Państwo widmo czyli Naddniestrze – Marek Dominko

Państwo widmo czyli Naddniestrze

Marek Dominko

Termin wyjazdu – maj 2001

Jadąc do Odessy postanowiłem przejechać i zatrzymać się w Mołdawii. Obecnie wjechać tam nie jest tak łatwo jak dawniej kiedy wystarczyła pieczątka AB w paszporcie. Aby otrzymać wizę pobytową należy posiadać zaproszenie od osoby prywatnej ewentualnie firmy bądź instytucji. Ambasada Mołdawii w Warszawie (ul. Miłobędzka 12 – Mokotów) wydaje od ręki wizy tranzytowe w cenie 20 USD ważne 48 godz. Posiadając wizę byłem pewny bezproblemowego przejazdu przez Besarabię bo tak dawniej nazywano tę krainę. W Winnicy (Ukraina) kupiłem bilet sypialny (kupe) na pociąg relacji St. Petersburg – Kiszyniów, który odjeżdżał o godz. 23.03. Wybrałem specjalnie ten pociąg aby rano przyjechać do Kiszyniowa. Nie miałem pojęcia i nikt nie umiał mi sensownie wytłumaczyć którą trasą jedzie pociąg. Z mapy wynikało, że są 3 możliwości. Nad ranem wszystkich zbudzili pogranicznicy, jak się okazało ukraińscy i sprawdzili paszporty. Miałem problem ponieważ nie byłem zarejestrowany w ukraińskim OWiR czyli wydziale spraw wewnętrznych. Być może moje tłumaczenie, że jadę tranzytem do Mołdawii wystarczyło (obecnie jest to już nieaktualne). Zapytałem pograniczników czy to już Mołdawia, ale wszyscy łącznie z pasażerami odpowiedzieli, że Mołdawia będzie później teraz to Naddniestrze po rosyjsku Nadniestrowie. Przyjąłem to do wiadomości, ale na pierwszej stacji zapytałem współpasażerów o kontrolę. Zgodnie stwierdzili, że nie zawsze kontrolują. Nie wiem tylko czy chodziło o mołdawskie czy naddniestrzańskie służby. O godzinie 9:00 pociąg przyjechał do Kiszyniowa. Nie pytany o nic wysiadłem w stolicy Mołdawii.
Kiszyniów, miasto rozbudowane w I poł. XIX wieku, jest szachownicą ulic podobną do Łodzi. W mieście nie ma nic specjalnie interesującego – sobór prawosławny w stylu neoklasycystycznym, kilka cerkwi, łuk triumfalny (wszystko z XIX wieku), muzeum narodowe, ponad 120 letni cmentarz ze starymi nagrobkami oraz kościół katolicki z 1841 r. Spotkałem tam miejscowego księdza wykształconego w Polsce, który opowiedział mi historię katolików w Mołdawii, którzy najczęściej mają polskie pochodzenie. Wprowadzonego języka mołdawskiego w pisowni łacińskiej część ludności nie rozumie. Na ulicy słychać głównie rozmowy po rosyjsku. Nie znalazłem (specjalnie nie szukałem) żadnego hotelu w rozsądnej cenie więc postanowiłem nocnym autobusem pojechać do Odessy. Kupiłem bilet i wyruszyłem. Około godz. 1:00 w nocy autobus zatrzymał się – silne światła, do autobusu weszły jakieś typy umundurowane podobnie jak w czasach CCCP czyli z narzędziami roboczymi we wszystkich widocznych miejscach. Przedstawiłem paszport, a mundurowi zapytali gdzie moja przepustka na przejazd. Tłumaczę, cały czas nie wiedząc gdzie jestem, że moja wiza mołdawska jest ważna, a na Ukrainę wizy Polaków nie obowiązują. W odpowiedzi usłyszałem – wychodzić z rzeczami; zupełnie jak na Łubiance. Zaprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia śmierdzącego wódką – w stojakach kałasznikowy, a na ścianie Lenin. Coś zacząłem kojarzyć – najgorsze że był to środek nocy. Ich naczelnik – tak go oceniłem ponieważ posiadał kilka złotych gwiazdek na naramiennikach – widząc obcego przykrył szybko oglądanego pornusa urzędową teczką. Na pytanie co za jeden, podwładni zdali relację. Naczelnik bujając się w krześle powiedział krótko po wojskowemu. Wy nielegalnie wjechaliście na teren Republiki Naddniestrze. Wam trzeba było na granicy poprosić o przepustkę, to kosztuje tylko 5 rubli i nie byłoby problemu. Teraz musicie jechać z powrotem na drugą granicę do Bendery (po mołdawsku Tighina) po przepustkę, wrócicie i możecie jechać na Ukrainę. Tłumaczę, że autobus nie stawał na żadnej granicy i nikt o nic nie pytał. On zdenerwowany, że trafił na głupka nie rozumiejącego słów oficera powtórzył jeszcze raz to samo. Pokazał mi jeszcze jakiś zielony druk. Tak ma wyglądać przepustka, powiedział i dodał jeszcze żebym wychodził bo oni tu pracują. Wyszedłem oglądając z ciekawością wszelkie slogany, rysunki i napisy. W tym momencie Naddniestrze stało się rzeczywistością. Oczywiście o tej porze nie było żadnego transportu do Bendery – tak nazywa się stolica tego kraju i pobliskie przejście graniczne do Mołdawii. W pobliżu znalazłem ogromną podświetloną planszę propagandową, wiatę i ławkę na której spędziłem resztę nocy. Nad ranem kiedy zaczynało świtać (noc była pogodna) kobieta z wózkiem zwracając się do mnie muższczyna – jest to stosowany częsty zwrot w zamian poprzednio używanego towarzysz – zaproponowała mi świetne pierogi, których nie zdążyła sprzedać poprzedniego dnia oraz doskonała gruzińską herbatę. Podziękowałem, wolałem mołdawski koniak, który kupiłem za ostatnie leje.
O godz. 6:00 rano podjechał pierwszy mikrobus jadący do Bendery. Zapytałem jakimi pieniędzmi mogę płacić. Kierowca stwierdził, że to nie ma znaczenia – mogą być leje, ruble, hrywny albo baksy czyli dolary. Zapłaciłem w hrywnach i za godzinę mikrobus klucząc po ulicach zajechał na dworzec autobusowy w Bendery. Pomyślałem gdzie jest to przeklęte przejście graniczne do Mołdawii gdzie mam odebrać przepustkę. Poszedłem do taksówkarzy i przedstawiłem problem. Dopiero po dłuższej rozmowie poznałem rzeczywistość. Praktycznie Mołdawia po rozpadzie Związku Sowieckiego nie kontrolowała tego terytorium pomimo, że de iure jest to część Mołdawii. Armia sowiecka przekształcona później w rosyjską wycofała się z tej części Mołdawii, ale zaufanym rosyjskojęzycznym mieszkańcom zostawiła większość broni. Oczywiście tej broni jest kilka razy więcej niż posiada jej Mołdawia. Były sowiecki aparat partyjnowojskowy powołał państwo wprowadzając własną administrację a właściwie zachowując starą sowiecką, stworzył armię, straż graniczną, wydrukował pieniądze (ruble naddniestrzańskie), ustanowił flagę, dokumenty, tablice rejestracyjne i oficjalny język a właściwie 3 języki rosyjski, ukraiński i mołdawski pisany cyrylicą. W Mołdawii ten sam język pisany jest alfabetem łacińskim a właściwie język mołdawski jest to rumuński tylko w Mołdawii jest inaczej nazywany.
Oczywiście państwa tego nikt na świecie oficjalnie nie uznaje. Zagraniczne paszporty obywatele posiadają sowieckie i to wystarczy aby jeździć na Ukrainę, Białoruś czy do Rosji, a jak kogoś stać jechać dalej to załatwia sobie wiadomymi sposobami paszport mołdawski, rosyjski, ukraiński albo jakikolwiek inny. Taksówkarze poradzili mi jeszcze żeby nie jechać na przejście graniczne tylko 2 km od dworca jest wydział spraw wewnętrznych i tam należy poprosić o normalną wizę – dają ją od ręki, kosztuje 3 x więcej niż przepustka ale nie stracę czasu i pieniędzy na dojazd, a wyjdzie na to samo. Najpierw musiałem jeszcze wymienić pieniądze bo w urzędach przyjmują tylko oficjalną walutę. Nie spiesząc się (była dopiero godz. 7:30) poszedłem wolno pieszo po drodze oglądając miasto. Po załatwieniu wizy-przepustki – tym razem druk był na białym papierze – na pamiątkę został mi trzyjęzyczny 1 rublowy banknot.
Co ciekawe wizy mołdawskiej nikt nie sprawdzał na żadnej granicy, natomiast istotna była przepustka na wyjazd z Naddniestrza. Może na innych przejściach służba graniczna jest bardziej obrotna, pornusów starcza i dla podwładnych, to i o przepustki nikt nie pyta, kto to wie. Jeżeli ktoś myśli, że Związek Sowiecki to historia, jest w błędzie. Nad Dniestrem jest to realna rzeczywistość. Najbliższym autobusem pojechałem do Odessy i tak skończyła się moja przygoda w Republice Naddniestrze.

Uwaga
Marek Dominko jest autorem relacji „Jedna wyspa – dwa państwa” zamieszczonej w tomie VI „Przez Świat”. W książce występuje pod pseudonimem Piotr Radoński, jakiego użył biorąc udział w konkursie.

Rozmaitości ze świata

W szkole żeńskiej w Mekce, wąską klatką schodową starało się uciec przed pożarem ponad 700 dziewcząt. U drzwi na dole stali jednak „muttaua”, członkowie muzułmańskiej straży religijnej i nie pozwalali im wyjść. Zaganiali krzyczące i duszące się uczennice (w wieku 13–17 lat) z powrotem w ogień i dym, bo nie miały na sobie strojów kryjących włosy i twarz – abaya. Wczesnym rankiem nie zdążyły się przepisowo ubrać. Muttaua nie chcieli dopuścić, by przybyli do pożaru strażacy – mężczyźni – tak je zobaczyli. Zanim policjantów moralności odciągnięto (bo jednak w końcu to zrobiono) zginęło 15 dziewcząt – uduszonych i stratowanych.

Związany z partią zielonych mer Paryża, na jeden miesiąc w czasie wakacji, zamknął dla ruchu samochodowego ruchliwe bulwary nad Sekwaną w okolicy wyspy Cite i urządził tam sztuczne plaże.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u