Hawaje – Zuza (Katarzyna Anoszczenko), Mundi (Rafał Robak)

Zuza (Katarzyna Anoszczenko), Mundi (Rafał Robak)

Czas trwania: 17 dni (18/08 – 03/09)

Trasa: Oahu (Hololulu)-Kauai (Lihue)-Molokai (Hoolehua)-Maui (Kahului)-Big Island (Hilo)

Ceny przelotów: Chicago (IL) – Las Vegas(NV) – Honolulu – w obie strony – 747$ (ATA Airlines); Honolulu-Lihue $45 (Hawaiian Airlines); Lihue-Hoolehua (lot łączony przez Kahului/Maui) 109$ (Island Air); Hoolehua – Kahului 32$ (Island Airlines); Kahului – Hilo 79$ (Hawaian Airlines).

Wiza: wymagana – terytorium USA

Ceny wynajmu samochodu: Honolulu – wypożyczalnia Advantage (Chrysler Sebring) 8/18-8/21 = 61$; Lihue – wypożyczalnia Thrifty (Dodge R/4 Caliber) 8/21-8/25 = 141$; Hoolehua-wypożyczalnia Dolar (Dodge Caliber) 8/25 – 8/27 = 90$; Kahului (Thrifty)(Dodge Avanger) 8/27 – 8/31 = 116$; Hilo (Thrifty) (Dodge Caliber) 8/31 – 9/3 = 107$

Sklepy – Walmart, K-Mart (suchy prowiant, turystyczny, samochodowy sprzęt – wszystko poza świeżym jedzeniem), (generalnie wszystko można zwrócić do 90 dni, jeśli mamy paragon i oryginalne pudełko), Safeway (jedzenie, alkohol).

Ważne słówka: Aloha – cześć; Mahalo – dziękuję; Kapu – zakaz, Lei – wieniec hawajski

Przewodniki – najlepsza seria przewodników po poszczególnych wyspach – „The Ultimate Kauai Guidebook Revealed”, „Hawaii the Big Island Revealed”, „Maui Revealed”, „Oahu Revealed” Andrew Doughty i Harriet Friedman; Hawaii Eyewitness Travel Guides; Pascalowy USA Zachód. Bezpłatne mapy z wypożyczalni samochodów nie są najgorsze. Atlas topograficzny z serii Gazetter „Hawaii” ($20), (www.nps.gov dużo cennych informacji na temat parków narodowych m.in.Haleakala i Hawaii Vulcanoes).

Prysznice: dostępne na wielu publicznych plażach – bezpłatnie można więc kąpać się do woli.

Lokalna ludność: nie zawsze przyjazna. Nie prowokować. Nie denerwować.

Autostop: dozwolony, (próbowaliśmy tylko raz – nie było aż tak źle).

Snorkling: czyli pływanie z rurką i płetwami – polecamy zakupić własne – rafa koralowa i kolorowe ryby dostępne do „zwiedzania” niemal wszędzie, bez konieczności wykupowania drogich wycieczek. Rurki i płetwy można też wypożyczać na miejscu przy plażach (niedrogo)

Trzeba spróbować: Ahi poke (surowe kawałki tuńczyka przyrządzone na wiele sposobów) UWAGA – bąki po zjedzeniu nie do wytrzymania; „poi” – fioletowy, maziowaty „chleb” robiony z rośliny taro – niedobre ale „ciekawe doświadczenie kulinarne”; banana bread – (chleb z bananów) – podawany wszędzie na wyspach; orzechy macadamia – smakują tu wyśmienicie szczególnie te w czekoladzie; „shaved ice” czyli lody zrobione ze startej bryły lodu polane sokiem – czasami dostepne z fasolą na dnie – czego nie polecamy; „lau lau” – zawinięty w liść taro upieczony kawałek kurczaka lub ryby; sok z owocu Noni.

Klimat: Hawaje słyną z tego, że panuje tu idealna pogoda. Słońce świeci tu praktycznie przez cały rok, a długość dnia waha się od 11 godzin w zimie do 13 i pół godziny w okresie letnim. Hawajskie lato trwa od maja do października, zima od listopada do kwietnia. Średnia temperatura w lecie to 31 C, w zimie zaś 25 stopni. Strona NE wszystkich hawajskich wysp stoi na drodze oceanicznych pasatów, co ochładza znacznie te części archipelagu. Często też pada tu deszcz (płaszcze przeciwdeszczowe przydatne!!!). Wybrzeża SW są słoneczne i osłonięte od wiatru.

Ludność: Stany Zjednoczone to wciąż kraj wielu kontrastów i dysproporcji ekonomicznych. Bieda wsród Hawajczyków panuje straszna, a bogaci są tu chyba tylko właściciele hoteli i resortów (no i turyści). Wygląda to trochę jak enklawy bogactwa i pozornego szczęścia w kontraście do prawdziwego szczęścia na łonie natury, jaki prowadzą zgodnie z polinezyjską kulturą Hawajczycy.

Noclegi: Nie korzystaliśmy z opcji hotelowych – wszystkie noclegi można zorganizować w „plenerze”, czyli np. na plaży – bezpłatnie.

Archipelag Hawajów rozciąga się w środkowej części Oceanu Spokojnego, mniej więcej w połowie drogi morskiej pomiędzy Ameryką Północną a Japonią. Leży na podobnej szerokości geograficznej co Kuba, Hongkong czy Bombaj, a odległość pomiędzy stolicą Honolulu a Warszawą to 13 tysięcy km. Wakacje tutaj nie są zarezerwowane tylko dla bogaczy i jedynym większym wydatkiem może być przylot i wynajem samochodu, bez którego niestety nie da się zeksplorować wysepek. Nasza wycieczka trwała tylko 17 dni i w tym ekspresowym tempie udało nam się odwiedzić pięć wysp: Oahu, Kaua’i, Molokai, Maui i Big Hawaii.

Dzień 1

Oahu – tu lądujemy po piekielnie długim locie i tu niestety poza zapachem kwiatów na lotnisku nic nadzwyczaj egzotycznego nas nie spotyka. Bezpłatnym lotniskowym busikiem jedziemy do wypożyczalni Advantage (najtańsze ceny), znajdującej się w okolicach lotniska w Honolulu (3179 N Nimitz Hwy). Po wrzuceniu plecaków do bagażnika zasypiamy gdzieś na parkingu przez supermarketem, bo brak już nam sił na znalezienie czegoś bardziej romantycznego.

Dzień 2

Pełno wieżowców, hoteli, ekskluzywnych sklepów i turystów…. takie to jest właśnie Honolulu. Ale i tego też się spodziewaliśmy. Stroniąc od tego typu miejsc, udajemy się na tereny niezagospodarowane turystycznie, w poszukiwaniu prawdziwej kultury Hawajów. Jadąc Farrington Hwy wzdłuż zachodniego wybrzeża, mijamy plaże Kahe i Nanakula, na których koczują bezdomni mieszkańcy wyspy w prymitywnie skleconych namiotach; I oto co widzimy: w toalecie plażowej dawna przebieralnia została przemyślnie zaadoptowana jako kabina prysznicowa – od hydrantu z zewnątrz poprowadzono szlauch. Na parkingu jakaś kobieta podlewa palmę kokosową, troszcząc się o nią jak o ogrodową roślinę. Koczujący tu tubylcy patrzą na nas złowrogo; wyczuwając ich niechęć do obcych szybko opuszczamy to miejsce. Zajeżdżamy do świątyni hawajskiego boga żniw i płodności – Kane’aki Heiau, ulokowaną w tropikalnym gąszczu wśród drzewek grejfrutowych i plumerii (Uwaga – świątynia znajduje się na prywatnej posesji, ale jest otwarta dla zwiedzających od wtorku do niedzieli 10am-2pm; tel:1808-695-8174). Następnym punktem jest ogród botaniczny w Wahiawa (64-1550 Kamehameha Hwy; czynny 9am-4pm), a później plantacja ananasów Dole, w której centrum turystycznym aż roi się od turystów. Kiedyś uprawiało się tu tysiące ananasów, ale zrezygnowano z powodu wysokich kosztów – taniej robi się to w Azji. W budynku Dole można skosztować świeżutkiego ananasa podczas prezentacji krojenia tegoż owoca. Cóż; po godzinie już nas tu nie ma. Udajemy się na północ do Hale’iwa i w lodziarni Matsumoto (66-087 Kamehameha Hwy), zajadamy lokalny wynalazek – „shaved ice” – „zgolony” z lodowego bloku, polany sokiem deser serwowany z różnymi dodatkami (nie polecamy wersji z czarną fasolą z puszki). Eksplorując północne wybrzeże zajeżdżamy na chwilę na plażę Lani’akea Beach, gdzie wylegują się zagrożone wyginięciem wielkie zielone żółwie. Jednym z żółwi, który nieświadomie wtargnął na plażę pełną turystów, opiekował się ekolog – wolontariusz, otaczając go wstążką tworzącą granicę, której ciekawskie dzieciaki nie były pozwolone naruszyć. Suniemy dalej na wschód wzdłuż wybrzeża, słynnego jako światowa mekka serfingu. Wieje okrutnie wiatr i olbrzymie fale pędzą groźnie w kierunku lądu, nie dając się okiełznać adeptom tego sportu. W okolicy Pupukea wspinamy się do Pu’u O Mahuka Heiau (“Wzgórze Ucieczki”), gdzie znajdują się ruiny największej na Oahu świątyni. W jej okolicy mieszkał kiedyś Elvis Presley, ale po półgodzinnym bezskutecznym poszukiwaniu jego posiadłości rezygnujemy i zjeżdżamy z powrotem na wybrzeże. Na naszej drodze pojawia się Mormon Temple(55-600 Naniloa Loop, Laie; czynna 9am-8pm), czyli miejsce gdzie lepiej nie zaglądać…. Po wejściu do mormońskiego centrum turystycznego zostajemy osaczeni przez „siostry” i zagadani prawie na śmierć…. Siostry opowiadały o nieskazitelności ich proroka Brighama Younga, dały nam również mormońską biblię w języku polskim, usilnie namawiając do przyjęcia ich wiary. Udało nam się uwolnić dopiero, kiedy zaczęliśmy zadawać niewygodne dla nich pytania na temat poligamii. Na nocleg znajdujemy małą zatoczkę w okolicach miasteczka Hu’ula, gdzie zapadamy w błogi sen.

Dzień 3

Następnego dnia budzimy się około 6 rano i oczom naszym ukazują się posklecane z desek i kawałków materiału namioty bezdomnych autochtonów. Najsmutniejszy jest widok dzieci, które po umyciu zębów w publicznej toalecie, nakładają ciężkie plecaki i biegną do podjeżdżającego po nie szkolnego autobusu. Hawajczycy nieświadomi jakości życia w kontynentalnej części USA, koczują szczęśliwie na plaży, łowią ryby, zbierają z ziemi kokosy i owoce mango. Wyeksploatowani do cna, wciąż korzystają z dobrodziejstw natury, których przyroda i klimat obficie obdarzyły te wyspy. Stany Zjednoczone to wciąż kraj wielu kontrastów i dysproporcji ekonomicznych. Bieda wśród lokalnej ludności panuje straszna –zabrano im prawie wszystko. Bogaci są tu chyba tylko prywatni właściciele hoteli i resortów (no i turyści). Wygląda to trochę jak enklawy bogactwa i pozornego szczęścia w kontraście do prawdziwego szczęścia na łonie natury, jaki prowadzą zgodnie z polinezyjską kulturą Hawajczycy. Zataczając kółko wokół wyspy wizytujemy jeszcze buddyjską świątynię Byodo-In(47-200 Kahekili Hwy, Kaneohe; czynna 9am-5pm; Bilet $3) otoczonej stawami, pełnymi po brzegi (dosłownie) pomarańczowych karpi. O dziwo turystów tu za wielu nie ma, więc można w spokoju pomedytować. Następny nasz etap to punkt widokowy Nu’uanu Pali przy Pali Highway, gdzie z kolei zajeżdżają wszystkie wycieczki autokarowe. Wieje do tego stopnia, że ciężko jest utrzymać równowagę. Z przełęczy rozciąga się panorama na strome klify wschodniego wybrzeża. Zjeżdżamy na chwilę do Honolulu i „podziwiamy” wieżowce hotelowe. Krążymy małymi uliczkami w celu dotarcia na górę Tantalus, skąd rozciąga się piękna panorama Waikiki. Udajemy się wreszcie do południowo-wschodniego wybrzeża i jego pięknych plaż w okolicach Kailua i Lanikai. Z turkusowej wody oceanu wyrastają rozsiane aż po horyzont malutkie skaliste wysepki. Uwagę naszą przykuwa para młodożeńców pozujaca do zdjęć ślubnych. Nierzadko są to pary z różnych zakątków świata, by tu – w ziemskim raju – zawiązać węzeł małżeński. Hawaje są bardzo popularne, nie tylko wśród par heteroseksualnych, by tu właśnie wypowiedzieć to sakramentalne „tak”. W końcu docieramy do sanktuarium morskiego rafy koralowej w Hanauma Bay – gwoździa dzisiejszego programu – malowniczej zatoki, gdzie można (niestety za opłatą) popływać z rurką. (Uwaga: plaża zamknięta we wtorki;wstęp $7) (za niewielką opłatą można wypożyczyć płetwy i rurki). Przez 2 godziny siedzimy zanużeni pod wodą – rafa i egzotyczne ryby są tak inspirujące, że najlepiej byśmy tu zostali przez całą noc; niestety plażę zamykają o godzinie 7 i czas się pakować. Już po zmroku zwiedzamy historyczne miejsca w Honolulu – Pałac Iolani, katedrę, pomnik Kamehamehy, Aloha Tower i Royal Hawaiian Hotel, (gdzie pan portier – myśląc chyba, że jesteśmy gośćmi hotelowymi – obdarowywuje nas prawdziwym storczykowym słodkopachnącym lei. Jest to zwyczaj świadczący o gościnności Hawajczyków, lecz już tylko w niewielu miejscach wita się gości żywym autentycznym wieńcem kwiatów lei. Jak wszędzie, również w tej kwestii wdarł się kicz. Powszechnie większość hoteli i biur turystycznych wita swych gości plastikowym wieńcem „Made in China”. Tym bardziej jesteśmy szczęśliwi i traktujemy to jako dobry znak i zapowiedź wspaniałej hawajskiej przygody. Wałęsamy się jeszcze do późna, zaglądając w różne dziwne zakątki miasta. Rozczarowujemy się słynną Waikiki Beach – wąskim sztucznie stworzonym pasem plaży (piasek został przywieziony z sąsiedniej wyspy Molokai), wciśniętym między hotelowe wieżowce i ocean – jakże dalekim od wyobrażeń o słynnych hawajskich romantycznych plażach. Nietaktem jest nie bywać na Waikiki Beach. Każdy „szanujący” się turysta ma w obowiązku smażyć tu na tym trudno”wywalczonym” skrawku piasku, gdzie centymetry decydują o komforcie rozłożenia swego własnego ręcznika, nie mówiąc już o leżaku. Na plażach hotelowych kelnerzy sprzątają po gościach uczestniczących w plażowych Luau – kiczowatych wersjach prawdziwej polinezyjskiej fiesty, gdzie dla turystów piecze się tradycyjnego świniaka w ziemi przykrytej liśćmi przy akompaniamencie ukulele i tańcach hula. Nad ranem zajeżdżamy pod wypożyczalnię samochodów na dwugodzinną drzemkę.

Dzień 4

Wstajemy przed piątą rano i jedziemy na lotnisko by wydrukować bilety do Lihue (Kaua’i) i oddać bagaże, gdyż wypożyczalnia samochodów czynna jest dopiero od godziny siódmej, a nasz samolot odlatuje o 7.28. Punkt siódma oddajemy samochód do wypożyczalni, podjeżdżamy busikiem i pędem wbiegamy na lotnisko. Na Hawajach nikt nigdzie się nie spieszy … wszystko toczy się powolutku…jedna kobieta obsługuje trzy stanowiska. W czasie dwudziestominutowego lotu stewardesa rozdaje darmowe mapki Kauai (bardzo przydatne!!!). Z lotniska darmowym busikiem jedziemy do wypożyczalni Thrifty (3259 Hoolimalima Pl), skąd wyjeżdżamy w kierunku centrum miasta. Załatwiamy bezpłatne pozwolenie na wędrówkę w dolinie Hanakoa w Parku Stanowym Na Pali Coast (w Department of Land and Natural Resources 3060 Eiwa St # 205/306; czynnym od 8 do 15:30). Niestety nie udaje nam się zdobyć pozwolenia na nocleg na szlaku, bo wkrótce zaczyna się tam kontrolowany odstrzał dzikich kóz i świń i jest bezwględny zakaz przebywania na tym terenie. Szkoda, bo naszym marzeniem było spędzić noc wśród klifowego wybrzeża, gdzie kręcono m. in. „Jurassic Park”. Pierwszy nasz punkt po zakupieniu prowiantu na najbliższe cztery dni to wodospady Wailua; spektakularne dwie smugi wody spadające z wielką siłą, robią wrażenie. Kilku hawajskich nastolatków (odurzonych spalonym skrętem) pokazowo przecina maczetami kokosy, ktore następnie sprzedają turystom. Jedziemy do skansenu Kamokila Hawaiian Village (6060 Kuamoo Rd, Wailua; czynne 9am-4pm) – repliki polinezyjskiej wioski, gdzie wśród malutkich chatek, drzew chlebowych i noni, dumnie przechadzają się wielobarwne pawie (wstęp $5/osoba). Warto tu zajrzeć chociaż na chwilkę i nacieszyć się spokojem tego miejsca, bo autobusy turystów tu nie docierają . W poszukiwaniu uroczych zakątków i dzikich plaż zbaczamy w niemal każdą gruntową drogę, natykając się co chwilę na powywracane, spalone wraki samochodów, porzucone tutaj z nieznaego nam powodu. Paradoksalnie zamiast piękna odkrywamy wprost coś przeciwnego – zamiast dzikich dziewiczych plaż odkrywamy dzikie wysypiska śmieci. Późnym popołudniem wyruszamy dalej na zachód zatrzymując się po drodze na Hanalei Valley Lookout, skąd widać całą malowniczą, przypominającą szachownicę dolinę, gdzie uprawia się rośliny taro – podstawę żywieniową rdzennych Hawajczyków. W zatoce Hanalei na plaży lokalni hipisi i serfingowcy urządzili sobie piknik. Zostajemy tu na noc, śpiąc na plaży wśród rozpalonych ognisk i śpiewających imprezowiczów.

Dzień 5

Po wczesnej pobudce ruszamy na szlak Kalalau, zdobywając po 2 milach Hanakapi’ai Beach, gdzie rozkoszujemy się pięknem lazurowego Pacyfiku. Potężne fale uderzają o wystające skały z przeogromną siłą, co nie zachęca do wejścia do wody. Po krótkim pikniku, wąską ścieżką (którą z trudem odnajdujemy wśród gęstej roślinności), brniemy szlakiem wśród agaw i paproci, co chwilę podziwiając wystające strome klify Na Pali. (Uwaga – pozwolenie na „hiking” wymagane na wschód Hanakapi’ai Beach). W Hanakoa Valley odpoczywamy mocząc nogi w strumieniu i wracamy z powrotem, bo dzień dobiega już końca. Natykamy się na kilka dzikich kóz buszujących w lesie, na które to od jutra zacznie się kontrolowany odstrzał. Zajadamy znalezione pod drzewami manga i marakuje i cieszymy się oglądanym pięknem. Deszcz ponagla znacznie nasz powrót. Nocujemy znowu w zatoce Hanalei popijając hawajskie piwko i napawając się zachodem słońca i lokalną atmosferą.

Dzień 6

Rano budzi nas strajk podstarzałych hipisów protestujących przeciwko komercjalizacji zatoki. Nie życzą sobie tutaj jakiegokolwiek komercyjnego akcentu – nawet wypożyczalni kayaków – bo to zakłóciłoby spokojny charakter zatoki. Wyruszamy w kierunku Lihue, zajeżdżając co chwila do uroczych zatoczek lub wgłąb lądu, gdzie w okolicach Anahola natrafiamy na porzuconą plantację trzciny cukrowej, której cantrum stanowi pomnik „barona cukrowego” wystawiony przez niego samego. W Kapa’a serwujemy sobie kilka lokalnych ciekawostek na obiad. Ahi Poke (surowe kawałki tuńczyka przyrządzone na wiele sposobów) i krabowe ciasteczka oraz filet z delfinowatego MahiMahi to dla nas egzotyczny posiłek, który konsumujemy obserwując miłośników serfingu, zmagających się z olbrzymimi grzywami fal. Następny nasz punt to najstarszy na wyspie kościół katolicki St. Raphael i ruiny młynu cukrowego w Koloa i wreszcie plaża w Poipu, gdzie rzucamy się do wody z rurką i płetwami. (Jest to najlepsze miejsce do tego celu na wyspie). Cztery godziny pływamy wśród rafy koralowej i wielobarwnych rybek, doprowadzając do totalnego odmoczenia skóry. Samochodem wjeżdżamy na plażę w Kekaha i z widokiem na wyspę Ni’ihau (zamkkniętej dla ruchu turystycznego), błyszczącą w świetle księżyca, popijamy piwko, zajadając suchary bieszczadzkie.

Dzien 7

Wczesnym rankiem wybieramy się wyboistą drogą do końca Hwy 50 na plażę Barking Sands w Polihale Beach State Park. Cicho tu i bezludnie – tylko brzęczący w górze paralotniarze zakłócają niezkazitelną ciszę. Trasa 552 prowadzi nas do Kanionu Waimea, zwanego Wielkim Kanionem Pacyfiku (najgłębszy i najdłuższy kanion w rejonie Pacyfiku). Już pierwszy punkt widokowy na wysokości 1000 m n.p.m. oddaje ogrom i piękno tego miejsca. Aż dziw bierze, że tak wielki kanion mógł powstać na tak małej wyspie, której średni promień to około 12 mil. Pogoda „nadpsuwa” się i widoczność słabnie do kilku metrów, więc skupiamy uwagę na zwiedzeniu ekspozycji poświęconych przyrodzie i geologii Kaua’i w muzeum Koke’e (wstęp bezpłatny). Dopiero na wybrzeżu, wyłoniwszy się z gęstej mgły, podążamy na plażę w Waimea, której tutejszy czarny piasek powstał z lawy i pumeksu wulkanicznego…. stąd nasz szalony pomysł, by zastosować peeling stóp w tym właśnie miejscu. Plaża ta słynie również z faktu, że tu po raz pierwszy wylądował kapitan James Cook, nazywając ten nieznany ląd „Sandwich Islands”. W okolicy miasteczka Kalaheo (Z Hwy 50 zjechać na Hwy 540) zajeżdżamy na plantację słynnej odmiany kawy Kaua’i (czynna 9am-5pm), gdzie można spróbować (bezpłatnie) około 20 różnie palonych rodzajów tego trunku. (www.kauaicoffe.com). Po degustacji kilkunastu z nich serca nam kołaczą jak oszalałe, a oczy wychodzą z orbit. W następnej wiosce Hanapepe sprawdzamy wytrzymałość wiszącego mostu, rozhuśtując go do momentu, aż dźwięk trzeszczących lin przewołuje nas do porządku . Na koniec dnia jeszcze, tryskająca pod ciśnieniem z pomiędzy skał naturalna fontanna wody, urzeka nas w Spouting Horn Beach Park i już po zmroku wjeżdżamy do Poipu na nocleg.

Dzień 8

Koguty….koguty…..koguty!!! zakłócają nasz sen i o 4 rano zaczynamy kolejny dzień. W drodze na lotnisko zajeżdżamy jeszcze pooglądać historyczne stawy rybne w okolicy Lihue i o 9 wsiadamy do samolotu zmierzającego na wyspę Maui, gdzie z kolei czeka nas przesiadka na wyspę Molokai. Ku naszej rozpaczy lot z Maui na Molokai ulega kilkugodzinnemu opóźnieniu… Cóż, nikomu się tu przecież nie spieszy….. Późnym popołudniem udaje nam się w końcu dolecieć do celu i w ostatniej chwili wypożyczyć auto (wypożyczalnia Dolar ulokowana jest na lotnisku, a raczej minilotnisku). Dodgem Calibrem ruszamy na zachód słońca w kierunku Kaluako’i. Jest tam jeden podstarzały resort i ani żywej duszy … Może już nikt tu nie przyjeżdża. Słońce zachodzi na kolor złoty, dając piękne zakończenie dnia. Zaglądamy na plaże Kepubi, Papohaku i Dixie Maru (skąd wywożono piasek do uformowania plaż Waikiki) i ruszamy w kierunku południowego wybrzeża wyspy na plażę One Ali’i, gdzie nocujemy.

Dzień 9

O świcie ruszamy na wschód wyspy, eksplorując każdy zakątek przy trasie. Mijamy kościół St. Joseph i Our Lady of Sorrows, historyczne stawy Ulaapu’e Fishponds, małe domki Hawajczyków, Twenty Mile Beach. Zbieramy kilka kokosów na deser i rozkładamy się na plaży w rajskiej zatoce Halawa. Za pomocą scyzoryka obieramy ze skorup kokosy i zajadamy się ich miąższem spoglądając na 75-metrowy wodospad Moa’ula. Wracając tą samą drogą zatrzymujemy się na plaży Twenty Mile i pływamy z rurką wśród rafy koralowej w towarzystwie mieszkańców wyspy. Następnie podziwiamy gaik kokosowy Kapuaiwa (tylko z zewnątrz), gdzie rośnie ponad 1000 palm na obszarze 4 ha (lepiej nie wchodzić wgłąb gaiku, bo istnieje duże ryzyko, że kokos rąbnie nas w głowę), i udajemy się na nocleg na One Ali’i Beach.

Dzień 10

Rano lądujemy w Kahului (po strasznie wytrzęsionym locie 24-osobowym samolotem) na Maui i od razu kierujemy się podziwiać Iglicę Ioa, wznoszącą się na wysokość 400 metrów z dna doliny. Tylu turystów w jednym miejscu to jeszcze na Hawajach nie spotkaliśmy. Dalej jedziemy trasą 340 (Kahekili Hwy) w kierunku Kapalua (w wypożyczalni samochodów powiedzieli nam, że tą drogą jechać nie możemy i w razie jakiegokolwiek problemu sami ponosimy koszty naprawy czy holowania). Droga oczywiście jest w pełni przejezdna, tyle że miejscami strasznie wąska i trzeba bardzo uważać. Po za tym turyści tędy nie jeżdżą. Zatrzymujemy się w Olivine Pools (Hwy 340-mile marker #16), gdzie wśród czarnych lawowych skałek wylegują się plażowicze, nurkując co chwilę w naturalnie wydrążonych basenikach. Następnie zjeżdżamy do Flamingo Beach – gdzie lokalni rybacy, popijając piwko, rozkoszują się zachodzącym słońcem. Penetrujemy dalej wybrzeże, ale tu już tylko hotele i resorty. Zjeżdżamy w końcu na plażę w okolicy Honokowai, gdzie mamy okazję zobaczyć występ hawajskiej grupy tanecznej. Młode dziewczyny ubrane w szeleszczące spódniczki i staniki z kokosowych łupinek tańczą hula dla licznie zgromadzonej widowni centrum handlowego Whalers Village. Po pokazie kładziemy się na piasku i opalamy się światłem księżyca, słuchając plumkania hawajskiej muzyki, dochodzącej z plażowego baru.

Dzień 11

Wyruszamy o świcie w kierunku Lahainy (pierwszej stolicy Hawajów), gdzie raczymy się pyszną kawą Kona i oglądamy ze wszystkich stron olbrzymie rozłozyste drzewo figowca (Banyan Tree), rosnące na głównym placu miasta. Parkujemy przy drodze nr 30 przy mili 15 w okolicy Olowalu, żeby trochę popływać wśród rafy koralowej i rekinów, po czym bierzemy krótki szlak wgłąb doliny, by podziwiać petroglify (za sklepem należy skręcić w nieutwardzoną drogę i po pokonaniu Ľ mili po prawej stronie znajduje się skała z ledwo widocznymi petroglifami). Resztę dnia przeznaczamy na dotarcie do Parku Narodowego Haleakala (3-dniowy bilet $10/za auto) i podziwianie zachodu słońca. Wjeżdżamy serpentyną na wysokość ponad 3000 m n.p.m. Stojąc ponad chmurami, ubrani w polary, ciepłe czapki i szaliki, podziwiamy zachodzące na pomarańczowo słońce. Zostajemy tu na noc, śpiąc w aucie na parkingu.

Dzień 12

O 4 rano budzi nas hałas i oczom naszym ukazują się setki ludzi szukających gorączkowo miejsca do zaparkowania samochodu. Wśród tego tłumu było też wielu uczestników niezwykle popularnych wycieczek rowerowych, których rowery zostały wwiezione na górę, tylko po to, by umożliwić tym pseudorowerzystom zjazd w dół. O godzinie 5 już nikt nie ma prawa wjchać na górę, bo ilość miejsc jest ograniczona. Otuleni w śpiwory czekamy razem z wielkim tłumem na wschód słońca – podobno najpiękniejszy na świecie. W budynku informacji (Haleakala Visitor Center {wys. 2969 m n.p.m.}czynne 5.15am-3pm) rozmawiamy z rangerem o szlaku Halemau’u, schodzącym wgłąb drzemiącego wulkanu, i za jego namową zjeżdżamy serpentyną na dół (parkując auto przy kempingu) i łapiemy okazję z powrotem na sam szczyt, by stąd właśnie zacząć 12-milową wędrówkę. Po zejściu po lawowym żwirze do krateru, kierujemy się na północ w kierunku Holua Cabin. W tym miejscu wszystkie zorganizowane wycieczki zawracają i nikt już za nami nie wędruje przez ten iście księżycowy krajobraz. Na dnie krateru znajdują się 3 drewniane domki dla piechurów (zaopatrywane przez helikoptery w drewno na opał), ale żeby zdobyć w nich miejsce na nocleg ($40) trzeba je wygrać w losowaniu (odbywającym się kilka miesięcy wcześniej). Z dna krateru jest dosyć strome miejscami podejście, szczególnie ciężkie, gdy but się człowiekowi rozwala…. Pogoda niestety się załamuje i ledwo docieramy do samochodu – przemoczeni, ale szczęśliwi. Wyruszamy w kierunku Tedeschi Winery w celu skosztowania lokalnego trunku – wina ananasowego, ale niestety jest już za późno (zamykają o 18:00). Udajemy się więc dalej drogą wśród zastygłych pól lawowych, dojeżdżając do okolic Kaupo, gdzie już spotkać można tylko farmerów. Zawracamy, bo droga jest zamknięta z powodu niedawnego trzęsienia ziemi i musimy niestety okrężną drogą dostać się do Hana. Po dotarciu na północne wybrzeże w okolice miasteczka Pa’ia zaszywamy sie wśród palm i zasypiamy słuchając szumu oceanu.

Dzień 13

Budzi nas niestety deszcz, ale zwinnie wyruszamy w kierunku Hana. 50-milowa droga wije się wśród dżunglowej roślinności i przebiega po wąskich 50 mostach. Trasa ta to w zasadzie same zakręty, których trzeba pokonać aż 600. Dojeżdżamy do Kipahulu, bo dalej droga jest już zamknięta z powodu uszkodzeń spowodowanych przez trzęsienie ziemi, które miało tu miejsce kilka tygodni wcześniej. Zawracając zajeżdżamy do południowej części Parku Narodowego Haleakala, gdzie bierzemy krótki szlak nad wodospad Waimoku. Później zaglądamy na czarną plażę Wai’anapanapa, gdzie buszujemy w tubie lawowej i jaskiniach. Wracamy do Kahului po zmroku, gdzie nad brzegiem oceanu degustujemy ananasowe wino zakupione w tutejszym supermarkecie.

Dzień 14

Rano o 9 wylatujemy na Big Island (Big Hawaii) – największą hawajską wyspę archipelagu. Zaczynamy zwiedzanie Hilo od 30-metrowego wodospadu Rainbow (przy Waianuenue Avenue), potem Parku Stanowego Lava Tree (gdzie nie ma żadnych turystów), gdzie można odnaleźć „zanurzone” w lawie kikuty drzew. Później wśród pól „świeżej” lawy dojeżdżamy do Przylądka Kumukahi (Panalu’u Beach), gdzie obserwujemy wielgachne żółwie, leniwie wylegujące się na czarnym piasku. Ciekawostką są tu samoobsługowe przydrożne latarnie, które można samemu włączać i wyłączać w dowolnym czasie. W okolicy Anahea jest plaża nudystów, na którą można zejść po schodkach wykutych w skale (w skutek trzęsienia ziemi część lądu zapadła się do oceanu). Kilkunastu golasów wyleguje się na czarnym piasku bez skrępowania. W Kalapana droga urywa się. Zastygła czarna lawa sięga po horyzont. Spełzająca lawa pochłonęła całą wioskę w 1992 roku. Teraz każdy przynosi kokosa i zasadza własną palmę, żeby na nowo stworzyć tu warunki do życia. Łamiąc zakaz wjazdu, niepewni solidności podłoża lawowego wjeżdżamy wgłąb zastygłego piekła. Ku naszemu zdziwieniu dostrzegamy posklecane budy, w których zaczęli od nowa życie wyspiarze, pionierując ten niegościnny diabelski teren, który był kiedyś rajem na ziemi. Bez prądu i wody rozbijają tu obozowiska, zwożą przyczepy kempigowe i stawiają domy. Zawracamy do głównej drogi i wskakujemy na chwilę na (przez przypadek odkrytą) plantację owoców noni (uwaga na psy!), gdzie zakupujemy butlę tego zdrowotnego soku, krzywiąc się okrutnie przy jego degustacji. Pod wieczór wjeżdżamy do Parku Narodowego Hawaii Volcanoes (7 dniowy bilet $10/za auto), podziwiając wygasłe kratery i lawowe tunele. Niestety poza czerwoną łuną na niebie widoczną w oddali, nie będziemy mieli szansy zobaczyć ciekłej lawy, niszczącej wszystko na swej drodze. Ranger powiedział nam, że szlak prowadzący do wypływu jej na powierzchnię jest zamknięty ze względów bezpieczeństwa. Po zmroku dojeżdżamy do końca drogi na wybrzeże, a właściwie do miejsca gdzie w latach 2002 – 2004 wylew lawy przeciął drogę, zmierzając do oceanu. W ten sposób, wskutek zetknięcia się dwóch żywiołów – ognia i wody – powiększa się co roku powierzchnia wyspy. W oparach siarkowych zapadamy w niezdrowy sen.

Dzień 15

Rano z bólem głowy (brak świeżego powietrza) eksplorujemy tereny zalane magmą, a przede wszystkim łuk skalny (Holei Sea Arch) i klif powstały po niedawnym trzęsieniu ziemi. Pas lini brzegowej o długości 3 mil zapadł się do oceanu pod wpływem wstrząsów tektonicznych. Śmierdzi okrutnie siarką, więc uciekamy wspinając się wśród pól świeżej lawy do kaldery Kilauea, którą podziwiamy z wyznaczonych punktów widokowych. Zjeżdżamy trasą nr 11 na południowo-zachodnie wybrzeże, by w końcu pooddychać świeżym powietrzem. Na czarnej plaży Punalu’u obserwujemy wielkie żółwie „odpoczywające” w małych skalnych basenikach. Następnie zupełnie przypadkowo trafiamy na lokalny festiwal muzyki hawajskiej w Na’alehu. Tu zupełnie wsiąkamy w klimat. Muzyka i tańce hula, prawdziwe hawajskie jedzenie, repliki tradycyjnych łodzi, wyrób bębnów ze skóry rekina, i zupełny brak turystów!!! Przez 5 godzin bawimy się wyśmienicie, chłonąc kulturę i sztukę, spożywając ze smakiem poi (maziowaty fioletowy chleb zrobiony z taro), podejrzane robakopodobne kraby i lau lau (coś na wzór naszego gołąbka – kawałek mięsa zawiniętego w liść taro). Uciekamy dalej na Ka Lae (najdalej na południe wysunięty punkt USA), gdzie fale z wielkim hukiem łamią się o strome klify. Lokalne nastolatki brawurowo skaczą z klifu w głęboką, wypełnioną wodą, szczelinę skalną. Nie chcąc być świadkami jakiejś tragedii, uciekamy dalej w kierunku parku historycznego Pu’uhonua O Honaunau (Z Hwy11 skręcić w Hwy 160 w kierunku oceanu); (7 dniowy bilet $5/auto; czynne 7.00am -8.00pm), gdzie znajduje się największy kompleks religijny i największa światynia schronienia na Hawajach z licznymi ofiarnymi ołtarzami i petroglifami oraz mauzoleum. Tuż po zmroku zahaczamy o Kailua – Kona i po krótkim zpenetrowaniu kurortu udajemy się nad ocean w poszukiwaniu noclegu.

Dzień 16

Dzień zaczynamy od orzeźwiającego prysznica plażowego, po czym z pełnią energii eksplorujemy park historyczny Pu’ukohola Heiau (bezpłatny wjazd) (62-3601 Kawaihae Rd, Kawaihae; czynny 7.45am-5.00pm) razem z zatoką pełną rekinów (którym na pożarcie wrzucano kiedyś jeńców) i następnie Park historyczny Lapakahi (Akoni Pule Hwy, North Kohala; bazpłatny wjazd; czynne 8am-4pm), gdzie znajduje się replika wioski hawajskiej, otoczona przez chmary nieznośnych much. Jedziemy aż do końca drogi nr 270, by delektować się widokiem soczyście zielonych klifów wybrzeża Kohala. Przydrożne kramy oferują zakup swieżutkich avocado czy orzechów macadamia w rozsądnych cenach. W miasteczku Kapaau fotografujemy się z królem Kamehamehą i żegnając się z wybrzeżem, podążamy poprzez farmy i rancza w kierunku obserwatorium astronomicznego na Mauna Kea (wysokość 4200 m npm). Po wcześniejszej aklimatyzacji w połowie drogi w Onizuka Center for International Astronomy Information Station (na wys.2800 m n.p.m.) (gdzie oglądamy film o temetyce astronomicznej) (czynne 9am-10pm), z trudem wjeżdżamy na sam szczyt. Oddycha się ciężko z powodu rozżedzonego powietrza, ale widok jest zabójczy!!! Połączone ze sobą wygasłe stożki wulkaniczne mienią się wieloma kolorami tworząc istny krajobraz księżycowy. Ciekawostką jest to, że Mauna Kea wznosi się 10203 m od podstawy na dnie Oceanu Spokojnego, co daje największą na świecie wysokość względną (od podstawy do wierzchołka)! Późnym popołudniem zjeżdżamy do soczyście zielonej doliny Waipi’o, a następnie eksplorujemy 130-metrowy wodospad Akaka (Hwy 220), gdzie wśród dżunglowej, wilgotnej roślinności i wrzasków tropikalnego ptactwa, kończymy naszą cudowną hawajską przygodę.

Dzień 17

Na lotnisku pachnącym kwiatami załatwiamy formalności, przeszukują nasz bagaż, w którym ukryte są 2 kokosy (o dziwo pozwalają nam je zabrać), wsiadamy do samolotu i okazuje się, że dostajemy miejsca wśród rozwrzeszczanych dzieciaków (ku naszej „radości”). Na szczęście stewardesa rozdaje słuchawki i można zagłuszyć piski dzieci „przeambitną” amerykańską komedią. Smutno, że już trzeba się stąd wynosić. Krótka to była wycieczka, ale warta każdych pieniędzy.

Podsumowując: Najbardziej urzekły nas klify Kauai, ludność Molokai, wulkan Haleakala, lokalny festiwal Hula na Big Island i rafa koralowa w Poipu (na Kauai). Najmniej urocze wspomnienia z Oahu – za dużo turystów – typowy kurort turystyczny, gdzie łatwo znaleźć niedrogi hotel i dobrą zabawę, ale trudno o autentyczny klimat prawdziwych Hawajów.

zuzanka76@yahoo.com


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u