U źródeł Nilu Błękitnego – Anna Liwyj

U źródeł Nilu Błękitnego

Anna Liwyj

Anna Liwyj U źródeł Nilu Błękitnego Nil Błękitny – rzeka ciągle do końca niezbadana, ciągle nieokiełznana. Miejscowi nazywają ją Gion, Gichon lub Abay. Rzeka – tajemnica, rzeka o dwóch źródłach. Oba znajdują się w Etiopii, kraju utożsamianym z głodem i nędzą, którego stereotyp jest silnie zakorzeniony w świadomości wielu ludzi z różnych narodów. Postanowiłam dotrzeć do źródeł i zobaczyć jak żyją mieszkańcy Abisynii. Jedno ze źródeł bierze początek w okolicach Sekele, u podnóży góry Gishe, drugie to Jezioro Tana. Do Sekele, wraz z moim towarzyszem podróży, dotarliśmy mniej więcej w połowie naszej wyprawy. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do ciekawych i wesołych Etiopczyków. Nie protestowaliśmy więc, gdy zaraz po wyjściu z samochodu otoczył nas tłumek ciekawych mężczyzn i dzieci i wszyscy chcieli się przywitać. Kobiety przyglądały się z daleka coś do siebie szepcząc. To moje gładkie, długie włosy wzbudzały ich ciekawość. Gdy uśmiechnęłam się do nich – podeszły. Początkowo tylko się przypatrywały. Po chwili jedna z nich zdobyła się na odwagę i dotknęła moich włosów. Za jej przykładem poszły następne kobiety. Rozpoczęło się badanie organoleptyczne. Każdy dotyk wywoływał w nich salwy śmiechów. Ich włosy są bardzo sztywne i aby je nieco poskromić zaplatają je w warkoczyki lub skręcają tworząc na głowie różne wzory. Po kilku minutach udało nam się w końcu wyruszyć. Na miejscu powiedziano nam, że musimy zaczekać na mnicha pilnującego wejścia. Ponieważ mieszkał on dość daleko wybraliśmy się na widniejącą w pobliżu górę – Gishe (3810 m n.p.m.). Po drodze mijaliśmy gromadki chłopców siedzących na łące i czytających wersety z Biblii napisanej w staro – etiopskim języku Gess. Gdy byliśmy daleko tylko nas obserwowali, gdy zbliżaliśmy się od razu pochylali głowy, chwytali za książeczki i zaczynali głośno recytować. Z każdym krokiem gromadka topniała i na sam szczyt dotarło z nami jedynie czterech Etiopczyków. Byli ubrani w krótkie spodenki i t-shirty, okryci byli zielonymi pledami, dorośli nosili turbany. Ubrania mieli brudne i podarte albo wielokrotnie łatane. Ponieważ nie znali ani słowa po angielsku starali się odgadywać nasze myśli. Pokazywali nam różne owady i rośliny, wskazywali najłatwiejszą drogę, podawali kij, aby łatwiej było się wspinać. Gdy wróciliśmy okazało się, że nie możemy wejść, gdyż jesteśmy nieczyści. Aby móc skorzystać z uzdrawiających właściwości wody, nie wolno nic wcześniej spożywać, uprawiać seksu przez 48 godzin, a kobieta nie może być w okresie menstruacji. O tym, że zjedliśmy rano śniadanie uprzejmie poinformował mnicha nasz kierowca. Pozostałych warunków nie sprawdzili albo rozmowy na ich temat nie zostały nam przetłumaczone…Po długich negocjacjach udało się wejść mojemu koledze, ja zaczekałam na zewnątrz, razem z innymi przyklejona do muru próbując coś dojrzeć. Źródła, aby ułatwić nabieranie wody, zostały obmurowane, a woda sączy się cienką strużką. Rzeka u źródeł, płynąca powoli wąskim korytem, w niczym nie przypomina potężnego Nilu w dolnym jego biegu. Etiopczycy natomiast uznają je za prawdziwe źródła Nilu Błękitnego i czczą to miejsce jak święte. Przybywają tu z najodleglejszych zakątków kraju w nadziei, że święta woda pomoże im odzyskać zdrowie. Rano obmywają się nią, a niektórzy napełniają plastikowe baniaczki, aby zabrać ją dla najbliższych. Następnym etapem naszej podróży był Bahir Dar, położony nad Jeziorem Tana. Droga tam wiedzie przez przełom Nilu Błękitnego porównywany wielkością i urodą do Wielkiego Kanionu Kolorado. Głęboki na 1 km jest największym kanionem w Afryce. Wraz z wysokością pokonuje się również duże różnice temperatur i wilgotności. Samo Jezioro Tana jest największym jeziorem etiopskim (3673 km2), położonym na wysokości 1830 m n.p.m., usiane jest małymi wysepkami. Część z nich jest niezamieszkana, jednak na większości z nich znajdują się klasztory, założone kilkaset lat temu. To miejsce oficjalnie uznane za źródła Nilu Błękitnego. Nie przypomina on swym charakterem swego brata – Nilu Białego. Jest kapryśny i nieprzewidywalny. Jego nurt przez długie lata pozostawał niezbadany. Wielu śmiałków próbowało spłynąć rzeką, jednak ze względu na olbrzymie katarakty niewielu to się udało. Płynie we wszystkie cztery strony świata zataczając ogromną pętlę. Według Etiopczyków kreśli znak krzyża. Ci, którzy mieszkają w pobliżu składają mu ofiary, aby zjednać sobie łaski ducha zamieszkującego rzekę. Pierwszy poznany przez nas Etiopczyk, policjant pilnujący porządku na lotnisku, powiedział o swych rodakach „We are chocolate”. I tak już zostało – od tej pory mówiliśmy na nich pieszczotliwie „czekoladki”. Piękne kobiety, smagli mężczyźni i urocze dzieci. Wszyscy mają duże oczy i czekoladową karnację. Zawsze uśmiechnięci i ciekawi świata. Gdy spotykaliśmy ich w górach lub mniejszych wioskach nie można było przejść obok, aby nie zatrzymali się, nie podali ręki, nie próbowali o coś się spytać. Sami witają się podając sobie ręce i jednocześnie 3 lub 4 – krotnie dotykając skroniami, na przemian lewą i prawą. Dzieci trzymając nas za rękę odprowadzały nas pod sam hotel. I dorośli i dzieci muszą ciężko pracować. Tylko niektórzy mają woły, które zaprzęgają w drewniane brony, aby zaorać pola pod zasiew. Część z nich musi to robić własnymi rękami. Praca na polu to zajęcie mężczyzn, pomagają im w tym 7-12-letni chłopcy, ich synowie. Kobiety pracują w domu, dbają aby zawsze była woda i drzewo do paleniska. To wbrew pozorom nie jest łatwe zadanie w kraju, gdzie prawie wszystkie rzeki w porze suchej wysychają. Po wodę i drzewo trzeba niejednokrotnie iść kilka kilometrów. Praktycznie wszędzie można spotkać grupki ludzi podążających w jednym kierunku. Idą oni na targ odbywający się raz lub dwa razy w tygodniu w większej wiosce położonej przy głównej drodze. Wyruszają o świcie, wracają o zmierzchu lub następnego dnia. Zawsze obładowani albo towarem na sprzedaż albo zakupami. Etiopczycy są bardzo przyjacielscy, gościnni i pomocni. Często zdarzało nam się być zaproszonymi do domów na obiad czy kawę. A kawa jest wyśmienita… Ziarno kawy jest głównym produktem eksportowym Etiopii. Krzaki kawy rosną dziko niemal wszędzie a ich największe plantacje znajdują się w regionie Keffa w południowo – zachodniej części kraju. Uważa się, że to stąd właśnie pochodzi jej nazwa. Ceremonia parzenia kawy przypomina przygotowywanie herbaty w Japonii. Parzenie kawy to zawsze rola kobiety. Ziarna kawy przed ich smażeniem na patelni należy najpierw dokładnie umyć. Podczas parzenia wachluje się liśćmi nad patelnią powodując, że aromatyczny zapach kawy roznosi się wokół i jeśli nawet do tej pory ktoś nie miał ochoty na kawę to w tym momencie na pewno jej nabierze. Po usmażeniu kawę przesypuje się do miski, gdzie tłucze się ją moździerzem, po czym wsypuje do czarnego, glinianego dzbanka i zalewa gorącą wodą. Gdy kawa się parzy na patelnię wrzuca się kawałki żywicy lub pali się aromatyczne zioła. Kawę pije się z malutkich filiżaneczek, bardzo mocną, najczęściej z cukrem. Dziwili się bardzo, gdy ja piłam ją gorzką. Ja natomiast dziwiłam się, że kawę można pić z solą. Innego dnia z wdzięczności za podwiezienie zostaliśmy zaproszeni na kolację. Specjalnie na tę okazję nasz przygodny znajomy kupił kozę, która przejechała z nami 2 dni na dachu samochodu. Do kolacji zasiedli dorośli członkowie rodziny, dzieci przyglądały się z boku. Kolację rozpoczął gospodarz urywając kawałek indżery, którą nabrał mięso i podał je swojej żonie do ust. Jest to dowód jego miłości i szacunku dla niej. Indżera, narodowa pot
rawa Etiopczyków, przygotowywana jest ze sfermentowanego tefu i podawana do każdej potrawy. Tego wieczoru to był mój pierwszy raz. Podczas dotychczasowych podróży nie miałam problemów z próbowaniem miejscowych specjałów. Tym razem było inaczej. Indżera nie zachęca do degustacji już samym wyglądem – jest szaro-bura o konsystencji gąbki. Ma kwaśny smak, a jej nieprzyjemny zapach długo utrzymuje się na dłoniach. Placki indżery je się bowiem rękami. Kęs za kęsem, starając się nabierać jak najwięcej mięsa i sosu i suto zakrapiając tajem, lekkim alkoholem robionym z miodu, dobrnęłam do końca. Wszyscy, i gospodarze i ja, byli szczęśliwi. Etiopia, zamieszkana przez prawie 70 mln ludzi, to kraj bardzo zróżnicowany etnicznie. Mieszkają tu Amharowie, ludy Oromo, Somalijczycy, Tigrayczycy, stanowiące ok. 80%

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u