Narty w Maroko – Sebastian Domżalski, Marysia Wejs-Domżalska

Narty w Maroko

Sebastian Domżalski, Marysia Wejs-Domżalska

Opisany poniżej wyjazd był częścią sześciomiesięcznych afrykańskich wojaży, o których szerzej można się dowiedzieć na www.bastazja.pl.

Uczestnicy: 3 osoby

Termin: 25.01-07.02.2008

Trasa:

Sahara Zachodnia – Agadir – Marrakech – Oukmaiden – trekking do Imleli – Jbel Tubkal – Marrakech – Casablanca – Fez – Meknes – Vloubilis – Meknes – Tangier

Informacje praktyczne:

WIZY

Maroko jest jednym z nielicznych afrykańskich państw, do którego wizy nie są potrzebne.

DOJAZD

Od południa:

Transport z Mauretanii przez Saharę Zachodnią bez własnego samochodu jest zwykle bezpieczny, choć nie najłatwiejszy do zorganizowania z powodu braku transportu publicznego. W Nawakszot można rozpytywać w hostelach o miejsca w samochodach turystów lub zwrócić się do marokańskiej restauracji w centrum, skąd raz dziennie odjeżdża ciężarówka,Strapless Dresses
która może zabrać 2-3 osoby do Agadiru (70 euro od osoby). Podróż trwa ponad dwie-trzy doby z krótkimi przerwami na sen i posiłki.

Z Europy najłatwiej dolecieć wykorzystując tanie linie bezpośrednio do Maroko lub do Hiszpanii, skąd można sprawnie przeprawić się promem.

POGODA

W styczniu-lutym jest chłodniej niż można by się spodziewać Trzeba wziąć co najmniej jedną cieplejsza zmianę ubrania .W górach zwykle leży śnieg.

ZDROWIE

Przed wyjazdem zalecane są szczepienia na WZW B, WZW A, dur brzuszny, tężec, polio. Na miejscu pić powinno się tylko wodę butelkowaną.

PIENIĄDZE

Oprócz gotówki (Euro, Dolary) można zabrać też karty kredytowe i bankomatowe.

TRANSPORT W KRAJU

Drogi w Maroko są niezłe. Sporo autobusów jeździ na dłuższe trasy, np. całonocne. Wygodnym sposobem przejechanie całego kraju z północy na południe lub z powrotem jest pociąg. Należy na wszelki wypadek wcześniej zadbać o bilety.

HOTELE

Hotele, nawet te najtańsze, są zwykle przyjemne i czyste, choć za gorący prysznic trzeba płacić dodatkowo.

ATRAKCJE

Prawie każde miejsce w Maroko stanowi atrakcje. Warto zobaczyć medyny w miastach (Marrakesh, Fez, Meknes), góry (narty), pustynię, ocean. W czasie dziesięciodniowego wyjazdu zdąży się odwiedzić podstawowy zestaw, warto jednak zostać dłużej.

BEZPIECZEŃSTWO

Z naszych doświadczeń wynika, że Maroko jest bardzo bezpiecznym krajem. Trzeba jednak pilnować torebek i portfeli, no i oczywiście ostro się targować.

Dziennik podróży:

25.01.
Odprawa po stronie marokańskiej trwa ponad 2 godziny. Możemy ruszać w trasę, ale nie na długo, bo po jakiejś godzinie jazdy zatrzymujemy się w przydrożnym zajeździe na tankowanie, zmianę koła i jedzenie. W restauracji można wymienić dewizy (tylko Euro) na marokańskie Dirhamy. Łącznie przerwa trwa 2 godziny. Droga jest monotonna, jak rzadko która: pustynia, piasek, po lewej ocean i tak cały czas. Koło 21-szej dojeżdżamy do jakiegoś dużego miasta. Tam nasz kierowca robi sobie małą przerwę (2 godziny). Na nocleg zatrzymujemy się na przedmieściach. Jest 3-cia w nocy. Kierowca i jego pomocnik (wsiadł, gdzieś na trasie) śpią w kabinie, my w przydrożnym pokoju modlitw.

26.01.
Pobudka o 7-mej. Kierowca ciągle śpi, ale pomocnik wiezie nas na jakąś inną stację benzynową i załatwia tankowanie i mnóstwo innych dziwnych rzeczy. Tak schodzi nam czas do 9-tej. Wtedy wstaje kierowca i zaczynamy poszukiwania koła. Nie bardzo wiemy o co chodzi, ale widać że za szybko nigdzie nie pojedziemy. I rzeczywiście w trasę wyjeżdżamy 11:30. Jest więc szansa, że dojedziemy na 20-tą (w końcu to 600 km). Nic bardziej złudnego. Nie dość bowiem, że gdzieś na trasie zatrzymujemy się by zabrać ładunek soli, co odbija się na naszej prędkości, to później znów mamy problem z kołem (kolejny postój i dalsze zmniejszenie prędkości). W rezultacie nasz kierowca (a całą drogę prowadzi tylko on) musi prowadzić prawie całą noc. Do celu (czyli 30 km przed Agadirem) docieramy koło 4-tej rano. Na szczęście możemy do rana przespać się w ciężarówce.

27.01.
Słońce zaczyna wschodzić – nieuchronny znak, że musimy ruszać. Idziemy na azymut do głównej drogi, a potem wzdłuż niej do czegoś co wydaje nam się centrum miejscowości, szukając po drodze bankomatu. Pierwszy nie działa, ale drugi daje radę. Jesteśmy bogaci – stać nas na śniadanie. Od razu postanawiamy to wykorzystać i zjeść małe co nieco. Przy okazji zagadujemy jakiegoś uprzejmego pana o to jak dostać się do Marakeszu. Mamy zbiorową taksówką (3 DM) podjechać na dworzec autobusowy w Inezgane. Tam wsiadamy w autobus do Marakeszu (70 + 5 MD, 4h). Z dworca na piechotę docieramy do medyny, gdzie postanawiamy zatrzymać się na noc w jednym z hotelików (120 + 20 MD). Bierzemy 6-ty na tym wyjeździe ciepły prysznic, cóż za rozkosz. Potem wychodzimy na miasto, zwiedzamy medynę. Marakesz to już naprawdę cywilizacja: sklepy, banki, internet, wszystko jest i do tego masa turystów – nawet o tej porze roku. Tak schodzi nam czas do wieczora. O 1:00 przyjeżdża Mariusz. Na spotkanie umawiamy się pod głównym meczetem, idziemy do hotelu i spać, bo jesteśmy wykończeni.

28.01.
Rano pobudka, wizyta w banku, wymiana pieniędzy i na piechotę idziemy do bramy Bab al Rab, z jej okolicy mają odjeżdżać dzielone taksówki do Oukmaiden ośrodka narciarskiego. Okazuje się, że dworzec nie jest dokładnie przy bramie i stamtąd trzeba przejść jeszcze co najmniej kilometr. Na dworcu nie ma problemu z transportem, jest za to z jego ceną. Nie ma dzielonych taksówek (a na nie liczyliśmy). Jest tylko transport do Seti Fatma, ale bo miejscowość jest około 30 kilometrów od nart. Po 15 minutach negocjacji udaje nam się dogadać na cenę 300 DM za dojazd do Oukmaiden (1,5h). Na miejscu rozglądamy się co i jak. Pierwsze rozpoznanie wypada pozytywnie: jest śnieg i całkiem tani nocleg w Ośrodku sportu Centre national des sports de Montagne (100 DM za osobę). Problem jest tylko taki, że pokoje są dosyć celo-podobne i potwornie zimne. Zostawiamy rzeczy i idziemy się przejść po okolicy. Na miejscu jest kilka wypożyczalni sprzętu (karwingi + buty kosztują 180 MD). Jest też kilka restauracji serwujących tajiny (40 MD). Pod wyciągami spotykamy kilku panów wypożyczających sprzęt i u nich udaje się wynająć sprzęt za 100 MD 3 godziny, które zostają do zamknięcia wyciągów. Kupujemy też karnety na 3 godziny (za 30 MD  ważny na dwa orczyki lub 60 MD na wszystkie wyciągi). Jeździmy do zamknięcia stoku, potem szybki tajin i do zimnego hotelu. Na szczęście przed snem możemy ogrzać się przy kominku.

29.01. Oukmaiden
Rano nie możemy się jakoś zebrać i ostatecznie pod stokiem jesteśmy koło 11:00. Szybko wypożyczamy nartki (100 MD od sztuki) i kupujemy karnety (100 MD) i na stok. Pogoda super, kolejki niewielkie, albo wcale, jazda też bardzo przyjemna, od czasu do czasu zamienimy parę słów z jakimiś Marokańczykami, którzy są bardzo mili i wydają się niezwykle zadowoleni i ciekawi jak obcokrajowcom podoba się afrykański stok. Po południu wybieramy się na krzesełko, którym jazda trwa 22 min i wynosi nas na najwyższy szczyt okolicy 3262 m. Najfajniejsi są Marokańczycy. Dla niektórych atrakcją jest już przejechanie się wyciągiem, a ponieważ zsiadanie i wsiadanie samo w sobie wydaje im się dość niebezpieczne, więc na górze w ogóle nie wysiadają tylko jadą od razu z powrotem. Po południu idziemy na tajina, a wieczorem oglądamy mecz w telewizji i grzejemy się przy hotelowym kominku.;

30.01. Oukmaiden – gdzieś w górach
Pobudka jest bardzo wczesna, bo dziś jeździć będziemy tylko do południa. Wypożyczamy sprzęt, kupujemy karnet (z wyłączeniem krzesełka – 50 MD) i jazda. Dziś śnieg jest bardzo zmrożony i jeździ się słabo, bo narty nieostre. Jeździmy do 13-tej, a potem schodzimy. Przez moment próbujemy negocjować przejechanie trasy na mułach, ale ich właściciele nie są do tego zbyt chętni. W końcu znajduje się jeden, który chciałby zabrać nasze bagaże. Nie satysfakcjonuje nas jednak cena (200 MD), ani trasa którą chce nas prowadzić. Uparcie proponuje przejście z lewej strony wyciągów (nasz wstępny rekonesans wskazuje, że trzeba tam iść w śniegu i wspinać znacznie wyżej niż idąc z prawej strony wyciągów). Rezygnujemy więc z jego usług i idziemy się spakować do hotelu, zabieramy plecaki i ruszamy drogą do wsi o nazwie Agadir. Trasa ostro schodzi w dół (2h), tam zapytujemy o dalszą trasę do Ikis i wygląda, że właśnie w Ikis przyjdzie nam spać, bo wszyscy twierdzą, że do Imeli dziś nie dojdziemy. Droga do Ikis prowadzi dla odmiany w górę zbocza (całkiem stromo, dopiero na końcu się wypłaszcza). Po wejściu na grzbiet ukazuje się nam kolejna dolina – to w niej leży Ikis, decydujmy się schodzić i na dole poszukać noclegu. Ścieżka jest dość wyraźna szczególnie po zachodniej stronie zbocza i prowadzi nas bezpośrednio do jakiejś małej wsi. Przejście od Agadiru zajęło nam 1,5 h. Pierwszego napotkanego mieszkańca pytamy o jakiś nocleg. On jakby na to czekał, bo prowadzi nas do jakiegoś domu, który wygląda jak noclegownia. Jest jeden pokój z matami i materacami, kran z wodą i dwie toalety, zamawiamy jedzenie, w międzyczasie dostajemy herbatę. Wszystko wygląda na całkiem dobrze zorganizowane.

31.01.
Budzimy się o 7-mej rano, czyli akurat gdy robi się jasno. Pakujemy rzeczy, niedługo później pojawia się szef noclegowni wraz ze śniadaniem. Zjadamy, płacimy (200 MD za 3 osoby) i parę minut po ósmej wyruszamy w trasę. Mimo odcisków Mariusza i jego nieodpowiedniego obuwia decydujemy się iść trasą dłuższą (przez Tizi Tamatert), ale ładniejszą widokowo. Pierwszą wioską, którą mijamy na trasie jest Ikkiss, potem następną Tinerhourina. Początkowo idziemy dobrą szutrową drogą, ale ponieważ trochę zbyt mocno pnie się pod górę tuż za Ikkiss z niej schodzimy. W Tinerhourina przekraczamy strumień i zaczynamy mozolną wspinaczkę pod przełęcz (1,5h). Na górze jesteśmy koło 11-tej, widok piękny. Stąd zejście do Imelila zajmuje nam trochę ponad godzinę. W wiosce zjadamy tajina. Potem rozpoczynam poszukiwania raków i szybko znajduję komplet niedaleko punktu informacji. Za dzień wypożyczenia płacę 50 MD. Następuje szybkie rozstanie z ekipą, która ma już górskich “spacerów” dość. Dzięki temu, że jadą do Marakeszu mogę oddać im część zbędnego bagażu. Jest 13:30. Wyruszam na szlak. Dojście do S’Chamharouch zajmuje mi 1,5h – ale idę raczej w tempie ekspresowym. Tu zaczyna się pierwszy śnieg na ścieżce, ale tak jak do samego schroniska są to raczej niewielkie fragmenty, które nie zajmują łącznie więcej niż 10% drogi. Do schroniska dochodzę po kolejnych 2,5h (tempo mam zdecydowanie wolniejsze). Na tym odcinku raki w ogóle nie były potrzebne. Schroniska są właściwie dwa. Wybieram jednak to dolne, gdzie nie honorują żadnych kart zniżkowych, ale dla ludzi takich jak ja czyli bez zniżek nocleg jest tańszy. Jest ono też zdecydowanie nowsze. W nim spotykam grupkę 5 Polaków i 2 Norwegów. Zjadam zupę i kładę się spać. Pobudka o 6:20 – na wyjście umówiłem się razem z ekipą polską.

01.02. Toubkal Refuge – Marrakech
Na wyjście umówiliśmy się na 7-mą. Rano okazuje się, że będziemy szli tylko w czwórkę (ja i Kniaziu, czyli Andrzej i druga para Andrzej i jego żona Gosia). Dzięki temu udaje mi się pożyczyć kijki (bardzo przy zejściu pomocne). Na górę wyruszamy z pół godzinnym opóźnieniem, kolejne pół godziny tracimy, gdy Kniaziu orientuje się, że zapięcie jego raków szwankuje i postanawia wrócić i zamienić je na raki Bogusia. Raki są bardzo przydatne (wejście bez nich byłoby mocno ryzykowne) już od schroniska aż do wysokości 3600 metrów. Tam kończy się śnieg, a droga prowadzić zaczyna kamienistym grzbietem. Idziemy powoli, żeby uniknąć choroby wysokościowej. Tuż przed szczytem spotykamy się z Andrzejem i Gosią, którzy właśnie schodzą. Na Toubkala wchodzimy dokładnie w południe. Na pogodę nie możemy narzekać. Choć pojawiają się pierwsze chmury, widoki są przepiękne, psuje je trochę unosząca się w oddali lekka mgiełka. Powoli zaczyna mi się spieszyć, zbiegam więc w dół, w połowie zejścia spotykając Andrzeja i Gosię, którzy postanawiają poczekać na Kniazia. Żegnam się z nimi i kontynuuję zbieganie. W schronisku jestem o 13:45, czyli po półtorej godzinie. Szybkie pakowanie, przekąska, pożegnanie ze znajomymi i dalej biegiem w trasę (czasem nawet dosłownie). Nie mam jednak wyjścia, jeśli chcę zdążyć dzisiaj do Marakeszu. Droga od schroniska do Imelila zajmuje mi 2,5 godziny. Oddaję raki i orientuje się jak wygląda sprawa z transportem. Mam szczęście, bo właśnie ma odjeżdżać taxi z 4 obcokrajowcami do Marakeszu, udaje mi się dogadać z nimi i ich kierowcą i dzięki temu od razu ruszam dalej (50 MD). W Marakeszu lądujemy na dworcu i stąd droga do hotelu Al-Hilal zajmuje 30 minut. Jest 18:30. Niezły wynik. Wieczorem idziemy coś zjeść, napić się soku pomarańczowego i spać.

02.02. Marrakech
Dzisiejszy dzień przeznaczamy na zwiedzanie Marrakechu. Zaczynamy od Muzeum de Marrakech, gdzie za 60 MD kupujemy łączony bilet na muzeum, Ali ben Youssef Mosque oraz Koubba Baadiyn. Szczególnie podobają nam się te dwie pierwsze atrakcje, obie zresztą z tego samego powodu, czyli ze względu na wystrój wnętrza. Drugą część dnia poświęcamy na odwiedzenie Pałacu El-Badi (20 MD) i De La Bahia (10 MD). W tym pierwszym dodatkowo podziwiamy Minbar (drewniane schody, z których w czasie kazania naucza imam). Potem wracamy do mediny robiąc po drodze zakupy (w szczególności Mariusz, bo dla niego to ostatni dzień wyjazdu). Wieczorem urządzamy sobie ostatni spacer po placu, jak zwykle pełnym ludzi.

03.02. Marrakesh – Casablanca
Rano żegnamy się z Mariuszem. On jedzie na lotnisko, my idziemy na dworzec autobusowy. Znajdujemy autobus i w drogę (całą podróż konsekwentnie przesypiamy). Do medyny z dworca jedziemy taksówką (cena niewygórowana, bo 11 MD). Bez większych problemów odnajdujemy schronisko Youth Hostel (pokój za 120 MD). Zostawiamy bagaże i przez medynę idziemy do Meczetu Hassana II. Nie wchodzimy do środka, bo nie-Muzułmanie wnętrze zwiedzać mogą tylko z wycieczką, która kosztuje 120 MD. Warto jednak obejrzeć kompleks, choćby tylko z zewnątrz. Do hostelu wracamy przez medynę, nie jest tak zadbana, jak ta w Marakechu, ale i tak całkiem fajna. Wieczorem oglądamy mecz Pucharu Afryki, korzystamy z Internetu i idziemy na piwo z poznanymi w Meknes Belgami (Bertem i Peterem).

04.02. Marakech – Fes
Plan przewidywał złapanie porannego pociągu do Fesu. Niestety po opuszczeniu pokoju napotykamy przeszkodę nie do sforsowania: zamknięte drzwi wejściowe. Nie możemy się wydostać – schronisko otwierają dopiero o 8-mej, musimy poczekać. Na dziwne reguły nie ma rady. Następny pociąg dopiero o 10:15. Zawsze patrz na jasną stronę życia: możemy się położyć, a jak wstaniemy zjemy śniadanie i spokojnie weźmiemy prysznic. Koło 9-tej znów próbujemy (tym razem skutecznie) wyjść ze schroniska, łapiemy taksówkę na dworzec (11 MD). Pociąg ma opóźnienie 20 min, ale jak już nadjeżdża podróż przebiega sprawnie. W Fezie wysiadamy kilkanaście minut przed trzecią i na piechotę udajemy się do Mediny kierując się na hotel Erraha (100 MD), po drodze gubiąc się oczywiście straszliwie. Popołudnie spędzamy na dalszym podziwianiu medyny i obowiązkowym się w niej gubieniu. Przy odnajdywaniu naszej pozycji bardzo pomocne okazują się poprowadzone przez medynę różnokolorowe szlaki turystyczne.

05.02. Fes – Meknes
Rano zaczynamy zwiedzanie medyny, wykorzystując dość znacznie poprowadzone przez stare miasto trasy. Całość prezentuje się niezwykle okazale. Od farbiarni skór zaczynając, poprzez pałace, riady, medresy, na zwykłych ciemnych uliczkach kończąc. Po południu decydujemy się wyjechać do Meknes. Odbieramy z hotelu bagaże (za ich zostawienie na recepcji musieliśmy zapłacić po 5 MD) i idziemy na pobliski dworzec. Na dzień dobry nabijamy się na naganiacza, który prowadzi nas do właściwego autobusu. Już kupujemy bilety, już prawie wsiadamy, gdy orientujemy się, że nas pomocnik chce zainkasować od biletera prowizję. Wycofujemy całą transakcję, ale w zamieszaniu odjeżdża nas autobus. Musimy poczekać na następny, co zajmuje godzinę, przy okazji zbiera się już taka kolejka, że nie wszyscy się na niego załapują. Cena przejazdu jest tym razem całkiem przyzwoita 13 MD + 5 MD za bagaż (1,5h). W Meknes wysiadamy na dworcu autobusowym i na piechotę udajemy się do hotelu Regina (100 MD + 5 MD za prysznic). Wychodzimy jeszcze na chwilę coś zjeść i skorzystać z Internetu i spać.

06.02. Volubilis, Meknes
Koło 9 udaje nam się wreszcie zebrać i ruszyć do nowego miasta na postój grand taxi do Moulay Idriss. Samochód zapełnia się w kilka minut, jedziemy ok. 0,5 h (10 MD] i wysiadamy na skrzyżowania u podnóża miasta. Stamtąd idziemy spacerkiem drogą asfaltową następne pół godziny do samych ruin (wejście 10 MD). Teren jest spory, niektóre domy zachowały nawet ściany i kolumny, ale najciekawsze są mozaiki. Zwiedzanie zajmuje nam ponad godzinę. Następnie wracamy do Moulay  Idriss, skąd łapiemy powrotne grandtaxi. Koło 14 jesteśmy z powrotem w Meknes, co daje nam wystarczająco dużo czasu na zwiedzenie najważniejszych atrakcji miasta – bram, murów miejskich, muzeum  Dar Jamai, medresy Bou Inania. Wieczorem robimy ostatnie zakupy i obładowani spodniami, butami, chustami, słodyczami wracamy do hotelu. Wieczór spędzamy z poznanymi w górach Polakami.

07.02. Meknes – Tanger
Przedostatni dzień w Maroku zaczynamy od dojazdu do Tangeru (50MD + 5 MD bagaż, 5h). Z dworca do schroniska młodzieżowego decydujmy się pojechać taksówką, ponieważ kierowca ma już pasażera, nie chce jechać według taksometru i musimy negocjować cenę. Uzgadniamy 10 MD , czym zdecydowanie przepłacamy (normalnie nie byłoby więcej niż 3 MD). Na miejscu okazuje się, że Youth Hostel już nie istnieje!Sweetheart Wedding Dresses
W takim razie nie pozostaje nic innego jak pójść do medyny. Tam bez większego problemu znajdujemy Hotel Victoria (100 MD), zostawiamy bagaże i idziemy coś zjeść, a potem zrobić ostatnie zakupy i tak schodzi nam dzień. Wieczorem kupujemy bilety na prom do Tarify (skąd do Algaziras podwieźć ma nas bezpłatny autobus) – 330 MD.

Pierwszy raz od 6 miesięcy znów jesteśmy w Europie!

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u