Ameryka Południowa na maxa (2010) – Joanna, Walenty Zajkowski

Termin: 4 – 28.08.2010

2 uczestników

Trasa: Warszawa – Madryt – Lima – Pisco – Nazca – Cusco – Puno – La Paz – Buenos Aires – Posadas – Puerto Iguazu – Rio de Janeiro – Madryt – Warszawa

Koszt pobytu: ok. 8000 zł/osobę

Bilety kupiliśmy już w marcu. Niestety powrót z innego portu lotniczego niż przylot, to w Ameryce Południowej dodatkowe ok. 1000 zł. Na trasie Warszawa – Madryt – Lima korzystaliśmy z Iberii i LAN Airlines ( bardzo polecam ), natomiast trasę Rio de Janeiro – Madryt – Warszawa pokonaliśmy Iberią  i Lotem. W Madrycie zmieniliśmy alians lotniczy i chyba nie jest to praktyka powszechna na tym lotnisku, bo powstało, z winy obsługi lotniska, małe zamieszanie z przemieszczaniem między terminalami. Taka zamiana była konieczna, aby uniknąć noclegu w Madrycie. W Polsce przez Internet w marcu kupiliśmy bilety na trasie Cusco – Machu Picchu – Cusco w cenie 96 USD/osobę ( www.perurail.com ), oraz bilet łączony w Boliwii, autobus na trasie La Paz – Oruro i pociąg z Oruro do Villazon za 46 USD/osobę wraz z prowizją (www.kanootours.com ). Bilet do Machu wcale nie był za wcześnie, gdyż już wtedy nie wszystkie terminy były dostępne.  Pozostałą trasę planowaliśmy pokonać lokalnymi autobusami.  W czasie całego wyjazdu korzystaliśmy z Pascala. Jak zwykle nie zawiódł, ale ceny w stosunku do roku 2005, szczególnie w usługach turystycznych w Argentynie i Brazylii, wzrosły nawet o 100%. Oczywiście dodatkowo w ciągu ostatniego pół roku przed wyjazdem przeczesaliśmy cały Internet w poszukiwaniu interesujących nas relacji z podróży.

Ceny hoteli w opisie dotyczą pokoi dwuosobowych z łazienką. Śniadania nie zawsze były w cenie,     a jeśli tak to raczej skromne.

Wizy na całej naszej trasie nie są wymagane.

Kursy walut

1 USD = 2,73(na lotnisku)÷2,82 soli(kantory w centrum)

1 USD =6,9÷7,05 bolivianos

1 USD =3,85÷3,92 pesos

1 USD = 19,7÷20,3 peso urugwajskie

1 USD = 4600÷5000 guarani

1 USD = 1,77 reali

Zakupy i przykładowe ceny

Peru

Kawa – 0,5÷4 soli (w Mc Donald), Pieczywo tostowe – 2,5÷4,6 soli, 8 małych bułeczek – 1 sola, 10 bułek maślanych – 1 sola, Bułki wielkości naszych kajzerek – 0,2÷0,3 sole, Woda 2,5l – 2,5÷3,5 soli, Woda 0,625÷0,65l – 1 sola, Inca cola 0,5l – 2 sole (odradzam, jak nasza oranżada marnej jakości), Ser żółty w plastrach – 3,5 soli/opakowanie, Parówki 0,6kg – 6 soli, Herbata 25 saszetek – 1,5 sola. Pomarańcze – 0,7 sola/kg, ½ kurczaka z frytkami – 8÷12 soli, Dania w barze na wzór Mc Donalda – 12÷20 soli

Boliwia

Danie obiadowe w barze na wzór Mc Donalda – 12÷22 Bs., Danie obiadowe w lokalnym barze – 5÷12 Bs., Bułka zwykła  –  0,25 Bs., Bułka ciemna duża (niezbyt smaczna ) –  0,6 Bs., Woda 1,5l – 4 Bs., Coca Cola 2l – 7 Bs., Pepsi Cola 1l – 4 Bs.

Argentyna

Kubek do mate (prosty ) – 10÷20 pesos, Rurka do picia mate – 5÷10 pesos , Torebki skórzane – ponad  800 pesos, Pamiątki piłkarskie (szaliki, koszulki, piłki), najtańsze – 20÷50 pesos, Plakaty z tangiem (wzorowane na stare) – 15÷25 pesos, Coca cola 1,5l – 5,2÷6,0 pesos, Coca cola 2,5l – 7,0÷7,5 pesos, Bułka zwykła  – 0,3 pesos, Średni rogal – 1,25 pesos, 2 rogale i kawa w Mc Donaldzie – 6 pesos, Pomarańcze 1kg – 2÷3 pesos

Urugwaj

Kaszanka (morcilla) na słodko – 60÷85 peso urugwajskie (UYU), Porcja z grilla – 120÷240 UYU (wcale nie taka gigantyczna jak się spodziewałem), Porcja z grilla 2-osobowa – 200÷240 UYU (sam też bym poradził). Piwo 1l w sklepie – 46÷52 UYU, Piwo 1l w restauracji – 70÷90 UYU , Lody z automatu – 30 UYU, Lody smakowe – od 35 UYU

Brazylia

Woda 1,5l – 1,0÷2,8 reali, Piwo 0,5l – 0,9÷2,0 reali, Coca cola 2,25l – 3,8÷4,6 reali, Coca cola 1,75l – 3,4÷3,9 reali, Napój z guaraną 2l – 2,7÷3,2 reali, Kokos na plaży – 2,5÷3,0 reali

4 sierpnia

Wylatujemy z Warszawy i na pustym lotnisku w Madrycie czekamy sześć godzin.

5 sierpnia

Tuż po północy liniami LAN lecimy do Limy. Wygodny Airbus 340 z indywidualnymi monitorami. Po godzinie układam sobie play listę z najbardziej znanych kawałków muzyki latynoskiej i katuję się nimi aż do Limy. Wprowadzam się w klimat południowoamerykański, bo przy 190 cm wzrostu klasa ekonomiczna nie daje szans na drzemkę.

Ok. 6 nad ranem lądujemy w Limie. Emocje i podniecenie biorą górę nad zmęczeniem. Do centrum można dostać się busem za 15USD/osobę, kupując bilet po prawej stronie przy wyjściu z hali przylotów, lub licencjonowaną taksówką tuż przy wyjściu za 25USD/osobę. Trzy alejki dalej, na terenie parkingu przed lotniskiem, stoją taksówkarze też chyba legalni, bo z identyfikatorami , którzy oferują kurs do centrum  za 25 soli. Z tej ostatniej opcji właśnie korzystamy. Docieramy po 15 minutach do dworca autobusowego Ormeno z zamiarem  kupna na popołudnie biletu do Pisco. Częściej kursuje jednak sąsiedni Soyuz (20 soli co 40 min). Zanim wyjedziemy, zaplanowaliśmy zwiedzenie centrum Limy. Z dworca autobusowego  to tylko 15 min pieszo. Bagaże zostawiamy w bezpłatnej, dla pasażerów, przechowalni.

Plaza de Armas czysty i odnowiony. Bilet wstępu do katedry 10 soli. Miejscowi bardzo mili, wszędzie dużo policji powoduje, że turyści czują się bezpiecznie. Zmianę warty przed Palacio de Gobierno oglądamy na odległość oddzieleni podwójnym kordonem policji.

Autobusy do Pisco zatrzymują się przy Drodze Panamerykańskiej, ale w cenie naszego biletu jest także przejazd taksówką do miasta. Są również autobusy bezpośrednie, ale bardzo rzadko. W Pisco jest kilka agencji które zajmują się organizacją wyjazdu na Wyspy Ballestas, wszystkie przy centralnym placu. Kupujemy w Aprotur Pisco (www.aproturpisco.webs.com) przy Calle San Francisco rejs na wyspy za 75 soli/2 osoby w cenie z dojazdem do portu w Paracas. Ceny hoteli w Pisco są zbliżone 50÷70 soli, ale kupując wycieczke na wyspy można uzyskać zniżkę w zaprzyjaźnionym hostalu. My spaliśmy w Tambo Colorado ( www.hostaltambocolorado.com ) przy Av. Bolognesi za 50 soli (godny polecenia), 70 m od Plaza de Armas.

6 sierpnia

Rano ok. 6:00 autobusem jedziemy do portu w Paracas. Tam okazuje się, że nie ma znaczenia kto    w której agencji wykupił rejs. Turyści są przydzielani do łodzi w takiej kolejności jak docierają do portu. Trzeba mieć po prostu trochę szczęścia żeby trafić do tej, która odważy się podpłynąć do skał najbliżej. My trafiliśmy na strachliwego kapitana i zwierzęta podziwialiśmy, ale zza pleców innych. Niektóre łódki dosłownie ocierały się o brzeg, a foki, lwy morskie czy pingwiny były na wyciagnięcie ręki. Rejs na wyspy trwa 45 min w jedna stronę, wraz z przerwą na zdjęcia Candelabra tam                    i baraszkujących delfinów koło łodzi z powrotem. Kluczenie między wyspami i obserwacja zwierząt zajmuje ok. 1 godz. Bujanie na falach nie jest uciążliwe, ale na pewno przyda się ciepłe ubranie. Wieje dosyć porządnie i oboje zafundowaliśmy sobie katar. Przed  11:00 jesteśmy z powrotem w porcie. Na nabrzeżu sporo bardzo odważnych pelikanów chętnie pozujących do zdjęć, kilka restauracji i sklepów z pamiątkami. O 11:30 pakujemy się do busa podstawionego przez agencję i wracamy do Pisco.

W dniu dzisiejszym mamy się jeszcze dostać do Nazca. Błyskawicznie odbieramy bagaże z hotelu i za 5 soli jedziemy taksówką do Drogi Panamerykańskiej. Pod prowizoryczną wiatą przystankową kupujemy  po  4 sole/os. bilety do Ica i ustawiamy się w kolejce oczekujących na autobus. Wszyscy naokoło pomagają i ogólnie daje się odczuć dużą życzliwość. Podróż liniami Peru Bus do Ica i po przesiadce dalej do Nazca za 12 soli/os. upływa bezproblemowo. W Nazca  od razu kupujemy nocny bilet na następny dzień do Cusco w firmie Cruz del Sur (www.cruzdelsur.com.pe ) za 152 sole/osoby. Polecamy jednak tańszą  firmę Flores, która ma przystanek tuż obok. Na noc zatrzymujemy się           w Hospodaje Yemaya przy Jr. Callao 578, niedaleko terminali autobusowych za 50 soli + 20 soli za przedłużenie doby hotelowej w dniu jutrzejszym do godz. 22:00.

7 sierpnia

Wczesnym rankiem łapiemy taksówkę i po krótkich negocjacjach ceny, za 40 soli jedziemy do oddalonej o 20 km od miasta wieży obserwacyjnej Mirador. Wejście na wieżę – 2 sole. Wczesnym rankiem linie są nieźle widoczne. W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o punkt widokowy. Można  stamtąd dostrzec jedynie linie proste, ale za to z bliska. Po powrocie kolejny wypad za miasto, tym razem do akweduktów Cantayoc , taksówką za 10 soli. Od ogólnie znanych różnią się tym, że woda płynie nie estakadą, a podziemnym tunelem i to do dnia dzisiejszego, uzupełniając potrzeby lokalnej straży pożarnej. Jest również ujęcie ogólnodostępne. Na całej trasie akweduktu są dosyć gęsto wybrukowane spiralne zejścia, będące ujęciami wody. Bilet wstępu – 10 soli, ale obejmuje dodatkowo jeszcze 4 inne obiekty w okolicy. Z braku czasu poprzestajemy na akwedukcie. Na koniec pozostawiliśmy, spodziewając się szczególnych wrażeń, Centrum Marii Reiche . O jego istnieniu przypadkowo dowiedzieliśmy się już będąc w Nazca. Centrum znajduje się na obrzeżach Nazca przy Av. Espinales 300 i klimatem przypomina pewnie czasy niemieckiej uczonej. Znajduje się tam,             w niewielkim pomieszczeniu, model płyty Nazca z naniesionymi liniami, liczne oryginalne plany            i dokumenty Marii Reiche. Najciekawsza jest jednak osoba, która kontynuuje badania po śmierci Marii Reiche w 1998 roku, jej asystentka Viktoria Nikitzi (maria-reiche-centre@hotmail.com). W nocy, po odprawie skrupulatnej jak na lotnisku, wyruszamy autobusem do Cuzco.

8 sierpnia

Do Cuzco docieramy późnym popołudniem i pozostałą część dnia przeznaczamy na aklimatyzację. Zatrzymujemy się hostalu Inka’s Peru ( www.inkasperuhostel.com ), niedaleko dworca autobusowego, przy Av. Cofraternidad 426-B po 50 soli/pokój.

9 sierpnia

Rano wyruszamy do Sacsayhuaman. Ciągły marsz pod górę i coraz ładniejsze widoki na Cuzco. Wstęp do ruin 70 soli, obejmujący również 3 inne stanowiska w okolicy. Ruiny imponujące, a widoki jak z folderów. Nie możemy jednak napawać się zbyt długo widokami, gdyż na Cuzco mamy tylko       1 dzień, a o tej porze roku praktycznie o 18:00 już jest ciemno.

Na Plaza de Armas w Cuzco można przesiadywać godzinami. Pobliska Katedra za 25 soli, bez Karnetu Turystycznego, a wstęp do jezuickiego Iglesia de la Compania bezpłatny. Jest tam również kilka agencji turystycznych. Przykładowe ceny przejazdów autobusowych:

Cuzco – Lima – Cuzco: 105 soli (najtańsza oferta)

Cuzco – La Paz: 95 soli

Cuzco – Puno: 40 soli semicama (półleżące siedzenia)

50 soli cama (rozkładane siedzenia do pozycji prawie leżącej)

Aby uniknąć ewentualnych kolejek  w Machu Picchu, kupujemy w biurze FNC przy ulicy San Bernardo bilety wstępu – cena 126 soli/osobę.

Pogoda w Cuzco jest bardzo zdradliwa. Turyści chodzą z krótkimi rękawami, a miejscowi w ciepłych kurtkach. Rację mają ci drudzy, gdyż tylko utrwaliliśmy przeziębienie z Ballestas. Nie należy zapominać o emulsji do opalania z wysokim filtrem UV. Nasz niestety został w hotelu.

10 sierpnia

Dzisiaj szczególny dzień – zgodnie z harmonogramem czas na Machu Picchu.

Od pewnego czasy pociągi startują z Poroy, kilkanaście kilometrów od Cuzco. Najtaniej dostać się tam public taxi z zajezdni niedaleko kościoła Santiago. Przejazd w jedną stronę kosztuje 2 sole              i zajmuje ok. 20min. Powrót tym samym sposobem jest nieco kłopotliwy, gdyż dworzec w Poroy jest tylko ich przystankiem przelotowym, a taksówki zatrzymują się na żądanie.

Pociąg Backpacker (obecna nazwa Expedition) wyjeżdża z Poroy o 7:42 i podróż do Aguas Calientes zajmuje 4 godziny. W pociągu dostajemy bardzo skromny poczęstunek. Dla dysponujących dłuższym czasem polecam opcję podróży z Ollantaytambo. Więcej pociągów, niższe ceny za przejazd, a przy okazji można zwiedzić ciekawe ruiny.

Po dotarciu do stacji przez niewielki bazar biegniemy, aby wyprzedzić maruderów z pociągu, na autobus do ruin. Bilety kupujemy w jedną stronę po 7USD/os. w okienku obok przystanku. Jest to rozwiązanie optymalne.

Machu Picchu, mimo że widok doskonale znany nawet małym dzieciom, robi wrażenie. Szczególnie pierwsze pół godziny, przed dotarciem stonki turystycznej. Widok z Domu Stróża chyba jeszcze piękniejszy niż na folderach.

Zejście do Aguas Calientes, dobrze oznakowanym szlakiem, zajmuje ok. 1,5 godziny spokojnym marszem.

O godz. 17:03 wracamy pociągiem do Poroy, a dalej za 6 soli taxi busem do centrum Cuzco. Miejscowe firmy wyspecjalizowały się w przewozach z Poroy turystów wracających z Machu Picchu, wiec powrót nie stanowi najmniejszego problemu.

11 sierpnia

Najwięcej połączeń z Cuzco do Puno oferuje Tour Peru. Najwcześniejsze jednak dopiero o 8:00. Kupujemy bilety po 40 soli/os., dokonujemy opłaty wyjazdowej w wysokości 1,1 soli i spokojnie czekamy  na nasz autobus. Może niezbyt spokojnie, bo przecież na dzisiaj planowaliśmy jeszcze wypad na pływające wyspy na Titicaca, a wobec tak późnego wyjazdu możemy nie zdążyć przed zmrokiem. Z nudów dajemy się namówić na rezerwację hotelu w Puno z dojazdem z dworca w cenie.

Na trasie do Puno chyba wszystkie autobusy zatrzymują się w punkcie widokowym na wysokości 4335 m. Z tego też powodu powstał całkiem pokaźny bazar z rękodziełem Indian.

Hotel Marlon’s House (www.marlonshouse.com ) okazał się strzałem w dziesiątkę. Za 40 soli mamy najlepsze warunki od wyjazdu i dodatkowo za 30 soli/os. hotelowa agencja turystyczna załatwia nam wycieczkę na pływające wyspy Indian Uru. Godz. 16:00 na rejs, to ostatnia możliwa o tej porze roku. Wracamy już po ciemku.

12 sierpnia

Po śniadaniu taksówką za 3 sole jedziemy na dworzec autobusowy. Kupujemy bilety do La Paz przez Copacabanę po 35 soli/os. liniami Tour Peru i po 2 sole wykupujemy bilety opłaty wyjazdowej. Po drodze jest jeszcze opłata 1,5 sola za przeprawę promową. Autobus przed granicą zatrzymuje się na 15 min. na wymianę pieniędzy, a w Copacabanie czekamy 45 min. na autobus boliwijski, którym dojedziemy do La Paz. Postój w Copacabanie umożliwia zwiedzenie pięknej katedry. Na placu przed katedra stragany z odpustowymi wyrobami i pełno udekorowanych pojazdów oczekujących na święcenie, co jest charakterystyczne dla tego miejsca.

Do La Paz docieramy dopiero po 16:00 i taksówką złapaną nam przez policję turystyczna za 10 bolivianos ( Bs. ) jedziemy do agencji turystycznej po bilety na trasę La Paz – Oruro – Villazon. Jeszcze w Polsce umówiłem się z nimi na 12 sierpnia na godz. 17:00. Jesteśmy punktualni.

Niestety czeka nas niemiła niespodzianka. Okazuje się, że ze względu na niepokoje społeczne wszystkie drogi na południe są zablokowane. Jedyna możliwość dotarcia do Argentyny jest przez Santa Cruz. Decydujemy się kupić w agencji bilet na popołudnie następnego dnia do Santa Cruz za 190 Bs./os. na autobus cama ( miejsca prawie leżące ) i tam zdecydujemy, czy do Buenos Aires jedziemy przez Paragwaj, czy przez Yacuibę.

Pokój 2-osobowy w La Paz to wydatek rzędu 100÷150 Bs. My decydujemy się na plecany przez Pascala hotel Torino za 140 Bs.  Hotel lata świetności ma już za sobą, ale zlokalizowany jest super, tuż przy katedrze.

13 sierpnia

Ze względu na wysokość i duże stromizny nie chodzimy, a raczej snujemy się po mieście. Najważniejsze jednak, że nie odczuwamy choroby wysokościowej.

Po południu odbieramy plecaki z hotelowej przechowalni i za 10 Bs. jedziemy taksówką na dworzec autobusowy, gdzie za 2 Bs./os. kupujemy bilety opłaty wyjazdowej. Bilet do Santa Cruz na dworcu kosztuje od 95 do 170 Bs. w zależności od siedzeń. Jest również możliwość bezpośredniego kursu do Buenos Aires w cenie od 80 USD.

14 sierpnia

Ok. 10:00 docieramy do Santa Cruz. Od razu kupujemy na wieczór bilet do Buenos Aires w firmie Bolpar za 70 USD/os. Aby wypocząć po całonocnej podróży i przed czekającą nas 36-godzinną wynajmujemy w pobliżu dworca pokój w hotelu za 60 Bs.

Tym razem opłata wyjazdowa na dworcu wynosi 10 Bs., ze względu na kurs międzynarodowy. Przez  awarię zamiast o 19:30 wyjeżdżamy o 23:00. Mam wrażenie, ze Boliwijczycy odkupują od sąsiadów autobusy, gdy ci wycofują je z eksploatacji. Wszystkie wyglądają na wiekowe, chociaż wygodne.

15 sierpnia

Nad ranem dojeżdżamy do Yacuiby. Przekroczenie granicy trwa bardzo ślamazarnie. Lepszą opcją jest dotarcie do Yacuiby autobusem boliwijskim, przekroczenie granicy pieszo i dalej liniami argentyńskimi. Dodatkowo unika się licznych kontroli antynarkotykowych w strefie nadgranicznej. My mieliśmy cztery i to bardzo szczegółowe.

16 sierpnia

Po ponad czterdziestu godzinach docieramy w końcu do boskiego Buenos. Decydujemy się na rekomendowany przez Pascala hotel Maipu. Bardzo dobra lokalizacja i korzystna cena – 120 pesos za dwójkę z łazienka. Wieczorem wyskakujemy jeszcze na ruchliwy pobliski deptak Florida, ale ok. 21:00 ruch powoli zamiera.

17 sierpnia

Dzisiaj zgodnie z planem jednodniowy wypad do Urugwaju, Buenos Aires zostawiamy sobie na jutro. Za cel rejsu wybraliśmy sobie Colonia del Sacramento i nie jestem pewien, czy był to właściwy wybór. W czasie urugwajskiej zimy jest to senne, a nawet nudnawe miasteczko. Określenie „perła     w koronie” z Pascala jest lekko na wyrost. Być może zmienia swoje oblicze w sezonie.

W Urugwaju pełnoprawnym środkiem płatniczym są dolary USA i pesos argentyńskie. We wszystkich sklepach i lokalach jest jeden uczciwy przelicznik.

Najtańszym połączeniem promowym z Colonią jest prom pasażersko-samochodowy wypływający    z Buenos o godz. 9:30, powrót godz. 19:01, za 175 pesos/os.. Rejs trwa 3 godz. w jedną stronę. Przez La Platę kursują również szybkie wodoloty, do Colonii o godz. 8:45 i 12:30, ale za rejs powrotny trzeba zapłacić aż 280 pesos (1 godz. w jedna stronę). Szybkie promy do Montevideo wypływają          o godz. 8:00 i płyną 3 godz.

Wszystkie powyższe połączenia obsługuje linia Buquebus, zlokalizowana przy nabrzeżu portowym.

18 sierpnia

Buenos Aires, podobnie zresztą jak cała Argentyna, zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Spokojne, eleganckie i chyba najbardziej europejskie na całej trasie. Niestety jeszcze wiele atrakcji przed nami i nie możemy sobie pozwolić na dłuższy pobyt.

Skoro świt spacerkiem udajemy się do Cementerio de La Recoleta, mijając po drodze na każdym niemal rogu przytulne kawiarenki. Głównym powodem wizyty na cmentarzu jest oczywiście grób Evity. W porównaniu z innymi raczej skromny, ale oczywiście z bukietami świeżych kwiatów.

Doskonałym miejscem na spacer w Buenos jest zamknięta dla ruchu Florida. Tłoczna o każdej porze dnia, przyciąga licznymi sklepami miejscowych i turystów, a uzupełnieniem tego są uliczni sprzedawcy właściwie na całej jej długości.

Oczywiście nie mogliśmy pominąć La Boca z kolorową Caminito i licznymi pokazami tanga. Wbrew ostrzeżeniom, w ciągu dnia jest tam w zupełności bezpiecznie, nocą nie sprawdziliśmy. Wizyta na pobliskim stadionie drużyny Boca Juniors, wraz z muzeum kosztuje 40 pesos.

Miasto można również zwiedzić odkrytym autobusem turystycznym za 70 pesos.

Wieczorem odbieramy bagaże z hotelu. Na godz. 18:30 mamy wykupiony w liniach Kurtz bilet do Posadas. Cena przejazdu na tej trasie wynosi od 160 do 223 pesos w zależności od przewoźnika            i rodzaju siedzeń.

19 sierpnia

O 7:50 docieramy do Posadas. Nie ukrywam, że pod wrażeniem kinowego przeboju „Misja”, chcemy odwiedzić misje jezuickie, Trinidad del Parana w Paragwaju i San Ignacio Mini w Argentynie. Ceny hoteli w Posadas niestety dorównują cenom w stolicy. Wybieramy Gran Hotel Misiones             w centrum za 120 pesos/dwójkę.

Do Encarnacion w Paragwaju docieramy colectivo z przystanku na rogu Av. Corrientes i Santiago del Estero za 4 pesos (lub 5000 guarani). Aby przejechać cała trasę, trzeba wysiąść na granicy, załatwić sprawy paszportowe i kontynuować podróż na ten sam bilet następnym autobusem. W drodze powrotnej to samo. Przy dużej częstotliwości kursów nie stanowi to żadnego problemu.

Na dworcu w Encarnacion u konika wymieniamy dolary i za 5000 guarani autobusem wskazanym przez miejscowych jedziemy  na północ w kierunku misji jezuickiej Trinidad del Parana. Po 40 min. wysiadamy w pobliżu ruin. Nie jest to już tak surowe miejsce jak opisują niektóre przewodniki, a co za tym idzie, nie tanie. Bilet wstępu obejmuje co prawda trzy misje, ale trzeba zapłacić 25000 guarani. Misja leży trochę na uboczu głównych tras turystycznych, więc zwiedzamy w samotności. Na miejscu działa informacja turystyczna, są czyste toalety, a w pobliskim hotelu Ruins dwójka kosztuje 150000 lub 130000 guarani. Zwiedzanie zajmuje ok. 2 godz. i pierwszym napotkanym autobusem wracamy do Encarnacion. Dopiero wieczorem docieramy na nocleg do Posadas.

20 sierpnia

Wstajemy skoro świt, program na dzisiaj jak zwykle napięty. Za 1,5 pesos miejskim autobusem z Av. B. Mitre jedziemy na dworzec autobusowy.

Sprawdzoną metodą podróżowania komunikacją miejską i krótkodystansowymi autobusami lokalnymi jest pytanie miejscowych. Chętnie pomogą kupić bilet, wskażą właściwy autobus                   i przystanek docelowy. Oszczędzamy czas na zbędna analizę, często dziwnych zasad kursowania miejscowego transportu. Nigdy nie zawiedliśmy się, nawet mimo bariery językowej.

Zgodnie z powyższą zasadą jeszcze przed dojściem do budynku dworca łapiemy w ostatniej chwili autobus do San Ignacio Mini – linia M. Horianski za 9 pesos (większość autobusów jedzie drogą główną nie zajeżdżając do miasteczka) .

Na miejscu, obok przystanku autobusowego działa bardzo dobra informacja turystyczna z życzliwą obsługą prowadzącą również wypożyczalnię rowerów, cieszącą się dużą popularnością wśród przyjezdnych. Kupujemy u nich bilet na dalszą podróż do Puerto Iguazu (40 pesos linie A. del Valle), zostawiamy bagaże i idziemy do oddalonych o 300 metrów ruin bodajże najsłynniejszej misji jezuickiej.

Zdecydowanie więcej ludzi i większa komercja niż w Paragwaju. Naokoło pełno kramów                     z pamiątkami, liczni przewodnicy oferujący swoje usługi. Byłby to zbędny wydatek, gdyż w środku,    w ramach biletu, można korzystać z multimedialnych przewodników. Bilet wstępu kosztuje 30 pesos  i jest to kolejna niemiła niespodzianka cenowa, mimo że przed wyjazdem czytaliśmy w miarę aktualne relacje poprzedników.

Zgodnie z założeniami późnym popołudniem docieramy do Puerto Iguazu. Na dworcu działa przechowalnia bagażu (4÷6 pesos/dobę w zależności od wielkości bagażu).

Cena noclegów wahają się od 90 do 130 pesos/dwójkę. My wybieramy Hostel Park Iguazu za 90 pesos przy Paulino Amarante 111 (150 m. na wschód od terminalu autobusowego, ulicą obok postoju taksówek). Wybór doskonały, akurat na naszą miarę z liczną grupą turystów z plecakami w różnym wieku. Do dyspozycji gości w pełni wyposażona kuchnia, darmowy internet, przechowalnia bagażu – 5 pesos za duży box.

Czeka nas jeszcze dzisiaj decyzja co do dalszej podróży. Argentyńskie linie autobusowe oferują, wydaje mi się, niezłe połączenia do Rio de Janeiro w cenie 348÷460 pesos (od ok. 89 USD) klasy cama. Najtańsza opcja, to również bardzo luksusowe autobusy z dostępnymi jeszcze biletami na piętrze       w pierwszym rzędzie jak na platformie widokowej. Wyjazd 13:15, a w Rio o 12:30 dnia następnego. Już prawie byłem zdecydowany, gdy nagle żona przypomniała sobie, że w jakiejś relacji z podróży wyczytała o bardzo korzystnych kursach z Foz do Iguacu, po stronie brazylijskiej. Ustąpiłem i jak się okaże była to najgorsza decyzja z możliwych, ale o tym później.

21 sierpnia

Autobusy do wodospadów odjeżdżają z dworca autobusowego, za 10 pesos w dwie strony, co 20 min., od 7:20 do 19:20 i aż za bardzo punktualnie. Kierowcy nie zwracają uwagi na biegnących pasażerów i potrafią zamknąć drzwi przed nosem, co zresztą nas spotkało. Załapaliśmy się dopiero na 7:40. Po dotarciu szybko kupujemy bilety (o zgrozo po 85 pesos) i biegiem do kolejki wąskotorowej, którą przejazd jest w cenie biletu. Wszystko po to aby uniknąć tłumów przy Garganta del Diablo, czyli Gardzieli Diabła. Niepotrzebny pośpiech, gdyż i tak pierwszy pociąg odjeżdża o 8:30. Okazuje się, że w miarę pustym pociągiem jedziemy do stacji końcowej, stanowiącej początek trasy do najbardziej spektakularnego fragmentu wodospadów. W miarę energiczny marsz (czytaj szybki bieg) pozwala nam podziwiać jądro żywiołu w samotności przez dłuższa chwilę. Widok oszałamiający. W drodze powrotnej już ledwie można się przecisnąć zatłoczonym pomostem. W innych miejscach wodospadu tłum jest rozproszony, ale Gardziel Diabła jest obowiązkowym punktem każdego zwiedzającego. Serdecznie polecam punkty widokowe na Isla San Martin, na którą płynie się łódką w cenie biletu. Prysznic murowany. Inne widoki z licznych alejek spacerowych również zapierają dech w piersiach. Jeśli ktoś ma jeszcze deficyt wrażeń, można za dodatkowa opłatą podpłynąć motorówką pod wodospad i poczuć jego siłę na własnej głowie. Niezbędne będzie ubranie na zmianę.

Wodospady Iguazu, to prawdopodobnie najpiękniejsze miejsce jakie widziałem w życiu, czyli             z ponad 70 krajów które zwiedzałem. Jeśli miałbym zobaczyć tylko wodospady w Ameryce Południowej to i tak warte są tych pieniędzy wydanych na bilet lotniczy.

Ok. 16:00 musimy rozstać się z tym cudem natury. Zabieramy z hotelu bagaże, wymieniamy             w kantorze naprzeciwko informacji turystycznej nadmiar pesos i za 5 pesos (ewentualnie 3 reale)  lokalnym autobusem, z tego samego dworca autobusowego, jedziemy na brazylijską stronę do Foz do Iguacu. Na granicy musimy załatwić  niezbędne formalności, co trwa ok. 5 minut, ale autobus nie czeka więc podróż musimy kontynuować następnym, na ten sam bilet. W weekendy kursują zdecydowanie rzadziej według klucza którego nawet miejscowi nie do końca są w stanie rozpracować. W efekcie na miejsce docieramy późnym wieczorem i to nie na główny dworzec autobusowy (rodoviaria), tylko w pobliże Terminal Urbano w centrum.

Pobliskie hotele oferują dwójki w cenie 70÷85 reali z bardzo obfitym śniadaniem. Zostawiamy bagaże w hotelu, w pobliskim domu towarowym pobieramy, nie bez kłopotów (trzeba uważnie czytać komunikaty na monitorze – przedziwne zasady działania z dwukrotnym wkładaniem i wyjmowaniem karty), gotówkę z bankomatu i z Terminal Urbano za 2,2 reala jedziemy miejskim autobusem na główny dworzec autobusowy aby zorientować się w możliwościach dalszej podróży w dniu jutrzejszym.

Niestety kompletne rozczarowanie. Możliwości są dużo skromniejsze niż w Puerto Iguazu.               W sobotni wieczór połowę okienek jest  zamkniętych, a ceny wyższe od tych w Argentynie. Do Rio bilet kosztuje od 185 do 205 reali, natomiast trasę do Belo Horizonte obsługuje tylko jeden przewoźnik za 228 reali. Do Belo Horizonte autobus przyjeżdża w środku nocy, dlatego decydujemy się na najtańszy kurs do Rio z firmą Kaiowa (miejsca wygodne, ale nie leżące). Powoli dociera do nas że nie zdążymy zwiedzić Ouro Preto, Congonhas, Sao Joao del Rei i Tiradentes. Wielka szkoda. Byłoby to możliwe, ale kosztem Rio.

22 sierpnia

O 15:30 wyruszamy do Rio de Janeiro. Ostatni etap naszej podróży.

23 sierpnia

Na Rodoviaria Novo Rio docieramy po 23 godzinach. Dworzec bardzo rozległy z możliwościami podróżowania do wszystkich chyba zakątków Brazylii. Bilet do Foz argentyńskim Cruz del Norte kosztuje 171 reali, można również teoretycznie w ciągu jednego dnia zwiedzić Ouro Preto, perełkę architektoniczną z czasów gorączki złota. Luksusowy bus, za 72 reale, wyjeżdża o 23:30 i do celu dociera o 7:30. Powrót tego samego dniu o 22:00. My już jednak mamy w głowach Rio i nie decydujemy się na dodatkowe eskapady.

Zgodnie z zaleceniami przewodników, ze względów bezpieczeństwa bierzemy z dworca żółtą taksówkę i za 24 reale (cena za 2 osoby i 2 szt. bagażu) jedziemy do dzielnicy Cetate, gdzie najłatwiej o przystępne cenowo noclegi. Powstały również konkurencyjne firmy przewozowe z dworca, ale cena za taką samą trasę to  35 reali jest raczej dla naiwnych. Z polecanych w Pascalu hoteli najlepszą ofertę ma Vitoroa – 70 reali/dwójkę. Inne podobnej klasy, czyli dla niskobudżetowych turystów, dochodzą do 120. Mimo czterech noclegów nie udaje się nam uzyskać rabatu.

Komunikacja w Rio jest przejrzysta i bardzo wygodna. Metro w połączeniu z autobusami obsługuje cała okolicę. Dociera na Maracanę, do Jardim Botanico i oczywiście na wszystkie najsłynniejsze plaże. Najtańszy bilet łączony (metro + autobus) kosztuje 2,8 reala. Plan metra można dostać na stacjach wcześnie rano w specjalnym darmowym biuletynie, lub ze strony www.metrorio.com.br. Niezła jest też komunikacja autobusowa. Autobusy są dobrze oznakowane, ale trzeba wykazać się niezłym refleksem, gdyż zatrzymują się na żądanie.

24 sierpnia

Po raz pierwszy od wyjazdu mamy czasu w nadmiarze, nie musimy się śpieszyć. Na tyle dużo, aby rozsmakować się w jednym z najpiękniejszych miast świata.

Na początek Ogród Botaniczny. Oaza spokoju z pięknymi okazami egzotycznych roślin. Wśród drzew dostrzegamy liczne tukany. Ogród Botaniczny jest właściwie na obrzeżach lasu tropikalnego. Bilet wstępu – 5 reali.

Następnie schodzimy nad ocean. Spacerem, nadmorską promenada, przemierzamy najsłynniejsze plaże świata: Leblon, Ipanemę i Copacabanę. Dwie pierwsze bardzo eleganckie, piękne dziewczyny, cariocas, Copacabana bardziej dla ludu. Na zakupy polecam pobliską Av. Nossa Senhora de  Copacabana. Przecież nie można z Rio wrócić z niczym. Argumentacja taka sobie, ale dałem się przekonać. Czasożerne zakupy sprawiły, że do hotelu wracamy już wieczorem.

25 sierpnia

Autobusem z napisem „URCA”, za 2,35 reala docieramy do stacji kolejki linowej na Głowę Cukru. Wjazd na sam szczyt, w dwóch etapach, kosztuje 44 reale w dwie strony. Widok z obu poziomów jest wspaniały. Takie znamy Rio z folderów, nic ująć nic dodać – bajka. Po powrocie na dół taksówkarze oferują kurs na Corcovado i powrót do hotelu za ok. 40 reali od osoby.

My jednak mieliśmy w planach plażowanie na Copacabanie. Zdecydowaliśmy się na spacer wzdłuż wybrzeża, najpierw przechodząc Tunelem Novo, będącym przedłużeniem Av. Lauro Sodre. Przed wejściem do tunelu odwiedzamy elegancką galerie handlową Rio Sul. Ceny, oczywiście nie z naszej bajki.

Plaża wydaje się bezpieczna. Co kilkaset metrów policyjne stanowiska. Na plaży wśród kobiet królują stringi, nawet tych XXL, a wysportowani mężczyźni wyglądają jak antyczne posągi . Nie da się ukryć, wyróżniamy się ze swoimi bladymi ciałami i biurową sylwetką.

26 sierpnia

Na Maracanę jedziemy metrem. U każdego kibica wizyta w takim miejscu musi wywoływać dreszczyk emocji. Zwiedzanie zaczyna się od godz. 9:00. Wstęp na stadion kosztuje 20 reali, a do muzeum -8. Wśród zwiedzających dominują bardzo młodzi mężczyźni, przyszłość brazylijskiego futbolu. Cały kompleks obejmuje również inne obiekty sportowe.

Wizyta w centrum nie może się obyć bez przejażdżki zabytkowym tramwajem bondinho. Kurs do dzielnicy Santa Theresa kosztuje tylko 0,6 reala w jedną stronę. Tramwaj dojeżdża do rozjazdu i od razu wraca, po przełożeniu siedzeń na druga stronę. Przejazd w obie strony trwa ok. 1 godziny.

Prawdziwym ukoronowaniem zwiedzania Rio może być wizyta w zachwycającej Confeitarii Colombo, przy Rua Goncalves Dias 30. Wspaniały symbol minionej epoki – styl, szyk i elegancja. Ceny wcale nie są zbyt wygórowane. Kawa expresso – 3,6 reala, inne kawy do 5 reali, ciastka po ok. 5,5 reala, owoce morza w cieście 4-7 reali.

27 sierpnia

Z dzielnicy Catete taksówka na lotnisko międzynarodowe kosztuje 35 reali. Można również dojechać autobusem za 8 reali. Jedzie wzdłuż plaż i jedyny problem to w porę zatrzymać, gdyż nawet obok przystanku przejeżdża drugim, lub nawet trzecim pasem ruchu. Mieliśmy dużo czasu, więc udało się nam skorzystać z drugiej, tańszej opcji. W ciągu godziny dotarliśmy do Aeroporto Galeao.

Dzień powrotu. Czas na podsumowania i refleksje.

Mimo pewnych obaw podróż okazała się w pełni bezpieczna. Oczywiście żeby tak było musieliśmy przestrzegać zasad, o których wie każdy doświadczony podróżnik. Przede wszystkim należy unikać miejsc o których ktoś kiedykolwiek w relacjach z podróży napisał, że są niebezpieczne. Nocą należy unikać  pustych ulic i zaułków, nie wdawać się w dyskusje z miejscowymi, zwłaszcza na tematy kontrowersyjne. Szczególnie przed przekroczeniem granicy dokładnie sprawdzić bagaż i nie pozostawiać go bez opieki. Mądrze schować paszport, bilety, karty płatnicze i gotówkę, najlepiej w różne miejsca i tak, żeby osoba obserwująca nie mogła tego zlokalizować. Na pewno odradzam plecak podręczny, saszetkę, czy pas biodrowy z torebką. Potencjalni złodzieje to mistrzowie świata w swojej branży.

Ameryka Południowa ciągle czeka na odkrycie. W czasie całej wyprawy spotkaliśmy trzy osoby mówiące po polsku i żadna z nich nie była mieszkańcem naszego kraju. Peruwianka studiująca kiedyś w Polsce, Kanadyjka z mieszanego małżeństwa i zapalony podróżnik przemierzający świat od kilku lat. Nie wiem czy kiedyś wrócimy do Ameryki Południowej. Mam nadzieję że tak. Zbyt dużo pominęliśmy, żeby móc spać spokojnie.

28 sierpnia

Wieczorem lądujemy w Warszawie i od razu zaczynają kiełkować nowe pomysły. Chyba czas na Antypody.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u