Panama Costa Rica – Ryszard Oszal

Ryszard Oszal

Termin: styczeń 2007

Pieniądze: dolary USA i dolary panamskie; koniecznie trzeba mieć drobne (najlepiej 1, 5, 10 i 20 dolarówki)

Granice: szybka, bezproblemowa odprawa

Bezpieczeństwo: są bardzo niebezpieczne miejsca;  należy przede wszystki unikać pustych, odludnych miejsc. W czasie podróżowania po Ameryce Południowej wskazane jest poruszanie się w grupie (min. 4 osoby) ze względów bezpieczeństwa. Ewentualnie można mieć ze soba maczety.

Przykładowe ceny (w USD): autobus miejski – 0,25, najtańsze hotele – ok. 10 USD (pok 2-osobowy), obiad od 2-3

Język: konieczna znajomość choć podstawowych zwrotów w języku hiszpańskim

Przeloty: Bruksela – Cancun  – 550 USD (powrotny), Cancun – Panana City – 400 USD

PANAMA CITY

Wreszcie po dziewięciu międzylądowaniach dotarliśmy do stolicy PANAMY – PANAMA CITY. Jest 130 w nocy, a więc musimy poczekać na lotnisku do rana.                Nie ruszamy się w nocy do miasta, jest bowiem zbyt niebezpiecznie. Bardzo zimno na lotnisku. Za mocna klimatyzacja. Śpimy pod siedzeniami, czasami wychodząc na zewnątrz budynku aby się ogrzać tropikalną nocą. Rano telepie nami z zimna. Dzwonimy do umówionych ludzi z Servasu celem zakwaterowania. Niestety nie ma kontaktu.

Wychodzimy piechotą z terminalu lotniska TOCUMEN na rondo i przystanek autobusowy. Autobus do centrum 0,25USD – 1h jazdy w tłoku. Centrum PLAZA CINQO DE MAYO.

TOCUMEN – to miejscowość, gdzie jest lotnisko 25 km od centrum.

W centrum młyn, ruch samochodowy i autobusowy – autobusy amerykańskiej firmy       BLUE BIRD, takie jak autobusy szkolne w USA tylko, że kolorowo pomalowane i głośne. Trzeba mieć drobne pieniądze lub monety. Płaci się w obrębie miasta 0,25USD przy wsiadaniu lub wysiadaniu.

Główna ulica AVENIDA CENTRAL, handlowy deptak ze sklepami. Kwaterunek HOTEL COLON (boczna uliczka na starym mieście przy PARQUE SANTA ANA), około 1 km od PLAZA CINCO DE MAYO.

ENTRE CALLE 12y AVENIDA B. 7-55. Fajny hostel – polecam, duże pokoje, z dachu widok na miasto. Cena 11USD (2 osoby).

Na AVENIDA CENTRAL – pełno sklepów. Otwarte przeważnie od 7oo ÷ 183o. Społeczność różna. Indianie, Indianie z plemienia KUNA, Metysi, Murzyni, Mulaci, Biali. Indianie            z plemienia KUNA – tylko wyróżniają się kobiety inaczej ubrane. Indian od razu można poznać po płaskich rysach twarzy, kruczo-czarnych włosach i niewysokim wzroście. Większość społeczeństwa to ludzie o miłym usposobieniu.

Zwiedzamy dzielnicę CASCO ANTIQUO. Stara, ciekawa kolonialna zabudowa i uliczki.

Uwaga!

Do paru ulic – ostrzegano nas, żeby nie wchodzić i słusznie. Zdarzały się tutaj bowiem napady bandyckie. Spotykamy policjantów na rowerach, którzy wyjaśniają nam gdzie jest niebezpiecznie. Oglądamy budynki, zwiedzamy muzea, kościół, park Bolivara, Teatr Narodowy, katedrę, Plaza dela independencia, Plaza de Francia z pomnikiem poświęconym budowniczym kanału panamskiego.

Na CASCO ANTIQUO od ulicznych sprzedawców opłaca się kupić słynny typowy kapelusz „panama” – 10USD USA. A dlatego jest słynny, ponieważ jest wykonany                       z odpowiedniej trawy i można go zwinąć w nieduży rulon. Po rozwinięciu, wraca do swoich kształtów bez zagięć. Nigdzie w PANAMIE nie widziałem tak typowych, kształtnych, ładnych ale i prostych kapeluszy „panama”. Niestety nie kupiłem go i to był błąd. Miałem za duży plecak i nie chciałem go jeszcze powiększać o pamiątki, a był to początek podróży po Ameryce Centralnej.

Pałac Prezydencki należy zobaczyć, ale tylko z zewnątrz. Wychodząc z CASCO ANTIQUO przy nabrzeżu FISCAL znajduje się targ.

Jest bardzo gorąco. W nocy było 30oC w hotelu. Uliczki raczej brudnawe. W mieście autobusy kosztują 0,25USD każdy przejazd.

Idziemy piechotą w stronę mostu PUENTE DE LAS AMERICAS. Okazały most łączący dwie Ameryki Południową i Północną. Pod nim przepływają statki przez kanał Panamski.

Przechadzka groblą usypaną z ziemi przy budowie kanału. Jest to teren rekreacyjny (rowery, rolki), restauracje, bary, reprezentacyjne apartamenty. Groblę kończy kilka wysepek. Wracamy piechotą (autobusów nie było) i to był błąd.

Po drodze napada nas banda wyrostków, w tym jeden z nożem. Łapią za plecaki, chcą nas okraść. Po szamotaninie uciekamy środkiem dwupasmowej drogi próbując zatrzymać samochód. Ruch duży, ale nikt nie chce się zatrzymać. Stajemy na środku drogi, ale omijają nas. Banda nie goni nas, gdyż są w klapkach i jest duży ruch na drodze. Wreszcie ktoś się zatrzymuje, wskakujemy do samochodu, wyjaśniając co się stało. Jeden z kierowców mówi po angielsku. Odwożą nas do centrum ostrzegając przed niebezpiecznymi częściami miasta. Na szczęście nieprzyjemna przygoda z bandytami skończyła się dla nas szczęśliwie, dzięki naszej energicznej postawie.

Jedzenie i artykuły przemysłowe są tanie.


KANAŁ PANAMSKI

Autobus po prawej stronie LEGISLATIVE PALACE (0,30USD) do śluzy MIRAFLORES na kanale około pół godziny jazdy. Jest to droga z PANAMA CITY do GAMBOA. Na teren śluzy strażnik wpuszcza o 9oo. Trzeba przejść  przez teren przemysłowy około 300 m. Wejście do budynku obserwacyjnego 5USD lub 8USD (z filmem           i wystawą). Z górnego piętra rozciąga się wspaniały widok na przepływające statki i pracę całej śluzy. Koniecznie trzeba to zobaczyć. Wracamy do przystanku autobusowego. Autobus do następnej śluzy PEDRO MIGUEL 0,25USD. Obserwuje się ją z parkingu, ale nic nie widać. Szkoda czasu.

Widać stąd wielki most nad kanałem. Jest to drugi wielki most łączący obie Ameryki.

Powrót do centrum autobusem 0,30USD. Obserwacja życia miejskiego o wielokulturowej społeczności. Ciekawe miasto i ludzie. Warte obejrzenia i obserwacji.

DAVID

Autobus PANAMA CITY, przystanek przy LEGISLATIVE PALACE (ale przy ruchliwej drodze, obok małego dworca) 0,25USD – do głównego terminalu autobusowego – ALBROOK BUS TERMINAL.

Stąd autobus międzymiastowy do DAVID 12,6USD. Jest to wielki, ruchliwy dworzec autobusowy z całą infrastrukturą. Autobus jedzie przez nowy most, który się znajduje poza śluzą PEDRO MIGUEL kilkanaście kilometrów od miasta. Mijamy wioski, miasteczka. Zabudowa przeważnie parterowa.

W DAVID kwaterunek COSTA RICA PENSION około 1 km od terminalu autobusowego. AV5 Este btwn Calles Central 8 sur. 9USD (2 osoby). Niespecjalny hotelik, standard fatalny, ale najtańszy w miasteczku. Pokoje – nory. Miasteczko nieciekawe, jedzenie tanie. Dużo sklepów przemysłowych, mało spożywczych. Zostawiamy plecaki w hotelu i jedziemy na tracking w góry do CERRO PUNTA.

CERRO PUNTA

Autobus z terminalu w DAVID 2,90USD jedzie przez spokojne górskie wioski 2,5h. Jedziemy przez tzw. wioski „małej Szwajcarii”. W DAVID było bardzo gorąco. Nie wiedzieliśmy, że będziemy na wysokości chmur. Zaczęło padać. Jest to teren plantacji truskawek i warzyw. Wilgotno, mokro i zimnawo. Idziemy z CEDRO PUNTA asfaltową drogą do bramy Narodowego Parku Wulkanu BARU. Wszystko w chmurach i deszczu, nic nie widać na dalszą odległość.

Decydujemy się na tracking oznaczoną ścieżką „SENDERO LOS QUETZALES”. Sendero – to ścieżka po hiszpańsku. Rezygnujemy z wyjścia na wulkan BARU. I dobrze, bo i tak nic nie widać. Dochodzimy do ścieżki górskiej. Leje, błoto, strumyki się zrobiły na ścieżce,        a my ubrani na tropiki. Ale mamy poncha z folii i to nas ratuje. Ścieżki śliskie, błotniste, trzeba często brodzić przez strumienie. Wędrówka w górę, w dół w deszczu, a ja                 w sandałkach. Ale muszę przyznać, że dobrze się w nich szło. Nic a nic mnie nie obtarły.

Na pierwszej stacji rangersów musimy zapłacić za wstęp do portu 3USD od osoby. Wspinamy się 6 godz. Dla mnie straszna mordęga. Przez cały czas padał deszcz i było zimno. Dochodzimy do końcowej stacji rangersów w BOQUETE. Zjazd mikrobusem z górnej części miasteczka za 1USD (osoba) do centrum.

BOQUETE

Sympatyczne górskie miasteczko, wartki strumień zimnej rzeki. Rynek, kilka ulic. Klimat umiarkowany. Niektórzy ludzie chodzą w czapkach. Wysokość około                   1000 m n.p.m. Wille w stylu weekendowych daczy. Często padający deszcz. Bardzo rozległe miasteczko. Generalnie nic ciekawego, ale można odpocząć od tropików                 w chłodnym klimacie. Oczywiście wszędzie w tych górskich miejscowościach można         w agencjach turystycznych zorganizować różne wycieczki, rafting, jazdę konną, wspinaczkę, przewodnika, kajaki i wiele innych. Powrót do DAVID autobusem 1,5USD.

PASO CANOAS

(granica z Costa Ricą)

Autobus z terminalu w DAVID do granicy COSTA RIKI w PASO CANOAS – 1,7USD. Na granicy panuje totalny chaos. Nie wiadomo kto przechodzi przez granicę, a kto nie. Odprawa bezproblemowa. Znaczek do paszportu 1USD. Wymiana pieniędzy po stronie costariańskiej.

Podsumowanie:

Było to pierwsze państwo na drodze naszej wyprawy po Ameryce Centralnej. Spędziliśmy w nim niecały tydzień – stanowczo za mało.

COSTA RICA

Pieniądze – COLONES – 1USD USA = 515 colones (banknoty i monety).

Transport w miastach – bilety około 0,20USD.

Transport międzymiastowy – 2USD 100 km.

Język hiszpański – konieczny (chociaż parę podstawowych słów).

Prąd – 110V (wtyczki płaskie.)

Ludzie – bardzo mili.

SAN JOSE – pytać się, która część miasta jest niebezpieczna (wokół terminalu autobusowego COCA-COLA).

Ceny – chleb tostowy – 1USD, bagietka 0,70USD,

ser (podobny do podhalańskiego bunca) 3USD/1kg.

ciastko 0,5USD.

woda 1,5l. – 0,90USD – 1,5USD.

coca-cola 2 l. – 1,10USD.

piwo najtańsze – 0,80USD.

owoce – tanie: banany – 0,20USD/1 kg., mandarynki – 0,20USD/1 kg., papaya – 1USD/1,5 kg., melon – 1USD/1,5 kg.

buty, ubrania – tanie.

paliwo – 0,70USD – 0,80USD.

wypożyczenie samochodu osobowego – 300USD/1 tydzień.

COSTA RICA

PUERTO JIMENEZ

Przekroczenie granicy z PANAMĄ w miejscowości PASO CANOAS. Po stronie costaricańskiej bez problemów odprawa i wymiana pieniędzy w oddziale banku na granicy. Problem w wymianą euro – tylko dolary. Łapiemy autobus do NEILY – najbliższego miasteczka 1USD. Natychmiast przesiadka na autobus do PUERTO JIMENEZ – 3,20USD.

PUERTO JIMENEZ

Połowa drogi do tego miasteczka jest gruntowa, kurz wciska się wszędzie. Autobus jedzie przez CHAKARITA, RINCON, LA PALMA około 4,5 godz. Zakwaterowanie przy przystanku autobusowym CABINAS EL CORNER – 14USD (2 osoby). Znakomity hostel, czyściutki. Polecam. Jedyny mankament to szczelne okna bez możliwości otworzenia           i wentylator „mieli” powietrze ciepłe w pokoju. Nie ma cyrkulacji powietrza. Łazienka super. Można zostawić bagaże u właścicielki. Jest jeszcze obok hostel za 5USD od osoby, ale     o wiele gorsze warunki.

W miasteczku jest wszystko drogie: internet – 3USD za godz. Tanie towary są tylko                   w minimarkecie. Restauracja jest czynna od 4 rano, dlatego, że o 6 rano wszyscy wyjeżdżają do parku narodowego.

PUERTO JIMENEZ to baza wypadowa do PARKU NARODOWEGO CORCOVADO. Jest to duży teren na półwyspie OSA.

PARK NARODOWY CORCOVADO

Wcześnie rano (6 godzina) ruszamy autobusikiem, fatalną drogą do miejscowości CARATE. Odległość około 30 km jedziemy 2,5h. Po drodze można zaobserwować piękne duże motyle o średnicy około 15 cm, mieniące się w słońcu. Mijamy farmy, pasące się krowy. W CARATE wysiadka. Wędrówka przez szeroką, wielką szarą plażę do stacji rangersów LA LEONA. Straszny upał, ciężko się idzie po plaży 1,5h. Tutaj trzeba zapłacić 8USD za jeden dzień wejścia do parku. Maszerujemy dalej. Część ścieżki jest w dżungli przy plaży, a część długimi odcinkami plaży bezludnej. Po drodze udaje się zaobserwować wiele ptaków i zwierząt. Szczególnie wielkie kolorowe, piękne papugi ARA. Czarne nieduże małpy, roje różnych wielkości mrówek, ptaki, motyle, iguany, jaszczurki różnej wielkości, jakieś zwierze futrzane z długim pyskiem. Bardzo długo i ciężko się idzie. Jest duszno, upalnie. Pot kapie dużymi kroplami z czoła i nosa. Do tego przechodząc plażą trzeba zakrywać głowę i ciało od słońca. Trzeba mieć dużo wody. Po drodze zrywamy niedojrzałe pomarańcze (kwaśne) i zjadamy ile się da. Są bardzo soczyste.

W pewnym momencie po południu przechodząc ścieżką po plaży gubimy się. Zaczął się przypływ. Ocean szybko podnosi się. Nie możemy przekroczyć skalistego cypla.                Ze wszystkich stron wysoka skarpa z gęstą dżunglą. Decydujemy się na powrót, ale za chwilę spotykamy turystów, którzy mają szkic mapy. Razem szukamy ścieżki. Wspinamy się skarpą w głąb dżungli. Po pół godzinie odnajdujemy szlak. Wykończeni, ale szybkim krokiem maszerujemy dalej. Docieramy do rzeki blisko stacji rangersów – SIRENA. Spotykamy turystów, którzy chcą zawrócić, gdyż nie mogą przekroczyć rzeki. Razem decydujemy się czekać do nocy, aż zacznie się odpływ. Nie uśmiecha mi się sterczeć           w dżungli pół nocy. Z drugiej strony rzeki turyści wykrzykują aby przekroczyć rzekę, nie ma problemów, nie jest głęboka. Już zdecydowani zaczynamy się rozbierać, a tu środkiem rzeki płynie majestatycznie 3-metrowy krokodyl. Wyskakujemy na brzeg przerażeni. Jeszcze chwila i byłaby to ostatnia rzeka w naszym życiu lub jednego z nas. Z godzinę zastanawiamy się co robić. Zbliża się mrok. W rzece krokodyle. Rzeka wpływa do oceanu, a tam mogą być rekiny. Wąski przesmyk rzeki, przy ujściu do oceanu z plecakami wysoko uniesionymi nad głowami szybko przechodzimy na drugą stronę. Ubieramy się i szybkim krokiem po ciemku docieramy do stacji rangersów – SIRENA. Po wzięciu prysznica ubieramy długie spodnie i koszulę gdyż komary dają o sobie znać. Rozbijamy namiot              i kładziemy się spać. Jest to otwarta trawiasta polana, właściwie polowe malutkie lotnisko. Odgłosy dżungli słychać doskonale. Na stacji jest woda pitna, a więc uzupełniamy zapasy. Za namiot płaci się 4USD od osoby.

Można zamówić pokój, można zamówić posiłek, ale drogo. Padam ze zmęczenia, stopy         i buty odmawiają posłuszeństwa. Ten odcinek zajął nam 10 godzin. Mam bąble na stopach. Nie wiem jak dam radę jutro przejść następny odcinek.

O świcie przy rosie posiłek, picie i ruszamy w dżunglę. Rano udało nam się zaobserwować małe tapiry. Już po godzinie marszu mam dość. Chętnie buty bym wyrzucił i szedł boso. Pieką mnie stopy pozaklejane plastrami. Duszno, gorąco. Wszystko jest mokre od potu, który leje się kroplami. Nie ma wiatru tylko ścieżka w dżungli. Trzeba przekraczać błotniste strumienie. Co chwilę zdejmujemy buty brodząc przez strumień i z powrotem zakładamy. Jest to dość uciążliwe. Wokół roje mrówek różnej wielkości. Głośne pomrukiwania małp. Szczególnie głośna jest jedna małpa, samiec. Donośny głos roznosi się po całej dżungli.     Po sześciu godzinach mordęgi docieramy do stacji rangersów LOS PATOS. Padam wykończony na podłogę drewnianą przy biurze, zdejmuję buty. Stopy pieką okropnie. Biorę prysznic i leżę jak kłoda godzinę. Trzeba zapłacić za pobyt w parku 8USD od osoby za drugi dzień. Zaklejam obtarcia i odciski plastrami i ruszamy na ostatni odcinek przez dżunglę do LA PALMA. Trochę trudny odcinek przez strumienie i rzeki, właściwie rzeką tą samą trzeba brodzić kilkanaście razy. Jeszcze do tego są pagórki. Nie wiem czy dojdę. Co chwilę piejmy wodę i zjadamy kwaśne pomarańcze zebrane w dżungli. Każde kilo w plecaczku małym ciąży niemiłosiernie. Wkurzam się i nie zdejmuję butów brodząc przez rzeki. Jaka ulga zanurzyć piekące stopy w wodzie. Idę cały czas w mokrych, chlupoczących butach. Czasami biorę „na barana” kumpla i przekraczamy rzekę w taki właśnie sposób, żeby nie musieć bez przerwy zdejmować i zakładać butów. Ale w końcu moje siły opadły. On też potem brodził w butach. Ostatni odcinek przechodzimy koło zagród wiejskich. Pierwszy raz widzę tak wielkie krowy. Specyficzny gatunek. Pomyliliśmy ścieżki. Część drogi idzie się rzeką. Kumpel zobaczył i poszedł brzegiem. Usłyszałem krzyk i uciekającego kolegę. Okazało się, że uciekł przed wielkim, ciemnym, długim wężem. I on i wąż wystraszyli się, bo każdy z nich uciekał w inną stronę. Na końcu idzie się parę kilometrów wioskami, bitą drogą.

Dochodzimy do wioski LA PALMA, łapiemy autobus do PUERTO JIMENEZ 1,60USD od osoby i wieczorem wreszcie jesteśmy w hotelu. Co za ulga. I znów przyrzekam sobie – nigdy więcej takiej mordęgi. Ale jak znam życie w przyszłości może mnie coś skusić.        W sumie ciekawa wędrówka, ale bardzo, bardzo męcząca.

GOLFITO – QUEPOS

Rano (6 godzina) łódź z PUERTO JIMENEZ do GOLFITO 1,60USD od osoby (ta tańsza, która dłużej płynie). W GOLFITO jesteśmy po 1,5h. Autobus z przystani podmiejskiej do RIO CLARO na krzyżówkę 1USD – jazdy. Autobus z RIO CLARO do PALMAR SUR 1,5USD, 1,5h jazdy.

Z PALMAR SUR autobus do CIUDAD CORTEZ – 2USD, 2 h. jazdy. W miasteczku długo czekamy na autobus do QUEPOS. Właściwie są to cztery ulice na krzyż z placem. Ale jest bank, gdzie mogę wymienić euro. Klimatyzacja w banku stawia mnie na nogi. Jest też tam internet – 0,5USD za godzinę. Na przystanku wypijamy dwa schłodzone kokosy. W tym upale super sprawa. Wreszcie jest autobus do DOMINICAL – 2USD, 3h jazdy. Jedzie bardzo wolno przeważnie bitą drogą nad oceanem. Tumany kurzu wzbijają się w powietrze. Docieramy do plaży DOMINICAL. Ładna plaża. Dużo turystów, sklepiki bary itp.

Autobus z DOMINICAL do QUEPOS – 1,5USD, 1,5h jedzie fatalną drogą gruntową. Mosty nad rzekami wąskie, stalowe, skorodowane.

Do QUEPOS docieramy wieczorem. Małe nadmorskie miasteczko nastawione na turystów. Kwaterunek w HOTEL MAJESTIK – 10USD 2 osoby. Jest 100m od dworca autobusowego. Totalna nora. Ale najtańszy w miasteczku.

Z PUERTO JIMENEZ do MANUEL ANTONIO lepiej było jechać najpierw do SAN ISIDRO a potem do MANUEL ANTONIO. Droga przeze mnie przebyta nie była fortunna.

MANUEL ANTONIO

Podmiejski autobus z QUEPOS – 0,20USD. Autobus jedzie 0,5h krętą, malowniczą drogą między ładnymi willami z widokiem na ocean. Wysiadka na początku plaży. Kwaterunek na kempingu we własnym namiocie CABINAS HERMANOZ RAMIREZ – 3USD od osoby. Plecaki można zostawić w strzeżonej przechowalni. Są natryski i toalety oczywiście w fatalnym stanie. Stawiamy namiot między palmami.

W MANUEL ANTONIO są ładne plaże i PARK NARODOWYZ z plażami i dżunglą. Bardzo mały park godny polecenia. Po nocy w namiocie idziemy do Parku MANUEL ANTONIO.

Spanie w namiocie w tropikach jest niefortunnym pomysłem – za duszno, za gorąco. Lepiej w hamaku, ale z moskitierą między drzewami.

Wstęp do parku – 7USD. Tubylcy – 1USD. Znakomite miejsce do codziennego wypoczynku na plażach, w parku i obejrzenia zwierząt i ptaków. Niedługie ścieżki, około 0,5 – 1h wędrówki (zależy od ścieżki). W międzyczasie kąpiel i pobyt na plażach. Obserwacja ciekawej fauny. Małpy, leniwce, jaszczurki, pająki, ptaki, pelikany, papugi. Szczególnie sympatyczne są małpy. Nie boją się ludzi. Można je fotografować z bliska.

W parku znajdują się miejsca piknikowe – ławki, stoły i najważniejsze – AQUA POTABLE  czyli woda zdatna do picia.

Znów nieprzyjemny incydent mi się przydarzył. Zostawiłem w dżungli na pniu kamerę. Przypomniałem sobie o niej przy wyjściu z parku. Biegiem z powrotem przez dżunglę – pot lał się ciurkiem. W głowie miałem już najgorsze myśli. Po drodze na ścieżkach już zaczepiałem turystów pytając, czy nie znaleźli małej saszetki. Ale dobiegłem do nieszczęsnego miejsca w dżungli i uradowany zobaczyłem saszetkę leżącą na pniu. Uradowany wróciłem z towarzyszem podróży na kemping. Po takich emocjach jeszcze się wykąpałem przy zachodzącym słońcu i położyłem się do namiotu. Namiot ze względu na komary musiał być szczelnie zamknięty, a więc do późnej nocy była to namiastka sauny – parno i gorąco.

SAN JOSE

Autobus MANUEL ANTONIO – QUEPOS – 0,20USD -0,5h jazdy. Z dworca                w QUEPOS do SAN JOSE – 4,6USD – 5h jazdy.

Można jechać prosto z MANUEL ANTONIO do SAN JOSE, ale dzień wcześniej trzeba zarezerwować bilet.

Autobus wspina się serpentynami, górami. Ostatni odcinek z ALAJUELI do SAN JOSE jedzie autostradą. Przyjazd na TERMINAL COCA COLA. Kwaterunek 500m od dworca COCA COLA, GRANT HOTEL IMPERIAL, AVENIDA CENTRAL Y 1/era. Calle 8, 12USD – 2 osoby.

Fajny hotel w samym centrum, dosłownie przy MERCADO CENTRAL.

Z balkonu mamy widok na kryty targ miejski. Jedyny mankament – nie ma gniazdek elektrycznych. Ruch duży w stolicy, samochody, autobusy, ogromny ruch pieszych. Hałas, spaliny.

CENTRAL MERCADO – kryty targ miejski, gdzie można kupić wszystko. Małe bary, restauracyjki. Wąskie przejścia między straganami – trudno przechodzić. Posiłki na targu około – 3USD, kawa, herbata – 0,70USD.

Zwiedzanie stolicy.

Uwaga: Uważać w dzień w dzielnicy, gdzie jest COCA COLA TERMINAL. W nocy i po zmroku w ogóle tam nie chodzić. Napady się zdarzają często.

PARK CENTRAL – w centrum.

CATEDRA METROPOLITANA  – przy niej pomnik papieża Pawła II.

AVENIDA CENTRAL – handlowy pasaż.

TEATRO NACIONAL.

PLAZA de la CULTURA  – jest tam świetna informacja turystyczna.

Poczta Główna – ciekawy budynek.

Ulice krzyżują się przeważnie pod kątem prostym. Uliczki są wąskie. Najbardziej egzotyczne były knajpki (SODA) z muzyką latynoską w starym stylu, z ciekawą atmosferą.

Obserwacja ciekawej, różnorodnej kultury ludzi różnych kolorów skóry w stolicy okazała się fajna. Szkoda byłoby ją ominąć.

W sumie zabudowa nie wysoka, jednopiętrowa. Parę budynków kilkunastopiętrowych. Unikamy wychodzenia po zmroku.

DOLINA OROSI

Autobus koło TEATRO NACIONAL do CARTAGO – 0,60USD – 0,5h. Z CARTAGO autobus do OROSI – 0,60USD – 20 min. Autobus jedzie serpentynami z CARTAGO, ale w dół w dolinę, gdzie wije się rzeka. Widzimy plantacje kawy, uprawy warzyw i owoców.

OROSI – to mała miejscowość (parę ulic) wokół wzgórza. Ciekawy kościółek w stylu kolonialnym z XVII wieku. To jest najstarszy kościółek czynny w COSTA RICA.

Rwąca rzeka z zimną wodą. Baseny termalne i kąpielowe – wstęp 2USD. Sympatyczne miejsce na odpoczynek. Powrót autobusem do PARAISO – 0,60USD. Piechotą w dół idziemy                       z PARAISO do UJARRAS drugiego miasteczka w dolinie. Po drodze przepiękna roślinność egzotyczna, drzewa egzotyczne, plantacje kawy.

Marsz około 6 km w dół serpentynami. Dochodzimy do ruin zburzonego kościoła LAS RUINAS w zadbanym parku (budowę tego kościoła rozpoczęto w XV wieku przez misjonarzy). Tutaj są też baseny i jezioro uformowane przez spiętrzenie rzeki tamą. Cicho, spokojnie, teren rolniczy i rekreacyjny.

Autobus z UJARRAS do CARTAGO – 0,60USD.

CARTAGO

Miasto niedaleko od SAN JOSE słynące z pielgrzymek wiernych do bazyliki.

Patronką bazyliki jest La Negrita – dziewica. Każdego roku 2 sierpnia około miliona pielgrzymów odwiedza bazylikę. Bazylika była zburzona przez trzęsienie ziemi                    w 1926 roku i odbudowana w stylu bizantyjskim.

W centrum jest park, a przy nim ruiny kościoła zniszczone przez trzęsienie ziemi                  w 1910 roku. Ciekawie wygląda. Bez dachu, tylko mury z bloczków kamiennych, wrota metalowe, ażurowe zamknięte, a w środku zadbany ogród, kwiaty, drzewa.

Całe miasto jest parterowe, czasami jednopiętrowe. Wokół góry i chmury.

WULKAN IRAZU

Autobus jeździ codziennie o 8oo godz. z przystanku przed hotelem COSTA RICA koło TEATRO NACIONAL – 6USD (dwie strony), 2h jazdy. Ten sam autobus czeka na szczycie i 1230 wraca. Wszędzie piszą, że jeździ tylko w weekendy i w hotelu też tak mówią – nieprawda. Wspinamy się autobusem serpentynami na wulkan. Częściowo droga prowadzi w chmurach.

Wulkan ma 3430 m n.p.m. Wstęp przed szczytem na drodze – 7USD. Na szczycie są dwie ścieżki. Jedna przy dwóch kalderach i zielonym jeziorku. Droga na sam szczyt. Jak się trafi na dobrą pogodę to podobno można zobaczyć dwa oceany ze szczytu: Pacyfik z jednej          i Atlantyk z drugiej. Myśmy mieli dobrą pogodę, słońce, ale poniżej szczytu dywan chmur zasłaniał wszystko. Na stokach wulkanu rozłożyły się wioski i na żyznych glebach mieszkańcy uprawiają owoce i warzywa.

Autobus zawozi na wulkan i z powrotem zatrzymuje się w CARTAGO.

WULKAN POÂS

Autobus o 83o godz. (tylko jeden dziennie) z dworca autobusowego przy parku        LA MARCED – około 5USD (tam i z powrotem). Ten sam autobus czeka na szczycie i 1430 wyjazd ze szczytu. Z tego dworca jadą czerwone autobusy do ALAJUELA. Autobus jedzie w jedną stronę około 2h przez ALAJUELA. Na szczycie niestety chmury. Nic nie widzimy. Wulkan na 2700m wysokości. Na szczycie deszczowo, ścieżki prowadzą przez las deszczowy. Dwa jeziora – jedno w kraterze, drugie powyżej. Spotykamy sympatyczne wiewiórki, które jedzą nam z ręki.

ALAJUELA

Powrót do ALAJUELA (nie do SAN JOSE). W tym mieście mamy nocleg                  u SERVAS-owca. Domek położony w dużym, egzotycznym ogrodzie. Gospodarze przyjęli nas bardzo serdecznie, poczęstowali obiadem, kawą, napojami. Czysty pokój i obejście.    Na drugi dzień oprowadzono nas po ogrodzie pokazując drzewa, krzewy i kwiaty. Była bardzo miła atmosfera.

Spacer uliczkami miasta. Centralny park. Zakup owoców, żywności. W sumie miasteczko niezbyt ciekawe.

LA FORTUNA

Z ALAJUELA autobus – 3USD do LA FORTUNA. Na autobusie pisało SAN CARLOS.  Więc w SAN CARLOS wysiedliśmy. Okazało się, że ten sam autobus jedzie do                LA FORTUNA. Mieliśmy już bilety, a więc nie trzeba było płacić.

LA FORTUNA – to miasteczko wypadowe na wulkan ARENAL. Czynny wulkan ziejący lawą. Miasteczko typowo turystyczne. Pełno białasów. Tanie zakwaterowanie: HOTEL ARENAL RIVERA – 4USD od osoby, 500m od przystanku autobusowego. Kuchnia z lodówką i wyposażeniem do dyspozycji gości.

W miasteczku pełno hotelików, biur podróży, wypożyczalni samochodów, rowerów, motocykli. Załatwiamy wycieczkę – 20USD od osoby.

Zakupy w supermarkecie. Kolacja w hoteliku z własnych produktów.

Spacer uliczkami miasteczka: rynek z fontanną, kościół i główna ulica.

Na drugi dzień wędrówka pod górę około 1h do wodospadu CATARATA. 70-metrowy wodospad – wstęp 7USD. Pod wodospadem można się kąpać. Świetna orzeźwiająca czysta woda i mgiełka wody rozpryskująca w powietrzu.

Wyjazd na wycieczkę popołudniową pod wulkan ARENAL. Trzeba jechać około 10 km        w kierunku wulkanu. Następnie skręcić w polną drogę w lewo przy tablicy z napisem: „SENDERO EL SILENCIO”. Wjazd na wierzchołek wzniesienia. Jest to punkt obserwacyjny wulkanu i spływającej lawy. Niestety wierzchołek wulkanu był w chmurach   i widzieliśmy tylko spadające dymiące kamienie. Długo czekaliśmy na wierzchołku aż się totalnie zachmurzyło i rozpadało i właściwie już nic nie było widać.

Wędrówka 1h w lekkim deszczu po dżungli. Obserwacja ptaków, małp i roślinności oraz lasu deszczowego.

Po zmroku, z braku nadziei na ujrzenie w chmurach rozżażonej lawy, wracamy w kierunku FORTUNY. Po drodze długa kąpiel w ciepłej rzece (źródła termalne), darmowa.

Jak trafić na rzekę? Jadąc z FORTUNA, po lewej stronie będzie wejście do HOT SPRINGS TABACIN, 20m za wejściem będzie parking z dwóch stron drogi. Za parkingami tabliczka – znak drogowy (SKY TRAM 11 km). Przy tej tablicy trzeba zejść przez ogrodzenie z drutu kolczastego betonową drogą w dół i ścieżką w dół po kamieniach. Będzie betonowy most pod drogą i przy moście w gęstych krzakach jest wodospad, gdzie można się pluskać za darmo w ciepłej rzece pośród dzikiej przyrody dookoła. My kąpaliśmy się w nocy przy latarkach w asyście przewodników.

Podsumowując, chyba ta wycieczka ze względu na pogodę niezbyt się udała,                           a najważniejsze – lawy wulkanowej w nocy nie widzieliśmy.

LIBERIA

Autobus LA FORTUNA – TILARAN 2,5h – 2,3USD. Po drodze (częściowo bita) przejazd przez tamę i wokół jeziora. Przesiadka w TILARAN do CAŇAS na Panamericanie – 1,5h – 1USD. Z CAŇAS do LIBERIA – 1,5h – 1,5USD.

Zakwaterowanie: HOSPEDAJE CONDEGA AV 6 między Calle 4 i 6. – 6USD osoba, 1 km od dworca autobusowego. Fajny, tani hotelik, telewizja do dyspozycji.

Nieciekawe miasteczko, baza wypadowa na plażę.

PLAYA DE COCO

Autobus z LIBERIA 1h – 0,80USD. Plaża szeroka, ale koloru kawy z mlekiem. Woda czysta ale nie lazurowa. Spokojna zatoka. Trochę barów, sklepów. Trudno o cień – mało drzew. Wszystko wokół wyschnięte.

Obiektywnie rzecz ujmując – nieciekawa, a tak reklamowana w COSTA RICE.

PEŇAS BLANKAS (granica z Nikaraguą)

Jest to głównie przejście graniczne między COSTA RICĄ a NIKARAGUĄ. Autobus z LIBERII 2h jazdy, 1,5USD.

Pierwszy autobus z LIBERII 715 zapchany do granic możliwości i jeszcze drugie tyle pasażerów nie wsiadło. Granica chaotyczna, każdy chodzi i robi co chce i gdzie chce.

Pieniądze – zarówno dolary i colony costariańskie można wymienić wszędzie: w autobusie, na granicy, za granicą, u cinkciarzy. Kurs podobny jak w banku. Wymieniamy resztę colonów na cordoby nikaraguańskie: 1USD = 18 cordoba; 1000 colones = 35 cordoba.

Wypisanie kwestionariusza, podbicie paszportu bezproblemowe i piechotą przechodzimy na punkt emigracyjny w NIKARAGUII.

Wypisanie kwestionariusza, pieczątka w paszporcie – 7USD opłaty wjazdowej.

Na przejściu jest cała infrastruktura. Jest bank, gdzie można wymienić nawet euro.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u