Svalbard 2011

Svalbard 2011

 

Jacek Strejch

 

 

 

 

Na Svalbard dostaliśmy się samolotem z Tromso w północnej Norwegii i przebywaliśmy tam od 14 do 18 lipca 2011 roku. Bilet powrotny liniami SAS z Tromso do Longyerbyen kosztował 825 zł. Kupiłem go w internecie na stronie

http://www.skyscanner.pl/loty-z/lyr/tanie-loty-z-svalbard-lotnisko.html

 

Po wylądowaniu na lotnisku w Longyerbyen rozbiliśmy namiot na kempingu znajdującym się obok lotniska nad brzegiem Isfiordu – cena 100 NOK od osoby. Obok pola namiotowego znajduje się budynek w którym mieszczą się kuchnia z jadalnią i prysznice. Nie zważając na późną porę(1:00 w nocy), ruszyliśmy w góry-ostatecznie jest dzień polarny i szkoda przespać ładną pogodę, którą właśnie mieliśmy. Jako cel obraliśmy górę Nordenskjold o wysokości 1050 m n.p.m. Początkowo podchodziliśmy biegnącą serpentynami szutrową drogą, prowadzącą jak się później okazało, do stacji kopulastych anten. Szybko znudziła nam się ta monotonna trasa, więc skręciliśmy w odchodzący w lewo, stromy kamienisty żleb, który po 30 min wyprowadził nas na płaskowyż z widocznymi w odległoœci około 1 km w prawo od nas, kilkunastoma kopułami przypominającymi stację kosmiczną na Marsie. Teren stał się podmokły i bagnisty, kluczyliśmy szukając w miarę twardego podłoża. Po 2-3 km marszu podeszliśmy do grzbietu prowadzącego w kierunku szczytu Nordenskjold. Widok stawał się coraz ładniejszy. Otwierała się coraz rozleglejsza panorama gór Svalbardu i widok na Isfiord i spływające po przeciwnej stronie do jego wód lodowce. W miarę posuwania się ku górze grań zwężała się a roślinność ubożała. Skończyły się trawy, mchy i porosty, pośród skalnego gruzu wymieszanego z iłem rosły tylko piękne białe kwiaty, przypominające maki. Uwagę naszą zwrócił fakt, że miały one wyjątkowo duży kwiatostan w stosunku do małej łodygi i listków. Całość przypominała skalny ogródek. Charakterystyczny był również płytowy układ skał, wyglądały jak plastry leżące na sobie. Po prawej stronie grani otwierał się widok na dolinę Niedźwiedzią. Jej dnem płynęła mętna rzeka, wpadająca do błękitnego oceanu. Zbocza gór okalające dolinę wyglądały jak poorane pazurami gigantycznego niedźwiedzia – efekt erozji. Po drugiej stronie Isfiordu połyskiwały w słońcu 3 białe lodowce wpadające do wód oceanu. Po lewej stronie mieliśmy widok na ciągnące się po horyzont ośnieżone w górnych partiach góry wnętrza wyspy. Niebo nad nami jasnoniebieskie z ławicami malowniczych chmurek i to padające pod ostrym kątem światło, dopełniało surowości krajobrazu. Ostatnie 200 m podchodziliśmy po śniegu. Na szczycie stanęliśmy po 5 godzinach marszu. Znajduje się tam opuszczony budynek stacji meteorologicznej. Podczas zejścia spotkaliśmy pasącego się renifera. Miał piękne rozłożyste poroże. Postanowiliśmy schodzić trochę inną drogą prosto na miasteczko Longyearbyen, leżące jakieś 3 km od lotniska. Miasteczko z góry prezentowało się ciekawie i kolorowo-domki zwłaszcza ciemnoczerwone, trochę żółtych i niebieskich. Do portu akurat przybijał duży statek z turystami, wyglądający jak “Queen Mary”. Z miasta wróciliśmy drogą biegnącą do lotniska(3 km asfaltu) mijając po drodze drewniane konstrukcje, służące w przeszłości do transportu wydobytego węgla. Słońce podniosło się wyżej i krajobraz zmienił kolory, morze stało się mocno granatowe i kontrastowało z surowymi górskimi szczytami. Tundra na Svalbardzie pokryta jest kwiatami. Najczęściej są koloru białego (te przypominające wyglądem maki i dębiki ośmiopłatkowe), żółtego w kształcie dzwoneczków i kępy fioletowej lepnicy bezłodygowej. Występują też grzyby blaszkowate koloru brązowego. Drzewa mają tu postać karłowatą i płożą się po ziemi. Reszty dopełnia zielony mech, niska trawa i porosty. Obok kempingu znajduje się oddzielona o morza laguna (miejsce lęgowe ptaków).

Po południu wyruszyliśmy wzdłuż wybrzeża w kierunku przeciwnym niż miasteczko Longyerbyen. Droga prowadzi do wylotu doliny Niedźwiedziej. Pogodę mieliśmy słoneczną – zbliżaliśmy się do leżących po drugiej stronie Isofiordu lodowców. Po drodze mieliśmy przygodę-zaatakowały nas ptaki i dziobały po głowie. Nie przeczytaliśmy przed wyjściem tablicy informującej, że ptaki mają okres lęgowy i bronią swych gniazd. Żeby się zabezpieczyć przed ich atakami należy iść z kijem wzniesionym nad głową, gdyż ptaki atakują najwyższy punkt, czyli w tym wypadku koniec kija a nie głowy. Przy drodze mijaliśmy co jakis czas domki, których większość jest opuszczona. Zapełniają je dopiero w zimie pracownicy kopalni węgla. Było całkiem ciepło temperatura około 10 st C. Najwyższa temperatura zanotowana na Svalbardzie wynosiła 17 st C. W trakcie marszu spotkaliśmy lisa polarnego i dostojnego, z pięknym porożem, renifera, pasącego się spokojnie kilka metrów od nas. Żyjące tu renifery różnią się od tych na kontynencie w Laponii. Są większe. Siedzieliśmy jakiśœ czas nad strumieniem w dolinie niedźwiedziej i wygrzewaliśmy się w północnym słońcu. Potem jeszcze tylko kilka kilometrów drogi powrotnej tą samą drogą na kemping i zapadliśmy w błogi sen. O północy słońce w połowie lipca jest okołoœ 8 stopni nad horyzontem. Dzień polarny na tej szerokości geograficznej(78,2 stopnia)trwa od 19 kwietnia do 27 sierpnia – słońce nie zachodzi wówczas wcale za horyzont. Następnego dnia rano wyruszyliśmy zwiedzać miasteczko Lonngyerbyen. Zabudowa jest typowa dla Skandynawii – małe kolorowe domki, jest parę ekskluzywnych hoteli i dobrze zaopatrzony supermarket. Wszędzie przed domami skutery œśnieżne – czekają na powrót zimy. Dookoła miasta widać œślady wydobycia węgla, w zboczach gór stare sztolnie i liczne drewniane podpory, będące resztkami wyciągu do transportu węgla wagonikami. Zbocza gór są bardzo kolorowe, miejscami czerwone, czarne, szare i zielone. Po zwiedzeniu miasta przeszliśmy kilkanaście kilometrów wgłąb doliny Adventdalen, wzdłuż rzeki. Po drodze minęliśmy jezioro i kilka kopalni węgla zlokalizowanych w bocznych dolinkach po prawej stronie. Woda w rzece mętna, płynie na gliniastym podłożu. Wróciliśmy na kemping około północy. Kolejny dzień powitał nas tęczą, która tworzy bardziej płaski łuk niż w Polsce. Wybraliśmy się szutrową drogą do znanych nam już anten satelitarnych aby zobaczyć je z bliska. Jest ich tam kilkanaście i mają kształt kopuł. Potem podeszliśmy na brzeg płaskowyżu, który opada klifem do morza. W miejscach płycizn ma ono zielonkawy kolor a tam gdzie zaczyna się głębia jest granatowe. I to już koniec naszej przygody ze Svalbardem. Teraz liniami SAS wróciliśmy do Tromso do zielonej Laponii.

 

Na Svalbardzie asfaltowa droga (ok. 3km) jest tylko z lotniska do centrum Longyerbyen. Poza tym jest jeszcze kilka kilometrów szutrowych dróg – do doliny niedźwiedziej, początkowego odcinka Adventdalen i po serpentynach do skupiska anten satelitarnych.

 

 


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u