Mołdawia, Naddniestrze, Bukowina i Maramuresz 2013 – Danuta Wojciechowska i Adam Stępiński

Od dawna chcieliśmy odwiedzić skalne klasztory w Mołdawii i malowane cerkwie na Bukowinie oraz te w dolinie Izy, tak się szczęśliwie złożyło, że mogliśmy wspólnie wybrać się na kilka dni. Chcemy zaproponować trasę krótką, łatwo dostępną, tanią, przeznaczoną dla tych, którzy pamiętają sowieckie klimaty lub dla tych, którzy ich nie znają, a przeżyją, podróżując po Naddniestrzu. Przeniesiecie się w czasie, widząc na drogach wozy konne, a w cerkwiach babuszki w barwnych chustkach i trolejbusy na ulicach miast. Warte też posmakowania wino mołdawskie i rumuńska palinka. Zapraszamy do lektury i organizacji wyprawy ,może naszym szlakiem?
Termin: 6.09-17.09.2013
Trasa: Lwów-Czerniowce-( granica Mamałyga-Criva)-Saharna-Naddniestrze(Bendery-Tiraspol)-Iwancea-Orgei Vechi-Tipowa-Bielce-Soroki-Costesti-Stefanesti-Botosani-Suczawa-Radauti-Putna-Sucevita-Moldovita-Voronet-Humor-Gura Humorului- Borsa- Moisei- Bogdan Voda- Rozavlea- Barsana- Sighetu ( granica )-Sołotwina-Mukaczew-Lwów

Uczestnicy: 2 osoby
Waluta: Ukraina-hrywny: 1 hrywna-0,40 zł
Mołdawia-lei mołdawski/MDL/: 1 usd-12,76 lei
Naddniestrze-ruble naddniestrzańskie: 1 lei MDL-0,85 rubli naddn.,1usd-11 rubli, 1
euro-14,40
Rumunia-lei rumuńskie/RON/: 1 usd-3,35 lei
Język: rosyjski, mołdawski, rumuński. My w Mołdawii posługiwaliśmy się rosyjskim, a w Rumunii dogadywaliśmy się mieszając włoski z hiszpańskim, ponieważ dużo ludzi pracowało w tych krajach .
UWAGA : Konieczny jest paszport.
Całość kosztów z zakwaterowaniem i transportem/często stopami/ w Mołdawii wyniosła 100 usd/os, tyleż samo w Rumunii.
W Mołdawii mamy ciepłą, słoneczną pogodę, w Rumunii przywitał nas deszcz, obfity, ale przelotny, było nieco chłodniej, zwłaszcza w górach.
RELACJA

UKRAINA
Do Lwowa wyruszam z Krakowa , najpierw pociągiem do Przemyśla, gdzie wymieniam złotówki na hrywny, stąd busem do granicy w Medyce /2 zł-20 min./, potem piesze przejście granicy i po odprawie w Szegini przejazd busem do Lwowa/23 hr.-ok. 2 godz./.We Lwowie spędzam kilka dni i wcześniej kupuję bilety na nocny pociąg do Czerniowiec na Ukrainie na godz. 0.40 /płackartnyj-73 hrywny z pościelą ,a sypialny-93-bez pościeli/. Już dzień przed odjazdem były to ostatnie miejsca. Do Czerniowiec jeździ kilka pociągów w ciągu dnia i jeden autobus rano/103 hr/.Adam dojeżdża z Warszawy z Dworca Zachodniego autobusem ukraińskiego przewoźnika,(90 PLN )
Dzień 1. Rano o 5.30 jesteśmy w Czerniowcach. Nie czekamy na trolejbus, jeden, długi przystanek do centrum idziemy pieszo. Dochodzimy do Placu Ratuszowego, spacerujemyPańską reprezentacyjną ulicą i zachwycamy się tym pięknym, zadbanym miastem , podziwiając dobrze zachowane domy narodowe przedstawicieli największych grup etnicznych zamieszkujących miasto: Żydów, Rumunów, Ukraińców, Ormian, Polaków i Niemców. Szczególne wrażenie wywarł na nas modernistyczny Dom Niemiecki. Wstępujemy do kościołów różnych wyznań. Trolejbusem nr 4 jedziemy do awtostancji na Nowosielicu, stąd mamy autobus w kierunku na Mamałygę.
MOŁDAWIA

Pieszo przechodzimy granicę w Mamałydze i jesteśmy już po drugiej stronie , w Mołdawii, w Crivie, stoją dwie marszrutki, jadące do Kiszyniowa przez Bielce. Nie mamy lei mołdawskich, mimo że na granicy jest bank, nie wymieniamy dolarów, uzgadniamy z kierowcą, że zatrzyma się w najbliższym miasteczku i tam w Western Union korzystniej dokonujemy wymiany : 1 USD-12,72 MDL. Z granicy ruszamy o 11.55 a w Kiszyniowie jesteśmy o 19.25/ bilet 110 lei/, po drodze mijamy Bielce/ok. godz. 17/ i Orhei, główny węzeł komunikacyjny, skąd można jechać do różnych miast Mołdawii, także do Naddniestrza i Odessy na Ukrainie oraz pobliskich klasztorów w Saharnej, Tipowej i Orhei Vechi. Wzdłuż całej trasy szpaler drzew orzecha włoskiego, posadzone jeszcze za czasów komuny . Orzechy może zrywać każdy, ktokolwiek ma na to ochotę. Równinny, monotonny pejzaż nie zachwyca, ale doskonale wiemy, że ciekawe miejsca w Mołdawii są z dala od głównych dróg i nie tak łatwo do nich dotrzeć transportem publicznym, gdyż przeważają drogi szutrowe, a busy jeżdżą tam rzadko. W Kiszyniowie wysiadamy na dworcu północnym/siewiernym/ i marszrutką dojeżdżamy do dworca głównego. Wokół dworca duży bazar. W kantorze otwartym 24 h. wymieniamy korzystnie dolary; 1 USD-12,79 MDL. Na tym dworcu między sklepami jest hotel ( gostinica ),ale obecnie nieczynny. Dochodzimy do głównej ulicy i tuż przy przejściu podziemnym pytamy starszą kobietę o jakiś nocleg. Kieruje nas do dziadka, który siedzi obok swojej wagi , czekając na klientów . Ma wolne mieszkanie z łazienką i kuchnią , może je nam udostępnić 200 lei /2 os. za noc. Decydujemy się na 3 noce. Jedziemy z nim trolejbusem nr 5, sześć przystanków za 2 leie. Spisuje dane z paszportów i po praktycznej lekcji otwierania i zamykania drzwi, daje nam klucz. Potem codziennie widzimy go przechodząc obok przejścia podziemnego w centrum.
Dzień 2. Marszrutką 163 za 3 leie jedziemy na dworzec pn ./siewiernyj/, skąd o 10. 45 ruszamy marszrutką do Saharnej przez pobliską Rezinę/bilet 43 lei/.Jeszcze przed Reziną, po prawej stronie jest droga do Tipowej/16km/ i do Lalowej/20 km/.Jesteśmy na miejscu o 13.15, a powrót za dwie godziny tą samą, ostatnią w tym dniu marszrutką. Wchodzimy po schodach na wzgórze skalne z wydrążonymi , opuszczonymi pustelniami, na szczycie znajduje się kaplica ze świętym kamieniem, w której wierni modlą się i skąd rozlega się wspaniały widok na wioskę, położony w dolinie, monastyr i nieco oddalony Dniestr. Po zejściu w dół oglądamy kompleks klasztorny, ważny dla Mołdawian. Jest niedziela, widzimy wiele par nowożeńców , ślubują sobie wierność, a świadkowie trzymają nad ich głowami złocone korony. W skład kompleksu klasztornego wchodzą dwie cerkwie (św. Trójcy i Zwiastowania), refektarz wraz z kuchnią i piekarnią oraz cele mnichów. Na terenie monastyru jest cudowne źródło , a za bramą drewniany, wiszący mostek, przez który dochodzimy do skalnych kaplic i cel mnisich. Jest to niesamowicie urokliwe miejsce, położone w malowniczym , wąskim i głębokim wąwozie, dnem którego płynie bystry strumień,, słychać szum wodospadów, do których dochodzimy, idąc wzdłuż potoku. Z najwyższej kaskady woda spada do malowniczego jeziorka, przy którym pielgrzymi i turyści fotografują się . W Saharnej jest przyklasztorny dom pielgrzyma /10 lei w zbiorowej sali /oraz sklepik z pamiątkami. Kusiło nas, aby jechać stąd do Tipowej/czytać należy Cypowa z akcentem na ‘y’/, gdyż jest stąd droga na skróty-tylko 8 km i znaleźliśmy nawet kierowcę, który chciał nas podwieźć, ale było zbyt mało czasu, a w Kiszyniowie mieliśmy zapłacony nocleg. Wieczorem pochodziliśmy po Kiszyniowie, przechadzając się główną ulicą Stefana cel Mare, oglądając secesyjne kamieniczki, łuk triumfalny, katedrę , wstępując do cerkwi. W dużym parku, przy głównej ulicy, odnaleźliśmy pomnik Puszkina, w pobliżu którego młodzież usadowiła się z własnymi komputerami, ale chyba nie pisała wierszy…
Dzień 3. Dziś postanawiamy jechać do Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawii czyli Naddniestrza /Pridniestrowia/-rejonu autonomicznego, niepodległego od 2 września 1990, państwa nieuznawanego na arenie międzynarodowej, oficjalnie traktowanego jako część Republiki Mołdawii. Na dworcu centralnym wsiadamy do marszrutki jadącej do Bender, prawobrzeżnego miasta Naddniestrza. Marszrutki jeżdżą nawet co 15 min./bilet 25 lei-1 godz. jazdy/. Na granicy błyskawicznie sprawdzają paszporty i jesteśmy już po drugiej stronie. Na pobyt 1-dniowy nie trzeba wypełniać deklaracji, ani się rejestrować. Deklarację celną wypełniają ci, którzy przebywają dłużej niż dobę. Wysiadamy na dworcu , mijając przy wjeździe do miasta, cerkiew położoną na terenie bazy wojskowej oraz twierdzę obronną, tuż za cerkwią. Przy dworcu , w jednym z licznych kantorów, wymieniliśmy leje mołdawskie na ruble naddniestrzańskie/1 MDL-0,85 rubli NADD/.Do Tiraspola -stolicy Naddniestrza mogliśmy jechać marszrutką, z Placu Centralnego za dworcem/3 ruble/, ale jedziemy trolejbusem nr 19 za 2 ruble. Przyglądamy się miastu. Na początku dominuje niska zabudowa .Idąc jednak w kierunku centrum ujrzeliśmy postsowiecką zabudowę : szeroką główną ulicę, liczne pomniki, duży plac centralny i ogromne budynki rządowe. Przed budowlą z okresu stalinowskiego, z czerwoną gwiazdą na wysokiej iglicy, z napisem Dom Sowietów ujrzeliśmy pomnik z popiersiem Lenina. Na centralnym placu jest konny pomnik Suworowa , a idąc dalej , przed wielkim budynkiem parlamentu, o bryle podobnej do naszych bloków mieszkalnych, aczkolwiek monumentalnej, na bardzo wysokim filarowym postumencie z czerwonego marmuru stoi betonowy pomnik Lenina , nazywany powszechnie Batmanem, gdyż powiewający płaszcz wodza przypomina skrzydła. Kiedy robię zdjęcia, podbiega do mnie mężczyzna oznajmiając, że Lenina mogę filmować, ale nie budynek. Akurat zdążyłam wszystko sfilmować wcześniej. Po przeciwnej stronie ulicy , tuż nad Dniestrem są pomniki i tablice upamiętniające radzieckich żołnierzy poległych w wojnie w Afganistanie oraz obrońców Naddniestrza .Jest wiecznie płonący znicz oraz czołg, upamiętniający poległych żołnierzy i zasłużonych przodowników pracy i bohaterów Związku Radzieckiego . Wchodzę na most na Dniestrze i przyglądam się statkom wycieczkowym z głośną muzyką na pokładzie, a potem oglądam cerkwie. Wszędzie widać rosyjskie wpływy, stacjonujących tu krasnoarmiejców, napisy są cyrylicą, na czerwono-zielonej fladze sierp i młot. Sklepy są pozamykane ze względu na wizytę patriarchy Wszechrusi. Zatrzymujemy na trasie marszrutkę, odjeżdżającą z dworca kolejowego. Okazuje się, że bilet do Kiszyniowa stąd jest droższy, bo kosztuje 45 lei , a z Kiszyniowa płaciliśmy 25 lei. Wydaje nam się to dziwne i rezygnujemy, wsiadając do trolejbusu za 3 leje, bo nie mamy już rubli i wysiadamy przy twierdzy w Benderach. Rano nie udało nam się jej obejrzeć, gdyż do cerkwi przyjechał patriarcha rosyjski i cały teren był zapełniony wiernymi, a ponadto mocno obstawiony wojskiem i policją. Twierdza i cerkiew leżą na terenie wojskowym i przy wejściu , stoją żołnierze. O tej godzinie oficjalnie twierdza jest już zamknięta. Powiedzieliśmy więc, że idziemy do cerkwi. Po obejrzeniu cerkwi, ścieżką prowadzącą w dół, doszliśmy do obronnego zamku. Obejrzeliśmy go, a potem marszrutką, zatrzymaną tuż przed bramą twierdzy, dojechaliśmy do Kiszyniowa/40 lei/. W Kiszyniowie , w barze przy dworcu centralnym można zjeść mamałygę z bryndzą za 12 lei lub z mięsem a z bryndzą za 38 lei.
Dzień 4. Wybieramy się do Orchei Vechi ( można mówić Orgiejew), już z plecakami. Z dworca pn. jedziemy autobusem o 10.00 do Iwancea/czyt. Iwanczy/-15 lei. Stąd jest jeszcze 10 km do celu. Są marszrutki, można też dojechać taxi za 60 lei, my zatrzymaliśmy stopa. Trafił nam się emerytowany major, mieszkający w wiosce , który obwiózł nas po okolicy i opowiedział ciekawe historie o rejonie i sytuacji politycznej .W przepięknej, malowniczej dolinie rzeki Raut – dopływie Dniestru, widzimy jaskinie naturalne i wykute w wapiennych skałach z wejściem od strony urwistego zbocza nad rzeką , trudnodostępne , już z daleka ładnie je widać. Mnisi przeznaczali je na cele mieszkalne i świątynie. Na szczycie jest cerkiew, do której wchodzimy przez przejście w skale. Wieś jest bardzo ładna i ciekawa, z przydrożnymi studniami i ozdobnymi bramami na podwórza, licznymi pensjonatami i restauracjami, ale bardzo drogimi, noclegi nawet po 40 euro, dlatego niektórzy turyści jadą do pobliskiej Trebujeni, gdzie jest nieco taniej, tam też dojeżdża autobus z Kiszyniowa. Nasz major odwozi nas do głównej drogi, skąd jadą marszrutki. Zanim busik przyjechał , mamy okazję najeść się orzechów, które dosłownie spadają nam z drzew przy drodze. Jeden z gospodarzy podjechał konnym wozem , wszedł na drzewo i kijem strząsał orzechy. Jego żona je zbierała, a my podkradaliśmy. Posilamy się także jabłkami ,spadającymi z przydrożnej jabłoni. Przyjeżdża autobus, którym dojeżdżamy do głównej drogi wylotowej w kierunku Reziny/6.5 lei/. Celem naszym jest teraz Tipowa/czyt. Cypowa/.Stąd przesiadamy się na mikrobus do Orhei/15 lei/, potem okazyjnie ciężarówką/10 lei/, następnie zabieramy się z Rosjaninem, ale wywozi nas w szczere pole. Na szczęście miejscowy mężczyzna, spytany o drogę, zamierza jechać do miejsca, do którego chcemy się dostać, my mu pomagamy przyśpieszyć decyzję i tym sposobem docieramy z nim pod samą cerkiew. Mnisi kierują nas do domu po przeciwnej stronie cerkwi, do Walentyny- wspaniałej kobiety, która za nocleg bierze po 30 lei od osoby. Zamawiamy u niej kolację z mamałygą i winem , idziemy na bardzo wysokie urwisko nad Dniestrem, gdzie jest skalny klasztor, w którym młody mnich rozdrabnia suszone zioła na uspokojenie, przeznaczone do sprzedaży dla turystów. Dochodzimy do krzyża na samej górze i zachwyceni patrzymy na zakola Dniestru, zachód słońca i widoczne po drugiej stronie domostwa wsi w Naddniestrzu. Po powrocie do Walentiny czeka na nas kolacja : ogromy talerz z mamałygą, kiełbaską, jajkiem i papryką , domowy chleb oraz dzban czerwonego, młodego wina domowej produkcji. Za całość z noclegiem za 2 osoby ostatecznie płacimy 150 lei. Rano dostajemy jeszcze na drogę spore woreczki z włoskimi orzechami .
Dzień 5. Wyruszamy na skróty z wnukami Walentyny na autobus szkolny na 6.30 rano do odległej o kilkaset metrów drogi. Za 5 lei dojeżdżamy do głównej drogi asfaltowej na trasę Rezina-Orhei-Kiszyniów. Bezpośrednio przesiadamy się w autobus do Orhei, który już czeka/15 lei/.Stamtąd jedziemy do Bielc. Trolejbusem dojeżdżamy do Domu Polskiego z nadzieją noclegu. Stoimy z plecakami w progu kuchni, gdzie trzy panie przygotowują posiłki, , nie zaproponowały nawet , aby spocząć, nie mówiąc już o noclegu. Stwierdziły, że nocować można tylko w niedalekiej wsi, ale wyłącznie w czasie wakacji, czyli do końca sierpnia, gdyż obecnie mieszka tam nauczycielka. Hotele w Bielcach są niestety bardzo drogie w porównaniu z innymi miastami w Mołdawii, sprawdziliśmy ceny w czterech, uznanych za najtańsze, oscylują między 375 a 400 lei za pokój, także przy w kasynie wojskowym, gdyż dla obcokrajowców są wyższe ceny. W odróżnieniu od Polaków , uczynnym okazał się młodzieniec pracujący na bazarze, który zadzwonił ,aby dowiedzieć się o ceny kwater prywatnych, nieco tańszych, bo 300 lei za 2 os. z dowozem na miejsce. Uznaliśmy jednak, że dużo czasu straciliśmy na poszukiwania noclegu, a i tak nie ma nic szczególnego w tym mieście, więc jedziemy do Sorok. Całe szczęście, że nie zatrzymaliśmy się w Bielcach na pierwszą noc, ale i tak musimy tu wrócić, aby przesiąść sie na autobus do Rumunii. Jedziemy marszrutką do Sorok/ok. 70 km,30 lei/.Marszrutka odjeżdża co godzinę lub co 2 godz. Droga jest straszliwie wyboista, najgorsza z asfaltowych, którymi jechaliśmy, bus jedzie więc bardzo wolno. W Sorokach lokalną marszrutką dojeżdżamy do centrum, a tam młody Mołdawianin, który ma żonę Polkę, prowadzi nas do niedrogiego hotelu Nistro ( Dniestr ) , w centrum, trochę w głębi, za główną ulicą/200 lei za pokój/.W Sorokach oglądamy fortecę obronną hospodara Petru Raresza ( 1543 ) z zewnątrz, gdyż jest zamknięta do wiosny. W czasie wyprawy Jana III Sobieskiego na Mołdawie zamek należał przez siedem lat do Polaków, na dziedzińcu jest studnia „polska „. Spacerujemy wzdłuż płynącego obok Dniestru, a następnie wspinamy się stromą ulicą do części miasta, w której są przepiękne domy zbudowane na wzór pałaców, mieszkają w nich bogaci Cyganie. Oglądanie tych wymyślnych budowli z zewnątrz, jak i bogatych wnętrz było dla nas niezwykłą atrakcją. Cyganie okazali się bardzo gościnni, zapraszali nas na herbatę, częstowali winem i oprowadzali z dumą i radością po salonach, często jeszcze nieukończonych domów, zdobionych marmurami i różnymi drogimi materiałami. Gościliśmy też w domu barona, najważniejszej osoby wśród Cyganów w Mołdawii. Opowiadał nam o pochodzeniu Romów o ich obecnej sytuacji, pokazał zbiór porcelany, który ma stanowić zaczątek muzeum romskiego. Jest on założycielem fundacji, a więc wspogliśmy ją finansowo.

Rumunia
Dzień 6. Jedziemy do Bielc, na dworzec autobusowy. Stamtąd o 12.10 mamy marszrutkę do granicy z Rumunią-do Costesti/34 lei/.Autobus jedzie przez Floresti i Balti. Po dojechaniu do granicy, okazuje się, że granicę w Costesti można przekraczać tylko samochodem. Poprosiliśmy więc kierowcę ,przejeżdżającego właśnie granicę o zabranie nas. Nie wyraził sprzeciwu. Po przekroczeniu granicy, słysząc, że jedziemy do Suczawy wymienił sumę, jaką sobie życzy za podwiezienie, a nie była ona niska, więc przy samej bramce musieliśmy wysiąść i dalej iść pieszo. Po chwili jednak podjeżdża miejscowy chłopak i zawozi nas do pobliskiego Stefanesti /17 km/, dajemy mu 70 lei mołdawskich, które nam zostały . Stąd miał być autobus do Botosani, /32 km/, ale zatrzymują się dwaj chłopcy i dowożą nas do centrum, nie mamy jeszcze wymienionych pieniędzy, dajemy im kilka dolarów. W centrum Botosani jest wiele banków i tu wymieniamy dolary, 1 USD-3.35 lei, wartość podobna do naszej złotówki. Potem okazało się, że nas oszukano, między leje włożono mniej warte ukraińskie hrywny. Pogoda się psuje. Dotychczas było ciepło i słonecznie, a teraz zaczęło lać, mocno, ale krótko. Pieszo dochodzimy do dworca autobusowego, zaglądając po drodze do kościołów. Niestety autobus do Suczawy jest dopiero o 20.00, a pociąg z dworca obok, o 19.18. Kupujemy bilet kolekowy za7. 50 lei rumuńskich. O 21.00 jesteśmy w Suczawie. Znajdujemy hotel przy głównej ulicy, wychodzącej na wprost dworca kolejowego, po lewej stronie. Hotel Suczawa, za pokój z łazienką 60 lei, obok niego jest mniejszy hotel, trochę tańszy .
Dzień7. Pieszo idziemy do centrum turystycznego i handlowego Suczawy-stolicy południowej Bukowiny. W oddali, na wzgórzu widzimy górujący nad miastem Kościół św. Dymitra i inne cerkwie . Nie przypuszczaliśmy, że do centrum wiedzie tak bardzo długa ulica. Następnym razem wsiadamy do trolejbusu /2 leje/. Trafiliśmy do Domu Polskiego , usytuowanego w samym centrum. Uzyskaliśmy tu cenne informacje odnośnie dalszej trasy. Zachwyca nas w mieście monastyr św. Jana Nowego , Kościół św. Dymitra. cerkiew św. Jerzego, twierdza tronowa i klasztor ormiański Zamca, zaglądamy też na bazar owocowo- warzywny w centrum, gdzie kupujemy przepyszne winogrona. Mamy zamiar zwiedzać malowane cerkwie i klasztory środkowej Bukowiny, wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO : Moldovita, Voronet, Humor, Sucevita itd . Idziemy na przystanek marszrutek, w pobliżu bazaru warzywnego w centrum Suczawy, skąd odjeżdżamy do Radauti, sporego miasta, skąd z dworca autobusowego prawie co godzinę jeżdżą autobusy do Putnej, a z przystanku z ul. Szpitalnej odjeżdżają marszrutki do Sucevity. Wsiadamy z myślą, aby jechać do Sucevity, widząc jednak drogowskazy do Putnej, zmieniamy plan i wysiadamy na rozwidleniu dróg i dwoma stopami, z przystankiem na grupową wizytę w fabryce obuwia , zwiedzamy pierwszy na naszej trasie klasztor Putna- miejsce pochówku Stefana Wielkiego, mołdawskiego władcy, mądrego obrońcy mołdawskiej niezależności. Putna jest też symbolem rumuńskiej religijności, miejscem licznych pielgrzymek wiernych. W klasztorze mieszka 100 mnichów, jest możliwość noclegu na każdą kieszeń- u mnichów w extra pokojach wraz z posiłkami za 100 lei za pokój, w domkach turystycznych- za 10 lei, w licznych pensjonatach za 80-100 lei za pokój, za darmo w specjalnych salach za zgodą przełożonego lub w domu pielgrzyma w pokojach 2- 4 osobowych po 20 lei od osoby. My właśnie nocujemy w takim pokoju, na piętrze mamy kuchenkę i lodówkę do dyspozycji. Adam zamówił wspaniała i obfitą kolację w klasztornym refektarzu za 20 lei. W sadzie domu noclegowego jest mnóstwo jabłoni i masa jabłek pod drzewami. Dużo czasu spędzamy w monastyrze, podziwiając architekturę, malarstwo i uczestnicząc w wieczornym nabożeństwie.
Dzień 8. O godz. 9.00 jedziemy autobusem do Radauti/7 lei /i udajemy się na ul. Szpitalną na marszrutkę do Sucevity/ 7 lei /Po godzinie tuż przy drodze ukazują się czworoboczne mury obronne z bramami i basztami, a wewnątrz przepiękna cerkiew z malowidłami wykonanymi techniką freskową na zewnętrznych ścianach cerkwi, doskonale zachowane, o wyrazistych barwach, przedstawiają historie i przypowieści biblijne. Szczególnie uwagę zwraca fresk przedstawiający drabinę cnót. Ukazuje losy człowieka po śmierci. Aniołowie pomagają wspinać się po drabinie cnót, a szatani próbują ściągać z niej ludzi. Cerkiew ta urzekła nas tak bardzo, wspięliśmy się na jedno z otaczających ją wzniesień, aby z góry napawać się wspaniałym widokiem. W przydrożnych kramach kupujemy ręcznie malowane pisanki /5 lei/. Łapiemy stopa do kolejnej malowanej cerkwi Moldovita. Ta również jest przepiękna, ale z trudniejszym dojazdem, bardziej na uboczu i nie ma tu tłumów ,ani komercji, nie widzimy też pensjonatów. Na zewnętrznych murach zwraca uwagę fresk przedstawiający oblężenie Konstantynopola. Stąd chcemy dojechać do malowanej cerkwi Voronet, marszrutki stąd nie ma, łapiemy stopa/4 lei/ do miejscowości Vama, gdzie jest skrzyżowanie z główną drogą, biegnącą w kierunku miasta Gura Humorului. Tu przy moście, mijając grzybiarzy sprzedających dorodne prawdziwki , zatrzymujemy kolejny samochód i wysiadamy przy wylocie drogi do klasztoru Voronet. Od głównej drogi jest jeszcze 4 km. Kolejny stop i już podziwiamy malowidła cerkwi otoczonej starymi drzewami, a przed wjazdem mnóstwo straganów i potężny płatny parking , z wieloma autokarami, jako że tutaj blisko jest od głównej drogi , biegnącej z Suczawy. Jest już późno i taxi za 5 lei jedziemy do centrum miasta Gura Humorului. Nie dowierzamy, że taxi do sąsiedniej miejscowości może kosztować równowartość naszych 5 zł, ale w Rumunii przejazdy są znacznie tańsze niż w Polsce. Z ronda w centrum udaje nam się zatrzymać samochód i dotrzeć do malowanej cerkwi: Humor. Oglądamy klasztor, przy wejściu na teren każdego z klasztorów powinno się płacić wstęp 5 lub 10 lei oraz kupić bilet na fotografowanie za 10 lei oraz oddzielny za kamerę video. Najbardziej tego pilnowały mniszki w Sucevita. Nocleg zaproponowała nam właścicielka trzygwiazdkowego pensjonatu tuż przy samym monastyrze. Ściemniało się, a ona nie miała żadnych turystów u siebie i obniżyła cenę do 60 lei za pokój. Stragany przed wejściem były jeszcze czynne, od młodego sprzedawcy , znającego różne języki ,uzyskaliśmy cenne informacje o interesujących nas połączeniach autobusowych na dalszą trasę, a od gospodyni kupiliśmy pisanki, z których słyną okolice malowanych klasztorów.
Dzień 9. Stopem jedziemy do centrum Gura Humorului, gdyż w niedzielą marszrutki nie jeżdżą. Udajemy się na dworzec autobusowy, skąd o 11.20 mamy marszrutkę jadącą z Suczawy do Satu Mare przez Sighetu. Mamy miejsca stojące, ale możemy usiąść na plecakach/bilet 25 lei do Borsy, do Satu Mare-65/. Opuszczamy Bukowinę ,jej chaty malowane na zewnątrz w szlaczki , a marszrutka pokonuje malowniczą trasę, przejeżdżając przez przełęcz Prislop (1416 m. n.p.m.),z widokiem na Karpaty, za którą mamy już Maramuresz -rejon drewnianych cerkwi ze strzelistymi wieżami i unikalną, drewnianą architekturą, ciekawie rzeźbionych bram do zagród i kościołów. My wysiadamy w połowie drogi, w górskim kurorcie Borsa, przy pensjonacie z pięknym widokiem na góry, w którym chłopak objaśnia nam na mapie, jak dotrzeć do drewnianych cerkwi, z których osiem wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO i częstuje nas palinką-rumuńską wódką. Podjeżdżamy marszrutką do centrum/2 lei/ i idziemy dalej, skręcając w prawo, gdzie za nową cerkwią ukazuje nam się zabytkowa cerkiew ze strzelistą wieżą, a za nią cmentarz. Szukając kościołów, należy pytać o bisericę. Marszrutką jedziemy do Moisei/2,50lei/, a potem stopem do Sacel i dalej doliną rzeki Izy, ktoś uprzejmy podwozi nas do drewnianego kościoła św. Mikołaja w Bogdan Voda. Kościoły są zamknięte, ale na drzwiach podany jest nr telefonu, gdzie szukać kluczy. Niestety gospodarza nie ma w domu, chociaż mieszka obok. Kolejny zatrzymany samochód wiezie nas w kierunku Rozavlea, gdzie chcemy obejrzeć drewniany kościół św.Archanioła. Przejeżdżamy jednak obok, a nasi dobroczyńcy podwożą nas do Barsany, gdzie jest przepiękny zespół nowych, drewnianych cerkwi, usytuowanych na wzgórzu w otoczeniu zieleni, niektóre z nich z bardzo wysokimi wieżami. Wszystko wykonano w drewnie bez użycia narzędzi mechanicznych i gwoździ. W dole, przy głównej drodze jest pensjonat trzygwiazdkowy prowadzony przez mniszki, niestety zbyt drogi-100 lei/2os. My przespaliśmy się u jednego z gościnnych gospodarzy , w jeszcze nie wyposażonym domu, bo właściciel wrócił przed 2 miesiącami z Hiszpanii, gdzie pracował przez 8 lat. Daliśmy mu 30 lei/2 os. W wiosce jest wiele pensjonatów, ale nie wyglądają na najtańsze.
Dzień 10. Rannym autobusem o godz. 7.00 /5 lei/wraz z gospodarzem jedziemy do Sighetu, oglądamy miasto, zatrzymujemy się na deptaku przed Muzeum Komunizmu, dalej przed pałacem kultury i pieszo przechodzimy przez główną ulicę miasta, aż do jej końca, zatrzymujemy samochód, jadący do Sapanty, gdzie udajemy się na Wesoły Cmentarz. Nad grobami Wesołego Cmentarza górują zadaszone, drewniane krzyże, wykonane z dębu, wszystkie są w kolorze niebieskim. Na nagrobkach namalowane są sceny przedstawiające portret osoby zmarłej i atrybuty zajęcia, zawodu przez nią wykonywanego. Widzimy nagrobki: nauczycieli, weterynarzy, traktorzystów, rzeźników , tkaczek, piekarzy itd. . Epitafia na nagrobkach opisują słabości i upodobania zmarłych oraz okoliczności w jakich zmarli. Cmentarz jest kilkaset metrów od głównej drogi, wracamy więc do niej i zatrzymujemy samochód, który zawozi nas do Sighetu , przed samą granicę z Ukrainą, która jest na końcu miasta, blisko jednak od centrum .można dojść pieszo.
UKRAINA – POLSKA
Granicę Sighetu- Sołotwina przekraczamy pieszo. Dochodzimy do dworca kolejowego. Pociąg do Lwowa jest dopiero o 17.20, idziemy więc dalej do głównej drogi, skąd jadą marszrutki do Użgorodu i do Mukaczewa. O 12.30 jedziemy do Mukaczewa za 45 hrywien, a na miejscu jesteśmy o 16.00. Z Mukaczewa mamy autobus dopiero o 18.40/bilet- 76.45 hr./.Zastanawiamy się czy nie zostać tu na noc w komnatie oddycha na dworcu za 70 hr/os. W okolicy, 30 km stąd są gorące źródła mineralne, ale powrót marszrutką możliwy dopiero nazajutrz. Jedziemy więc do Lwowa, gdzie jesteśmy o godz. 23.00. Na szczęście przypadkowo dowiadujemy się, że z dworca kolejowego jest autobus , linii Visitor z Kijowa do różnych miast w Polsce o godz.22.30. Są jeszcze wolne miejsca. Za 100 zł jadę do Krakowa, a Adam za 120 do Warszawy. Granicę przekraczamy w Korczowej, niestety z 1,5 godz. przerwą na dokładną kontrolę autobusu.
Noclegi:
Kiszyniów: 200 lei/2os całe mieszkanie z kuchnią i łazienką,ul.Panduriłow, dawna Pugaczowa, m. 26, blok 14, konieczny wcześniejszy tel. 069-882-045 Waleri Iwanowicz-starszy pan, którego najczęściej można spotkać z wagą nad przejściem podziemnym w centrum.
Tipowa- nocleg u Walentiny- w domu naprzeciw cerkwi-30 lei/os. W tej wsi mieszka się tanio w domach, które Walentina poleca, gdy u niej brak miejsc.
Putna- dom pielgrzyma, z tyłu za domkami kampingowymi-20 lei/os.
Humor,-pensjonat przy klasztorze-60 lei/2 os, ale w sezonie jest droższy, w okolicy jest więcej pensjonatów.
Barsana-30 lei/2 os. u przypadkowego gospodarza , blisko kompleksu klasztornego. W miejscowości są droższe pensjonaty.
Przykładowe ceny:
Mołdawia: ceny w lejach- woda 0,5l- 6, coca cola w puszce-8 , herbata-3, bułka z serem-od 3do 5, placenta z serem, ziemniakami lub kapustą-3-6, mamałyga z bryndzą-12, z bryndzą i mięsem-38, winogrona-10-12/kg, chleb ciemny-4.70, jajko-0,65, arbuz:1 kg-2lei pomidory-1kg 4- 5 lei, toaleta-3, karta telefoniczna najtańsza-25, orzechy-1 kg-25, a za darmo na ogólnie dostępnych drzewach,benzyna-17,64/l, internet-12 lei/h obok Mc Donald’s w centrum Kiszyniowa ,trolejbus-2 , marszrutka-3, znaczek do Europy-3,kartki 1-2 lei na poczcie,
Rumunia-ceny produktów zbliżone do polskich, znacznie tańszy transport, małe ikonki w drewnie-12, pisanki ręcznie malowane -5,haftowane-7, palinka-25/litr, ilustrowane książeczki z malowanymi cerkwiami-10, wstępy na teren świątyń-10, opłata za foto -10,
Ukraina: barszcz ukraiński-5-10 hrywien, pierogi(warieniki) -10 hr.,pielmieni-10, bilety autobusowe-2 hr., trolejbus-1,5 hr., kwas chlebowy 2 l od 11-15 hr.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u