Motocyklem wokół Morza Bałtyckiego – Wojciech Ilkiewicz, Małgosia Rzadkosz

Motocyklem wokół Morza Bałtyckiego

Wojciech Ilkiewicz, Małgosia Rzadkosz

Termin: 15.06 – 18.07.2008

Trasa:

(PL) > (LT) > (LV) > (EST) > (RUS) > (FIN) > (N) > (FIN) >(S) > (N) > (S) > (DK) > (D) > (NL) > (B) > (L) > (D) > (PL)

Pomysł, a zarazem zamiar odbycia takiej podróży tkwił w nas już od dawna, jednak nigdy nie starczało czasu, aby w stosownym do takiej wyprawy czasie było go na tyle aby zrealizować te marzenia! Mieliśmy już tego dokonać w zeszłym roku dokładnie o tym czasie, jednak prośba naszych starych, wspaniałych przyjaciół – Krzysia i Ali, spowodowała że pojechaliśmy z nimi na Syberię, do Mongolii i nad Bajkał, pomagając im zrealizować marzenia o takiej podróży – relacja znajduje się na naszej stronie internetowej. www.wimdookolaswiata.pl Dopiero w tym sezonie nastał czas aby zrealizować plany i udać się na tę wyprawę. Objechaliśmy świat na motocyklu, a w Skandynawii nigdy nie byliśmy, nawet innym środkiem transportu.

Dzień 1 – 15.06 Międzyrzecze – Suwałki > E67/ 8 Budzisko > E67/ A5 Marijampole – Kowno – 800km

Już od wczoraj motocykl, całkowicie spakowany do drogi, stał w korytarzu, a my bawiliśmy się na weselu Izy i Marcina (motocykliści – większość zna Marcina z prowadzenia przekazu e-mailowego z naszej wyprawy wokół świata, obecnie nadal prowadzi naszą stronę internetową, a Iza bywała razem z nim również na rozpoczęciach i zakończeniach sezonu „moto”). Cały dzisiejszy dzień poświęciliśmy na szybki przejazd przez całą Polskę przy wspaniałej pogodzie! Już o 18.00 jesteśmy za Suwałkami w zarezerwowanym wcześniej gospodarstwie agroturystycznym. Pierwsze uderzenie to niesamowity smród z przyległej do placu obory – idziemy dalej. Pani prezentuje nam domek, chyba nie był jeszcze wietrzony po zimie, bo buchnęło z niego taka stęchlizną że aż „wyrywa nozdrza”- syf i brud! Prosimy o pokój w domu, gdzie na swojej str. internet oferowała 15 miejsc noclegowych. Tu również pełna porażka, a pani do tego każe nam ściągać przed wejściem lśniące motocyklowe buty, bo taka była pogoda na dzisiejszej trasie! Tu miarka się przebrała i jako „miastowe ludzie” przekazałem pani, co o tym myślę, obróciliśmy się na pięcie i ruszyliśmy w kierunku nieistniejącej już granicy z Litwą. Dojechaliśmy jeszcze tego dnia pod Kowno i tu na rogatkach miasta spoczęliśmy na nocleg w motelu prowadzonym przez Azerów. Po piwku i „ny ny”!

Dzień 2 – 16.06 Suwałki > E67/ 8 Budzisko > E67/ A5 Marijampole – Kowno > Penerezys > E67/A8 -Pasvalys > E67/ A10 – gr.Łotwa – Ryga – 400km

Piękna pogoda ruszamy z rogatek Kowna do Rygi. Już o 13.00 jesteśmy w centrum stolicy Łotwy. Z pomocą miłej Łotyszki na włoskim skuterku 150cm³ błyskawicznie docieramy do naszego hostelu położonego na obrzeżach starego miasta – Hostal Guesthouse Jakob Lenz ul. Lencu iela 2 ,Riga LV 1010, Latvia, e-mail: reservation@guesthouselenz.lv Tel: +371 67333 343. Ruszamy w stare miasto, które okazuje się być ciekawe i świetnie odrestaurowane, z niezwykłym specyficznym klimatem turystycznego spokoju. Będąc tu przed pięcioma laty nie dotarliśmy w to miejsce szukając późnym wieczorem lokum na nocleg. Zafundowaliśmy sobie również rejs spacerowym stateczkiem po rzece Dougavie aż do jej ujścia do Zatoki Ryskiej. Ceny w przeliczeniu, podobne jak w Polsce – kurs 1€ = 0.70 łaty, ludzie mili i gościnni, Łotwa niezwykle przeobraziła się w ciągu ostatnich pięciu lat!.

Dzień 3 – 17.06 Ryga > E67/A7 – Salacgriva >E67/A1-gr.LV/EST > E67/ 4 – Talin-310km

Po wczorajszym wspaniałym dniu Ryga żegna nas dzisiaj deszczową pogodą. Przeciwdeszczówki i w drogę. Szaro, buro, leje i wieje, im bliżej Talina, tym zimniej. Droga bez historii, pokonujemy odległość dzielącą stolice dwóch sąsiadujących państw. W stolicy Estonii jesteśmy na tyle wcześnie, że próbujemy w antykwariatach starego Talina znaleźć brakujące widelce do do kompletu posrebrzanych sztućców, które Małgosia kompletowała jeszcze w czasach komuny jeżdżąc do sowieckiej Rosji Pociągiem Przyjaźni. Trudno sobie wyobrazić ale dostajemy adres do fabrycznego sklepu tallińskiej fabryki wyrobów srebrnych i tam zakupujemy 24 szt brakujących widelców, dokładnie identycznych jak pozostałe zakupione przed 25 laty. Szczęśliwi z dokonanego zakupu, pomimo deszczu zwiedzamy piękne stare miasto za obronnymi murami. Jesteśmy w tym miejscu ponownie po pięciu latach i ponownie mamy fatalna pogodę. Na dzisiejsza noc ulokowaliśmy się w samym starym mieście, w zarezerwowanym jeszcze z Polski, hostelu: Oldhouse Hostel, ul. Uus 26 ,Tallinn 10111, Estonia, Tel: +372 (0) 641 1464, e-mail: info@oldhouse.ee Miasto piękne jednak wszystko niezmiernie drogie, np. 0.4l piwo lane z beczki 5€. Nawet napotykani Finowie, których jest tu bez liku, mówią o niezwykle wysokich cenach za murami starego miasta, jednak panująca w ich państwie niepisana prohibicja powoduje że nadal będą tu przyjeżdżać. Kurs 1€ = 15 koron estońskich.

Dzień 4 – 18.06 Talin > E20/ 1 -Narva > E20/M11 – Petersburg 380km

Jak zaczęło padać w Rydze tak dalej nie przestaje, całą noc towarzyszył nam dźwięk bębniących kropli deszczu o metalowe okucia parapetów. Nie ma wyjścia „kondoniki” i w drogę. Nie dość że nie przestaje lać to ulewa zaczyna przybierać wyglądem sztormową pogodę – jedziemy przecież brzegiem Zatoki Fińskiej. W pewnych momentach prawie „0” widoczności, ściana deszczu i potworny wiatr, na szczęście od tyłu z zachodu. Gdyby po przejechani w takiej pogodzie ok 200km nieco nie odpuściło to chyba podjąłbym decyzje o przerwani dzisiaj tej nierównej walki z pogoda i pozostalibyśmy gdzieś przeczekać tą zawieruchę – muszę stanowczo stwierdzić że to był najtrudniejszy przejazd w deszczu w mojej karierze motocyklowej!!! Na granicy Est/Rus, w Narvie już tylko normalnie pada, a odprawa trwa dosłownie pół godziny i jesteśmy w Rosji. Droga do Petersburga w tragicznym stanie, pięć lat temu była „jama’ na „jamie”, obecnie doszły te lata bez żadnego remontu – widać tak zniechęcają swych obywateli do wyjazdu w kierunku do Estonii. Pogoda nadal fatalna, mijamy nawałnice za nawałnicą, w Petersburgu jedną udaje nam się przeczekać pod wystającym daszkiem przydrożnego budynku. Nie dość że miasto niesamowicie rozległe to do tego całkowicie zablokowane panującym tu ruchem samochodowym. Od rogatek miasta do zarezerwowanego hostelu „Zimer Nice” przy prospekcie Małaja Morskaja nr.8 (tel: 007 –(812)-315-54-89), przejazd zajął nam prawie trzy godz. Na szczęście hostel okazał się być w dobrym standardzie i z zamkniętym podwórkiem gdzie można pozostawić bezpiecznie motocykl. Teraz to tylko marzymy zjeść coś gorącego i spać! Deszcz nie przestaje padać a temp nadal oscyluje w zakresie do 12ºC. Dla inf. podaję że wykupiliśmy turystyczną wizę rosyjską na 10dni i jak zwykle załatwialiśmy ją w firmie „Rusopol”, 00 594 Warszawa , ul. Belwederska 32, rusopol@mail.ru tel 022 825 1055, kom. 0504 136346, – kontakt z p.Michałem Isajewem – koszt takiej wizy 300zł. Podaje jeszcze aktualą cene benzyny 95oct.- 25,50 ~ 26,80rub, w zalezności od miasta i sieci stacji benzynowych.

Dzień 5 – 19.06 Petersburg

Rano pogoda zaczęła się zmieniać i od czasu do czasu widzimy słońce. Podsuszeni ruszamy w miasto. Wymiana waluty – $ = 23.60rub , € = 36.60rub i już jesteśmy bogaci! Na jednym z mostów Newskiego Prospektu zachęceni reklamą wykupujemy przejazd po Newie, oraz pobliskich kanałach i rzeczkach (300rub). Piękna i pouczająca wycieczka, ciekawie wzbogacona przekazem „pierewodczika” o wszystkich obiektach znajdujących się na trasie – tu niezwykle przydaje się nasza znajomość języka, którego kiedyś na siłę kazano nam się uczyć. Zachęceni przebiegiem i kulturą przekazu podczas tej wycieczki, postanowiliśmy wykupić następną autokarową do Carskiego Sioła – obecna nazwa Puszkin. Dodatkowo ponownie nasza znajomość języka powoduje że kupujemy wersję wycieczki dla Rosjan w cenie 900rub (obcokrajowcy1500rub) – mamy jedynie nakaz aby rozmawiać w miejscach kontroli biletów po rosyjsku. Zwiedzaliśmy już pięć lat temu tamtejsze pałace i ogrody, jednak będąc tam na przełomie kwietnia i maja wszystko było jeszcze pozamykane i nie udostępnione w pełni do zwiedzania. Przejazd Moskiewskim Traktem dodatkowo wzbogacony był ciekawymi inf. dotyczącymi mijanych obiektów na trasie, oraz historią jego funkcjonowania. Niezwykłą atrakcją była możliwość zwiedzenia rekonstrukcji Bursztynowej Komnaty. Po powrocie wykorzystując „białą noc”, „z buta” włóczymy się po pięknym starym Petersburgu! Wszędzie czuć klimat zabawy i radości w te długie dni, kiedy niebo nigdy nie przechodzi w ciemny granat, najwyżej jest jasno szare. To był piękny i długi dzień!

Dzień 6 – 20.06 Petersburg

Ranek przywitał nas słoneczkiem i wysoką temp. 25ºC. Idziemy w miasto z zamiarem udania się na autokarowa wycieczkę do Pietrodworca (Peterhofu). Chcemy zobaczyć w pełnej krasie i funkcjonujące fontanny w przypałacowych ogrodach – będąc tam pięć lat temu na początku maja, wszystko było jeszcze pozamykane i nie ukończone przed obchodami 300-lecia Petersburga. Ponownie udało się za sprawa dobrej znajomości języka rosyjskiego kupić bilet dla rodzimych za 700 rub (obcokrajowcy 1300 rub). Mamy również przewodnika który w rosyjskim języku przekazuje wiele ciekawych inf. na trasie Peterhowskiego Traktu, w ogrodach i zwiedzanych obiektach. Przepych, wielkość i bogactwo, oraz system fontann zachwycają swoim pięknem. Dzisiaj koniec roku szkolnego, czyli w tutejszej nomenklaturze „Dzień młodzieży”, centrum miasta zamknięte dla ruchu, więc ostatni odcinek dzisiejszej wycieczki odbywamy metrem (17rub). Wieczorem udajemy się na rekonesans aby sprawdzić jak bawi się rosyjska młodzież – no cóż, wszystko sprowadza się do picia piwa, rozróby, wrzasków na granicy chuligaństwa. Nasz spacer kończymy szybko, nie pasuje nam ten styl zabawy! Po powrocie mamy jeszcze jeden nieprzyjemny element dzisiejszej zabawy – rozbawione młode towarzystwo dostało się jakimś cudem na zamknięte podwórko i nasz motocykl znalazł się w strefie zagrożonej – z pomocą naszej miłej administratorki hostelu udaje się nasze „moto” umieścić w zamkniętym korytarzu – przynajmniej będziemy spokojnie spać, w nadziei że jutro ruszymy naszym sprzętem w dalsza drogę. Kończymy piękny dzień, a na zewnątrz zaczęło padać i dochodzą głośne odgłosy wielkiej zabawy!.

Dzień 7 – 21.06 Petersburg >Kirovsk>Megrega>Olonets>Pryazha> E105/M18– Petrozavodsk 420km

Po nocy wielkiej zabawy tutejszej młodzieży ulice okazały się być posprzątane! Deszcz ustał nad ranem, spakowaliśmy się sprawnie na trasę w kierunku jeziora Ładoga. Jedziemy drogą M18 brzegiem jeziora, aby po ok.300km przekroczyć granice z regionem Karelia i odbić na pn/wsch. w kierunku jeziora Onega. Droga stosunkowo dobra. Na początku wielki ruch, jednak im dalej od Petersburga tym luźniej. Tylko fragmentami nawierzchnia mocno sfatygowana, widać że droga jest całkowicie przebudowywana i można powiedzieć że już 75% jest wyremontowana. O 18.00 jesteśmy w Pietrozawodzku w sympatycznym nowym hotelu „Wernisaż” na ul. Susanina 34 nad brzegiem jeziora Onega ( tel.007 8142 528401 – pokój dwuosobowy 1500 rubli). Z okna widok na zalesiony brzozami brzeg, jednak podmiejskie tereny nieciekawe zabudowane jakimiś zdewastowanymi fabrykami i obskurnymi systemami garaży. Dzisiaj przebyliśmy 460km,a od domu już 2070km

Dzień 8 – 22.06 Petrozavodsk > E105/M18>Spaskaja Guba> – Medveżegorsk >Segeża – Kiem – 440km > E105/M18 – Kandalaksa -700km

Ruszamy na trasę o 10.00 miejscowego czasu – dwie do przodu w stosunku do PL.. Rano lekko kropi i zimno; 13ºC. Na trasie mijamy burzowy front i później już cały czas lepiej. Z każdym km cieplej. W okolicy Kiem tam gdzie zaplanowaliśmy nasz następny nocleg jesteśmy już o 15.30 więc decyzja – jedziemy dalej. Wychodzi słońce i temp. przekracza 20ºC. W miejscu gdzie przekraczamy krąg polarny osiąga 22ºC, a jest już 20.30. Słońce wysoko na niebie, a w tym miejscu, czyli na linii kręgu polarnego tylko dzisiaj w ogóle nie zajdzie za horyzont. Z każdym następnym dniem ta granica niezachodzenia słońca będzie się przesuwać ponownie na północ. Droga miejscami świetna, jednak w przeważającej części zniszczona nawierzchnia wymrożeniami i przełomami – mocno pofalowana, bo przebiega w bagiennym terenie. Jednak na naszym „moto” pomykamy cały czas w okolicach setki, zostawiając za sobą auta omijające mozolnie te wyboje i dziury w jezdni. Zmorą podczas postojów jest zmasowany atak komarów i wszelakiego robactwa. Po 700km jazdy docieramy do Kandalakszy nad zalewem o tej samej nazwie, który jest częścią morza Białego. W tym portowym mieście znajdujemy zakwaterowanie na dzisiejszą noc w miejscowej „gostinicy” o nazwie „Biełyje Morie” – standard „późny Gomułka”(1200rub pok.2os.) – motocykl na „stajankę” oddaloną gdzieś o 1km na terenie bazy samochodowej – myślę że jutro odbiorę w całości. Dzisiejszy przejazd to piękna, dzika przyroda – mnóstwo małych jeziorek i rzeczek mijanych po drodze, piękne podmokłe łąki porośnięte białymi kwiatkami wyglądały naprawdę wspaniale. Ostatni odcinek naszej dzisiejszej jazdy przebiegał już w terenie bardziej pofałdowanym, a w oddali pojawiły się nawet niezbyt wysokie góry pokryte jeszcze częściowo śniegiem. Jutro mamy już tylko 250km do Murmańska, dostaliśmy inf. że czynne jest również przejście na drodze nr P11 z Murmańska do granicy z Finlandią w Baja-Jooseppi, jedynie nie wiem jaki jest stan jej przejezdności. Jeśli będzie OK. to pojutrze wybierzemy się właśnie tą trasą w kierunku Nordkapp.

Dzień 9 – 23.06 Kem> E105/M18 – Kandalaksa – Mocegorsk – Murmańsk –(3140km)

Ruszamy w kierunku Murmańska, najpierw parę fotek nad Morzem Białym, później na trasę. Widoki zapierają dech w piersiach, szczególnie przy tej lazurowej pogodzie. Przypomina się nam przejazd po Alasce i krajobrazy jakby podobne! Już o 14.00 jesteśmy w tym portowym mieście o niespełna 100 letniej historii.( Hotel „Poliarnie Zori”, tel; 007 (8152) 289500, e-mail: hotel@russiandia.ru – wysoki standard – pok. 2os. z łazienką +śniadanie 2200rub). Podczas dojazdu do hotelu spotykamy miejscowego „bajkera” – Saszę, który służy pomocą. Powiadamia również swoich znajomych kolegów, wraz z ich z prezydentem miejscowego klubu motocyklowego Miszą i już jesteśmy umówieni na zwiedzanie wspólnie miasta i późniejszą biesiadę kolacyjną. Wspaniałe spotkanie, zakończone przed północą w blasku słońca, które tutaj już od dwóch tygodni nie zachodzi. Nasi kompanie zafundowali nam pobyt w „Red Pubie” z komunistycznymi akcentami wystroju. Wspaniali ludzie o niesamowitym poczuciu humoru – podróżnicy motocyklowi. Wielka dawka wiedzy na temat funkcjonowania tego odległego rejonu Rosji. Ciekawy dzień, pozostawiający ponownie niezapomniane wspomnienia i nowe znajomości! Pierwszy raz planowana odległość, pokryła się z rzeczywistością, bo przebyliśmy do Murmańska od domu dokładnie 3140km. Jutro na Finlandię.

Dzień 10 – 24.06 – Murmańsk>P11>przejsie gr. Rus/Fin w Lovta / Baja-Jooseppi > Ivalo > Kaamapen > Karigasniemi – 520km (3660km)

Trudno się śpi, kiedy w nocy słońce świeci prosto w okno hotelowego pokoju. O 10.00 meldujemy się na hotelowym parkingu gdzie czeka już na nas Sasza na swojej Yamaszce enduro 250cm³. Wyprowadza nas na rogatki miasta na drogę prowadzącą w kierunku Finlandii. Jazdę rozpoczynamy od przejazdu najdłuższy mostem na świecie, znajdującym się poza kołem podbiegunowym rozpostartym nad Kolską zatoką, która jest częścią Morza Barentsa (1200m dł.). Następnie 240km do granicy, to totalna pustka, minęły nas może tylko dwa auta. Droga widać dopiero co zrobiona bo w dobrym stania. Niestety ostatnie 20km przed granicą jeszcze nie skończona i tu zaczęła się męka. Nasyp drogi budowanej w bagnistym terenie formowany jest poprzez nawiezienie tłucznia o wielkości pieści, lezącego sobie luźno, rozgarniętego przez równiarkę. Gosia na piechotę, a ja walczę dosłownie z każdym metrem aby pokonać tą przeszkodę – nawet stopy nie ma gdzie solidnie oprzeć bo wszystko luźne, nie związane z podłożem. Jak już przebrnąłem przez ten fragment to dalej na ten nasyp sypia 30cm warstwę suchego piachu i ponownie tylko równiarka, bez żadnego ubijania. Gosia dalej na piechota, a ja jak po Saharze, przednie koło grzęźnie w piachu – tragedia – do takich warunków nasze „moto” ważące z bagażem ponad 300kg nie jest stworzone. Pot się leje, żar bucha z silnika, muchy i komary używają sobie na moim organizmie do woli. Zaznaczę jeszcze ze dzisiaj pogoda wspaniała 24°C. Z wielkim mozołem dotarliśmy do granicy i po pół godzinnej odprawie jesteśmy w Finlandii. Jeszcze po stronie rosyjskiej uzupełniliśmy paliwo (34rub za litr – 35%drożej) i zakupiliśmy 2l alkoholu, pomni na panującą w Skandynawii prohibicję (brak sklepu, ale można zakupić w budce u nalewakowego przy kontenerowej stacji paliw)! Teraz dostrzegamy od razu uderzenie czystości i porządku. Wiemy również że dalsza droga to max. prędkość 85km/h bo jak przekroczysz dozwolona prędkość o 5km/h to już płacisz 70€, powyżej 30km/h – do więzienia i 1500€. Jednak widoki tak piękne przy tej lazurowej pogodzie że nawet ta prędkość za wysoka aby podziwiać wspaniałe krajobrazy i przyrodę. Po przebyciu 520km wynajmujemy domek na polu kempingowym w miejscowości Karigasniemi na samej granicy z Norwegią (35€). Do Nordkappu pozostało 280km. Pisze te wiadomość już po północy, a słońce wysoko na niebie, niby należy iść już spać ale jakoś nie odczuwa się takiej potrzeby i robimy tą czynność nieco na siłę. Inf. Podaję, że benzyna 95 oktan kosztuje w Fin 1,67€ za litr.

Dzień 11 – 25.06 Karigasniemi > Karasjok > Lakselv > Olderfiord > Nordkapp > Olderfiord – 510km

Rano niestety zmiana pogody, znacznie się ochłodziło i pada, a ołowiane chmury chmury nisko snuja się po niebie. Granica z Norwegia tylko na znaku, pomimo że ten kraj nie jest w UE, jednak podpisał akces do układu z Schengen. Co chwile łapie nas deszcz, ale to nie przeszkadza aby dostrzegać wspaniałe widoki. Posuwamy się na pn a z każdym km zimniej i wietrzniej. Docieramy do Oldfiord o 11.30, bardzo wcześnie bo nie przestawiliśmy się na czas europejski i do wczoraj jechaliśmy jeszcze na rosyjskim, o dwie godz. do przodu. Tu rozpoczyna się 130km odcinek trasy prowadzący na Nordkapp (tak podawana jest na znakach norweska wersja nazwy tego miejsca). Tutaj musimy powrócić, aby kontynuować dalszą jazdę w kierunku Narwiku. Wynajmujemy domek na miejscowym kempingu – drogo 450kr. – (1kr norweska = 0.434 zł). Co robić? Prognoza pogody na dzisiaj i jutro podobna – na przemian – deszcz , słońce i zimno. Nie marnujemy więc dzisiejszego dnia i jedziemy na najdalej wysunięty na pn. punkt Europy. Po drodze totalne załamanie pogody, temp spada do 8ºC i leje jak „z cebra”. Zero widoków – jedziemy już nieco na siłę , tylko aby zaliczyć to miejsce. Płatny tunel pod dnem cieśniny łączący stały ląd z wyspa na którym znajduje się przylądek – dziwna opłata bo nie tylko za pojazd, lecz również za pasażera 70+47=117kr w jedną stronę. Na 20km przed Nordkappem nie dość że ulewa i zimno to jeszcze taka mgła że nic nie widać na 10m. Załamani takim obrotem sprawy docieramy przemoczeni i zmarznięci do celu. Tu jednak przy wjeździe na parking rogatki i ponownie opłata po 200kr od głowy. Wiedząc że tylko objechalibyśmy parking aby strzelić fotkę mgle, a nie skałom na przylądku, robimy to zdjęcie przed rampami, nawracamy i wracamy do naszej bazy w Oldfiord. Na szczęście po 30km pogoda się nieco poprawia i przynajmniej w powrotnej drodze udaje się wykonać parę zdjęć pięknych krajobrazów z tej trasy. Zaoszczędzone korony wydaliśmy po powrocie w miejscowej restauracji na ucztę ze wspaniałym łososiem w roli głównej! Resztę wieczoru poświęcamy na suszenie przemoczonych ciuchów, wznosząc toasty za zdobycie Nordkappu! ( 3890km). Koszt paliwa 13,98kr za litr benzyny 95oct.

Dzień 12 – Olderfiord > E06 – Alta > 93 – Kautokeino Guovdageainnu – gr.Fin – Enontekiő (320km)

Spaliśmy tej nocy błogo, a dodatkowo usypiał dźwięk bębniących kropel deszczu o metalowy dach naszego domku. Całe niebo równo wokół zasłane deszczowymi chmurami słaniającymi się po ziemi i do tego przyszła tu temp. z Nordkappu, bo tylko 7ºC – tragedia. O 11.30 podejmujemy decyzje, jedziemy dalej – inne wyjście to pozostać i przeczekać ulewę i to potworne przenikliwe zimno. Jedziemy, droga do Alty prowadzi przez Góry Skandynawskie, gdzie pokrywa śnieżna zasłania jeszcze 50% terenu – leje i temp tylko 6ºC – zapewne widoki byłyby wspaniałe lecz przy innej pogodzie. Nad fiordem w Alcie nieco lepiej, lecz po wjechaniu ponownie w ląd na dr. nr.93 do Kautokeino znowu góry i leje jak „z cebra”. Bardzo ciekawy przełom rzeki Elbyelwa która wpływa do Altafiorden. Droga prowadzi tuż obok kaskadowo biegnącego koryta tej rzeki wijącej się w skalnym wąwozie o pionowych ścianach. Przy tej pogodzie tuż za Altą nie mamy nawet ochoty na zwiedzenie naskalnych malowideł które wykonali tutejsi mieszkańcy tych terenów przed 6 tys lat. Ze zdjęć, do złudzenia przypominają te zwiedzane ostatnio podczas objazdu Argentyny i Chile wykonane przez Indian w Andach. Jakimś nadludzkim wysiłkiem udaje się pokonać w tych warunkach dzisiaj 320km i po przekroczeniu gr. z Finlandią wynajmujemy domek w miejscowości Enontekiő. (28€). Sytuację ratuje sauna, a wieczór ponownie poświęcamy na suszenie motocyklowych ciuchów. Czy ta pogoda późnojesienna się tu nigdy nie skończy?Po raz pierwszy w podróży nie wykonaliśmy ani jednej fotki i nawet nigdzie nie przyszła nam na tą czynność ochota w takich warunkach

Znalazłem chwile czasu aby uporać się z tekstem pisanym gdzieś naprędze w moim mini laptopie, który po raz pierwszy wziąłem ze sobą dla sprawniejszego rejestrowania przebiegu naszej podróży. (waga 1kg, wym. 22x15cm – ekran 7cali, firma Asus Eee PC 8G – świetna sprawa, polecam w podróży – nowy, kupiony przez internet z rynku USA – cena brutto 1250zł). Z powodu tej pogody mamy dzisiaj wiele czasu, jest dostęp do sieci, wiec nadszedł ten moment i piszę te wiadomości.

Dzień 13 – 27.06 – Enontekiő >93> Kaaresuvanto /Karasavvon – gr.FIN/S > E45 – Svappavaara > E10Kiruna – Narvik >E6> Ballangen – 450km

Nad ranem przestało padać – temp 7ºC ale to i tak wspaniały początek dzisiejszego dnia! Na szczęście wszystkie nasze ubrania i buty udało się wysuszyć, bo przy tak niskiej temp wilgoć szczególnie potęguje chłód. Niezwykle przydatnym sprzętem do w takich warunkach jest dobra suszarka do włosów. My mamy już taki model sprawdzony, który polecamy, od 5lat bezawaryjnie towarzyszy nam stale w podróżach – firma Braun model Cosmo1000W – kabel chowany do rękojeści – zgrabna nie zajmuje dużo miejsca, a zawsze można wysuszyć ciuchy , buty i czasem podgrzać pomieszczenie do spania. Co za przyjemność śmigać motorkiem po suchej drodze, teraz najlepiej można to docenić. Granica ze Szwecją i dalej przez należącą do tego kraju cz. Laponii. Przemierzyliśmy w poprzek cale to państwo Św. Mikołaja należące do FIN, N i S. Krajobrazy Laponii w zasadzie bardzo monotonne, surowe, przypominają nieco Syberię lub północne tereny Kanady pod granicą z Alaską. Temp nie rozpieszcza i oscyluje w granicach 7-8ºC, na szczęście nie pada! Przed Narwikiem pokonujemy nadmorskie pasmo górskie, wjeżdżamy ponownie do Norwegi i zjeżdżamy do fiordu nad którym położony jest ten port. Widoki wspaniałe zakłócone jednak przelotnymi opadami! Włóczymy się trochę na motorku po mieście strzelając fotki, a następnie wyjeżdżamy w kierunku Trontheim na pd. Po 20 km zatrzymujemy się na kempingu w Baltsnes i wynajmujemy mały domek za 350kr. To jedyna godna polecenia forma noclegów, jest ogrzewanie, lodówka, mała kuchenka, a na terenie kempingu ogrzewane, czyściutkie ubikacje i natryski. Mamy namiot, ale przemarznięci z drogi, do wilgotnego zimnego namiotu to niezbyt przyjemna perspektywa i nie spotkaliśmy nikogo do tej pory kto by tu korzystał z takiej formy noclegów! Temp przy fiordzie 10 ºC – tak wygląda tutejsze lato? Brrrrr!

Dzień 14 – 28.06 – Ballangen > (E 6 ) > Fauske > Mo i Rana – 380km

Wyjeżdżamy z Baltsnes w blasku słońca i lazurze nieba! Temperatura jedynie 11ºC , ale cudowna kryształowa pogoda! Musi być jednak jakaś sprawiedliwość na świecie i po tylu dniach ulewy i zimna muszą nastać lepsze czasy! Nagrodą za te trudy jest właśnie dzisiejszy dzień z bajecznymi widokami na norweskie fiordy! Już po kilkudziesięciu km pierwsza przeprawa promowa w poprzek fiordu, wszystko b. sprawnie zorganizowane, żadnych kolejek po ½ h jesteśmy na drugiej stronie za jedyne 84kr. Widoki i wrażenia nie do opisania, dodam jedynie że są to obrazy nigdzie dotąd nie oglądane w świecie i nawet trudno by nam było znaleźć porównawczy odnośnik do podobnych miejsc na naszym globie! Mamy cudowne 380 km wspaniałych krajobrazów i 380 km „non stop” winkielków – bajka dla motocyklistów! Pomiędzy Fauske, a Mo i Rama ponownie mijamy linię kręgu polarnego, czyli koła podbiegunowego, tylko że w przeciwnym kierunku. Stajemy na nocleg o godz.18.40 i wynajmujemy już ostatni domek w miejscowości Dalselv, nad brzegiem fiordu (450kr). Na szczęście dzisiaj standard tego bungalowu za tak wielką kasę jest zadowalający, bo wczoraj urągał kulturze mieszkańca Europy. Nie chciałem wierzyć kiedy mi kiedyś ktoś powiedział że Norwegowie to brudasy i niechluje – tam przekonaliśmy się na własnej skórze – brud, syf i smród! Dzisiaj całkowite przeciwieństwo wczorajszej sytuacji – czysto i pachnąco. Nadmienię jeszcze że Norwegia ze swoimi cenami może niejednego przerazić; podaję parę przeliczonych cen ze sklepu na niektóre produkty: piwo – 25zł, mała bułeczka – 3zł, ½ Coca Coli – 6zł, średnia pizza – 60zł, 1,5l wody butelkowanej 7zł – można przyjąć ze wszystko tak prawie x3 jak w PL .

Dzień 15 – 29.06 – Mo i Rana >E6 > Mosjoen > Steinkjer > Trondheim – 520km

To co było wczoraj wspaniałe , dzisiaj rano pokazało się ponownie w okowach ciężkich chmur i szarugi. Od początku trasy w „kondoniki” i o upałach można zapomnieć. Jedziemy przez górzyste tereny w kierunku na Trondheim. Zapewne byłyby wspaniałe widoki, jednak mijamy jeden za drugim front atmosferyczny i tylko po obfitości ulewy wiemy że wyjechaliśmy z jednego, aby ponownie wjechać w następny. Tak wozimy się z tym deszczem aż do celu naszej dzisiejszej podróży. Współczuję tym biednym Norwegom że muszą tu mieszkać i żyć z taką pogoda na co dzień – można wpaść w depresję! Okazało się na szczęście że przed samym miastem Trondheim pogoda się poprawiła i po suchym asfalcie wjechaliśmy do miasta. Do celu dojechaliśmy na tyle wcześnie że mamy czas na zwiedzenie tego ciekawego miasta, które niegdyś było stolicą Norwegii. Małe problemy ze znalezieniem miejsc noclegowych – pełnia sezonu i wszystko pozajmowane, udaje się wynająć pokój w hotelu „Singsaker Sommerhotell” , Rogerts gate 1, tel: 73893100, www.sommerhotell.singsaker.no – bardzo czysto. Cena niestety lekko paraliżuje – 620 kr. pokój 2 os z łazienką na korytarzu, jest w cenie śniadanie. Jednak ten kto wybierze się do tego kraju musi zapomnieć o wartości pieniądza i powiedzieć sobie, albo tu coś zobaczę albo lepiej byłoby tu nie przyjeżdżać i przeżywać stresów cenowych! Miasto położone w zatoce Trondheimfiord , a stare miasto tworzy półwysep otoczony przez rzekę Nidelv. Do wszystkich ciekawych obiektów można dojść na piechotkę z naszego hotelu w 15min. Perełką architektoniczną jest katedra Nidaros, najokazalsza w całej Skandynawii, wzniesiona z niebieskoszarego steatytu w latach 1066-1093r, w której konstytucyjnie odbywają się koronacje norweskich królów. Wspaniale wyglądają stare, XVIIw, drewniane magazyny kupieckie, wzniesione na palach wzdłuż rzeki Nidelv. Już po północy powracamy do naszej bazy noclegowej- to był zarazem ciężki i piękny dzień!

Dzień 16 – 30.06 – Trondheim > E39 > Halsa > Molde > dr.nr. 64 > Isfiorden – 250km

Rano zwiedzamy wnętrze katedry Nidaros – wspaniałe witraże, przez które do środka, wdziera się nikłe światło, niezwykły kunszt zdobień kamieniarskich. Około południa ruszamy w dalsza drogę. Po wyjeździe z miasta totalne załamanie pogody wjeżdżamy w deszczową zawieruchę, a temp spada do 10ºC. Po drodze dwie przeprawy promowe po 64kr każda. O 17.30 stajemy na nocleg miejscowości Isfiorden, przed wjazdem na słynną drogę Troli (domek nad fiordem 330kr.). Nie chcemy tego fragmentu trasy przebyć w deszczu, przy złej widoczności, a dzisiaj cała woda z Atlantyku wylewa się na ten teren! Czas ponownie wykorzystujemy na suszenie ciuchów, pranie i oglądanie szarugi z okien naszego domku! Nawałnice deszczowe przechodzą jedna po drugiej i końca nie widać, jest jedynie prognoza że jutro przed południem ma być nieco lepiej i w związku z tym jest nadzieja że przejedziemy drogę Troli bez deszczu – oby się to sprawdziło! Od domu już 5840km i musiałem wymienić tylne klocki hamulcowe. W tym deszczu niezwykle szybko się zużyły – woda podnosi drobinki piasku, a ta mieszanina działa jak materiał ścierny.

Dzień 17 – 01.07 – Isfiorden > dr.nr.64 > Andalsnes > E136, 5km i na dr.nr.63> Trollstigen ( Droga Trolli ) > Valldal > przep.prom. > Eidsdalen > Geiranger ( Geirangerfjord ) > do dr.nr.15 > Groti > dr.nr.258 > Videseter > dr.nr 15 > Stryn > dr.nr.60 > Byrkjelo – 270km

Poranek przywitał nas rześkim powietrzem przy lazurze nieba – kolory i krajobrazy jak z bajki – światło, a w szczególności słońce czynią cuda! Prognoza sprawdziła się i mamy nagrodę za wczorajsze trudy podróżowania w ulewnym deszczu! Jesteśmy olśnieni cudownymi widokami! Pokonujemy kultową „Drogę Trolli” z widokiem na skalny szczyt Trollveggen – to najwyższa skalna ściana w Europie mierząca od podstawy 1800m, a pionowy fragment ma 1000m i wystaje 50m od pionu. Serpentyny wiją się skalnymi wąskimi półkami, a wokół widok na rozliczne wodospady i strumienie spływające z ośnieżonych szczytów. Następnie zjazd do promu, przeprawa i ponownie wspinamy się serpentynami w górę w poprzek masywu górskiego, kierując się do znanego kurortu Geiranger leżącego nad Geirangerfjord. Na szczycie jedziemy w śnieżnych tunelach, a po wjeździe na krawędź fiordu ukazuje się widok pionowych skalnych ścian spadających do wąskiej nitki morskiej toni. Na redzie portowej pięć potężnych, pasażerskich transatlantyków typu „cruze” – przypłynęli wypasieni goście i rozwożeni są autokarami po okolicznych, pobliskich specjałach norweskich krajobrazów! Zjazd do fiordu ponownie półeczkami wykutymi w skałach, z siodełka „moto” podziwiamy widoki kurortu i ponownie w górę w kierunku największego europejskiego lodowca „Ostedalsbreen”. Zafundowaliśmy sobie jeszcze przejazd szutrową droga nr 258 aby przejechać motocyklem w tunelach śniegu sięgającego miejscami 5m wys. W Videseter na stokach szusują narciarze, a my obok na naszym BMW. Następnie zjazd do Stryn leżącego nad rozległym fiordem Innvikfjorden i objazd jego najdalszego odcinka wciśniętego w ląd na ponad 100km.O 18.00 dojeżdżamy niestety już w deszczu do Byrkjelo i wynajmujemy przyjemny domek na kempingu przy następnej odnodze poprzednio opisywanego fiordu (270kr.) Wspaniały dzień i wielka widokowa nagroda za dotychczasowe trudy podróży – czasami właśnie dla takiego dnia warto przebyć tysiące km i podziwiać takie wspaniałości naszego globu. Jeszcze parę uwag które wychodzą po lepszym poznaniu panujących tu zwyczaj: wynajmowane domki są z reguły 3-4 osobowe w systemie piętrowych łóżek, jest ogrzewanie, lodówka, kuchenka elektryczna, nie ma wody i toalety, naczyń i pościeli – należy mieć ze sobą śpiwór i coś co zastąpi poduszkę. Domek po użyciu trzeba posprzątać i to na mokro, bo to jest sprawdzane. Inna alternatywa, to opłacić dodatkowo 70-100kr. Czyste, ciepłe toalety i prysznice są na terenie kempingu. Okazało się że w standardzie jest również zawsze dostęp do internetu bezprzewodowo – trzeba mieć jedynie laptopa z taką funkcją.

Dzień 18 – 02.07 – Byrkjelo > E38 > Skei > dr.nr.5 > Songdal > dr.nr.55 > Hella > pom do Vangsnes > dr.nr.13 > Voss > E16 > Bergen – 320km

Ranek przywitał nas wspaniałą pogodą i dalsza prognoza na następne trzy dni jest podobna! Ruszamy na trasę aby podziwiać te wspaniałości krajobrazowe jakie serwuje Norwegia. Zapewne ten kraj jest bardzo kapryśny pogodowo, jednak kiedy na niebie słońce i lazur to nie ma czasu na sekundę nudy , taki ogrom wrażeń widokowych serwują tutejsze bajkowo-folderowe krajobrazy. Raz piękna, soczysta zieleń i wspaniały koloryt morskiej wody w fiordach, za chwilę przekraczając masywy górskie śnieg, lód i surowe skały z których spływają strumienie wody tworząc wspaniałe kaskadowe wodospady. Jadąc nawet bardzo wolno, czasem trudno zgłębić i wchłonąć wszystkie te doznania widokowe w jednym momencie! Po przeprawieniu się promem do Vangsnes po 10km w Vikoyri podziwiamy Hopperstad Stave Church – kościół klepkowy o konstrukcji słupowej z XIIIw – osobliwość konstrukcyjna starych budowli drewnianych w Norwegi. Powstawały na zasadzie budowania łodzi Wikingów bez użycia gwoździ, łączenia tylko naturalnymi elementami drewnianymi. Dojazd do Bergen to niezliczona ilość tuneli i wreszcie jesteśmy w tym mieście gdzie jest największa suma opadów w Norwegi. Tym razem to my mamy szczęście i jest bezchmurna pogoda, 25ºC. Szukamy zakwaterowania, tłumy turystów z całego świata. Mnóstwo Japończyków. Blisko starego centrum wynajmujemy pokój w hotelu turystycznym za jedyne 895kr. Tym razem za takie pieniądze jest już łazienka, pościel i śniadanie w cenie! ( P-Hotels Bergen, vestre Torggt. 9, 5015 Bergen, tel: +47 55210000, e-mail: bergen@p-hotels.no , www.p-hotels.com Od razu ruszamy w to stare, portowe miasto. Trudno się przebić przez turystyczną gawiedź, aby dotrzeć do hanzeatyckiej dzielnicy Bryggen, gdzie zwiedzamy zabudowę, drewnianej, nadbrzeżnej, kupieckiej dzielnicy wpisaną na listę UNESCO. Niepowtarzalny klimat ciasno wprasowanych w nabrzeże portowe ciemnych i ponurych magazynów i kupieckich domostw. Obecnie sklepy z przeróżnymi pamiątkami i kameralne knajpki. Tu mamy okazję wypić najdroższe w swoim życiu piwo – ½ l tego trunku to koszt 67kr. (w przeliczeniu ponad 30zł). Do północy włóczymy się po zaułkach niezbyt rozległego centrum miasta.

Dzień 19 – 03.07 – Bergen > E39, E16, dr.nr.7 > Norheim > Bruravik > przep.prom. > Brimnes > Geilo > Al – 340km

Powtórka wczorajszych widokowych doznań w pełnym słońcu i cudownym błękicie nieba – nie będę się powtarzał więc skwituje to jedynie stwierdzeniem: potrzeba użyć wielu przymiotników aby określić piękno tych rejonów Norwegi, a i tak nigdy opis nie zastąpi sumy doznań odbieranych jadąc i oglądając to wszystko z motocykla. Po wyjedzie z Bergen i pokonaniu masywu górskiego przed Norheim, dalej jedziemy wzdłuż ciepłego fiordu Hardangerfjorden, później przeprawa promowa na jego drugi brzeg ( 76kr. – ceny podaję dla zestawu: motocykl, kierowca + pasażer ) i wspinaczka na surowy płaskowyż górski o strukturze przypominającej andyjskie pampy peruwiańskie. Bardzo skromna roślinność krzaczasta i jeszcze o tej porze roku mnóstwo zalegających płatów śniegu i lodu. Po zjeździe prawdziwa wiosna na pobliskich łąkach, a dzisiejszą jazdę kończymy w miejscowości Al i wynajmujemy domek na kempingu, nad brzegiem rzeki Hallingdalselva – (400kr). Miejsce to, jest rajem dla wędkarzy, jak wiele podobnych w całym tym kraju. Ta pasja sprowadza ich tu wielu z całego świata. My wypracowaliśmy sobie w tych warunkach sposób na wspaniałą kolację ( na kempingach przeważnie znajduje się jedynie mały sklepik) – w markecie na trasie kupujemy grilla jednorazowego (30kr – specjalna tacka napełniona węglem drzewnym z rozpałką i siatką na której można umieścić grillowane produkty) + przygotowane, świeże, przyprawione porcje łososia ( 0,6 kg – 80kr.) i wspaniała kempingowa uczta gotowa!

Dzień 20 – 04.07 – Al > dr.nr.7 > Honefoss > E16 > Oslo – 220km

Szybki dojazd do stolicy Norwegi Oslo. Z pomocą pracownicy z mojej firmy, p. Dagmary zarezerwowaliśmy wcześniej hostel w samym centrum (Sentrum Pensjonat, Tollbugaten 8, 0152 Oslo, tel: +47 22335580, e-mail: post@sentrumpensjonat.no , www.sentrumpensjonat.no ), tak że już od 16.00 ruszyliśmy spacerkiem na zwiedzanie atrakcji turystycznych jakie oferuje to miasto: futurystyczny, wkomponowany w nabrzeże budynek nowej opery, forty u wejścia do portu, ratusz i Centrum Pokojowe Nobla, pałac królewski i park Vigelanda. Ten ostatni zwiedzany obiekt szokuje najbardziej poprzez znajdujące się tam rzeźby o specyficznej, filozoficznej wymowie, przedstawiające nagie ludzkie postacie, którym artysta nadał niezwykły obraz, poprzez mimikę i układ przejaskrawionego ruchu! Główna rzeźba, 17m monolit przedstawia 121 ludzkich ciał, kłębiących się i pożerających nawzajem. Znajdujące się w parku dzieła, w ilości 212szt Gustav Vigeland tworzył przez 43lata , a żył w latach 1869-1943. Do dziś swoją wymową, budzą one kontrowersję i nie da się obok nich przejść aby nie zastanowić się nad sensem życia. Z rozległego parku gdzie mieszkańcy Oslo wypoczywają i piknikują na trawnikach rozpościera się wspaniały widok na wzgórze Holmenkollen i znajdującą się tam skocznię narciarską. Zwiedzanie kończymy przejściem po głównej ulicy o specyficznej atmosferze zabawy i radości – Karl Johansgate, gdzie oglądając scenki rodzajowe i obserwując wypoczywających mieszkańców wysączyliśmy piwko, bo od tego zwiedzania nogi nam dzisiaj weszły w „cztery litery”, a temp. 28ºC i duża wilgotność powietrza. Na dojeździe do stolicy Norwegi stuknęło 7000 km w naszej obecnej wyprawie.

Dzień 21 – 05.07 – Oslo > E6 – granica N/S > Geteborg > Helsingborg > przepr.prom-granica S/DK > Helsinger > E47 > Kopenhaga – 650km

Okazało się że dzień poświęcamy jedynie jeździe, pokonujemy odległości bez specjalnych wrażeń! Plan był aby zatrzymać się w Geteborgu, lecz z powodu koncertu Bruce Springsteeen ( nie wiem czy to nazwisko tak poprawnie się pisze?),nie ma miejsc w żadnym hotelu, a na odległym od miasta o 12km kempingu nad cieśniną Kattegat trudno znaleźć miejsce na postawienie namiotu (35€), bungalow w kosmicznej cenie 150€. Niezwykle jak na te tereny gorąco, bo temp. przekraczały dzisiaj 30ºC i potworna wilgotność powietrza! Szybka decyzja i jedziemy dalej. Przeprawa promowa przez cieśninę zabiera jedynie 1/2h (300kr.) i o 20.30 jesteśmy w stolicy Danii. Szukamy sensownego zakwaterowania na następne dwa dni – tragedia za pokój z łazienką na korytarzu, każą sobie płacić powyżej 150€. Po godzinnym poszukiwaniu mamy zakwaterowanie w dobrym hotelu, w jednoosobowym pokoju za całe 700kr.dk 1€= 7,58kr.dk (Savoy Hotel, Vesterbrogade 34, DK-1620 Kobenhavn V, tel: (45) 33267500, e-mail: mail@savoyhotel.dk , www.savoyhotel.dk ). Myśleliśmy że po wyjechaniu ze Skandynawii skończą się te wariackie ceny, ale dalej w Danii jest niestety niezwykle drogo!

Dzień 22 – 06.07 – Kopenhaga – dzień bez jazdy na „moto”

Zwiedzamy ciekawe miasto. Zaczynamy od przepłynięcia turystyczną łodzią po portowych kanałach i zaułkach wodnych (60kr.od osoby). Ten godzinny rejs daje świetny pogląd na orientację w rozmieszczeniu turystycznych atrakcji stolicy Danii. Następnie już „z buta” włóczymy się założoną trasą, aby odwiedzić najciekawsze miejsca tego portowego miasta. I tak po kolei: ratusz, nabrzeża portowe z pięknymi kamieniczkami, pałac królewski, forty u wejścia do portu i niedaleko od nich obowiązkowo należy dotrzeć do kamienia gdzie ulokowała się kopenhaska syrenka. Było jeszcze po drodze wiele kościołów, ciekawych budowli i nowych futurystycznych obiektów z teatrem, opera i biblioteką. Zaglądnęliśmy również do hipisowskiej dzielnicy, gdzie jej mieszkańcy wybudowali sobie w kanałach mieszkalne budy pływające na pontonach wykonanych ze starych plastikowych beczek., a pojazdy kempingowe pamiętają lata 70-te. W królewskim parku mamy dzisiaj okazję posłuchać muzyki kopenhaskiego festiwalu jazowego sącząc zimnego pilznera. Piękny dzień, bo Kopenhaga ma wiele ciekawego do zaoferowania turystom, a pogoda dzisiaj typowo pod zwiedzanie.

Dzień 23 – 07.07 – Kopenhaga > E20 > Odense > Kolding > E45 -gr.DK/D > Flensburg >dr.nr.200 > Husum > dr.nr.5 > Itzehoe > Glückstadt > przeprawa prom. przez Elbę > Wischhafen/Neuland -520km

Rankiem opuszczamy Kopenhagę i kierujemy się najpierw na zachód, aby po przekroczeniu cieśniny Wielki Bełt, mostami o łącznej długości 20km ( opłata 110kr.) w Kolding skręcić na południe w kierunku granicy z Niemcami. Widoki; monotonne równiny. Jedyna uciążliwość to potwornie wieje na moście , boczne, zmienne , mocne podmuchy – rzuca nami po całym pasie ruchu – dzisiaj burzowa pogoda i od rana wieje i przelotnie pada. Omijamy Hamburg bocznymi, sielskimi drogami. Odwiedzamy po drodze sklep „Aldika”, aby uzupełnić zapasy i własnym oczom nie wierzymy że mogą być tak niskie ceny – wszystko „prawie za darmo” po tym co było nam dane przeżyć w Skandynawii i Danii. Wreszcie poczuliśmy moc naszej złotówki – taka sytuacja mocno odstresowuje! Ceny paliwa jak w Polsce; 1l etyliny 95 – 1,44€. Przekroczyliśmy Elbę promem w Glückstadt (4,5€) i praktycznie zaraz po drugiej, południowej stronie wynajęliśmy pokój w Gasthofie Kurbjuweit w miejscowości Wischhafen/Neuland ( Stader Straße 26, e-mail: gasthof_kurbjuweit@web.de , www.kurbjuweit.kehdingen.net – 45€ pok.2os. z łazienką i śniadaniem ). Ciepła i przyjemna atmosfera, mieszkańcy wioski przy piwku grają w karty, więc i my popijamy wspaniałego pilznera „Warsteiner”, wczuwając się w miejscowe klimaty! (tylko 1.5 € za szklanicę tego wspaniałego płynu nalanego w bufecie gasthofu, to połowa ceny 0,5 litra wody kupionej w norweskim sklepie). Dziś po przejechaniu z Kopenhagi 520km, stuknęło 8tyś.km od wyjazdu z naszej Chałupy na Górce.

Dzień 24 – 08.07 – Wischhafen/Neuland > Bremen > gr. D/NL > Zwolle > Arnhem > Maastricht > gr. NL/B > Dalhem pod Liege w Belgii – 630km

Mocno się dzisiaj oziębiło, 14ºC i chmury słaniają się prawie po ziemi! Ruszamy sielskimi drogami unikając autostrad w kierunku Holandii. Po drodze mijamy parę ulewnych frontów, na szczęście po przekroczeniu takowego , jest później chwila przerwy w opadach. Po przekroczeniu granicy z Holandią od razu wkraczamy w krainę kanałów, wiatraków i uporządkowanego rolnictwa, gdzie nie ma skrawka miejsca na dzikość i naturalność. Widoki jak na makietowych, disneylandowych prezentacjach. Wszystko równiutko poukładane, bajkowe domki nad kanałami, zielono i wszystkie kolory kwiatów w ogródkach – zapewne byłyby jeszcze ciekawsze widoki gdyby nie ta deszczowa ponura pogoda! Tak przemierzamy cała wschodnią część tego państwa. Największą uciążliwością w przejeździe przez ten kraj jest totalny paraliż drogowy – wszystkie drogi zawalone autami, na autostradach jedziemy w sznurze samochodów z prędkościami 60-70km/h. Cywilizacja i jej rozwój doprowadza do tragedii komunikacyjnej – w każdym aucie jedzie jedna osoba i godziny przesiaduje na zakorkowanych drogach! Nie dziwię się że Holendrzy uciekają na urlop ze swojego państwa i wszędzie ich pełno tam gdzie dzikość i spokój! – Do czego taki rozwój cywilizacyjny prowadzi? Człowiek jest niewolnikiem uporządkowanej, niby wspaniałej sytuacji dobrobytu! Mimo że bajkowo, nigdy nie chciał bym mieszkać w takim państwie – „pseudo raju!?”. Pod wieczór pogoda nieco poprawia się i w takiej aurze docieramy do Belgii, aby zatrzymać się zaraz za granicą na przedmieściach Liege w miejscowości Dalhem. Na następne dwa dni tworzymy tu naszą bazę w gościnnych progach domu siostry Gosi, Marceli i jej męża Huberta.

Dzień 25 – 9.07 – Dalhem pod Liege w Belgii

Mocno deszczowy i ponury dzień poświęcamy na zwiedzanie miasta Liege nad rzeką Mozą. Tak jak dzisiejsza pogoda, tak region ten, jak i cała Belgia to dominacje smutnych szarych i brunatnych barw. Jakby brak radości w odbiorze wizualnym miasta i okolicy. Motocykl został w garażu, a my korzystamy z dobrodziejstw jakie daje miejska komunikacja. Jutro mamy zamiar udać się do Brukseli i zwiedzić tą stolice Belgi i UE.

Dzień 26 – 10.07 – Dalhem pod Liege > Bruksela > Dalhem – 200km

Kolejny dzień przyniósł zwiedzanie Brukseli. Najbardziej w pamięć zapadło nam zwiedzanie „Atomium” – dość nietypowego obiektu architektonicznego. Jest to 102-metrowej wysokości model kryształu żelaza, powiększonego 165 miliardów razy, zbudowany z okazji Expo 1958, które odbywało się w tym mieście. Składa się z 9 stalowych kul, sfer o średnicy 18 metrów połączonych wiązaniami, które tu spełniają rolę korytarzy. Jest ich dwadzieścia, każdy o długości ok. 40 m. Na sam szczyt budowli można wyjechać windą, gdzie mieści się restauracja z której okien można podziwiać panoramę Brukseli. (wejście i zwiedzenie ekspozycji wspomnień z wystawy Expo 1958 – 9€ od os.) Ponieważ miasto jest rozległe więc wykupiliśmy objazdowy przejazd turystycznym, odkrytym, piętrowym autobusem (18€ od os.). Autobusy jeżdżą okrężnie zatrzymując się na oznaczonych przystankach przy ciekawych obiektach na trasie, można zwiedzić kolejne po drodze, wsiąść do następnego i jechać dalej. Podczas tej klasycznej wycieczki w odkrywaniu miasta pomaga również słuchawkowy przewodnik po Brukseli w sześciu językach. Będzie on opowiadał o aspektach historycznych, geograficznych, ekonomicznych, kulturowych i socjalnych zwiedzanych obiektów. W trakcie wycieczki, zwiedziliśmy dzielnicę Laeken – królewską część miasta, w której znajdują się pałace, należące do belgijskiej rodziny królewskiej ze słynnym Greenhouses, parkiem Exhibition, Trade Mart, Planetarium i Brupark z „Europą w miniaturze” (wstęp 12€ od os.).Tam też znajduje się wspomniane wcześniej „Atomium”. Kolejnymi punktami zwiedzania były: Park 50-lecia z Łukiem Triumfalnym, rondo Roberta Schumana z Komisją Europejską i Radą Europy, Parlament Europejski. Później wizyta w Górnym Mieście z Pałacem Królewskim, kościołem Św. Jakuba, Pałacem Sprawiedliwości, Notre Dame du Sablon i katedrą Św. Michała i Guduły. Następnie piesze zwiedzanie, ponoć najpiękniejszego rynku Europy – Grand Place z miejskim ratuszem i obowiązkowo należy odwiedzić słynnego brukselskiego Manneken Pis ( fontanny siusiającego chłopca), oraz małe uliczki Ilot Sacre. Oczywiście pogoda narobiła nam ponownie wielkiego psikusa i momentami lało jak „z cebra”, na szczęście początek i koniec dzisiejszego dnia okazał się łaskawy i była całkiem znośna aura, czyli pochmurnie lecz nie lało. Powrót do bazy o 20.00 mocno wyeksploatowani dzisiejszym zwiedzaniem. Jedyny niedosyt, to że istniała również możliwość zwiedzenia słynnej kolekcji starych samochodów w World – Autoworld – 420 aut, lecz ze względów czasowych nie było to już możliwe – szkoda!

Dzień 27 i 28 – 11-12.07 – przejazd z Dalhem pod Liege > Luksemburg > Getynga > Szczecin > Niechorze – 1250km

Nie będę się już powtarzał, ale dzień zaczął się od podziwiania padającego deszcz i szarzyzny panujące wokół – właściwym skojarzeniem byłoby stwierdzenie wypowiedziane wczoraj w trakcie eksponowania zdjęć z Brukseli, przegranych do laptopa i pokazywanych Gosi siostrze po powrocie z wycieczki do tego miasta: „Wojtek dlaczego robiłeś czarno-białe zdjęcia?” – na co ja odpowiedziałem: to są kolorowe zdjęcia tylko tu w Belgi i przy takiej pogodzie mają taki koloryt! Zakładamy „kondoniki” i w drogę. Luksemburg – leje, Niemcy – leje. Po 630km zatrzymujemy się u naszego kolegi Andrzeja w Getyndze (znamy się wiele lat jeszcze z czasów kiedy podróżowałem w karawaningowym gronie, prowadzi serwis campocarów i przyczep kempingowych www.raisemobile-kusz.de). Po drodze w sklepie motocyklowym firmy „Polo” ( http://www.polo-motorrad.de/ ), kupujemy Gosi nowe buty, bo te od tych stałych deszczy już zaczęły przemakać i gnić! Następnego dnia po słonecznym poranku, powtórka wczorajszego dnia, czyli leje. Przy takiej pogodzie pokonujemy autostradami mozolnie i nudno dystans 620km dzielący nas od polskiego wybrzeża Bałtyku w Niechorzu. Na szczęście za Berlinem wkraczamy w inny świat pogodowy, temp podskakuje do 26ºC i pokazuje się słońce, które już nas nie opuszcza aż do momentu dotarcia na miejsce. Postanawiamy następne cztery dni spędzić na totalnym leniuchowaniu i wypoczynku po trudach podróży.

Dzień 29do32 – 13do16.07 – Niechorze-Pogorzelica

Błogie leniuchowanie wykorzystaliśmy na wspaniałe spacery po plaży wzdłuż brzegu naszego pięknego i niepowtarzalnego Bałtyku. Pogoda opisała i choć tak na prawdę mieliśmy tylko jeden dzień plażowej aury to do pieszych wędrówek każda pogoda jest dobra! Przez ostatnie dwa dni wspierali nas w tym wypoczynku nasi przyjaciele motocykliści Benek z Mirką, przyjechali do nas z miejscowości Tur pod Bydgoszcą ( byli z nami poprzedniego roku w Rosji i Mongoli, a jeżdżą na motocyklu BMW R1150GS którym my objechaliśmy wokół świat, a którego teraz oni są posiadaczami – choć ma już pokaźny przebieg spisuje się nadal bez zarzutu i jest bezusterkowy!). Oczywiście nawiązaliśmy nowe znajomości i jeśli ktoś będzie w tamtych stronach to polecamy odwiedzić Tawernę „Bryza” w Pogorzelicy, której właścicielem jest zapalony motocyklista Wiesiu Wiatr. W oknie na pięterku dumnie stoją odrestaurowane przez niego: Junak i WFM-ka.(ul. Plażowa 5 , tel 091 3863147, kom. 503 371507, e-mail: w.wiatr@wp.pl , znajdują się tam również pokoje w Domu Gościnnym „Szanta”). Codziennie wpadaliśmy tam na dobrą rybkę i wspaniałe ciasto w wykonaniu jego żony Marioli. Wieczory aż do późnej nocy to dobra, profesjonalna muzyka, smaczne jedzenie i wspaniała zabawa w Barze Rozrywkowym „Sahara” powadzonym przez naszą znajomych Danusię i Adama (Pogorzelica, ul. Morska 3 – przy ostatnim, wschodnim zajściu do plaży). Szybko minęły te cztery dni, jednak po trudach podróży był to wspaniały odpoczynek w niepowtarzalnym klimacie jaki stwarzają polskie nadmorskie kurorty w szczycie sezonu, choć jak mówią miejscowi; w tym roku wczasowicze nie dopisali, bo za granicą taniej.( – żona skarży się do męża leżąc na plaży w Egipcie; Stasiu ja się nudzę! – pada odpowiedź; kochanie nie stać nas na wczasy w Niechorzu! – to kawały krążące obecnie nad polskim Bałtykiem ). Nasze ponad cztery tygodnie niebytności w kraju, zaskoczyły nas również niezwykle niskim kursem $ i € w stos. do zł, a pełno-sezonowe ceny zakwaterowania w pokoju z łazienką nad naszym polskim morzem wynoszą 60zł od łóżka, więc koszt zakwaterowania dla dwóch osób to prawie 40€ – sporo i do tego trzeba szukać oferty noclegu w dobrych warunkach! Po dwóch dniach musieliśmy zmienić pensjonat właśnie z tego powodu – polecamy natomiast: Ośrodek Wypoczynkowy „Martin”, Niechorze, ul. Krakowska 5, www.martin.wczasy.pl – koszt jak wyżej, wszyscy się chyba umówili bo szukając noclegu tylko taka cena była nam oferowana.

Dzień 33 – 17.07 – Niechorze > Przesieki -170km

Nadszedł czas powrotu do naszej „Chałupy na Górce”. Ruszamy razem z Mirką i Benkiem w kierunku Bydgoszczy, odwiedzając po drodze naszych znajomych mieszkających na skraju Drawieńskiego Parku Narodowego w wiosce Przesieki. Okazało się że również dzisiaj do Joli i Mirka prowadzącego w tej miejscowości motel, który jest wspaniałą bazą wypadowa do zwiedzania parku i odbycia spływu po rwącej rzece Drawie, przyjechali, wracając z wędkarskich połowów w Norwegi siostra Ewa z mężem Wojtkiem. Oczywiście zostaliśmy natychmiast zaproszeni do wspólnej biesiady i o żadnej dalszej jeździe nie było już nawet mowy. Rozpoczęliśmy od meczu w siatkówkę plażową bo nie mogliśmy odmówić gospodarzom tej zabawy – Wojtek, szwagier Mirka uprawiał dawniej ten sport zawodowo – Ja z Benkiem wspomagani przez Jolę mamy satysfakcję bo nie przegraliśmy żadnego seta do „0”.Wieczór, aż do późnej nocy spędziliśmy na wymianie motocyklowych i wędkarskich wrażeń z odbytych niedawno podróży po Skandynaii. Tutaj dopiero mieliśmy najlepszą sposobność posmakować ryb z norweskich fiordów świetnie przyrządzonych i podanych przez Wojtka. Niezwykły zbieg okoliczności związanych z naszą kończącą się podróżą, która jeszcze w Polsce przypomniała o chwilach spędzonych w tym regionie Europy. Podaję namiary na bazę w Przesiekach, można wypożyczyć kajaki, urządzać wędkowania i grzybobrania, znajduje się tam również kemping: Restauracja Motel Camping „Drawa”, tel. +48 67 2531000, kom. +48 502 335624, e-mail: moteldrawa@op.pl – miła atmosfera i bardzo ciekawy region!

Dzień 34- 18.07 – Przesieki > Międzyrzecze Górne -560km

Powrót do naszej „Chałupy na Górce” Po biesiadzie do późnej nocy i wspaniałym rybnym, norweskim śniadaniu ruszamy dopiero na trasę przed 12.00 i jesteśmy w miejscu skąd wyruszyliśmy w drogę 34 dni temu dopiero po 20.00. Przebyliśmy dystans 10740km, cało i zdrowo dotarliśmy do domu, kończąc następną wspaniałą wyprawę, nawiązując nowe znajomości i poznając niezwykle ciekawy zakątek naszego globu!

Podsumowanie:

Muszę stwierdzić że pogodowo był to najtrudniejszy dotychczasowy nasz wyjazd motocyklowy. Minęło dzisiaj dokładnie pięć tygodni od wyruszenia z domu , z czego przez trzy padało. W takiej aurze przebyliśmy dokładnie ten dystans, mając dobrą pogodę tylko na trasie od Petersburga do Murmańska i w Norwegii, fragmentarycznie od Trondheim do Oslo. To co zobaczyliśmy po drodze w Rosji i Skandynawii utkwiło nam niezwykle w pamięci, bo są to obrazy których nigdzie na świecie nie sposób znaleźć i do niczego porównać – piękno w 100% wydaniu. Teraz z perspektywy przebytej już trasy oboje stwierdzamy że warto było ponieść trudy podróży aby to wszystko poznać, zobaczyć i zwiedzić! Myślimy o powrocie w te regiony Europy, jednak nie na motocyklu tylko np; małym autem kempingowym, aby w każdych warunkach mieć dach nad głową i nie być uniezależnionym od pogody i kosmicznych, skandynawskich cen za usługi bytowe. Motocykl spisał się na medal, jedynie musiałem po drodze dwa razy wymienić tylne klocki hamulcowe – to czyni centralny układ hamulcowy i deszczowa pogoda ( drugi raz wymieniałem klocki w Belgii). Nie zrealizowaliśmy myśli o planie odwiedzenia w trakcie tej wyprawy Islandii, ponieważ układ transportów promowych z norweskiego portu Bergen był niesprzyjający, a to spowodowałoby wydłużenie naszego przejazdu o następne dwa tygodnie na co nie mieliśmy już czasu! Myślimy o połączeniu tej niezrealizowanej części podróży z następnym naszym motocyklowym maratonem przez Irlandię, Walię, Szkocję aż na Islandię.

dzień 35-36 19-20.07 Bielsko Biała – „Operacja Południe 2008”

Ponieważ powróciliśmy z wyprawy o tydzień wcześniej, mieliśmy okazję uczestniczyć przez kolejne dwa dni w cyklicznej imprezie którą organizuje nasz kolega Rafał Bier „VIII Międzynarodowy Zlot Pojazdów Zabytkowych. Jest to spotkanie entuzjastów militariów , oraz pokaz zabytkowego sprzętu i pojazdów wojskowych, a miejscem imprezy są bielskie błonia – www.militaria.bielsko.com.pl Ponieważ posiadamy zabytkowego Willysa, oraz odrestaurowany motocykl K750 z bocznym wózkiem, jeśli jesteśmy na miejscu, z przyjemnością uczestniczymy w tych corocznych zlotach i bawimy się w wojsko! Zachęcamy do obejrzenia paru zdjęć z tej imprezy, tym bardziej że tego roku było sporo ciekawych i dobrze odrestaurowanych zabytkowych motocykli używanych przed laty w armii!

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u