanych pogardliwie przez prostych mieszkańców kokainowymi wieżami. W Panamie dominują metysi, ale z racji swojego położenia spotyka się tu wiele ras, narodowości i religii. Dla nas najciekawsi byli Indianie Kuna, na pierwszy rzut oka zasymilowani ze społeczeństwem. Są to jedni z najniższych ludzi na świecie, kobiety zachowały całkowicie pełny niezwykle barwny i charakterystyczny ubiór. Nie pozwalają się fotografować ale pieniądz usuwa niechęć a większy datek wyzwala uśmiech na twarzy. Panama znana jest na świecie z Kanału Panamskiego. Najlepszym miejscem do jego oglądania jest śluza Miraflores, dojazd z Plaza de Cinco Mayo ( 0,35 USD). Śluzę najlepiej oglądać rano lub po południu a to ze względu na oświetlenie. Wstęp na taras kosztuje 5 USD lub 8 USD z oglądaniem filmu i wystawy. Koniecznie powinniśmy zobaczyć przepływający statek, co nie będzie trudne bo ruch na kanale jest znaczny. Nad kanałem w pobliżu przystani jachtowej znajduje się wspaniały most Puente de Las Americas. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że Kanał Panamski jest umowną granicą Ameryki Południowej i Północnej. Panamę często zalicza się do krajów Ameryki Południowej a to ze względu na położenie stolicy jak i z faktu że w przeszłości była częścią Kolumbii. Wracając pieszo do centrum. Kilku nastolatków którzy wybieli z pobliskiego osiedla usiłowało jednemu z nas zerwać plecak. Jednak szybka reakcja, przeskok na drugą stronę alei ostudziła napastników. Kierowca zatrzymanego samochodu wyszczególnił niebezpieczne dzielnice i nawet ulice po których  powinniśmy poruszać się samochodami bądź taksówkami, ale tylko tymi które mają trwale namalowane numery na drzwiach.

Z dworca autobusowego National  do David autobus kosztuje 12,6 USD.W centrum miasta znajduje się Hotel Costa Rica (9,20 USD/2os). David jest typowym prowincjonalnym miastem iberoamerykańskim nie mającego nic ciekawego do zaoferowania podróżnym. Zostawiamy plecaki w hotelu, naszym celem jest Park Narodowy Wulkan Baru. Pomimo pory suchej na horyzoncie zbierają się chmury a pod nimi mimo braku opadu pojawia się pełna tęcza. Wyruszamy ze wsi Cerro Punta (wstęp do parku 3 USD). Zaczyna padać, ze wzrostem wysokości deszcz staje się coraz bardziej intensywny. Wszelkie ptaki, owady zamilkły, słychać tylko krople deszczu na liściach. Niewielkie rzeczki i potoki zamieniły się w rwące górskie rzeki, które przekraczamy w brudząc w wodzie po kolana. Tropikalna roślinność i brak ludzi sprawia że jesteśmy w głębokim interiorze. Wreszcie po 6 godz. dochodzimy do drogi i dalej do osady Boquete. Okolica osiedla posiada chłodniejszy klimat i znana jest z uprawy kwiatów, owoców i warzyw.

Transport w Panamie jak i pozostałych krajach regiony oparty jest o amerykańskie szkolne autobusy zwane potocznie chicken bus. Nazwę są zawdzięczają  wszechstronnemu zastosowaniu zarówno do przewozu ludzi jak i do transportu żywego inwentarza. Następnego dnia autobusem (1,7 USD/os) udajemy się do granicy z Kostaryką w Paso Canoas. Są tu liczne sklepy, stragany i bary w których można wydać panamski bilon. Jest tu pobierana opłata graniczna (1 USD) w formie znaczka wklejanego do paszportu.

Kostaryka

Pierwszym rejonem, którym chcemy spenetrować jest półwysep Osa, dokładniej Park Narodowy Carcovado. Autobusami z przesiadką w Nelly jedziemy okrężną drogą do Puerto Jiminez. Po dobrych drogach w Panamie, szosy w Kostaryce przynajmniej te na prowincji są w znacznie gorszym stanie. Łącznie za przejazd zapłaciliśmy 2150 colon/os. Puerto Jimenez jest bazą wypadową do najbardziej dziewiczego obszaru w Kostaryce. Jest tu spora baza noclegowa, ale w wielu tańszych hotelach brakuje miejsc. Zatrzymujemy się w hotelu Corner

(14 USD/2os). W hotelu zostawiamy plecaki, aby rano o godz. 6.00 autobusem za (7 USD) bardzo kiepską droga dojechać do miejsca zwanym Carate położonym nad samym brzegiem Pacyfiku. Większość podróżnych idzie plażą ok. 1,5 godz. do bramki parku w La Leona. Większość osób wraca aby zdążyć na powrotny autobus. Wstęp do parku narodowego kosztuje 8 USD za dzień. Trasa wiedzie plażą bądź lasem, w którym spotykamy małpy spider,

kilkunastocentymetrowe niebieskie motyle, papugi ary mierzące z ogonami ok. 80 cm, oraz koty z długimi ryjami. Po pewnym czasie stwierdzamy, że zaczął się przypływ i prawie cała plaża jest pod wodą. Dwoje wracających Niemców twierdzi, że przypływ zatopił estuarium rzeki, a przejście jej jest niemożliwe. Wracają i szukają miejsca na nocleg, odpływ ma być w nocy. Nie lubię wracać i zmieniać planów, więc tłumaczę że po drodze nie ma żadnych dobrych miejsc na biwak a plaża jest zalana. Argumenty poskutkowały, dalej idziemy razem. Rzeczywiście rzeka szeroka na 100 metrów, dno widoczne ale dość głęboko. Wypatrujemy jakiś pni, tyczek ale wszystko zmurszałe. Wreszcie na drugim brzegu  widać ludzi, krzyczą że przejście jest możliwe tylko żeby iść razem. Zdejmujemy spodnie, plecaki na głowę i wchodzimy do wody, wtem parę metrów przed nami widać wystające oczy i cień parometrowego krokodyla. Wnet byliśmy na brzegu. Czekamy, słońce zaczyna zachodzić, wody w rzece ubywa. Wreszcie uradziliśmy, żeby przejść w miejscu gdzie woda rzeczna miesza się ze słoną. Podobno krokodyle amerykańskie nie wpływają do słonej wody. Już o zmierzchu w wartkiej wodzie głębokiej po ramiona przedostajemy się na drugi brzeg. Już przy świetle latarek dochodzimy do miejsca zwanym Sirena. Rozbijamy namiot na lądowisku samolotów, ale jeszcze przed snem zobaczyliśmy kolekcję różnych węży zakonserwowanych w formalinie. Po prawie nie przespanej nocy /meszki/ idziemy w bezwietrznej duchocie i upale do stacji strażników Los Patos. Płacimy za następny dzień pobytu w parku, korzystamy z pryszniców i w drogę. Ścieżka jest śliska i błotnista, nie docierają tu bezpośrednie promienie słońca. Do La Palma jest 13 km, ciągle przechodzimy w brud rzeki i potoki idąc niekiedy ich nurtem. Przy jednym z nich natknąłem się na czarnego 2 metrowego węża, oboje uciekliśmy w przeciwnych kierunkach. Z La Palma do Puerto Jamirez wracamy autobusem (800 colon). Powolny tańszy statek do Golfito jest o godz. 6.00 /800 colon/ i płynie 1,5 godz. Trasę do Quepos pokonujemy z 3 przesiadkami i na miejscu jesteśmy dopiero po godz 18.00. W centrum miasteczka znajdujemy tani (5000 colon/2os) Hotel Majestic /siedlisko pluskiew/. Do San Manuel Antonio jest bardzo wiele autobusów. Przy wjeździe do wsi jest Cabinas Hermanos Ramirez z campingiem. Nocleg we własnym namiocie kosztuje 1500 colon/os. Zaraz za wsią jest wejście do Parku Narodowego Manuel Antonio /zamknięte w poniedziałek/, wstęp 7 USD, ale miejscowi płacą zaledwie 1 USD, czyżby na tym polegała demokracja w tym kraju z której Kostaryka stara się być dumna. Park jest niewielki, ale mimo wielu odwiedzających  warto spędzić w nim więcej czasu. Są w nim 3 ładne plaże z drzewami dającymi cień. Na jednej z nich są prysznice ze słodką wodą. Największą atrakcją jest bogata fauna, widzieliśmy iguany, małpy, leniwce, jaszczurki i motyle oraz liczne ptaki w tym pelikany. Zwierzęta są przyzwyczajone do ludzi, którzy je ukradkiem karmią. Do San Jose najlepiej jechać z przesiadka w Quepos, skąd jest o godz 8.00 autobus do stolicy (2500 colon/os). Trasa jest okrężna, ale za to dobrą drogą i trwa 5 godz. Wysiadamy na terminalu Coca Cola, którego okolice nie należą do bezpiecznych. Z dworca jest tylko 10 min pieszo do Mercado Central, przy którym jest Grand Hotel Imperial (6000 colon/2 os). Zaletą jest lokalizacja i bezpłatny internet, natomiast ciepła woda należy do rzadkości. Zwiedzamy miasto, które ma nieco prowincjonalny charakter,. Przy Banku Nacionale odkrywamy Bar La Pirogue z oryginalnym wnętrzem i latynoską muzyką a przy Parku Morazan restaurację o tej samej nazwie gdzie danie dnia kosztuje 1100 colon. San Jose jest świetnym węzłem komunikacyjnym, praktycznie do każdego miasta w Kostaryce można dojechać w jeden dzień. Okolice stolicy to Dolina Orosi  z miastem Cartago, które posiada bizantyjską bazylikę a w niej figurkę M.Boskiej – La Negrita, która wg mieszkańców Ameryki Środkowej posiada moc uzdrawiającą, oraz ruiny kościoła zniszczonego przez trzęsienie ziemi, którego wnętrze zamieniono na ładny park. W Orosi znajduje się najstarszy z XVIII w czynny kościół w Kostaryce a miejscowe baseny z wodą termalną są chłodne. Przy drodze do Ujarras ciągną się rozległe malownicze widoki na dolinę z różnymi uprawami wśród nich  dominują plantacje kawy.

Na wulkan Irazu (wstęp 7 USD) rankiem o godz. 8.00 z przed Hotelu Costa Rica odjeżdża specjalny autobus (6100 colon/os). Na szczycie są 3 kaldery, a jedno z nich wypełnione jest zieloną wodą. Widoki są rozległe ale nawet w porze suchej wulkan może być spowity w chmurach. Ponoć niekiedy z wulkanu widać zarówno Pacyfik jak i Atlantyk. W San Jose jesteśmy o godz. 15.00.

Aby dotrzeć do Parku Narodowego Tortuguero należy o godz 6.30 z dworca Caribe dojechać do Cariari. Niecały kilometr dalej jest drugi dworzec gdzie można kupić łączony bilet do Pavona i na łódź do Tortuguero (bilet powrotny 18 USD, w jedną stronę 10 USD). W Cabinas Meryscar rozbijamy namiot (2 USD/os). Właściciel proponuje wycieczkę łodzią po parku. Cenę zbijamy do 10 USD. Już sama podróż łodzią jest nie małą atrakcją, płyniemy cały czas przez las deszczowy z mnóstwem ptaków, podpływamy do brzegu na którym zęby szczerzy ponad 2 metrowy krokodyl amerykański. Rejs łodzią wiosłową trwa ponad 3 godz. i odbywa się po prawie stojących odnogach rzeki zwanych kanałami. Przewodnik-wioślarz opowiada o zwierzętach, ptakach i drzewach, natrafiamy też na kajmana, który ponoć nie jest groźny dla ludzi. W programie jest jeszcze godzinny spacer po ścieżce dydaktycznej. Istnieje możliwość płynięcia szybkimi łodziami do Puerto Limon za 25 USD. Niestety miejscowa plaża jak i woda jest brudna ponieważ zawiera wiele szczątków organicznych naniesionych przez rzeki. Tą samą drogą wracamy do San Jose.

Wulkan Poas. Codziennie rano o godz 8.30 raz dziennie z Parku La Merced wyjeżdża autobus (5 USD). Szczyt znajduje się w chmurach i we mgle. Wulkan Poas jest niższy od Irazu o ok. 500 metrów i dlatego wierzchołek Irazu częściej wystaje ponad poziom chmur. Szczyt wulkanu porasta specyficzna roślinność a do ścieżki przychodzą odmienne od naszych oswojone wiewiórki.

Wulkan Arenal jedyny stale czynny w Kostaryce jak i jego okolice której centrum jest wioska La Fortuna, są rejonem wyjątkowo licznie odwiedzanym przez turystów. Autobus ze stolicy jedzie tu ok. 5 godz. Na przystanku wiele osób oferuje dość tanie noclegi, obniżając cenę licząc na późniejsze profity z wycieczek. Wybieramy Hotel Arenal River (czysty pokój z łazienką i wspólną kuchnia 8 USD/2os). Istnieje tu wiele możliwości spędzania wolnego czasu i wydawania pieniędzy. Są tu wypożyczalnie rowerów, motocykli, koni. Warto jest obejrzeć wodospad Catarata, 6 km od wsi (7 USD). Natomiast długą pieszą wycieczkę na sąsiedni prywatny teren do Laguny Cerro Chato (10 USD) można sobie śmiało darować. Decydujemy się jeszcze na pół dniową wycieczkę (20 USD ze wstępem do parku). W programie jest oglądanie czynnego wulkany z punktu widokowego, wejście na wulkan jest niemożliwe, przejście już po zmroku przez las deszczowy, który wygląda inaczej niż w ciągu dnia oraz kąpiel w termalnych źródłach. Ta ostatnia już w całkowitej ciemności okazała się wejściem pod  sztuczny wodospad pod mostem przez dziurę w ogrodzeniu. Wejście jest z parkingu przy Hotelu Spring Tabacin. Woda jest gorąca, gdyż wypływa z spod wulkanu, ale teren jest zupełnie bez żadnych udogodnień. Jest to pewna alternatywa gdyż sam wstęp do zagospodarowanych źródeł kosztuje podobną cenę lub nawet więcej niż cała wycieczka. Prawie cały dzień trwa przejazd 3 autobusami do miasta Liberia. Zatrzymujemy się ok. 1km od centrum w Hot. Contega (6 USD/os). Liberia to mało ciekawe miasto, będące jednak ważnym miejscem przesiadkowym. Wieczór spędzamy gastronomicznie. W Kostaryce nie ma specyficznych dań narodowych. Natomiast popularne jest piwo z dodatkiem soku z cytryny i szczyptą soli. Jest tu  wiele lokalnych owoców, takich jak sapote – brązowy owoc w smaku podobny do gruszki, czy caimito – fioletowy bez wyraźnego smaku, nieco podobny do śliwki. Następnego dnia jedziemy na jedną z wielu plaż w El Coco. Jest tu szeroka plaża z ciemnym piaskiem, czystą woda i łagodnymi falami, kilka barów i nic więcej.

Kostaryka jest krajem bardzo reklamowanym a przez to popularnym wśród turystów zwłaszcza z USA i Kanady, nie znaczy to wcale że jest atrakcyjniejsza od swoich sąsiadów.

Autobus do granicy z Nikaraguą w Penas Blancas jedzie 2 godz. i kosztuje 700 colon. Wyjazd jest o 7.15, ale lepiej jest przyjść wcześniej ponieważ jest więcej chętnych niż miejsc. Na granicy pieniądze można wymienić dosłownie wszędzie nawet w autobusie. Przyjmowane są również euro. Za 40 colonów otrzymujemy 1 cordoba. Nikaragua pobiera 7 USD opłaty wjazdowej plus 1 USD opłaty municypialnej, natomiast Kostaryka żegna nas bez żadnych opłat.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u