Droga lądowa do Afryki Zachodniej –

Droga lądowa do Afryki Zachodniej

Informacje podane w niniejszym tekście były aktualne w czasie jego opracowywania
(I połowa 1996 r.). Mimo dołożenia wszelkich starań dla zapewnienia aktualności danych, autor nie odpowiada za ewentualne niedokładności lub pomyłki w treści tekstu oraz wynikłe z tego tytułu problemy.

Większość cen podana w poniższym tekście jest praktycznie najniższymi cenami możliwymi do uzyskania przez europejskich podróżników, często po długich targach. Dotyczy to w szczególności opłat za noclegi oraz przejazdy (gdzie nawet mimo, czasem, ustalonej ceny biletu za przejazd obsługa pojazdu będzie próbowała wyciągnąć dodatkowe opłaty za bagaż, zwykle opłaty te nie powinny przekroczyć 10-15 % ceny biletu za duży plecak).

Uwagi ogólne

Do początku lat 90-tych jedyna droga przez Saharę z północy na południe wiodła przez środek pustyni (Tamanrasset albo Tesslit), jednakże ze względu na terroryzm fundamentalistów islamskich w Algierii oraz powszechny bandytyzm uprawiany przez pustynnych koczowników — Tuaregów — na szlakach w Mali i Nigrze trasa jest zamknięta. Obecnie z Europy do Zachodniej Afryki można się dostać tylko tzw. drogą atlantycką, wiodącą wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego przez Maroko, Saharę Zachodnią (pod okupacją Maroka) i Mauretanię do Senegalu lub Mali. Szlak ten jest przecierany dopiero od paru lat po zamknięciu trasy przez Algierię, aczkolwiek w zamierzchłych czasach wędrowały tędy kupieckie karawany. Warto zaznaczyć, że droga Atlantycka nie jest oficjalnie otwarta, lecz ze względu na potrzeby i znaczne korzyści finansowe płynące do kieszeni urzędników ograniczony ruch turystyczno-handlowy jest tolerowany.

Przekraczanie granicy między Saharą Zachodnią a Mauretanią to przeprawa przez pole minowe. Żołnierze marokańscy eskortują konwój samochodów do ostatniego ich posterunku, a dalej jazda przez pole minowe odbywa się na własne ryzyko. Po stronie mauretańskiej żołnierze przyjmują podróżnych i pozwalają pozostać w kraju, jako że nie mogą wyrzucić przybyszów, gdyż według oficjalnego stanowiska władz przekraczanie granicy z Mauretanii do Sahary Zachodniej lądem jest zbyt ryzykowne. Nawet podróżni bez wizy są wpuszczani, ale uregulowanie statusu trwa wtedy kilka dni i kosztuje (cena umowna).

Z tego powodu w miarę legalny przejazd przez Saharę odbywa się tylko w jednym kierunku z północy na południe. Aby wyjechać z Mauretanii na północ oprócz ryzykownej przeprawy przez pole minowe trzeba umykać mauretańskim patrolom wojskowym i pokornie oddać się w ręce władzom marokańskim, licząc na ich łaskawość. W czasie mojego przejazdu na południe kilka osób, które właśnie tak przekroczyły granicę wyrzucono z powrotem do Mauretanii. Wielu zarówno podróżników, jak i handlarzy, po sprzedaniu samochodów z odpowiednim zyskiem, wraca do Europy najtańszymi lotami czarterowymi (np. z Dakaru do Paryża bilet w jedną stronę kosztuje ok. 350 USD, a z Banjul do Anglii 230-370 USD).

Niewątpliwie najwygodniej przemierzać pustynne szlaki własnym klimatyzowanym wozem terenowym. Podróżni bez własnego samochodu lub motoru skazani są na autostop, jako że na znacznym odcinku trasy (Dakhla — Noadhibou, 464 km) nie ma żadnego transportu publicznego, a i na innych odcinkach nie jest łatwo znaleźć jakiś pojazd; duże i nieprzewidywalne opóźnienia są nieuniknione.

Autostopowanie w Dakhli, w drodze na południe najlepiej rozpocząć już kilka dni przed wyruszeniem konwoju ku granicy Mauretanii (dwa razy na tydzień). Podróżowanie jest tańsze i znacznie bezpieczniejsze jeśli odbywa się w grupie. Koszty wyprawy, głównie ze względu na zakwaterowanie, spadają o około 25% na osobę już przy dwuosobowej grupie.

Planując dłuższy wyjazd koniecznie trzeba uwzględnić warunki pogodowe. Przejazd przez gorącą pustynię jest mniej uciążliwy w chłodniejszych miesiącach od października do marca, kiedy mimo upałów za dnia w nocy temperatura spada do kilku stopni Celsjusza.

Jeżeli celem wyprawy przez Saharę jest Czarna Afryka, najoptymalniej wyjechać z Europy pod koniec września, wtedy można dotrzeć do Dakaru w końcu października, kiedy rozpoczyna się pora sucha. W ten sposób, przy dobrym planowaniu, można spędzić prawie 6 miesięcy wędrując po różnych krajach Afryki Zachodniej nie napotkawszy deszczu. Aczkolwiek podróżowanie w porze deszczowej jest możliwe na częściej uczęszczanych drogach, jednak jest bardzo kłopotliwe, a i drogi bywają nieprzejezdne po większych opadach. Upały najbardziej dokuczają w ostatnich tygodniach pory suchej i dla wielu podróżników to sygnał, by wyjeżdżać.

W większości krajów regionu jakoś daje się porozumieć po angielsku albo francusku, choć najczęściej ich znajomość u miejscowych jest bardzo ograniczona.

Do wyjazdu należy przygotować się bardzo starannie. Oczywiste niewygody przy tego typu podróży łatwiej przetrzymać będąc w dobrej kondycji fizycznej, ale i odpowiednie nastawienie psychiczne jest niezbędne.

Na każdym kroku spotykają podróżnych nieprzewidziane sytuacje, czasem niebezpieczne, niewygody, trudna do wyobrażenia i zaakceptowania bieda. Często właśnie dlatego ludzie nie przygotowani odpowiednio skracają swój pobyt w Afryce. Tak jak przy wyjazdach do wszystkich tropikalnych krajów wskazane jest zrobienie badań lekarskich i zaszczepienie się przed różnymi chorobami. Szczepienia przeciwko żółtej febrze, potwierdzonego wpisem do “żółtej książeczki”, wymaga się niemalże we wszystkich państwach Afryki
Zachodniej.

W drogę warto zabrać wszystkie podstawowe medykamenty, bo choć można je nabyć na miejscu, niekoniecznie będą dostępne wtedy, gdy będą potrzebne. Absolutnie trzeba posiadać “żelazne porcje” leków przeciwko malarii, nawet jeśli zażywa się je profilaktycznie; specyfiki są dostępne w wielu aptekach, na jarmarkach, w cenach dużo niższych niż w Europie. W razie choroby w oddalonych od cywilizacji miejscach stanowi to różnicę między życiem a śmiercią.

Przed dłuższym wyjazdem do wielu krajów trzeba uzbroić się w najróżniejsze dokumenty. Podstawą jest ważny paszport, z dużą ilością wolnych stron na wizy i stemple, oraz ważna Międzynarodowa Książeczka Szczepień (tzw. “żółta książeczka”). Przydatne okazuje się “świadectwo dobrego sprawowania” lub list rekomendujący z jakiejś szacownej instytucji, napisany po angielsku i francusku; niektóre ambasady nie wydają wiz bez takiego dokumentu.

Nie można zapomnieć również o zdjęciach paszportowych w dużej ilości, czasami wymaganych nawet na zwykłych posterunkach kontrolnych przed wjazdem do miasta.

Z Europy lepiej też zabrać mapy i przewodniki, gdyż na miejscu są praktycznie niedostępne; dobrze zaopatrzyć się w kilka różnych wydawnictw — żadne nie jest dokładne. Najbardziej przydatną i stosunkowo dokładną mapą całego regionu jest “Africa North & West” renomowanego wydawnictwa Michelin nr 953, także IGN z Paryża publikuje bardziej dokładne mapy poszczególnych krajów, niestety znacznie trudniej je znaleźć w sklepach i są kosztowniejsze (w Warszawie widziałem je w “Sklepie Podróżnika” — ul. Kaliska 8/10, tel. 022-225487).

Generalnie brak dobrych przewodników po Afryce Zachodniej. Spośród ukazujących się w języku angielskim najlepsze to: “The Lonely Planet — West Africa”, “The Rough Guide to West Africa”. Jest jeszcze francuski “Guide Routier — Afrique Ouest”.

Dla Polaków (i nie tylko) istotnym elementem przygotowań do wyjazdu jest zdobycie wiz. Ze wszystkich krajów Afryki Zachodniej jedynie Nigeria i Liberia (!) mają swoje przedstawicielstwa dyplomatyczne w Polsce, lecz oba kraje są raczej niebezpieczne, nawet jak na afrykańskie standardy. Praktycznie w Polsce bez pośrednictwa można otrzymać tylko wizę do Maroka (Ambasada Królestwa Maroka — ul. Starościńska 1, 02-516 Warszawa, tel. 022-496341). Wydanie maksymalnie 1-miesięcznej wizy turystycznej uwarunkowane jest posiadaniem zaproszenia z Maroka, lub zaświadczenia z biura podróży o wykupieniu wycieczki lub wczasów, a także rezerwacji lotniczej.

Przed opuszczeniem Europy trzeba koniecznie zdobyć wizę do Mauretanii, teoretycznie może ją wydać Ambasada Francji w Warszawie, po konsultacji z władzami Mauretanii, ale od kilkunastu lat nie było takiego przypadku. Stosunkowo najłatwiej i najszybciej Polacy mogą otrzymać ją w paryskim konsulacie Islamskiej Republiki Mauretanii (tel. 0.033-1-45482388); należy okazać rezerwację lotniczą; na wizie wpisywany jest port wlotowy, ale przy wjeździe do Mauretanii lądem od północy nie jest to rygorystycznie sprawdzane. Wizę na 1 miesiąc otrzymuje się po 24h lub od ręki, a jej cena waha się od 112 do 240 FRF, w zależności od uznania konsula (obecność ładnej kobiety mówiącej po francusku jest dużym plusem).

Wizy do Senegalu na maksymalnie 6 miesięcy pobytu wydawane są “od ręki” w Kopenhadze (Senegals Generalkonsulat, Ameliegade 43, niedaleko przystani polskich promów, 1256 Kobenhavn, tel. 0.045-33932710); niestety jej cena jest wysoka ok. 65 USD — do 3 miesięcy lub dwa razy tyle — do 6 miesięcy pobytu.

Staranie się o inne wizy do państw Afryki Zachodniej w Europie nie jest konieczne, bo można je zdobyć, często za niższą cenę i z mniejszymi problemami, po drodze w krajach ościennych.

Trudności związane z organizacją całej wyprawy lądem przez Saharę do Afryki Zachodniej odstraszają wielu mniej zapalonych turystów. Ci, którzy chcą przeżyć “przygodę swego życia”, a jednocześnie uniknąć wielu niedogodności, mogą udać się na organizowane przez renomowane zagraniczne biura podróży stosunkowo niedrogie wyprawy samochodowe dla turystów. Dla przykładu 4-tygodniowa wyprawa przez Saharę (od Maroka przez Mauretanię do Senegalu) kosztuje niewiele ponad 800 funtów brytyjskich. Można je wykupić także w wyspecjalizowanych polskich biurach podróży działających jako agenci organizatorów z Europy Zachodniej, czasem po cenie niższej niż bezpośrednio za granicą.

Jak zwykle przy wyjazdach do egzotycznych krajów wiele problemów stwarza przechowywanie pieniędzy. W Afryce Zachodniej dobrze jest posiadać dolary amerykańskie, franki francuskie i ewentualnie brytyjskie funty, częściowo w czekach podróżnych i trochę w gotówce (różne nominały). Karty kredytowe są praktycznie bezużyteczne, za wyjątkiem hoteli klasy lux, których jest niewiele. Kurs wymiany FRF na franki zachodnioafrykańskie (w strefie CFA, do której należy m.in. Senegal) jest stały 1 FRF = 100 CFA, przy wymianie pobierana jest opłata ok. 2%. Należy podkreślić, że wymiana czeków podróżnych (określanych dalej w tekście TC) jest praktycznie możliwa tylko w największych miastach, a kursy są gorsze od tych dla gotówki. W dodatku w niektórych państwach nie ma przedstawicielstw firm wydających TC, co w przypadku zagubienia lub kradzieży czeków znacznie utrudnia ich odzyskanie na miejscu. Mimo wszystkich niedogodności związanych z TC, polecam ich wykupienie, gdyż w razie ich utraty, co nie jest trudne, istnieje duża szansa na odzyskanie pieniędzy. Najpopularniejsze są czeki American Express i Thomas Cook.

Wyjeżdżając do Afryki nie wypada zostawić aparatu fotograficznego w domu. Fotografowanie w mieście, szczególnie ludzi, nie jest łatwe, a bywa niebezpieczne, lecz nikt raczej się nie sprzeciwia utrwalaniu na filmie urzekającego piękna pustynnych krajobrazów, rozłożystych baobabów i białych plaż. We wszystkie filmy dobrze zaopatrzyć się w Europie, gdyż na miejscu dostępność jakichkolwiek przyzwoitych filmów jest bardzo ograniczona, a ich ceny wysokie. Wywołanie slajdów jest praktycznie niemożliwe, a odbitki wychodzą raczej słabej jakości i w dodatku są drogie (0,30-0,40 USD za odbitkę). Zarówno aparaty fotograficzne, jak i filmy trzeba koniecznie bardzo starannie przechowywać, np. głęboko w plecaku, by uchronić je przed pyłem, gorącem i nadmorską wilgocią.

Maroko

Autobus z Marakkesh do Laayoune odjeżdża codziennie o godzinie 22.00 ze stacji kolejowej; ceną za kilkuset kilometrowy przejazd jest ok. 30 USD i nieprzespana noc. Na miejsce dotarliśmy po 15 godzinach. Ale zanim wjechaliśmy do Laayoune autobus zatrzymał się na rogatkach. Do autobusu weszło kilku żołnierzy celem sprawdzenia dokumentów. Nas, jedynych cudzoziemców, poproszono do przydrożnej budki, gdzie skrupulatnie sprawdzono paszporty. Widocznie dokumenty zawierały zbyt mało informacji, bo zaczęto nas wypytywać o przeróżne dane personalne, zapisując wszystko do zakurzonego zeszytu. W pewnym momencie żołnierze pokłócili się z policjantami, chodziło o to, kto ma pisać, a kto zadawać pytania. W czasie gorączkowej wymiany słów nasze paszporty o mało nie zostały podarte, w końcu ktoś “łaskawie” rzucił je na ziemię. Kłótnię przerwał wyższej rangi oficer i dalej spokojnie dokończono spisywać dane. Po godzinie oddano nam dokumenty i mogliśmy spokojnie wjechać do miasta oczekującym przez cały czas autobusem.

Można zaoszczędzić dużo czasu, spisując wcześniej po francusku dane personalne wszystkich podróżnych na oddzielnych kartkach, które zostawia się żołnierzom na posterunkach kontrolnych. Dane muszą zawierać co najmniej nazwisko, imię, ewentualnie nazwisko panieńskie, stan cywilny, datę i miejsce urodzenia, adres, zawód, imiona i nazwiska rodziców, numer paszportu, datę i miejsce wydania, organ wydający, datę ważności, datę wjazdu do Maroka. 10 kompletów powinno wystarczyć do Mauretanii.

W mieście dowiedzieliśmy się, że autobus do Dakhli odjeżdża dopiero następnego dnia rano. Dokładnej godziny odjazdu nikt nie znał, mówiono raz o 7.00, raz o 8.30. W tej sytuacji wyszliśmy za miasto by spróbować autostopu.

Nie było problemu z dostaniem się do posterunku kontrolnego kilka kilometrów za miastem. To najlepsze miejsce do zatrzymywania pojazdów, które muszą bardzo zwolnić, a nawet zatrzymać się dla okazania dokumentów. Nikomu nie przeszkadzała nasza obecność, ale niestety na drodze nie było żadnego ruchu. Prażąc się na słońcu spędziliśmy kilka godzin. W końcu zatrzymał się kierowca nowego terenowego Nissana. Mieliśmy wielkie szczęście pojazd prowadził miejscowy handlarz-przemytnik samochodów, który jechał w najbliższym konwoju do Mauretanii (mieliśmy zapewniony transport przez najtrudniejszy odcinek podróży).

Droga z Laayoune do Dakhli jest w dobrym stanie technicznym, a i nasz doświadczony kierowca mógłby startować w rajdzie Paryż-Dakar. Pięćset kilometrów przebyliśmy zaledwie w kilka godzin. Po drodze musieliśmy zatrzymywać się wielokrotnie na wojskowych posterunkach kontrolnych. Za każdym razem dokładnie spisywano nasze personalia.

Ostatnim dużym miastem w Saharze Zachodniej po drodze do Mauretanii jest położona na półwyspie Dakhla. Miasto nie ma nic szczególnego do zaoferowania podróżnym (lotnisko, głównie wykorzystywane przez wojsko, kilka hotelików, ok. 3USD od osoby) w pobliżu śmierdzącego targu, parę kawiarenek, stacja benzynowa. Można się tu jednak zaopatrzyć w prowiant na dalszą drogę (na bazarze sprzedają wiele różnych warzyw i owoców, które będą dostępne dopiero w stolicy Mauretanii). Kilka kilometrów przed wjazdem do miasta znajduje się kemping, na którym zazwyczaj zatrzymują się zmotoryzowani podróżnicy. Na kempingu jest kilka pustych pomieszczeń do wynajęcia dla nieposiadających namiotów.

W Dakhli wszyscy czekają na uformowanie konwoju. Formalności z tym związane najlepiej zacząć załatwiać dwa dni przed odjazdem. Konieczna jest wizyta w miejscowej bezpiece (Sutere National), w żandarmerii (potrzebne dwa zdjęcia) i u celników (Douane — jeśli jedzie się własnym pojazdem). Konwój odjeżdża dwa razy w tygodniu. W dniu odjazdu należy rano przybyć na miejsce zborne przy głównej drodze między kempingiem a miastem. Sprawdzanie dokumentów, formowanie konwoju i inne formalności zajmują wiele godzin. Konwój nie wyrusza zwykle wcześniej niż o 16. Wszystkim jadącym w konwoju żołnierze zabierają paszporty, które oddadzą przed granicą z wbitymi stemplami wyjazdowymi z Maroka.

Po 5-6 godzinach jazdy konwój zatrzymuje się na noc w pobliżu ostatniego posterunku marokańskiego. Wszyscy rozkładają się do spania na piasku w śpiworach albo namiotach. Rano około 8.30 wyruszamy znowu w drogę. Przez krótki czas towarzyszy nam eskorta. Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie w piasku giną ostatnie ślady drogi, konwojujący nas od wczoraj żołnierze oddają wszystkim paszporty i z uśmiechem na ustach wskazują ruchem ręki dalszy kierunek jazdy, już na “własne ryzyko”. Zaczyna się najbardziej ekscytująca część podróży — przeprawa przez pole minowe.

Nasz doświadczony kierowca popisał się niezwykłą brawurą. Odczekał, aż wszyscy wyruszą przed nim, jakby dla dania pozostałym równych szans, a potem ruszył w pogoń. Czasami skracał sobie drogę w jemu tylko znanych miejscach, innym razem w odruchu solidarności wskazywał pozostałym właściwy kierunek. My z przerażeniem obserwowaliśmy tę szaleńczą jazdę modląc się po cichu, by nie wpaść na minę. Udało się, do miejsca zbornego po drugiej stronie dotarliśmy cało, i to jako jedni z pierwszych. Tu już czekali żołnierze mauretańscy.

Przez dziesięciokilometrowe pole minowe prowadzi rozjeżdżony szlak szerokości pięciu metrów, wijący się w niezrozumiały sposób. Można tylko przypuszczać, że dla ominięcia min.

Na szczęście nikt z konwoju nie wyleciał w powietrze, ale jak stwierdził nasz kierowca, każdego roku ktoś tu ginie od wybuchu. My w czasie jazdy przez te bezdroża żadnych min nie zauważyliśmy. Dopiero po wybraniu się pieszo na “wycieczkę” w pustynię znalazłem kilka min przeciwczołgowych, te można jeszcze jakoś zobaczyć, jeśli nie są przysypane piaskiem; miny przeciwpiechotne są nie do odnalezienia bez przyrządów.

Mauretania

Na pierwszym posterunku w Mauretanii znowu zabrano wszystkim paszporty, po ich sprawdzeniu i przez następnych kilka godzin zmuszeni byliśmy czekać w upalnym słońcu. Nic się nie działo, jedynie żołnierze łazili między samochodami sugerując, że teraz czas na prezenty dla nich… Na koniec dnia konwój ruszył, po półtorej godziny jazdy docieramy do posterunku żandarmerii, zaraz po nim policyjnego i wojskowego. Wstępne formalności zostały załatwione, wjeżdżamy do miasta. Tu pod urzędem celnym rozstajemy się z naszym dzielnym kierowcą.

Następnego dnia na posterunku policji uzyskaliśmy w paszporcie oficjalny stempel wjazdowy do Mauretanii, jeszcze tylko deklaracja dewizowa w urzędzie celnym i już jesteśmy w Noadhibou.

Do niedawna Mauretania była raczej rzadko odwiedzana przez podróżników i turystów. Obecnie, po “otwarciu” drogi atlantyckiej, kraj ten znalazł się na szlaku wszystkich lądowych wypraw. Zarówno władze, jak i zwykli ludzie nie bardzo potrafią poradzić sobie z tym nagłym napływem zamożnych jak na miejscowe standardy obcokrajowców. Nie są to oczywiście masy według europejskich standardów, ale w porównaniu z poprzednimi latami jest to znaczny wzrost. W Mauretanii nie ma praktycznie żadnej infrastruktury dla turystów; hotele dla miejscowych businessmanów (w cenach rzędu 20-40 USD/os.) lub, wyższej klasy, dla pracowników organizacji charytatywnych, urzędników ONZ i miejscowych bogaczy istnieją tylko w paru miastach. Ponieważ kraj ten jest bardzo muzułmański, nie ma burdeli (przynajmniej nie natrafiliśmy na żaden), stąd też brak niedrogich miejsc noclegowych. Najtańsze są noclegownie przy dworcach, ale to raczej nie miejsce dla turystów. Oprócz tego istnieją nieoficjalne kempingi dla zmotoryzowanych, tyle że mając własny transport równie dobrze można spędzić noc na dziko gdzieś na pustyni z dala od osiedli ludzkich.

Językiem urzędowym jest francuski, lecz niewielu ludzi się nim posługuje; najczęściej znajomość francuskiego ogranicza się do liczb. Mauretania to, z wyjątkiem pasa ziemi na południu wzdłuż granicy z Senegalem, bezgraniczna pustynia. Koszty niewygodnego i nieregularnego transportu należą do najwyższych w regionie (ok. 3 USD za 100 km).

W portowym Noadhibou znajduje się stacja benzynowa, kilka sklepów z importowanymi przysmakami oraz banki (zamknięte w piątek, otwarte w niedziele). Kurs wymiany dla gotówki jest lepszy na czarnym rynku, wymiana trwa też znacznie krócej (1 USD =150 Ouguiya/Um/, 1 FRF=30 Um; oficjalnie w bankach dla gotówki i czeków podróżnych 1 USD = 135 Um, 1 FRF =28 Um, minus opłaty bankowe).

Z Noadhibou do stolicy nie ma regularnego transportu; podobno lata jakiś samolot. Chcąc dotrzeć lądem do Nouakchott trzeba wybrać albo bardzo trudną drogę przez park narodowy wzdłuż Atlantyku (ok. 500 km), albo udać się pociągiem towarowym, przeznaczonym do transportu rudy żelaza, w głąb pustyni (ok. 460 km) do miejscowości Choum i stamtąd próbować zabrać się jakimś transportem, najpewniej ciężarówką, do odległej o ok. 550 km stolicy.

Znalezienie środka transportu jest znacznie trudniejsze w przypadku wyboru trasy atlantyckiej, nawet mając własny pojazd lepiej wynająć na drogę przewodnika.

My wybraliśmy pociąg. Stacja kolejowa znajduje się za miastem, w stronę portu. W zasadzie nie ma tam żadnego budynku, a pociągi zatrzymują się w “szczerym polu”, pasażerowie zaś czekają wzdłuż nasypu kolejowego. Zanim ujrzeliśmy pociąg, na horyzoncie pojawiła się chmura kurzu, a potem trzy lokomotywy ciągnące z mozołem ponad dwukilometrowy skład wagonów towarowych. Decydując się na podróż pociągiem, nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, co nas czeka… Kurz wdzierał się wszędzie, nie pomogły chusty wiązane dookoła twarzy ani przeciwsłoneczne okulary. Gdy wysiedliśmy po około 12 godzinnej jeździe przez pustynię byliśmy bardzo, bardzo brudni.

Niestety w miasteczku nie było gdzie się umyć. Z trudem znaleźliśmy ciężarówkę jadącą do stolicy. Według zapewnień kierowcy podróż miała trwać tylko 12 godzin. Ten optymizm wydał mi się podejrzany, w dodatku mieliśmy zapłacić z góry. Na potwierdzenie moich obaw nie musieliśmy długo czekać, po godzinie złapaliśmy gumę. Zmiana dętki zajęła 7 godzin. Kierowca jakby dla nadrobienia straty czasu pędził po pustynnym szlaku jak szalony, kolejna dętka pękła zanim zdążyliśmy się dobrze rozlokować na prowizorycznych siedzeniach na szczycie pojazdu. I ta naprawa potrwała kilka godzin. Gdy ruszyliśmy w trasę kierowca dodał ostro gazu, i… trzecia guma. Historia powtórzyła się 7 razy zanim po 4 dniach dotarliśmy ledwie żywi do Nouakchott.

Najtańszym przyzwoitym hotelem w stolicy jest “Adrar” (cena 2000 Um za dwuosobowy pokój). Nocleg w schronisku młodzieżowym kosztuje ok. 1400 Um dla dwu osób. W centrum znajduje się wiele kantorów, ale kursy wymiany pieniędzy na czarnym rynku nie są tak dobre, jak w Noadhibou. Można się tu starać o wizy do dalszych państw na trasie podróży, ale ze względu na koszty zakwaterowania nie jest to wcale tanie. Nouakchott jest nudnym miastem, sprawiającym wrażenie wymarłego po zmroku (w Mauretanii jest prohibicja). Jedyną interesującą rzeczą dla zwiedzających jest duży jarmark. W jego centralnej części znajduje się mnóstwo małych stoisk z niezwykle kolorowymi materiałami tekstylnymi. Po kilku dniach na pustyni oczy nie mogą się nacieszyć widokiem takiej mozaiki kolorów.

W odległości kilku km od centrum położone są ładne, najczęściej wyludnione plaże, ale zdarzają się tam napady na turystów.

Z Nouakchott kursują często “bush taxi” do granicznego miasta Rosso (ok. 900 Um/os. — 200 km). My tradycyjnie spróbowaliśmy autostopu.

W sennym miasteczku nad brzegiem granicznej rzeki Senegal znajduje się główne przejście graniczne do Senegalu i przeprawa promowa. Za przepłynięcie rzeki łodzią lub promem, jeśli kursuje, trzeba zapłacić 100 Um plus “podatek” 100-200 Um. Promem można przeprawiać również samochody.

Senegal

Obok Cote d’Ivoire (Wybrzeże Kości Słoniowej) najbardziej zeuropeizowany kraj Afryki Zachodniej to Senegal. W byłej kolonii francuskiej językiem urzędowym jest francuski. Nic dziwnego, że Francuzi stanowią większość wśród białych turystów.

Krajobraz Senegalu jest uderzająco płaski i mało urozmaicony. Na północy dominuje sceneria półpustynna urozmaicona jedynie olbrzymimi wiekowymi baobabami, na południu zieleń rozwija się bujnie tylko w porze deszczowej. Baobaby, jak mówią murzyni, są symbolem ich siły, wytrzymałości i cierpliwości.

Turystów przyciąga do Senegalu głównie stosunkowo dobrze rozbudowana infrastruktura turystyczna, ładne plaże i egzotyczna przyroda, która dziś przetrwała jedynie w parku narodowym Parc du Niokolo-Koba.

Senegal należy do monetarnej wspólnoty zachodnioafrykańskiej, w której używa się tej samej waluty. Kurs wymiany franków francuskich na miejscowe jest wszędzie stały (gwarantowany przez Bank Francji, 1 FRF = 100 CFA). Miejscowa waluta jest więc de facto wolnowymienialna. Gotówkę można zamienić w dużych hotelach, sklepach i u “cinkciarzy”, a czeki podróżne wyłącznie w bankach. Wszędzie pobierana jest opłata manipulacyjna (ok. 2%). Wymiana innych walut bywa nieco bardziej kłopotliwa — trzeba znać kursy.

Po dokonaniu odprawy granicznej po stronie mauretańskiej załadowaliśmy się na małą łódkę z kilkunastoma innymi współpasażerami. Na środku rzeki przewoźnik rozpoczął wśród podróżnych zbiórkę “zbędnych” pieniędzy.

Na drugiej stronie wysiedliśmy wprost na bagnisty brzeg, gdzie czekający urzędnik senegalski zebrał paszporty. Dokumenty powędrowały do pobliskiej budki. Policjant głośno wyczytywał nazwiska i z tłumu do okienka podchodzili wzywani. Najważniejszą częścią formalności jest sprawdzenie paszportu, wizy i pobranie stosownej opłaty w miejscowej walucie, o ironio nazwanej portową (od cudzoziemców 250 CFA). Gdy komuś brak CFA na miejscu czekają “cinkciarze”.

Mieszkańcy obskurnego miasteczka żyją z obsługi zatrzymujących się tutaj z konieczności podróżnych. Na centralnym placu autobusy i taksówki dzielą miejsca z handlarzami rozmaitości. Znalezienie odpowiedniego środka transportu do najbliższego dużego miasta — St.Louis nie stanowi problemu; jeszcze zanim doszliśmy do dworca opadli nas naganiacze. Cena 100 km przejazdu wynosi 1000-1700 CFA.

St.Louis to, w odróżnieniu od większości współczesnych wielkich aglomeracji w Afryce Zachodniej, miasto z historią. W najtańszych hotelikach za nocleg przyjdzie zapłacić 3500-4000 CFA od osoby; taniej jest wynająć pokój przy rodzinie (2500-5000 CFA za pokój, naganiacze zaprowadzą, gdzie trzeba).

Z dworca kolejowego w St.Louis (na kontynencie) rano odjeżdża pociąg do Dakaru — 3500 CFA I kl., 2300 CFA II kl. Do stolicy oddalonej o 270 km można dojechać też często kursującymi minibusami i zbiorowymi taksówkami.

Po drodze do Dakaru mija się Thies, miasto powstałe na skrzyżowaniu dróg do St.Louis i Kaolack oraz linii kolejowych do St.Louis i Tambacoundy. Chcąc dostać się jak najszybciej na południe Senegalu lub do Mali, nie ma potrzeby udawać się do stolicy, wystarczy zmienić pociąg lub autobus w Thies. Nie ma innego powodu, by się tam zatrzymać.

Wszyscy przybywający do Dakaru pierwszy raz zaszokowani są wielkością metropolii i tempem życia. Tu już nie ma najmniejszych wątpliwości — jesteśmy w Afryce. Miasto (działa komunikacja miejska!) jest niekwestionowaną stolicą regionu, o znaczeniu przekraczającym granice Senegalu. Tu mieszczą się ambasady niemalże wszystkich państw Afryki Zachodniej, stąd można też polecieć tam bezpośrednio.

Jedną z tańszych opcji powrotu do Europy są regularne czartery z Dakaru do Paryża, organizowane przez Nouvelle Frontier (siedziba biura podróży mieści się niedaleko Pałacu Prezydenckiego i przedstawicielstwa Aeroflotu) w cenie ok. 350 USD w jedną stronę. Najtańszym hotelem dla turystów w czasie naszego pobytu był Hotel du Marche (7300 CFA za dwuosobowy pokój).

Stolica Senegalu jest niestety również bardzo niebezpiecznym miastem; nie tylko kradzieże kieszonkowe, ale i napady z bronią są na porządku dziennym. Nawet w centrum spacery po zmroku, szczególnie samotne, należą do bardzo ryzykownych, a niczego nieświadomi turyści łatwo padają ofiarą. W razie problemów należy skontaktować się z polską ambasadą (Villa “Les Ailes”, fenetre Mormoz, Fanu-Residence, Dakar BP 3192; tel. 242354).

Podróż lądem z Europy do Dakaru może zająć od około 2 tygodni (przy dużym szczęściu i pośpiechu) do 2 miesięcy. Nie jest to wędrówka dla przypadkowych turystów, a raczej wymagająca dużego samozaparcia i starannych przygotowań wyprawa. Nie bez znaczenia są koszty, w najbardziej oszczędnej opcji z dużym przybliżeniem można je ocenić na około 1200 USD na osobę za dwa miesiące podróżowania, w grupie co najmniej dwuosobowej. W tym mieści się opłata za powrót czarterem do Europy (350 USD).

Dakar to dopiero przedsmak prawdziwej przygody w “Czarnej Afryce”, wrota do rozległego, jakże egzotycznego i kolorowego obszaru Afryki Zachodniej.

W Dakarze można otrzymać wizy do wielu państw Afryki Zachodniej (np. do Cote d’Ivoire — w konsulacie niedaleko Hotel du Marche, 3 miesiące, jednorazowy wjazd — 15000 CFA, wielokrotny wjazd — 30000 CFA, czas oczekiwania 24h; do Sierra Leone — w “konsulacie” mieszczącym się w recepcji szpitala “Clinique Bleu Croix”, 1 wjazd — 5000 CFA, od ręki; do Gambii — 10000 CFA; do Gwinei — 15000 CFA, potrzebne referencje).

Cieszący się dużą popularnością wśród podróżników pociąg do Mali (Bamako) odjeżdża z Dakaru dwa razy w tygodniu — bilety w cenie 24000 CFA II kl. / 32000 CFA I kl. / 48000 CFA kuszetka.

W drodze do Gambii

Przejazd pociągiem z Dakaru do Kaolak kosztuje 1600 CFA II kl., pociąg kursuje codziennie; Kaolak — Karang (autobusem) — 900 CFA, włączając bagaż. Autobus jedzie do punktu granicznego, formalności odbywają się sprawnie.

Polacy potrzebują wizy do Gambii, ale mnie udało się dwa razy wjechać bez wizy — przekonałem pograniczników, że Polacy wiz nie potrzebują. Turyści wjeżdżający do Gambii lądem otrzymują zwykle 14-dniowe pozwolenia na pobyt w tym kraju. Wizy można ewentualnie uzyskać na miejscu (Karang) — w cenie 300 Dalasis.

Gambia

Pieniądze: wymiana gotówki (ale nie TC) możliwa na granicy u “cinkciarzy” po kiepskim kursie (1 USD = 9 Dalasis, 5 FRF = 9 D), znacznie korzystniejsze kursy oferują w miasteczku Barra, przed wejściem na prom do Banjul (1 USD = 9,75 D).

Banki w Banjul oferują gorsze kursy, ale wymieniają TC, często bez opłaty; zwykle niezłe kursy są w Standard Chartered Bank (1 USD = 9,4 D, 1 FRF = 1,9 D). Najlepsze kursy wymiany widziałem w kantorze mieszczącym się w Telephone Center, w pobliżu luksusowego hotelu Senegambia (w miasteczku Kololi, ok. 30 km od Banjul, 1 USD = 9,8 D, 1 FRF = = 1,93 D zarówno dla gotówki, jak i TC).

Zbiorowa taksówka z Karang do Barra kosztuje 9 D + bagaż (1-2 D za plecak). Prom przez rzekę Gambia odpływa z Barra kilka razy dziennie do Banjul — cena 3 D. Cała podróż od granicy trwa 2-3 godziny, w zależności od czasu oczekiwania na prom. Jeśli wyruszy się wcześnie rano z Dakaru (autobusem do Kaolak), przy dużym szczęściu można dotrzeć do Banjul tego samego dnia wieczorem.

Najtańszy “przyzwoity” hotel “Terenga” (wieczorem burdel) w stolicy Gambii kosztuje ok. 80 D/pokój. Godny polecenia jest Malawi Guest House (100 D/pokój lub 150 D z łazienką) w okolicach turystycznych w Serekunda, ok. 20 km od Banjul, 2 km od plaży.

Wiza jednorazowa do Gwinei na 1 miesiąc kosztuje w Banjul 40 USD, 200 FRF lub 400 D; jeżeli formularz złoży się rano, paszport można odebrać tego samego dnia. Wiza do Gwinei-Bissau na 1 miesiąc wydawana jest od ręki — 100 D.

W Gambii działa kilka biur podróży organizujących regularne loty czarterowe (kilka razy na tydzień) z Banjul do Anglii (London — Gatwick lub Manchester). Najpopularniejszym biurem jest The Gambia Experience, sprzedającym bilety w cenie 3600 D, w jedną stronę. Znacznie taniej można kupić bilety do Anglii, na te same loty czarterowe w agencji Cosmos, której przedstawiciel ma swój kantor w Senegambia Beach Hotel (Kololi, ok. 30 km od Banjul), tel. komórkowy przedstawiciela — 991881. Bilet w jedną stronę kosztuje 150 funtów.

W drodze do południowego Senegalu (Cassamance)

Przejazd bush taxi: Banjul — Birkama 3 D, Birkama — przejście graniczne Seleti 15 D+5 D za plecak.

Od granicy Gambii z Senegalem kursują drogie (do 10000 CFA) taksówki zbiorowe i minibusy do Ziguinchor. Najtańsze hotele w mieście — 3500 CFA za pokój.

Z Ziguinchor wiedzie całkiem dobra asfaltowa (!!) droga do Bissau. Za przejazd do granicy (ok. 25 km) taksówką zbiorową płaci się 2500 CFA + 500 CFA za bagaż (plecak), minibusem 2000 CFA. Transport od granicy do Bissau z uwzględnieniem przeprawy promowej i koniecznej przesiadki kosztuje ok. 10000 pesos. Kontrola bagażu odbywa się na granicy, a stemple wjazdowe do Gwinei-Bissau urzędnik wbija w Sao Domingos.

Gwinea-Bissau

Pieniądze: jak zwykle wymiana u “cinkciarzy” na granicy nie jest zbyt korzystna dla podróżnych (1 USD = 20000 pesos /P/), ale konieczna dla opłacenia transportu. Najlepsze kursy za gotówkę i TC oferują kantory położone na tyłach poczty głównej w stolicy (dla gotówki: 1 USD = 24000 P, 1 FRF = 100 CFA = 4700 P, nieco gorzej dla TC). Ponieważ banknot o największym nominale (10000 P) jest wart 0,40 USD, po wymianie otrzymuje się harmonię pieniędzy; gdzie to schować?

Noclegi w Bissau są drogie, min. 20 USD/pokój. W mieście nie ma nic do oglądania, a ewentualnie można raczyć się piwem importowanym z Portugalii (0,60 USD za butelkę 0.33 l). Uwaga na fotografowanie; choć ludzie raczej nie protestują zbyt dużo, oficjele są bardzo podejrzliwi, szczególnie w centrum Bissau. Przyłapani na robieniu nawet “niewinnych” zdjęć mogą stracić aparat.

Prom z Bissau na wyspę Bubaque w Archipelagu Bijagos odpływa raz na tydzień (w piątek), a wraca w niedzielę — 90000 P za kurs w jedną stronę. Godziny odejścia uzależnione są od przypływu i ochoty załogi do podróży.

Na wyspie jest kilka tanich hotelików (10-15 USD/pokój) zwanych też campment. Na niektórych wyspach Archipelagu (np. Orango) żyją na wolności hipopotamy, ale by je zobaczyć, trzeba pokonać wiele przeszkód.

W drodze do Gwinei

Minibus Bissau — Gabu kosztuje 67000 P, ale znalezienie dalej jakiegokolwiek pojazdu jadącego do Gwinei jest trudne i trzeba liczyć się z możliwością nawet kilkudniowego oczekiwania. Odcinek Gabu — Koumbia (przez Pitche i Foulamori) kosztuje 250000 P. Stemple wyjazdowe z Gwinei — Bissau otrzymuje się w Pitche, wjazdowe do Gwinei w Foulamori (wizy są dokładnie sprawdzane).

Gwinea

Przejazd taksówką zbiorową Koumbia — Labe kosztuje 11500 gwinejskich franków (FG).

Cała “droga” z Gabu do Labe (ok. 300 km) jest bardzo zła, a nieprzejezdna w porze deszczowej. Odcinek ten oceniam jako jeden z najtrudniejszych lądowych szlaków międzynarodowych w Afryce Zachodniej. Przy dużym szczęściu można go pokonać w dwa dni.

Transport w Gwinei jest bardzo drogi.

Pieniądze: ponieważ pierwszym miejscem w Gwinei (jadąc od północy), gdzie można godziwie wymienić dewizy, jest Labe, najlepiej wymienić trochę pieniędzy jeszcze w Gwinei-Bissau (np. Gabu). W przeciwnym razie można nagle znaleźć się bez lokalnej waluty. Jedyny bank na północy Gwinei — w Labe nie wymienia TC (czeków podróżnych). Kursy dla gotówki: 1 USD = 970 FG, 1 FRF = 190 FG; na czarnym rynku 1 USD = 1120 FG, 1 FRF = 220 FG. Wymiana TC jest rzeczą skomplikowaną i możliwą praktycznie tylko w Conakry.

Przejazd Labe — Dalaba 5600 FG, Dalaba — Kindia 6000 FG, Kindia — Conakry 3000 FG.

Najtańsze noclegi w Conakry ok. 20 USD/pokój. Niektóre dzielnice miasta są niebezpieczne.

W drodze do Sierra Leone

Ze względu na wojnę domową w Sierra Leone droga lądowa do Freetown jest nadzwyczaj niebezpieczna (sytuacja ta może się zmienić w bliskiej przyszłości, gdyż po wyborach prezydenckich w Sierra Leone, marzec 1996, nowo wybrany prezydent rozpoczął negocjacje z rebeliantami).

W miarę regularnie odpływa z Conakry (z małego portu Boussara Port kilka km od centrum) łódka do Freetown. Na małej łódce (ok. 10 m długości) przewożeni są głównie uchodźcy oraz przemytnicy z towarem. Obładowana po brzegi łódka (towar + 50 osób), nie wyposażona w żaden sprzęt ratunkowy wypływa w pełne morze. Podróż trwa 8-12 godzin, kosztuje dużo nerwów oraz 7000 FG. Niektórzy płacą więcej… własnym życiem.

Sierra Leone

Obecnie ze względów bezpieczeństwa zwiedzanie kraju lepiej ograniczyć do Freetown i okolic.

Pieniądze: w stolicy jest wiele kantorów wymiany (1 USD = 960 leones/Le/, 1 FRF = = 170 Le za banknoty o dużych nominałach). Najlepsze kursy dla TC są w centralnym banku (Bank of Sierra Leone) naprzeciw poczty głównej. 1 USD = 930 Le; nie ma opłaty. Ewentualny nadmiar Le można zamienić na twardą walutę także w kantorach 1000-1020 Le = 1 USD.

Najtańsze hotele w mieście kosztują 5000-10000 Le/pokój. Freetown należy do jednej z tańszych stolic w Afryce Zachodniej. Przejazd zbiorową taksówką w mieście kosztuje 150 Le, a dojazd do przepięknych plaż (np. River no 2 Beach — kilkanaście km od miasta) 1000 Le + bagaż (200-1000 Le za plecak). Za znaczki na kartki pocztowe do Europy płacimy 350 Le, list lotniczy 500 Le; napój miejscowej produkcji 250 Le, piwo 650 Le (0,33 l); wywołanie filmu negatywowego 500 Le, a za odbitkę 150-200 Le (jakość średnia).

Freetown wydało mi się stosunkowo bezpiecznym miastem, jak na Afrykę.

Liberia

Jeśli nie masz ochoty zostać na stałe w Afryce, lepiej się nie wybieraj do Liberii. Jedynym miejscem gdzie ewentualnie, po ustaniu walk, będzie można pojechać w najbliższej przyszłości, by oglądać ruiny, jest Monrowia. Z pewnością to nie miejsce dla turystów. Przed wybuchem walk przelot z Freetown do Monrowi zdezelowanym samolotem poradzieckim kosztował ok. 200-300 USD w jedną stronę.

Cote d’Ivoire

Pieniądze: wymiana TC na CFA w Abidżanie odbywa się bezproblemowo, 1 USD = 476 CFA, przy wymianie FRF w czekach podróżnych pobierana jest opłata min. 2,5%.

Abidżan to drogie miasto. Działa stosunkowo sprawnie komunikacja miejska średnio 150 CFA za przejazd, a cena zależy od odległości.

Najtańsze hotele: 3000 CFA/pokój, nieco lepsze(np. z klimatyzacją) 5000 CFA.

Znaczki na list lotniczy do Europy 280 CFA (do 20 g).

Abidżan, największe miasto w Cote d’Ivoire, jest też bardzo niebezpieczne wszędzie czekają na okazję złodzieje. Szczególne zagrożenie występuje w okolicach głównego dworca autobusowego oraz w dzielnicy portowej i rozrywkowej — Trechville (prostytucja, narkotyki i pospolity bandytyzm). Przestępcy nie bardzo potrafią odróżnić bogatych turystów od biednych podróżników. Każdy biały jest obiektem niezdrowego zainteresowania w dużo większym stopniu niż gdziekolwiek indziej w Afryce Zachodniej, może z wyjątkiem Lagos.

Wiza wjazdowa (czas pobytu określa urzędnik na granicy) do Ghany kosztuje 12000 CFA, czas oczekiwania 2 dni.

Ambasada Polska, B.P. 308, Abidjan 04; tel. 0-0225.441225/0-0225.441067.

Do ładnych okolic plażowych na zachodnim wybrzeżu jeżdżą kilka razy dziennie autobusy. Na przykład: odcinek Abidżan — Sassandra kosztuje 2500 CFA + bagaż.

Ghana

Między Cote d’Ivoire a Ghaną jest otwartych kilka przejść granicznych, ale najczęściej przekraczanym i najbliższym Abidżanu jest Noe/Elubo. Na granicy można otrzymać zezwolenie na 30 dni pobytu.

Ghana to stosunkowo nieźle, jak na Afrykę, zorganizowany kraj. Transport jest tani, choć płaci się za przewóz bagażu. Z tego kraju opłaca się wysyłać paczki, zarówno lotnicze, jak i morskie, a usługi pocztowe są naprawdę tanie. Paczka morska, którą wysłałem do Polski, dotarła po 3 miesiącach, cała.

Pieniądze: wymiana dewiz nie stanowi problemu w Akrze i Kumasi. Najlepsze kursy oferują kantory dla gotówki w dużych nominałach (1 USD =1600 cedi/C/, 1 FRF = 100 CFA = 295 C, 1 GBP = 2400 C), TC korzystniej wymieniają banki np. Standard Chartered (1 USD = 1575 C, 1 FRF = 265 C).

Piwo 1200-1400 C, z beczki (!) 750/850 C za pint.

Za nocleg w tanim hotelu w Kumasi i Akrze trzeba zapłacić min. 7000 C/pokój.

Banki, biura, urzędy są zamknięte między 12 a 14.30.

W Akrze mieszczą się konsulaty wielu państw Afryki Zachodniej. Wiza do Togo na 1 miesiąc kosztuje 10000 CFA, czas oczekiwania 24 h; do Mali — 1 miesiąc/20 USD/24 h; do Beninu — 2 tygodnie/20 USD lub 10000 CFA/od ręki; do Burkina Faso — do 3 miesięcy/15000 CFA/tego samego dnia.

Togo

Między Ghaną a Togo jest obecnie otwartych kilka przejść granicznych, a główne przejście (Denu) położone jest na przedmieściach Lome.

Transport kosztuje więcej niż w Ghanie, przy czym zwykle nie płaci się za bagaż.

Pieniądze: przy wymianie TC banki w Lome pobierają standardowe opłaty (BIAO — 2%, STBC — 4000 CFA), ale kursy sprzedaży i kupna dla TC różnią się o ok. 8%.

Niezłe miejscowe piwo kosztuje 325 CFA (0,66 l), napój 200 CFA (0,33 l ).

Najtańszy przyzwoity hotel w Lome — 4000 CFA. Urzędy, biura zamknięte między 12.00 a 14.30.

W Togo nie ma konsulatu ani ambasady Beninu, o wizę trzeba postarać się w innym kraju lub na granicy. Osoby udające się do Nigerii mają bardzo małe szanse na otrzymanie normalną drogą wizy wjazdowej do tego państwa w Afryce Zachodniej (restrykcje dotyczą wszystkich turystów). Po wielu korowodach i sowitym naoliwieniu pieniędzmi maszyny biurokratycznej, konsulat Nigerii w Lome skłonny jest wydać wizę “business”.

Benin

Dwudniową wizę do Beninu otrzymuje się na granicy w Hilla — Codji (granica z Togo) i Malanville (granica z Nigrem) od poniedziałku do piątku w godzinach urzędowych za 4000 CFA (potrzebne 1 zdjęcie). Niewykluczone, że również na innych przejściach granicznych można uzyskać taką wizę.

Przedłużenie wizy w Cotonou kosztuje 7000 CFA i trwa 48 godzin.

Banki pobierają opłaty 2% przy wymianie TC.

Wiza do Nigru w Cotonou na 3 miesiące pobytu, bez oznaczonej daty wjazdu, kosztuje 17500 CFA, czas oczekiwania kilka godzin lub jeden dzień.

Usługi pocztowe są raczej drogie. Za piwo trzeba zapłacić 275 CFA (0,66 l), za napój 200 CFA (0,33 l).

Wszystkie banki, biura są zamknięte między 11.30 a 15.00.

Z Cotonou do Parakou kursują średnio dwa pociągi dziennie (Cotonou — Bohicon 1500 CFA I kl., 800 CFA II kl., Cotonou — Parakou 5100 CFA I kl., 3400 CFA II kl.).

Przejazd “bush taxi” z Parakou do Malanville kosztuje 2800 CFA. Po drodze można zobaczyć żyjące na wolności, a nie w parku narodowym, słonie. W tym celu należy wysiąść w Alfakuara (opłata za przejazd taka sama jak do Malanville — 2800 CFA), za wioską, w stronę granicy z Nigrem, trzeba skontaktować się z Chef Forestier (chata po lewej stronie drogi, patrząc w kierunku granicy z Nigrem). Za 500 CFA od osoby (dodatkowa opłata za robienie zdjęć 2000 CFA) szef przydzieli przewodnika, który wie, gdzie są słonie — najczęściej w pobliskiej sadzawce.

Dalsza podróż z Alfakuara do Malanville kosztuje ok. 1000 CFA.

Niger

Formalności wjazdowe na granicy z Beninem, 10 km przed miastem Gaya, przebiegają bardzo sprawnie.

Najtańszy hotel w Niamey kosztuje 2200 CFA od osoby.

Piwo — 350 CFA (0.5 l), 400 CFA (0.66 l), napoje 150 CFA (0.33 l). Znaczek na list lotniczy do Europy — 390 CFA.Wszystko jest pozamykane między 12 a 15.

Fotografowanie nie nastręcza tak wielu problemów, jak w innych krajach.

Burkina Faso

Przy wjeździe przez przejście graniczne Seytenga (na mapie Michelin 953 oznaczone Sitenga) wizy nie są dokładnie sprawdzane. Cały szlak od Tera (Niger) do Dori (Burkina) —
100 km jest w bardzo złym stanie, praktycznie nie uczęszczany przez podróżników. Znalezienie jakiegokolwiek środka transportu jest niezmiernie kłopotliwe i trzeba liczyć się z kilkudniowym przymusowym oczekiwaniem, uzależnionym głównie od jarmarków w wioskach wzdłuż drogi. Część trasy pokonaliśmy z pomocą osiołków.

Większość podróżnych wybiera główne przejście Torodi (Niger) — Kantchari (Burkina Faso).

Przy wymianie TC lub gotówki FRF bank BICIAB pobiera 1500 CFA opłaty za transakcję.

Transport w Burkina jest średnio drogi. Autostop, oczywiście płatny, działa bardzo dobrze. Problemem jest mały ruch nawet na głównych drogach.

Ouagadougou jest raczej tanią stolicą, za nocleg w najtańszych hotelikach płaci się ok. 3000 CFA/pokój. W mieście jest dużo niezłych barów.

Wszystko pozamykane od 12.00 do 15.00, małe restauracje i bary otwierają się po 16.00.

Piwo: 300 — 375 CFA (0,66 l), napoje — 175 CFA (0,33 l).

Znaczek na list lotniczy do Europy 400 CFA.

Z Ouagadougou (2 lub 3 razy w tygodniu) odjeżdża pociąg do Abidżanu, przez Bobo — Dioulasso (cena za przejazd na odcinku Ouaga — Bobo 4800 CFA II kl.).

Przejazd nową, porządną drogą Banfora — Gaoua kosztuje 2500 CFA; autobus odjeżdża codziennie.

W drodze do Mali

Z Bobo jeździ codziennie (rano i wieczorem) kilka zbiorowych taksówek do Segou w Mali; przejazd, czasami z przesiadkami, w cenie 6500 CFA. Formalności wyjazdowe mają miejsce w Fo, a wjazdowe do Mali w Kouri.

Mali

Transport jest drogi i ślamazarny, a dodatkowo dużo kontroli drogowych.

Opłaty za przejazd “bush taxi” Kouri — Koutiala (80 km) 2000 CFA, Koutiala — Segou (170 km) 2000 CFA, Segou — Bamako (250 km) 2000 CFA.

Bamako jest nudnym i drogim miastem, a przy tym niezbyt bezpiecznym. Najtańsze noclegi w cenie ok. 5000 CFA/pokój. Piwo kosztuje 450-600 CFA (0,66 l), napoje 250-500 CFA (0,33 l).

Z Bamako kursuje bardzo popularny wśród podróżników pociąg do Dakaru (informacje o cenach we fragmencie dotyczącym Dakaru). Wygodniejszy jest pociąg senegalski (odjeżdża z Bamako w soboty), z klimatyzacją w I kl.

Pociąg II kl. Bamako — Kayes kosztuje 9000 CFA (międzynarodowy), 6000 CFA (lokalny); Bamako — Tambacounda (Senegal) 15000 CFA; Kayes — Tambacounda 5400 CFA (7200 CFA I kl.); Kayes — Dakar 13100 CFA.

Podsumowanie

Afryka Zachodnia należy do jednych z najtrudniejszych, najniebezpieczniejszych oraz najdroższych dla podróżników, jeśli weźmie się pod uwagę jakość towarów i usług w stosunku do ceny, regionów świata.

Przy bardzo oszczędnym wydawaniu pieniędzy budżet 20 USD na dzień dla dwóch osób (lub 12-15 USD dla osoby podróżującej samotnie) powinien wystarczyć, by przeżyć na jakim takim poziomie, aczkolwiek nie są tu uwzględnione żadne rezerwy i opłaty za dojazd/dolot do Afryki Zachodniej i powrót do Europy. Mając mniej szczęścia, można z powodu opłat dodatkowych przekroczyć budżet podstawowy. Przestrzegam przed nie do końca przemyślanym decydowaniem się na dłuższe wyprawy w tym rejonie Afryki. Ceną może być życie.

Rozmaitości ze świata

Czarowników i szarlatanów zrehabilitowano ostatnio w Tanzanii. Minister zdrowia tego kraju mianował ich pełnoprawnymi członkami służb medycznych. Do tej pory tanzańscy znachorzy i zielarze działali nielegalnie.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u