Słodka miętowa herbatka, czyli jak smakuje Maroko – Magdalena Kamieniecka, Rafał Sadowski

Słodka miętowa herbatka, czyli jak smakuje Maroko

Magdalena Kamieniecka, Rafał Sadowski

Magdalena Kamieniecka Rafał Sadowski Słodka miętowa herbatka, czyli jak smakuje i pachnie Maroko

Informacje ogólne

Czas wyjazdu 13.08 – 02.09. 2006. Szczyt sezonu – trafiamy na czas największych upałów i najwyższych cen.

Trasa: Malaga (Hiszpania) – Melilla – Oujda (Maroko) – Fez – Rissani – Merzouga – Marrakesh – wodospady Cascadas d’Ouzoud – przełęcz Tizi n’Tichka i Ait Benhaddou – Marrakesh – Essaouira – Tanger – Chefchaouen – Tanger – Tarifa (Hiszpania) – Algeciras – Malaga

Temperatura: Wyjątkowo upalne dni. Marokańczycy przyznają, że temperatury są wyższe niż zazwyczaj. W Marrakeshu – ok. 40ºC w cieniu, Essaouira – zdecydowanie chłodniej, duża wilgotność. Pustynia (Merzouga) w dzień bardzo upalnie i sucho (brakuje sił na cokolwiek), noc na pustyni ciepła, śpimy pod gołym niebem pod kocami.

Koszty: podane ceny dla 1osoby, jeśli dla dwóch to zaznaczono. Ceny noclegów dla pokojów dwuosobowych.

Kurs walut: Stały kurs w całym Maroku – 1€=10,68 DH. Przeważnie wymieniamy pieniądze w bankach, dwa razy w Western Union (siedziby przy poczcie, kurs niewiele niższy)

Transport: Przelot Warszawa – Malaga – Warszawa – Norwegian Airlines (830 zł; StaTravel, ul. Krucza W-Wa, www.norwegian.no). Malaga (Hiszpania) – Melilla (Maroko) nocny prom 35,65 €. Powrót z Maroka do Hiszpanii: wodolot Tanger – Tarifa (w cenie biletu przejazd autobusem do Algeciras – 310 Dh = 29 €) + autobus Algeciras – Malaga 9,94 €)

Koszty transportu w Maroku: Autobus Rissani – Marrakesh: 140 Dh = 13€ – 10h; Oujda – Fez: 70 Dh = 6,5 € – ok 6h. Pociąg Marrakesh – Tanger: 190 Dh = 18 € miejsce siedzące. Wynajem małego osobowego samochodu 2 doby – 800 Dh = 75 € + cena paliwa zbliżona do cen polskich – 1 Litr = 11,8 Dh – ok. 1 €

Jedzenie: Hiszpania: Śniadanie tost, sok z pomarańczy, kawa – 6 €; Obiado-kolacja: tortilla + sok 7 €; butelka wody 1,5l – 2 €; Maroko: Obiado-kolacja: tajin + coca – cola ok. 40 Dh

Nocleg: Pokój 2 os. z łazienką w hotelach 2-3 gwiazdkowych – ok. 200-300 Dh za pokój = ok. 20-30 €

Relacja z podróży

1 dzień, 13.08 Niedziela Warszawa – Malaga (Hiszpania)

Lot trwa 4 h. Wylot rankiem 6.05 z lotniska Etiuda. Z lotniska autobusem (nr 19/1€) jedziemy do miasta na dworzec autobusowy, skąd pieszo idziemy do centrum. Wygodniej jest wysiąść bezpośrednio w ścisłym centrum – na Paseo del Parque. Hotel Castilla Guerrero c/ Cordoba 7 (www.hotelcastillaguerrero.com). Bardzo dobre warunki – łazienka TV i AC – 60 €/2os. Cena jest o kilka euro wyższa w związku z początkiem trwającej 9 dni Feria de Malaga.

Miasto, przyozdobione girlandami, tętni życiem, całą noc i cały dzień. Kobiety ubrane w oryginale falbaniaste tradycyjne suknie do flamenco. Małe dziewczynki mają jakiś kwiecisty element tradycyjnego stroju. Fiesta trwa w każdym zaułku. Trafiamy do baru, gdzie jesteśmy jedynymi turystami i przez ponad 2h słuchamy fantastycznego, poruszającego śpiewu przy akompaniamencie gitary. W zasadzie pierwszy dzień podróży mija nam na spacerowaniu po mieście, przysłuchiwaniu się muzyce, oglądaniu tańca i wizycie na plaży.

2 dzień, 14.08 Poniedziałek Malaga

Pobudka koło 12:00. W końcu mamy wakacje! W poniedziałek zamek Alcazaba jest zamknięty. Zwiedzamy twierdzę Castilla de Gibralfaro. Po drodze na górę roztaczają się widoki na miasto. Widać ciekawe architektoniczne rozwiązanie – arenę do corridy otoczoną nowoczesnymi budynkami. Następnie przechadzamy się po ogrodach Jardines de Puerta Oscura i po plaży (bardzo ciepła woda, piasek raczej ciemny, kamienisty). Wstępujemy też do katedry. Miasto nadal się bawi. Chodząc po mieście trafiamy na grupki ludzi tańczących na ulicach. O godzinie 23:00 odpływamy promem do Melilli (9h). Bilety kupujemy dzień wcześniej. W dniu wyjazdu bilety były także dostępne. Polecamy wybrany przez nas najtańszy wariant – 35,65 €. Miejsca siedzące na dolnym pokładzie. Jest bardzo mało osób – można wygodnie spać rozkładając się na fotelach. Miejsce w kabinie 4 osobowej – 51 €. Można popłynąć o godzinie 9.00 rano szybkim promem – czas 4h /50 €. Kasa czynna jest 8.00 – 11.30 i 20.00 – 23.00.

3 dzień, 15.08 Wtorek Melilla – Nador – Oujda

Podróż mija spokojnie. O 8:00 rano jesteśmy w Afryce, ale jeszcze w należącej do Hiszpanii enklawie. Miasto śpi, wszystko jest zamknięte. Po śniadaniu zostawiamy plecaki w kawiarni Los Arcos i udajemy się zwiedzać twierdzę – starą części miasta. Nie ma żywego ducha. Panuje cisza, słychać jedynie skrzek mew. Przed dalszą podróżą wypijamy pierwszy raz marokańską herbatę miętową. Ten smak i aromat będzie nam towarzyszył przez całą dalszą podróż. Koło południa autobusem nr 2/1€ z Plaza de Espana jedziemy w stronę granicy. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, jest gorąco, tłum ludzi. Tylko dwóch celników odprawia turystów pieszych i zmotoryzowanych. Należy wypełnić białą kartę wjazdu. Tu kończy się przydatność języka hiszpańskiego. W zasadzie od tego momentu porozumiewać się będziemy po francusku. Taksówką (tzw. grand taxi, stare Mercedesy „beczki”, które kursują pomiędzy miastami) za 6 €/2os jedziemy do Nadoru, skąd z dworca autobusem jedziemy do Oujda (3h). Kupujemy bilet i wsiadamy nie sprawdzając innych opcji.

W Oujda z dworca można pojechać petit taxi (czerwone Fiaty Uno). Decydujemy się na pokonanie trasy pieszo (ok. 20 min). W polecanym przez Lonely Planet hotelu La Concorde nie ma miejsc, udajemy się na Blvd Mohammed Derfoufi gdzie mieści się kilka hoteli. Znajdujemy nocleg za 300 Dh. Duży jasny, czysty pokój z łazienką, bez śniadania.

Oujda leży 4 kilometry od zamkniętej granicy z Algierią. Miasto charakteryzuje się wpływami algierskimi – język, tradycyjny ubiór miejscowych. Zwiedzamy katolicki kościół usytuowany w odległości kilkudziesięciu metrów od meczetu. Potem przechadzamy się po medinie (stare miasto) i suku (targ). W mieście za wiele nie ma do zobaczenia, w związku z tym następnego dnia planujemy jechać dalej.

4 dzień, 16.08 Środa Oujda – Fez

Planujemy z Oujda dostać się na południe, przez Bouarfa do oaz w Figuig. Autobus CTM do Bouarfa jest co drugi dzień, zostają więc prywatne, gorszej jakości autobusy. O godz. 15 okazuje się, że nie ma już biletów na godz. 18:00 (kursuje jedna linia), ani na nocny autobus do El-Rashidii więc decydujemy się jechać do Fez. Kupujemy bilety (70Dh) i za pól godziny siedzimy już w autobusie. Z Oujdy można pojechać do Fez koleją – 3 razy dziennie kursują pociągi na trasie Meknes-Taza-Fez.

Szalony kierowca nie zważa na liczne zakręty, łamiąc wszystkie przepisy, w 6,5h pokonuje trasę. Na miejsce docieramy o 22:00. Autobus zatrzymuje się na obwodnicy – nie dojeżdża do dworca. Taxi udajemy się do centrum. W hotelach nie ma miejsc. To kwestia później pory. Sprawdzamy nie tylko tanie hotele ale i wyższy standard np. IBIS.. Znajdujemy wolny pokój w Olympic – 345 Dh (pokój, łazienka, śniadanie, czysto, AC)

Hotel położony jest w Ville Nouvelle, przy Blvd Mohammed 5, 3 uliczka w lewo idąc od Ave Hassan II.

5 – 6 dzień, 17 – 18. 08 Czwartek – Piątek Fez – Rissani

W Fez spędzamy 2 dni. Zwiedzamy medinę (z hotelu 30 min), muzeum lokalnej sztuki Nejjarine (20 Dh warto wejść na dach by zobaczyć rozpościerający się widok na wzgórza obsiane małymi domkami, tysiącami anten telewizyjnych i satelitarnych talerzy), synagogę (10 Dh, z dachu widać żydowski cmentarz). W czasie spaceru po medinie kilka razy obowiązkowo miętowa herbatka i kuskus. Zaglądamy na targ położony obok naszego hotelu.

Medina: Liczne relacje ostrzegają przed tłumami samozwańczych przewodników, chcących oprowadzać po zakamarkach miasta. Idziemy z nastawieniem, że będziemy musieli opędzać się od naganiaczy. W zasadzie tylko raz czy dwa zaczepiają nas mali chłopcy oferując swoje przewodnictwo. Nie decydujemy się. Rzeczywiście gubimy się kilka razy, ale ma to swój urok – błądzenie po cichych, wąskich nieuczęszczanych przez turystów uliczkach. Spacer po medinie to niezła ekwilibrystyka. Osiołki objuczone skrzynkami z coca – colą, butlami gazowymi czy wypchanymi workami, ludzie noszący na plecach toboły wypełnione towarami na handel. Do tego jak w matni poruszający się turyści. Warto zaobserwować jak sprawnie dłutem w kamiennej płycie rzeźbione są napisy nagrobkowe, jak wyszywane są hafty ozdobne na sukniach, jak pieczone jest pieczywo czy sprawdzić jak pachną przyprawy. W piątek wieczorem jedziemy do Rissani. Dzień wcześniej kupujemy bilety – linia CTM. Tym razem mamy szczęście – to ostatnie dwa bilety.

7– 8 dzień, 19 -20.08 Sobota – niedziela Rissani – Merzouga – Rissani

Sobota

Z Fez ruszamy o 21:00, na miejscu jesteśmy o 6:00. Autobus czysty, ale nie ma rozkładanych siedzeń. Koło północy postój na parkingu, gdzie jest możliwość skorzystania z WC, zjedzenia kolacji, a w sklepie zaopatrzenia się w najróżniejsze artykuły. To standard – na dłuższych trasach autobusy CTM mają postoje na parkingach. Prywatne linie autobusowe zatrzymują się często na dworcach nawet w najmniejszych miejscowościach.

Przed wyjazdem na dworcu w Fez zaczepia nas chłopak oferując wycieczkę na pustynię. Pokazuje folder i zapewnia, że na miejscu będzie czekać umówiona osoba. Zgadzamy się, że rozważymy taką ofertę. Nic nas to nie kosztuje – nie bierze od nas żadnego dirhama, jedynie zapisuje imiona. Na miejscu czeka wielu naganiaczy, także nasz ‘umówiony’. Werbuje jeszcze 8 osób i w 2 samochody ruszamy na pustynię do osady w Merzouga.

W oazie można kupić wszystko na miejscu, zjeść śniadanie, obiad, ale ceny trzykrotnie wyższe więc warto zabrać owoce, wodę. www.iguanasaharatours.com. Przedstawiają nam dwa warianty pobytu na pustyni. Tańszy – 450 Dh – przejazd wielbłądami i noc w oazie, ogólnodostępnej dla wszystkich turystów. Droższy – 550 Dh – przejazd wielbłądami i noc w dalej położonej oazie należącej tylko do naszych gospodarzy.

Negocjacje trwają 2h. Towarzystwo mieszane, 12 osób – rozmowy toczą się w trzech językach – hiszpańskim, angielskim, włoskim. Wybieramy wariant tańszy. Cena wynegocjowana 350 Dh + butelka wody (to ważne, cena na pustyni 10 Dh – trzykrotnie wyższa niż w sklepie) Okazuje się na miejscu, że oprócz nas nie ma więcej żadnych turystów. Plan wycieczki: dzień w osadzie, przed zmrokiem, na wielbłądach wyruszamy na pustynię (około 1,5 godziny), kolacja przygotowana przez Berberów, nocleg w namiotach, i powrót po wschodzie słońca – koło 8 rano. Na pustynię wyruszamy przed zmrokiem. Do tego czasu odsypiamy podróż. Upał doskwiera – nie mamy ochoty wychodzić na zewnątrz. Na pustyni jemy kolację, pijemy miętową herbatę, wspinamy się na erg (ponad stumetrową wydmę pustynną), na szczycie piaszczystej góry podziwiamy tysiące, a może i miliony gwiazd. Cudowna noc pod gołym niebem, jest ciepło, śpimy pod kocami. Koło 5 budzi nas słońce. Wschód słońca to niesamowite wrażenie. Oglądamy kolory pustyni. Z każdą minutą coraz jaśniej, cieplej i otoczenie przyjmuje coraz to nowy odcień w swej palecie barw. Żal ruszać.

Niedziela

Wracamy do oazy, o 14 udajemy się do Rissani (transport 1€). W samym mieście nie ma co robić. Bilet do Marrakeshu dostajemy bez problemu – 140 Dh). Autobus wg rozkładu jest o 17:00, rusza godzinę później. Nie ma autobusów CTM z Rissani do Marrakeshu. Lepiej jest dostać się do El-Rachidia i stamtąd do Marrakeshu linią CTM. Odradzamy sposób wybrany przez nas. Okazało się, ze autobus nie jedzie najkrótszą trasą przez Ouarzazate, lecz na północ przez El-Rachidia, Midelt, następnie na zachód w stronę Marrakeshu. Zatrzymuje się w każdej mieścinie. Oczywiście spotyka nas przygoda – autobus psuje się. Wszyscy podróżujący wylęgają na jezdnię, debatują, coś krzyczą. Noc, zimno, góry Atlas – mamy wizję łapania stopa, jednak jakimś cudem autobus doczłapuje się do celu po 17 godzinach (popsuła się chłodnica i kierowca zatrzymuje się co jakiś czas, by uzupełnić wodę.). Planowany czas według rozkładu – 10h. Czas urozmaica nam para Hiszpanów, której nie opuszcza dobry humor. Hiszpan na kolejnym przystanku, ze szczerym uśmiechem podchodzi do mnie i płynną polszczyzną pyta masz ochotę na jednego papieroska?. Zna też inne niecenzuralne zwroty – miał do czynienia z Polakami pracującymi w Hiszpanii.

9 – 11 dzień 21 – 23.08 Poniedziałek – Środa Marrakesh

Poniedziałek

Jesteśmy głodni, śpiący, zmęczeni. Pieszo docieramy do hotelu Pasha w Ville Nouvelle (360Dh za pokój, z dużą łazienką, czysto, klimatyzacja, mały balkon, bez śniadania, blisko centrum, Rue de Liberte, na prawo od Av Mohammed V w dzielnicy Gueliz, hotelach@wanadoo.net.ma). Ten dzień spisujemy na straty – odsypiamy podróż. Jest upał, więc nie mamy siły na dłuższe wędrówki. Spacerujemy po okolicy, tętniącej życiem późnym wieczorem Av Mohhamed V.

Wtorek i środa

W Marrakeshu trafiamy na bardzo upalne dni. Jak tylko mogę moczę chustę i okładam ramiona, by choć trochę się ochłodzić. Pijemy po 3l wody dziennie. Ciężko w takim upale zwiedzać miasto, dlatego często przysiadamy na miętową herbatkę czy sok ze świeżych pomarańczy. Upał doskwiera. Gubimy się w wąskich uliczkach mediny. Jesteśmy zmęczeni upałem, trochę zrażeni naganiaczami i uciążliwymi samozwańczymi przewodnikami. Sami jednak docieramy do miejsc wartych zwiedzania: żydowska część miasta, medresa (szkoła koraniczna) Ben Jusufa, w której akurat jest kręcony film, więc nie jest nam dane zwiedzić dziedzińca, jedynie pokoiki uczniów (40 Dh). Farbiarnie, do której zaprowadza nas nastoletni ‘przewodnik’. Opłata ‘co łaska’ – płacimy 40 Dh. Zwiedzanie farbiarni kończy się wizytą w sklepie, kupujemy z 100 Dh berberyjskie buty (cena wywoławcza 200). Wieczór spędzamy na zatłoczonym placu Jemaa El–Fna. Oglądamy zaklinaczy węzy, tresowane małpy na łańcuchach, opowiadaczy bajek itd. Niesamowita atmosfera.

12 dzień, 24. 08 Czwartek – wodospady Cascades d’Ouzoud

Dwa dni spędzamy na poza miastem. Naszym celem są wodospady Cascades d’Ouzoud, przełęcz Tizi n’Tichka i kazba Ait Benhaddou.

Dzień wcześniej rezerwujemy samochód (Fiat Palio). Warto w sezonie zrobić wcześniej rezerwację. Choć w mieście jest bardzo dużo wypożyczalni to aut jak na lekarstwo. Stawiamy się o godz.11 ale okazuje się, że samochodu nie ma i będzie dopiero następnego dnia. Nie uśmiecha nam się siedzieć kolejny dzień w upalnym Marrakeshu. Zmierzając w stronę dworca wstępujemy do wypożyczalni KAT www.katcar.com 68 Av Zertouni – Gueliz (biuro na parterze, czerwony szyld), gdzie akurat zwalnia ktoś rezerwację. Od ręki dostajmy Fiata Palio (800 Dh/2 doby z ubezpieczeniem). Cena za benzynę zbliżona do cen polskich – 11,8 Dh litr – ok. 1 €). Miła obsługa, wypożyczają nam bez kaucji atlasy drogowe, pozwalają skorzystać z Internetu. Gdy oddajemy samochód są tak uprzejmi, że zawożą nas na dworzec kolejowy. Ciężko jest wyjechać z miasta. Uprzedzają nas, że lekkie stłuczki to rzecz normalna. Po 3h dojeżdżamy na miejsce. Warto odwiedzić to miejsce, by zobaczyć jak wypoczywają Marokańczycy. Mężczyźni i chłopcy oddają się wodnym zabawom, kobiety siedzą na brzegu. Na miejscu jest możliwość zrobienia sobie zdjęcia i nakręcenia filmu z wodospadem w tle, czy kupna aparatu jednorazowego. Wokół wodospadu kilka pensjonatów i restauracji (150 Dh/2os bez łazienki) i miejsc do rozbicia namiotu. Oprócz nas nie widzimy, żadnych zagranicznych turystów. Na noc jedziemy do miejscowości Demnante, kompletnie zapomnianej przez turystów, świadczą o tym niskie ceny. Lepiej jest przenocować przy wodospadach d’Ouzude. W Demnante o nocleg trudno. Podobno są 4 hotele, ale my zatrzymujemy się w kawiarni Cafe d’Ouzoud (przy głównej ulicy, przed wjazdem do ścisłego centrum miasta, po prawej stronie, cena 80 Dh). Późnej okazuje się, że w hotelu, jak i w całej miejscowości nie ma wody. Pod prysznicem można myć się polewając wodą z wystawionych butelek. Wieczorem przechadzamy się po mieście, ale że nie oferuje żadnych atrakcji wcześnie kładziemy się spać.

13 dzień, 25. 08 Piątek – Atlas Wysoki – przełęcz Tizi n’Tichka i Ait Benhaddou

Najpierw jedziemy zobaczyć robiący wrażenie naturalny most wyżłobiony przez rzekę w wapiennej skale niedaleko Demante. Następnie udajemy się malowniczymi drogami na przełęcz Tizi n’Tichka – wys. 2260 m. Często zatrzymujemy się by przyjrzeć się potężnym górom i osadzonym na zboczach wioskach. Po przekroczeniu przełęczy kierujemy się do najstarszej zachowanej kasby Ait Benhaddou, będącej na liście UNESCO. Nocujemy w Hotel El Kasbah, wybudowanym na potrzeby filmowców zjeżdżającego z całego świata. Ait Benhaddou to miejsce, w którym m.in. kręcono Gladiatora. Ładny widok na kasbę oraz basen a także dobre jedzenie czynią go miejscem bardzo atrakcyjnym. Ceny 280 Dh /2 os bez śniadania. Wybieramy wariant za 380 Dh/2 os pokój + kolacja 4 – daniowa.

14 – 18 dzień, 26 – 29.08 Sobota – Wtorek – Marrakesh – Essaouira – Marrakesh

Sobota

O godz.7 ruszamy do Marrakeshu. Na miejsce dojeżdżamy po 4 godzinach. Wracamy pokonując raz jeszcze najwyżej położoną przełęcz. Oddajemy samochód i udajemy się na dworzec autobusowy – linii Supratours. www.supratours.ma sąsiadującym z dworcem kolejowym Z Marrakeshu Supratours można dojechać do Essaouira (8.30, 11:00, 15:30, 19:00 – 65 Dh); Agadir (9:00, 13:15, 23:00 – 90Dh); Ouarzazate (16:00 – 75 Dh); na południe do Laayoune (19:30, 23:00 – 290 Dh) oraz Dakhala (15:30 – 44 Dh). Powrót z Essaouira do Marrakeshu 4x dziennie – 6:00, 12:00, 16:00 18:45. Bilet ‘powrotny’ warto kupić dzień wcześniej. Czas podróży 2,5h.

Dzień spędzamy na spacerowaniu po mieście, uzupełnianiu pamiętnika podróży, pisaniu kartek. O 15:30 wsiadamy do autobusu (wygodny, rozkładane siedzenia, klimatyzacja) i koło 18:00 dojeżdżamy na miejsce. Dopada nas tłum naganiaczy, ale udaje nam się wyswobodzić. Gdy mijamy bramy miasta zaczepia nas Tarik – Australijczyk, który pomaga ojcu prowadzić Riad – tradycyjny dom w marokańskiej medinie. Oferuje pokój za 400 Dh bez śniadania + wspólna łazienka. Od razu mówimy, że maksymalnie możemy zapłacić 300 Dh. Chłopak nie mówi ‘nie’, więc decydujemy się zobaczyć bardzo zachwalane przez niego miejsce. Cóż … od razu nam się bardzo spodobało. To najfajniejsze miejsce, w jakim zatrzymujemy się w czasie podróży: na dole ogólno dostępna sala i zaopatrzony barek, na 3 piętrach po 3 pokoje, w tym 2 dla domowników. Na dachu taras z widokiem na miasto i ocean. Ustalamy kwotę, 350 Dh/2os ze śniadaniem. Inny wariant 300 Dh bez śniadania. Miejsce trudno znaleźć, nie jest w żaden sposób oznakowane.. Najprościej dotrzeć tam idąc jedną z głównych ulic Derb Laalouj, po prawej stronie mija się plac Chire Attay, po lewej pocztę. Należy skręcić w prawo w Rue Twahen (wąska mała uliczka – po prawej stronie jest mały sklep a po lewej knajpa, na wysokości, której odchodzi uliczka prowadząca do Riad Dar Afram-10 Rue Sidi Magdoul. www.dar-mounia.com. Od 2007 roku adres ma być polecany przez Lonely Planet, więc można liczyć na dokładną mapę i pewnie tłumy turystów.

Wieczorem udajemy się na spacer. Nareszcie da się oddychać, po upalnym Marrakeshu wraca energia. Jest bardzo wilgotno i wietrznie. Wąskimi uliczkami przelewają się tłumy – mieszanka kulturowa. Dużo turystów z Europy, ale dominują Marokańczycy, dla których Essaouira to kurort. Jeszcze spacer po plaży i powitanie z oceanem. Wieczorem udajmy się na obiad. Trudno znaleźć miejsce. Jemy 3 daniowe menu (sałatka, tajine, deser owoców – 60Dh).

Niedziela

Pobudka dość późno, śniadanie. Udajemy się z lekturą na dach. Dopiero koło 15:00 idziemy zobaczyć miasto. Woda w oceanie zimna, prawie nikt się nie kąpie. Za to wiatr sprzyja kite – i windsurfingowcom (wypożyczalnie sprzętu na plaży). Włóczymy się po plaży obserwując jak wczasowicze spędzają czas. Jemy obiad przygotowany przez gospodarzy (tajin, talerz owoców, piwo – 90 h). Wieczór spędzamy napawając się artystyczną atmosferą domu. Rzeczywiście króluje muzyka.

Poniedziałek

Kolejny leniwy dzień. Śniadanie o 12:00, lektura na dachu. Do miasta ruszamy w porze obiadowej, spotykamy parę Włochów, z którymi byliśmy na pustyni. Wymieniamy pieniądze (Wester Union, kurs jak w banku), kupujemy bilety powrotne. W kasie linii Supratours od razu na autobus do Marrakeshu – 65 Dh i pociąg nocny do Tangeru (190 Dh – miejsce siedzące – www.oncf.ma). Cena kuszetki 350 Dh. Proponują też bilet na prom Tanger – Algeciras (410 Dh). Lepiej kupić w porcie, taniej i większy wybór przewoźników.

Główną atrakcją dnia są duże zakupy. Jest taniej niż w innych miastach. Nasze negocjacje trwają blisko 2h, targowanie przebiega w szalenie miłej atmosferze. Wszyscy dobrze się bawimy. W między czasie inni turyści wchodzą, bez zająknięcia płacą podaną im cenę. Ze sprzedawcą rozmawiamy o turystyce, handlowaniu, kulturze, językach świata … uczymy się mówić po arabsku i berberyjsku, nasz sprzedawca po polsku – zapisuje w notesie zwrot kupa kasy uznając, że może być użyteczny, kiedy będzie targować się z Polakami. Negocjacje uwieńczone zostały miętową herbatką.

Wtorek

Wstajemy rano by zrobić zdjęcia miasta. O 9:00 na ulice wylewają się tłumy. Udaje nam się zobaczyć ‘puste miasto’. Klimat miasta i atmosfera w naszym riadzie sprawiają, że zostajemy 3, a nie 2 dni, jak planowaliśmy. Jednak czas w drogę. Naszym celem jest północ – Chefchaouen. Essaouira to bardzo dobre miejsce na relaks po upalnej pustyni i meczących dużych miastach. Opuszczamy riad Dar Afram – wpisujemy się do książki pamiątkowej – okazuje się, że jesteśmy pierwszymi turystami z Polski. Mamy nadzieję, że zostawiliśmy miłe wspomnienie.

14 – 15 dzień, 30 – 31. 08 Środa – Czwartek Tanger – Chefchaouen – Tanger

Wyjeżdżamy o 21.00. Mamy miejsca siedzące w wagonie bez przedziałów. Pociąg zapełnia się w Casablance, częste przystanki na tarasie między Casa a Rabatem przerywają sen. Do Tangeru dojeżdżamy o 8:30 – 1h opóźnienia. Z dworca taxi (8,20 Dh) jedziemy na dworzec linii CTM – obok portu. Autobus Tanger – Fez przez Tetuan i Chefchaouen odjeżdża 2 razy dziennie – 12:15 i 19:15. Bilet powrotny (Chefchaouen-Tanger) warto kupić dzień wcześniej. Czas jazdy – 4 h. Do 12:00 mamy trochę czasu. Akurat na śniadanie i rekonesans po medinie.

Chefchaouen: Z dworca do miasta jest blisko – wychodząc z dworca, w lewo, w górę, w zasadzie idąc tą drogą można dojść do centrum. Duży wybór hotelików w medinie. Zatrzymujemy się tuż przy murach starego miasta – Hotel Rif, ładny widok na dolinę. Cena 240 Dh/2os z łazienką i śniadaniem. Warunki skromne, bardzo miła obsługa, zna język angielski. Dwa dni spędzamy na włóczędze po mieście. Warto zajrzeć do Chefchaouen – spokojnego małego miasta położonego w górach Riff, będącego bazą wypadową do górskich wędrówek. Jak nam powiedział miejscowy to królestwo haszyszu, wełny i wody. Czas płynie wolno, nie ma naganiaczy ani natrętnych sklepikarzy. Medina jest mała – 2h wystarczą na poznanie jej zakamarków. W mieście widać wpływy panowania Hiszpanów: można się porozumieć w ich języku, dawny kościół katolicki dziś jest siedzibą urzędu. Wieczorem oglądamy jak się świętuje wieczór panieński i kawalerski – parady z grajkami i klownami przemierzają miasto.

Tanger: Wieczór spędzamy w Tangerze – autobus z Chefchaouen odjeżdża z godzinnym opóźnieniem ok. 17:00 (jedzie z Fez). Tanger to duże, rozwijające się portowe miasto. Promenadą spacerują tłumy, można zjeść kolację w jednym z nadbrzeżnych klubów, do których nie ma wstępu każdy – jest selekcja. Udajemy się na plażę, gdzie jest koncert lokalnego zespołu. Ktoś na białym koniu galopuje po plaży, na piasku siedzą pojedyncze pary w objęciach, romantycznie patrząc w morze. W zasadzie pierwszy raz w Maroku widzimy pary, które nie kryją się ze swoimi uczuciami. Chwilę jeszcze spacerujemy po medinie, pijemy miętową herbatkę i ze smutkiem stwierdzamy, ze to ostatni wieczór marokańskiej wędrówki.

16 dzień, 01. 09 Piątek Tanger – Algeciras – Malaga

Bilet na prom można kupić w wielu agencjach w mieście, ale i w samym porcie, gdzie jest większy wybór połączeń. Można płacić kartą. W porcie są filie 3 banków – można wymienić pieniądze.

Połączenie: Tanger – Algeciras: 390 – 410 Dh. Wybieramy wariant tańszy: Tanger – Tarifa – Algeciras. Na trasie Tarifa – Algeciras autobus, w cenie biletu na prom 310 Dh. Autobus czeka w porcie (przejazd 45min). Przewoźnik Dolphin Jet. Cena biletu na autobus Algeciras – Malaga 9.94€ (2,5h). Z dworca w Algeciras są też bezpośrednie połączenia na lotnisko w Maladze. Z Tangeru ruszamy o 12:00. Do Malagi dojeżdżamy o 19.30. Na noc zatrzymujemy się jak poprzednio w hotelu Castilla Guerrero, tym razem cena – 53€/2 os.

17 dzień, 02. 09 Sobota Malaga – Warszawa

To już ostatni dzień naszej podróży. Do tego czasu spacerujemy leniwie po mieście próbując zebrać myśli po 3 tygodniach pełnych wrażeń. Niewątpliwie największe wrażenie zrobiła na nas noc na pustyni pod gołym niebem, ale także klimat nadmorskiej Essaouiry czy urokliwe zakamarki mediny w Fez. Pierwsze, co robimy po powrocie do domu, wyjmujemy suszone liście mięty i zaparzamy w herbatkę, oczywiście w mosiężnych dzbankach kupionych w Essaouira.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u