Sudan Południowy – Jan Węgrzyk

Sudan Południowy

Jan Węgrzyk

26 I 2008r. sobota

1 dzień

11.30 jedziemy do Wiednia. Na lotnisku jesteśmy o 16.15. Lecimy do Sudanu. Z Tutkish Airlines mamy bilety do Khartoum. Cena za bilet 2150 zł. Bagażumożna zabrać 30 kg, oraz jeden podręczny. Mój plecak waży 26 kg (15 kg jedzenie).

Wizy do Sudanu załatwiliśmy w Berlinie (Kurfurstendamm 151.Tel.(030)48-8906980. www.botshaftsudan.de ). Koszt wizy 45 Eu i ok. 10 dni czekania.

O 18.00 startujemy. Po 2 godz. lądujemy w Istanbule. Zmiana czasu, 1 godz. do przodu. O 23.10 lecimy do Khartoum. 4.30 lądujemy i znów 1 godz. do przodu. Przy odprawie celnej zrobili mi na torbie żółty krzyżyk, co oznacza że muszą sprawdzić zawartość, ale nie było problemu.

27 I 2008r. niedziela

2 dzień

Po małym targowaniu za 30 SDD (funt sudański) TAXI pojechaliśmy do Hotelu Khalil. Na lotnisku wymieniliśmy pieniążki, 1 USD = 2,075 SDD. W hotelu jesteśmy o 6.40. Nocleg w pokoju 2 osobowym wynosi 27 SDD. Po krótkiej drzemce poszliśmy do 5M Rent A Car Co. (Catrina St. 5M Building, Khartoum. www.5mrentacar.com ). Zamówiliśmy samochód na wyjazd na południe. Po załatwieniu permitów dostaniemy na nasz 20 dniowy wyjazd Toyotę Hilux. Potem załatwiamy zameldowanie. Trzeba wypełnić formulaże ze swoimi zdjęciami i mieć zaświadczenie ze swojego hotelu, no i zapłacić 50 USD. Następnie skromne zakupy: 0,6 l woda = 0,5 SDD,1,5 l woda = 1,5 SDD, sok 0,6 l = 1 SDD. Dziś zarzywamy Lariam przeciw malarii.

28 I 2008r. poniedziałek

3 dzień

Rano, po śniadaniu poszłem na internet: 30 min. = 1SDD, chodzi nawet przyzwoicie szybko. Przed 14.00 treba odebrać paszporty z zameldowaniem. Bez problemu.Niestety o tej godzinie permitów już nie ma szansy załatwić. Zrobiliśmy ksera naszych paszportów i łazimy po mieście. Jak na Sudan nie jest gorąco, ok. 25 stopni w południe.

29 I 2008r. wtorek

4 dzień

Już o 7.00 wstajemy. Idziemy do Ministerstwa Turystyki po permity na fotografowanie. Sprawdzili trasę naszego wyjazdu i bez problemu ostemplowali nasze permity. Potem bjegniemy to wszystko kserowac. Idziemy do High Security załatwiać permity na wyjazd do południowego Sudanu. Na permitach wypisałem wszystko drobnym maczkiem bardzo szczegółowo. Początek bardzo fajny. sprawdzili wszystko wg mapy i po kilku pytaniach: skąd i jakie będziemy mieli auto i jak długo będzie trwał nasz wyjazd. Dostaliśmy pierwszą pieczątkę. Idę do samego szefa. Przeczytał i powiedział że za dokładnie. Trzeba napisać wszystko od nowa z pominięciem wiosek przez które będziemy jedynie przejeżdżać. Napisaliśmy i znów od początku. Pierwsza pieczątka wbita bez problemu. “Big boos” czytał i sprawdzał dziesięć razy, potem powiedział że wszystko musi dokładnie sprawdzić i mamy przyjść jutro o 10.00. Potem pojechaliśmy do Omdurmanu. Bardzo fajna część stolicy. Przed 20.00 wróciliśmy do hotelu.

30 I 2008r. środa

5 dzień

Po śniadaniu idziemy do High Security. Dokładnie o 10.00 dostaliśmy nasze permity odpowiednio ostemplowane, życzyli nam udanego wyjazdu. Permity trzeba skserować. Poszliśmy do 5M załatwiać auto. Według wcześniejszych ustaleń dostaliśmy prawie nową Toyotę Hilux 2800 diesel. Wyjazd na 20 dni. Nasza trasa przejazdu: Khartoum, Kusti, Al Obejd, Dilling, Kadugli, Wau, Tambura, Yambio, Rumbek, Wau i do Khartoum. Cennik: 1 dzień 110 USD, każdy przejechany kilometr 0,5 USD, dostaliśmy 100 km gratis na każdy dzień. Jeden litr oleju napędowego na północy kosztuje 0,5 USD. Pakowanie przed wyjazdem. Zakupiliśmy 160 litrów wody na nas dwóch. Jutro o 7.00 jedziemy na południe. W 5M zapłaciliśmy 2 000 USD zaliczki i spisali umowę o wynajem auta z kierowcą.

31 I 2008r. czwartek

6 dzień

O 6.40 przyjechało auto. Ładujemy naszą wodę i plecaki do auta. Zatankowaliśmy 160 litrów paliwa (70 l do baku i 90 l do dwóch beczek). Po wyjechaniu z Khartoumu trzeba zapłacić 8,5 SDD za jazdę po asfaltowej drodze. W Kustii zatankowaliśmy 47 litrów (1 l – 1,0 SDD). W Al Obejd paliwo kosztuje 1l – 1,11 SDD. Do Kadugli przyjechaliśmy ok. 18.00. Najpierw trzeba pojechać na policję zgłosić nasz przyjazd. Skoro świt mamy wyjechać z Kadugli. Pojechaliśmy do hotelu. Jest miejsce. Nocleg kosztuje 40 SDD za pokój dwuosobowy. Rozciekła się większa beczka na paliwo (50 litrowa), ok. 30 litrów wypłynęło

1 II 2008r. piątek

7 dzień

Po 6.00 wstajemy. Kierowca pojechał szukać nowej beczki. Kupił 40 litrową za 18 SDD. Jedziemy na policję zgłosić że wyjeżdżamy do Wau. Na permicie szef policji napisał że możemy jechać. Jedziemy na południe przez tereny plemienia Nuba, przez wioski Hamra, Buran i wiele małych osad. Widoczki piękne. Droga bardzo ciężka. Ok. 13.00 jesteśmy przed Qrdud – przejechaliśmy ok. 90 km. Zatrzymali nas żołnierze SPLA (Armia Wyzwolenia Sudanu). Sprawdzają nasze dokumenty ponad godzinę. Jedziemy dalej na południe w towarzystwie trzech żołnierzy. Po kilku minutach dojechaliśmy do dowództwa SPLA. Ogromna ilość wojska. Jest godzina 15.30.Dowódca SPLA powiedział że tędy niema szansy dodechać do Bentiu, gdyż parę kilometrów dalej jest bardzo niebezpiecznie. Na teren Dinków weszli ludzie Baggara i od kilku tygodni są walki. Musimy wracać do Kadugli. Wracając spotkaliśmy grupę ludzi z plemienia Fellata. Przed 20.00 wróciliśmy do hotelu w Kadugli.

2 II 2008r. sobota

8 dzień

Przed 9.00 jedziemy na policję. Dowiedzieliśmy się że do Bentiu musimy jechać przez Muglad. Na permicie napisali nam nowy list który upoważnia nas do przejazdu przez Western Kordofan – tego rejonu nie mamy w permicie. Bardzo piękne widoki i dosyć dobra droga. Ok. 14.00 zaczęły się bagna i ogromne ilości ptaków. W koło ogromne ilości wody, drzew i zarośli. Jesteśmy na terenie plemienia Nuer. Są pierwsze wioski. Do Bentiu dotarliśmy przed 17.00 i odrazu jedziemy na policję. Długo nie było szefa, po 2 godz. przyszedł. Sprawdził nasze dokumenty – wszystko jest w porządku. Tutaj 1 litr paliwa kosztuje 2,4 SDD. Jedziemy z nim do hotelu. Hotel to kilka wojskowych namiotów w dobrym stanie, jest światło, a nawet restauracja i piwo kenijskie i etiopskie po 5 USD. Przyjechało kilku żołnierzy by pilnować nocą hotelu. Nocleg kosztuje 60 USD.

3 II 2008r. niedziela

9 dzień

O wschodzie wstajemy i jedziemy na policję. Dali nam do ochrony jednego młodego policjanta i jedziemy do wiosek Nuerów. Jest super. Fajne tradycyjne wioski i pełno rybaków Nuerów łowiących na dzidę. po południu jedziemy w kierunku Wau. Skończyły się bagna i tereny Nuerów. Zbyt późno wyjechaliśmy i do zachodu słońca zdążyliśmy przejechać 130 km. dosyć dobrą drogą. Zatrzymaliśmy się na nocleg w buszu. Zrobiłem ognisko i kolację. Jest już bardzo ciemno, po 20.00. w oddali zauważyliśmy kilka światełek jakby z pochodni. Po godzinie światełek przybyło i są znacznie bliżej, ale nic nie słychać. Kierowca wołał żeby ci z pochodniami podeszli do nas. Niestety pochodnie były coraz bliżej. Kompletna cisza. Kierowca powiedział że jest bardzo źle. Śpimy w aucie, my ma tylnym siedzeniu, a kierowca za kierownicą gotów do jazdy.

4 II 2008r. poniedziałek

10 dzień

Przed 6.30 wstajemy. Chodzę po buszu. Odkryłem skąd w nocy były te światełka – na pniach drzew były wielkie kolonie termitów. Pakujemy się i przed 8.00 jedziemy do Wau. Mamy niecałe 200 km. Po przejechaniu połowy drogi zatrzymuje nas policja. W małej wiosce jest inspekcja szefa policji z Khartoumu. Sam szef sprawdza nasze dokumenty. Wszystko pasuje, ale tędy do Wau nie można jechać. Między Dinka i Baggara jest wielki konflikt i nie tylko ten. Jest bardzo niebezpiecznie. Szef policji chciał mapę. Z tyłu permitu napisał nam list uprawniający nas do przejazdu przes Southern Darfur. Wypisał nam i namalował jak jedynie i bezpiecznie możemy dojechać do Wau:do Muglad, potem Ed Da’ein, przez Raga i do Wau, w sumie ok. 750 km zamiast 100 km. Nie ma wyjścia, jedziemy do Muglad. Tankujemy, 1 litr = 1,45 SDD. Jedziemy na zachód do Darfuru, do Ed Da’ein. Prawie przez cały czas droga była dobra. Przed 18.00 przyjechaliśmy do wioski Abu Matarig. Tu mieszka mieszanka ludzi z calego Darfuru,która straciła wszystko. Rdzenni mieszkańcy są bardzo czarni.Wszyscy chcą być na zdjęciach. Z jednym człowiekiem z wioski jedziemy na nocleg do osady Baggarów. W sumie śpimy z Baggarami w buszu pod gołym niebem. Jest bardzo fajnie.

5 II 2008r. wtorek

11 dzień

6.00 wstajemy i już mamy dobrą herbatę od Baggarów. O 7.30 jedziemy. Kierowca pomylił drogę. O 11.00 wróciliśmy z powrotem. Kierowca dogaduje się po arabsku jak dojechać (po angielsku nikt nie umie, a kierowca może z 15 wyrazów). Malują mu na piasku drogę i coś tłumaczą. Znów pojechaliśmy źle; wracamy. Jakiś Baggara jedzie kawałek z nami. Jak się okazało Baggara przekonali kierowcę żeby pojechał na skrót, bo jest szansa późnym wieczorem dojechać do Wau. Przed 15.00 zatrzymują nas SPLA. Dalej jedzie z nami młody żołnierz. Przed nami bagna, a przez nie jest mostek z patyków. Za przejazd trzeba dać 100 USD. Okazało się że jesteśmy w Safaha. Wjechaliśmy na bardzo niebezpieczny teren. Po drugiej stronie bagien, czyli rzeki

Bahr Al Arab zatrzymujemy się na policji. Jest bardzo źle. Jadą z nami do jakiegoś ważniaka, który ryczy po nas co my tu szukamy, bo tu nasze permity nie są ważne bo jest wojna. Robią nam kontrolę bagaży. Potem jedziemy do jakiegoś wysokiego policjanta, on powiedział że od nas nic nie chce i nie może z nami nic zrobić, mamy się wynosić. Jest już noc. Aresztowano nas. Zawieźli nas do jakieś wioski, chyba Mashar. Śpimy na ziemi, na jakimś podwórzu. Pilnuje nas kilku ludzi z kałachami. Wszystko nam zabrano.

6 II 2008r. środa

12 dzień

O świcie wstajemy i musimy siedzieć na krzesłach na środku wielkiego placu. O 9.00 mamy iść na sąd wojskowy do pułkownika. Punktualnie o 9.00 idziemy. Sprawdza nasze paszporty i permity, pyta co my tu robimy. Powiedziałem mu że jestem 25 raz w Afryce, że jestem turystą i robię zdjęcia plemionom i przyrodzie. Pokazałem mu swój paszport pełen afrykańskich wiz. Jesteśmy wolni i wszystko mają nam oddać. Powiedział że mamy jechać do Aweil, do jakiegoś ministra po list uprawniający nas do pobytu w dystrykcie Northern Bahr Al Ghazal. Pojechaliśmy z dwoma żołnierzami. Ok. 12.00 jesteśmy w ministerstwie. Po niecałej godzinie zostaliśmy przyjęci, ale kierowcę nie wpuszczono. Minister powiedział że w tym dystrykcie i prawie całym południu jest niedobrze, że wciąż trwają walki od września ubiegłego roku, ale napisze nam ten list. Chciał paszporty, a potem spytał czym podróżujemy. Powiedziałem że w Khartoumie w 5M wynajęliśmy auto z kierowcą. Kazał zawołać kierowcę. Jak go zobaczył to powiedział że jest z północy, nie ma tutaj szans i nie da nam żadnego listu, że jest bardzo źle. Na koniec powiedział że zaraz mamy jechać do Khartoumu, bo jest bardzo niebezpiecznie. W towarzystwie tych samych żołnierzy pojechaliśmy w kierunku Khartoumu. W Safaha (Kir) zostaliśmy zatrzymani przez niewiadomo kogo, ni to SPLA, ni to security. Zabrano nam kluczyki z auta i kazali czekać na szefa. Za kilkanaście minut przyszedł – nazywali go doktor-inspektor. Był ostro po narkotykach. Zaczął nas przesłuchiwać. Stwierdził że jesteśmy agentami bo mamy dobre mapy, notes, dwa długopisy i za dużo sprzętu fotograficznego (po dwa aparaty). Ryczał i zataczał się za swoim biurkiem. Ryczał że może z nami zrobić wszystko co chce i tak nas zabije. Kierowcy kazali zostawić wszystko i wsiadać do auta z kilkoma uzbrojonymi w kałachy i noże bandziorami. Pojechali. Doktor-inspektor się rozkręcał, chciał narkotyków, ale nie mieliśmy. Kazał wysypać na jedną kupę wszystkie nasze bagaże, razem z tym co mamy w kieszeniach. Potem przyszło jeszcze paru i zaczęli się dzielić naszymi rzeczami, bo nam już nie będą potrzebne. Zabrali wszystko, dokumenty i pieniądze. Po godzinie przyjechało nasze auto, ale bez naszego kierowcy, był tylko jeden bandzior. Zapytałem go co z naszym kierowcą, głupio się uśmiechnął i pokazał że już po nim. Doktor-inspektor wyszedł, a bandziory kazali nam kłaść się na ziemi i spać. Całą noc pilnowało nas kilku bandziorów. O spaniu nie ma mowy.

7 II 2008r. czwartek

13 dzień

Po nieprzespanej nocy wstajemy. Pytam o kierowcę nikt nie chce gadać. Przed 8.00 przyszli po nas z kałachami. Musimy się przenieść do innej chaty. Kazali nam zabrać po kilka konserw i nasze wody. Przyszedł doktor-inspektor i przyniósł nam po Pepsi. Powiedział że mamy siedzieć cicho i daleko od wejścia. Był jakiś sympatyczny. Objecał że po południu nas odwiedzi i porobimy sobie dużo zdjęć. Nasze auto gdzieś odjechało. Atmosfera stała się luźniejsza, nawet ci którzy nas pilnowali chodzili jakoś daleko od naszej chaty. Usłyszałem że przyjechały jakieś dwa auta. Popatrzyłem przez dziurę w ścianie i zobaczyłem dwa Nissany Patrole z dużym napisem UN. W głebi podwórza za chatą jakaś narada. Nas pilnują, często ktoś wchodzi zobaczyć co robimy, ale my grzecznie bez słowa siedzimy tam gdzie nam kazano.W mojej głowie rewolucja, myślę ostro co tu robić. Grupa z UN wychodzi z za chaty i idą do aut. Mam do nich niecałe 20 m. Wyskoczyłem z chaty prosto do nich. To była jedyna szansa na wolność. Bandziory zgłupieli i nic nie mogli zrobić. Grupa z UN też była zaskoczona. W skrócie powiedziałem skąd jesteśmy i co się wydarzyło.UN musieli odjechać, są tylko obserwatorami. Myśleliśmy co teraz będzie. Przyszli bandziory, byli jacyś mili. Zapytałem o kierowcę. Powiedzieli że zaraz będzie. Przyjechało nasze auto, podobno przyjechał nim nasz kierowca, ale to nie była prawda. Chcieli żebyśmy poszli z nimi do wioski, nie podobało mi się to i nie poszliśmy. Coś ich hamowało przed poprzednim hamstwem. Pilnowali nas bardzo. Idziemy spać, a z nami dwóch bandziorów.

8 II 2008r. piątek

14 dzień

Nawet się wyspałem. Przyszedł żołnierz z UN przedstawił się i powiedział że pomogą nam się wydostać, że powiadomiono już polski rząd, Konsula Honorowego w Khartoumie, ambasady w Berlinie, Kairze i Najrobi. Musiał zaraz odejść. Zawołano mojego kolegę do generała armii, który był na wczorajszej naradzie z UN. Kolega po chwili wrócił. Ja chciałem poznać generała i poszedłem do niego, nie było problemu. To generał był hamulcem w poczynaniach bandziorów. Generał zrobił na mnie dobre wrażenie. Też o nas nic nie wiedział. Potem wyszliśmy na całe 10 min. na spacer w obrębie 5 chatek, oczywiście pilnowali nas z kałachami. Generał poszedł pojeść, a bandziory chcieli nas wywieść do wioski. Zjawił się generał, spytałem go czy mamy jechać. Powiedział że nie ma mowy bo nas zastrzelą. Bandziory poinformowali nas że generał zadzwonił po UN i zaraz będą. Poszliśmy do generała odebrać nasze rzeczy. Przyszło kilku bandziorów, generał powiedział im że trzeba nam wszystko oddać, ale nie sprzęt fotograficzny. Oprócz tego zabrano nam: mapy, dokumenty z auta, pisma od policji i wojska uprawniające nas do poruszania się na danym terenie. Musiałem pertraktować z generałem. Powiedziałem mu że objektywy to nie sprzęt fotograficzny, zaczął je oglądać, patrzył przez nie i stwierdził że faktycznie bardzo źle przez nie się patrzy i zdjęcia by nie wyszły, więc mi je oddał. Potem powiedziałem mu że aparaty są bardzo drogie i minie wiele czasu zanim je sobie odkupię, a zdjęcia muszę robić bo to moje hobby i czy możemy się podzielić – ja jeden i on jeden. Przyznał rację i się zgodził. Koledze też oddał jeden aparat. Chciał zabrać wszystkie filmy. Stwierdziłem że jak już mam jeden aparat to bez filmów jest do niczego. Powiedział że jesteśmy w rejonie walk i musi zabrać wszystkie wypstrykane filmy.

Na szczęście nikt z tamtejszych nie mógł odróżnić filmu wypstrykanego od nowego, więc ja wziąłem wypstrykane i kilka nowych. Niestety generał wziął sobie jeszcze trzy wypstrykane filmy. Przyjechało nasze auto, ale nie nasz kierowca i kazali nam wszystkie nasze rzeczy załadować do auta w którym już siedziało kilku uzbrojonych bandziorów. Chcieli nas zawieść do UN. Nie zgodziliśmy się. Generał przyznał rację i sami pojechali po UN. Bardzo szybko wrócili, razem z żołnierzami UN. Poszliśmy przed oblicze generała na oficjalne przekazanie zakładników. Musieliśmy powiedzieć co nam oddano, a co zabrano to przemilczeć. Zadawali nam różne pytania. Poszliśmy do naszego auta i pojechaliśmy nad rzekę z dwoma żołnierzami UN i kilkoma bandziorami. Na małej tratwie z beczek i patyków, za pomocą liny przepłynęliśmy na drugą stronę rzeki. Tam czekały dwa auta UN. Jechaliśmy przez wioskę, a miejscowi ludzie strzelali do nas palcami. Pojechaliśmy do bazy UN w Aweil. Wreszcie byliśmy wolni. Potem pojechaliśmy do ICRC (Czerwony Krzyż). Pytano nas o wszystko, od początku wyjazdu do końca. Wszyscy wszystko zapisywali. Kolacja i wracamy do UN. Pierwsza kąpiel od 10 dni. Wracając do naszego mieszkania-kontenera w bazie UN pobłądziliśmy – wszystkie kontenery są takie same.

9 II 2008r. sobota

15 dzień

Poszliśmy do grupy UN z Kenii, na śniadanie. Poznaliśmy już prawie całą bazę UN. Dziś dzień na luzie. Żołnierze z UN którzy po nas pojechali byli prawie pewni że odbiorą nas martwych. Cały rejon Northern Bahr Al Ghazal jest bardzo niebezpieczny, nadal trwają walki. Strzelają nawet do żołnierzy z UN i często trzeba zakładać kamizelki kuloodporne. Wioska w której byliśmy przetrzymywani po arabsku nazywa się Safaha, co znaczy “bandyta”, “bardzo zły człowiek”, przez to wcześniej jej mieszkańców nazywałem – bandziory, w sumie byli nimi naprawdę. Wieczorem zaproszono nas na imprezę – kilku żołnierzom UN skończył się kontrakt i wracają do domów. Było super. Jutro rano przewiozą nas do Wau. Pożegnaliśmy się ze znajomymi z ICRC i niektórymi z UN.

10 II 2008r. niedziela

16 dzień

O 6.00 wstajemy i pakujemy się. Ok. 7.00 podjechały dwa Nissany Patrole UN. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi – przyszło sporo ludzi. Odjeżdżamy do Wau. W pierwszym aucie Policja UN, my w drugim. Przez całą drogę nadawali do baz w Aweil i w Wau o tym co się dzieje i gdzie jesteśmy. Piękna przyroda. Tuż za Aweil z auta lepiej nie wychodzić, jest pełno min. Minęliśmy wiele aut które zjechały z drogi i miały pecha. Po drodze minęliśmy dwa wysadzone mosty i zniszczone tory kolejowe. Pojechaliśmy do wiosek plemienia Dinka. Tradycyjne wioski, wyglądają jakbyśmy się cofnęli w czasie – pełno gołych dzieci i bardzo mało dorosłych ludzi. Zrobiłem dużo zdjęć. Jest pięknie. Ludzie wyglądają niesamowicie. Tu jest spokojnie, ale w każdej chwili może być gorąco. Dosyć późno przyjechaliśmy do Wau. Szukamy hotelu, ponoć są dwa. Nocleg kosztuje 220 USD w dwuosobowym pokoju. Nas przedstawiono jako UN i zapłaciliśmy 100 USD. Nie sprawdzili nam wogóle dokumentów. Poszliśmy na miasto, na targ, ale już prawie nic nie ma. Miasteczko jest spokojne. Późno wieczorem poszliśmy na piwo do naszego hotelu, kosztuje tylko 5 USD. O tej porze lepiej nie chodzić po mieście.

11 II 2008r. poniedziałek

17 dzień

Rano idziemy do bióra lotniczego BDR zapytać o samolot do Khartoumu. Bilet kosztuje 167 USD. O 14.00 mamy być na lotnisku. Chodzimy po mieście, kompletna sielanka. Mówili nam że czasami jest spokuj, ale trzeba uważać. Po 13.00 mini TAXI za 10 USD pojechaliśmy na lotnisko. Lotnisko wygląda strasznie. Na płycie lotniska jest pełno wraków zniszczonych samolotów. Opłata lotniskowa 10 USD. W hali lotniska kompletny śmietnik. Długo czekamy. Przyleciał samolot i lecimy do Rumbka z dwoma rannymi cywilami. Lecimy nisko – widoki z okna piękne. Lot trwa ok. 1 godz. W Rumbku mała przerwa. O 19.20 startujemy. Lecimy do Khartoumu. Lot trwał 3 godz. i 30 min. Na lotnisku czekał na nas masz Honorowy Konsul – Dr Hussein. Pojechaliśmy do jego domu. Jest też jego syn z polski i przyszła Pani Gosia. Parę dni wcześniej, gdy Konsul się o nas dowiedział, zdobył nr telefonu do doktora-inspektora. Zadzwonił i pytał o nas. Powiedziano mu że my już nie żyjemy. Dr Hussain załatwiał już lodówki na nasze zwłoki. Następnego dnia pod wieczór dostał telefon że jesteśmy żywi i zdrowi w UN w Aweil, niestety oprócz kierowcy. To było bardzo sympatyczne spotkanie.

12 II 2008r. wtorek

18 dzień

Po 1.30 Dr Hussein wraz z synem zawieźli nas na lotnisko. Pożegnaliśmy się. O 3.00 wpuszczono nas na lotnisko. Prawie bez odprawy poszliśmy do wejścia. Ok. 6.00 Turkish Airlines lecimy do Istanbułu. Za zmianę terminu lotu zapłaciliśmy 100 USD i 10 USD opłaty lotniskowej. O 9.45 wylądowaliśmy. Zmiana czasu, minus 1 godz. Czekamy na samolot do Wiednia. Punktualnie o 15.45 startujemy. Ok. 17.10 jesteśmy w Wiedniu. Znów zmiana czasu, minus1 godz. Jedziemy do Hotelu Wilchelminenberg i idziemy na kolację.

13 II 2008r. środa

19 dzień

Śniadanie. Trochę szwendamy się po Wiedniu. O 12.00 jedziemy samochodem do Polski. Ok. 17.00 jestem w domu.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u