Kuba – Anna Leśniak, Tomasz Szymkiewicz

Anna Leśniak, Tomasz Szymkiewicz

Termin: 27 czerwca – 10 lipca 2006

Uczestnicy: 2 osoby

Trasa: Hawana – Santiago de Cuba – Camaguey – Trynidad – Vinales – Hawana

Wizy:

Przy wjeździe na Kubę wymagane są tzw. Karty Turystyczne (Tarjeta de Tu¬rista). Można je otrzymać w Ambasadzie w Warszawie w ciągu jednego dnia. Ambasada Republiki Kuby ul. Rejtana 15 m. 8, 02-516 Warszawa, tel. (0-22) 848 17 15, 646 11 78, fax (0-22) 848 22 31, e-mail: embacuba@medianet.pl Turysta obowiązany jest również mieć bilet powrotny lub umożliwiający kontynuację podróży. Cena takiej karty to 17 euro.

Jak dolecieć?

Najtaniej z Europy można dolecieć czarterowym samolotem, ale wtedy trzeba się dostosować do terminów jakie te firmy oferują. Przykładowe adresy: www.ltur.de, www.condor.de, www.jetairfly.com My lecieliśmy rejsowym lotem Copa Airlines (www.copaair.com) z Caracas przez Panama City do Hawany. Bilet można kupić przez internet i kosztował nas 350 USD w obie strony

Pogoda:

Lipiec to teoretycznie pora deszczowa, ale w ciągu całych dwóch tygodni deszcz padał tylko pół dnia.

Waluta:

Najlepiej zabrać ze sobą dolary amerykańskie. Wymienia się je na peso convertible po przeliczniku 1USD = 0,8 CUC. Można też kupić peso kubańskie tzw moneda nacional po kursie 1 USD = 24 CUP, ale są znacznie mniej użyteczne, ponieważ niewiele produktów czy usług jest dostępne w tej walucie.

Dziennik podróży

Dzień pierwszy

Wylądowaliśmy na lotnisku w Hawanie późnym wieczorem. Od razu niespodzianka. Brak plecaków. Zaginęły gdzieś i powiedziano nam, że powinny przylecieć może jutro, może pojutrze. Do miasta blisko nie jest, więc wersja „na nogach” odpadła. Taksówka jest bardzo droga. Jakieś 30 CUC. Można i trzeba negocjować. Jest jeszcze opcja autobusu, ale aktualna jedynie w dzień. Do naszej sypialni dotarliśmy koło północy.

Dzień drugi

Rozpoczął się wiec dzień bez plecaków i bez pewności czy je odzyskamy. Na lotnisku powiedziano nam, ze mamy zadzwonić wieczorem, to może przylecą z Caracas. My tymczasem ruszyliśmy na podbój dwumilionowej Hawany. Jest piękna, ale strasznie zaniedbana.

Malecon to główna, szeroka ulica nad oceanem ciągnąca się od starej Hawany, przez centrum, aż po dzielnice Vedado. To tutaj, jak w filmie Buena Vista Social Club, na wiosnę fale uderzające o nabrzeże zalewają pędzące stare amerykańskie auta.

Wstaliśmy rano około 8. Mieszkamy na 3 piętrze starej kamienicy w Centro Habana za 20USD w mieszkaniu sąsiadów naszego gospodarza Julio. To tzw. casa particular – bardzo popularny rodzaj zakwaterowania na Kubie. Osoby prywatne, po uzyskaniu oficjalnej zgody, wynajmują pokoje turystom. Julio i Elsa swoje pokoje mieli wypełnione gośćmi, więc wysłali nas do sąsiadki. Adres: Elsa y Julio Roque, Consulado No. 162 apto. 2 between Colon and Trocadero, Habana 10200, tel: (537)861-8027, email: julioroq@yahoo.com

Wszystkie kamienice są tutaj stare, ale te w centrum miasta robią największe wrażenie. Mają po 3, 4 a czasami więcej pięter i nie wiadomo dlaczego jeszcze stoją. Są popękane, obdrapane i rozwalające się. Mieszkańcy dokonują najróżniejszych przeróbek, dobudówek, dzielą pokoje na mniejsze. Wszystko grozi zawaleniem. Polecam przy okazji książkę ¨Brudna trylogia o Hawanie” dla lepszego obrazu miasta.

Pomiędzy kamienicami ciągną się wąskie uliczki pełne dzieciaków grających w piłkę, baseball’a i inne gry. Do baseball’a używają patyków i zakrętek od butelek. Obok siedzą sąsiedzi i dyskutują to o tym i o tamtym. Wydaje się jakby nikt nigdzie się nie śpieszył i nie pracował.

Woda w butelce 1,5l kosztuje 0,7 CUC a piwo BUCANERO w puszce 0,33l to wydatek 1 CUC.

Dzień trzeci

Na Kubie Fidel wprowadził podwójna ekonomie. W obiegu są dwie waluty. Peso kubańskie zwane Moneda Nacional. Za ta walutę dostępnych jest niewiele produktów, właściwie te podstawowe jak chleb, woda, mąka, olej, artykuły żywnościowe sprzedawane na ulicy np. kawałki ciasta przypominającego pizzę czy jakieś napoje.

Większość z tych produktów jest sprzedawana na kartki. Te sprzedawane na kartki są niedostępne dla turystów. Przeciętny Kubańczyk, zarabiając więc jedyne 10 USD wypłacane w walucie narodowej musi się wystać w kolejkach i jeżeli będzie miał szczęście to coś tam zakupi. Zapomnijmy o piwie czy innych luksusowych dobrach. Druga waluta to peso wymienialne zwane tutaj peso convertible. Można je kupić w banku lub kantorze tylko i wyłącznie za dolary. I tu sprawa się wyjaśnia i jednocześnie komplikuje. Kto ma dolary? No właśnie turyści i Kubańczycy, którzy umieli je sobie jakoś załatwić. Za peso convertible dostępne jest prawie wszystko. To tak jak w Polsce funkcjonowały Pewexy. No może na Kubie jest trochę gorzej, bo te tutejsze ‘Pewexy’ są gorzej zaopatrzone. Wszechobecne są ‘colas’- nie chodzi o popularny napój, lecz o kolejki do sklepów. Nawet do tzw. ciuchów na wagę ludzie ustawiają się w kilkunasto metrowe kolejki. Nie mają innego wyjścia, przeglądać ubrania i to w ciągu zaledwie kilku minut, mogą jedynie trzy-cztery osoby, czego skrupulatnie pilnują wyznaczeni ‘stróże’. Sklepy ‘świecą’ oczywiście pustymi półkami a nawet napisami ‘no hay nada‘ co oznacza ‘dzisiaj nie ma nic’. Na każdej ulicy i przy każdym skrzyżowniu stoi milicjant, co daje oczywiście poczucie bezpieczeństwa, ale przypomina o rządach Castro.

W Hawanie na pewno warto zwiedzić dzielnicę Habana Vieja, gdzie znajdują się odnowione, najbardziej reprezentacyjne budynki stolicy. Za wejście do większości atrakcji np. Muzeum Rumu czy fabryka cygar Partagas trzeba płacić. Polecam też spacer uliczkami w centrum miasta – Habana Centro. Jest tam wiele miejsc, gdzie można tanio zjeść wspomniane kawałki pizzy po 5 peso kubańskich albo napić się lokalnie ważonego trunku zastępującego piwo.

Upał niesamowity – około 38 stopni. Po kilku godzinach chodzenia mamy dosyć.

Dzień czwarty

Rano jedziemy na plażę, choć dostać się na te znajdujące się w odległości kilkunastu kilomentrów od centrum nie jest tak łatwo. Koło Hawany są ładne plaże zwane Playas del Este. Musze przyznać, ze hiszpański strasznie się tutaj przydaje. Bez języka nie wiedzielibyśmy większości rzeczy i płacilibyśmy 3 razy więcej za wszystko. Jemy wiec pizze na ulicy za 5 peso kubańskich czyli jakieś 70 groszy. Ta sama pizza w knajpie za peso convertible kosztuje 3 dolary czyli około 10zl. Problem tylko, ze piwa nie ma za peso kubańskie. Właściwie to jest, ale pędzone gdzieś chyba w piwnicach.

Wracając wiec do tej plaży są dwa sposoby dotarcia tam. Można wsiąść do taksówki i zapłacić jakieś 20 USD, albo jechać normalnym miejskim autobusem. Bilet kosztuje 0,4 peso kubańskiego czyli około 5 groszy. Ale wsiąść do takiego autobusu wcale nie jest tak łatwo, szczególnie jak się jest obcokrajowcem. Wygląda to tak. Przychodzi się na przystanek (trzeba dokładnie wiedzieć jaki numer autobusu nas interesuje) i pyta się o “el ultimo” czyli o ostatnia osobę w kolejce. Jak przyjeżdża autobus to szefowa przystanku rozdaje najpierw kartoniki oznaczające bilety na miejsca siedzące. Pozostali stoją. Następnie druga osoba przed wejściem do autobusu zabiera te kartoniki i wpuszcza pasażerów.

Wieczorem o 19.20 odchodzi nasz autobus firmy ASTRO do Santiago de Cuba. Bilet kosztuje 42 CUC. Jeżeli chodzi o autobusy dostępne dla turystów to jest jeszcze firma VIAZUL. Jest nieco droższa niż ASTRO. Obie firmy mają dobrze rozbudowaną sieć połączeń na terenie całej Kuby, ale są stosunkowo drogie.

Dzień piąty

Przyjeżdżamy około południa na miejsce. W Santiago de Cuba odbiera nas ze stacji znajoma Julio i Elsy, naszych gospodarzy z Hawany, pani Eulogia. Wykłada na uniwersytecie i daje prywatne lekcje hiszpańskiego za 5 peso convertible za godzinę. Za czasów przyjaźni kubańsko-rosyjskiej latała do Moskwy, gdzie robiła doktorat. Ma chyba sentyment do tamtych czasów. Mówi jeszcze po rosyjsku i syna nazwała Misza. Ciekawe. Poza tym wynajmuje turystom pokoje w swoim domu za 15 CUC za dobę. Adres: Sra Eulogia Coureaux Robaina, Corona 54, ent. San Ricardo y Santa Isabel, tel: (53)(22)623166, email: eulogia@ecr.uo.edu.cu, Santiago de Cuba Z dworca autobusowego płacimy 3 CUC za taksówkę do jej domu położonego 10 minut od centrum. U Eulogii, jak w większości casas particulares, można także zjeść obiad za 6 CUC i śniadanie za 3 CUC za osobę. Posiłki są bardzo obfite i smaczne, ale niestety drogie.

Dzień szósty

Zatrułem się chyba czymś. Plątamy się po mieście. Jest strasznie gorąco. Ania jeszcze jakoś chodzi, a ja się raczej wlokę. Kupujemy bilety do Camaguey za 18 peso convertible. Wracając wpadamy do knajpki. Muzyka na żywo. Super grają. Własne kawałki, utwory Buena Visty, ludzie tańczą, piją mojito. Kuba to wspaniałe miejsce do posłuchania muzyki na żywo. W większości knajpek i barów codziennie można zobaczyć zespoły grające karaibskie melodie.

Dzień siódmy

Rano chcemy się wybrać na plaże Caleton Blanco. Mając już doświadczenie w korzystaniu z komunikacji miejskiej udajemy się na dworzec autobusowy. Ludzi pełno, a autobusów nie. Odchodzimy z kwitkiem, kiedy panie wpuszczające do autobusu nie zlitowały się nad nami i zamknęły nam przed nosem drzwi. Następny autobus za pięć godzin. Jedziemy więc z napotkanym Kubańczykiem jego małym fiatem. Obiecał, że nas zawiezie na plażę. Pełno tu małych fiatów. Mówią na nie Polkis. Za tą przyjemność płacimy 7 CUC w jedną stronę za nas dwoje.

Wieczorem odjeżdżamy autobusem VIAZUL do Camaguey.

Dzień ósmy

Dojeżdżamy w środku nocy – około trzeciej. Z dworca za 3 CUC taksówkarz zabiera nas do domu pani Elsy Espinozy, staruszki mieszkającej w dużym, ładnym domu. Wynajmuje pokoje gościom za 20 CUC. Adres: Hostal de Elsa, Elsa Espinoza Gonzalez, Bartolome Maso No 62 (San Fernando) entre Tio Perico y Triana, Camaguey, tel: 29 8104

Można zjeść obiad za 7 CUC lub śniadanie za 3 CUC. Camaguey to nieduże spokojne miasto. Chodzimy po centrum, trochę trudno się tu znaleźć, ale Kubańczycy są pomocni. On naszej pani gospodyni dostajemy na pamiątkę mały gliniany dzbanek z napisem Camaguey. Miasto słynęło z wyrobu takich dzbanów, w których magazynowano duże ilości wody w czasie suszy. Legenda mówi, że ktokolwiek wypije wodę z takiego właśnie miejscowego dzbana zakocha się w Camaguej i zawsze będzie chciał tutaj wrócić. Wody z niego nie piliśmy, ale już się zakochaliśmy. W nocy jedziemy do Trynidadu.

Dzień dziewiąty

Trinidad to piękne miasteczko. Mieszka tu około 50 tysięcy ludzi. Wpisane jest na listę UNESCO. Chodzi się wąskimi, brukowanymi uliczkami po których na przemian jeżdżą stare amerykańskie auta z lat pięćdziesiątych i bryczki. Wieczorem wszędzie słychać muzykę, dominuje oczywiście salsa.

Mieszkamy w casa particular za 15 CUC. Właściciele także znają Julio i Else, naszych gospodarzy z Hawany. W pobliżu Trynidadu jest ładna plaża. Nazywa się Ancon. Można dojechać tam taksówką za 7 CUC, coco-taxi (małe motorki taksówki) za 4 CUC albo rowerem. Na plaży sprzedają piwo za 1 CUC, a my zaprzyjaźniamy się z mnóstwem kolorowych krabów.

Po powrocie zamawiamy posiłek u właścicieli domu, czarna zupa z fasoli i pyszne krewetki w rozmiarze xxl! Nie jest to tanie za obiad chcą 7 CUC, a śniadanie 3 peso. Pizza z ulicznych straganów kosztuje 5 peso kubańskich. Internet kosztuje 3 CUC za 30 minut.

Dzień dziesiąty

Pada deszcz. Na szczęście tylko do południa. Po południu oglądamy mecz Portugalia – Francja. Wieczorem w Casa de la Musica zachwycamy się muzyką na żywo. Drink mojito kosztuje 1 – 2 CUC w zależności od knajpy, ale warto go chociaż spróbować, tym bardziej, że był ulubionym trunkiem Ernesta Hemingwey’a i jest bardzo smaczny.

Dzień jedenasty

Plaża i słońce. Playa Ancon leżąca na półwyspie o tej samej nazwie to kilka kilometrów białego piasku i lazurowego oceanu. Można tu popłynąć łódką na pobliska rafę za 10 CUC i ponurkować z maską i rurką albo wynająć kajak także za 10 CUC. Turystów niewielu i na szczęście klimat turystyczny pewnie trochę inny niż w Varadero czy Coyo Coco.

Dzień dwunasty

Rano jedziemy do Hawany. Mamy dwie możliwości: autobus jadący 6 godzin kosztuje 25 CUC oraz za 100 CUC możemy mieć całą taksówkę i w 4 godziny dojedziemy do stolicy. Po kilku minutach znajduje się para podróżników chętnych podzielić z nami koszty taksówki.

W Hawanie nie czekamy długo na autobus do Vinales. Bilet kosztuje 3 CUC. Vinales to nazwa doliny wpisanej na listę UNESCO i małego miasteczka, leżącego pomiędzy wapiennymi szczytami zwanymi Mogotes.

Późnym popołudniem z dworca odbiera nas właściciel domku, u którego będziemy spali. Udaje się wynegocjować noc za 10 CUC. Adres: Villa Pedrito y Esperanza, Calle Rafael Trejo No. 9-B. Vinales, tel: 79-32-79

Na Kubie działa cały system tzw casas particulares czyli pokoi do wynajęcia w prywatnych domach. Jak wyjeżdżamy z jednego miejsca to właściciel dzwoni do znajomego w kolejnym mieście do którego turysta właśnie zmierza. Jest to dość wygodne, bo nie trzeba biegać i szukać miejsca do spania, tylko na dworcu ktoś z Twoim imieniem wypisanym na kartce czeka na Ciebie.To sprawiało, że czuliśmy się tam bezpiecznie ‘zaopiekowani.’

Dzień trzynasty

Cały dzień chodziliśmy po dolinie Vinales. Naprawdę warto tu przyjechać. Jaskinie, wspinaczka, trekking, jeziorko i przyroda. Przeszliśmy jakieś 20 kilometrów pieszo.

Dzień czternasty i ostatni

Wróciliśmy do Hawany. To piękne miasto. Znowu poszliśmy na Malecon. Śpimy u innej sąsiadki Julia. Ma zadbane mieszkanie na 2 piętrze 100 metrów od oceanu. Cena to 20 CUC. Oczywiście cala kamienica się wali, ale w środku mieszkanie jest czyste i dobrze utrzymane. Wieczorem na deptaku setki ludzi odpoczywa, pije piwo, rum, śmieje się, dyskutuje. A w oddali widać wieżowce dzielnicy Vedado, hotel Habana Libre i Hotel Nacional. Hawana jest piękna. Jeszcze tu wrócimy.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u