Macedonia 2013 – Rafał W. Zarębski

Dojazd
Miałem mało czasu i jak zwykle dużo dobrych chęci. Wybór padł na Macedonię: ciekawie, tanio i blisko. Do wyjazdu udało się namówić jeszcze trzy osoby. Początkowo myślałem o dotarciu do Sofii samolotem lub autobusem, a stamtąd do Skopje. Na szczęście na forum Travelbit, ktoś podrzucił mi informację o regularnych liniach autokarowych na trasie Polska–Serbia–Macedonia–Grecja. Wkrótce zostaliśmy nabywcami czterech biletów z Rzeszowa do Skopje i z powrotem w cenie 580 zł od osoby. Przewoźnikiem była firma Adamis Tours. Autokar w sezonie wakacyjnym jeździł raz w tygodniu.
Z/do Macedonii łatwo dostać się do/z Bułgarii, Kosowa, Serbii czy Albanii. Ze względu na ograniczenia czasowe postanowiliśmy skupić się na samej Macedonii. Podróż odbyła sie w dniach 2–11 lipca 2013 r.
Dokumenty
Lepiej mieć paszport, nawet jeśli niektóre kraje bałkańskie spoza strefy Schengen umożliwiają wjazd na dowód osobisty. Nawet zdarza się, że Serbowie wbijają jeszcze na granicy stempelki.
Przewodnik
Pascal „Czarnogóra, Serbia, Macedonia, Kosowo i Albania” 2011. Na krótki wyjazd wystarczył, jednak dla osób planujących dłuższe i bardziej szczegółowe poznawanie Bałkanów informacje tam zawarte mogą być zbyt ogólne. Przydałyby sie lepsze mapki (np. Tetowa).
Pieniądze
Wymiana euro i dolarów nie nastręcza trudności. Gorzej może być z bankomatami, o które nie tak łatwo poza dużymi miejscowościami. Rachunek po macedońsku to „smetka”, a cena to „cena”. Przykładowe ceny w denarach macedońskich: brzoskwinie 40–50 MKD, jogurt 1 litr 48 MKD, pizza serowa 190 MKD (Tetovo), kiełbasa z frytkami 100 MKD (Svati Naum), sałatka macedońska 100 MKD, herbata 4 MKD, potrawa tavce gravce 80 MKD, kotlet pleskawica 80–180 MKD, wstępy do obiektów przeciętnie 50–100 MKD. Niekiedy można płacić w euro.
Noclegi
Korzystaliśmy z hostelu w Skopje, prywatnych kwater w Ochrydzie i w Brajčinie oraz ze starego, sypiącego się hotelu w Bitoli. Hi Skopje Hostel http://hiskopjehostel.com/nie jest może najtańszym obiektem tego typu w stolicy (tańszy jest np. Art Hostel, który ma jedną łazienkę dzieloną na wszystkich gości), za to ma wiele atutów: położenie, ogródek, niewielkie ale smaczne śniadanie w cenie oraz współwłaściciel o polsko-macedońskich korzeniach, który jest kopalnią wiedzy o kraju.
Najtaniej było o dziwo w bardzo turystycznej Ochrydzie, gdzie duża konkurencja wymusza niskie ceny (równowartość 20 PLN od osoby). W Brajčinie zawiodły noclegi z przewodnika, ale znaleźliśmy inną kwaterę na dwie noce. Tani hotel w Bitoli znajduje się przy drodze biegnącej do dworca autobusowego. Pamięta czasy Jugosławii, lepi się od brudu i przydałby mu się generalny remont, ale jedna noc jest do przeżycia. Cena za łóżko w dwuosobowym pokoju to około 8 euro od osoby.
Transport
Poruszaliśmy się busikami, autobusami oraz taksówkami. Przykładowe ceny taksówek poniżej.
Skopje: trasa hotel Continental–HI Hostel 3 euro (za 3 osoby);
Ochryda: dworzec w Ochrydzie–prywatna kwatera 350 MKD (w tym mocno zawyżona prowizja taksówkarza za pośrednictwo w znalezieniu noclegu)
kwatera w Ochrydzie–dworzec w Ochrydzie 60 MKD.
Dworzec autobusowy to po macedońsku „avtobuska stanica”. Przykładowe ceny busów i autobusów: Skopje–Tetovo 110 MKD, Tetovo–Ochryda 440 MKD (2,5–3h jazdy); Ochryda – Svati Naum 110 MKD,
Skopje
Autokar wypuszcza nas koło hotelu Continental. Bierzemy stamtąd taksówkę do „HI Skopje hostelu”. Leży w zacisznym uliczce, zaś do centrum można stamtąd dojść w 15 minut. Współwłaściciel hostelu ma polskie korzenie, świetnie włada językiem Mickiewicza i posiada dużą wiedzę na temat podróżowania po Macedonii.
Wkrótce poznajemy topografię Skopje: smutne i skromne muzeum, deptak z Domem Matki Teresy z Kalkuty (wstęp wolny), kolosalny pomnik Aleksandra Wielkiego z fontanną, most, jeszcze więcej ogromnych fontann i pomników, stare miasto o orientalnym klimacie, górującą nad miastem twierdzę. Część „zabytków” Skopje jest dopiero w budowie w tym gigantyczny gmach Muzeum Archeologicznego, ale rozmiary inwestycji i tak robią wrażenie. Najwyraźniej władcy kraju nie oszczędzają na wizerunku stolicy młodego kraju. Niedługo trudno będzie odróżnić stare od nowego. Prawdziwych staroci jest tam jednak dość żeby zadowolić turystów, a posiłek w restauracji czy lody w kawiarni nie drenują aż tak bardzo polskiego portfela. No i jest bałkański klimat. W samym centrum stolicy blisko słynnego Kamiennego Mostu i gmachu muzeum w środku rzeki stoi beztroski wędkarz i łowi ryby.

Kanion Matka
Do kanionu wybieramy się na jednodniową wycieczkę ze Skopje. Łapiemy autobus nr 60 na głównej pętli autobusowej Skopje (10 kursów dziennie, około 40 minut jazdy, cena w jedną stronę około 3 PLN). Tama (gdzie nie wolno robić zdjęć) oraz widoki robią wrażenie. Na bazę gastronomiczną i ewentualną kąpiel można liczyć tylko na początku kanionu. Jest też ładna zabytkowa cerkiew. Dalej czeka już tylko wędrówka przez las, krawędzią urwiska, praktycznie bez żadnych zabezpieczeń. Widoki piękne, ale osoby cierpiące na lęk wysokości może powinny odpuścić.
Po powrocie tą sama drogą, na początku kanionu wykupujemy przejażdżkę łódką po rzece, co pozwala obejrzeć krajobrazy z innej perspektywy. Wycieczka obejmuje także zwiedzanie jaskini.
Tetowo
Jest zdominowane przez Albańczyków, co widać na każdym kroku: albańskie flagi, albańskie napisy, albańskie orły. Przyjeżdżamy tam ze Skopje na obiad i kilkogodzinne zwiedzanie. W ścisłym centrum znajduje się wielki i pustawy plac. W jego pobliżu oprócz chińskich zabawek i butów można kupić albańskie chorągiewki i instrumenty muzyczne. W poszukiwaniu toalety trafiamy do restauracji Sky Bar Ilyria. Aby znaleźć to miejsce należy kierować się na napis Burger King (ale Burger Kinga tam nie ma). Restauracja serwuje włoskie dania i wina; króluje spaghetti i pizza (w tym pizza Berlusconi). Najlepszy jest dach budynku, z którego można obserwować miasto jednocześnie delektując się posiłkiem. Potem kolejno odnajdujemy porozrzucane po Tetowie zabytki. Najważniejszy Malowany Meczet jest niestety zamknięty, ale i tak warto go zobaczyć. Najtrudniej przychodzi nam odnalezienie muzułmańskiego klasztoru Bekteši Tepe, który znajduje się już na peryferiach miasta, w pobliżu cmentarza. Po klasztorze oprowadza nas groźnie wyglądający brodacz. Porozumiewamy się zlepkiem słów polskich, tureckich, serbskich, rosyjskich i macedońskich. Oprócz nieco zmodernizowanej starodawnej zabudowy w klasztorze można zobaczyć wiszące obok siebie flagi turecką, macedońską, amerykańską oraz zieloną islamską.

Ochryda
Do Ochrydy przyjeżdżamy nocą. Nie mamy zarezerwowanego noclegu, za to mamy adres hostelu na starówce. Nasz taksówkarz, biegle znający rosyjski, niby chce nam pomóc: dzwoni do recepcji. Tak naprawdę jednak robi co może, żeby nas zniechęcić do tego noclegu. W hostelu są miejsca, ale nadal się wahamy. Taksówkarz proponuje nam o wiele ciekawszą ofertę „u swojej sąsiadki”. Nocleg znajduje się poza starówką, ale blisko jeziora i centrum. „Sąsiadka” okazuje się sympatycznym facetem, a kwatera będzie nie tylko najlepsza, ale i najtańsza podczas całego pobytu w Macedonii. Za około 20 zł od osoby dostajemy dwa duże, wygodne pokoje (kuchnia i łazienka na korytarzu). Taksówkarz życzy sobie słonej prowizji (zdecydowanie za wysokiej). Płacimy bez szemrania. Uznajemy, że i tak się nam opłaca. Cena i zalety kwatery wprawiają nas w dobry nastrój. Spędzamy tam trzy noce.
Po Ochrydzie można snuć się bez planu i odkrywać ciekawe miejsca. Ładnych widoków i zabytkowych cerkiewek, malowniczych ruin jest tam mnóstwo. Można zajrzeć do wytwórni czerpanego papieru (wstęp bezpłatny). Wieczorami przy deptaku toczy się życie. Trafiamy też na pochód ludowych grup z Bałkanów i Turcji.
Jeżeli ktoś chciałby znaleźć w Ochrydzie oprócz cerkwi kościół rzymskokatolicki, to takowy znajduje się przy ul. Partizanska. Msze Święte są odprawiane w języku chorwackim.
Sveti Naum
Do miejscowości Sveti Naum przyjeżdżamy z Ochrydy na jednodniowy wypad. Dysponując wolnym czasem najlepiej znaleźć tam kwaterę lub rozbić się na kempingu.
Turyści wychodzący z autobusu od razu trafiają na coś w rodzaju deptaka wypełnionego straganami z pamiątkami i punktami gastronomicznymi. Nasza grupka rusza jednak prosto do słynnego sanktuarium (w środku zakaz robienia zdjęć). Oprócz walorów mistycznych i historycznych, sanktuarium oferuje piękny widok na okolicę, w tym na Jezioro Ochrydzkie. Po zwiedzaniu ruszamy na plażę, która tez oferuje ciekawe widoki. Dalej jest już Albania.
Czekamy na autobus powrotny do Ochrydy, ostatecznie jednak dogadujemy się z prywatnym kierowcą, który tam jedzie. W cenie biletu autobusowego, za to nie na dworzec tylko do centrum. Dzięki temu mamy czas, żeby wynająć łódkę z wioślarzem–przewodnikiem i przepłynąć się po parku narodowym Galicica (przystań przy restauracji Ostrovo). Ładne i urokliwe miejsce, gdzie można zobaczyć bijące źródła albo (bliżej restauracji) zamówić biesiadę z orkiestrą na sztucznej wyspie.
Potem posilamy się przy deptaku. Obiad nie zachwyca ani rozmiarami, ani ceną, ale generalnie jest w czym wybierać

Brajčino i okolice
Za radą papierowego przewodnika jedziemy z Ochrydy w góry w pobliżu granicy z Grecją. Do Brajčina dotrzeć można z Ochrydy z przesiadką w miejscowości Resen. Przejazd Ochryda Resen 150 MKD, Resen – Brajčino 100 denarów i sporo cierpliwości w oczekiwaniu na przesiadkę. Oficjalne i oznakowane noclegi są już zajęte, choć żadnych turystów nie widać. W sklepie spożywczym każą nam czekać na kogoś, kto za trzy czy cztery godziny może będzie mógł nam coś zaproponować. Zatem czekamy i w międzyczasie szukamy na własną rękę. Zgodnie z informacjami z przewodnika można przenocować tez w starym monastyrze, który znajduje się na wzgórzu jakieś 20–30 minut piechotą od wioski (o drogę trzeba pytać mieszkańców).
Kiedy jednak docieram do monastyru cele noclegowe są zamknięte na głucho. Oprócz przyjacielskiego psa nie kręci sie tam nikt, kto chciałby udzielić noclegu lub pobrać jakąkolwiek opłatę. W ciepłą noc nie powinno być tam jednak problemu z rozłożeniem maty i śpiwora w podcieniach pod dachem, zupełnie gratis. Mogą tak zrobić plecakowcy – turyści z walizkami na kółkach, będą mieć problem: po drodze jest trawa, woda i błoto. Do klasztoru warto zajrzeć, nawet jeśli nie chcemy tam nocować: oprócz samego monastyru warto bezpłatnie obejrzeć tamtejszą kapliczkę, wcale niemniej ciekawą niż ochrydzkie cerkwie–muzea. Jeśli chodzi o nocleg, ostatecznie w jednym z gospodarstw sami znajdujemy i wynajmujemy pokoje z dostępem do kuchni za jakieś 6-7 euro od osoby.
Z Brajčina robimy dwie wycieczki. Jedną nad jezioro Prespa, wzdłuż drogi prowadzącej przez pustkowia i sąsiednią wioskę Lubojno. Podejście do jeziora nie jest łatwe, wokół królują grzęzawiska. Poznana na drodze Szwedka informuje nas, że niedaleko szosy jest plaża (w okolicy mieszka sporo Szwedów i innych przybyszów z Zachodu). I rzeczywiście po dojściu do miejscowości Dolno Dupeni można dotrzeć do plaży, kierując się w stronę Grecji. Dostrzegamy plażę w oddali i musimy zawrócić. Nadchodzi zmierzch, część kilkukilometrowej powrotnej trasy i tak jesteśmy zmuszeni przejść w egipskich ciemnościach.
Na drugą wycieczkę wybieramy się w góry. Z Brajčina odchodzą kilkugodzinne szlaki (nie wszędzie dobrze oznaczone) m. in. nad górskie jezioro. Niestety mamy pecha i podczas wędrówki łapie nas burza. Ostatecznie w strugach deszczu decydujemy się wrócić na kwaterę.
W Brajčinie nie ma baru, jest tylko sklep spożywczy. Zapewne można też wykupić posiłki w niektórych kwaterach agroturystycznych. Restauracja z prawdziwego zdarzenia jest w sąsiednim Lubojno (30–40 minut spacerem) – pyszna domowa kuchnia po przystępnych cenach (i najlepiej po wcześniejszym telefonicznym zawiadomieniu).

Bitola
Ze względu na bliskie położenie i dobre połączenia do Skopje decydujemy się spędzić w Bitoli ostatni nocleg przed opuszczeniem Macedonii. Nocleg czekał kilkaset metrów od dworca autobusowego w postaci obskurnego hotelu dobrze pamiętającego komunistyczne czasy. Cena za dwa pokoje i cztery łóżka wyniosła równowartość 8 euro od osoby i było to najmniej przyjemne miejsce spośród kwater podczas podróży.
Sztandarową atrakcją Bitoli są greckie ruiny Heraklionu. Owszem, zaliczamy ruiny – droga z centrum jest oznaczona drogowskazami. Jednak nie oszukujmy się – w basenie Morza Śródziemnego można znaleźć wiele znacznie ciekawszych i spektakularnych pozostałości po Grekach i Rzymianach.
Sama Bitola nie jest jednak taka zła. Przez coś w rodzaju starówki biegnie sympatyczny deptak. W parkach wokół odbywają się koncerty, po mieście jest też rozrzuconych trochę fotogenicznych zabytków: pomniki, cerkwie, meczety, katolicki kościół i wieża zegarowa. Największe wrażenie robi na mnie cerkiew św. Dymitra ze wspaniałym ikonostasem (a widziałem ich już wiele). Wchodzę tam z kolegą, podczas gdy dziewczyny wahają się czy warto płacić za bilet. We dwóch podziwiamy ikonostas, w międzyczasie koleżanki dowiadują się, że z kartą ISIC/ITIC wstęp do cerkwi jest darmowy. Niestety dla mnie jest już „po barszczu”. Kolejna nauczka z cyklu: zawsze pytaj o zniżki i nie zrażaj się kolejnymi odmowami.
Jak ktoś chce w Bitoli znajdzie się też i zoo, i miejski basen (mimo upału niespecjalnie zatłoczony). Jest też zupełnie nieturystyczny bazar. Szewc–kaletnik poproszony od dorobienie kilku dziurek w pasku odmawia przyjęcia zapłaty. Kawałek dalej na targu warzywnym kupujemy wielki kawał arbuza – sprzedawca informuje, że jego koszt to „błagodaram” (po macedońsku: dziękuję). Jeśli ktoś lubi w podróży tzw. „autentyczność”, to pod tym względem Bitoli bije słynną Ochrydę na głowę.
Z Bitoli do Skopje kursuje wiele autobusów dziennie (średnio co 1-1,5 h), ale praktyczniej jest dopytywać o połączenia w kasie niż ufać wywieszonemu rozkładowi.
Skopje – powrót
Po dotarciu do stolicy dzielimy sie na dwie grupy. Żeńska grupa chce jeszcze wjechać na górę Vodno z krzyżem wznoszącym się nad miastem (miejskim autobusem, ale jest też kolejka linowa), męska grupa chce macedońskiego jadła i piwa w klimacie starówki. Ostatecznie po zrealizowaniu planów wszyscy spotykamy się przypadkiem na zakupach w centrum handlowym.
Na koniec jeszcze zgrzyt: taksówkarz, który po miłej rozmowie dowozi nas na miejsce odjazdu autokaru czuje sie pokrzywdzony. Stawka, którą chcemy zapłacić wydaje mu się za niska (mimo, że przed wejściem do pojazdu się na nią zgodził, a po angielsku mówił naprawdę nieźle). Spieramy się z kierowcą, w końcu musimy go postraszyć policją, ale jesteśmy tak skołowani, że sami juz nie wiemy, co o tym myśleć. Warto znać miejscowe ceny przy negocjacjach, ale jak widać nawet to nie chroni przed nieprzyjemnymi sytuacjami.
Spod hotelu Continental zabiera nas busik przewoźnika i transportuje na stację benzynową poza Skopje. Tam, po przetrwaniu krótkiej ulewy i paru godzinach leniuchowania ładujemy się do właściwego autokaru, który zawiezie nas do Polski.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u