Od Gorganów po Podole – Marek Dominko

Od Gorganów po Podole

Marek Dominko

Termin wyjazdu
Maj 2000

Dojazd
Najtaniej ukraińskim autobusem, których wiele kursuje z różnych miast Polski do zachodniej Ukrainy. Wybrałem autobus Warszawa ­ Kałusz. Wyjazd z Warszawy (Dworzec Zachodni) codziennie o godz. 17.10, przyjazd do Kałusza o godz. 8.30 na dworzec kolejowy. Cena biletu 54 PLN. Powrót ze Lwowa z dworca autobusowego do Warszawy (Dworzec Zachodni) w cenie 82 hrywny (4 kursy dziennie). Nie polecam korzystania z prywatnych mikrobusów i samochodów osobowych ze względu na długie oczekiwanie na granicy.

Formalności
Wizy nie są wymagane. Natomiast obowiązkowe jest wykupienie na granicy ubezpieczenia ­ minimum na 4 dni w cenie 5 USD.

Pieniądze
1 USD ­ 5,4 hrywny, 1 DEM ­ 2,2 hrywny Kantory wymieniają tylko USD, DEM i rosyjskie ruble. Jedynie we Lwowie można w kantorach wymienić polskie złotówki. Kurs hrywny w miarę stabilny, przez dwa tygodnie nie zaobserwowałem zmian kursu. Warto posiadać banknoty o niewielkich nominałach. Ukraińskiej waluty nie wymieniają kantory w Polsce. Jeśli zajdzie potrzeba płacenia w USD, najczęściej 1 USD liczony jest jako 5 hrywien. Nie spotkałem nigdzie wyższych cen dla obcokrajowców.

Ludzie i język
Ludzie życzliwi, uczynni i gościnni zarówno w miastach jak i w górach. Zainteresowanie Polską jest ogromne. Wielu młodych Ukraińców marzy o znalezieniu jakiejkolwiek pracy w Polsce (średnia pensja na Ukrainie to 20 USD). Nie trzeba znać wcale ukraińskiego aby się porozumieć. Język rosyjski powszechnie jest znany i w większych miastach często używany; po polsku wiele osób rozumie ale nie mówi. Lepiej unikać rozmów na temat UPA i S. Bandery, których pomniki stoją w wielu miejscach ale tylko na zachód od rzeki Zbrucz.

Informacja, przewodniki i mapy
Na temat Lwowa jest nieco literatury i planów zarówno w Polsce jak i na miejscu. Fatalnie jest z informacją o dalszych terenach. Dobry, aczkolwiek nieaktualny jest przewodnik po Polsce Tom II Polska Południowo­Wschodnia wydany przez Zw. Pol. Tow. Turyst. w 1937 r. (do wglądu w niektórych bibliotekach PTTK). Reprint H. Gąsiorowski­Gorgany do kupienia w księgarniach Podróżnika w cenie 39 PLN. W przygotowaniu jest (tego samego autora) Pasmo Czarnohorskie. Z map dostępne są na miejscu całkiem poprawne mapy topograficzne w skali 1:200 000 poszczególnych obłasti (województw). W Karpatach Wschodnich najlepsze są reprinty polskich map topograficznych wydanych przed 1939 r. w skali 1:100 000 (do nabycia w księgarniach turystycznych). Dużo ciekawych informacji można uzyskać w miejscowych muzeach oraz w parafiach katolickich, w których pracują polscy księża. Nie polecam kontaktów z milicjantami, są grzeczni ale potrafią zadać szereg głupich pytań o wizę, meldunek, cel przyjazdu.

Zakwaterowanie
W górach niezbędny jest namiot ­ wszędzie nawet w parku narodowym można biwakować i palić ogniska (wyjątek stanowi strefa przygraniczna). Najczęściej korzystałem z noclegów w domach przypadkowo spotkanych ludzi. Miejscowa ludność jest wyjątkowo gościnna i wyrozumiała ­ niekiedy widząc niedostatek w domu płaciłem 10 hrywien ale najczęściej odmawiano przyjęcia pieniędzy. Hotele to ostateczność i wielka niewiadoma. Ceny mogą się wahać od 5 hrywien do ponad 100. Najczęściej są kiepsko wyposażone, ciepła woda to luksus, a i zimna jest często wyłączana. Niekiedy hotele są zamknięte bądź w remoncie, ale obsługa zawsze znajdzie jakieś rozwiązanie.

Wyżywienie
Jest znacznie lepiej niż kilka lat temu. Praktycznie w każdej wsi jest sklep, w którym są podstawowe artykuły. W większych wsiach i miasteczkach jest szereg barów i tzw. ,,kafe”, w których można tanio zjeść. Wybór nie jest duży ale wystarczający. Z czystością i estetyką też różnie bywa. Kilkakrotnie natrafiłem na bardzo smaczne zupy i pierogi. Owoce najlepiej kupować na bazarach. Ceny w sklepach zbliżone do polskich, w barach kilkakrotnie taniej niż w Polsce.

Transport lokalny
Praktycznie korzystałem wyłącznie z autobusów i auto­stopu. Autobusy teoretycznie kursują do wszystkich miejscowości ale niekiedy są to tylko 1­2 kursy dziennie. Najczęściej są to pojazdy podobne do starych Jelczy tylko dwa razy mniejsze. Nie jest pobierana opłata za bagaż. Bardzo często korzystałem z auto­stopu; podróżowałem zarówno samochodami osobowymi jak i ciężarowymi. Ciężarówki na ogół są bezpłatne. Kierowcy samochodów osobowych często żądają zapłaty w wysokości zbliżonej do ceny biletu autobusowego, czyli około 2 hrywny za około 20 kilometrów. Mankamentem jest mały ruch samochodowy i brak wolnych miejsc w samochodach. Transport miejski ­ bilety kupuje się u kierowcy w cenie 0,6 hrywny.

Zakupy
Jedyne godne polecenia pamiątki i rękodzieło to wyroby huculskie, zresztą ładne i tanie. Najwięcej jest przedmiotów z drewna, mniejszy wybór kilimów i wyrobów z wełny. Najtaniej jest na sezonowych bazarach huculskich w Kosowie (w czwartki i soboty, czynne do południa), w Kutach (w środy ­ do południa), w Delatynie przy moście (jest nieco drożej ­ codziennie przez cały dzień). Najdrożej jest w sklepach we Lwowie. Pocztówki we Lwowie ­ wybór niewielki.

Bezpieczeństwo
Nie jest to kraj bardziej niebezpieczny niż jakikolwiek inny. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo okradzenia. Najgorsze są duże miasta a w szczególności dworce i centrum Lwowa. Złodzieje działają w sposób zorganizowany i bardzo wyrafinowany. Słyszałem, że potrafią podrzucić pieniądze do kieszeni lub pod nogi, a gdy się po nie sięgnie oskarżą o kradzież a przy przeliczaniu okradną; nie ma się szans gdy jest ich kilku.

Ceny
Jest to najprawdopodobniej najtańszy kraj w Europie. Przykładowe ceny w hrywnach: chleb ­ 1,1, ciastko ­ 0,75, hot­dog ­ 1,5, obiad ­ od 4, papierosy z filtrem ­ 2, piwo ­ 1,4­2, wino 0,75 l ­ od 6, wódka 0,5 l ­ 6, koniak 0,5 l ­ 12, przejazd pociągiem Czerniowce ­ Lwów ­ 21 (przedział sypialny), taksówka w mieście ­ 5, wstęp do muzeum regionalnego ­ 1, wstęp do Jaskini w Krywcze ­ 1,5, koń huculski ­ 1500. Łącznie całkowity koszt wyjazdu nie przekroczył 350 PLN.

Dzień 1, 15 maja 2000
Wyjazd z Dworca Zachodniego o 17.10 autobusem do Kałusza. Przejazd przez granicę w Hrebenne zajmuje około 2 godzin. W autobusie wyłącznie obywatele Ukrainy.

Dzień 2
Przyjazd autobusu na dworzec kolejowy w Kałuszu o godz. 8.30. Dopytuję się miejscowych o transport do Osmołody. Twierdzą, że wkrótce przyjedzie pojazd ale tylko do Perehyńska. Dobre i to. Próbuję wymienić pieniądze ale podjeżdża mikrobus, który codziennie obsługuje kurs z Warszawy. U kierowcy wymieniam 20 USD na 100 hrywien i za 5 hrywien jadę do Perehryńska. Tam na skrzyżowaniu widzę małą grupkę ludzi z bagażami czekającą na transport. Po 30 minutach podjeżdża ciężarówka i zabiera wszystkich chętnych; jest to samochód leśnictwa, który wozi zaopatrzenie i robotników. Wszyscy się znają i transport jest bezpłatny. O 11 jestem już w Osmołodzie, ostatniej wsi u podnóża Gorganów. W sklepie kupuję chleb (resztę jedzenia mam z Polski). Moim celem jest Popadia. Staram się korzystać z mapy i kompasu, ale na wiele się to nie zdaje. Gorgany porośnięte są całkowicie lasami, brak wsi, ludzi i drogowskazów utrudnia orientację. Drogi leśne przebiegają inaczej niż na mapie, często prowadzą do miejsc ścinki drzew. Jedyną wskazówką są pozostałości torów kolejki leśnej. Jedyny napotkany człowiek twierdzi, że tylko nieliczni ludzie znają drogę na Popadię przez Grofę i Mł. Popadię. Radzi iść doliną do granicy (przedwojenna granica polsko­węgierska) i wzdłuż granicy na szczyt. O godz. 18­ej przy drodze (ok. 1300 m n.p.m.) znajduję opuszczony i zdewastowany dom w którym nocuję. Po drodze mosty często są zerwane i kilkakrotnie przechodzę rzeki w bród.

Dzień 3
Po jednej godzinie marszu koniec torów i ledwie widoczną ścieżką w wiatrołomach dochodzę do granicy, którą z ledwością po godzinnym szukaniu odnajduję. Wreszcie wiem gdzie jestem. Na Popadię wiedzie ścieżka wzdłuż której stoją lub leżą stare polskie słupki graniczne. Dochodzę do kosodrzewiny i tu nowy problem. Kosówka tak się rozrosła i splątała, że nie pozwala na przejście, jedynie 50 cm nad ziemią zostaje wolna przestrzeń, którą wykorzystuję. Po kilkuset metrach jestem cały w żywicy ale docieram do gołoborzy i dalej na Popadię (1742 m n.p.m.). Na szczycie słup graniczny z polskim orłem i czeskim lwem (do 1938 r. była to granica z Czechosłowacją). Schodzę w podobny sposób na stronę przeciwną, rezygnując z zamiaru dotarcia granicą na najwyższe szczyty Gorganów Sywulę i Łopusznę.

Na najbliższej przełęczy odnajduję ścieżkę przecinającą grań i schodzę na wschód w kierunku Osmołody. Ścieżka dochodzi do rzeki i dalej do drogi przy której znajduję pusty dom z jedną izbą zamienioną na noclegownię. Dzisiaj nie spotkałem żadnego człowieka.

Dzień 4
Kieruję się drogą w dół. Po godzinie nadjeżdża ciężarówka, która zabiera mnie do wsi. Robię drobne zakupy i postanawiam dokładniej się wypytać miejscowych o drogę na Sywulę. Dokładnie nikt nie umie mi objaśnić bo i jak wytłumaczyć przebieg drogi w lesie. Miejscowi twierdzą, że w maju nie ma turystów, a latem owszem i chodzą ale grupami a przewodnik zna drogę. Kierują mnie w dobrą stronę, życzą szczęścia i radzą, że jak zabłądzę to żebym wracał tą samą drogą. Pierwsze 10 kilometrów prowadzi wzdłuż nieczynnej kolejki leśnej, docieram do samotnej leśniczówki, a leśnik mówi, że Sywula nie jest na jego terenie i dokładnie nie zna drogi. Idę ścieżką niknącą w lesie i kierując się kompasem znajduję nad strumieniem dogodne miejsce na biwak i ognisko.

Dzień 5
Na starej mapie zaznaczone są liczne polany z bacówkami ­ obecnie są tu chaszcze zarosłe łopianami. Docieram na dużą polanę z widocznymi słupkami granicznymi. Wyraźną ścieżką dochodzę pod Sywulę, która musi być częściej odwiedzana o czym świadczą ślady po turystach. Wchodzę na oba szczyty. Widoki bardzo rozległe i wspaniałe na wszystkie strony. Schodzę w dół i zamierzam przez Maksymiec dotrzeć do Rafajłowej (obecnie Bystryca). Wyraźną ścieżką, pod wieczór docieram do miejsca ścinki drzew i zdewastowanych domów. Leśnicy twierdzą, że poszedłem za bardzo na wschód zamiast na południe. Wkrótce przyjeżdża ciężarówka i dowozi do oddalonej o 15 km wsi Huta. W Hucie jeden z leśników prowadzi mnie do miejscowego hotelu­sanatorium, w którym załatwia mi bezpłatny nocleg ­ w zamian zapraszam go do hotelowej restauracji.

Dzień 6
Rano gdy wychodzę na drogę, jedyny autobus już odjechał. Po godzinie, ciężarówką i mikrobusem dojeżdżam do Nadwórnej. W kantorze na rynku wymieniam 20 USD na 108 hrywiem. Z dworca autobusem za 2,2 hrywny jadę do Delatynia. Miasteczko wypoczynkowe, sanatoria, hotel. Idę do miejscowego muzeum z działem o I i II Wojnie Światowej w tym UPA. Za miastem przy moście ciekawy bazar huculski, a za mostem kilkaset metrów znany wodospad i ładna restauracja. Zatrzymuję samochód i podjeżdżam do Worochty. Kierowca nie chce pieniędzy i twierdzi, że Polaka nawet marnie ubranego pozna na 100 metrów (prawdopodobnie po plecaku). Pytam pierwszą napotkaną kobietę o nocleg. Proponuje mi w swoim domu za 10 hrywien plus śniadanie i 10 litrów gorącej wody na kąpiel. Worochta to znana miejscowość turystyczno­uzdrowiskowa ­ 3 sanatoria, ośrodek sportów zimowych, cztery skocznie narciarskie, ponad kilometrowy wyciąg orczykowy ale z fatalnym dojazdem. Polski kościół katolicki zajęty przez niezidentyfikowaną sektę oraz piękny z 1898 r. kamienny wiadukt kolejowy.

Dzień 7
Rano gospodyni załatwia mi bezpłatny dojazd (15 km) z wycieczką szkolną do turbazy Zaroślak, która jest na miejscu dawnego przedwojennego schroniska. Czarnohora stanowi obecnie Park Narodowy (opłata za wstęp 1 hrywna). Pogoda się psuje, zaczyna padać. Wyruszam na Howerlę (2058 m n.p.m.), która jest najwyższym szczytem na Ukrainie. Wejście zajmuje mi 2.15 godz. Góra jest często odwiedzana przez turystów. Na szczycie znajdują się liczne atrybuty niepodległej Ukrainy. Zamierzam przez dwa dni przejść Czarnohorę i dotrzeć do Żabiego (obecnie Wierchowina). Trasa wiedzie główną granią wyraźną ścieżką przy której doskonałymi punktami orientacyjnymi są stare słupki graniczne. Na zboczach zalega jeszcze sporo śniegu, ale sama grań jest prawie zupełnie wolna. Widoki są wspaniałe, ale zbliżają się ciemne chmury. Pod szczytem Turkuł postanawiam przenocować nad Jez. Niesamowitym.

Dzień 8
W nocy gwałtowny wiatr i padający śnieg zamienił namiot w zaspę śnieżną ­ na dodatek stary tropik pod wpływem śniegu puścił na szwie. Widoczność nie większa niż 50 m. Po 2.5 godz. przedzierania się przez kosówkę docieram do stacji meteorologicznej na Hali Poryżewskiej. Cały mokry, resztę dnia spędzam na suszeniu, gotowaniu wspólnego obiadu i rozmowach z meteorologami na różne tematy. O zapłacie nie ma mowy.

Dzień 9
Pogoda się poprawia, barometr idzie w górę, to i ja wyruszam w góry. Wychodzę o 8­ej, krótszą ścieżką wskazaną przez meteorologów docieram na grań. O godz. 16­ej jestem na Pop Iwanie (2020 m n.p.m.). Przed samą II Wojną Światową wybudowano na szczycie obserwatorium astronomiczne ­ był to najwyżej położony budynek w granicach Polski. Obecnie ruina, aż żal patrzeć (może by jaka fundacja zadbała o adaptację ruin). Zarówno w Gorganach jak i w Czarnohorze pozostało wiele okopów, zasieków i dróg z czasów I Wojny Światowej. Schodząc z góry kieruję się starą wojenną drogą w kierunku najbliższej wsi. Po przeszło godzinie docieram do bacówki zwanej po huculsku staja. Jest to kurna chata zamieszkała latem w której obowiązkowo pali się watra. Nocuję w części mieszkalnej a wieczór mija na rozmowach. Górale nie chcą żadnych pieniędzy, częstują mlekiem, żałują że nie zdążyli zrobić sera i masła.

Dzień 10
Wychodzę rano i po godzinie docieram do wsi Zielona nad Czarnym Czeremoszem. Sklep zamknięty, patrol straży granicznej sprawdza dokumenty, pytają skąd i dokąd idę i puszczają. Drogą kursuje jeden autobus dziennie o szóstej rano. Po godzinie łapię ciężarówkę i docieram do Żabiego. Dawniej uważane było za centrum Huculszczyzny. Obecnie nie ma tu nic specjalnego. Szukam muzeum i po wielu poszukiwaniach dowiaduję się, że miejscowy nauczyciel posiada ciekawe zbiory z terenu Huculszczyzny. Potrafi ciekawie opowiadać, zademonstrować instrumenty muzyczne i mówi po polsku. Nagrał w Polsce kasetę z muzyką huculską, którą można kupić w Towarzystwie Karpackim w Warszawie. Idę nocować do turbazy, ale jest w remoncie. Miejscowa sprzątaczka proponuje mi nocleg w swoim domu ­ za nocleg, kolację i śniadanie płacę 10 hrywien.

Dzień 11
O dziesiątej autobusem jadę do Kosowa. Zwiedzam miasteczko (muzeum zamknięte) i najbliższym autobusem jadę do Kołomyji. Przy dworcu autobusowym duży hotel, ale zamknięty. Postanawiam odnaleźć kościół katolicki. W miastach najlepiej zorientowani są taksówkarze ­ wskazują mi najkrótszą drogę. Pod neogotyckim kościołem kilka kobiet. Po mszy w neogotyckim kościele ksiądz zaprasza mnie do siebie i opowiada szereg interesujących rzeczy.

Dzień 12
Przed południem zwiedzam miasto ­ całe w remoncie. 21­23 września 2000 planowany jest festiwal hucuski z udziałem prezydenta Ukrainy. W muzeum czynny jest tylko jeden dział dotyczący sztuki współczesnej. Wszystko ma być gotowe na wrzesień. W parku odnajduję pomnik A. Mickiewicza a na ratuszu tablicę poświęconą T. Kościuszce. Południowym autobusem jadę do Zaleszczyk. W barze na rynku jem obiad, zostawiam plecak i szukam noclegu. W mieście jest czynny tylko jeden hotel ale najpierw idę do kościoła i gospodyni oznajmia, że ksiądz jest na odpuście w terenie i wróci bardzo późno. Wstępuję na cmentarz wspólny dla Polaków i Ukraińców, na którym znajduje się sporo polskich grobów w większości zaniedbanych. Zaleszczyki znane były jako uzdrowisko, usiłuję więc znaleźć stare pensjonaty ­ bezskutecznie. Większość obecnych mieszkańców przybyła tu po wojnie. Idę nad Dniestr. Z dawnych plaż nic nie pozostało. Przy jedynym pomoście trzy łodzie ­ to przystań pogotowia wodnego. Pytam o możliwość noclegu w namiocie. ,,A jakże można, tu nikt nie przychodzi” ­ mówi kierownik ,,a od roku nie pływamy bo brak jest benzyny”. Sąsiad z pobliskiego domu zaprasza mnie do siebie. 87 letni staruszek, opowiada jak było przed wojną, o służbie w Wojsku Polskim i o walkach na froncie japońskim w szeregach Armii Czerwonej. Nie chce żadnych pieniędzy, bo twierdzi, że skoro jemu pomagano to i on pomoże.

Dzień 13
Rano żegnam się z miłym staruszkiem, idę na dworzec aby dotrzeć do wsi Krzywcze znanej z gipsowej jaskini. Niestety brak bezpośredniego połączenia. O jedenastej jadę autobusem do Borszczowa. Wstępuję do muzeum historyczno­krajoznawczego. Miejscowy kustosz oprowadza mnie po muzeum, opowiada o okolicy i miejscowych jaskiniach, z których najdłuższa ma ponad 200 km i jest pod opieką Klubu Speologicznego ze Lwowa. Idę do kościoła. Ksiądz radzi nocleg w miejscowym hotelu i pokazuje kościół, który dzięki miejscowym katolikom czynny był nieprzerwanie przez cały czas władzy sowieckiej. Zostawiam plecak w parafii i postanawiam się udać do jaskini oddalonej o 15 km. Wychodzę za miasto i autostopem docieram do Krzywcze, dalej gruntową drogą ok. 2 km wzdłuż dolnej części wsi dochodzę do jaskini. Jest to jaskinia gipsowa, odmienna od powszechnie znanych wapiennych. Wstęp 1,5 hrywny, czas zwiedzania ok. 1 godz. Jest to jedyna w rejonie jaskinia udostępniona do zwiedzania. We wsi znajduje znajduje się jeszcze nieczynny kościół i ruiny zamku. Wracam auto­stopem. Nocuję w hotelu Dniestr w pokoju jednoosobowym za 5 hrywien.

Dzień 14
Na dworcu jestem o godz. 7­ej. Autobusami docieram do Skały Podolskiej, gdzie zwiedzam ruiny zamku nad Zbruczem a następnie do Kamieńca Podolskiego. Z dworca idę pieszo przez centrum na stare miasto. Katolickie biskupstwo przy katedrze na starym mieście posiada pokoje gościnne, które udostępnia w miarę wolnych miejsc za opłatą co łaska. Zwiedzam stare miasto, zamek, muzeum krajoznawcze. Bardzo ciekawe jest położenie starego miasta otoczonego ze wszystkich stron stromym jarem rzeki. Centrum miasta zupełnie nieciekawe.

Dzień 15
Rano miejskim autobusem jadę na dworzec. O 11.30 dojeżdżam do Okopów. Z twierdzy położonej w widłach Dniestru i Zbrucza zachowane są wały i dwie bramy. Czekając na samochód spotykam wesele, młodzi składają kwiaty pod pomnikiem Armii Czerwonej, dziewczynki przed młodymi polewają drogę wodą z płatkami kwiatów. Za nowożeńcami idą drużbowie i częstują wszystkich wódką. Należy wypić trzy szklaneczki ciepłego samogonu. Auto­stopem docieram do Chocimia. Do zamku położonego na wysokim brzegu Dniestru dochodzę pieszo. Również autostopem, ale za 4 hrywny jadę do Czerniowiec. W mieście decyduję się na taksówkę i za 5 hrywien jestem na dworcu kolejowym. Najbliższy pociąg do Lwowa z Bułgarii jest o 2­ej w nocy. Kupuję bilet na miejsce sypialne za 21 hrywien a na pociąg czekam w dworcowym barze.

Dzień 16
Dostaję cały przedział do dyspozycji ­ w wagonie jest tylko 4 pasażerów. We Lwowie jestem o godz. 10­tej. Miejskim autobusem jadę na dworzec autobusowy i najbliższym autobusem wracam do Warszawy.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u