Ukraina na długi weekend – Karolina i Michał Dworniccy

Ukraina na długi weekend

Karolina i Michał Dworniccy

Termin podróży

27 kwietnia 2007 r. – 6 maja 2007 r. Nasza podróż wypadła w porze polskiego majowego długiego weekendu. W tym czasie na Ukrainę jedzie bardzo dużo turystów z naszego kraju, co można zauważyć zwłaszcza na granicy w Medyce. Stąd w ostatnich latach na dworcu kolejowym we Lwowie mogą być pewne problemy z kupnem biletu na dalszą podróż. Potem jednak podróżni częściowo się rozdzielają – większość wybiera się w ukraińskie góry, inni jadą zwiedzać Lwów, a jeszcze inni kierują się prosto na Krym.Za to wczesnym majem mieszkańcy Ukrainy nie udają się jeszcze tłumnie na urlopy, więc poza Lwowem w zasadzie nie ma problemu z noclegami i z kupnem biletów na środki transportu.

Trasa

Poznań – Przemyśl – Medyka – Lwów – Odessa – Jałta – Kijów – Lwów – Przemyśl – Poznań

Wiza

Nie jest wymagana dla obywateli polskich.

Waluta

Hrywna. 1 zł = 1,78 hrywny (Hr), 5 Hr = 1 $

Bezpieczeństwo

Wbrew wyobrażeniom niektórych Polaków Ukraina jest krajem bardzo bezpiecznym. W znakomitej większości miejscowa ludność jest wyjątkowo przyjaźnie nastawiona do turystów. Zarówno w czasie podróży różnymi środkami lokomocji, jak i podczas wieczornych spacerów nie mieliśmy jakichkolwiek problemów, czy też „mrożących krew w żyłach” przygód.

Klimat

O tej porze roku pogoda na Ukrainie jest mocno zróżnicowana. We Lwowie klimat w zasadzie jest identyczny z warunkami panującymi w okolicach Przemyśla. Odessa i Jałta należą za to do miejsc, w których dość mocno daje się we znaki wiatr od morza. W ciągu dnia, na słońcu, jest bardzo ciepło, ale już wieczorem warto mieć coś zdecydowanie cieplejszego do okrycia. Za to gorące jest wnętrze Krymu (Symferopol, Bakczysaraj), w Górach Krymskich z kolei wciąż na wierzchołkach połyskują płaty śniegu. Najprzyjemniej jest w Kijowie, gdzie zarówno w ciągu dnia, jak i wieczorem jest ciepło – pogoda wręcz idealna do zwiedzania tego pięknego miasta.

Przykładowe ceny

chleb – 1,5 – 3Hr, jogurt 1,40 – 1,80Hr, ser – od 3Hr, piwo w sklepie – 2,5 – 3Hr, w knajpie – ok. 5Hr, mały kawior – od 7Hr, butelka wina krymskiego – 12 – 20Hr, obiad w restauracji – ok. 20 – 30Hr, bilet autobusowy, tramwajowy – 0,5Hr, benzyna E – 95 4 – 4,20Hr

DZIENNIK PODRÓŻY:

27 kwietnia (piątek)

Późnym wieczorem wyjeżdżamy z Poznania do Przemyśla.

28 kwietnia (sobota)

O 6:30 jesteśmy na dworcu kolejowym w Przemyślu. Przy wyjściu z przejścia podziemnego mieszczą się kantory, stąd też odjeżdżają minibusy do granicy w Medyce (4 zł od osoby z bagażem). Przejazd do granicy, następnie przejście pieszo z „mrówkami” – ale na szczęście w równoległej „turystycznej” kolejce – a następnie przejazd marszrutką (10Hr) jest chyba najszybszą możliwością pokonania granicy i dojechania z Przemyśla do Lwowa. Dla niewtajemniczonych marszrutka w krajach postsowieckich to odpowiednik polskiego busa. Można oczywiście dojechać do Lwowa bezpośrednim autobusem z Przemyśla, ale przeważnie wiąże się to z naprawdę dłuuugą odprawą na granicy. Sam autobus do najszybszych zresztą też nie należy.

Ok. 10.00 marszrutka wysadza nas przed dworcem kolejowym we Lwowie. Od razu udajemy się do informacji kolejowej (na obszarze dawnego ZSRR uzyskanie informacji na dworcu kolejowym uwarunkowane jest uiszczeniem symbolicznej opłaty – na Ukrainie 2Hr), gdzie zostajemy poinformowani, że do Odessy odjeżdżają dwa pociągi wieczorne – o 19:52 i 0:24. Niestety na ten pierwszy wszystkie bilety zostały już wyprzedane. Na pociąg nocny zostały zaś jedynie bilety w klasie kupe (88Hr), które skwapliwie kupujemy. Jeżeli ktoś chce udać się bezpośrednio do stolicy – pociągi do Kijowa odjeżdżają o godz. 19:35 i 22:55.

Informacja praktyczna: na Ukrainie i w innych krajach byłego ZSRR jest kilka klas pociągów z miejscami do leżenia. Wersja podstawowa – wagon platskarny (bez przedziałów – miejsca do leżenia na dole – niżnie i na górze wierchnie usytuowane prostopadle do przejścia – tak jak miejsca siedzące w normalnym wagonie oraz miejsca tzw. bokowe, które są znacznie mniej wygodne, bo krótsze i ciągle przechodzą koło nich współpasażerowie – numery miejsc bokowych zaczynają się powyżej 30. Teoretycznie najlepsze miejsca są niżne, gdyż pod siedzeniem jest metalowa skrzynia, w którą można schować bagaż. Z drugiej jednak strony w ciągu dnia na naszym miejscu z reguły przesiaduje pasażer z miejscówką na łóżko wierchnie). Wersja droższa to wagon kupe, w którym są przedziały z czterema łóżkami. Najdroższe i najwygodniejsze wagony do luks z przedziałami dwułóżkowymi. We wszystkich pociągach, w każdym wagonie znajduje się jego opiekun – prowadnik (prowadnica), czuwający nad porządkiem, rozdający pościel (w cenie biletu, chyba że przy kupnie zaznaczymy, że jej nie chcemy), sprzedający herbatę i zakąski. Poza tym w każdym wagonie jest samowar z darmowym wrzątkiem. W wagonach wywieszone są również bardzo szczegółowe rozkłady jazdy z czasem trwania postojów, na których można zrobić peronowe zakupy. Obsługa pasażerów przez prywatną inicjatywę na peronach mogłaby sama w sobie stanowić treść niemałego opowiadania. Osoby obojga płci w momencie zatrzymania się pociągu na stacji szczelnie tarasują bowiem wyjścia z wagonów oferując na sprzedaż (prosto z kraciastej, plastikowej torby świetnie znanej z naszych bazarów) całą gamę najpotrzebniejszych podróżnym produktów spożywczych: zimne piwo i lody, napoje chłodzące, zagryzki, przekąski oraz całe, gorące obiady na plastikowych tackach. Nam najbardziej przypadły do gustu pieliemieny (pierogi z mięsem) w zestawie z pierogami z kapustą za 6Hr.

Przed nami cały dzień zwiedzania Lwowa. Miasto klimatem zbliżone jest do naszego Przemyśla. Może w tym miejscu narazimy się czytelnikom, ale według nas jeden dzień wystarczy do obejrzenia najważniejszych zabytków tego miasta, zwłaszcza dla osób spragnionych bardziej „ruskiej lub orientalnej” atmosfery. Z dworca kolejowego, tramwajem (0,50Hr) jedziemy w okolice Prospektu Swobody. Stamtąd udajemy się w kierunku Rynku i kolejno zwiedzamy: Katedrę Łacińską, Kaplicę Boimów, sam Rynek z 44 pięknymi kamienicami (na renesansowym dziedzińcu Kamienicy Królewskiej można napić się świetnego ukraińskiego piwa Obolon – 5Hr), Cerkiew Wołoską, Kościół Dominikanów, Arsenał, następnie ulicą Zamkową wspinamy się na Wzgórze Zamkowe skąd rozciąga się wspaniała panorama starego Lwowa. Następne kroki kierujemy ku pochodzącej z przełomu XIX i XX wieku Operze usytuowanej na końcu Prospektu Swobody. Po drodze mijamy jeszcze Katedrę Ormiańską, w której w dalszym ciągu odprawiane są nabożeństwa w tym obrządku. Wzdłuż Prospektu Swobody znajduje się sporo restauracji z ogródkami oferujących obiady i alkohol w europejskich cenach. Z pewnością warta polecenia jest Restauracja „U Pani Stefy” położona nieopodal Pomnika A. Mickiewicza. Za ukraiński dwudaniowy obiad dla dwóch osób zakrapiany piwem uiszczamy niezbyt wygórowaną, jak na lwowskie warunki, kwotę 45Hr. Palce lizać. Na dworzec docieramy późnym wieczorem bez nóg (a przynajmniej ich nie czując). Po krótkim oczekiwaniu w jednej z dwóch dworcowych poczekalni (pierwsza jest ogólnodostępna, za wejście do drugiej należy uregulować symboliczną opłatę, za to obie bardzo czyste i oferujące wszelkiego rodzaju posiłki oraz piwo) pakujemy się do pociągu odjeżdżającego prosto do Odessy.

29 kwietnia (niedziela)

Do Odessy dojeżdżamy wczesnym popołudniem. Od razu kupujemy bilety na dalszą podróż (bilety na pociąg platskarny Odessa – Symferopol na następny dzień, godz. 17:55 – 50Hr) Pomimo naszych obaw związanych z okresem święta pierwszomajowego, na dworcu spotykamy wiele osób oferujących noclegi w prywatnych kwaterach (100Hr za noc od osoby – oddzielny pokój, łazienka z ciepłą wodą). Wynajmujący niechętnie chcą jednak zgodzić się na użyczenie pokoju tylko na jedną noc, poza tym oferowane nam mieszkania położone najbliżej centrum znajdują się w okolicy dworca kolejowego. Wydaje nam się to daleko, z drugiej strony mamy uprzednio upatrzony z przewodnika Hotel Spartak, który mieści się w samym centrum i jest w naszym zasięgu cenowym. Wybieramy wiec samo centrum i będący w naszym zasięgu hotel. Okazuje się to dużym błędem. Po pierwsze po zorientowaniu się w topografii miasta stwierdzamy, że dworzec kolejowy nie jest tak daleko, jak nam się pierwotnie wydawało. Po drugie Hotel Spartak jest w remoncie i to kapitalnym. W związku z tym rozpoczynamy gorączkowe poszukiwania noclegu wzdłuż ulicy Dieribasowskiej. Niestety ceny noclegów w znacznym stopniu odbiegają od naszego zasięgu. W końcu trafiamy do hotelu Pasaż mieszczącego się przy ul. Prieobrażenskiej (220Hr za pokój dwuosobowy z łazienką). Pochodzący z końca XIX w. budynek hotelu oraz mieszczący się na jego tyłach pasaż handlowy robi naprawdę duże wrażenie, tak samo zresztą jak hol, schody i korytarze wewnątrz hotelu. Za to wyposażenie pokojów i warunku sanitarne (nasze zdziwienie budzi zwłaszcza woda w łazience, która pomimo swojej temperatury wciąż jest jeszcze w stanie ciekłym) robią zdecydowanie mniejsze wrażenie. Ale jesteśmy naprawdę w samym centrum Odessy.

Po krótkiej toalecie rozpoczynamy intensywne zwiedzanie miasta. Na szczęście do głównych zabytków (Opera – ponoć jeden z najpiękniejszych tego typu budynków w Europie, Klub Angielski, budynek Starej Giełdy) nie mamy daleko. Od Starej Giełdy Priomorskim Bulwarem kierujemy się do słynnych Schodów Potiomkinowskich znanych m.in. z filmu Machulskiego „Deja Vu”. Do niedawna zresztą u szczytu schodów, obok pomnika Richelieu, mieściła się jedna z lepszych restauracji Odessy również o nazwie Deżawiu, z elementami wyposażenia pochodzącymi z polskiego filmu. Restauracja stoi nadal, niestety nazwę zmieniono na Bulwar Primorski. Schodząc schodami w dół trafiamy do portu morskiego. Stąd odpływają statki m.in. do Soczi, Stambułu i innych czarnomorskich miast. Idąc dalej wzdłuż Bulwaru dochodzimy do Pałacu Woroncowa. Po południu jemy obiad w stylizowanej na staroruską restauracji mieszczącej się na rogu ul. Prieobrażenskiej i Bunina. Posiłki może nie należą do najtańszych (120 Hr za jednodaniowy obiad dla dwóch osób + piwo) ale tradycyjna kuchnia ukraińska serwowana w restauracji należy z pewnością do najlepszych, jakie udało nam się posmakować podczas podróży. Również stylowe wyposażenie i ubiory obsługi robią spore wrażenie. Wieczorem idziemy na zakupy do nowoczesnego domu handlowego mieszczącego się nieopodal naszego hotelu – przy pl. Grieczieskaja.

30 kwietnia (poniedziałek)

Od rana kontynuujemy zwiedzanie. Bagaż zostawiamy w przechowalni mieszczącej się w hotelu (gratis). Na przeciwko hotelu Pasaż znajduje się plac Soborowy, gdzie można kupić tradycyjne ukraińskie pamiątki (matrioszki, futrzane czapki, akwarele, ciupagi i co tam jeszcze…) oraz popatrzeć na grających w szachy mieszkańców miasta. Na placu stoi również okazały Sobór Katedralny. Idąc wzdłuż ulicy Prieobrażenskiej w kierunku dworca kolejowego mijamy kolejny ciekawy budynek cerkwi pod nieznanym nam wezwaniem i w końcu dochodzimy do placu dworcowego (wokzalnaja pl.) gdzie mieści się zarówno zabytkowy budynek Dworca Głównego, jak i imponujący monastyr Świato- Pantelejmonowski. Wracając do hotelu zahaczamy jeszcze o jedną z najstarszych w mieście cerkwi – Św. Trójcy (wstępy do wszystkich cerkwi bezpłatne), następnie zabieramy z przechowalni bagaż i trolejbusem wracamy na dworzec kolejowy. Po zakupie niezbędnych produktów spożywczych (w tym oczywiście piwa Obolon) wsiadamy do pociągu i zgodnie z rozkładem ruszamy w kierunku Krymu.

1 maja (wtorek)

O 6:29, po ponad 12 godzinach jazdy w bardzo przyzwoitych warunkach wysiadamy w stolicy Krymu – Symferopolu. Miasto łączy sieć linii autobusowych z większością krymskich miejscowości. Ciekawostką jest najdłuższa linia trolejbusowa na świecie, z Symferopola do Jałty (79 km). Pomimo, że to najtańszy sposób dotarcia do Jałty, jednak równocześnie podróż trolejbusem trwa zdecydowanie najdłużej (ok. 2,5 godziny). Wybieramy więc marszrutę, która za 20Hr, w ciągu ok. 1,5 godziny dowozi nas pod sam dworzec autobusowy w Jałcie. Na placu przed dworcem na turystów czekają panie oferujące na wynajem swoje albo cudze kwatery. W ofercie są osobne mieszkania z kuchnią i łazienką (ceny zaczynają się od 15$ za osobę i w okresie świątecznym są trudno-negocjowalne) oraz pokoje w mieszkaniach zamieszkiwanych przez autochtonów (250Hr za dwuosobowy pokój z łazienką i kuchnią za 3 noce). Ponieważ i tak zamierzamy większość czasu poświęcić na zwiedzanie stwierdzamy, że nie warto przepłacać i wybieramy wynajęcie pokoju, tym bardziej, że oferowane nam mieszkanie znajduje się niemal w samym centrum (ul. Sadowaja). Naganiaczka spod dworca odprowadza nas bezpośrednio do kwatery, gdzie odbiera nas 70 letnia, przemiła właścicielka mieszkania. Przez resztę dnia poznajemy centrum miasta (w tym położony na wzgórzu Sobór św. Joanny Złotoustej i dzwonnicę św. Jana Chryzostoma – wstęp bezpłatny), wieczorem bawimy się na promenadzie, na imprezie wydanej z okazji 1- go maja. Co prawda oficjalnie zabawa odbywa się z uwagi na rozpoczynający się sezon turystyczny, jednakże górujący na głównym placu Jałty sporych rozmiarów pomnik Lenina nie pozostawia złudzeń za czym tak naprawdę tęsknią mieszkańcy Krymu, z których przecież zdecydowana większość to Rosjanie.

2 maja (środa)

Rano udajemy się do znajdującej się w Jałcie kasy kolejowej położonej przy ul. Swierdłowa 12, gdzie kupujemy bilety na pociąg Symferopol – Kijów na 4 maja (cena 123Hr za łóżko w wagonie platskarnym) Poza tym cały dzień poświęcamy na wizytę w Bakszysaraju – dawnej stolicy Chanatu Krymskiego i zwiedzanie położonego nieopodal Czufut – Kale (najlepiej zachowanego i najłatwiej dostępnego skalnego miasta na Krymie). Niestety dojazd do tych miejscowości nie jest prosty. Bezpośredni autobus z Jałty do Bakczysaraju odjeżdża o godz. 11:00 i dojeżdża do celu dopiero o 13:40 (cena 23Hr). Ponieważ jesteśmy na dworcu grubo przed 10:00, decydujemy się na opcję przejazdu z przesiadką w Sewastopolu. Autobus do Sewastopola odjeżdża o 10:00 (22Hr). Na miejscu jesteśmy o 11:45 i po kwadransie łapiemy połączenie do Bakczysaraju (13Hr), gdzie jesteśmy o 12:45, a więc o godzinę szybciej niż jadąc bez przesiadki. Ma to duże znaczenie, gdyż w okolicy oprócz Pałacu Chanów zwiedzić można jeszcze Monastyr Uspieński i Skalne Miasto i nawet pobieżna próba zobaczenia całości zajmie nam co najmniej 3 – 4 godziny. Zwiedzanie rozpoczynamy od pochodzącego z XVI w. kompleksu pałacowego chanów krymskich (wstęp 20Hr – bilet szkolny – 10Hr). Niestety zarówno Wielki Meczet Chan – Dżami, jak i stary cmentarz są zamknięte. Do zwiedzania udostępniono za to główną część chańskiego pałacu z ogrodami, salami reprezentacyjnymi i haremem. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Fontanna Łez opisana w jednym z sonetów A. Mickiewicza. Z pałacu udajemy się do przyczepionego do skały Monastyru Uspienskiego (wstęp za darmo). Klasztor jest bardzo dobrze odrestaurowany i w dalszym ciągu mieszkają w nim mnisi. Idąc dalej wąwozem dochodzimy do skalnego miasta Czufut – Kale (wejście 12Hr). Chociaż miasto jest już dość mocno zniszczone, to jednak jego obszar, a zwłaszcza widoki na rozciągające się u podnóża wąwozy robią naprawdę duże wrażenie. W drodze powrotnej postanawiamy zjeść obiad w restauracji znajdującej się dokładnie naprzeciwko pałacu chanów. Niestety wyśmienite położenie lokalu i związany z tym stały przypływ klientów chyba ma bardzo niekorzystny wpływ na obsługę. Po półgodzinnym bezowocnym oczekiwaniu na kelnerkę rezygnujemy z posiłku i udajemy się na dworzec autobusowy. Tym razem wybieramy opcję powrotu z przesiadką w Symferopolu.

3 maja (czwartek)

W tym dniu zwiedzamy najbliższe okolice Jałty. Marszrutką nr 27 odjeżdżającą z dworca autobusowego jedziemy do Jaskółczego Gniazda (4Hr) – miniatury zamku wybudowanego w 1912 r. przez niemieckiego barona naftowego. Może sam zamek nie należy do najpiękniejszych, jednak jego położenie na szczycie wystającej w morze urwistej skały i roztaczające się dookoła zapierające dech w piersi widoki wybrzeża, czynią to miejsce jednym z najładniejszych na całym Krymie. Z opisanych wyżej względów Jaskółczy Zamek jest głównym tematem ogromnej ilości krymskich pocztówek i wszelkiego rodzaju innych pamiątek (które zresztą możemy kupić na licznych straganach znajdujących się w pobliżu budowli). W samym zamku znajduje się restauracja, jednak za 3Hr możemy obejść budynek balkonem dookoła. Przy drodze prowadzącej do zamku rozlokowało się tez wiele niewielkich knajpek, w których przy smacznym jedzeniu i kuflu piwa podziwiać możemy widok Morza Czarnego. Jeżeli dopisze nam szczęście zobaczymy nawet pojawiające się w morzu delfiny.

Z Jaskółczego Gniazda jedziemy marszrutką (2Hr) do „kanatki” na Aj – Petri. Jest to dolna stacja kolejki linowej na górę wznoszącą się 1234 m. nad samym Morzem Czarnym. Ponieważ nie ma jeszcze sezonu turystycznego, praktycznie bez kolejki wsiadamy do kolejki J (cena za przejazd w jedną stronę – 20Hr). W trakcie wjazdu podziwiać można niesamowite widoki – z tył oddalające się brzegi Morza Czarnego, z przodu praktycznie pionowa ściana góry, pod nami z kolei rozciągają się pola z winnicami. Z końcowej stacji udajemy się na sam szczyt Aj – Petri. Jest to park narodowy, a wstęp kosztuje 5Hr. Za tę opłatę dostajemy cudowną panoramę z grani masywu górskiego – u naszych stóp rozpościerają się leżące na brzegu morza miejscowości – Simeiz, Ałupka, Kaspra i w oddali Jałta. Przy górnej stacji kolejki linowej swoje namioty rozbili Tatarzy Krymscy, u których w tradycyjnym stylu (siedząc po turecku na grubym dywanie) można zjeść tatarskie przysmaki i popróbować wyrabianego w okolicy wina. Poza tym przy licznych kramach możemy sobie kupić przeróżne pamiątki (futrzane czapy, biżuterię, itp.) bądź też zrobić zdjęcie z niedźwiedziem, lampartem, a nawet pojeździć na wielbłądzie, czy też bardziej tradycyjnym koniu J W drogę powrotną ze szczytu do Jałty udajemy się marszrutką (15Hr), która robi przerwę przy największym wodospadzie na Krymie Uczan – Su (98 m – wstęp 5Hr). Malutki potoczek nie robi na nas jednak żadnego wrażenia, a ogólny widok psuje jeszcze wielka rura biegnąca od jego szczytu do podnóża. Strata czasu i pieniędzy. Po południu wjeżdżamy jeszcze kolejką linową na górujące nad Jałtą wzgórze Darsan (7Hr), skąd oglądamy panoramę miasta. Drogę powrotną odbywamy pieszo. U podnóża wzgórza zwiedzamy jeszcze pochodzący z przełomu XIX i XX w. Sobór Aleksandro – Newski z pięknymi pozłacanymi kopułami (wstęp bezpłatny).

4 maja (piątek)

Rano udajemy się na pożegnalny spacer po promenadzie nadmorskiej oraz oglądamy położoną nieopodal naszej kwatery Ormiańską świątynię Ripsime. W środku za tzw. co łaska możemy zrobić zdjęcia pokrywających kopułę fresków. Po czułym pożegnaniu z naszą gospodynią na skrzyżowaniu ul. Marksa i Moskiewskiej łapiemy marszrutkę do Symferopola. Ponieważ nasz pociąg odjeżdża o godz. 15.25, w Symferopolu mamy jeszcze czas na zjedzenie obiadu w jednej z knajp mieszczących się na targowisku po lewej stronie dworca kolejowego.

5 maja (sobota)

W Kijowie jesteśmy o 7:08. Tradycyjnie w pierwszej kolejności kupujemy bilety na wieczorny pociąg do Lwowa (platskarny 69Hr). Na dworcu zostawiamy również plecak (8Hr), jemy śniadanie i metrem (0,5Hr) jedziemy do Ławry Pieczersko – Kijowskiej (wejście 10Hr, za robienie zdjęć – 12Hr, ale nikt nie sprawdza dodatkowej opłaty za zdjęcia, więc… Wejście do poszczególnych sal muzealnych, jak również na Wielką Dzwonnicę jest płatne dodatkowo). Ten kompleks klasztorny, którego początki sięgają XI w., w 1990 r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Ławra dzieli się na dwie części –Górną, gdzie znajduje się większość świątyń i muzeów oraz Dolną, w której zwiedzać możemy pieczary mnichów. Z Ławry metrem udajemy się do ścisłego centrum Kijowa – na Majdan Niezależności. Stamtąd pieszo idziemy do kolejnego zabytku wpisanego na listę UNESCO – Soboru Sofijskiego (wejście 2Hr plus wejście do poszczególnych świątyń i na dzwonnicę 5Hr). Następnie mijamy jeden z najstarszych pomników Kijowa – Bohdana Chmielnickiego i zwiedzamy Sobór św. Andrzeja, gdzie z uwagi na dzień tygodnia – sobotę – zaobserwować możemy aktualne trendy w ukraińskiej modzie ślubnej. Do świątyni wchodzimy razem ze ślubem, w związku z tym nie musimy kupować biletów. U podnóża cerkwi – Zjeździe św. Andrzeja rozłożone są liczne stragany z pamiątkami. Kupujemy sporych rozmiarów, dziesięcioelementową matrioszkę (120Hr). Przy ul. św. Andrzeja mieści się także Muzeum Bułhakowa (8Hr), w którym pani przewodnik w zajmujący sposób opowiada o życiu tego słynnego pisarza (niestety konieczna jest niezła znajomość rosyjskiego), na koniec gasząc światło i pokazując odbicie w niezwykłym lustrze … Ale to już trzeba zobaczyć samemu, a zapewniamy, że warto! Położonym na końcu ulicy Funikulorem (kolejka linowo-szynowa – 0,5Hr) wjeżdżamy do Monastyru św. Michała o Złotych Kopułach (wejście gratis). Do zobaczenia pozostaje nam jeszcze Majdan Niezależności i zjedzenie późnego obiadu. Godna polecenia jest sieć Domasznia kuchnia (jedna z restauracji mieści się przy Operze na ul Chmielnickiego) Za obiad dla dwóch osób zapłacimy tam ok. 50 Hr, a do wyboru mamy naprawdę ogromną ilość dań kuchni ukraińskiej. Po południu główna ulica miasta – Chreszczatyk jest zamykany dla ruchu samochodowego stając się deptakiem, po którym spacerują tłumy mieszkańców Kijowa. My również odbywamy pożegnalny spacer i późnym wieczorem jesteśmy na dworcu, a stamtąd pociągiem odjeżdżamy do Lwowa.

6 maja (niedziela)

We Lwowie jesteśmy o 7:00. Od razu wsiadamy do stojącej przed dworcem marszrutki, która zawozi nas do Medyki. Jeszcze tylko ok. 30 minutowe przejście przez granicę i znów jesteśmy w kraju…

Podsumowanie

Zaproponowana przez nas trasa z pewnością nie zawiera wszystkich ciekawych miejsc wartych zobaczenia na Ukrainie. Jeden długi weekend jest na to niewystarczający. Nie ma również wątpliwości, że półtora dnia na zobaczenie Odessy, trzy na Jałtę, czy też dzień przeznaczony na Kijów to zbyt mało. Chcieliśmy jednak pokazać, że mając nawet 9 dni warto wybrać się do tego pięknego i bardzo gościnnego kraju. Czas ten pozwolił nam chociaż w sposób pobieżny poznać „hity” turystyczne Ukrainy, poczuć wschodni klimat, zobaczyć tamtejszych ludzi, posmakować ukraińskiej kuchni. Na zminimalizowanie czasu straconego na podróż (chociaż nawet, a może zwłaszcza w pociągu poznać można wiele ciekawych osób – a więc trudno ten czas nazwać straconym) bez problemu możemy podróżować nocnymi pociągami sypialnymi, co pozwala do maksimum wykorzystać czas na zwiedzanie. Mamy również nadzieję, ze wskazane przez nas ceny pozwolą planującym wyjazd w lepszy sposób wyliczyć konieczny budżet. A więc w drogę… bo naprawdę warto!

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u