Sardynia – w poszukiwaniu tejemniczych nuragów – Anna i Cezary Lewucha

Sardynia – w poszukiwaniu tejemniczych nuragów

Anna i Cezary Lewucha

Pomysł wyjazdu na Sardynię zrodził się w naszych głowach bardzo spontanicznie, podczas przeglądania stron internetowych tanich linii lotniczych. Chcieliśmy gdzieś się wyrwać na kilka dni i wybór padł na tę wlaśnie wyspę-był to naszym zdaniem najatrakcyjniejszy kierunek za proponowaną przez przewoźnika cenę. Niewiele o niej wiedzieliśmy, ale wybór ten przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania.

Termin:11-17.01.2005. Ze względu na porę roku i styczeń, ktory jest raczej „martwym” miesiącem w turystyce szacujemy, że zarówno bilety lotnicze, jak i noclegi były dużo tańsze niż w sezonie. Pogoda – w ciągu dnia to ok. 15 stopni, słonecznie.

Przelot: Z London-Stansted do Alghero i z powrotem 300 zł. za dwie osoby. Bilety kosztowały symboliczne pół funta, resztę ceny stanowiły opłaty lotniskowe. Rezerwowane były z dwumiesięcznym wyprzedzeniem – www.ryanair.com

Wynajem samochodu: Zdecydowaliśmy sie na wypożyczenie auta ze wzgledu na słabo zorganizowany transport publiczny. Jak na każdym lotnisku, w Alghero znajduje sie kilka biur wypożyczalni samochodów. Jak sie okazalo prawie wszystkie firmy oczekiwaly od nas posiadania karty kredytowej. Na szczeście jedyna miejscowa zadowoliła sie depozytem w postaci gotówki(230€). Opłata za wynajem za 4 dni to 135€ (Citroen Saxo). http://www.autonoleggiosardinya.it

Wyżywienie: Będąc we Włoszech nie można oprzeć się pokusie jedzenia na zapas. Wszystko jest tu smaczne i aromatyczne. Żywiliśmy sie głównie produktami z tutejszej taniej sieci sklepów EURO-serami mozarella, mandarynkami, chlebem i oczywiście winem. Wizyty w restauracjach były też bardzo miłym dla podniebienia doznaniem (pizza od 5 €).

Noclegi: Jakoś tak się nam złożylo, że miejsca w których nocowaliśmy (ponieważ się przemieszczalismy prawie każdego dnia spaliśmy gdzie indziej) kosztowały dokładnie tyle samo-50€ za pokój. A były to: jedno i trzygwiazdkowy hotel, B&B, gospodarstwo agroturystyczne i pokój w prywatnym mieszkaniu. W każdej wiekszej miejscowości jest informacja turystyczna gdzie można otrzymać listę miejsc noclegowych w danej okolicy – http://www.sardegnabb.it/ http://www.sardinianconnections.com/

Jezyk: Niestety, niezbyt wielu Włochow posługuje się jakimkolwiek językiem obcym. Na szczęście jedno z nas mówi troche po włosku, więc udalo sie nam uniknąc porozumiewania sie na migi.

Przewodniki: Nie korzystaliśmy z żadnego. Opieraliśmy się na informacjach znalezionych w internecie (niestety większość włoskich stron jest tylko w języku włoskim), oraz z materiałów które były dostępne w lokalnych punktach informacji turystycznej (polecamy).

Nuragi: Po dawnej sardyńskiej cywilizacji zwanej nuorską, na wyspie pozostalo ok.700 budowli. Są to okrągłe fortece z kamieni, które pełniły funkcję obronną i mieszkalną.

11.01.05

Przylecieliśmy! Widok z samolotu nieziemski-domki przycupnięte u stóp sporych rozmiarów pagórków a w oddali morze… Aż ciarki przechodzą. Z lotniska dojechalismy do Alghero miejskim autobusem i wysiedliśmy na wprost informacji turystycznej. Tam dostaliśmy listę miejsc gdzie mogliśmy przenocować. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy do jednogwiazdkowego hotelu, bo skoro ma 1 gwiazdkę to nie może tam być bardzo źle. Jak już tam dotarliśmy to nam sie nigdzie indziej iść nie chcialo. Łazienka była wspólna na korytarzu, pościel pachniala jeszcze poprzednimi lokatorami a łóżko prehistoryczne. Poza tym żadnych uwag nie mieliśmy. Pizza w pobliskiej restauracji i wino sprawiły, że nawet zaczął się nam ten pokój podobać.

12.01.05

Po śniadaniu poszliśmy zwiedzić Alghero, które wywarło na nas duże wrażenie. Niektóre uliczki były bardzo wąskie, brukowane i pomiędzy kamienicami wisiało kolorowe pranie (jak w folderach). Wart uwagi jest port z mnóstwem różnego rodzaju obiektów pływajacych i widokiem na mury i wieże starego miasta. Po południu wybraliśmy sie autobusem do Sassari. Tym razem postanowiliśmy przenocować w domu tubylcow, czyli skorzystaliśmy z oferty wynajęcia pokoju w mieszkaniu pewnej pary. Na szczęście ludzie ci mówili troszeczkę po angielsku, chociaż trudno było utrzymać powagę, kiedy pan nam powiedział (jeden z dwóch, gdyż była to para gejów), że do centrum dojdziemy na głowie w 5 minut. Zajęło nam to trochę więcej czasu (metodą tradycyjną), ale i tak było warto, bo wieczorem centrum miasta z jego główną ulicą Corsa Vittorio Emanuele prezentują się bardzo okazale i udalo się nam zrobić tam bardzo ciekawe zdjęcia.

13.01.05

Z samego rana pojechaliśmy na lotnisko i wynajęliśmy samochód. Mieliśmy nadzieję oddac go nieuszkodzonego, chociaż patrząc na tutejszych kierowców i ich sposób jazdy ryzyko było spore. Pojechaliśmy najpierw do Alghero i dalej na południe w stronę Bosa. Trasa ta jest niezwykle malownicza, gdyż jedzie się cały czas wzdłuż morza, po drugiej stronie mając strome zbocza gór.

Kilkanaście kilometrów za miastem postanowiliśmy dowiedziec się więcej na temat owych tajemniczych nuragów-pojechaliśmy do miasteczka Villanova Monteleone, niedaleko którego znajduje się muzeum archeologiczne pod gołym niebem (bilet 2,5 €). Chyba o tej porze roku nie bylo to często odwiedzane miejsce, bo człowiek który nadzorował wykopaliska i pracował jednocześnie jako przewodnik nie mógł się naszą obecnością nacieszyć. Dowiedzieliśmy się, że osada, ktorą odwiedziliśmy została założona ok. 900 lat p.n.e. Ludzie, którzy tam mieszkali mieli doskonały widok z wysokosci ok 550 m.n.p.m na morze i okoliczne wzgórza.

Potem pojechaliśmy w stronę Bosa, pochodziliśmy po miasteczku, obejrzeliśmy górujące nad okolicą ruiny zamku i pojechaliśmy w głąb wyspy. Naszym zamiarem było przejechanie jej na drugą stronę. Okazało się to wcale nie takie proste, gdyż górzyste tereny nie sprzyjały rozwijaniu prędkości. Najbardziej przerażajace były wjazd i wyjazd z miasteczka Nuoro. W tamtych okolicach jeźdźi się dosłownie zygzakiem, mając po obu stronach przepaście. Późnym wieczorem dojechaliśmy do Orosei, gdzie znaleźlismy nocleg w hotelu. Przecinając wyspę mieliśmy wrażenie (będąc w głębi ladu), że przeskoczyliśmy do innego, jakiegoś północnego kraju. Roślinność i pogoda były zupelnie inne niż nad morzem, tylko nuragi przypominały, że to ciagle Sardynia.

14.01.05

Po śniadaniu na plaży w Orosei skierowaliśmy się na północ w stronę Olbii. Po drodze mijaliśmy coraz to inne widoki: morze, góry, różnego rodzaju kaktusy, sady pomarańczowe, mandarynkowe, niezindentyfikowane, palmy, owce, kozy…. Przejeżdżaliśmy przez miasteczko Posada, położone na bardzo stromej skale, domy wyglądały jakby były do niej poprzyklejane. Na czubku góry były ruiny zamku.

Nastepna miejscowość w której się zatrzymaliśmy to Santa Teresa, na wzgórzu nieopodal miasta znajduje się dziewiętnastowieczna warownia (niestety zamknięta o tej porze roku), skąd rozpościera się widok na Cieśninę Świętego Bonifacego i oddaloną o około 30 km. Korsykę (połączenia promowe dostępne na http://www.mojewakacje.pl/promowe.php). Sam wyjazd pod warownię stanowił nie lada atrakcję. Droga była strasznie stroma i kręta. Na nocleg zatrzymaliśmy się w okolicach Valledoria w gospodarstwie agroturystycznym.

15.01.05

Jadąc do Porto Torres odszukaliśmy Roccia dell’Elefante-skałę w kształcie słonia, której zdjęcie znaleźliśmy w internecie przed wyjazdem http://www.fotodisardegna.it/castelsa/elefante/elefante.htm. Zboczyliśmy do położonego na stromym zboczu miasteczka Castelsardo, z zamkiem na szczycie góry i portem u jej stóp. Podczas, gdy my podziwialiśmy panoramę w stronę zamku zbliżał się korowód samochodów. Kiedy można już było rozpoznać, że to orszak ślubny starszy pan stojący obok nas popatrzył na Cezarego i jęknął ”catastrofale”… W Porto Torres skupiliśmy się na podziwianiu promów.

Po południu pojechaliśmy w stronę Alghero, a dokładnie półwyspu Cappo Caccia, który widać z miasta. Zaplanowaliśmy zjeść tam kolację i pobyć sobie z dala od ludzi podziwiając okolicę w świetle zachodzącego słońca. Nasz plan wydawał się doskonały do momentu kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem, wtedy pojawił sie autokar pełen młodych Niemców. Powyciągali komórki, porobili zdjęcia i równie nagle jak się pojawili tak zniknęli. Chwilę to trwało zanim otrząsnęliśmy się z szoku, ale doszliśmy do wniosku, że latem nawet nie moglibyśmy pomarzyć o chwili samotności w tym miejscu.

Na pólwyspie znajduje się też Grotta Verde, jedna z ważniejszych atrakcji Sardynii, niestety my przyjechaliśmy tam zbyt późno i była już zamknieta(cena 12 €). Naszym ostatnim zadaniem było odszukanie człowieka, który dał nam swoją wizytówkę pierwszego dnia, potrzebowaliśmy noclegu na 2 ostatnie noce. „Dziadek” okazał się jedną z niewielu osób które spotkaliśmy na wyspie mówiących po angielsku. Pracował przez 10 lat w Londynie i za zaoszczędzone pieniądze kupił kilka mieszkań które wynajmuje turystom.

Na zakończenie dnia poszliśmy do prawdziwej włoskiej restauracji (podobno poznaje je się po tym, że przychodzą tam miejscowi całymi rodzinami) na rybę, pizzę i wino.

16.01.05

Ostatni dzień spędziliśmy na plaży-jedzenie na plaży,spacery po plaży, zdjęcia na plaży, rozmowy na plaży, wino na plaży, bieganie po plaży…. Aż żal wyjeżdżać, pięknie tu i cicho, ludzie mili, jedzenie i wino smaczne…Obiecaliśmy sobie, że jeszcze tu wrócimy, zobaczyliśmy przecież zaledwie ułamek tego co wyspa ma do zaoferowania.

17.01.05

„Dziadek” o nas zapomniał, musieliśmy dzwonić do niego, żeby odebrał klucze od mieszkania. Kolejny stres to dojazd do lotniska. Okazało się ze nie mieliśmy autobusu, bo ten którym mieliśmy jechać odjeżdża z innego miejsca niż pozostałe. Pojechaliśmy taksówka z dwoma innymi ofiarami „afery przystankowej”.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u